Ponad śnieg bielszym się stanę. Dramat w trzech aktach - Stefan Żeromski - ebook

Ponad śnieg bielszym się stanę. Dramat w trzech aktach ebook

Stefan Żeromski

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

„Ponad śnieg bielszym się stanę” to dramat w trzech aktach. Jego akcja rozgrywa się na Kresach. Główny bohater, Wincenty – z miłości do kuzynki – staje się winny ludzkiej śmierci i zrywa z matką.

W „Ponad śnieg bielszym się stanę” dostrzec można Ibsenowskie konflikty sumień. Główny bohater dramatu to prawdziwy, modernistyczny melancholik, pogrążony w nieuleczalnym marazmie niespełnionego idealisty. Poprzez didaskalia oraz kwestie wypowiadane przez inne postaci Żeromski wyraźnie zaznacza słabość i skrajną, depresyjną wręcz niemoc tego bohatera.

Dramat otwierał w 1919 r. działalność słynnego Teatru Reduta Juliusza Osterwy. Spektakl okazał się wielkim sukcesem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 80

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Stefan Żeromski
Ponad śnieg bielszym się stanę
Dramat w trzech aktach
Warszawa 2016
Dedykacja

Panu Juliuszowi Osterwie, niezrównanemu artyście i reżyserowi, autor

Osoby

RUDOMSKA

WINCENTY – jej syn

HELENA

IRENA

ŚWIATOBOR

JOACHIM

OFICER

STARSZY ŻOŁNIERZ

ŻOŁNIERZE, CHŁOPI

Akt I

Scena przedstawia duży pokój w starym dworze na kresach wschodnich. Dostatnie meble, portiery, na ścianach obrazy. Z lewej strony wielka i szeroka szafa biblioteczna, pełna książek i manuskryptów. W głębi sceny duży, staroświecki komin z kamiennym obramowaniem. Z prawej strony komina drzwi, z lewej okno, zastawiane kwiatami. – Przy drzwiach stoi młynarz Joachim, człowiek starszy, chudy, dziobaty, mówiący krzykliwie. Ubrany jest w długie buty i szary drelich. W rękach obraca kaszkiet z daszkiem. Wincenty Rudomski, młodzieniec lat dwudziestu, jedyny syn dziedziczki dóbr Łuża, wysmukły, piękny, przechadza się niespokojnie, potrącając krzesła, raz w raz rozgarnia kwiaty i wygląda przez okno.

WINCENTY

A przez Ciekłe?

JOACHIM

Ani mowy! Wylało na wiorstę! Pszenicę zmuliło na tym wzgóreczku, co za brzeziną, a przecie gdzie zboże, gdzie woda!

WINCENTY

A od Psarskiego?

JOACHIM

Toć jaśnie paniczowi gadam: jedna woda rwie nad całymi łąkami od pagóra do pagóra.

WINCENTY

I mostu na rzece, mówisz, nie widać?

JOACHIM

Jakże ma być widać most, jaśnie paniczu, kiedy tam z mostu ani dyla! Stympale same wyrwało i poniosło, nie dopiero most, dyle. Belki przecie niesie na sobie, płoty, częstokoły, pleciaki, strzechy, stogi siana, kopy, pokosy.

WINCENTY

No, więc jednym słowem żadnego do nas nie ma dostępu. Jesteśmy z trzech stron zalani.

JOACHIM

Ano! Kaczka tamtędy chyba przeleci albo ten jastrząb. Tylko nasza grobla trzyma cały wart wody, żeby pięciu wsi nie zatopiło. Ja ten rów na końcu grobli, co go jaśnie panicz widział, cięgiem rozszerzam i puszczam przybór na lewą rzekę. Zbieram obrus powodzi w tamtą stronę. Można przecie sobakę zmanić na lewo. W upuście jednego stawidła nie podnoszę i, uchowaj Boże, na upust wody nie popuszczam, boby porwało. Tak jak teraz to wierzchem sobie, wolniusieńko powódź idzie, na pół wiorsty szeroko. To samo jaśnie pani dziedziczka chwali. Pod najsroższą karą nakazywała, żeby wodę naszą groblą trzymać, choćby się miała wylać na nasze pola w górze stawu, a ludzi zaś dólskich chronić. Własne jaśnie pani dziedziczki są słowa: „choćby miało zalać samą pszenicę za krzyżem, ty, Joachim, trzymaj! „

WINCENTY

Ale czy nasza grobla sama wytrzyma?

JOACHIM

Skoroby jeszcze deszcze szły, jako teraz?

WINCENTY

A właśnie!

JOACHIM

Moc boska! Jedno wiem: upustu nie można tknąć. Jakby napór powodzi na upust poszedł, nie wytrzyma żaden słup ani stawidło. Sam upust ze wsiem wyrwie i poniesie, uchowaj Boże miłosierny! Taka to woda! Trza bez zmrużenia oka głęboką moc wody kierować na ten przekop, co w końcu grobli. Zmiłowanie boskie nad nami!

WINCENTY

Jakże ty myślisz, Joachim? Znasz przecie swoje wody i wszystkie drogi. Pan Olelkowicz przejedzie bezpiecznie od strony Mochnów? Ta jedna jedyna drożyna mu została. Prawda? Przecie to jutro rano ślub panny Ireny. On tu dziś nad wieczorem musi być! I będzie, żeby kije z nieba leciały. Ja go znam!

JOACHIM

Od Mochnów przejechać może tą drożyną, co nad rzeką. Ale ta drożyna wodą zalana. Po zady konie będą we wodzie brodziły, powóz się wody opije, ale przejechać mogą, bo przecie tę drogę znają. Sam jaśnie panicz Olelkowicz ją zna, no i na koźle nie będzie miał byle kogo, tylko samego Kukwę, a ten tę drogę zna jak swoje pięć palców.

WINCENTY

Znać drogę, znają, ale pomyśl, że ze trzy wiorsty będą musieli na oślep noga za nogą jechać w głębokiej wodzie. Nad tym pomyśl!

JOACHIM

Jeżeli woda nie przybierze, jeżeli, na przykład, powódź będzie taka sama A jeśli, czego Boże broń, głębsza pójdzie Jakaż tu na to rada!

WINCENTY

Jeżeli już są w drodze?

JOACHIM

Czy ja wiem? Może na taki czas jaśnie panicz się zastanowił i nie wyjechał.

WINCENTY

Pleciesz! Są w drodze, bo wysłał telegram z miasta dziś rano, że wyjeżdża.

JOACHIM

Kiedy ten posłaniec z telegrafem tu przyszedł? Ja go nie widział.

WINCENTY

Wyżynami przeszedł.

JOACHIM

To to jego Michał łodzią dostawiał?

WINCENTY

No, właśnie.

JOACHIM

Ha! Wola boska! To już jaśnie panicz Olelkowicz jedzie. Teraz będzie może w Leszczycy, może gdzie dalej, może bliżej. We wodę się pewnie puszcza. Mogą przejechać, bo Kukwa będzie pozór dawał. Jeśli gdzie powódź wyrwę wyjęła, no, to się wywalą we wodę, ale i wylezą. Na ślub przecie jadą.

WINCENTY

Tak, prawdę mówisz: „na ślub przecie jadą”.

JOACHIM

Chybaby jaśnie pani sama ślub odłożyła, ale widzi mi się, że chyba nie.

WINCENTY

Nie, nie odłoży, żadną miarą nie odłoży. Bądź zdrów, Jochym.

JOACHIM

Upadam do nóg, jaśnie paniczu.

wychodzi

WINCENTY

Na ślub przecie jadą.

Patrzy długo we drzwi, za którymi zniknął Joachim. Słychać daleki, monotonny szum powodzi, kiedy niekiedy krzyk z odległości. Zbliża się do okna, wygląda.

Pada Znowu ulewa!

z radością

Rozstąp się, niebo! Spadaj, potopie niebieski!

po chwili

Jutro o tej porze już będzie po wszystkim. Wrócimy z kaplicy w Klonach, gdzie się odbędzie ślub Ireny z Olelkowiczem. Cóż ja pocznę, gdy będę patrzał na ten ślub, gdy potem będę jechał konno za ich powozem? Jak ja sobie dam radę! Jak ja ten jutrzejszy dzień...

głucho szlocha, wałęsając się po pokoju

Jutro o tej porze.

Ociężale zmierza do sofy, stojącej z lewej strony, siada bezwładnie w rogu i ujmuje swą głowę w obiedwie ręce. Tak pozostaje długo w nieruchomej postawie.

IRENA

uchyla drzwi, wchodzi na palcach, rozgląda się po pokoju, mówi szeptem:

Wiko!

WINCENTY

z radością, z rozkoszą

A!

IRENA

szeptem, tajemniczo

Nie ma tu nikogo?

WINCENTY

Nie ma nikogo.

IRENA

wskazując drzwi na lewo

A tam?

WINCENTY

Zdaje mi się, że i tam nie ma nikogo.

IRENA

Zobacz.

WINCENTY

pospiesza do drzwi bocznych, uchyla je i zagląda przez szczelinę. Po chwili:

Nie ma tam żywej duszy.

IRENA

gwałtownie

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.