Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Instrukcja obsługi współczesnego chłopca w praktyce!
Pawełek to dziesięcioletni chłopiec, który w typowy dla dziecka w tym wieku, a często zaskakujący dorosłych dojrzałością i przenikliwością sposób opisuje otaczającą go rzeczywistość.
Pawełek nie ma lekko. Marzy o tym, by mieć psa, walczy o przywrócenie drożdżówek w szkolnym sklepiku i chce w końcu zagrać w popularną strzelankę. Niestety, życie nijak się ma do jego wyobrażeń. Pies się pojawia, ale jakiś taki dziwny. W grę od razu się przegrywa mimo solidnej podbudowy teoretycznej, a dorośli jak zwykle nic nie rozumieją…
Opowieści Pawełka są pełne humoru oraz dziecięcej ironii. Wspólne czytanie z dzieckiem będzie idealną okazją do poruszenia przez rodzica tematów, które dla dzieci często są bardzo trudne do zrozumienia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 119
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Pewnego dnia do naszej klasy 5a dołączył Nowy. Ten dzień niczym nie różnił się od poprzednich. Jakiś chłopak kręcił się koło nas przed lekcją, ale nie zwracaliśmy na niego uwagi. Zadzwonił dzwonek i weszliśmy do klasy. Zanim Pani zaczęła lekcję, poprosiła Nowego do siebie i powiedziała nam wszystkim, że to jest właśnie Nowy. Zdołaliśmy już wtedy sami to zauważyć, ale Pani najwyraźniej uznała, że powinna nam to powiedzieć.
– Mam nadzieję, że szybko się zaprzyjaźnicie i będziecie odpowiednio traktować nowego kolegę.
Nie sądzę, żeby w historii świata kiedykolwiek się zdarzyło, żeby nowego ucznia w klasie traktować dobrze. Nie ma takiej możliwości. Podejrzewam, że od początków ludzkości ten problem nie został rozwiązany. Czy to dobrze? Pewnie nie, ale co ja miałbym na to poradzić? Nie jestem specjalistą od rozwiązywania problemów ludzkości.
Gdyby Pani po prostu powiedziała to, co miała powiedzieć, i puściła biedaka na miejsce, to może byłoby OK. Każdy zapomniałby o tym i zająłby się swoimi sprawami, ale nie nasza Pani. Ona musiała dać Nowemu wsparcie. Podeszła, złapała za ramię i przycisnęła do siebie. Tak jakoś nim potrząsnęła. To był jego koniec. Notowania Nowego poleciały w dół.
Udusi go czy nie? Zastanawialiśmy się przez chwilę. Nie. Puściła. Nowy poczerwieniał niczym postać z kreskówki. Kiedy Pani zechciała go puścić, wrócił powoli na swoje miejsce. Zaczęła się lekcja, ale jeszcze przez dłuższy czas miałem przed oczami Nowego, którym potrząsa nasza Pani. Koszmar.
– Pawełek, nie śpij! – wyrwał mnie z zadumy głos nauczycielki, która najwyraźniej opanowała sztukę czytania w myślach. Umiała to robić doskonale.
Zawsze, kiedy byłem nieprzygotowany do lekcji, Pani o tym wiedziała. Tylko od jej nastroju zależało, czy wzięła mnie do tablicy, czy nie. Za każdym razem patrzyła na mnie i wtedy zapewne podejmowała tę decyzję. Patrzyła i myślała. Ja oczywiście zachowywałem w tej chwili zimną krew. Może trochę się pociłem, wiadomo przecież, jak w szkole jest gorąco. Unikałem jej wzroku. Spoglądałem przez okno, bo na szkolnym podwórku zawsze działo się coś ciekawego. Czyli w żaden sposób nie zdradzałem się, że jestem tego dnia nieprzygotowany do lekcji. Mimo to Pani zawsze o tym wiedziała. Następnie Pani zastanawiała się, co z tą wiedzą zrobić, to znaczy: czy odpytać mnie, czy nie. Przywoływała zapewne wszystkie dobre i złe wydarzenia, jakie ją spotkały tego dnia, i po krótkiej analizie decydowała, w jakim jest nastroju. Jeżeli w złym – tablica. Jeżeli w dobrym – byłem uratowany. Tak też stało się tamtego dnia.
– Coś mi się wydaje, że nie odrobiłeś lekcji.
– Jaaa? – Jak zwykle pewny siebie nie dałem poznać, że jestem nieprzygotowany.
– Dzisiaj ci odpuszczę, ale zastanów się, co o nas i o tobie pomyśli sobie nasz nowy kolega – powiedziała Pani i zajęła się prowadzeniem lekcji.
„Oho, nieźle – pomyślałem sobie. – Dopiero co przyszedł ten Nowy i już miałby sobie coś niedobrego o mnie pomyśleć. Hardy gagatek. Już ja się nim zajmę na przerwie”. Spojrzałem w jego stronę, ale patrzył akurat w zeszyt – mądrala. Pewnie miał mnie za głąba i nieuka.
Lekcja dłużyła mi się strasznie. To spowodowało, że zapomniałem o zemście na Nowym za jego złe zdanie na mój temat, które to Pani, jak to ona, wyczytała w jego myślach. Z Tomkiem i Karolem zajęliśmy się tym, czym zajmujemy się na każdej przerwie, czyli licytowaniem się o to, kto więcej wie na temat CS – komputerowej strzelanki Counter-Strike. Bartek też z nami był, ale on prawie się nie odzywał, więc praktycznie o nim zapomnieliśmy. Było bardzo śmiesznie, ponieważ żaden z nas nigdy nie grał w CS. Rodzice nam nie pozwolili. Grać zabronili, ale jako że są z poprzedniej epoki, to nie przyszło im nawet do głowy, żeby zabronić nam jeszcze oglądania filmików na YouTubie. Żaden z nas nie grał, ale każdy biegle znał tę strzelankę w najdrobniejszym szczególe. Wiedzieliśmy o niej więcej niż niejeden gracz. Byliśmy grającymi niepraktykującymi.
– O czym rozmawiacie? – Podszedł Nowy.
– O ceesie – odpowiedział Karol. – Mój Tata… – Jak zwykle nie zdążył dokończyć zdania.
– Wiemy, wiemy – skwitował go Mati.
Nowy szeroko otworzył oczy. Postał jeszcze chwilę. Wyglądał, jakby nas nie rozumiał, i wcale mu się nie dziwię, bo jak Karol dostanie słowotoku, to często i ja go nie rozumiem, a znam go już parę lat. Zabawny mi się wtedy wydał ten Nowy, ale jako że już od pierwszej chwili postanowił zostać moim wrogiem, to nie odezwałem się wtedy do niego. Odszedł.
Do końca dnia nie miałem już z Nowym żadnego kontaktu. Nie wchodził mi więcej w drogę i ja też nie wchodziłem jemu. Coraz bardziej wydawał mi się dziwny i nieinteresujący przez to, że siedział tak sam na korytarzu.
W domu nie działo się nic nadzwyczajnego. Moja młodsza siostra Rozalia nawet nie wkurzała mnie zbytnio. Pewnie dlatego, że Mama zawiozła ją na trening i nie było jej prawie cały wieczór. Po powrocie siły miała już tylko na drobną awanturę z rodzicami i poszła spać. Zazwyczaj wkurzanie mnie jest głównym zajęciem mojej siostry.
Następnego dnia Nowy nas zaskoczył. Od rana zaczepiał wszystkich z wesołą miną i zapraszał, żeby przyjść do niego po lekcjach. Pewnie zwariował. Było oczywiste, że wszyscy odmówimy. To był wtorek, a w tygodniu prawie każdy ma trening albo dodatkowy angielski. Jak podszedł do mnie, to mi się akurat nie chciało z nim rozmawiać i nic mu nie odpowiedziałem. Musiał sam się domyślić, że ja też do niego nie przyjdę. Na koniec dnia niewiele już pozostało z jego dobrego humoru. Nie widziałem, jak wychodził ze szkoły, ale chłopaki mówiły, że był jeszcze dziwniejszy niż na początku. Jego dziwność pogłębiała się zatem w zastraszającym tempie.
Szczyt dziwności osiągnął jeszcze szybciej, niż się wydawało, bo już w środę. Ponownie przyszedł do szkoły z uśmiechem na ustach, a nie powinien, sądząc po tym, jak wyglądał ostatnio. Tym razem zaczął dzień od zaczepiania wszystkich chłopaków i rozdawania jakichś kolorowych karteczek. Oczywiście one także były dziwne. Ja swojej nie chciałem wziąć, więc mi ją wcisnął.
– Bardzo bym chciał, żebyś przyszedł – powiedział i uśmiechnął się do mnie.
O, tego było już za wiele. Z tak dziwnymi osobami to chyba nie powinno się za dużo rozmawiać. Coś takiego powiedziała mi Babcia, kiedy oglądała wystąpienie jakiegoś tłustego polityka w telewizyjnych wiadomościach.
– Sorry, ale na pewno nie przyjdę – odpowiedziałem i popatrzyłem na chłopaków. Spojrzeli ze zrozumieniem. Było jasne, że Nowy nie namówi nikogo na przyjście do siebie.
Podczas lekcji Tomek powiedział, że karteczki to zaproszenia na urodziny. Przynajmniej on tak zrozumiał. Ciężko było rozczytać, bo było strasznie nabazgrane.
– No to ma pecha – powiedziałem i zakończyłem temat, bo nie chciałem nadużywać dobrego humoru Pani. Pani zresztą postanowiła jeszcze bardziej podkopać pozycję Nowego i rozpoczęła krótki wykład na jego temat.
– Czasami wydaje nam się, że ktoś, kto słabiej gra w piłkę, nie może być dobrym kolegą, ale wtedy trzeba znaleźć jego mocne strony i je wykorzystać, na przykład to, że jest silny, szybki albo mądry.
– Albo jest ulubieńcem Pani – powiedział Mati.
O rany. Przesadził. Wydaje mi się, że Pani usłyszała. Opuściłem głowę ze strachu. Nie wiedziałem, czy nie pomyśli, że to ja powiedziałem. Co jak co, ale ja bym się nie odważył. Mati poczerwieniał. Nastała cisza i tylko dzwonek nas uratował. Uff… Na przerwie się z tego śmialiśmy, ale to było ryzyko maksymalne. Miałem nadzieję, że Pani zapomni o tym do następnego dnia. Na wszelki wypadek postanowiłem trochę lepiej niż zwykle przygotować się do lekcji.
Nie pomyliłem się. Niestety. Kolejny dzień Pani zaczęła od złego humoru, co w oczywisty sposób poskutkowało odpytaniem połowy klasy przy tablicy. Z tej złości rozregulował się jednak mechanizm służący Pani do czytania w myślach. Pomyliła się co do mnie. Udało mi się odpowiedzieć w miarę dobrze na trzy pytania. Jednego nie wiedziałem. To niesprawiedliwe, bo inni wiedzieli mniej i ja powinienem dostać plusa. Tak, to bardzo niesprawiedliwe.
Wracając do swojej ławki, spojrzałem na Nowego z dumą. Ciekawe, co sobie teraz o mnie pomyślał. Nie jestem taki głupi, co?
Dzień pełen niespodzianek trwał. Na przerwie zobaczyliśmy Karola rozmawiającego z Nowym.
– O czym gadaliście? – spytaliśmy później.
– O niczym – próbował nieudolnie spławić nas Karol. – Mój Tata…
– Gadaj – nie ustępowaliśmy.
– Pytałem, co chciałby dostać na urodziny – odparł Karol, wypatrując nieistniejącego przedmiotu na podłodze. – Bo mój Tata…
– Co??? – Nie mogliśmy w to uwierzyć.
– Muszę iść na te urodziny – odparł. – Jego rodzice zadzwonili do moich. Okazało się, że mają jakichś wspólnych znajomych czy coś takiego.
– No to współczuję – zaseplenił Mati.
Mnie się jakoś nie chciało więcej gadać, ale spojrzałem na Karola i on chyba zrozumiał, co ja o tym myślę, bo znowu zaczął szukać tego nieistniejącego przedmiotu na podłodze.
Dalej poszło lawinowo. Zdrada za zdradą. Karol, zapewne obawiając się, że sam się na tych urodzinach zanudzi, namówił Tomka. Nie było trudno, bo Tomek ma zabronione słodycze, a wiadomo, że na urodzinach jest no limit. Skoro szedł Tomek, to od razu za nim Bartek. Na koniec już tylko Mati i ja zostaliśmy jedynymi porządnymi i nieprzekupnymi ludźmi w klasie. Nie trwało to jednak długo. Jak piorun uderzyła informacja, że Nowy nie ma bana na CS-a. Wszyscy chodzili jak nakręceni. Zagrać w kultową grę po dwóch tygodniach oglądania filmików na YouTubie. Jak on to, skubany, zrobił? Czy to prawda? Może kłamie, żeby nas namówić do przyjścia na urodziny?
– Chodź, pogramy. Nie będziemy nawet z nim rozmawiać – zachęcał mnie Mati, gdy szliśmy do domu. Nawet nie seplenił wtedy za bardzo.
Dobrze, że to powiedział, bo mogłem od tej pory zwalać na niego, w razie jakby coś poszło nie tak. Aż tak uparty nie jestem, żeby nie pójść na urodziny jako jedyny z klasy i jako jedyny nie zagrać nigdy w CS-a.
– OK, skoro aż tak ci zależy – burknąłem i skręciłem w stronę swojego bloku.
Potem mieliśmy trochę wątpliwości, bo te urodziny miały być u Nowego w domu. Ostatnio Bartek robił na trampolinach, a Tomek na paintballu. Megazabawa była. Bardzo fajnie. U Nowego tak się nie zapowiadało, ale gra w CS-a to coś, dla czego warto było zaryzykować.
Przez następne dni Rozalia odzyskała siły i wkurzała mnie codziennie. Kiedyś ona była mała i nie wolno było mi jej bić. Teraz już nieźle się bije, bo cały czas trenuje karate, ale ja wciąż nie mogę jej przyłożyć. Rodzicom zostało już chyba na zawsze to przekonanie, że ona wciąż jest mała.
Przyszedł weekend i każdy z prezentem pojawił się u Nowego. Mieszkanie jak mieszkanie, rodzice jak rodzice. Sztywno i dziwnie. Czekaliśmy na CS-a. Trzeba było się naczekać, bo niektórzy się spóźnili. W zasadzie spóźnili się ci, co zawsze się spóźniali, czyli Bartek. W tamtym momencie przez krótką chwilę rozumiałem, dlaczego Pani tak nie lubiła, gdy ktoś się spóźniał, ale szybko o tym zapomniałem. Nie ma co sobie zaśmiecać głowy.
Wreszcie wszyscy się zjawili. Kiedy już mieliśmy iść do pokoju Nowego, to jego Mama wyskoczyła z jakąś nudną przemową o tym, jak to czasem trudno odnaleźć się w nowym otoczeniu i że ma do nas jakąś prośbę… Sorry, ale niewiele już potem zrozumiałem, bo jak się do mnie mówi takie trudne i poważne rzeczy, to ja szybko tracę zainteresowanie. Mama Nowego skończyła przemawiać. Popatrzyła na nas chwilę – nie wiem dlaczego – i w końcu puściła nas do pokoju. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że na Nowego w domu mówią Maciuś. Megaobciach.
Jedyną fajną rzeczą, której naprawdę pozazdrościłem Nowemu, było to, że nie miał młodszej siostry. Najwyraźniej jego rodzice zorientowali się w porę, że jak urodzą Nowemu siostrę, to on będzie miał przekichane życie. Całkiem ludzcy ci jego rodzice.
Tata Nowego włączył komputer i rozwiał nasze wątpliwości co do prawdomówności Nowego. Naszym oczom ukazał się ekran startowy, który dotąd znaliśmy tylko z filmików.
– Łoooł – westchnęliśmy. Ja oczywiście powstrzymałem się od zachwytów. To znaczy ja tak twierdzę, ale chłopaki mówią, że ja też wzdychałem i z otwartą gębą patrzyłem w ekran przez kilka minut – kłamcy.
Tata Nowego, wychodząc z pokoju, spojrzał na niego w jakiś szczególny sposób. Nie wiedziałem wtedy, o co mu chodziło, ale z pewnością było to tak zwane porozumiewawcze spojrzenie. Nowy posmutniał i przytaknął.
Gra włączyła się. Ruszyliśmy wszyscy do komputera. Nie było miejsca na przyjaźnie i tego typu sprawy. Kto pierwszy, kto silniejszy, kto się lepiej przepchnął. Nowy to w ogóle nie miał szans. Nie wiem, czy w ogóle próbował dostać się do własnego komputera. Został gdzieś z tyłu i każdy o nim zapomniał. Niestety, mimo że jestem jednym z silniejszych w klasie, to nie dopchałem się jako pierwszy. Pierwszy grał Karol, a my jak przez poprzednie dwa tygodnie gapiliśmy się, jak gra ktoś inny. Nie trwało to jednak długo.
– O kurczę, zginąłem! – krzyknął Karol.
Drugi raz krzyknął, gdy zrzuciliśmy go z krzesła, bo każdy nie mógł się doczekać swojej kolejki. Nowy chciał chyba wprowadzić jakieś bardziej cywilizowane zasady ustalania kolejności, a może chodziło mu o krzesło. Nie wiem, bo nikt go wtedy nie słuchał.
Drugi dorwałem się ja. O rany! CS!
Idę, idę, wróg, strzelam. Bach, bach, czerwono, czerwono…
– Umarłeś! – krzyczy Tomek.
– Jak to? – pytam, spadając z krzesła, zrzucany przez moich kolegów.
Potem grali kolejni i kolejni. Coś się dziwnego stało z grą. Może to komputer Nowego? Gra była do niczego. Nie dało się grać. Ciągle nas zabijali. Na YouTubie to wyglądało super. Szło się i szło komandosem, i wszystkich rozwalało. Karol dwa razy sprawdzał, czy wersja gry jest oryginalna i czy Nowy nie ma zbyt słabego komputera. Ten się bronił, jak mógł. Komputer był jego Taty, a gra była kupiona w Empiku. Nawet paragon pokazał.
To koniec. Nie dosyć, że zmarnowany czas, to jeszcze legenda ostatnich tygodni została zrujnowana. Chcieliśmy wracać do domów. Nowy mieszkał parę ulic dalej i ja akurat nie wiedziałem, jak mam stąd trafić, więc trochę zajęło, zanim ustaliliśmy, którędy iść. W tym czasie Mama Nowego przyniosła tort. Nowy już wtedy nie miał humoru. Jak miał zdmuchnąć świeczki, to mu dwa razy nie wyszło. Wydawało się, że się popłacze. Ale by było. W naszym wieku już się raczej nie płacze. Chwila zrobiła się dziwna.
– Jakie masz zabawki? – wyskoczył Tomek, zadziwiając wszystkich tym pytaniem.
– Nie mam żadnych. Wszystkie zostały jeszcze w starym mieszkaniu – pogrążył się w typowy dla siebie sposób Nowy.
– To co robimy, idziemy do domu? – spytał rozsądnie Karol.
Nowy spuścił głowę.
– Może pobawimy się w chowanego? – zaproponował nieśmiało.
– Jezu, Nowy… – zniecierpliwiłem się – nawet moja siostra już się w to nie bawi.
W tym momencie Mati podskoczył do góry.
– Kto kryje? – zawołał. Zapluł się przy tym cały.
– Ja – odparł Nowy.
Nie minęło pół sekundy, a w pokoju zostałem tylko ja, Bartek i Nowy.
– Jeden, dwa, trzy – zaczął wyliczać Nowy, odwracając się do ściany. Biegnąc w poszukiwaniu kryjówki, miałem wrażenie, że Nowy popłakuje.
– Cztery, pięć, sześć – liczył dalej, nie rozpłakując się jednak.
Ostatnie spojrzenie na Bartka, który zdecydował się wskoczyć do wanny.
– Aua! – Okazało się, że ktoś już wcześniej wpadł na ten sam pomysł.
– Siedem, osiem, dziewięć.
Mało czasu, mało czasu! Nie jest łatwo schować się w mieszkaniu, które widzi się pierwszy raz. Coś dziwnego. Mama Nowego przywołała mnie skinieniem. Przecież nie będę z nią teraz rozmawiał. Co ona robi? Siedząc na kanapie, odchyliła część koca, którym okryła sobie nogi. Ziiiuuuu – wjechałem z rozpędu pod ten koc. Przykryła mnie. Aha, mam najlepszą kryjówkę.
– Dziesięć, szukam! – Nowy ruszył na łowy.
I w ten oto sposób spędziłem kolejne kilka minut, gotując się pod tym kocem, wciśnięty między stopy mamy Nowego. Nie żebym był niewdzięczny. Kryjówka była dobra, aż za dobra. Nie takich najgorszych miał rodziców ten Nowy.
Tomka i Bartka szybko znalazł w wannie, Karol odklepał. Mnie znalazł ostatniego.
Przez kilkanaście kolejnych minut bawiliśmy się w chowanego, rysowaliśmy mapę skarbów i ukrywaliśmy przedmioty w mieszkaniu. Potem zrobiliśmy bombę z sody i octu w sedesie. Konkurs wiedzy niepotrzebnej, w którym przegrany dostawał bitą śmietaną w twarz. I jeszcze parę innych szalonych zabaw.
Muszę przyznać, że nie było najgorzej. Prawie fajnie. Gdzieś w międzyczasie okazało się, że Nowy nie jest aż tak dziwny, jak się na początku wydawało. Powiedział, że on też od czasu do czasu przychodzi do szkoły nieprzygotowany i wcale sobie nic o mnie nie pomyślał tego pierwszego dnia. Twierdził, że w ogóle tego nie pamięta ani tego, co Pani wtedy mówiła. Podobno był przejęty pierwszym dniem w nowej szkole i nie kojarzył dokładnie, co się na tamtej lekcji działo.
Nowy okazał się całkiem normalny. Miał oczywiście różne swoje dziwne zachowania. Na przykład dowiedzieliśmy się, że za to, żeby rodzice zgodzili się na urodzinach na grę w CS-a, Nowy musiał obiecać swojemu tacie, że do końca miesiąca przeczyta wszystkie trzy obowiązkowe lektury i że zapisze się na dodatkowy niemiecki. Strasznie się sfrajerzył, zważywszy na to, że CS okazał się tak beznadziejną grą. No ale taki był ten Nowy. Czy też Maciuś, jak mówili na niego w domu.
Chodziły też plotki, że w ogóle nie miał tamtego dnia urodzin.
Kolegowaliśmy się z nim tak jak ze wszystkimi. Mieliśmy do niego żal jedynie o to, że tyle czasu zmarnowaliśmy przez niego. Mogliśmy się przecież od razu bawić, gdyby tylko wyjaśnił nam, że jest zwyczajnym chłopakiem, takim jak my. Może trochę dziwniejszym.
Redakcja: Małgorzata Starosta
Korekta: Dominika Fabiszewska, Katarzyna Skarda
Projekt okładki: White Doe
Zdjęcie autora: Wojtek Biały
Zdjęcie wykorzystane na okładce: © unsplash.com/Victor
Skład i łamanie: Cyprian Zadrożny
Konwersja do EPUB/MOBI: InkPad.pl
Wydawnictwo Mięta Sp. z o.o.
03-707 Warszawa, ul. Floriańska 14 m. 3
www.wydawnictwomieta.pl
ISBN 978-83-964582-7-8