Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Piotrek ma dziewięć lat, kocha komputery. Tak jak tata, chciałby kiedyś pracować jako informatyk. I nagle, po przeprowadzce, odkrywa, że istnieje drugie życie komputerów! Zaprzyjaźnia się z rówieśnikiem, Ulpikiem, który… A nie, o tym, jakie psikusy i dobre uczynki spłatali razem Piotrek i Ulpik, i co ma z tym wspólnego wierzba rosnąca przed domem, trzeba przeczytać samemu.
Uwaga! Odtąd inaczej będziecie patrzeć na swoje komputery!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 88
Projekt okładki i ilustracje: Izabela Madeja
Copyright © by Romek Pawlak, 2015
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
Redakcja: Elżbieta Jasztal-Szwed Korekta: Joanna Pietrasik, Magdalena Granosik
Wydanie I, Łódź, 2015
ISBN 978-83-64379-74-1
Wydawnictwo AKAPIT PRESS 93-410 Łódź, ul. Łukowa 18 B tel./fax: 42 [email protected]@akapit-press.com.pl
Skład wersji elektronicznej: [email protected]
Pewnie wszyscy znacie takich grzecznych chłopców, którzy chętnie chodzą do szkoły, dobrze się uczą i nie stwarzają żadnych problemów. Mają sporo kolegów i koleżanek, a nawet najlepszego przyjaciela. Rodzice na nich nie krzyczą. W przyszłości chcą zostać lekarzami, żeby ratować ludzi, albo weterynarzami, żeby pomagać zwierzętom. No, w ostateczności mogą grać w piłkę, ale tylko wtedy, jeśli to będzie Bayern Monachium.
Piotrek nie był taki. Nie mówiono o nim, że jest grzeczny, prawdziwego przyjaciela nie miał, piłka interesowała go tylko na podwórku, a zostać chciał informatykiem jak tata. Chociaż w tym zawodzie nie podobało mu się, że trzeba czasem wyjeżdżać z domu na jakiś czas, na „wdrożenia”, jak to nazywał tata.
Informatyka, zapamiętajcie. Komputery. Czy Piotrek zostanie w życiu informatykiem, tego jeszcze nie wiadomo. Ale właśnie on poznał zaskakujący sekret drugiego życia komputerów…
Kiedy Ulpik otworzył oczy, nie mógł jeszcze przewidzieć, że to będzie niezwykły dzień, który tak wiele zmieni w jego życiu. Było bardzo wcześnie, słońce ledwie wyjrzało zza horyzontu.
Jeśli jest się dzieckiem, małym Mikruchem, wszystko wydaje się proste. Mamy wiedzę, znamy zasady. To jak z chodzeniem: już się nauczyliśmy. I dopiero potem okazuje się, że to nieprawda, wszystkiego nie wiedzą nawet dorośli, a chodzenie po gładkiej podłodze to nie to samo, co wyjście na dwór czy balansowanie na cienkiej poręczy. Ulpik właśnie nabrał pewności, że już prawie wszystko wie. Zjadł śniadanie przygotowane przez mamę, po czym ruszył obejrzeć mieszkanie.
Było to jego nowe mieszkanie i Ulpik wciąż nie czuł się tu pewnie, dlatego każdego dnia przypominał sobie, gdzie są kuchnia i łazienka, a gdzie pokój z widokiem na wierzbę. Trzeba jeszcze zapamiętać układ korytarzy i pułapek – dopiero wtedy będzie mógł powiedzieć, że wie już wszystko.
Ale tunele i pułapki nudziły Mikrucha. Najważniejsza była wierzba, rosochate drzewo z włosami w ciągłym nieładzie. Ulpik traktował je jak przyjaciela, chociaż ono o tym nie wiedziało, bo na razie nie miał mu jak tego powiedzieć.
Hm, tunele jednak były ważne… To takim tunelem Ulpik szybko pokonał drogę z kuchni do pustego mieszkania ludzi. Rozejrzał się uważnie, a potem przemknął przez przedpokój i po rurce od kaloryfera wspiął się na parapet.
Za oknem panoszyła się nieprzyjemna wrześniowa szarość, ale w jesiennej mgle wciąż można było dostrzec koronę starej wierzby. Była królową dużego trawiastego skweru naprzeciwko bloku. Niskie choinki otaczały ją niby żołnierze, a teren jej panowania wyznaczał żywopłot, oddzielający skwer od chodnika, którym można było przejść wzdłuż bloku. Drugi chodnik przecinał skwer, dzieląc go na dwie nierówne części. Prowadził na parking z samochodami.
– Witaj, przyjaciółko – szepnął Ulpik i przywarł do zimnej szyby.
W odpowiedzi kilka gałązek poruszyło się lekko, aż w sercu Ulpika rozbłysła mała iskierka nadziei, że i bez mówienia wierzba wie: ma w nim przyjaciela.
Po obudzeniu Piotrek jak zwykle grymaził. Czyli grymasił i mazał się równocześnie.
– Mamo, ja nie chcę do szkoły! – jęczał. – Mogę być chory? Brzuch mnie boli i noga. Aua! – wrzasnął, stając bosymi stopami na dywanie.
– No już! – ponagliła go mama, żeby się szybko ubrał. A kiedy naciągnął już ulubioną bluzę z kapturem, włożył buty i kurtkę, lekko zniecierpliwiona mama zaczęła naciskać jego plecak, by wypchnąć syna za drzwi. Trochę w tym było żartów, ale jednak denerwowała się, że wciąż trzeba go zmuszać. Przecież to trzecia klasa, niedługo czwarta, co wtedy z nim zrobi? Dzieci w wieku Piotrka były już bardziej samodzielne.
– Spóźnię się do pracy! – Mama wreszcie przestała się uśmiechać.
Poprawiła kurtkę Piotrka, popatrzyła na niego groźnie, kiedy wysunął się na korytarz, i zamknęła drzwi na klucz. Razem poszli do samochodu.
Przed szkołą dała mu buziaka na pożegnanie (mama nie wiedziała, że to lekko obciachowe w jego wieku) i dalej poszli już osobno: Piotrek cierpieć w szkole, ona zarabiać na chleb w banku.
– Nie ma to, jak być elastycznym – powtarzał często tata Ulpika, kiedy przeciskał się do ich domu przez szpary pod podłogą największego pokoju.
Rodzinę Ulpika stanowili: tata, mama, dwóch starszych braci i siostra. Mieszkali sobie w kanale wentylacyjnym, biegnącym z góry na dół przez cały pokój, od sufitu do podłogi. Wejście do niego było tuż przy podłodze: mała, niemal niedostrzegalna dziurka, zastawiona płytką udającą tynk. Mieli też inne wejścia i wyjścia. Pokoje usytuowane były nie jak u ludzi, jeden obok drugiego, tylko jeden nad drugim.
Żyli sobie spokojnie w pustym mieszkaniu od zimy, chociaż Ulpik pojawił się niedawno, kiedy wiosna powoli się kończyła. Kilka dni później nagle weszło sporo obcych ludzi i zaczęło się coś, co tata nazywał „remontem”. Czyli zgrzyty, szumy, wiercenie, tumany pyłu i w ogóle same nieprzyjemne rzeczy. Była to jedna wielka katastrofa, ale tata twierdził, że musi się kiedyś skończyć.
– Jeśli prędko nie przestaną, będziemy musieli się wyprowadzić – mruczał z niechęcią.
Wszyscy znali powód tego niezadowolenia, chociaż o tym się prawie wcale nie rozmawiało. Nawet Ulpik wiedział, że opuszczenie bloku nie wchodzi w grę. Drugiego takiego wygodnego miejsca jak wnętrze kanału nie znajdą. A jeśli nawet, to zbudowanie kryjówek, sekretnych drzwi, skrótów… potrwałoby długo. No i jak on miałby opuścić swoją przyjaciółkę wierzbę?!
Na szczęście ekipa remontowa szybko się uwinęła. Teraz robili ostatnie poprawki, jak orzekł tata. Wkrótce zabiorą stąd narzędzia.
– No, jeszcze kilka dni i sobie pójdą – z ulgą wzdychał tata Ulpika.
– Chodź, obejrzymy mieszkanie – zaproponowała po południu mama, kiedy wróciła z pracy. – Już prawie gotowe!
Piotrek zerwał się z kanapy i ruszył do przedpokoju. Nowe mieszkanie będzie lepsze, chociaż stare też miało zalety, na przykład obluzowaną klepkę w podłodze, pod którą chłopiec zrobił sobie sekretną skrytkę. W nowym domu nie tylko dostanie większy pokój, ale jeszcze rodzice obiecali, że będzie mógł sobie wybrać przyjaciela: psa, a może kota. Piotrek nie był jeszcze pewien, kto by to miał być.
Mieszkanie było całkiem niedaleko, kilkaset metrów, tyle że trzeba przejść przez światła. Pojechali tam samochodem.
Kiedy mama rozmawiała z robotnikami, znudzony Piotrek poszedł do łazienki, która była już prawie gotowa, trzeba było tylko zainstalować coś, co mama nazywała armaturą i upominała robotników, żeby jej nie porysowali.
Chłopiec przyklęknął nagle zaciekawiony, bo wydało mu się, że widzi coś pod wanną, w miejscu, gdzie brakowało wciąż jednej płytki.
– Mysz! – wrzasnął i wyciągnął rękę, żeby ją złapać.
Nie wiedział, że to ogon Ulpika. (Mikruch właśnie sprawdzał, czy tunele w łazience nie zostały zniszczone przez robotników. Tata budował nowe przejścia z pomocą braci Ulpika, a on miał się upewnić, czy wszystkie są drożne, czyli gotowe w razie potrzeby. Nie zawsze dało się od tego wykręcić).
Tymczasem mama oderwała się od rozmowy z robotnikami, którzy chyba nie słyszeli krzyku Piotrka, i zajrzała do łazienki. A więc jednak coś do niej dotarło, choć nie wiadomo co.
– Nie, mamo, nic. – Machnął uspokajająco ręką. – Tylko się drasnąłem o jakąś zadrę.
Mama z niezadowoleniem pokręciła głową i wróciła do robotników.
Nie chciał przyznać, że widział mysz, bo pamiętał, że mama boi się gryzoni i może mu zakazać tu przychodzić. A Piotrek polubił myśl o zmianie pokoju i w ogóle. Żeby jeszcze dało się zmienić szkołę…
Zdyszany Ulpik stwierdził, że pora się wynosić. Jednak łatwiej to pomyśleć, niż zrobić – wyjście znajdowało się w jednym z małych pokoi, a na drodze stał ten straszny dzieciak i jego jeszcze straszniejsza mama! I robotnicy!
Piotrek odwrócił się. Postanowił wykonać stary manewr, który zawsze pomagał mu sprawdzić, czy za plecami nie skrada się jakiś okropny duch. Zrobił kilka kroków, wyszedł z łazienki, zniknął z oczu myszy czy może ducha udającego mysz. A potem, niewidoczny, odwrócił się znienacka i…
Bardzo trudno jest być małym Mikruszkiem.
Równie trudno jest być małym chłopcem.
A najtrudniej spotkać się twarzą w pyszczek.
Krzyknęli obaj równocześnie i uciekli każdy w swoją stronę. Ale ciekawość zwyciężyła i po chwili Piotrek wyjrzał zza framugi.
Ulpik już tam był, jego pyszczek wystawał zza ściany do połowy. Nic się nie działo, robotnicy nadal wiercili.
– Kim jesteś? – spytał chłopiec.
Ulpik patrzył na niego w milczeniu. Droga ucieczki nadal była odcięta.
– Ulpik – odparł wreszcie.
Chłopiec usiadł na kulawym taborecie w łazience. Był niewygodny, przechylony na jedną stronę, brudny, ale Piotrka od kucania rozbolały nogi. Ulpik przykucnął naprzeciwko. Wyglądał teraz jak dziwna mysz.
– To kim jesteś?
Ulpik zamyślił się mocno.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.