Ponad Knieje - Monika Litwinow - ebook
NOWOŚĆ

Ponad Knieje ebook

Litwinow Monika

0,0

23 osoby interesują się tą książką

Opis

Pierwsze ciepłe dni wiosny wabią konińskich nastolatków nad popularne jezioro w Gosławicach, gdzie urządzają pierwszego grilla w sezonie. Następnego ranka jeden z nich budzi się w nieznanym sobie domku letniskowym, a gdy w końcu udaje mu się zlokalizować, gdzie bawił się poprzedniego wieczora, odkrywa w wodzie zwłoki. Po znajomych nie ma nawet śladu, on zaś ze względu na romskie pochodzenie ucieka z miejsca przestępstwa.

Artur Gawron, skupiony na odnalezieniu mordercy swojej żony, nareszcie czuje, że depcze mu po piętach. Angażuje więc w poszukiwania pracujące w policji rodzeństwo, Magdalenę i Jakuba, oraz byłego glinę – Piotra Mrozka. Stara się nie myśleć o Elenie, choć jej personalia pojawiają się na radarze śledczych w związku z dawną sprawą niewyjaśnionej śmierci powiązanej ze zorganizowaną grupą przestępczą ze Słupcy.

Autorka trzeciego tomu leśnej serii spod Konina jak zwykle nie pozostawia suchej nitki na podłości i draństwie. Podejmuje tematy lokalnego rasizmu, dylematu między ucieczką a walką oraz prawa do zemsty.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 474

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



MONIKA LITWINOW

ponad

KNIEJE

FRAGMENT

PROLOG

4 maja 1992 roku, wieczór, Gitarzyn, Ośrodek Wypoczynkowy „Knieje”

– Będzie fajnie – powiedziała, wydmuchując papierosowy dym. – Musi być fajnie.

– Co jest, Mała?

Zaciągnęła się dymem iodwróciła, ale zobaczyła tylko ciemną sylwetkę, wyraźnie zarysowaną przez światło dużej latarni przed głównym budynkiem ośrodka. Siedziała na trawie oparta odrzewo na wprost jeziora, ale Bryła najwyraźniej bez problemu ją rozpoznał. Tak jak ona jego. Znikim nie pomyliłaby ani charakterystycznego głosu, ani regularnie trenowanych ramion. Przysiadł obok, aona wyciągnęła zkieszeni bluzy paczkę papierosów. Poczęstował się bez proszenia. Ciepło skóry jego odkrytych przedramion buzowało tak intensywnie, że poczuła je przez gruby rękaw. Przyjemny zapach perfum zaświdrował jej wnosie.

– Wiedziałeś, że będzie tu Czarny? – zapytała, nie patrząc na niego.

– Też się dopiero dowiedziałem. – Splunął przed siebie. – Podobno wylądował udziewczyn. Rozmawiałaś znim?

– Tak jakby.

Zaśmiała się pod nosem.

– Mówią, że przywiózł zapasy zapteki. – Zaciągnął się ispojrzał na Małą badawczo. – Dziwne, że żadne znas otym nie wiedziało, no nie?

Dziewczyna pokiwała głową. Teraz było jasne, dlaczego Proca była tak spięta ito właśnie ją wytargała zimprezy. Kolejny raz miała wejść wrolę mediatora między wychowawczynią aCzarnym. Przynajmniej jedna zagadka się wyjaśniła.

– Po co miałby umawiać się ze swoją byłą-niebyłą dziewczyną inajlepszym przyjacielem – odparła cierpko. Zgasiła fajkę wziemi iułożyła brązowy filtr obok trzech dotąd spalonych.

– Byłą dziewczyną?

– Nie wiem – odpowiedziała krótko. – Ichyba mnie to nie obchodzi. – Wyjęła kolejnego papierosa.

– Jasne – prychnął. – Lasek nigdy nic nie obchodzi iani się obejrzysz, awantura gotowa.

– No właśnie. Dlaczego nie zapytasz swojej dziewczyny? Wkońcu policja zgarnęła Czarnego zósemki.

– Mają tam teraz kazanie od waszej wychowawczyni.

– Jeszcze?

– Przed chwilą zajrzałem wich okna. Połowa znich ryczy. Nie zdziwię się, jak jutro przyjadą po nich starzy.

– Dobrze, że mnie tam nie było.

– Michał na pewno cię szukał – skwitował Bryła, jakby przekonywał sam siebie. – Co mu strzeliło do łba, żeby przywozić ze sobą towar? Ijak to się wogóle sypnęło?

– Aja wiem?

– To wkońcu rozmawiałaś znim czy nie?! – wyrzucił zirytowany.

– Do pewnych rozmów nie trzeba słów, wiesz? – Mała zaciągnęła się powolnie, po czym odwróciła się do niego iwypuściła dym nosem. Znów szukała jego wzroku, gdyż całą sobą czuła, że wwierca się wnią intensywnie. Nagle zdało jej się, że ciepłe ramię chłopaka zbliżyło się nieznacznie, ale szybko się odwróciła wstronę jeziora.

– Ja wiem, bez czego nie mam zamiaru dzisiaj już ani rozmawiać, ani słuchać, ani rozumieć. – Wyjął zza paska spodni na plecach butelkę bez etykiety. Zębami pozbył się korka ipodał ją Małej.

– Co to za szataństwo? – zapytała po powąchaniu zawartości.

– Bimberek – odparł zwymuszoną wesołością, po czym wziął mały łyczek. – Zpiwniczki dziadunia.

– To jest wogóle legalne? – zaśmiała się, ale sięgnęła po butelkę iupiła odrobinę. – Jezu! Chcesz mnie otruć?!

– Jak ci nie smakuje, chętnie to wykończę zchłopakami.

– Za chwilę. – Odsunęła jego rękę sięgającą po trunek, by upić nieco więcej.

– Uważaj ztym. – Bryłek przechylił się ku przyjaciółce na tyle blisko, że poczuła jego oddech na szyi.

Mała spojrzała mu woczy, gdy odbiło się wnich światło latarni. Złapał jej spojrzenie itrwali wtej pozie dwa oddechy. Kiedy dostrzegła czułość, wyprostowała się ioddała mu butelkę. Zauważyła, że jej papieros zgasł, więc odłożyła niedopałek do pozostałych.

– Jesteś zMychą? – zapytała ostrożnie.

– Co to za pytanie? – zaśmiał się, po czym pociągnął łyk zbutelki.

– Proste pytanie, prosta odpowiedź. Jesteś czy nie?

– Nie chcę otym rozmawiać. Idaj szluga.

– Ty daj szluga!

– Zostawiłem wplecaku wdomku.

– To mów wprost. Jesteście razem czy nie?

– Plota za fajkę?

– Plota?

Ijuż wiedziała. Znowu chwilę przeciągnęła jego spojrzenie, po czym wyjęła paczkę ipołożyła przed Bryłkiem. Sama również wyciągnęła następną, odpaliła fajkę iopatuliła się ciaśniej czarną bluzą. Nic nie mówili. Palili ipopijali alkohol, patrząc przed siebie.

– Posłuchałabym czegoś dobrego – powiedziała zchrypką po nie wiadomo jak długim czasie.

– Ja też. Mosze wrósimy do ośrodka? – zaproponował, mamrocząc.

– Dziwne, że jeszcze nie wysłali po nas psów gończych – stwierdziła, po czym się podniosła, lekko tracąc równowagę. Zobaczyła, że Bryła ma podobny problem, więc wyciągnęła do niego rękę. Chwycił ją, ale zamiast wstać, przyciągnął Małą do siebie. Opadła na niego niezgrabnie.

– Co robisz?! Najebałeś się czy jak?

– Jest to bardzo, ale to bardzo moszliwe – odparł bełkotliwie, szczerząc białe zęby, czego nie mogła zobaczyć, ale wiedziała, że tak jest. Woń perfum mieszała się zrujnującym chwilę odorem przepitego ipapierosowego oddechu ich obojga.

Zaraz, zaraz… Jakie rujnowanie chwili?!

Dziewczyna podjęła pokraczną próbę podniesienia się, ale poczuła ciepło jego dłoni na nagich plecach. Włożył ręce pod jej bluzę ichwycił mocno wtalii. Nie robił nic więcej. Po ciele nastolatki przebiegły zastępy dreszczy, wbrzuchu załaskotała lawina meteorytów, amiędzy nogami zrobiło się ciepło iwilgotno. Oddychała, jakby biegła wmaratonie. Nie miała pojęcia, ile mogła tak trwać znajlepszym przyjacielem swojego najwyraźniej byłego chłopaka, ale nie chciała niczego zmieniać. Ani się cofać, ani robić kroku na przód. Pragnęła tylko jego przysłoniętego przez ciemność irozanielonego przez bimber spojrzenia. Bliskości. Każdy skrawek ciała szalał zradości istrachu.

– So na to Szarny? – zapytał miękko Bryłek.

– No właśnie. Co na to Czarny?

– To przecież twój ukochany.

– Dobrze wiesz, że już od dawna nie. – Czekała na choćby kłamliwe zaprzeczenie. Bryła milczał, ale chciał ją pocieszyć, więc delikatnie pogłaskał ją kciukiem po plecach. – Jest za to twoim najlepszym przyjacielem. Czy męski kodeks nie zabrania ruszania byłych?

– Nie zasługiwał na ciebie…

– Och, stul dziób! – Odepchnęła go zdenerwowana, po czym podniosła się iruszyła przed siebie, przyjmując za azymut latarnię przed ośrodkiem. Otarła zpoliczka łzę iparła przed siebie zdezorientowana. Wypiła owiele za dużo. Wiedziała, że zatacza się jak żul przed monopolowym, ale miała to wdupie.

– Chodź do nas!

Usłyszała za sobą wołanie, ale nie odwróciła się. Zbyt wiele czuła, wdodatku kręciło jej się wgłowie iniewykluczone, że zaraz żołądek wywróci się na drugą stronę.

– Szego się tak jeżysz?! – Bryła stanął przed nią odrobinę zdyszany. Wdłoni trzymał opróżnioną do połowy zieloną butelkę bez korka. – Srobiłem coś złego?

Nie zatrzymała się, tylko stawiała kolejne kroki. Dostrzegła domki ustawione pod ścianą rosnących wzdłuż ogrodzenia drzew. Gdzieś tam powinna być ósemka, ale wżadnym oknie nie paliło się światło. Była zła, bo bez latarki nie miała szans trafić tam, gdzie powinna. Odbijało jej się bimbrem iteraz była pewna, że to tylko kwestia czasu. Skręciła wkrzaki izwymiotowała.

– Dobrze się czujesz? – usłyszała, ale nie odpowiedziała, targana torsjami.

Naprzemiennie płakała, kaszlała iwypluwała kolejne fale spożytego alkoholu. Na szczęście nie trwało to długo. Otarła dłonią policzki iusta. Wstała zklęczek iodetchnęła głęboko. Była zażenowana izawstydzona, że Bryła widział ją wtakim stanie. Nawet nie chciała się do niego odwrócić. Zadrżała od nadjeziornego inocnego chłodu.

– Chcesz fajkę? – zapytała wkońcu, marząc oprzerwaniu lepkiej inieznośnej ciszy.

– Zawsze – usłyszała za plecami lekką odpowiedź. – Inie przejmuj się. Nawet nie wiesz, jak często rzygam przy ludziach.

– Mało to pokrzepiające – roześmiała się iodwróciła, ośmielona kiepskim żartem. Wyjęła paczkę zkieszeni ipodała ją chłopakowi. – Czuję się paskudnie imarzę, by się położyć.

– Serio? – zapytał nieco otrzeźwiony. – Może jednak wpadniesz do nas? Lis iKarol na pewno są na nogach. Moglibyśmy czegoś posłuchać.

Znowu stanął bliżej, ale była zbyt zniesmaczona sobą iswoim oddechem, by poddać się sugestiom Bryły.

– Idę do siebie. Jak tylko rozszyfruję, który domek to ósemka.

– Nie idź – powiedział bardziej stanowczo ichwycił jej dłoń.

– Dobranoc – odpowiedziała, siląc się na przymilny uśmiech, po czym zabrała rękę iodeszła.

Nasłuchiwała, czy za nią nie idzie. Nie chciała się nawet odwrócić, by go nie zachęcać, kiedy nagle poczuła, że znowu chwyta ją za rękę.

– Pomogę ci chociaż – usłyszała.

Nie chciała, by ją teraz dotykał. Zdaleka wyglądali jak para, anie powinni. Dla niej Bryłek nadal był chłopakiem Mychy icokolwiek działo się między nią aCzarnym, nie zamierzała się odgrywać czy mścić. Nie potrzebowała tego. Pożałowała dziwnych zbliżeń zBryłą. Bała się, że mógł je odczytać jako zachętę ichoć może wtedy jej się podobały, zrozumiała, że były głupie ibez sensu. Co sobie myślała? To proste. Nie myślała. Jak mogła być tak naiwna?

Wkońcu Mała puściła rękę kolegi ichoć jej ulżyło, przestraszyła się, że teraz on poczuje się odtrącony. Co by nie mówić, od dawna bardzo się lubili. Schował dłonie do kieszeni inic nie powiedział. Oileż łatwiej by było, gdyby była trzeźwa. Gdyby oboje byli trzeźwi.

– Nie gniewaj się… – powiedziała wkońcu.

– Spoko.

Wytężała wzrok, by wnikłym już świetle latarni dostrzec numery domków. Przy ścieżce stała jedynka, później dwójka, ale jakby zboku. Na trójce widziała już tylko nędzny cień. No nic, doliczenie do ośmiu musi wystarczyć. Najwyżej się pomyli. Ktoś jej otworzy, zapali światło idostrzeże odpowiedni domek. Że też nie skupiła się na lokalizacji, gdy przyjechali. Zamiast tego od razu rzuciła plecak na wybrane łóżko ityle ją dziewczyny widziały.

– To tutaj – powiedział Bryła nieco bezosobowo ichłodno. – Chyba nie masz zbyt dobrej orientacji wterenie?

– Nigdy nie byłam harcerką. – Siliła się na rozweselony ton, by rozładować atmosferę. – Dziękuję. Bez ciebie musiałabym przysnąć na jakimś ganku iprzeczekać do świtu.

– Zawsze do usług – powiedział udobruchany.

– Zawsze? – Zrobiła krok wjego stronę, ale nie poruszył się. Nie widziała go zbyt wyraźnie, ale miała nadzieję, że już nie był na nią zły.

– Zawsze.

Tym razem on podszedł bliżej. Na tyle blisko, że bezwiednie zrobiła dwa kroki do tyłu. Poczuła za plecami ścianę domku czy nawet drzwi. Oparła się delikatnie, aon nie ustępował. Wkońcu dzieliła ich tylko wąska szczelina. Wyższy od niej Bryła patrzył zgóry. Jej oddech znów gwałtownie przyspieszył. Musiał go czuć na szyi, ale ani drgnęła, ubezwłasnowolniona przez huśtawkę uczuć. „Niech nic więcej się nie wydarzy”, pomyślała. Nie otwierała ust, ciągle skrępowana incydentem wkrzakach. Przymknęła oczy. Delikatny jak pióro dotyk dłoni na policzku przyjęła zwestchnieniem.

– Muszę już iść – wyszeptała.

– To idź.

Nie przestawał gładzić twarzy dziewczyny, aona nie drgnęła. Jego oddech zbliżył się do jej zamkniętej powieki. Dłoń zsunęła się zpoliczka do szyi. Palce kreśliły półkola nad linią kołnierza bluzy.

– Zostaw mnie – powiedziała ichoć siliła się, by sięgnąć za klamkę, trwała wbezruchu.

Czy dlatego, że ujawnił swoje uczucia? Czy chodziło oczułość ibliskość? Czy dlatego, że jej nie odrzucił? Czy dlatego, że nie chciała go tracić? Wiedziała, że jakikolwiek następny gest stanie się pęknięciem wrozsypującej się tamie między ich przyjaźnią aczymś więcej. Skoro nie chciała do tego dopuścić, dlaczego na to pozwalała?

Ciemność rozdarło światło, które nagle zapalono wdomku. Szelesty irozmowy wewnątrz świadczyły otym, że któraś zdziewczyn obudziła się, pewnie zaniepokojona odgłosami przy drzwiach. Bryła iMała spojrzeli na siebie przymrużonymi oczami. Choć chłopak nic nie powiedział, jego twarz wyrażała negatywne uczucia. Nastolatka nie wiedziała jakie inie zdążyła zapytać, gdyż biegiem uciekł wciemność. Wdrzwiach za jej plecami ktoś przekręcał klucz wzamku.

– Zgubiłaś się czy co? – zapytała Mycha. – Płakałaś? Coś się stało?

– Za dużo wypiłam irzygałam wkrzakach – odpowiedziała cierpko Mała, wchodząc izamykając za sobą drzwi na klucz. Pospiesznie wydobyła zplecaka szczoteczkę ipastę do zębów. Włazience spojrzała na bladą twarz wlustrze. Odkręciła wodę izapłakała, dławiąc się wyrywającym się zniej szlochem.

Nie mogła zasnąć. Kręciło jej się wgłowie od krążącego wżyłach alkoholu. Zwdzięcznością pomyślała ochwili, kiedy zwymiotowała, bo poczuła się oniebo lepiej. Serce waliło jak podczas biegu, najwyraźniej wtempie galopujących myśli. Naprzemiennie zakrywała się śpiworem iodkrywała. Nie przebrała się do snu, nie chcąc dłużej wykorzystywać zapalonego światła. Wiedziała, że obudziła wszystkich powrotem wśrodku nocy, aciężkie milczenie igniewne spojrzenia dziewczyn tylko potwierdzały jej teorię, że były na nią nieziemsko wkurzone. Po przyjeździe myślała, że powodem było jej natychmiastowe ulotnienie się do chłopaków. Pewnie teraz na listę przewinień trafiła nieobecność podczas nalotu policji na domek, aprzecież nic tak nie jednoczy jak solidarne współdzielenie tarapatów. Wtym przypadku dziewczyny zbratały się wniechęci do współlokatorki iMała miała wrażenie, że bluzgi izłorzeczenia pod jej adresem wiszą nad łóżkiem jak czarne chmury ciskające wnią piorunami. Nie mogła tego znieść. Swędziała ją od tego skóra.

Kiedy na dworze świtało, pogodziła się zmyślą, że nie ma co liczyć na choćby godzinę snu. Wstała najciszej, jak potrafiła, choć łóżko zaskrzypiało niemiłosiernie. Chwyciła trampki iwsamych skarpetach, na palcach, podeszła do drzwi. Przekręciła kluczyk możliwie najwolniej, mimowolnie wywołując pojedynczy trzask, ale nie obejrzała się za siebie. Nie chciała wiedzieć, czy kogoś obudziła, iteraz będzie musiała konfrontować się zdezaprobatą koleżanek. Miała po kokardę ich fochów.

Zamknęła za sobą drzwi najciszej, jak potrafiła, naciskając klamkę do samego końca, aż zamek wskoczył wrowek bezszelestnie. Chłód poranka zadziałał na nią kojąco. Biorąc głęboki wdech, zdało jej się, że czuje resztki zimowego powietrza, inie pomyliła się. Zjej ust wydobył się blady obłoczek. Zerknęła na zegarek. Czwarta czterdzieści.

Wyjęła zkieszeni bluzy paczkę papierosów. Ostatni szlug. Zaklęła pod nosem. Drugą paczkę miała wpokoju, wplecaku. Nie zamierzała tam wracać. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby niektóre dziewczyny usłyszały, jak się wymyka, ijuż na nią psioczyły. „Byle do jutra”, pomyślała. Trzeba jakoś przeżyć najbliższą dobę; zjedzą śniadanie, spakują się do autokaru iwróci do domu. Tam nie czekało na nią nic lepszego, ale przynajmniej mogła zaszyć się wswoim pokoju. Teraz oniczym innym nie marzyła.

Pozostał jej spacer po ośrodku. Przeszła trasę sprzed kilku godzin. Zniechęcią spojrzała na krzaki, wktórych zostawiła wypity bimber igodność. Spojrzała jeszcze raz do pudełka izastanawiała się, jak bardzo odwlec przyjemność na później. Jezioro spoglądało na nią sennie, uśpione przez rechotanie żab icykanie świerszczy. Od strony lasu dało się słyszeć ćwierkanie rannych ptaków. Doszła do wniosku, że dawno nie czuła się tak spokojnie. Weszła po cichu na pomost, jakby nie chciała ciężkimi krokami na deskach zakłócić koncertu poranka. Nie znała świata ztej strony, ale bardzo jej się spodobał. Całe życie mieszkała wbetonie, awakacyjne wyjazdy kończyły się na polskim wybrzeżu wturystycznych molochach. Chłonęła chwilę, zaskoczona, jak bardzo się wzruszyła izachwyciła.

Szarość szybko nabierała kolorów rozbudzonych przez wschodzące słońce. Od strony lasu dobiegały chłopackie śmiechy, które nieuchronnie zbliżały się do plaży. Trwała wbezruchu, mając nadzieję, że ci, którzy wyjdą za chwilę zza drzew, jej nie zauważą. Zulgą stwierdziła jednak, że to tylko Bryłek zchuderlawym Lisem iKotylewskim, najwyższym inajszerszym znich wszystkich, nie intruzi. Panowie najwyraźniej nie przerwali wczorajszej imprezy inie była pewna, czy miała ochotę na ich towarzystwo. Zdrugiej strony mogli mieć papierosy.

– Oooooo, paczsie! – zawołał Bryła. – To moja najlepsza pszyjasiółka!

– Mała! – zawołał uradowany Kotylewski.

Słabo znała pozostałych dwóch. Wiedziała onich tylko tyle, że trzymali się razem. Chodzili do jednej klasy ina SKS-y1, by grać wkosza po lekcjach.

– Takie małe dziewczynki nie powinny być włóżku otej porze? – zadrwił Lisu, gdy przyszli na pomost iprzysiedli się obok niej na brzegu. Melodie poranka ucichły.

– Masz może fajkę? – zapytała Lisa.

– Ha! Nie taka mała, na jaką wygląda! – zarechotał nastolatek, ale wyjął zkieszeni dżinsów paczkę papierosów iją poczęstował. Chwycił Małą za policzek jak ciotka na spotkaniu rodzinnym, gdy miała pięć lat. – Abuźka taka niewinna!

Nie zareagowała. Wszyscy trzej byli nieznośnie pijani, ale przetrzyma ich. Przynajmniej na trzy, może cztery papierosy.

– Daj jej spokój. – Bryła spoważniał iusiadł między nimi. – To dobra dziewczyna.

– Chyba twoja – zakpił Kotylewski. – Amyślałem, że zajęta.

Mała speszyła się, ale nie komentowała. Mieli mocno wczubie, aona już zostawiła ten stan za sobą iwiedziała, że wdawanie się wdyskusje nic nie da.

– Eeeee, słyszałem coś innego – niemal krzyknął Lisiecki iprzeciągle beknął. – Gadałem zCzarnym ijedno wiem na pewno. Jak nie dasz się chłopakowi chociaż pomacać, wkońcu znajdzie sobie chętniejszą.

– Zamknij ryj, Lisu – warknął Bryłek.

– Aciebie co tak wzięło? – Karol oburzył się, odpalając papierosa. – Czarny to twój przyjaciel, sam dobrze wiesz, co gadał.

Mała spojrzała na Bryłka zaskoczona. Ten rzucił na nią rozmyte spojrzenie, zbyt speszony, by wytrzymać dłużej.

– Serio? – zapytała, zaciągając się po raz ostatni papierosem inadpalając przy tym filtr. – Serio?!

– Ooooo, laska się oburzyła! – zarechotał Kotylewski, wyrzucając swój niedopałek do wody. – Może potrzebujesz lekcji, co?

Mała spojrzała na Karola. Wjego oczach pojawił się mrok. Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, ale uboku Bryły, który siedział pomiędzy nimi, czuła się bezpiecznie.

– Chyba dawno nikt ci nie dał po ryju – warknął.

– Weź, odpuść – wtrącił się między nich Lisiecki. – To przecież zwykła dupa, do tego żadnego znas.

– Chodź, Mała. Idziemy. – Bryłek się podniósł ipodał jej rękę, aona ją przyjęła.

Pozostali również wstali. Karol chciał do niej podejść, ale Bryłek stanął mu na drodze.

– Myślę, że dziewczyna potrzebuje korków – zadrwił wielkolud.

Mierzyli się spojrzeniami. Wkońcu Bryłek zareagował iodepchnął Kotylewskiego. Ten zachwiał się, ale utrzymał na nogach. Nie czekał iod razu ruszył na kolegę. Bryła zamachnął się, by uderzyć go wtwarz, ale Karol to przewidział. Zrobił unik, agdy tamten stracił równowagę, wepchnął go do wody. Plusk rozniósł się echem po tafli jeziora niemal tak głośno, jak serce Małej uderzyło wpiersi. Bryłek wyłonił się natychmiast spod wody, ale Lisiecki był szybszy. Zaszedł dziewczynę za plecami ichwycił wtaki sposób, aby ręką zasłonić jej usta. Drugą wygiął jedno zjej ramion do tyłu ichoć próbowała się bronić iwyrywać, Karol natychmiast do niej doskoczył iją unieruchomił.

– Myślę, że teraz Czarny do ciebie wróci – wysyczał jej do ucha. – Przekonasz się, że niepotrzebnie się opierałaś.

Mała zamarła. Próbowała się wywinąć albo krzyczeć, ale oni byli od niej dużo wyżsi isilniejsi. Płakała ibłagała, by przestali, ale oni już znosili ją zpomostu wstronę lasu.

– Zostawcie ją, kurwa! – krzyczał Bryłek inajszybciej jak to możliwe płynął do brzegu.

Kiedy tylko poczuł grunt pod nogami, wybiegł co sił wnogach izanim zdążyli ją zaciągnąć między drzewa, dopadł do Karola izimpetem wymierzył mu sierpowy wnos. Otrzeźwiony zimną wodą bił powalonego kolegę, zaślepiony złością.

Lisiecki wykorzystał tę chwilę ichoć Mała uderzała go po głowie wolną ręką, on bez wysiłku przytrzymał ją blisko siebie.

– Nie opieraj się, dziecko – wyszeptał jej do ucha. – Spodoba ci się, zobaczysz.

Karol po otrzymaniu kilku kopniaków zareagował ipodciął Bryłę, aten padł na ziemię. Walka otrzeźwiła ijego, aznich dwóch on zdecydowanie przodował wsile, dlatego szybko doskoczył do chłopaka iwalnął go prosto wnos izgłówki wczoło. Bryłek jęknął otumaniony. Wtym czasie Kotylewski dołączył do Lisieckiego. Podniósł bluzę ikoszulkę dziewczyny i, niemalże śliniąc się, zaczął ją obłapiać. Maciek, który odsłonił usta Małej, włożył dłoń wjej spodnie. Nie krzyczała. Płakała bezgłośnie, starając się złapać oddech. Czuła, że za chwilę się udusi od własnych łez.

Nagle Karol krzyknął zbólu izłapał się za tył głowy. Lisiecki, na widok dziewczyny zwielkim kamieniem wręce, puścił Małą przestraszony. Padła na ziemię zkaszlem, odruchowo zasłaniając się zpowrotem ubraniami.

– Ej, co ty odpierdalasz?! – krzyknął Kotylewski, trzymając się za głowę. Spojrzał na dłoń idostrzegł krew.

Mycha, ubrana wspodnie od piżamy, kurtkę iklapki, zamachnęła się kamieniem, na co Karol wyciągnął wjej kierunku ręce wobronnym geście.

– Pojebało was?! – krzyknęła. – Spieprzajcie stąd albo, słowo honoru, zaraz będę tak wrzeszczeć, że mnie zdrugiej strony jeziora usłyszą!

– Wyluzuj, kurwa – powiedział potulnie Lisiecki. – Chodź, stary, nic tu po nas.

Karol iMaciek schowali dłonie wkieszenie iszybkim krokiem ruszyli wstronę domków. Bryłek, oprzytomniony krzykiem Mychy, podniósł się, choć nie bez problemu, tamując skrawkiem koszulki krwotok znosa.

– Co wwas, kurwa, wstąpiło?! – krzyczała na niego. – Co wyście jej zrobili? Hej, Mała, żyjesz?

Podeszła do leżącej dziewczyny, ale ta nie zareagowała. Dyszała ciężko zszeroko otwartymi oczami, trzymając się za brzuch. Wkońcu Mała spojrzała koleżance woczy, ata zobaczyła wnich wyłącznie przerażenie iłzy spływające strumieniami.

– Chodź – powiedziała Mycha. – Wracamy do domku. Aty nawet, kurwa, nie podchodź! – krzyknęła do Bryłki, gdy ten próbował się do nich zbliżyć icoś powiedzieć.

– Mała, proszę – wydukał, ale żadna znastolatek się nie obejrzała.

1 Szkolny Klub Sportowy