Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Co pandemia koronawirusa ma wspólnego ze sprzedażą lalek erotycznych i rojami szarańczy?
Według niepowtarzalnego „olbrzyma z Lubliany”, czyli turbofilozofa Slavoja Žižka – wszystko. Wiosną 2020 roku, w książce napisanej „za pierwszego lockdownu” („Pandemia! COVID-19 trzęsie światem”), Žižek zagłębiał się w nowe wymiary izolacji, kwarantanny i dystansu społecznego i badał, jak coraz bardziej jesteśmy tym wszystkim zmęczeni.
Teraz słoweński filozof sprawdza, jak brak siły roboczej wpływa na poziom zaopatrzenia w żywność i jak bardzo eksploatujemy pracowników opieki i ochrony zdrowia, bez których codzienne życie byłoby niemożliwe. Na konkretnych przykładach pokazuje, że współczesny kapitalizm nie jest w stanie skutecznie ochronić społeczeństwo w czasie kryzysu.
Pisząc z charakterystyczną dla siebie śmiałością i zapałem, Žižek sięga do teorii krytycznej, popkultury i psychoanalizy, aby ukazać niepokojącą dynamikę wiedzy i władzy w tym przedziwnym, wirusowym czasie.
SLAVOJ ŽIŽEK to jeden z najbardziej produktywnych i znanych filozofów oraz teoretyków kultury w dzisiejszym świecie. Jego pomysłowe, prowokacyjne dzieła łączą metafizykę heglowską, psychoanalizę Lacana i dialektykę marksistowską, podważając konwencjonalną wiedzę i przyjęte pewniki, zarówno lewicowe, jak i prawicowe.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 159
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Slavoj Žižek
Pandemia! 2. Kroniki straconego czasu
Tytuł oryginału: Pandemic! 2. Chronicles of a Time Lost
Przekład: Jowita Maksymowicz-Hamann
Konsultacja merytoryczna: dr Piotr Stankiewicz
© 2020 Slavoj Žižek
© 2021 for the Polish edition and translation Grupa Wydawnicza Relacja sp. z o.o.
All rights reserved
Redakcja i korekta: Kamila Wrzesińska
Adaptacja okładki: Ewelina Malinowska
Skład: Sylwia Budzyńska
ISBN 978-83-66750-36-4
Wydawnictwo Relacja
ul. Łowicka 25 lok. P-3
02-502 Warszawa
www.relacja.net
Wszystkim tym, których codzienne życie jest tak nieszczęśliwe, że nie zwracają uwagi na koronawirusa, uważając go za stosunkowo niewielkie zagrożenie
Coś się psuje na północy, północnym zachodzie – i nie odnoszę się tu do klasycznego filmu Hitchcocka, ale do Gütersloh, miasta na północnym zachodzie Niemiec, gdzie w połowie czerwca 2020 r. ponad 650 pracowników przetwórni mięsnej otrzymało pozytywny wynik testu na COVID-19, a tysiące przebywają obecnie na kwarantannie. Jak zwykle mamy tu do czynienia z podziałem klasowym: są to zagraniczni pracownicy z importu, wykonujący brudną robotę w niebezpiecznych warunkach.
Ten sam nieprzyjemny zapaszek roznosi się po całym świecie. Późną wiosną 2020 r. coś psuje się w południowym stanie Tennessee – całe tony niezebranych owoców i warzyw. Dlaczego? Ponieważ na jednej z farm w Tennessee 100 procent siły roboczej, w sumie prawie 200 pracowników, otrzymało pozytywny wynik testu na COVID-19 po tym, jak jeden z nich zaraził się wirusem1.
To tylko jeden z wielu przykładów zagrożenia stwarzanego przez pandemię dostawom żywności: produkty, które trzeba zbierać ręcznie, są zależne od setek tysięcy pracowników sezonowych, w większości imigrantów, którzy przewożeni są zatłoczonymi busami i śpią w ciasnych kwaterach – co stanowi idealną wylęgarnię zakażeń COVID-19. Liczba zachorowań na pewno wzrośnie, ponieważ zbiory należy przeprowadzić szybko, w krótkim oknie czasowym dojrzewania produktu. Pracownicy sezonowi znajdują się w bardzo trudnej pozycji – ich praca jest ciężka i niebezpieczna, zarobki skromne, opieka zdrowotna co do zasady niewystarczająca, status imigracyjny wielu z nich nieuregulowany… To kolejny przykład tego, jak epidemia ujawnia różnice klasowe oraz fakt, że w rzeczywistości wcale nie wszyscy jedziemy na tym samym wózku.
Takie sytuacje mnożą się na całym świecie. Na południu Włoch i Hiszpanii nie wystarcza pracowników przy zbiorach owoców i warzyw, na Florydzie psują się tony pomarańczy, podobne problemy występują w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech i Rosji. Z powodu pandemii jesteśmy świadkami typowo absurdalnego kryzysu kapitalistycznego: tysiące chętnych pracowników nie mogą znaleźć pracy i siedzą bezczynnie, podczas gdy tony produktów rolnych psują się na polach.
W tarapatach znajdują się nie tylko zbiory i dystrybucja – uprawa roślin też jest utrudniona. Szarańcza pustoszy zbiory od Afryki Wschodniej po zachodnie obszary Indii, gdzie grożą też susze… Podsumowując: mamy przed sobą perspektywę poważnych niedoborów żywności, a może nawet bezpośredniego głodu, i to nie tylko w krajach Trzeciego Świata. Ten problem to nie tylko fakt, że my na Zachodzie będziemy musieli zapłacić trochę więcej za nasze zwyczajowe pudełko truskawek. Sytuacja nie jest beznadziejna, ale potrzebna jest szybka i skoordynowana na poziomie międzynarodowym reakcja – coś więcej niż wezwanie, by ochotnicy pomagali na polach. Organizacje rządowe muszą zaangażować się w mobilizację ludzi, by zażegnać kryzys.
Już słyszę śmiech moich krytyków (i niektórych przyjaciół), którzy drwiąco zauważają, że wskutek pandemii mój czas jako filozofa dobiegł końca – kogo obchodzi lacanowska interpretacja Hegla, kiedy zagrożone są podstawy naszej egzystencji? Nawet Žižek musi się teraz skupić na tym, jak zorganizować zbiory.
Ale ci krytycy nie mogliby się bardziej mylić. Obecna pandemia nie tylko uwydatniła konflikty społeczne i gospodarcze, które przez cały czas tliły się pod powierzchnią; nie tylko postawiła nas w obliczu ogromnych problemów politycznych, ale w coraz większym stopniu zamienia się w prawdziwy konflikt globalnych wizji społeczeństwa. Na początku kryzysu wydawało się, że zwycięży coś w rodzaju podstawowej, globalnej solidarności z naciskiem na pomoc najbardziej zagrożonym; jednak jak to ujął John Authers, solidarność ta stopniowo „ustąpiła miejsca zażartej walce poszczególnych frakcji i kultur, w której rywalizujące ze sobą zasady moralne służą za metafizyczne granaty. Poszczególne kraje przyjmują przeciwstawne podejścia, a Stany Zjednoczone rozpadły się niemal na dwa narody, podzielone na tych, którzy noszą maski, i tych, którzy tego nie robią”2.
Konflikt ten to poważny konflikt egzystencjalny, więc nie można po prostu robić sobie żartów z tych, którzy odmawiają noszenia masek. Oto jak Brenden Dilley, teksański gospodarz telewizyjnego talk-show, wyjaśnił, dlaczego nie nosi maski: „Lepiej już być trupem niż kretynem. Tak, rozumiem to dosłownie. Wolałbym umrzeć, niż w tej chwili wyglądać jak idiota”. Dilley odmawia noszenia maski, ponieważ dla niego noszenie jej jest niekompatybilne z ludzką godnością na najbardziej podstawowym poziomie.
Dlatego właśnie w tej chwili całkowicie na miejscu jest, żeby filozof pisał o zbiorach – sposób, w jaki radzimy sobie z tym problemem, w ostatecznym rozrachunku zależy od naszego podstawowego podejścia do ludzkiego życia. Czy tak jak Dilley jesteśmy libertarianami, którzy odrzucają wszystko, co narusza nasze wolności indywidualne? Czy jesteśmy utylitarystami, gotowymi poświęcić tysiące żyć dla ekonomicznego dobrobytu większości? Czy jesteśmy zwolennikami autorytaryzmu, których zdaniem tylko silna kontrola i regulacje państwowe mogą nas uratować? Czy jesteśmy spirytualistami spod znaku New Age, którzy uważają, że pandemia to ostrzeżenie od Natury, kara za nadmierną eksploatację zasobów naturalnych? Czy wierzymy, że Bóg tylko nas sprawdza i w końcu pomoże nam znaleźć drogę wyjścia? Każde z tych podejść opiera się na konkretnej wizji istoty ludzkiej. I w tym zakresie, proponując sposoby radzenia sobie z kryzysem, wszyscy musimy zostać filozofami.
W filmie Kacza zupa braci Marx Groucho (broniący swojego klienta w sądzie jako prawnik) stwierdza: „On mówi jak idiota, wygląda jak idiota, ale niech to was nie zmyli. Naprawdę jest idiotą”. Coś podobnego powinno stanowić naszą reakcję wobec osób, które wykazują się podstawowym brakiem zaufania do państwa, uważając lockdown za spisek, mający na celu pozbawienie nas naszych podstawowych swobód: „Państwo naprawdę narzuca zasady lockdownu, które ograniczają naszą wolność, i oczekuje od nas, że będziemy się wzajemnie pilnować, by zapewnić ich przestrzeganie; ale nie powinno nas to zmylić – rzeczywiście powinniśmy przestrzegać nakazów lockdownu…”.
Powinniśmy zwrócić uwagę, że nawoływania do likwidacji lockdownów dobiegają z przeciwnych krańców tradycyjnej sceny politycznej: w USA napędzają je libertariańscy prawicowcy, podczas gdy w Niemczech ich zwolennikami są niewielkie grupki lewicowe. W obydwu przypadkach wiedza medyczna jest krytykowana jako narzędzie dyscyplinowania ludzi, traktowania ich jak bezradne ofiary, które należy izolować dla ich własnego dobra. Pod tą krytyczną postawą nietrudno dostrzec nastawienie „nie chcę wiedzieć” – jeśli zignorujemy zagrożenie, nie będzie tak źle, jakoś zdołamy przez to przejść… Amerykańska, libertariańska prawica twierdzi, że lockdowny należy łagodzić, by przywrócić ludziom wolność wyboru. Nasuwa się tu pytanie: jaką wolność? Jak napisał były sekretarz pracy USA Robert Reich: „Departament pracy Trumpa zdecydował, że pracownicy pozostający na urlopach z powodu przestojów «muszą zaakceptować» propozycję powrotu do pracy ze strony pracodawcy, tym samym rezygnując z zasiłków dla bezrobotnych, niezależnie od koronawirusa. Zmuszanie ludzi do wyboru między zakażeniem COVID-19 a utratą źródła utrzymania jest nieludzkie”3. „Wolny wybór” to w tym przypadku tylko wybór między śmiercią z głodu a zagrożeniem życia. Sytuacja przypomina tę w osiemnastowiecznych, brytyjskich kopalniach węgla, gdzie już samo wykonywanie obowiązków pociągało za sobą znaczne ryzyko utraty życia.
Jest jednak inny rodzaj ignorancji, który wspiera narzucanie surowych lockdownów. Nie chodzi o to, że władza państwowa po prostu wykorzystuje pandemię, by narzucać całkowitą kontrolę – coraz bardziej uważam, że w grę wchodzi tu pewnego rodzaju przesądny akt symboliczny: zgodnie z tą logiką, jeśli wykonamy wystarczająco mocny gest poświęcenia, który doprowadzi do paraliżu całego naszego życia społecznego, może będziemy mogli oczekiwać zmiłowania. Zaskakujący jest fakt, jak niewiele zdajemy się wiedzieć (i włączam w to naukowców) na temat mechanizmów działania pandemii. Dość często otrzymujemy od władz sprzeczne zalecenia. Słyszymy surowe wytyczne dotyczące samoizolacji, by unikać zakażenia, ale kiedy liczba zachorowań zaczyna spadać, pojawia się lęk, że przez nasze działania staniemy się tylko bardziej podatni na spodziewaną „drugą falę” ataku wirusa. Czy liczymy na to, że przed kolejną falą zostanie wynaleziona szczepionka? A skoro istnieją już różne warianty wirusa, to czy jedna szczepionka obejmie je wszystkie? Wszelkie nadzieje na szybki koniec (letnie upały, odporność stadna, szczepienie…) blakną.
Często słyszymy, że pandemia zmusi nas na Zachodzie do zmiany sposobu, w jaki odnosimy się do śmierci, do akceptacji naszej śmiertelności i kruchości istnienia – wirus pojawia się znikąd i życie, jakie znamy, się kończy… Dlatego właśnie, mówi się nam, ludzie na Dalekim Wschodzie o wiele lepiej potrafią pogodzić się z pandemią – dla nich śmierć to tylko część życia, część rzeczywistości takiej, jaka jest. My na Zachodzie coraz mniej akceptujemy śmierć jako część życia, uważamy ją za wtargnięcie jakiegoś obcego czynnika, które można opóźniać w nieskończoność, jeśli prowadzi się zdrowy tryb życia, ćwiczy, przestrzega diety, unika traumatycznych przeżyć. Nigdy nie ufałem tej narracji. W pewnym sensie śmierć nie jest częścią życia, jest czymś niewyobrażalnym, czymś, co nie powinno zdarzyć się mnie. Ja nigdy tak naprawdę nie jestem gotów umrzeć, chyba że po to, by uniknąć nieznośnego cierpienia. Dlatego właśnie w dzisiejszych czasach wiele osób obsesyjnie skupia się na tych samych magicznych liczbach: ile jest nowych zakażeń, ile osób w pełni wyzdrowiało, ile jest nowych zgonów. Ale jakkolwiek straszne by te liczby nie były, czy nasze wyłączne skupienie się na nich nie sprawia, że ignorujemy o wiele większą liczbę osób umierających z innych powodów, na przykład na raka czy atak serca? Poza wirusem jest nie tylko życie – jest też mnóstwo umierania i śmierci. Może lepiej byłoby przyglądać się śmiertelności w sposób porównawczy: dzisiaj tyle a tyle osób umarło na COVID-19, a tyle poddało się w walce z rakiem.
Powinniśmy zmienić tu nasze wyobrażenie i przestać spodziewać się jednego wielkiego, jednoznacznego szczytu, po którym sprawy zaczną stopniowo wracać do normalności. Pandemia jest tak nieznośna właśnie dlatego, że nawet jeśli nie dojdzie do pełnej katastrofy, sytuacja po prostu się przeciąga – mówi się nam, że osiągnęliśmy stabilizację, potem sytuacja nieco się poprawia, ale… kryzys nie mija. Jak to ujmuje Alenka Zupančič, problem z koncepcją końca świata jest taki sam, jak z końcem historii Fukuyamy: sam ten koniec się nie kończy, po prostu tkwimy w jakimś dziwacznym bezruchu. Tajemne życzenie nas wszystkich, o którym nieustannie myślimy, to tylko jedno: kiedy to się skończy? Ale to się nie skończy: rozsądnie jest postrzegać aktualną pandemię jako zapowiedź nowej ery ekologicznych kłopotów. W 2017 r. telewizja BBC opisała, co nas czeka wskutek naszego postępowania wobec przyrody, informując, że: „Zmiany klimatu to topnienie obszarów wiecznej zmarzliny, które trwały zamarznięte przez tysiące lat, gdzie z topniejącej gleby uwalniają się starożytne wirusy i bakterie, które leżały uśpione, a teraz wracają do życia”4.
Wirusy nie są żywe ani martwe, ale zawsze gotowe obudzić się do życia, a ironia polega na tym, że ich „nieśmiertelność” przywodzi na myśl nieśmiertelność obiecywaną przez najnowsze osiągnięcia neuronauki. Do pandemii doszło w czasie, kiedy popularnonaukowe media obsesyjnie zajmują się dwoma aspektami cyfryzacji naszego życia. Z jednej strony wiele pisze się o tzw. „kapitalizmie nadzoru”, nowej fazie kapitalizmu, w której nasze istnienie podlega całkowitej cyfrowej kontroli ze strony agencji państwowych i korporacji prywatnych. Z drugiej strony media fascynuje temat bezpośredniego interfejsu między mózgiem a maszyną, zwanego po angielsku „wired brain” („połączony mózg”). Dzięki niemu, podłączając swój mózg do cyfrowych urządzeń, mogę samą myślą wywoływać skutki w świecie zewnętrznym, a ponadto, jeśli mój mózg zostanie bezpośrednio podłączony do mózgu innej osoby, będzie ona mogła bezpośrednio dzielić moje przeżycia. W swej skrajnej postaci koncepcja „wired brain” otwiera możliwość powstania zjawiska zwanego przez Raya Kurzweila „Singularity” (Osobliwość), czyli boskiej przestrzeni pewnej wspólnej, globalnej świadomości. Jakikolwiek jest (wątpliwy jak na razie) naukowy status tej koncepcji, jej wprowadzenie w życie na pewno wpłynie na podstawowe cechy człowieka jako istoty myślącej/mówiącej. Ewentualne powstanie Osobliwości będzie miało charakter apokaliptyczny w całym złożonym znaczeniu tego słowa – pociągnie za sobą zetknięcie z prawdą ukrytą w naszej zwykłej, ludzkiej egzystencji, czyli wejście w nowy, postludzki wymiar.
Ciekawe, że szerokie zastosowanie inwigilacji zostało po cichu zaakceptowane w wielu częściach świata: drony wykorzystywano do radzenia sobie z pandemią nie tylko w Chinach, ale też we Włoszech i Hiszpanii. Jeśli chodzi o duchową wizję Osobliwości, nowej jedności tego, co ludzkie, i tego, co boskie, to błogość, w której wychodzimy poza ograniczenia naszej egzystencji cielesnej, mogłaby okazać się niewyobrażalnym koszmarem. Z krytycznego punktu widzenia ciężko zdecydować, co jest większym zagrożeniem dla ludzkości: wirusowe spustoszenie w naszym życiu czy utrata naszego indywidualizmu w Osobliwości. Pandemia przypomina nam, że pozostajemy solidnie zakorzenieni w egzystencji cielesnej, ze wszystkimi zagrożeniami, które ten fakt za sobą pociąga.
Czy to oznacza, że nasza sytuacja jest beznadziejna? Zdecydowanie nie. Przed nami ogromne, niemal niewyobrażalne kłopoty. Będziemy mieli ponad miliard nowych bezrobotnych. Trzeba będzie wymyślić nowy sposób życia. Jedno jest pewne: w przypadku całkowitego lockdownu trzeba żyć, korzystając ze starego prowiantu i innych zapasów, więc trudne zadanie polega teraz na tym, by wyjść z lockdownu i wymyślić nowe życie w warunkach zagrożenia wirusem. Pomyśl tylko, jak zmieni się to, co jest fikcją, a co rzeczywistością. Filmy i seriale, które rozgrywają się w naszej zwykłej rzeczywistości, gdzie ludzie swobodnie przechadzają się ulicami, ściskają sobie ręce i przytulają się, staną się nostalgicznymi obrazami z dawno zapomnianej przeszłości, podczas gdy nasze prawdziwe życie będzie wyglądać niczym wariant późnej sztuki Samuela Becketta Komedia, w której na scenie pojawiają się trzy identyczne, szare urny, a z każdej wystaje głowa z szyją tkwiącą w jej wylocie…
Jeśli jednak spojrzymy na sprawy z pewną naiwnością (co jest tu właśnie najtrudniejsze), jasne jest, że społeczeństwo globalne ma dość zasobów, by skoordynować nasze przetrwanie i zorganizować skromniejszy sposób życia, w którym lokalne niedobory żywności zrekompensuje globalna współpraca, a światowa opieka zdrowotna będzie lepiej przygotowana na kolejną nawałnicę. Czy będziemy w stanie to zrobić? Czy też wejdziemy w nową erę barbarzyństwa, w której uwaga skierowana na kryzys zdrowotny pozwoli tylko, by takie konflikty jak wznowiona zimna wojna między USA a Chinami lub prawdziwe wojny w Syrii i Afganistanie ciągnęły się poza zasięgiem wzroku światowej opinii publicznej? Konflikty te działają tak samo jak wirus: ciągną się bez końca. (Zwróć uwagę, że wezwanie Macrona do światowego zawieszenia broni na czas pandemii zostało po prostu zignorowane). Decyzja co do tego, którą drogą pójdziemy, nie zależy od nauki ani medycyny, to decyzja całkowicie polityczna.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Slavoj Žižek to jeden z najbardziej płodnych i znanych filozofów oraz teoretyków kultury we współczesnym świecie. Jego pomysłowe, prowokacyjne prace łączą metafizykę heglowską, psychoanalizę Lacana i dialektykę marksistowską, by podważyć konwencjonalną mądrość i przyjęte prawdy zarówno na lewicy, jak i na prawicy.
1https://fortune.com/2020/05/29/farm-workers-test-positive-coronavirus-COVID-19-tennessee/.
2 Zob. https://www.yahoo.com/finance/news/golden-rule-dying-COVID-19-040107765.html.
3https://www.theguardian.com/commentisfree/2020/may/03/donald-trump-reopen-us-economy-lethal-robert-reich.
4http://www.bbc.com/earth/story/20170504-there-are-diseases-hidden-in-ice-and-they-are-waking-up.