Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Ponad śnieg bielszym się stanę” to dramat w trzech aktach. Jego akcja rozgrywa się na Kresach. Główny bohater, Wincenty – z miłości do kuzynki – staje się winny ludzkiej śmierci i zrywa z matką.
W „Ponad śnieg bielszym się stanę” dostrzec można Ibsenowskie konflikty sumień. Główny bohater dramatu to prawdziwy, modernistyczny melancholik, pogrążony w nieuleczalnym marazmie niespełnionego idealisty. Poprzez didaskalia oraz kwestie wypowiadane przez inne postaci Żeromski wyraźnie zaznacza słabość i skrajną, depresyjną wręcz niemoc tego bohatera.
Dramat otwierał w 1919 r. działalność słynnego Teatru Reduta Juliusza Osterwy. Spektakl okazał się wielkim sukcesem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 80
Panu Juliuszowi Osterwie, niezrównanemu artyście i reżyserowi, autor
RUDOMSKA
WINCENTY – jej syn
HELENA
IRENA
ŚWIATOBOR
JOACHIM
OFICER
STARSZY ŻOŁNIERZ
ŻOŁNIERZE, CHŁOPI
Scena przedstawia duży pokój w starym dworze na kresach wschodnich. Dostatnie meble, portiery, na ścianach obrazy. Z lewej strony wielka i szeroka szafa biblioteczna, pełna książek i manuskryptów. W głębi sceny duży, staroświecki komin z kamiennym obramowaniem. Z prawej strony komina drzwi, z lewej okno, zastawiane kwiatami. – Przy drzwiach stoi młynarz Joachim, człowiek starszy, chudy, dziobaty, mówiący krzykliwie. Ubrany jest w długie buty i szary drelich. W rękach obraca kaszkiet z daszkiem. Wincenty Rudomski, młodzieniec lat dwudziestu, jedyny syn dziedziczki dóbr Łuża, wysmukły, piękny, przechadza się niespokojnie, potrącając krzesła, raz w raz rozgarnia kwiaty i wygląda przez okno.
WINCENTY
A przez Ciekłe?
JOACHIM
Ani mowy! Wylało na wiorstę! Pszenicę zmuliło na tym wzgóreczku, co za brzeziną, a przecie gdzie zboże, gdzie woda!
WINCENTY
A od Psarskiego?
JOACHIM
Toć jaśnie paniczowi gadam: jedna woda rwie nad całymi łąkami od pagóra do pagóra.
WINCENTY
I mostu na rzece, mówisz, nie widać?
JOACHIM
Jakże ma być widać most, jaśnie paniczu, kiedy tam z mostu ani dyla! Stympale same wyrwało i poniosło, nie dopiero most, dyle. Belki przecie niesie na sobie, płoty, częstokoły, pleciaki, strzechy, stogi siana, kopy, pokosy.
WINCENTY
No, więc jednym słowem żadnego do nas nie ma dostępu. Jesteśmy z trzech stron zalani.
JOACHIM
Ano! Kaczka tamtędy chyba przeleci albo ten jastrząb. Tylko nasza grobla trzyma cały wart wody, żeby pięciu wsi nie zatopiło. Ja ten rów na końcu grobli, co go jaśnie panicz widział, cięgiem rozszerzam i puszczam przybór na lewą rzekę. Zbieram obrus powodzi w tamtą stronę. Można przecie sobakę zmanić na lewo. W upuście jednego stawidła nie podnoszę i, uchowaj Boże, na upust wody nie popuszczam, boby porwało. Tak jak teraz to wierzchem sobie, wolniusieńko powódź idzie, na pół wiorsty szeroko. To samo jaśnie pani dziedziczka chwali. Pod najsroższą karą nakazywała, żeby wodę naszą groblą trzymać, choćby się miała wylać na nasze pola w górze stawu, a ludzi zaś dólskich chronić. Własne jaśnie pani dziedziczki są słowa: „choćby miało zalać samą pszenicę za krzyżem, ty, Joachim, trzymaj! „
WINCENTY
Ale czy nasza grobla sama wytrzyma?
JOACHIM
Skoroby jeszcze deszcze szły, jako teraz?
WINCENTY
A właśnie!
JOACHIM
Moc boska! Jedno wiem: upustu nie można tknąć. Jakby napór powodzi na upust poszedł, nie wytrzyma żaden słup ani stawidło. Sam upust ze wsiem wyrwie i poniesie, uchowaj Boże miłosierny! Taka to woda! Trza bez zmrużenia oka głęboką moc wody kierować na ten przekop, co w końcu grobli. Zmiłowanie boskie nad nami!
WINCENTY
Jakże ty myślisz, Joachim? Znasz przecie swoje wody i wszystkie drogi. Pan Olelkowicz przejedzie bezpiecznie od strony Mochnów? Ta jedna jedyna drożyna mu została. Prawda? Przecie to jutro rano ślub panny Ireny. On tu dziś nad wieczorem musi być! I będzie, żeby kije z nieba leciały. Ja go znam!
JOACHIM
Od Mochnów przejechać może tą drożyną, co nad rzeką. Ale ta drożyna wodą zalana. Po zady konie będą we wodzie brodziły, powóz się wody opije, ale przejechać mogą, bo przecie tę drogę znają. Sam jaśnie panicz Olelkowicz ją zna, no i na koźle nie będzie miał byle kogo, tylko samego Kukwę, a ten tę drogę zna jak swoje pięć palców.
WINCENTY
Znać drogę, znają, ale pomyśl, że ze trzy wiorsty będą musieli na oślep noga za nogą jechać w głębokiej wodzie. Nad tym pomyśl!
JOACHIM
Jeżeli woda nie przybierze, jeżeli, na przykład, powódź będzie taka sama A jeśli, czego Boże broń, głębsza pójdzie Jakaż tu na to rada!
WINCENTY
Jeżeli już są w drodze?
JOACHIM
Czy ja wiem? Może na taki czas jaśnie panicz się zastanowił i nie wyjechał.
WINCENTY
Pleciesz! Są w drodze, bo wysłał telegram z miasta dziś rano, że wyjeżdża.
JOACHIM
Kiedy ten posłaniec z telegrafem tu przyszedł? Ja go nie widział.
WINCENTY
Wyżynami przeszedł.
JOACHIM
To to jego Michał łodzią dostawiał?
WINCENTY
No, właśnie.
JOACHIM
Ha! Wola boska! To już jaśnie panicz Olelkowicz jedzie. Teraz będzie może w Leszczycy, może gdzie dalej, może bliżej. We wodę się pewnie puszcza. Mogą przejechać, bo Kukwa będzie pozór dawał. Jeśli gdzie powódź wyrwę wyjęła, no, to się wywalą we wodę, ale i wylezą. Na ślub przecie jadą.
WINCENTY
Tak, prawdę mówisz: „na ślub przecie jadą”.
JOACHIM
Chybaby jaśnie pani sama ślub odłożyła, ale widzi mi się, że chyba nie.
WINCENTY
Nie, nie odłoży, żadną miarą nie odłoży. Bądź zdrów, Jochym.
JOACHIM
Upadam do nóg, jaśnie paniczu.
wychodzi
WINCENTY
Na ślub przecie jadą.
Patrzy długo we drzwi, za którymi zniknął Joachim. Słychać daleki, monotonny szum powodzi, kiedy niekiedy krzyk z odległości. Zbliża się do okna, wygląda.
Pada Znowu ulewa!
z radością
Rozstąp się, niebo! Spadaj, potopie niebieski!
po chwili
Jutro o tej porze już będzie po wszystkim. Wrócimy z kaplicy w Klonach, gdzie się odbędzie ślub Ireny z Olelkowiczem. Cóż ja pocznę, gdy będę patrzał na ten ślub, gdy potem będę jechał konno za ich powozem? Jak ja sobie dam radę! Jak ja ten jutrzejszy dzień...
głucho szlocha, wałęsając się po pokoju
Jutro o tej porze.
Ociężale zmierza do sofy, stojącej z lewej strony, siada bezwładnie w rogu i ujmuje swą głowę w obiedwie ręce. Tak pozostaje długo w nieruchomej postawie.
IRENA
uchyla drzwi, wchodzi na palcach, rozgląda się po pokoju, mówi szeptem:
Wiko!
WINCENTY
z radością, z rozkoszą
A!
IRENA
szeptem, tajemniczo
Nie ma tu nikogo?
WINCENTY
Nie ma nikogo.
IRENA
wskazując drzwi na lewo
A tam?
WINCENTY
Zdaje mi się, że i tam nie ma nikogo.
IRENA
Zobacz.
WINCENTY
pospiesza do drzwi bocznych, uchyla je i zagląda przez szczelinę. Po chwili:
Nie ma tam żywej duszy.
IRENA
gwałtownie
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.