Odczaruj dla mnie święta, Niko - Anna Margot - ebook

Odczaruj dla mnie święta, Niko ebook

Anna Margot

4,7

42 osoby interesują się tą książką

Opis

Kilka lat temu, po rozstaniu z chłopakiem, Marika Pasterska uciekła za granicę. Od tamtego czasu każde święta spędza sama, pod kocem chcąc, aby jak najszybciej minęły, ponieważ przypominają jej o chłopaku, który złamał jej serce.

 

Pewnego razu ulega namowom matki i przylatuje na święta do rodzinnego domu, gdzie spotyka sąsiada i zarazem kolegę z podstawówki - Nikodema Betlejskiego. Mężczyzna również został kiedyś zraniony. On jednak zamknął swój bolesny rozdział i teraz ze wszystkich sił stara się odczarować Marice święta. Czy mu się to uda?

 

Czy kobieta w końcu zamknie przeszłość za sobą i zacznie żyć teraźniejszością i przyszłością, a nie przeszłością?

 

Romantyczna jak płatki śniegu.

Gorąca jak miodowy grzaniec z nutką chili.

 Świąteczna opowieść o miłości dwojga zranionych dusz.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 105

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (3 oceny)
2
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Freyana

Dobrze spędzony czas

Świetne opowiadanie, ciepłe i bardzo świąteczne! Dobrze się bawiłam z tymi bohaterami
00



Anna Margot

ODCZARUJ

DLA MNIE ŚWIĘTA,

NIKO

Wszystkim, którzy stracili wiarę w magię świąt,

aby na nowo w nią uwierzyli…

Edycie Kene.

Za nieocenioną pomoc :*

Rozdział 1

1 grudnia

– Słyszałem siorka, że w tym roku ni chuja się nie wykręcisz? – Patrzyłam w roześmianą twarz mojego brata Dawida na ekranie laptopa.

– A no nie – przytaknęłam mu z marsową miną.

– Kiedy przylatujesz? – dopytywał.

– Szesnastego.

– Ooo – zdziwił się. – Czemu tak szybko? Obstawiałem, że na odczepnego przyjedziesz w samą wigilię i spierdzielisz zaraz po świętach. To by było bardziej w twoim stylu.

– Chciałam, ale ceny biletów w okresie świątecznym zwalają z nóg. – Westchnęłam do kamerki.

– Nie stać cię? – Zmrużył podejrzliwie oczy.

– Na razie stać, ale chyba muszę zacząć trochę oszczędzać. W pracy szykują się zwolnienia. Będę musiała po powrocie rozejrzeć się za czymś innym, bardziej stabilnym.

– Dostałaś wypowiedzenie?

– Jeszcze nie, ale większość pracuje tu dłużej ode mnie i są obywatelami tego kraju.

Przylecę wcześniej, żeby zaoszczędzić na biletach.

– I wolisz spędzić z nami więcej czasu, zamiast naruszyć świnkę skarbonkę?

– Uzbierała mi się taka ładna sumka, aż żal stamtąd wyciągać cokolwiek.

– A do kiedy zostajesz?

– Wylot z Gdańska mam szóstego stycznia.

– Spędzisz z nami całe trzy tygodnie? – Nie dowierzał. Albo kpił. W zasadzie to sarknął. – Jeśli postanowiłam zaoszczędzić, to chyba nie mam wyjścia. – Przymknęłam na chwilę oczy.

– I dostałaś tyle wolnego? – zdziwił się.

– Z tym akurat nie było problemu. Wolą rozdać zaległe urlopy niż wypłacać ekwiwalent. – Aż tak źle?

– Mhm – przytaknęłam.

– Z kim rozmawiasz, tatusiu? – Zobaczyłam, jak Hania, moja bratanica, ubrana w pluszową piżamkę, wciskała mu się na kolana.

– Z ciocią Mariką. – Poprawił ją sobie wygodnie i pocałował w blond loczki.

– Cześć ciociu. – Sześciolatka pomachała do kamerki.

– Cześć Aniołku. – Odmachałam jej.

– Zobacz, była wczoraj u mnie Wróżka Zębuszka. – Uśmiechnęła się szczerbato.

– Gratuluję, kochanie.

– Tatuś mówił, że przyjedziesz na święta.

– To prawda.

– Ciocia przyjedzie już tydzień wcześniej – zdradził jej mój brat.

– To super – ucieszyła się radośnie. – W końcu cię poznam.

– Przecież już mnie poznałaś – przypomniałam.

– Ja… Nie pamiętam – przyznała ze skruchą.

– Bo byłaś malutka, a ciocia była dawno – wyjaśnił jej mój brat.

Ostatnio w Polsce byłam dwa i pół roku temu, a wyjechałam z kraju, jak mała miała rok. Faktycznie, mogła mnie nie pamiętać. Nie powiem, trochę mnie to zabolało.

– A teraz leć już spać, bo nie wstaniesz jutro do przedszkola – ponaglił Dawid, ściągając ją z kolan i stawiając na podłodze.

– Obiecałeś poczytać mi bajkę – przypomniała mu.

– Zaraz do ciebie przyjdę. Idź już.

Za plecami brata zauważyłam jego żonę, Gośkę.

– Cześć szwagiera. – Uśmiechnęła się, pomachała mi serdecznie i poszła zaganiać córkę do łóżka.

– Nie będę wam przeszkadzać. Muszę jeszcze skończyć jeden projekt. Do zobaczenia.

– Daj znać, o której odebrać cię z lotniska. Trzymaj się, siostra. – Zakończył połączenie.

Wsunęłam palce w moje proste, mahoniowe włosy i wzięłam głęboki wdech. Spojrzałam na leżący na stole obok laptopa pęk kluczy. Wzięłam go do ręki i opuszkiem palca przejechałam delikatnie po breloczku w kształcie choinki. Prezent od Radka, mojego byłego.

Radek uwielbiał Boże Narodzenie, a na punkcie choinek miał zwyczajnego pierdolca. W zasadzie to nie zwyczajnego, a nadzwyczajnego. W każdym pomieszczeniu małe drzewko, chociażby sztuczne, chociażby lampionik, zawieszka czy inna ozdoba. Za to w salonie zajebista jodła po sam sufit. Pamiętam, że za każdym razem musieliśmy przesuwać szafę, żeby się drzewko zmieściło w naszym ciasnym, wynajmowanym mieszkanku. Jodła kaukaska zawsze stała już od mikołajek, aż do drugiego lutego. Radek nawet tapetę w telefonie na cały grudzień zmieniał na taką w świąteczne drzewka.

Uśmiechnęłam się do tych wspomnień, chociaż bolały jak cholera. Sześć lat temu zerwał ze mną przed samymi świętami. Rok po nim płakałam i rozpaczałam. Nie potrafiłam przestać go kochać, mimo wszystkich przykrości, które od niego usłyszałam. Po roku spotkałam go znowu. I pomimo spokojnej rozmowy, ponownie mnie zostawił. Otarłam samotną łzę. Święta w Polsce... Pierwsze od pięciu lat. Pierwsze od czasu naszego definitywnego rozstania. Mama miała rację. Wystarczy już tego uciekania i użalania się. Czas zmierzyć się z rzeczywistością. Może już czas pogodzić się z nieodwracalną stratą. Może nawet odwiedzę Radka, w końcu minęło tyle lat...

Rozejrzałam się po moim jednopokojowym mieszkaniu, wynajmowanym od kilku lat na obrzeżach Manchesteru. Nigdy nie zadomowiłam się tu na dobre. Nigdy nie czułam się tutaj jak u siebie. Całymi dniami siedziałam w biurze lub chodziłam po mieście. Czasem ze znajomymi lądowałam w jakimś barze. W mieszkaniu praktycznie tylko spałam i czasem jadłam. Nigdy nie czułam się tutaj dobrze. Uciekłam, bo po ostatecznym pożegnaniu się z Radkiem, nie byłam w stanie dłużej zostać w miejscu, które mi o nim przypominało. W kraju, w którym dwa razy złamał mi serce. Czy teraz dam radę spędzić tam trzy tygodnie i to w tym szczególnym okresie?

Rozdział 2

16 grudnia

– Ciocia! Ciocia! – Ciągnąc walizkę przez pół lotniska, słyszałam już z daleka piskliwy głosik Hani. Zauważyłam, jak wyrwała się mojemu bratu i pędem zaczęła biec w moją stronę. Pochyliłam się, aby ją uściskać.

– Cześć, gwiazdeczko. – Ucałowałam ją w czapkę. – Ale ty urosłaś.

– Bo dawno mnie nie widziałaś, ciociu – zachichotała. – Chodźmy już do taty, tam czeka. – Wskazała paluszkiem i pociągnęła mnie w stronę wyjścia, przy którym stał Dawid.

– Siostra! – Brat wyściskał mnie serdecznie. – Nadal nie wierzę, że tu jesteś. – Przytrzymał mnie na odległość ramion i przyjrzał mi się uważnie. – Znowu schudłaś?

– Może trochę. – Wzruszyłam ramionami.

– Chodźmy już do auta. Jeszcze kawałek drogi przed nami. – Chwycił mój bagaż i skierował nas w stronę parkingu. – Marniejesz coraz bardziej. Mama ci wysuszy głowę, zobaczysz.

Westchnęłam, cicho przyznając mu rację.

– Nie służy ci ta Anglia – dodał.

Resztę drogi do auta przebyliśmy w ciszy.

***

– Ciociu, a wiesz, że babcia pozwoliła mi ubrać u siebie choinkę? – zapytała Hania w samochodzie.

Brat łypnął na mnie okiem, żeby zobaczyć moją reakcję, po czym szybko wrócił do obserwowania drogi. Przełknęłam gorączkowo ślinę. Dawid wiedział, że od pięciu... w zasadzie od sześciu lat, bo to wtedy Radek zostawił mnie po raz pierwszy, nienawidziłam świąt. Uciekałam przed nimi. Chowałam się i modliłam, żeby minęły jak najszybciej. Od tamtej pory zawsze nawiedzały mnie w tym czasie wspomnienia. Najpierw te cudowne, z okresu studiów, gdy wszystko układało się bajkowo…

Kiedy razem z Radkiem chodziliśmy i oglądaliśmy wystawy bożonarodzeniowe, gdy jeździliśmy do nadleśnictwa wybrać tę najpiękniejszą jodłę. Gdy wspólnie wybieraliśmy się na świąteczne zakupy, kiedy razem kupowaliśmy prezenty dla naszych bliskich. Radek zawsze mówił, że tylko w tych świętach kryje się prawdziwa magia, że tylko te święta mają prawdziwego ducha i tylko w te święta wszystko jest możliwe.

A potem nagle okazało się przed samymi świętami, sześć lat temu, że to wszystko nie było nic warte. Że jakaś nowa koleżanka piecze lepsze pierniczki niż ja. Niż my. Że nie ma żadnej świątecznej magii.

A pięć lat temu drugi raz mi to udowodnił.

– Marika! – Głos Dawida przywrócił mnie do rzeczywistości. – Hania zadała ci pytanie.

– Och. Przepraszam. Zamyśliłam się.

– Zauważyłem – odparł z przekąsem.

– O co pytałaś, Haniu?

– Czy pomożesz mi ubrać choinkę u babci?

– Och. – Poczułam, jak bladłam.

Natychmiast zalała mnie nowa fala wspomnień.

Drugi rok studiów, nasze pierwsze święta razem. Wspólne ubieranie naszej pierwszej choinki.

– Poczekaj, Złotko – powiedział do mnie widząc, jak wchodziłam na krzesło, chcąc wcisnąć gwiazdę na czubek. – Podsadzę cię. – I jakbym ważyła tyle, co sikorka, która co ranek siadała na wiszącej przy oknie słoninie, podniósł mnie, abym mogła dokończyć dzieła.

– Wygląda pięknie – stwierdziłam, kiedy już odstawił mnie na dywan.

– Bo ty stojąc obok, ozdabiasz ją swoim blaskiem, Złotko – odpowiedział, przytulając mnie od tyłu.

Odwróciłam się i zarzuciłam mu czerwoną girlandę na szyję. Przyciągnęłam jego przystojną, gładko ogoloną, uśmiechniętą twarz do namiętnego pocałunku.

– Ciociu? – Z rozmyślań wyrwał mnie głos z tyłu.

– Co? A tak. Choinka...

– Pomoże ci – odpowiedział jej Dawid, parkując pod domem rodziców.

Znowu przez echa przeszłości straciłam poczucie czasu. Od sześciu lat okres przedświąteczny obfitował we wspomnienia. Nie ważne, czy tego chciałam czy nie, zawsze dopadały mnie w najmniej spodziewanym momencie.

– Babciu! Dziadku! Zobaczcie, kogo z tatusiem przywieźliśmy! – Hania krzyczała już od bramki, prowadzącej do domu rodziców.

A darła się tak głośno, aż poruszyły się firanki u sąsiadów. Rodzice mieszkali w jednym z szeregowych domków na starym, zielonym osiedlu. Obok Haliny Betlejskiej, najlepszej przyjaciółki mamy, która tak jak ona, uwielbiała zerkać przez okno, kiedy tylko usłyszała coś na zewnątrz.

– Boże, po kim ta mała ma taki donośny głos? – zapytałam retorycznie brata, bo wiedziałam, co zaraz usłyszę.

– Po swojej matce chrzestnej. – Dawid dźgnął mnie palcem.

– Dlaczego dom nie jest przystrojony? – zapytałam.

– Bo mama czekała z tym na ciebie – odpowiedział, wyciągając moją walizkę z bagażnika.

– Na mnie? Przecież dobrze wie, że nienawidzę tego robić – powiedziałam. – Już nie... – dodałam ciszej.

– I właśnie dlatego czekała. Chce, żebyś znowu to polubiła.

– Nie uda się. Nie, kiedy mam tyle wspomnień z nim – posmutniałam.

– Nikt ci nie każe zapominać przeszłości, choć faktycznie grudzień sprzed sześciu lat byś mogła. Chodzi o to, żebyś polubiła to na nowo, czy od nowa. Jakoś tak mama tłumaczyła.

– Córciu! – Wywołana kobieta stała już w przedpokoju z rozłożonymi do uścisku rękami.

– Ptaszku mój malutki! – Tata ubiegł mamę i pierwszy wciągnął mnie w swoje objęcia. – Znowu zmizerniałaś. – Pocałował mnie w czoło. – Obiecaj, że będziesz częściej przyjeżdżać. Raz na dwa i pół roku to stanowczo za rzadko.

– Zgadzam się z ojcem. – Mama wyrwała mnie z jego ramion tylko po to, żeby samej wciągnąć mnie w swoje. – Zmizerniałaś i przyjeżdżasz za rzadko. – Pogładziła mnie po policzkach.

– No – potwierdził mój brat. – Hania zna cię tylko z kamerki, była za mała, żeby cię pamiętać. Wiesz, jak cię nazywa? Ciocia z laptopa – dodał z wyrzutem.

Westchnęłam.

– Kawki? – zaproponowała mama.

– O tak. Poproszę.

– I kupiłam też twoje ulubione eklerki. W całej Anglii takich dobrych nie znajdziesz – mówiła, idąc już w stronę kuchni.

– Za to mają pyszną, gorącą czekoladę z kolorowymi piankami – szepnęłam konspiracyjnie do Hani. – I tak się składa, że trochę tego ze sobą przywiozłam. Chcesz spróbować?

Hania potrząsnęła ochoczo główką, podała mi rączkę i poprowadziła do kuchni tak, jakbym nie wiedziała, dokąd iść.

Dalsza część w wersji pełnej