Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
TRZY SIOSTRY, TRZY OPOWIEŚCI I TYLKO JEDNA TAKA HISTORIA
Każdy w rodzinie Madrigal ma magiczne moce. Każdy, z wyjątkiem Maribel! Najmłodsza z trzech sióstr dorasta w cieniu niezwykłej Isabel, pod którą rozkwitają kwiaty, kiedy tylko jej stopa dotknie ziemi. Nie może się też równać z Luis, która została obdarzona nadludzką siłą. Jedynie Maribel nie otrzymała żadnego daru i najwyraźniej nie pasuje do tego magicznego miejsca skrytego w lasach Kolumbii. Do czasu, kiedy okazuje się, że jej rodzinie zagraża wielkie niebezpieczeństwo i tylko zwykła nastolatka może zapobiec nieszczęściu.
Ta niezwykła historia została opowiedziana z perspektywy trzech bohaterek, które łączą nierozerwalne więzy krwi.
Ekskluzywne wydanie prezentowe z barwionymi brzegami.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 164
Prolog
Była sobie szczęśliwa rodzina. Pedro i Alma Madrigalowie, dumni rodzice trojaczków, kochali je nad życie. Chcąc chronić maluchy i zadbać o ich bezpieczeństwo, wyruszyli w drogę, żeby znaleźć nowy dom i zapewnić lepsze życie swoim dzieciom.
Rodzice i trojaczki, dwie dziewczynki i chłopiec, oświetlając sobie ścieżkę płomykiem świecy, szli na czele innych, którzy tak jak oni poszukiwali spokoju i bezpieczeństwa. Przedzierali się trudnym i zdradzieckim szlakiem. Na przeszkodzie stawały im strome skały, pięli się krętymi dróżkami, odpierali ataki zbójców i znosili paskudną pogodę. Pedro i Alma obiecali sobie jednak nowe życie i nie chcieli – nie zamierzali – się poddać.
Niebezpieczeństwom nie było końca. Stanęli na brzegu rwącej rzeki i zaczęli z trudem przeprawiać się przez szalejący nurt. Krok za krokiem po śliskich zdradliwych kamieniach ruszyli na drugą stronę. Alma, tuląc do siebie dzieci, przeżyła chwilę zwątpienia. Nurt był wartki, a woda głęboka. Wówczas dodała jej otuchy odwaga lśniąca w oczach Pedra. Uwierzyła, że wszystko będzie dobrze.
Kiedy dobrnęli do brzegu, była wyczerpana. Nie chciała puścić ręki męża. Wtedy pojawili się bandyci i blady strach padł na podróżnych. Pedro rzucił się w wir walki, aby ocalić swoich bliskich.
Alma była zdruzgotana po jego śmierci. Wiedziała jednak, że musi zadbać o swoje dzieci. Z niepokojem patrzyła, jak świeca migocze i przygasa. Niebezpieczeństwo wciąż było blisko. I wtedy stał się cud. Na jej oczach mała świeczka wypełniła się magią. Zapłonęła jasno, przyciągając do siebie motyle i przeganiając ciemność. Światło pokonało bandytów. Świeca stała się wiecznym płomieniem i stworzyła miejsce pełne czarów.
Encanto.
Ich nową ziemię otoczyły wysokie góry, których strome stoki chroniły żyzną, bujną dolinę. Spływały z nich migoczące wodospady. Kołysały się bujne palmy. Kwitły przepiękne kwiaty. A w samym środku Encanto jak spod ziemi wyrósł niesamowity dom. Sam pojawił się na świecie, ożył i wypełnił się magią.
Sercem Encanto była Alma. Żyła dla trójki swoich dzieci, z których każde otrzymało magiczny dar.
Mijały lata. Trojaczki założyły własne rodziny i dochowały się dzieci.
Dom się zmieniał i rozrastał. Każdy nowy członek rodziny dostawał własny specjalny pokój. Miasto także rosło i kwitło. Encanto stało się rajem dla wszystkich mieszkańców. A rodzina Madrigalów stanowiła jego centrum.
Rozdział 1 * Mirabel
Wszystko jest rozmazane. Ale wcale nie muszę zakładać okularów, aby wiedzieć, że właśnie się obudziłam w pokoju dziecięcym, który dzielę z moim kuzynem Antoniem. Mrużę oczy, bo jasne światło świeci mi prosto w twarz. Uch! Pospałabym jeszcze. Przeciągam się, trę zaspane oczy, ziewam… i wtedy uświadamiam sobie, co to za dzień. Siadam na łóżku i wciskam na nos okulary.
Dziś są piąte urodziny Antonia! Jego dzień daru! Jeśli wszystko dobrze pójdzie, już dziś będzie spał w nowym pokoju. W swoim własnym pokoju. Ciekawa jestem, jaki będzie jego dar. Teraz już wszystko widzę wyraźnie, patrzę więc przez pokój w stronę jego łóżeczka. A tam, zamiast małego ciemnowłosego chłopca, widzę pusty materac. Gdzie się podział mój primito1?
Wygrzebuję się z ciepłego łóżka. Trzaskam szufladami komody, ściągam koszulę nocną, wskakuję w bluzkę i spódnicę, starając się nie zwracać uwagi na luźne niteczki wystające z motyla, którego wyhaftowałam zeszłego wieczoru. No trudno. Później to poprawię. Teraz muszę znaleźć Antonia.
– Buenos días, Casita2! – wołam, wybiegając z pokoju. Casita łapie drzwi, żeby nie trzasnęły, i zamyka je za mną delikatnie. – Przepraszam, Casita! – mówię. Casita to mój ukochany magiczny dom. Poklepuję balustradę i zerkam na patio. – Widział ktoś Antonia?
Nikogo tam nie ma. Lekko sfruwam po schodach. Potykam się po drodze i już mam upaść, ale Casita troskliwie podsuwa mi dywanik.
– Gracias3!
Dziś będzie pracowity dzień. Naprawdę chcę pomóc. Biegnę do jadalni. Gdzie mama? Może mam dopiero piętnaście lat i jestem młodsza od moich sióstr, ale potrafię być pomocna. Wyjmuję z szafki wyjątkową zastawę Madrigalów – specjalny talerz dla każdego członka rodziny – żeby nakryć do stołu.
Trochę tu duszno.
– Casita, otwórz okiennice! – mówię. Dom otwiera je z trzaskiem. Roztacza się przede mną wspaniały widok – mój magiczny świat, Encanto. Pełną czarów dolinę, gdzie mieszkamy, otaczają niebosiężne góry, których szczyty nikną w kłębach puchatych chmur. Ich stoki są skaliste, gdzieniegdzie porośnięte drzewami, krzewami kawy i kolorowymi kwiatami. Często nisko otula je mgła, wtedy nie widać ich dokładnie, zwłaszcza o zachodzie słońca lub wieczorami. Z okien pierwszego piętra widać miasto z jego brukowanymi ulicami, kościół z ładną dzwonnicą i czyste białe domy o czerwonych dachówkach. Wszystkie okna zdobią skrzynki z bujnymi, kolorowymi kwiatkami i jaskrawo pomalowane okiennice.
Nasz dom stoi w samym centrum Encanto. Nasza Casita. Kiedy wraca się do niego po wyprawie do miasteczka, widać wspinające się po ścianach pnącza bugenwilli. Z komina zwykle leci dym z kuchennego pieca. A wieżyczka z tyłu stoi prosto, niczym żołnierz na warcie.
Tyle jest do zrobienia, a ja wychylam się przez okno i pełną piersią wdycham czyste powietrze. Drzewa mangowe, żyzna ziemia, plátanos4, orchidee, puchate obłoki. Czuję zapach tego wszystkiego. Zapach domu. Zamykam oczy i wydaje mi się, że wszystko będzie w najlepszym…
– To kiedy on dostanie ten magiczny dar? – Słyszę nagle czyjś głos.
Otwieram jedno oko. W ogrodzie pod kuchennym oknem stoi piątka niños5 z miasta. Zaglądają do środka, zawsze takie ciekawskie, zawsze z setką pytań zadawanych bez przerwy.
Takie wciąż zafascynowane naszą rodziną i naszym domem. Zawsze gotowe usłyszeć ciekawą opowieść. A ja nigdy nie mam nic przeciwko temu, żeby im ją opowiedzieć.
– Kto pyta?
– My!
W polu widzenia pojawia się uśmiechnięta twarzyczka.
– Ja!
– My wszyscy!
Śmieję się.
– Magia wydarzy się wieczorem, na uroczystości mojego kuzyna – wyjaśniam i wracam do nakrywania stołu. – I będzie przecudownie.
– Dlaczego?
– Bo jesteśmy rodziną Madrigalów.
– A jaki dar on dostanie? – pyta jedno z dzieci.
– A jaki jest twój?! – krzyczy inne.
Udaję, że nie słyszę ostatniego pytania. Zamiast tego ostrożnie stawiam na stole talerze moich sióstr, filiżankę cioci i kładę sztućce babci.
– Wieczorem się dowiemy, jaki dar ma Antonio – mówię po chwili.
– A jaka jest twoja rola? – dopytuje cichutki głosik.
Jaka jest moja rola? Mam nadzieję, że rodzina pozwoli mi odegrać jakąś rolę w tak ważnym dla Antonia dniu. Nawet jeśli się od nich różnię, to przecież nadal mogę pomóc. Decyduję się przerwać rozmowę.
– Nie mogę wam tego zdradzić. Jeśli nie jesteśmy w stanie zobaczyć całego obrazu, to w gruncie rzeczy nie widzimy nic – mówię.
Proszę, wszystko gotowe, można siadać do śniadania. Słyszę, że pozostali również już zaczęli nowy dzień. Ktoś grzechocze i stuka garnkami w kuchni. Ktoś inny podśpiewuje barytonem. W patiu słychać chichoty, a łomot spadających garnków stanowi ciekawy akompaniament do monotonnego nawoływania papug. Wkrótce cała moja rodzina zgromadzi się w jadalni na śniadanie, ale ja jestem zbyt podekscytowana, żeby tak po prostu siedzieć i na nich czekać. To w końcu dzień daru Antonia!
– Okna! – wołam, a Casita poleruje okna. – Podłoga! – Dywany pachną świeżością, a posadzka błyszczy. – Drzwi! – krzyczę, wychodząc na zewnątrz. Nad moją głową wszystkie drzwi w holu lśnią magicznym blaskiem. Hmm. Wszystkie oprócz dwóch. Potrząsam głową, starając się nie dopuścić do siebie złych myśli. No i co? Nie mogę tak siedzieć i czekać. Wolę się ruszać i działać. – Chodźmy – mówię.
Drzwi frontowe stają otworem i wita mnie poranne słońce. Omal się nie przewracam o grupkę dzieci, które czekają na mnie za drzwiami. Zarzucam na ramię mochila6 i ruszam w stronę miasta.
– Dokąd idziesz? – dopytują maluchy. – Co będziesz robić?
Odwracam się i macham do Casity. Dzieci z wrażenia szeroko otwierają oczy, gdy widzą, jak w odpowiedzi dom mruga do mnie okiennicami.
– Opowiesz nam o swojej rodzinie? – pyta pyzaty chłopczyk, a tymczasem moi rodzice, wujek, ciocia i kuzyni zerkają z okien, wystawiają głowy i wykonują te wszystkie dziwne rzeczy, które zwykle robią rano.
– A czego jeszcze nie wiesz? – pytam go, patrząc na tych ludzi, których tak dobrze znam i tak bardzo kocham. Nawet jeśli są nieznośni, co ostatnio dzieje się coraz częściej.
– Ehmm – bąka chłopiec.
Nie chciałam go zawstydzać, po prostu zaskoczyło mnie, że te dzieciaki nie wiedzą wszystkiego o rodzinnych darach Madrigalów. Całe miasto wie o nas wszystko.
– Ich jest po prostu tak dużo… – mówi nieśmiało. – Nie mogę zapamiętać, kto jest kim.
– Opowiesz nam? – nalegają.
Uśmiecham się. Z chęcią przedstawię im moją rodzinę, cieszę się, że mogę się na coś przydać. Dzieci drepczą za mną do miasta. Widzimy tam kolejkę ludzi.
– Cóż, to jest mama, czyli Julieta. – Mama macha do mnie, nie przestając zajmować się ludźmi, którzy ustawili się do niej w ogonku. – Jej dar to uzdrawianie jedzeniem. Cokolwiek jest z tobą nie tak, ona to naprawi jednym posiłkiem. A czasem nawet samą przekąską. – Wciskam się w kolejkę – no co, w końcu jestem jej córką – a ona wręcza mi arepa7 i krępującego buziaka na dokładkę. – Uch. O czym to mówiłam? – pytam z pełnymi ustami.
– O swojej mamie! – podpowiada jedno z dzieci.
– Właśnie! – I dalej snuję opowieść o moich bliskich. O magicznej rodzinie Madrigalów.
Ale im się wszystko miesza.
– A który z nich to… – zaczyna jeden maluch.
– To naprawdę nie tak trudno zapamiętać – mówi nagle młoda kobieta, która zjawia się koło nas nie wiadomo skąd.
Dzieci aż podskakują z zaskoczenia.
– To jest Dolores – wyjaśniam, podczas kiedy ona się zaśmiewa.
– I nie zapomnijcie! – mówi do dzieci moja starsza kuzynka. – Mam doskonały słuch. Wszystkie szepty to dla mnie gritos8.
– Innymi słowy – dodaję – uważajcie, co przy niej mówicie. – Dolores kiwa głową. – Właściwie uważajcie, co mówicie, gdzie byście nie byli. Ona słyszy spadającą szpilkę.
– Co to było? – pyta nagle Dolores, przysłuchując się czemuś, czego żadne z nas nie słyszy. – Mama mnie potrzebuje. Jest w domu. – Casa Madrigal9 widać nawet stąd, z miasta. Słońce oświetla dachówki ciepłym blaskiem.
– Jej mama, to moja tía10 Pepa – objaśniam, podczas gdy Dolores rusza do domu. – Dziś na pewno obudziła się w świetnym nastroju. W końcu to dzień daru jej najmłodszego syna… Jej czarodziejską mocą jest kontrolowanie – a czasem niekontrolowanie – pogody.
– Czyli, kiedy pada deszcz… – odzywa się jeden z chłopców.
– No tak. Ciocia Pepa ma zły dzień.
Chłopiec chichocze, ale szybko przestaje, kiedy na horyzoncie pojawia się młoda kobieta z wozem na głowie. Niesie wielki ciężar, a nie widać po niej żadnego wysiłku.
– A to moja siostra Luisa – mówię. Jej darem jest siła. – Pewnie pomaga w przygotowaniach do uroczystości Antonia – wyjaśniam dzieciom, które wpatrują się w nią z otwartymi ustami.
Luisa zanosi wóz przed klinikę mamy. Stawia go delikatnie na ziemi.
– Dzięki, Luiso! – woła mama. Luisa uśmiecha się z dumą, a potem łapczywie pochłania arepas, które dostaje w dowód wdzięczności.
– O, patrzcie! – wołam do dzieci. – Idzie wujek Félix! – W tym momencie wujek zmienia się w zwariowanego nastolatka. Parskamy śmiechem. Wujkiem okazuje się mój rozchichotany piętnastoletni kuzyn. – To jest Camilo. Same z nim kłopoty – opowiadam. – Otrzymał dar zmiany kształtów. Potrafi przybierać dowolną postać. Nigdy nie wiadomo, z czym wyskoczy.
Dzieci nie przestają się śmiać, bo Camilo nagle zmienia się w jedno z nich, a potem wraca do swojej postaci. Nic go tak nie bawi, jak rozśmieszanie wszystkich dookoła.
– Nie zwracajcie na niego uwagi – radzę im. – Chodźmy! – Dzieci wędrują za mną zatłoczoną plaza11.
W tym gwarnym miejscu roi się od straganów. Wieśniacy wprost z wielkich koszy sprzedają owoce – mango, marakuje, banany, chontaduros12. Na innym stoisku piętrzą się wielkie bochny pan13, całe talerze buñuelos14 i torby pandebonos15. Kilka kobiet targuje się o cenę ręcznie tkanego materiału. Z błyszczącymi oczami przekrzykują się nawzajem – te negocjacje to świetna zabawa! Z kolei w kawiarni grupka staruszków toczy zawziętą dyskusję nad filiżankami czarnej kawy. Już podwinęli rękawy i wołają do dueño16, żeby dolał im więcej. Na ławeczce w cieniu jakarandy siedzi para w podeszłym wieku i patrzy na malutkie dziecko idące ku nim niepewnie. Kobieta sadza sobie malca na kolanach i daje mu w policzek głośnego besito17.
Kilkoro dzieci odłącza się od nas, żeby pograć w piłkę na środku plaza. Przymierzam kapelusz z szerokim rondem od naszego kapelusznika. Fantazyjnie przekrzywiam sobie rondo, a brzdące się ze mnie śmieją. Cóż, chyba dziś nie kupię sobie nakrycia głowy. Przy stoisku z helados18 spotykamy mojego tatę i wujka. Jeden jest wysoki i chudy, a jego towarzysz niski i… hmm… niespecjalnie chudy.
– Hola!19 – woła ten wysoki.
– To mój tata Augustín – przedstawiam go i macham mojemu tyczkowatemu ojczulkowi. – A obok niego wujek Félix.
Félix nie podnosi wzroku. Nie wiem, o czym tych dwóch rozmawiało. Oni bez przerwy nad czymś debatują.
Jedno z dzieci ciągnie mnie za rękaw.
– A jakie oni mają supermoce?
Potrząsam głową.
– Ożenili się z kobietami z Madrigalów. Nie mają magicznych zdolności. Ale za to mają siebie nawzajem – wyjaśniam z uśmiechem.
– A gdzie twój drugi wujek? – Pytaniom nie ma końca.
Marszczę brwi.
– Cóż, tío Bruno… – Nie wiem, jak im wyjaśnić, co stało się z wujkiem. Sama tego nie rozumiem. Nie mamy zwyczaju o nim rozmawiać. – Zniknął. No, poszedł sobie gdzieś. Nie ma go.
Na szczęście uwagę dzieci zwraca wysoki przystojny młodzieniec, który właśnie podszedł do mojego taty.
– A co z nim? To też twój krewny?
– Nie! – śmieję się. – Ale bardzo by chciał nim być. Pragnie ożenić się z moją siostrą Isabelą – dodaję szeptem.
– Czy ona jest naprawdę taka cudowna, jak wszyscy mówią? – pyta najmniejsza dziewczynka. – I gdzie ona w ogóle jest?
– O wilku mowa – mruczę i pokazuję jej, na co właśnie gapi się przystojny Mariano. Moja starsza siostra Isabela jest przepiękna. Nikt nie potrafi oprzeć się jej czarowi. Od sprzedawców dostaje za darmo owoce i słodkości. Proszą, żeby pozwoliła im napawać się zapachem kwiatów w jej włosach. Darem Isabeli jest zielony kciuk, ale nie pytajcie mnie, skąd się wzięła ta nazwa. W mojej siostrze nie ma nic zielonego. Dziś zachwyca w lawendowej sukience, którą ozdobiła kwiatami w idealnie dopasowanym odcieniu. Na jej ubraniach nikt nie dopatrzy się ani jednej wystającej niteczki. Włosy zebrane z jednej strony opadają delikatnymi miękkimi falami na jej ramiona. Twarz ma nieskazitelnie piękną, pogodną i spokojną. Naprawdę nie sposób się na nią gniewać, bo jest taka miła. Tylko ja się wkurzam czasami. No, ale ja jestem jej młodszą siostrą.
Dziewczynka patrzy na Isabelę, jakby zobaczyła anioła.
– Chodź, niñita20 – mówię, ciągnąc ją za rękę. – Czas wracać do domu.
Dochodzimy już do Casity, maluchy drepczą za mną i gawędzą ze sobą. Jestem uśmiechnięta i szczęśliwa. Dziś będzie cudowny dzień. I wcale nie będę się martwić…
Dzieci nagle milkną. Podnoszę wzrok. A tam na ganku stoi moja babcia.
– Buenos días – mówi abuela21.
– Kto to? – pytają szeptem dzieci.
– Moja babcia Alma – szepczę w odpowiedzi. – Ona jest głową naszej rodziny. – Przykładam palec do ust, żeby dzieciaki były cicho.
Przy babci trzeba być posłusznym i pełnym szacunku. Ja się naprawdę staram, choć czasami jest mi trudno.
– Co robisz, Mirabel? – Abuela już kroczy w moją stronę, pobrzękując kluczami na łańcuszku zawieszonym u pasa.
– Eee, uhm…. Oni… – Rozglądam się, ale dzieci chwilowo znikły z widoku. – Ja tylko im opowiadałam o naszej rodzinie.
– Właśnie miała nam opowiedzieć o swojej super-ekstra-mocy! – Wychyla się odważnie jeden z chłopców.
– O mocy Mirabel? – Dolores pojawia się natychmiast nie wiadomo skąd. – Jakiej mocy Mirabel? – powtarza.
Kuzynka, która potrafi usłyszeć muzykę, szepty i sekrety z odległości kilometrów, przede wszystkim słucha i rzadko się odzywa. Dlatego mam nadzieję, że nie będzie niczego dzieciakom wyjaśniać.
– Taaak! Właśnie miała powiedzieć, jaką ma czarodziejską moc!
– Moc Mirabel? – Luisa znowu niesie jakiś ładunek, jakby ważył tyle, co nic. – Ona daru nie dostała.
– Cooo? – jąkają się dzieci.
Nie wiem, czy zaskoczyła je herkulesowa siła mojej siostry, czy raczej mój brak daru.
Staram się trzymać głowę wysoko.
– To prawda. Nie mam żadnego daru. – Nerwowo bawię się haftem na spódnicy. No nie, znowu wyszła nitka. Prostuję się. – Ale czy mam dar, czy go nie mam, i tak jestem tak samo wyjątkowa jak reszta mojej rodziny.
W rzeczywistości jestem bardziej wygadana niż pewna siebie.
Rozdział 2 * Isabela
Na ceremonię Antonia kwietne arkady w patiu w Casita będą wyjątkowe. Abuela powiedziała, że dzisiaj wszystko musi być perfekcyjne. Chyba zrobię jeszcze jedną girlandę i dodam ją u podnóża schodów. Właśnie stoję i rozmyślam, czy kwiaty powinny być dopasowane kolorystycznie, czy wszystkie w tym samym odcieniu, kiedy nadchodzi tata.
– Dobrze się czujesz, tatusiu? – pytam. Cały jest w okropnych bąblach. Opuchnięte czerwone placki pokrywają jego twarz, a palce u rąk przypominają kiełbaski. Zastanawiam się, czy mama to widziała.
– Pszczoły mnie pogryzły. – Wzrusza ramionami.
– Lepiej pokaż to szybko mamie – mówię. Chciałabym, żeby mój dar był odrobinkę bardziej użyteczny. Jak dar mamy na przykład. Kwiatami nie wyleczy się użądleń. Kwiaty wręcz czasem przyczyniają się do użądleń.
– Augustín, mí amor22! – woła mama. – Qué pasó?23
Ogląda delikatnie tatę i wyciąga kilka placków kukurydzianych z kieszeni fartuszka.
– Gdzie Mirabel? – pyta.
– Myślę, że pomaga przy dekoracjach – mówi tata, przeżuwając placek. – Bardzo się stara. Dobrze ją rozumiem. Kiedy ja i Félix weszliśmy do tej rodziny, czuliśmy się jak wyrzutki – żadnych darów. A wszyscy inni wokół tacy wyjątkowi! Auć! – krzyczy, bo mama dotyka właśnie paskudnie wyglądającego bąbla. – Człowiek czuje się tutaj taki zupełnie… ehmm… niewyjątkowy.
– Dzięki, tato. – Podnoszę wzrok i widzę, że Mirabel stoi obok taty. Trzyma pudło wypchane po brzegi dekoracjami. Albo czymś w tym rodzaju. Ona zawsze ma jakiś plan. Albo coś w tym rodzaju.
– Chcę tylko powiedzieć, Mira – zwraca się do niej tata – że rozumiem.
Dotyka swojej twarzy. Bąble zniknęły.
– Jeśli chciałabyś o tym porozmawiać, corazón24… – zaczyna mama.
Och, mamo, nigdy jej nie skłonisz, żeby o tym pogadała, myślę.
No i proszę!
– Wszystko w porządku! – ucina Mirabel.
„Oni próbują ci tylko pomóc!”, mam ochotę na nią nawrzeszczeć. Ale nie mówię nic. W sumie… jeśli się nie ma nic miłego do powiedzenia, lepiej nie otwierać ust. Czasem zapominam o tej zasadzie, kiedy rozmawiam z młodszą siostrą.
– Nie musisz niczego udowadniać! – mówią chórem rodzice, idąc za Mirabel w stronę domu. Kiedy znikają za drzwiami, słyszę głos.
– Perdón25? – Podnoszę wzrok znad hortensji i róż. W moją stronę idzie chłopak na posyłki ze swoim osiołkiem.
– Przepraszam?! – woła znowu.
Wycieram ręce w fartuszek. Paczki dostarczane do Casa Madrigal bardzo często są adresowane do mnie. To może być prezent od Mariano Guzmána. Wszyscy mają nadzieję, że się pobierzemy – kiedyś w przyszłości. Przysyłał mi już kiedyś czekoladki i inne drobiazgi. A czasem wysyła też bukiety kwiatów, chociaż kwiatów mam przecież pełno.
Jednak zamiast wręczyć mi paczkę, gość mówi tylko:
– Szukam Mirabel.
Uf, co za ulga. Nie potrzebuję dzisiaj więcej kwiatów, naprawdę. A Mirabel też będzie miło, jeśli coś dostanie, zwłaszcza dzisiaj.
– Mam tu dla niej specjalną przesyłkę – ciągnie. – Eee… to znaczy, niespecjalną przesyłkę, skoro nie ma żadnego daru. Ha, ha, ha!
Biedna Mirabel. Zastanawiam się, jak to by było – nie mieć daru. I jak ja bym się wtedy czuła.
– Oto i ona – mówię.
Mirabel staje właśnie we frontowych drzwiach.
– Hej, Mirabel – odzywa się do niej doręczyciel. – Życz Antoniowi szczęścia dzisiaj ode mnie – Wręcza jej paczkę pełną kolorowych papierów, wstążek, jedwabiu i nici. – Mam nadzieję, że dostanie dar. Bo wiesz, ostatnia ceremonia była zdecydowanie do bani.
Mirabel przytakuje. I mam wrażenie, że przewraca przy tym oczami.
– Znaczy wiesz, ta twoja – dorzuca chłopak tonem wyjaśnienia. – Coś wtedy nie wyszło.
Jakby naprawdę potrzebowała jakichkolwiek objaśnień w kwestii tamtego najbardziej rozczarowującego dnia w swoim życiu.
Chłopak odchodzi ze swoim osiołkiem, a Mirabel wraca do domu. Kręcę głową. Doskonale wiem, że czasem mojej siostrze nie wszystko układa się najlepiej. Poszłabym do niej i zapytała, czy mogę jej jakoś pomóc, ale to nie ma sensu. Na pewno nie chciałaby żadnego wsparcia, nawet gdybym je oferowała. Ona chce robić wszystko po swojemu. Wracam do moich kwietnych girland i poprawiam kilka pąków róż. Czuję ukłucie. Kolec wbił mi się w palec. To nawet nie boli. Widać tylko kropelkę krwi. Potrząsam ręką, żeby cierń wypadł, a wtedy na gałęzi pojawia się jeszcze więcej pąków. Odsuwam się kilka kroków w tył. Prawie idealnie. No dobra, absolutnie idealnie.
Już mam wejść do środka, kiedy słyszę dziecięcy głosik:
– Ale jak to możliwe, że Mirabel nie ma daru?
Brzdące wybierają się z powrotem do miasteczka. Dwójka podskakuje, trzecie zbiera kamyki, czwarte idzie tyłem.
– Na jej miejscu byłabym smutna – mówi w zamyśleniu jedna z dziewczynek.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. hiszp. kuzyn [wróć]
2. hiszp. Dzień dobry, domku! [wróć]
3. hiszp. dziękuję [wróć]
4. hiszp. bananowce [wróć]
5. hiszp. dzieci [wróć]
6. hiszp. torba [wróć]
7. hiszp. placek z mąki kukurydzianej [wróć]
8. hiszp. krzyki [wróć]
9. hiszp. dom Madrigalów [wróć]
10. hiszp. ciocia [wróć]
11. hiszp. plac, rynek [wróć]
12. hiszp. owoce wilhelmki wytwornej [wróć]
13. hiszp. chleb [wróć]
14. hiszp. rodzaj placka [wróć]
15. hiszp. serowe bułeczki [wróć]
16. hiszp. właściciel [wróć]
17. hiszp. buziak [wróć]
18. hiszp. lody [wróć]
19. hiszp. Cześć! [wróć]
20. hiszp. dziewczynka [wróć]
21. hiszp. babcia [wróć]
22. hiszp. Mój kochany! [wróć]
23. hiszp. Co się stało? [wróć]
24. hiszp. serce, tu: kochanie [wróć]
25. hiszp. Przepraszam! [wróć]