34,99 zł
Greystone’om udało się uratować swoją mamę, podobnie jak mamę Natalie. Nikt jednak się nie łudzi, że niebezpieczeństwo minęło. Wkrótce z nieoczekiwanych miejsc zaczynają spadać tajemnicze monety, opatrzone kodami, wyglądającymi dokładnie tak, jak te, nad którymi pracował ojciec Greystone'ów przed śmiercią. Po dotknięciu symbole zamieniają się w słowa: PROSZĘ POSŁUCHAJ. ZNAJDŹ NAS, ZOBACZ NAS, POMÓŻ NAM. Monety są posłańcami, informującymi Greystone'ów i ich sojuszników, że ich przyjaciele z alternatywnego świata są atakowani, i że okrutne siły kontrolujące umysły zagrażają także naszemu światu. W finałowym tomie serii rodzeństwo Greystone'ówi wraz ze swoimi sobowtórami, rodzeństwem Gustano, łączą siły, by ocalić oba światy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 335
Mama wjechała do garażu. Greystone’owie w końcu dotarli do domu.
Nikt się jednak nie ruszył, dopóki mama nie powiedziała:
– Szybko. Zabierzcie z domu to, czego potrzebujecie, i znikamy stąd.
Starsze rodzeństwo Finna – Emma i Chess – wyskoczyło z samochodu i puściło się biegiem w stronę drzwi prowadzących do kuchni. Ale Finn pokręcił głową.
– Ja niczego nie potrzebuję. – Dał nura na przednie siedzenie i chwycił mamę za rękę. – Wolę pomóc tobie.
– Och, Finn. – Kąciki ust mamy uniosły się w drżącym uśmiechu. – Mógłbyś zabrać ulubione zabawki. Albo gry. Mamy miejsce. Niewykluczone, że minie sporo czasu, nim tu wrócimy. Albo… – Spuściła wzrok na ich złączone dłonie i szepnęła: – Może nawet nie stanie się to nigdy.
Miesiąc temu mama za nic by czegoś takiego nie powiedziała. Udawałaby, że wszystko jest w porządku. Właściwie to tak właśnie robiła – wtedy, kiedy nie pisnęła słowem Finnowi ani Emmie czy nawet Chessowi o tym, jak wielkie grozi jej niebezpieczeństwo. Zostawiła ich, udając, że to zwyczajny wyjazd służbowy.
Miesiąc temu przypuszczalnie traktowałaby Finna, Emmę i Chessa tak, jakby byli młodsi, niż są w rzeczywistości.
Teraz jednak wydawało się, że wszyscy dorośli.
I to mama była osobą, którą musieli chronić.
– Zabawki i gry? – zapytał Finn takim tonem, jakby te słowa były mu obce. Kąciki ust mamy zadrżały. Spróbował jeszcze raz. – Zamieszkamy na razie w domu pani Morales, prawda? Tam jest mnóstwo zabawek i gier, z których wyrosła Natalie. Moglibyśmy bawić się nimi bez końca, a i tak jeszcze by ich zostało. – Nachylił się i szepnął: – Są naprawdę bogaci. Wiesz?
Uśmiech mamy wydawał się w tej chwili niemal szczery.
– I hojni – mruknęła.
– Chodźmy – rzekł Finn.
Razem weszli do domu. Chess wracał właśnie z piwnicy.
– Nikogo nie ma – poinformował. – Emma sprawdziła na górze, a ja na dole.
Mama zasłoniła usta dłonią. Jej i tak blada twarz stała się teraz zupełnie biała.
– To ja powinnam była to zrobić. A wy powinniście zaczekać w samochodzie, dopóki się nie upewnię, że jest tu bezpiecznie…
Mina Chessa nie pozostawiała wątpliwości co do tego, że według niego nigdzie nie jest bezpiecznie. Ale poklepał mamę po ramieniu i powtórzył:
– Nikogo tu nie ma.
Był w tym wieku, kiedy ma się wrażenie, jakby każdej nocy rósł o kilka centymetrów. I tak się chyba właśnie stało, ponieważ teraz górował nad mamą. Ręce i nogi miał jeszcze bardziej patykowate niż do tej pory, i trochę wyglądało to tak, jakby ulepiono go całego z plasteliny, a kończyny wyjątkowo rozciągnięto.
– Ale w każdej chwili ktoś się może zjawić – powiedziała cicho mama. – Skoro używali naszego domu jako przejścia między dwoma światami…
Miała na myśli tych złych ludzi. Finn, Emma i Chess dopiero przed miesiącem dowiedzieli się o tym, że kiedy Finn był niemowlęciem, cała czwórka Greystone’ów uciekła z niedobrego miejsca. To miejsce to był zupełnie inny świat – Finn zaczął go postrzegać niemal jak lustrzane odbicie rzeczywistości, którą znał przez większość życia. Zduplikowane wersje wielu ludzi istniały w obu światach, ale w tamtym byli oni smutniejsi i bardziej wredni – albo przynajmniej bardziej zdesperowani.
Nawet ci, którzy w tym drugim świecie byli tak naprawdę dobrzy, to aby przetrwać, musieli udawać, że jest inaczej.
Finn chętnie by myślał, że przed laty cała jego rodzina uciekła ze złego świata, wiedział jednak, że nie do końca jest to prawdą.
W tamtym świecie zginął jego ojciec. Został zabity.
I czy można mówić, że jego rodzina rzeczywiście uciekła, skoro ci źli ludzie znaleźli sposób na to, aby ich namierzyć?
A kiedy Finn, Emma i Chess – i jeszcze ich przyjaciółka Natalie – musieli kilkukrotnie wrócić do drugiego świata, i tak nie udało im się wyeliminować niebezpieczeństwa.
– Wszystko naprawimy – rzekł teraz Finn. – Tak, że ci źli ludzie już nigdy nie zrobią nam krzywdy. Nikomu już jej nie zrobią! Nawet w tym drugim świecie!
Mama zmierzwiła mu włosy. Zawsze to robiła. Gdyby Finn chciał, mógłby zamknąć oczy i wyobrazić sobie, że nadal jest tylko niemądrym dzieciakiem, którego największym problemem jest to, czy po takim zmierzwieniu będzie rozczochrany, i który ciągle zapomina o tym, aby nie rozmawiać podczas lekcji.
Ale oczy Finna pozostały otwarte.
– Jesteś… taki odważny – szepnęła mama. – Mój mały Finn. Kto by pomyślał? – Odwróciła się do Chessa. – A ty i Emma…
– Mamo, naprawdę musimy się streszczać – powiedział delikatnie Chess. – Ja muszę tylko skoczyć na górę po jeden karton, i będę gotowy. Nie wydaje mi się, aby Emma potrzebowała więcej czasu.
Mama wyprostowała się.
– W takim razie ja i Finn zabierzemy z Pokoju Nudy wszystko, co będzie mi potrzebne – oświadczyła.
Tę nazwę Greystone’owie nadali mieszczącemu się w piwnicy gabinetowi mamy. Okazało się jednak, że wcale nie był on taki nudny. Kiedy Finn ruszył w stronę schodów, miał nadzieję, że ani mama, ani Chess nie zauważyli tego, jak mocno musiał się starać, aby powstrzymać dreszcz niepokoju.
W połowie schodów mama pociągnęła nosem, skrzywiła się, a potem zaśmiała.
– Tacy byliście zajęci ratowaniem mnie, że zapomnieliście posprzątać kuwetę, co? – zapytała.
– To nie była moja kolej – odparował natychmiast Finn. – Serio!
I przez chwilę takie sprzeczanie się o obowiązki domowe wydawało się czymś normalnym i właściwym. Ale kot Greystone’ów, Rocket, nadal przebywał w domu taty Natalie. Kto wie, kiedy znowu wszyscy będą razem.
Pierwsze, co na dole zobaczył Finn, to sterta samochodzików Hot Wheels. Emma porzuciła je na podłodze tydzień wcześniej, kiedy ją i Chessa spotkała tu niemiła niespodzianka.
„Dzisiaj nie będzie żadnych niespodzianek”, uspokajał się w myślach. „To tylko nasza zwyczajna piwnica i zwyczajny Pokój Nudy…”.
Wszedł za mamą do jej gabinetu z pustym biurkiem i regałami. I wtedy nie mógł już dłużej udawać, że wszystko jest normalne, ponieważ sekretne drzwi do ukrytego pomieszczenia za Pokojem Nudy były otwarte na oścież. Mama zapaliła światło i rozejrzała się po półkach z jedzeniem w puszkach i kartonami z gotówką. Regały na końcu pomieszczenia były połamane. Ale nie licząc tego, nic nie wskazywało na to, że za nimi znajdował się kiedyś tunel prowadzący do drugiego świata.
Mama zdjęła z półki puszkę tuńczyka i obróciła ją w rękach.
– Myślałam, że dobrze się przygotowałam – mruknęła.
Finn chwycił za jeden z kartonów.
– Powinniśmy zabrać pieniądze – powiedział, bo to akurat było jasne.
Otworzył karton – pusto.
– Policja zatrzymała je jako dowód – wyjaśniła mama. – Wiem o tym od pana Mayhew. – Pan Mayhew to tata Natalie. – Powinnam pójść na policję i odebrać pieniądze… tyle że nie jestem chyba jeszcze na to gotowa. No wiesz. Będę musiała kłamać.
– Dlatego że policja nic nie wie o tym drugim świecie – domyślił się Finn. – Nie wie, że cię tam więziono. No i nie może się o tym dowiedzieć.
Mama parsknęła i prawie zachichotała, i było tak, jakby wróciła dawna mama.
– Wyobrażasz sobie, że mówię im prawdę? – zapytała. – W życiu by mi nie uwierzyli!
– Proszę mi wierzyć, panie władzo! – powiedział Finn takim tonem, jakby odgrywał rolę mamy. – Naprawdę nie chciałby pan poznać swojego złego bliźniaka!
Z twarzy mamy zniknął uśmiech.
– Finn… pamiętaj, że my także pochodzimy z tego drugiego świata – powiedziała cicho, nadal obracając w dłoniach puszkę tuńczyka. – Nie można zakładać, że jeden świat jest tylko dobry, a drugi tylko zły. Muszę wierzyć, że wszyscy w drugim świecie nadal mają zdolność…
Urwała, kiedy z góry dobiegł dźwięk dzwonka. Ktoś dzwonił do drzwi.
– Mamo? – zawołał Chess. – Nie wiem, kto…
Mama zaczęła wbiegać po schodach. Finn deptał jej po piętach.
Wtedy usłyszał wołanie Emmy:
– Nie, mamo, ja wiem, kto to! Nie pokazuj się!
Emma zdążyła zdjąć z półki Kody i szyfry dla dzieci, kiedy usłyszała nadjeżdżający samochód. Z łomoczącym sercem podbiegła do okna.
Rdzawy SUV parkował właśnie na podjeździe przed domem obok.
I… to tylko ich sąsiedzi, Hanowie, którzy przywieźli swojego syna Iana z treningu piłki nożnej. Miał twarz ubrudzoną błotem, a jego zielony strój wyglądał na przepocony.
„To coś najzupełniej normalnego”, pomyślała Emma. „Nic nie odbiega od normy”.
Wiedziała, że Ian grał w piłkę w każdą sobotę. Mimo to chwilę potrwało, nim bicie jej serca spowolniło.
„To z mojej strony… mało naukowe”, pomyślała.
Gdyby stworzyła diagram kołowy przedstawiający jej całe życie, niemal wszystko mogłaby zaznaczyć jako „normalne” albo „zwyczajne”. Albo może „szczęśliwe i radosne”. Zaledwie mały wycinek – zeszły miesiąc – potrzebowałby oznaczenia „dziwaczne i przerażające”.
Czy nie powinna w takim razie uważać, że większość tego, co obecnie widzi wokół siebie, nadal będzie zwyczajne i normalne?
„Ups”, pomyślała. „Zapomniałam o dwóch pierwszych latach mojego życia, kiedy wszyscy mieszkaliśmy w tym drugim świecie. One także były dziwaczne i przerażające. Po prostu o tym nie wiedziałam”.
A czy w sumie przez całych dziesięć lat jej życia w tle nie działy się dziwne rzeczy? Ona jedynie sądziła, że wszystko jest zwyczajne i normalne, ponieważ aż do zeszłego miesiąca nie miała pojęcia o drugim świecie ani o skrywanych przez mamę tajemnicach.
„Zresztą nie powinnam używać określenia «szczęśliwe i radosne» w kontrze do «dziwaczne i przerażające», bo to nie są przeciwieństwa”, uznała w myślach.
Najszczęśliwszym momentem jej życia było uratowanie mamy z drugiego świata. I choć przepełniały ją niepokój i strach, całkiem fajnie rozgryzało się te wszystkie kody. Podczas wypraw do drugiego świata to właśnie te kody pomogły Greystone’om i ich przyjaciółce Natalie uratować nie tylko mamę, lecz także mamę Natalie, mężczyznę, który nazywał się Joe Deweese, i troje dzieci, które można uznać za sobowtóry Emmy, Chessa i Finna. Ta trójka – dzieci Gustano – została porwana przez ludzi z drugiego świata, którzy sądzili, że to dzieci mamy. Pani Gustano rzeczywiście stanowiła tutejszą wersję Kate Greystone, ale jej mąż nie wyglądał jak ich tata. Więc w przeciwieństwie do swych matek te dzieci nie były dokładnymi duplikatami Emmy, Chessa i Finna.
I miejsce rodziny Gustano było w tym świecie, gdzie wszystko jest normalne, zwyczajne i rozsądne. Tymczasem Greystone’owie byli… byli…
Gdzieś pomiędzy?
Emma uznała, że próby opisania tego – albo diagramu kołowego jej życia – są zbyt zagmatwane. Wolała, kiedy matematyka albo chemia zapewniały jej jednoznaczne, logiczne odpowiedzi.
Lubiła, kiedy życie miało sens.
Spojrzała na trzymaną przez siebie książkę. Wcześniej wpadła na pomysł, aby zabrać ją do domu pani Morales. Na wypadek, gdyby po podjęciu decyzji, co robić dalej, pojawiły się kolejne kody. Ale po wszystkim, przez co przeszła Emma, ta książka wydawała się teraz mocno dziecinna. Nikt nie przekaże jej przecież wiadomości napisanej sokiem z cytryny. Nikt nie wyśle kodów równie prostych do odszyfrowania jak „świńska łacina”.
Odłożyła książkę na półkę. Tak naprawdę nie potrzebowała niczego ze swojego pokoju. Przez ostatni miesiąc trójka Greystone’ów najpierw mieszkała z mamą Natalie, a potem z jej tatą, więc Emma zdążyła już zabrać wszystkie potrzebne ubrania.
Ale i tak otworzyła drzwi szafy i przekopała się przez pudełka z klockami Lego i pogniecione wykresy wynalazków, które pewnego dnia być może skonstruuje. Na dnie szafy znalazła mały plastikowy sejf, który wyprosiła parę lat temu na Gwiazdkę. Przesunęła zamek szyfrowy najpierw do przodu, potem w tył i znowu do przodu, i sejf się otworzył.
Trzymała w nim jedynie staroświecki kalkulator należący do mamy, kiedy ta chodziła do szkoły, i kartkę zapisaną od góry do dołu kolumnami liczb. Z tego, co Emma wiedziała, wynikało, że te liczby były po prostu bazgraniną, kartką wyrwaną z notesu. Ale zapisał je jej ojciec. I choć Emma miała tylko dwa lata, kiedy umarł, to pamiętała, jak ściskała w rączce tę kartkę i mówiła do mamy: „Tatuś zrobił? Tatuś zrobił?”. Na co mama zawsze odpowiadała: „Tak, to obliczenia twojego ojca”.
Czy to jedyna zachęta, jakiej potrzebowała Emma, aby zakochać się w matematyce, nawet jako dwulatka?
Usłyszała, że ulicą jedzie powoli drugi samochód. Cała się spięła i wytężyła słuch.
„Przestań!”, nakazała sobie w myślach. „Ta ulica jest dostępna dla wszystkich. Jeżdżą nią przeróżne pojazdy. To nie ma nic wspólnego z naszą rodziną. Ani drugim światem…”.
Odgarnęła z twarzy gęste, ciemne, kręcone włosy i zmusiła się do ponownego spojrzenia na kartkę pełną liczb. Mając na względzie całą resztę, którą musieli się przejmować, czy jej chęć zabrania tej kartki ze sobą nie była niemądra i nazbyt sentymentalna?
Usłyszała, że samochód na ulicy gasi silnik. Wydawało się, że dźwięk pochodzi z… bliska.
Emma tupnęła niecierpliwie nogą, bo nie potrafiła przestać nasłuchiwać tego, co się dzieje na dworze. Próbowała zmusić się do patrzenia nie za okno, ale na swoje buty: ulubione czerwone trampki. Pamiętała, jak kilka miesięcy wcześniej podczas zakupów z mamą cieszyła się, że je znalazła. Miała wrażenie, że była wtedy zupełnie inną osobą – taką, która nie miała problemu z koncentrowaniem się na liczbach. Taką, która nic nie wiedziała o innych światach czy niebezpieczeństwie.
Taką, dla której szczęście było czymś równie nieskomplikowanym jak para czerwonych butów.
Zaraz. Usłyszała odgłos zamykanych drzwi. Instynktownie analizowała dobiegające zza okna dźwięki. Czy zamknęły się także trzecie albo czwarte drzwi? Czy każdy odgłos był zdublowany?
Emma poddała się i podeszła do okna.
Na podjeździe Greystone’ów stał jasnobrązowy samochód. Nie rozpoznała go, ale to jeszcze nic nie znaczyło, dlatego że od powrotu mamy z drugiego świata ludzie ciągle dzwonili i wpadali z zapiekankami, gratulacjami, kartkami okolicznościowymi i prezentami. Przyjaciele Greystone’ów nie znali całej historii, czuli jednak ogromną ulgę, że wszystko dobrze się skończyło.
(A przynajmniej uważała tak większość przyjaciół. Joe Deweese oraz rodzina Natalie wiedzieli, że to jeszcze nie koniec).
Usłyszała kroki. Jasnobrązowy samochód stał blisko garażu, a zanim Emma podeszła do okna, ten, kto nim przyjechał, szedł już chodnikiem prowadzącym do werandy przed domem. A ona nie mogła tego chodnika zobaczyć, ponieważ widok zasłaniał jej dach werandy. Musiała otworzyć okno i wystawić przez nie głowę.
Z tym także nieco za długo zwlekała. Udało jej się jedynie przez chwilę dostrzec ostatnią osobę, która weszła na werandę.
Mimo to od razu ją rozpoznała: jej posturę, sposób poruszania się, to, jak wymachiwała rękami, kiedy szła, jak zaciskała szczękę, przygotowując się na czekające ją nieprzyjemne zadanie. Emma nie miała okazji poznać tej osoby, ale od razu wiedziała, kto to taki. Sobowtórka mamy z tego świata. Pani Gustano.
O nie. O nie…
Wszyscy tak bardzo się martwili tym, że znowu mogą się tu zjawić niebezpieczni ludzie z drugiego świata. Dlaczego nikt nie pomyślał o tym, że pewne osoby z tego świata także stanowią realne zagrożenie?
Emma zamknęła okno i wybiegła na korytarz.
Chess otworzył drzwi.
Ktoś musiał to zrobić, a Emma zbyt była zajęta zbieganiem do piwnicy i wołaniem do mamy:
– Zostań na dole! Nie wychodź!
On zawsze nastawiony był na chronienie Finna. Jeśli chodzi o mamę…
„Teraz muszę chronić także i ją”, przemknęło mu przez głowę.
Dlatego Chess stał w drzwiach sam i patrzył na stłoczonych na werandzie kobietę i trójkę dzieci.
Miał wrażenie, że widzi duchy.
Kiedy po raz ostatni miał do czynienia z Rockym, Emmą i Finnem Gustano, cała trójka na przemian śmiała się, płakała i krzyczała: „Uciekliśmy porywaczom! Jesteśmy wolni!”. Wokół nich zgromadzili się wtedy chyba wszyscy miejscowi policjanci, otulając ich kocami i wręczając styropianowe kubki z gorącą czekoladą.
I jeden po drugim przybijali z dziećmi Gustano piątkę.
Teraz ta trójka stała na werandzie w nieufnym milczeniu. Właściwie to wyglądali na obrażonych. To wprawiało Chessa w dezorientację, zwłaszcza że te dzieci były tak bardzo podobne do niego i jego rodzeństwa. Nie wyglądali identycznie – inaczej niż w przypadku Natalie i jej wiernej sobowtórki z drugiego świata, Drugiej Natalie. Dzieci Gustano od Greystone’ów różnił nieco kolor włosów i wzrost; ktoś miał większy nos, ktoś inny – mniejsze usta, i wyglądało to jak efekt zabawy aplikacją w telefonie zmieniającą zdjęcia. Ale trójka Gustano spokojnie mogła być uznana za kuzynostwo trójki Greystone’ów – może takie, których matki były bliźniaczkami jednojajowymi. Finn Gustano garbił się zupełnie jak Finn Greystone, kiedy ten był smutny albo zaniepokojony (co jeszcze miesiąc temu nie zdarzało się prawie nigdy). Emma Gustano wysuwała brodę tak jak Emma Greystone, kiedy obserwowała otoczenie i intensywnie nad czymś myślała.
No i jeszcze Rocky Gustano – który także miał na imię Rochester, ale inaczej je zdrabniano niż w przypadku Chessa. Rocky obejmował opiekuńczo młodsze rodzeństwo, a Chess od razu rozpoznał ten gest.
„Nie, nie, nie!”, miał ochotę krzyknąć do stojącej przed nim rodziny. „Macie swoje szczęśliwe zakończenie! Stuprocentowo szczęśliwe! My natomiast nadal… miotamy się. Po co wróciliście? Po co ryzykujecie, że znowu się wplączecie w coś nieprzyjemnego?”.
Ale jedyne, co z siebie wykrztusił, to słabe:
– Tak?
Rocky zrobił krok w przód, pociągając za sobą młodsze rodzeństwo. Cały czas obejmował je opiekuńczo.
– Musimy poznać prawdę, Chess – oświadczył. – Powiedzieliście nam, co mamy mówić policji, żebyśmy mogli wrócić do domu. Trzy tygodnie temu nie marzyliśmy o niczym innym. Teraz jednak… teraz jednak musimy się dowiedzieć, dlaczego nas porwano. Dlaczego właśnie nas? Dlaczego trafiliśmy do piwnicy w Ohio, skoro wcześniej praktycznie nie opuszczaliśmy Arizony? Dlaczego wszystko było takie dziwne? Dlaczego…
– Proszę.
To ostatnie słowo wypowiedziała pani Gustano. Jakimś cudem Chessowi udało się aż do teraz omijać ją wzrokiem. Ponieważ wyglądała jak mama, ale nią nie była. Twarz pani Gustano była ciemniejsza i bardziej ogorzała – nic dziwnego, skoro mieszkała w Arizonie. Włosy miała krótko obcięte, natomiast mama zazwyczaj związywała je w luźny kucyk. Mama zwykle umawiała się do fryzjera na obcięcie włosów, a w ostatniej chwili odwoływała wizytę, bo „coś wypadło”.
Po raz pierwszy w głowie Chessa pojawiła się myśli, że może to „coś” miało związek z drugim światem. Może mama od dawna czyniła aluzje na temat drugiego świata, tyle że Chess, Emma i Finn o tym nie wiedzieli.
Chess się obejrzał. Mama, Emma i Finn nadal byli w piwnicy. Poza zasięgiem wzroku.
I dobrze.
– Rozumiem, dlaczego uważacie, że chcecie poznać prawdę – powiedział ostrożnie.
Przyciągnął drzwi bliżej siebie, tak żeby nie było widać, gdyby ktoś wbiegł na górę. Nie. Gdyby wbiegła mama.
Chess nie mógł pozwolić, aby dzieci zobaczyły, jak bardzo mama i pani Gustano są do siebie podobne.
– To nie jest tak, że my uważamy, że chcemy – odezwała się Emma Gustano i poruszyła głową w sposób, który jeszcze bardziej upodobnił ją do siostry Chessa.
– Wszyscy musimy się teraz spotykać z psychologami, pracownikami opieki społecznej i innymi takimi ludźmi – wtrącił Finn Gustano. – I wszyscy mówią, że powinniśmy zrozumieć, co nam się przytrafiło, bo tylko tak możemy „wyzdrowieć”. To trochę tak, jakbyśmy potrzebowali plastra z opatrunkiem.
– Albo jakbyśmy zrywali ten plaster – dodał Rocky.
Czy to on z dzieci Gustano najmniej przypominał Greystone’ów? Rocky sprawiał wrażenie osoby, która zerwałaby od razu wszystkie plastry, i to najszybciej jak się da.
Chess preferował stopniowe działanie, wystawianie skóry na ból milimetr po milimetrze.
– Okej – odparł słabo. – Ale czasami poznanie prawdy… nie wystarczy. Czasami pojawia się wtedy jeszcze więcej pytań. I… większe niebezpieczeństwo.
Pani Gustano przyciągnęła do siebie dzieci jak kwoka chroniąca kurczaki pod swymi skrzydłami.
– Nie możemy pozostawać w niewiedzy, Chess – powiedziała, a jej głos był identyczny jak głos mamy. – Nie, kiedy policjanci twierdzą, że w porwanie zamieszany był mój mąż. Nie, kiedy uważają, że mają na to dowód.
Chess poczuł, że drzwi za nim się otwierają. A potem obok niego stanęła mama, wbijając świdrujące spojrzenie w panią Gustano. Cała trójka dzieci Gustano wciągnęła głośno powietrze.
– Co pani przed chwilą powiedziała? – zapytała ostro mama. – Dowód? To niemożliwe!
Finn wcisnął się między nogę mamy a futrynę. On, Emma i mama wyszli cicho z piwnicy i schowali się w kuchni, by stamtąd w wielkim skupieniu wsłuchiwać się w rozmowę. Sądził, że pozostaną tam do czasu, aż Chess pozbędzie się rodziny Gustano.
Ale słowo „dowód” sprawiło, że mama pobiegła do drzwi.
Oczywiście on i Emma musieli udać się za nią. Emma syczała: „Stop! Mamo, nie, to nie jest dobry pomysł… Ona cię zobaczy…”.
Finn godził się na wszystko, co chciała robić mama, o ile tylko mógł pozostać przyklejony do jej boku.
Teraz dwa komplety mam i dzieci stały po przeciwnych stronach drzwi i wpatrywały się w siebie.
– Kate Greystone – powiedziała pani Gustano takim tonem, że Finnowi przyszedł od razu do głowy szeryf z jakiegoś starego westernu. – To miasteczko jest za małe na nas obie.
– Przykro mi – szepnęła mama. – Tak bardzo mi przykro z powodu wszystkiego, co się wam przytrafiło.
Pani Gustano zaśmiała się chrapliwie.
– Policjanci mówili, że jesteśmy do siebie bardzo podobne, ale sądziłam, że przesadzają – mruknęła. – Sądziłam, że ponosi ich wyobraźnia, dlatego że widzieli jedynie pani nieostre zdjęcia udostępnione w czasie, kiedy pani… zaginęła. Sądziłam, że coś namieszali, kiedy twierdzili, że mamy praktycznie identyczne odciski palców. Nawet bliźnięta jednojajowe nie mają identycznych! Ale teraz, kiedy tu stoję i widzę panią na własne oczy… jak coś takiego jest w ogóle możliwe?
Drugi Finn pociągnął swoją mamę za rękę i powiedział tonem, który przypuszczalnie uważał za szept:
– Gdyby ta pani włożyła perukę i trochę się pomalowała, wyglądałaby zupełnie jak ty, mamo. Czy to twoja siostra bliźniaczka, o istnieniu której nie miałaś pojęcia?
Mama spojrzała ponad głowami rodziny Gustano. Wyglądało to tak, jakby na tej spokojnej ulicy szukała potencjalnych niebezpieczeństw. Kawałek dalej trzy dziewczynki skakały razem na skakankach, a młodszy od nich chłopiec rysował coś kredą na chodniku. Przed jednym z domów mężczyzna kosił trawę; przed innym kobieta rozsypywała pod krzewami ściółkę. Finn znał wszystkie dzieci – Harper, Paisley, Emilię i Sebastiana – a mama na pewno znała dorosłych.
A jednak kiedy spojrzała ponownie na panią Gustano, powiedziała cicho, jakby się bała, że ktoś ją podsłucha:
– Być może lepiej będzie, jeśli wszyscy wejdziecie do środka i porozmawiamy bez świadków. – Otworzyła szeroko drzwi i odsunęła na bok Chessa, Emmę i Finna, aby zrobić miejsce dla rodziny Gustano.
– Proszę się nie gniewać, ale ani ja, ani moje dzieci nie mamy ochoty wchodzić do domu, w którym one były więzione – odparła pani Gustano. – Sądzę, że pani to rozumie.
Miała identyczną minę jak mama, kiedy oświadczała Finnowi, że musi już iść spać, nie może dostać dokładki lodów i ma natychmiast się zabrać do odrabiania lekcji. A to „proszę się nie gniewać” wypowiedziała takim tonem, jakby wymachiwała szablą.
Było tak, jakby w istocie mówiła: „Będę bronić swoich dzieci bez względu na wszystko. Dopilnuję, aby nikt ich już nigdy nie skrzywdził ani nie nastraszył. I nie obchodzi mnie, jak inni będą się z tym czuć”.
Dokładnie tak brzmiała mama, kiedy mówiła o zapewnianiu ochrony Chessowi, Emmie i Finnowi.
Ale pani Gustano nie miała racji.
– Myśli pani, że to tutaj więziono pani dzieci? – wybuchł Finn. Był niemal równego wzrostu z tym drugim Finnem, więc zwrócił się bezpośrednio do niego: – Wiem, że policji nie mogliście powiedzieć wszystkiego, ale czy nie wyjaśniliście waszej mamie, co się naprawdę wydarzyło? Że przyprowadziliśmy was tutaj po tym, jak was uratowaliśmy, i że porywaczy nigdy tu nie było?
Drugi Finn kopnął w drewniany próg.
– Wszyscy dorośli mówią, że miesza nam się to, co się naprawdę wydarzyło – wymamrotał. – Przez to, że na początku kazaliście nam kłamać, teraz nikt nam nie wierzy.
– Finn, skarbie, to niezupełnie… nie jest tak, że tata i ja uważamy, że wasza trójka nadal kłamie. – Pani Gustano w znajomy sposób poklepała syna po plecach. – Po prostu… to porwanie musiało być dla was traumatycznym przeżyciem. Czasami, kiedy komuś, zarówno dzieciom, jak i dorosłym, przytrafia się coś strasznego, umysł nie przechowuje wspomnień w taki sposób, jakby to robił, gdyby wszystko było… normalne. – Ponownie podniosła wzrok na mamę. – Moje dzieci i ja nie wejdziemy do żadnego małego zamkniętego pomieszczenia, w którym będziemy tkwili z nieznajomymi. Jestem pewna, że pani to rozumie. Nie robimy niczego, o ile nie mamy pewności, że jest to bezpieczne.
– Ale przyjechaliście tu – odezwała się Emma takim tonem, jakby przedstawiała naukowe dowody. – To wy zadzwoniliście do drzwi. To wy podjęliście to ryzyko.
– Tak, no cóż… – Teraz pani Gustano wydawała się jeszcze bardziej podobna do mamy. Sprawiała wrażenie równie zagubionej i zatroskanej jak mama przez ostatni tydzień.
– Ja też nie lubię już małych zamkniętych pomieszczeń – powiedziała mama.
Finn pamiętał, że w drugim świecie przebywała w areszcie; przez kilka tygodni była uwięziona, zdesperowana i samotna.
– Porozmawiajmy więc w jakimś publicznym miejscu – zaproponowała pani Gustano. – Tam, skąd każde z nas może się w dowolnej chwili oddalić. Może park?
– Nie – zaprotestowała mama. – Tam każdy mógłby nas namierzyć. Każdy mógłby podsłuchać.
Wyglądało to tak, jakby obie mamy rzucały sobie nawzajem wyzwanie, która z nich pierwsza mrugnie.
Cisza trwała i trwała.
Dorośli bywają tacy niedorzeczni.
Finn spojrzał na Drugiego Finna.
– Jesteś głodny? – zapytał. – W naszym mieście jest restauracja, nazywa się „Zegar z Kukułką”. Mają tam naprawdę smaczne cheeseburgery. I są tam pomieszczenia, w których ludzie czasami organizują imprezy urodzinowe. Moglibyśmy tam jechać, mamy by pogadały, a ty i ja moglibyśmy zjeść, ile tylko byśmy dali radę!
– Jestem głodny – odparł Drugi Finn i uśmiechnął się. – Jak zawsze.
– W sumie… to by mogło wypalić – stwierdziła mama.
Pani Gustano kiwnęła głową.
Finn miał ochotę skakać z radości, że tak łatwo poszło. Możliwe, że w takim razie inne rzeczy także okażą się prostsze, niż uważali dorośli. Uniósł głowę i spojrzał na panią Gustano.
– Założę się, że ten „dowód”, który policja, jak twierdzi, ma na pana Gustano, to po prostu pomyłka – oświadczył jej Finn. – Założę się, że nie ma się czym martwić!
Pani Gustano uniosła brew i teraz nie było już ważne, że ma ona krótsze włosy i jest bardziej opalona niż mama. To było dokładnie to spojrzenie, którym mama mówiła: „Ach tak? Jeszcze się przekonamy”.
– Policja uważa, że w waszej piwnicy znaleziono odciski palców mojego męża – powiedziała. – On się upiera, że nigdy tam nie był. Ale ja nie sądzę, aby to była pomyłka. Myślę, że ktoś ten dowód podłożył. I nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobię, to zamierzam oczyścić jego dobre imię. Dzieci i ja udowodnimy, że jest niewinny!
– Pani mąż na pewno jest niewinny – rzekła Emma do pani Gustano. – Te znalezione przez policję odciski palców muszą należeć do jego sobowtóra z…
– Emmo – powiedziała surowo mama i przyciągnęła ją tak blisko siebie, że dziewczynka musiała przestać mówić, w przeciwnym razie miałaby usta pełne T-shirtu mamy. – Nie tutaj. Z opowiedzeniem wszystkiego zaczekajmy, aż dotrzemy do „Zegara z Kukułką”.
Emma odsunęła się i spojrzała na mamę. Czy zamierza zapoznać rodzinę Gustano z całą historią? A może prześlizgnie się po prawdzie i wyjawi tylko tyle, aby powstrzymać ich pytania?
Zerknęła na drugą Emmę, która unosiła brwi i mruczała pod nosem:
– Sobowtóry? Jak to możliwe, że tata mógłby mieć sobowtóra? Nie ma brata bliźniaka, zresztą bliźniak nie miałby identycznych odcisków palców. A poza tym…
Emma była przekonana, że pomysły eksplodują w głowie drugiej dziewczynki równie szybko i gorączkowo jak w jej głowie. Choć Emma dużo wiedziała na temat drugiego świata – i widziała tam mnóstwo ludzi, których znała w tym świecie – to nadal miała milion pytań.
„Co w naszej piwnicy robiła tamtejsza wersja pana Gustano? Czy był on jednym z tych złych ludzi z drugiego świata, zakradających się tutaj przez nasz dom? Dlaczego oni to robią?”.
Serce Emmy znowu przyspieszyło.
– No dobrze, czyli „Zegar z Kukułką” – powtórzyła pani Gustano. Wyjęła telefon i zaczęła coś pisać. – Wrzucę to do nawigacji i…
Mama wyciągnęła rękę, zabrała pani Gustano telefon i wrzuciła go z powrotem do jej torby. Emma jeszcze nigdy nie widziała, aby jej mama zachowywała się tak obcesowo.
– Proszę nie używać nawigacji – oświadczyła mama. – Wytłumaczę, jak tam dojechać. I proszę wyłączyć lokalizator GPS. Albo nie, najlepiej niech wyłączy pani telefon. Tak będzie najbezpieczniej.
Emma spodziewała się, że pani Gustano odmówi. Bądź co bądź więcej przemawiało za tym, aby nie ufała ich mamie. Czy nie miałaby prawa uznać, że pozostawienie telefonu włączonego mogłoby zapobiec kolejnemu porwaniu?
Ale pani Gustano wymieniła spojrzenie z mamą i powoli pokiwała głową.
– Rozumiem – powiedziała.
Obie kobiety niemal się do siebie uśmiechnęły.
„Dziwne”, pomyślała Emma.
Było tak, jak w przypadku Natalie i Drugiej Natalie, które kończyły za siebie zdania i zachowywały się tak, jakby znały się całe życie, choć przecież poznały się dopiero co. Finn twierdził, że są do siebie podobne bardziej niż bliźnięta jednojajowe.
„Czy wszyscy zduplikowani ludzie… dopasowują się do siebie… kiedy są razem?”, zastanawiała się.
Może tak właśnie stałoby się z wszystkimi sobowtórami z obu światów, gdyby ich drogi się skrzyżowały? Ale te dwa światy istniały dlatego, że ludzie dokonywali innych wyborów, co kończyło się odmiennymi konsekwencjami. Czy sobowtór z jednego świata był w stanie kontrolować swojego odpowiednika z drugiego?
Ludzie z którego świata mieli większą władzę?
Emma przypomniała sobie, że ci ze złego świata otruli babcię Natalie.
„Ale my także pochodzimy ze złego świata, a pragniemy robić dobre rzeczy i…”.
Może powinna pozostać przy wynajdywaniu podobieństw i różnic między Greystone’ami i rodziną Gustano.
Przyjrzała się uważnie Drugiej Emmie. Miała ona nie tylko lekko okrąglejszą twarz i delikatniejsze rysy niż Emma. Wyglądało także na to, że staranniej czesze włosy, że oczy ma otwarte jeszcze szerzej i że jeszcze bardziej niż Emma oszołomiona jest dziwacznymi zwrotami, jakie nastąpiły w ich życiu przez miniony miesiąc.
Druga Emma zdawała się nie wyczuwać na sobie spojrzenia Emmy. Nie od razu podniosła na nią wzrok – było inaczej niż w przypadku Natalie i Drugiej Natalie oraz tego, jak zachowywały się mama i pani Gustano.
„To musi świadczyć o… czymś”, pomyślała. Ona i Druga Emma były jedynie prawie sobowtórkami; nie mogły pasować do siebie idealnie pod względem genetycznym. Wyglądało na to, że wymiana myśli obecna była wyłącznie u idealnych sobowtórów, takich jak ich matki.
– Okej, spotkamy się tam za piętnaście minut – powiedziała pani Gustano i odwróciła się, aby odejść.
Do Emmy dotarło, że umknęła jej reszta ustaleń dokonanych przez obie matki.
Mama zamknęła drzwi, a Emma zobaczyła przez okno, że rodzina Gustano wsiada do swojego auta. A ona razem z mamą i braćmi udała się z powrotem do garażu. Poniewczasie zorientowała się, że nadal trzyma w ręce mały plastikowy sejf i zapisaną przez tatę kartkę. Gdy wsiadła do samochodu, umieściła ją z powrotem w sejfie, przekręciła zamek szyfrowy i wsunęła sejf pod przednie siedzenie. Uderzył on w twardy, podłużny przedmiot w materiałowym pokrowcu przeznaczonym do przechowywania kijów do baseballu. Kiedy Emma zacisnęła na nim dłoń, od razu wiedziała, że kryjący się w nim obiekt nie ma nic wspólnego z baseballem.
– Mamo, zabrałaś dźwignię? – zapytała bez tchu. – Leżała tutaj przez cały czas?
Dźwignia była ich kluczem do podróżowania między światami. Greystone’owie znaleźli ją na ścianie sekretnego pomieszczenia w piwnicy. Oderwali ją, aby zamknąć tunel, kiedy ścigali ich policjanci i strażnicy z drugiego świata. Stracili dwa tygodnie, nim przekonali się, że tej dźwigni można użyć także w innych lokalizacjach.
Mama przygryzła wargę i oparła się o otwarte drzwi.
– Nie powinnam była… zostawiać jej w samochodzie – mruknęła. – Powinnam była przypiąć ją sobie do pleców, przez cały czas mieć przy sobie…
– Bo uważasz, że w każdej chwili możemy jej potrzebować? – zapytał Chess. Sprawiał wrażenie równie rozstrojonego, jak mama.
– Nie – zaprzeczyła mama. – Tym akurat się nie przejmujcie. Nie chcę po prostu, aby znalazł ją któryś z naszych… przeciwników. A nie przychodzi mi do głowy żadne bezpieczne miejsce.
Mama wsiadła do samochodu. Otworzyła pilotem bramę garażową, a Emma przypomniała sobie, że to Chess wpadł wcześniej na to, aby ją zamknąć.
„Mama jest… zdenerwowana”, pomyślała. „Naprawdę musimy mieć na nią oko”.
Mama wyjechała z garażu i wycofała samochód z podjazdu. Auto rodziny Gustano czekało na ulicy. Czyli po prostu pojadą za mamą.
Żadne z Greystone’ów nie odezwało się ani słowem, kiedy mama wiozła ich w stronę centrum. Znajome otoczenie sprawiło, że Emmie poprawił się nastrój. Był śliczny wiosenny dzień, a przed domami sąsiadów kwitły kwiaty. Kiedy przejeżdżali przez ulice ze sklepami i restauracjami z przyjaznymi szyldami i potykaczami – „Witamy!”, „Świętujemy trzydzieści lat jako ulubiony sklep z narzędziami w okolicy!”, „Zapraszamy do wypróbowania nowych smaków naszych lodów!” – Emma pomyślała, jak inaczej wszystko wyglądało w drugim świecie. Tam domy ukryte były za płotami, murami albo gęstym żywopłotem. Wszystkie budynki, poza tymi w dzielnicach mieszkalnych, wykonane były ze stali i szkła, wszędzie powiewały także granatowo-pomarańczowe chorągiewki. Emma nie rozumiała, co one oznaczają, a mimo to budziły w niej strach.
Zatrzymali się na parkingu przed restauracją i wysiedli z auta. Mama zabrała ze sobą pokrowiec na kij baseballowy i przerzuciła go przez ramię.
– Mamo, ja to wezmę – zaproponował Chess. – Mogę udawać, że później mam mecz albo coś w tym rodzaju.
– Nie uważasz, że ja mogłabym grać w lidze softballu? – zapytała przekornie mama, a na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
„Tak czy inaczej dziwnie będzie wnieść to do restauracji”, pomyślała Emma.
Ale zachowała tę myśl dla siebie.
Razem z rodziną Gustano weszli do „Zegara z Kukułką”.
– Oooch! – wykrzyknął Finn Gustano, a Emma nie potrafiła powstrzymać uśmiechu.
Ludzie zawsze reagowali w taki sposób, kiedy widzieli tę restaurację po raz pierwszy. Cała ściana na końcu lokalu, ciągnąca się przez dwa poziomy, była jednym wielkim zegarem z kukułką i wskazówkami – wyższymi niż Chess.
– Poczekaj, aż te drzwiczki się otworzą i wyjdzie z nich kukułka – powiedział Finn, wskazując na górną część zegara.
– Prosimy o stół dla ośmiu osób w prywatnej sali – rzekła mama do hostessy.
– Jesteście pierwsi w kolejce – oświadczyła hostessa. – Dzisiaj jest tak pięknie, że wszyscy chcą siedzieć na zewnątrz.
Zaprowadziła Greystone’ów i rodzinę Gustano do pustego, przeszklonego pomieszczenia obok ściany z zegarem, tak blisko, że Emma dojrzała radosne miny wyrytych w drewnie zwierząt. Szczenięta, kociaki, złote rybki, żółwie, pingwiny… mnóstwo szczęśliwych drewnianych stworzeń zdawało się turlać wesoło wokół liczb oznaczających godziny.
Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca, hostessa rozdała karty dań, po czym opuściła salę. Mama odwróciła się w stronę pani Gustano.
– Nie ma pani przy sobie urządzenia, które nagrywałoby wszystko, co mówię, dla policji albo FBI, prawda? – zapytała.
– Oczywiście, że nie! – żachnęła się pani Gustano. – Proszę mi wierzyć, policja naszego przyjazdu tutaj nie uznała za dobry pomysł.
– Ale mimo to przyjechaliście – mruknęła mama. – I… przypuszczalnie pozwoliła im pani sądzić, że nie zamierza tego robić.
Mądrze by było ze strony pani Gustano stwierdzić: „Nie! Oczywiście, że policja wie, że tu jesteśmy! Wszyscy o tym wiedzą!”. Ona jednak odpowiedziała mamie beznamiętnym spojrzeniem.
– Okej, rozumiem – powiedziała mama.
Było niemal tak, jakby się potrafiły komunikować bez użycia słów.
Intensywnie się zastanawiając, Emma zerknęła ponownie na drewniane stworzenia. Wiele razy była już w „Zegarze z Kukułką”, ale nigdy dotąd nie siedziała w tej akurat sali.
Dlatego dopiero teraz zauważyła, że nie wszystkie istoty na ogromnym zegarze to zwierzęta.
Jedna z postaci wyglądała tak znajomo…
Nagle do Emmy dotarło, gdzie miała już ją okazję widzieć. Zerwała się z miejsca, niemal przewracając swoje krzesło.
– Muszę… iść do łazienki! – oświadczyła. – Chess, Finn, czy nie mówiliście w samochodzie, że wam też się chce do ubikacji?
– Eee, nie, ja nie… – zaczął Finn.
Ale Chess napotkał spojrzenie siostry.
– Masz rację, Emmo – rzekł. – Finn może zapomniał, ale wybranie się tam, zanim złożymy zamówienie, to naprawdę świetny pomysł.
Pociągnął brata do góry. Ten zamrugał dwa razy, ale już nie protestował.
A Emma odwróciła się szybko w stronę drzwi, aby ukryć szeroki uśmiech.
Ona, Chess i Finn nie byli swoimi kopiami. Czasami jednak oni także potrafili czytać sobie w myślach.
Emma opuściła prywatną salę i podeszła do tajemniczych rycin na drewnianym zegarze. Tuż za sobą miała braci.
Wiedzieli, że są jej potrzebni.
– Patrzcie – powiedziała Emma, wskazując na drewnianego anioła, wyrytego na prawo od cyfry pięć. – Co wam to przypomina?
Chessowi od budzących grozę wspomnień natychmiast zakręciło się w głowie. Pozwolił, aby to Finn szepnął w odpowiedzi:
– Biurko sędzi Morales.
Sędzia Morales była żyjącą w drugim świecie wersją mamy ich przyjaciółki Natalie. Przez większość czasu, który Greystone’owie i Natalie spędzili w drugim świecie, czuli przed sędzią potworny strach; żywili przekonanie, że jest ona jedną z najbardziej podłych osób w tym okropnym miejscu.
Byli pewni, że to najgorszy wróg ich matki.
Dopiero w ostatnich, pełnych desperacji chwilach w tamtym świecie przekonali się, że sędzia jest kimś w rodzaju podwójnego agenta – oficjalnie udawała tą złą, a w sekrecie ratowała ludzi.
Jedną z tajemnic sędzi Morales było to, że siedząc przy biurku w swoim domowym gabinecie, mogła szpiegować innych w wielu różnych lokalizacjach. Małe przyciski przywołujące obrazy ukryte były w rzeźbieniach w spodniej części blatu – w aniołach i owcach, a nie w przerażająco wyglądających demonach i wilkach, których rzeźby dominowały w drugim świecie.
I właśnie te anioły wyryte w spodniej części blatu biurka sędzi wyglądały dokładnie tak samo, jak ten na tarczy gigantycznego zegara.
– To nic nie znaczy – szepnął Chess do siostry. – Może tylko tyle, że rzeźbiarz, który zrobił biurko sędzi, ma w tym świecie sobowtóra, który wyrzeźbił postacie na tym zegarze.
– Nie, przyjrzyj się uważniej – nie odpuszczała Emma. – Tego anioła wyryto w zupełnie innym stylu niż całą resztę. Zobacz, jak są wykonane cięcia, jak anioł się uśmiecha… Jest tak, jakby to była sztuka. Nie…
„Nie karykaturalne ryciny w restauracji organizującej imprezy urodzinowe dla małych dzieci”, pomyślał Chess.
– Co się więc stanie, kiedy się przyciśnie skrzydło tego anioła? – zainteresował się Finn i uniósł rękę.
– Uważaj!
Chess chwycił dłoń brata, ponieważ wydawało się to ryzykowne. Naciskanie skrzydła anioła w drugim świecie okazało się czymś dobrym, ale te światy stanowiły lustrzane odbicie. Czy to oznaczało, że naciśnięcie skrzydła tutejszego anioła byłoby błędem?
Emma obejrzała się przez ramię, jakby sprawdzała, czy mama i rodzina Gustano nie widzą, że trójka Greystone’ów zatrzymała się po drodze do toalety. A może po prostu chciała się upewnić, że nie obserwuje ich także nikt inny.
– Chess, powinniśmy spróbować – mruknęła. – Na wszelki wypadek.
– W porządku – ustąpił. – Ale pozwól, że ja to zrobię.
A jeśli z tarczy zegara wypadnie nóż i go zrani? A jeśli się okaże, że to jeszcze jeden sposób na otworzenie tunelu prowadzącego do drugiego świata? A jeśli zegar na nich spadnie? Albo…
Chess zadrżał i nakazał sobie przestać się zachowywać tak, jakby miał paranoję. Mocno nacisnął palcem skrzydło anioła.
W pierwszej chwili nic się nie wydarzyło. Potem jednak usta anioła się otworzyły i wyślizgnął się z nich mały metalowy krążek.
Moneta.
Chess ją złapał.
– Co to? Pokaż mi! – zawołał Finn.
Chess otworzył dłoń i moneta błysnęła, usadowiona na jego linii życia. To nie był pieniądz – a przynajmniej on takiego jeszcze nie widział. Metaliczna barwa monety utrudniała odczytanie liter biegnących wzdłuż obwodu.
Nie, to nie był jedyny powód, dla którego tak trudno je było odczytać.
– To kod! – zachłysnęła się Emma. – Kolejny kod!
– Ale to nawet nie jest alfabet! – poskarżył się Finn.
– To nie jest nasz alfabet – sprostowała Emma.
A potem nagle zakryła ręką dłoń Chessa trzymającą monetę i pociągnęła ją w dół.
– Co oglądacie? – rozległ się za nimi głos.
Należał do Rocky’ego Gustano.
Chłopak był nieco niższy od Chessa, ale odnosiło się wrażenie, że rzuca większy cień. Bardziej złowrogi.
„Ale to dlatego, że znam Chessa i wiem, że on jest zawsze miły”, pomyślał Finn. „Może Finn i Emma Gustano na widok Chessa czują strach?”.
– Niczego nie oglądamy – powiedziała Emma, ale słychać było, że kłamie.
– Szukacie toalet? – zapytał Rocky. – A może się zgubiliście?
– Zatrzymaliśmy się na chwilę, aby podziwiać… ten zegar – odezwał się słabo Chess.
Finn kochał swoje rodzeństwo najbardziej na świecie, nie licząc mamy. Ale musiał przyznać w duchu, że fatalni z nich byli aktorzy.
– Mamy taką zabawę, wiesz? – rzekł Finn. – Za każdym razem, kiedy tu przychodzimy, wybieramy jakieś zwierzę i liczymy, ile razy pojawia się na zegarze. Dzisiaj liczymy małpy.
Rocky obrzucił zegar szybkim spojrzeniem.
– Trzydzieści dwie – stwierdził.
Emma zrobiła głośny wdech.
– Tak szybko to obliczyłeś?
Chłopak przewrócił oczami.
– Nie. – Odgarnął opadające mu na oczy ciemne włosy. – Tylko się z wami droczę.
„Hmm”, pomyślał Finn. „Rocky naprawdę potrafi kłamać”.
W tym momencie twarz Rocky’ego złagodniała i nagle wydał się zupełnie bezbronny.
– Nadal to potraficie? – zapytał. – Bawić się w niemądre dziecinne zabawy? Nawet po tym wszystkim, co się wydarzyło, kiedy byliśmy… w tamtym miejscu?
Finn próbował zdecydować, czy powinien się obrazić o określenie „niemądre dziecinne zabawy”. Ale Emma powiedziała:
– Czasami udajemy.
A Chess dodał:
– Niezbyt dobrze.
I było jasne, że już nie grają.
– Żadne z was nie musiało iść do toalety, prawda? – zapytał Rocky.
– Nie – przyznał Finn. – Musieliśmy porozmawiać.
– Czy z waszą mamą wszystko dobrze? – zapytał Chess Rocky’ego.
Rocky prychnął.
– Lepiej niż w tej chwili z naszym tatą – wymamrotał.
Czasami szokiem dla Finna było przypomnienie, że inne dzieci mają w swoim życiu dwoje rodziców, dwoje dorosłych, którzy są dla nich wszystkim. A zdarzało się, że nawet troje albo czworo.