Poezje prozą - Stanisław Przybyszewski - ebook

Poezje prozą ebook

Stanisław Przybyszewski

0,0
12,49 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

“Poezje prozą” to utwór Stanisława Przybyszewskiego, polskiego pisarza, poety, dramaturga okresu Młodej Polski. Przybyszewski był skandalistą, przedstawicielem cyganerii krakowskiej i nurtu polskiego dekadentyzmu.

“Poezje prozą” to zbiór 12 utworów poetyckich Stanisława Przybyszewskiego. Obok samej twórczości rozgłos Przybyszewskiemu przynosiła także atmosfera, jaką wokół siebie wytwarzał. Był uważany za legendarną postać europejskiej bohemy, przez Strindberga nazywany był „genialnym Polakiem”. Przybyszewskiego uważa się za prekursora współczesnego satanizmu intelektualnego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 40

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wydawnictwo Avia Artis

2021

ISBN: 978-83-8226-618-4
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

PAMIĘCI JULJUSZA SŁOWACKIEGO

Bogatemi rękami rzucałeś perty i złoto i drogie kamienie wokół siebie, a tłum wił się i skłębiał się u nóg twoich; szarpał, rozrywał się i wydzierał sobie to, coś z twego nadmiaru i w pysze twego bogactwa sypko rozrzucał.

 Ciskałeś z wysokich skał w głębokie oceany czarowne klejnoty, by cieszyć się ich dźwiękiem, gdy padną na skaliste dno, a tłum rzucał się w bezdenne zatory, by je odnaleźć: twe skarby kosztowne, które dla ciebie były rozrywką swawolnego dziecka.  Rozścielałeś złote tęcze nad sobą, by poić piękna spragnione oczy ich lśnieniem, pychą ich barw, złotą roztoczą promieni, a tłum podrzucał się w dzikich wysiłkach, skokach i podrygach, by zerwać twą złotą zabawkę, podrzeć w strzępy i szmaty twe złote tęcze.  Zdawało ci się, że szarpią i biją się o twoje perły, by cieszyć się ich zbytkiem, tak jak ty się nim cieszyłeś — że zbierają twoje klejnoty, by poić się ich blaskiem, a tęcze twoje drą w strzępy, by sycić się ich promienną łaską...  Och nie!  Skrzętnie chowali do chciwych skrzyń i spiżarń twoje bogactwo — a to, co było dla ciebie zabawką, a rozrywką ciężkich chwil, stało się ich pożytkiem:  Twojemi perłami nasadzili swe brudne łachmany. Twoje złoto i klejnoty przetopili i przekupili w okrągłe blaszki, a nawet z strzępów twych złotych tęczy wysnuli nitki, któremi dziergali swe żebracze szmaty.

 Szedłeś przez ciemne pustynie. Niebo zawisło złowrogą groźbą nad Twoją głową; piekielna burza okręciła cię, szarpała i targała; tumany żwiru sypały ci się w oczy i krwawiły je; brodziłeś przez rozpalony piasek; żaden połysk gwiazdy nie mówił ci: tędy droga; szedłeś zrozpaczony oszalały bólem, a gdyś upadał, to smagała Cię jakaś wściekła ręka i wyła za Tobą:  Idź dalej! — dalej jeszcze! bo tak chce twoje przeznaczenie szedłeś straszny i okrutny, niszczyłeś wszystko naokół siebie, wbijałeś nóż w serce tym, których najwięcej ukochałeś; zginałeś karki tym, których chciałeś widzieć we wzniosłym majestacie wywyższałeś na trony nędznych niewolników; szedłeś wielki i rozpaczny, brocząc w krwi: serce targały przekleństwa i złorzeczenia Twych najdroższych istot; a gdyś pragnął spoczynku, gdyś chciał ukoić rozdarte serce, chwytała cię ta sama piekielna pięść, podrywała Cię i skowyczała:  Idź dalej! niszcz dalej! krwią się zalej, ale idź, bo tak chce Twoje przeznaczenie:  Darłeś się więc przez nieprzedarte gąszcza i poplątane pnącze odwiecznych lasów, ciemnych jak sklepienie mrocznych kościołów — ostre kolce dzikich krzewów ciało Ci rozdzierało; jadowite robactwo wpijało się chciwemi żądły w ropiące się rany, ale przedzierałeś się poprzez spłecione wężowiska lianów i powojów, łamałeś gałęzie po drodze; by torować ścieżkę ciemnemu tłumowi, co szedł za tobą. Z straszną rozpaczą szukałeś jednego promienia słońca, któryby Ci jaką polanę zwiastował — daremnie! Ale wiedziałeś, że dalej iść musisz, bo tak chciało Twoje przeznaczenie.  I zstąpiłeś do ciemnych grobów, błądziłeś po ciemnych a wązkich krużgankach, by zatknąć tam tlącą się czerwonym ogniem głownię, gdzieby tłum, co szedł za Tobą, mógł odnaleźć zagubione skarby.  A z starych ruin zdrapywałeś pleśń, by odnaleźć runy odwiecznych tajemnic.  A każdą skrytkę Twej duszy skrzętnie przeszukiwałeś, by im pokazać, jak czują, jaką drogą ich myśl się posuwa, wytłomaczyć im tajnie ich własnych dusz:  Bo tak chciało twoje przeznaczenie.  Kazano Ci być gwiazdą, co ciemność chłonie, a otóż byłeś gwiazdą.  Coraz silniej, głębiej wżerałeś się w czarne odmęty, coraz chciwiej i gwałtowniej rozlewała się Twa jaśń w otchłannych morzach nieznanych tajemnic; tonąłeś, wypływałeś, walczyłeś z wściekłymi ciemnic nawrotami, ale otóż zmogłeś tajemną czerń, grobem słonecznym rozjaśniłeś rzeczy ukryte i niepojęte.  Bo tak chciało twoje przeznaczenie:  A że z twej krwi tłum, co bieży za tobą, ssie rozkosz, że z twych zbrodni i szałów umie wycisnąć zdrój zapomnienia i kojeń, a że myśli twoją myślą, patrzy twojemi oczyma, a żeś mu rozwiązał najzawilsze zagadki, a w grubej pieśni odgrzebałeś mu ukryte znaki, torowałeś drogi przez nieprzedarte gąszcza — a żeś mu w ciemnych pieczarach wskazywał zaczarowane skarby:  Nienawidzi cię!  Szedłeś przez pustynie wśród zawiei, które ich karawany zasypują: tyś dobrnął do oazy i do rzeźwiącej cysterny:  Jesteś w zmowie z złemi mocami!  Niszczyłeś wszystko, co ci przeszkodą w twym królewskim pochodzie na drodze stawało. Deptałeś ludzi, którzy Ci zapory i wały sypali; bogactwa twe rozrzucałeś hojną, przemożną dłonią:  Jesteś zbrodniarzem!  Zstąpiłeś do ciemnych grobów, błąkałeś się po krużgankach i sklepach uświęconych kościołów; rozrywałeś pieczęcie tajnych mysteryi, wgłębiałeś się w rzeczy, których oku ludzkiemu dojrzeć nie wolno; nie uznawałeś żadnej świętości, ani żadnej władzy, ani potęgi prócz swej własnej: Jesteś świętokradzcą!  A ty biedny szedłeś, przedzierałeś się, brnąłeś głębiej i dalej.  Gromy przekleństw, obelg, złorzeczeń spadały na twą głowę. I ty wielki, potężny — Ty mocny czułeś się małym i nizkim, żeś się chciał w ziemię zagrzebać. — I Ty niepojęty czułeś ból i wstyd, że chciałeś najchętniej duszę swą wypluć; i Ty najniewinniejszy i bez skazy dźwigałeś ogrom takiej winy, żeś giął się w dwoje pod ciężarem krzyża. A przecież szedłeś — dokąd? na jaką mękę? Po jakie odkupienie?  Nie pytaj się! Idź dalej! Niszcz i twórz! Odradzaj i zabijaj: Popełniaj zbrodnie, by uświęcić nową cnotę! Idź pomazańcze ciemnych losów i przeznaczeń, idź, dokąd cię ręka nieznanego Boga prowadzi! Idź odziany burzą, uwieńczony gromem — idź wśród przekleństw i skowytu tłumu:  Potępieńcze — proroku, Światłodajny i Duchu ciemności, Święty i Zbrodniarzu:  Przepotężny Duchu