Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Co zrobisz, gdy przeszłość niespodziewanie zapuka do twych drzwi?
Pierwsze lata po ślubie, kiedy Anka i Connor Hanniganowie wrócili do domu na Camden Roe, przypominały sceny z najpiękniejszego romansu. Jednak bezowocne starania o upragnione dziecko doprowadziły do pierwszego poważnego kryzysu w ich małżeństwie.
Negatywne emocje pomiędzy małżonkami sięgają zenitu, gdy do drzwi Connora niespodziewanie puka jego była żona, Leanne. I to nie sama. Okazuje się, że kobieta pilnie potrzebuje opieki dla swojej niespełna pięcioletniej córeczki. Connor nie chce prowokować kolejnego konfliktu i zdecydowanie odmawia spełnienia prośby Leanne. Anka przekonuje go jednak, by zmienił zdanie. Żadne z nich nie podejrzewa, jak na ich życie wpłynie pojawienie się w ich domu uroczej i rezolutnej dziewczynki o imieniu Lily…
– Dzięki za rozmowę, stary.
– Nie ma za co. Czy teraz już wiesz, co zrobisz?
– Nie wiem, czy wiem. – Enigmatycznie odpowiedział pisarz. – Ale tak czy siak, zrobię, co muszę.
Mówiąc to, podniósł dwa palce w geście pożegnania i wyszedł z gabinetu Gary’ego.
McMahon rozparł się w fotelu i założył ręce za głowę.
Wiedział, że Connor postąpi w jedyny możliwy sposób.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 228
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Agnieszka Martyka
Powrót na Camden Roe
Książkę tę dedykuję:
Mamom jedynaków,
Mamom dwojga dzieci,
Mamom wielodzietnym,
Mamom zastępczym,
Mamom adopcyjnym,
Mamom, które utraciły swoje dzieci – w tym te nienarodzone,
Kobietom, które bardzo pragnęły zostać Mamami, ale życie zadecydowało inaczej.
Przytulam Was wszystkie i mówię:
Jesteście wspaniałe, silne i wyjątkowe!
W sposób szczególny pragnę zadedykować tę opowieść mojej Mamie – kobiecie, która nauczyła mnie, że słowa „kocham Cię” można odmieniać przez wszystkie przypadki i trzeba obdarzać nimi Najbliższych każdego dnia, i to po wielokroć.
To najlepsza lekcja, jaką w życiu odebrałam.
Kocham Cię, Mamo, i dziękuję, że jesteś.
Deszcz rytmicznie stukał o okno, aby po chwili spłynąć po nim gęstą strugą.
Była prawie dwudziesta pierwsza i o tej porze roku, we wrześniu, na zewnątrz dawno już panowały ciemności. Tegoroczna jesień w Irlandii Północnej była wyjątkowo przygnębiająca. Można by rzec, że bardziej niż zazwyczaj. Padało właściwie codziennie, konsekwentnie i obficie. Ta niesprzyjająca aura pogarszała, i tak marny od kilku miesięcy, nastrój Connora Hannigana.
Kiedy przed sześciu laty wrócili wraz z żoną z Kanady i ponownie zamieszkali w jego domu przy Camden Roe 15 w małym miasteczku Camden w hrabstwie Tyrone, byli tak szczęśliwi, że żadne pogodowe ekscesy nie były w stanie zmącić ich radości. Wręcz odwrotnie. Ponure jesienne wieczory i często padający deszcz stanowiły idealną, romantyczną scenerię dla ich pięknie rozwijającej się miłości, świeżo przypieczętowanej małżeństwem. Teraz, po upływie kilku lat, Connor tęsknie wspominał tamte cudowne chwile.
Wracając wówczas do Irlandii z kilkumiesięcznej emigracji do Kanady, Anna i Connor Hanniganowie byli ogromnie szczęśliwi i zakochani. Chwilę wcześniej wzięli ślub i planowali wspaniałe, wspólne życie w miejscu, w którym wszystko się dla nich zaczęło. I rzeczywiście, przez kilka pierwszych lat po powrocie do Camden sprawy między nimi układały się wręcz idealnie.
Anka, ukochana żona Connora, młodsza od niego o dziesięć lat piękna Polka, wraz ze swoim uczuciem wniosła w życie mężczyzny świeżość i radość. Cieszyli się swoją miłością i snuli wspólne plany na przyszłość. Anka, zwana przez Connora, zawodowego pisarza, Anią Shirley, gdyż swoim urokiem bardzo przypominała mu tę radosną trzpiotkę z Avonlea, podjęła studia na University of Ulster i ukończyła je z tytułem magistra administracji i zarządzania. Dzięki temu zdobyła świetnie rokującą pracę asystentki sekretarza ds. polityki społecznej w magistracie miasta Omagh, stolicy hrabstwa Tyrone. Kobieta doskonale odnajdywała się w tej roli, wykorzystując zdobyte wcześniej, tuż po przyjeździe do Irlandii, doświadczenie w pracy na podobnym stanowisku w lokalnym camdenowskim ratuszu.
Jej ówczesna szefowa, a obecnie bliska przyjaciółka, Caitleen O’Riley, była niezmiernie dumna z sukcesów swojej dawnej podwładnej. Często kiedy spotykały się na kolacji czy drinku, pani O’Riley nie mogła nachwalić się inteligencji i determinacji Anki w dążeniu do stawianych sobie celów.
Connor równie mocno kibicował karierze żony, wspierając kobietę i doradzając jej w różnych, często niełatwych i nieoczywistych zawodowych decyzjach. Był szczęśliwy i dumny, że ukochana Ania Shirley tak dobrze radziła sobie w jego ojczystym kraju. Wiele razy mówił jej, jak bardzo ją podziwia za to, że odważyła się zostawić za sobą przeszłość, rodzinę i bezpieczny świat i wyjechać z Polski do Irlandii, by tam na nowo ułożyć swoje życie. Dziękował Bogu, że tak się stało, bo dzięki temu i jego życie odmieniło się na lepsze.
Zanim Anka stała się Anną Hannigan, jego ukochaną żoną, poznał ją jako Ankę Nieśpielak, dwudziestopięciolatkę przybyłą do Camden z małego polskiego miasteczka, Złocienia. Nie przypuszczał wtedy, że ta piękna, odważna kobieta z obcego kraju pomoże mu uleczyć złamane serce i zapełni pustkę, którą pozostawiła w nim jego niewierna była żona, Leanne. Sprawy potoczyły się jednak szybko i między Connorem i Anką zrodziło się uczucie, któremu żadne z nich nie umiało i nie chciało się oprzeć.
Gdyby ktoś wtedy powiedział Hanniganowi, że teraz na tym uczuciu pojawią się rysy, nigdy by w to nie uwierzył. Leżąc na łóżku w ich ciemnej, pustej sypialni, z rękoma skrzyżowanymi za głową, i nasłuchując odgłosów dudniącego o szyby deszczu, pisarz rozmyślał o tym, w którym momencie oboje z żoną popełnili błąd. Co im umknęło, czego nie dopatrzyli, co mógł zrobić on, a co mogła zrobić ona, żeby nie doprowadzić do kryzysu, który aktualnie trawił ich małżeństwo? Dotąd nie znalazł odpowiedzi na żadne z tych pytań. Wiedział tylko, że czas, który sobie dali, musi przynieść odpowiedź. Wiedział też, że bardzo tęskni za Anką, od kiedy tydzień wcześniej zdecydowała się wyjechać na urlop tylko z Dagmarą, ich wspólną koleżanką, która kiedyś mieszkała po sąsiedzku przy Camden Roe pod numerem trzynaście, teraz zaś od kilku lat żyła w Polsce.
Te dwa tygodnie, które mieli spędzić osobno: on tutaj, w deszczowej, smutnej i depresyjnej Irlandii, ona na słonecznym wybrzeżu Grecji, w domku wynajętym od znajomych Dagmary, miały pomóc im zdecydować, czego chcą od życia i czy ich małżeństwo da się uratować. Connor wierzył, że tak, i bardzo tego pragnął, nie był tylko pewien, czy Anka pragnie tego równie mocno. Chciał do niej zadzwonić, usłyszeć w słuchawce jej ciepły, słodki głos, powiedzieć jej, jak bardzo ją kocha i że będzie ją kochał niezależnie od tego, czy uda im się mieć dziecko, czy nie… Ale nie mógł. Nie tak się umówili. Musiał to uszanować.
Dręczony myślami, przewrócił się na bok, naciągnął kołdrę po sam czubek głowy, jakby chcąc się odciąć od coraz bardziej dokuczliwego dźwięku deszczu za oknem. Zmrużył oczy i obiecał sobie w duchu, że spróbuje wreszcie zasnąć. Od kiedy żona wyjechała, nie udało mu się przespać porządnie ani jednej pełnej nocy. Teraz jednak czuł się tak wyczerpany, że nawet natłok myśli dobijających się zewsząd do jego głowy nie wygrał z udręczoną fizycznością. Connor, skulony jak dziecko w pozycji embrionalnej, zasnął w ciągu kilku minut, trzymając dłoń na pustej poduszce po prawej stronie łóżka, gdzie zwykle spała Anka.
Anna Hannigan patrzyła w lustrze na swoje smutne odbicie. Dawno już nie czuła się tak znużona życiem. Jej cera, pomimo tego, że od tygodnia wystawiona była na działanie cudnego greckiego słońca, pozostawała matowa i szara, jakby podświadomie nie chciała dać się opalić i nabrać odrobiny zdrowego kolorytu. Piękne, brązowe włosy, kiedyś zdrowe i silne, teraz pod wpływem leczenia hormonalnego stały się kruche i łamliwe. Liczyła na to, że kiedy je zetnie do długości sięgającej tylko nieco za uszy, staną się znowu sprężyste i mocne. Do tej pory, mimo że włosy z powrotem odrosły i sięgały już za ramiona, tak się nie stało. Ance nie podobało się to, co widzi w lustrze. Nie podobała się jej także jej nowa, pełniejsza figura, która również była efektem ubocznym kuracji zapisanej jej przez doktora prowadzącego, McGregora. Zawsze była szczupła, teraz natomiast, pomimo że nadal daleko jej było do rozmiaru plus size, nabrała ciała i nie mogła przyzwyczaić się do swojej nowej sylwetki. Spojrzała na swój lekko odstający spod dopasowanego T-shirtu brzuch i położyła na nim dłoń.
Nie tak to miało wyglądać – pomyślała. Miałam trzymać rękę na odstającym brzuchu z zupełnie innego powodu.
Łzy napłynęły jej do oczu. Wzięła głębszy wdech i jeszcze jeden, za wszelką cenę próbując opanować narastającą falę wzruszenia. Nie chciała znowu płakać. Przez ostatnie półtora roku płakała tak wiele razy, że jej wylanymi łzami można by napełnić sporej wielkości basen.
Zrobiła jeszcze kilka głębszych wdechów i wydechów, żeby się uspokoić, wstała od toaletki i spokojnym krokiem udała się w stronę tarasu, wychodzącego wprost na oszałamiające głębią lazuru morze. Kiedy stanęła przy poręczy i poczuła na twarzy delikatny powiew bryzy, a kosmyki włosów smagnęły ją po policzkach, wciągnęła mocniej w płuca to rześkie, morskie powietrze i od razu poczuła się odrobinę lepiej.
– Nie można przestać się zachwycać tym widokiem, prawda?
Anka odwróciła się łagodnie, kiedy zza pleców dobiegł ją radosny dźwięk słów Dagmary. Jej przyjaciółka stała kilka kroków za nią w zwiewnej, długiej sukience w kwiaty na szerokich ramiączkach. Jej długie blond włosy, jaśniejące jeszcze bardziej pod wpływem intensywnego południowego słońca, opadały kaskadą fal na opalone ramiona, a zielone oczy błyszczały radośnie. Wyglądała wyjątkowo pięknie.
– Długo tu stoisz? – zapytała Dagmara. – I o czym tak rozmyślasz?
Podeszła do Anki, oparła ramiona na poręczy tarasu i spojrzała na dziewczynę.
– Aniu, może wreszcie mi powiesz, czemu tak naprawdę tu ze mną przyjechałaś? Jesteśmy w Amuliani już tydzień. Dotąd cię o nic nie pytałam, starałam się być taktowna… Ale chyba już pora powiedzieć mi prawdę, nie sądzisz?
Anka odwróciła głowę w jej stronę.
– Chodź – wzięła dziewczynę za rękę – przejdziemy się po plaży, okay?
Przyjaciółka z uśmiechem skinęła głową.
Zeszły z tarasu na piaszczystą, szeroką plażę ciągnącą się wzdłuż ich letniskowego domku w promieniu kilku kilometrów. O tej porze były tu już tylko pojedyncze osoby, z reguły lokalni mieszkańcy wyspy, którzy po całym męczącym dniu pracy przy obsłudze turystów lub poławianiu ryb teraz korzystali z wieczornego spokoju i odpoczywali nad brzegiem morza. Anka spoglądała na nich z zazdrością. Mimo trudów codziennej pracy, która w sezonie turystycznym właściwie trwała nieprzerwanie od rana do wieczora, biły od nich radość, spokój i zadowolenie. Wydawali się tacy beztroscy, spontaniczni i wolni w tych krótkich, skradzionych chwilach odpoczynku. Na pewno życie w tak malowniczym, opromienionym słońcem miejscu wpływało na to, że tak się zachowywali.
Anka pomyślała o jakże odmiennej, ukochanej przez nią Irlandii Północnej i poczuła, jak coś mocno ściska ją w dole brzucha. Grymas, który pojawił się na jej twarzy, nie umknął uwadze Dagmary, która dotąd solidarnie szła obok niej w milczeniu, również delektując się obrazami pojawiającymi się na ich drodze.
– Dobrze się czujesz, Ania? – Dziewczyna zaszła jej drogę i chwyciła ją za ramię. – Może usiądziemy? Kiepsko wyglądasz.
Anka skinęła głową.
– Tak, usiądźmy tutaj. – Wskazała na piasek obok nich.
Dagmara poprawiła swoją długą sukienkę i wyprostowała zgrabne, opalone nogi. Oparła dłonie na piasku za plecami i popatrzyła na przyjaciółkę, która siedziała, ciasno obejmując swoje blade, lekko napuchnięte łydki, z głową zwróconą w stronę coraz bardziej szumiącego morza. Wyglądało na to, że w nocy będzie mocniej wiało.
– To co, wyspowiadasz się przede mną wreszcie? – Dagmara próbowała nadać zabawny ton tej rozmowie. – Wielebna Dagmara Grosicka melduje się do usług!
Anka nie odrywała wzroku od tafli morza. Było coraz bardziej niespokojne, zupełnie jak myśli krążące w jej głowie od kilku miesięcy. Nie patrząc na przyjaciółkę, odezwała się cicho:
– Między mną a Connorem nie jest najlepiej. – Spuściła wzrok na swoje zakopane w piasku stopy. – Właściwie to jest całkiem źle – dodała, delikatnie przekręcając głowę w kierunku Dagmary.
Grosicka wyprostowała się nagle, otrzepując przyklejony do dłoni piasek. Spojrzała na przyjaciółkę z nieskrywanym zaskoczeniem.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytała, momentalnie uświadamiając sobie, że nie jest pewna, czy naprawdę chce poznać odpowiedź. W ułamku sekundy w jej głowie zrodziło się co najmniej kilka, mniej lub bardziej strasznych, wizji: że Connor zdradził Ankę, że to ona zdradziła jego, że on jest pijakiem, jak Maciek, były mąż Dagmary, odsiadujący wyrok więzienia za próbę zabicia Connora, że mąż Anki jest hazardzistą, że…
– Od dłuższego czasu staramy się z Connorem o dziecko, ale niestety bezskutecznie. I to ma bardzo destrukcyjny wpływ na nasze małżeństwo. – Anka przerwała gorączkowe rozmyślania Dagmary szybko i skutecznie.
Przyjaciółka patrzyła na nią osłupiała. Takiej wersji wydarzeń nie brała wcale pod uwagę. Nie bardzo wiedziała, co powiedzieć koleżance, jak skomentować jej szczere wyznanie, na które kompletnie nie była przygotowana.
– Bardzo mnie zaskoczyłaś. – Kobieta uznała, że będzie równie szczera, jak jej towarzyszka. – Nie wiem, co powiedzieć… Jest mi strasznie przykro.
Przysunęła się do Anki i objęła ją ramieniem, opierając swoją głowę na jej barku. Dziewczyna pod wpływem ciepła jej skóry przełknęła mocniej ślinę i zacisnęła palce na dłoni przyjaciółki.
– Nic nie musisz mówić, Daga – odezwała się półgębkiem. – Wiem, że cię zaskoczyłam, bo wcześniej ci o tym nie wspominałam. – Hanniganowej zrobiło się wstyd, że mając regularny kontakt z przyjaciółką, ukrywała przed nią prawdę o swoich małżeńskich problemach. Nie chciała, żeby Dagmara się nad nią użalała albo, co gorsza, jak wiele innych osób, szczerze życzliwych, lecz nieznających skali problemu, mówiła jej, że wszystko będzie dobrze i na pewno niebawem zostaną z Connorem rodzicami.
Podniósłszy głowę z ramion koleżanki, Dagmara odsunęła się nieco i patrząc na nią troskliwie, zaczęła mówić:
– Rzeczywiście, czuję się zaskoczona tą wiadomością. Myślałam, bo nie przeczę, że nie raz zastanawiałam się nad tym, czy i kiedy planujecie mieć dziecko, że po prostu jeszcze nie nadszedł wasz moment na podjęcie tej decyzji. A wiesz, że po moich przejściach z Maćkiem zrobiłam się ostrożna i nie mam w zwyczaju pytać ludzi o tak intymne sprawy.
Grosicka zatrzymała się na chwilę. Teraz ona popatrzyła przed siebie, na coraz bardziej niespokojne morze, nad którym słońce wyraźnie już zaznaczyło swoją krwistoczerwoną, zachodzącą postać.
Przed oczami stanęły jej chwile z poprzedniego życia. Tamto życie załamało się dla niej, kiedy przyłapała swojego ówczesnego męża, Maćka, pijanego i napastującego Ankę w ich wspólnie wynajmowanym domu przy Camden Roe trzynaście. Wtedy klapki, które do tamtej pory szczelnie zakrywały Dagmarze oczy, czyniąc ją nad wyraz cierpliwą i pobłażliwą dla postępującej choroby alkoholowej męża, gwałtownie spadły i uświadomiły jej, że oto nastąpił koniec ich małżeństwa.
Ostatecznym ciosem dla dziewczyny był moment, kiedy jakiś czas później Maciek powrócił do Camden po to, by jak się potem okazało, ją zabić. Szczęśliwie dla Dagmary, ona i Anka wybrały się wtedy na drinka i mężczyźnie nie udało się zrealizować swojego planu. Niestety, rykoszetem ofiarą tej sytuacji padł Connor, którego zdesperowany, szukający zemsty Maciek ranił nożem, nieomal pozbawiając życia. Na szczęście Hanniganowi udało się wrócić do zdrowia, ale na skutek ataku stracił śledzionę i musiał teraz prowadzić inny, bardziej uważny tryb życia.
Dagmarze te sceny z przeszłości stawały teraz przed oczyma niczym kadry puszczanego w zwolnionym tempie melodramatycznego filmu, bez oczekiwanego happy endu. Traumatyczne przeżycia odcisnęły na niej piętno i od tamtego czasu ona, żywiołowa, rozgadana i radosna dziewczyna, utraciła swoją spontaniczność i nie umiała już w pełni nikomu zaufać. Minęło właśnie sześć lat, od kiedy faktycznie rozstała się Maćkiem, a cztery lata od oficjalnego rozwodu pary, lecz ona ciągle, pomimo przebytej terapii, nie potrafiła całkiem otrząsnąć się ze swoich wspomnień ani tym bardziej otworzyć się na nowy, lepszy związek.
Po rozwodzie spotykała się wprawdzie z kilkoma mężczyznami, ale prawie żadna z tych relacji nie przetrwała dłużej niż miesiąc. Tylko z jednym z nich, Kubą, przystojnym, miłym i inteligentnym właścicielem niewielkiej toruńskiej agencji reklamowej, udało jej się wytrwać dłużej. Byli ze sobą pięć miesięcy, ale kiedy po tym czasie Daga zorientowała się, że Kuba mocniej się zaangażował i zaczął wspominać o wspólnym zamieszkaniu, przerażona wycofała się z tej relacji. Teraz nawet tego żałowała, ale było już za późno. Kuba zniknął z jej radarów, wyprowadził się z miasta i nie miała pojęcia, gdzie jest.
– Daga, słyszałaś, co mówiłam? – Dopytywanie Anki wyrwało przyjaciółkę z letargu. Oderwała wzrok od morza i usiadła przed nią na piasku, krzyżując nogi. Wzięła głębszy wdech.
– Przepraszam cię, Ania – zaczęła. – Zamyśliłam się pod wpływem tego, co powiedziałaś. Wróciły do mnie przykre wspomnienia, wiesz… Maciek, Camden Roe i tak dalej. – Lekko zagryzła dolną wargę. – Ale już dla ciebie jestem. Mów tyle, ile chcesz, i tyle, ile potrzebujesz. – Wyciągnęła dłoń w stronę Anki i z czułością pogładziła jej łydkę.
Przyjaciółka uśmiechnęła się do niej ciepło.
– Dzięki. Muszę to chyba rzeczywiście z siebie wyrzucić, bo ten ból i żal rozsadzają mnie od środka.
To powiedziawszy, Anka zaczęła snuć swoją opowieść. Dagmara uważnie słuchała, pozwalając przyjaciółce mówić. Pani Hannigan wyznała, że pierwsze lata po ślubie – kiedy to wrócili na Camden Roe, do domu Connora, który na kilka miesięcy opuścili, wyjeżdżając do Kanady, a potem na Alaskę, gdzie Connor zbierał materiały do swojej, ogłoszonej potem bestsellerem, powieści Joe i jego psy – były niczym żywcem wyjęte z poczytnego romansu. Ona i Connor cieszyli się swoją miłością, wspólnym codziennym życiem, rozwijaniem kariery. Anka zdecydowała wtedy o studiowaniu administracji i zarządzania, bo wydawało jej się to interesującym, przyszłościowym kierunkiem, po którym mogłaby znaleźć ciekawą i dobrze płatną pracę. Kiedy później dzięki temu, bez żadnych koneksji, zdobyła posadę w magistracie stolicy hrabstwa, czuła się wyróżniona i dumna. Connor także bardzo cieszył się sukcesem żony. Nie każda cudzoziemka tak świetnie dawałaby sobie radę ze studiami w obcym języku. Ance jednak przychodziło to z dużą łatwością – dar do języków obcych po raz kolejny pomógł jej w życiu.
Z kolei Connor, który ugruntował już swoją pozycję świetnego pisarza, wydawał rocznie kilka powieści. Jego książki, przeważnie osadzone w gatunku powieści obyczajowo-kryminalnych z elementami thrillerów, sprzedawały się jak świeże bułeczki. Po wielkim sukcesie Joe’go i jego psów, mrocznej historii o czołowym alaskańskim zawodniku powożącym psimi zaprzęgami, który przez niefortunny zbieg okoliczności zostaje oskarżony o zamordowanie swojego rywala, Connor stał się jednym z najbardziej poczytnych irlandzkich autorów.
Można więc rzec, że oboje małżonków wzajemnie się motywowało i cieszyło swoimi sukcesami. Kiedy nie pracowali, spędzali wspólnie w zasadzie każdą wolną chwilę. Razem gotowali, razem chodzili na długie, romantyczne spacery, razem robili zakupy, odwiedzali przyjaciół, rodziców Connora w Belfaście, wyjeżdżali na weekendowe wypady do wiejskiego domku pisarza w angielskiej Kornwalii albo na dłuższe, czasem bardziej egzotyczne, wakacje. Tegoroczne lato mieli spędzić wspólnie na południu Włoch, o czym Anka od dawna marzyła. Zamiast jednak beztroskiego wylegiwania się na plażach Sycylii lub Kampanii, Connor został w Camden, a ona przyjechała na greckie południe z Dagmarą u boku.
Kiedy półtora roku wcześniej podjęli decyzję o tym, że chcą mieć dziecko, żadne z nich nie przypuszczało, że nie dość, że nie stanie się to szybko i sprawnie, jak zakładali, to będzie to zalążkiem poważnego kryzysu w ich małżeństwie.
Przez pierwszych kilka miesięcy wszystko było dobrze. Małżonkowie wykorzystywali każdą wolną chwilę, żeby uprawiać miłość. Kochali się wszędzie, gdzie tylko nie było to zabronione prawem: w domu, w ogrodzie, na plaży pod osłoną nocy, w biurze Connora w wydawnictwie (kiedy Anka czasem jechała z nim do Belfastu), w pomieszczeniu gospodarczym w magistracie (kiedy z kolei on przyjeżdżał, żeby zabrać ją do domu lub zaprosić na spontaniczną kolację). Raz zdarzyło im się nawet puścić wodze fantazji i kochać się w toalecie w centrum handlowym. Namiętność i uczucie, które ich łączyło, tworzyły najlepszy tandem, który nie potrzebował dodatkowych podniet, żeby obdarowywać się nawzajem rozkoszą. W tamtym początkowym okresie ich seks był nieziemski. Dojrzałość i doświadczenie Connora w połączeniu z młodością i otwartością Anki sprawiały im obojgu ogromną satysfakcję. Kiedy minęło jednak graniczne pół roku, jakie sobie wyznaczyli na poczęcie, a upragnione dwie kreski na teście nadal się nie pojawiały, Ankę ogarnęła panika. Wraz z mężem zgodnie zdecydowali, że należy po prostu wybrać się wspólnie do lekarza, żeby zrobić podstawowe badania. Na pewno wszystko było przecież w porządku – tak wówczas myśleli.
Doktor Paul McGregor, znany w całym hrabstwie specjalista ginekolog, doświadczony zwłaszcza w diagnozowaniu par mających problemy z zajściem w ciążę, od samego początku zrobił na nich doskonałe wrażenie. Widać było, że jest lekarzem z wielkim sercem do pacjentów, z ogromną wiedzą i jeszcze większą empatią. Podstawowe badania, które im zlecił, wyszły dobrze. Państwo Hanniganowie wydawali się okazami zdrowia. Uspokojeni pomyślnymi wieściami, ochoczo powrócili więc do systematycznych starań o dziecko. Minęło jednak kolejne sześć miesięcy, a ciąży nadal nie było. Po powrocie do gabinetu doktora czekało ich więcej badań, a w przypadku Anki sprawdzanie drożności jajowodów. Doktor McGregor wytłumaczył im, że niedrożne jajowody mogą bardzo mocno skomplikować, o ile nie wykluczyć, naturalne poczęcie. Po przeprowadzeniu zabiegu okazało się jednak, że wszystko było w porządku i można było odrzucić ten ewentualny czynnik ich niepłodności. Wtedy po raz pierwszy oboje usłyszeli to słowo: niepłodność. Niemożność poczęcia dziecka pomimo regularnego, trwającego rok współżycia seksualnego. Sucha medyczna definicja, która dla wielu pozostaje abstrakcją, dla Hanniganów stała się bolesnym faktem. I z grubsza rzecz ujmując, był to początek drogi przez mękę. Anka i Connor wkroczyli na ścieżkę intensywnej diagnostyki, monitorowania cyklu owulacyjnego kobiety, regularnych badań nasienia mężczyzny, zastrzyków hormonalnych. Pomimo że wyniki badań nie wskazywały na jakiekolwiek problemy po żadnej ze stron, że wydawali się zdrowi, wciąż nie mogli zajść w ciążę.
Dla Anki ich niepłodność stała się z dnia na dzień tematem numer jeden, determinującym całe ich wspólne życie, przekreślającym wszystko inne. Nic już nie miało znaczenia. Praca, dom, rodzina, znajomi – wszystko to zeszło na drugi plan. Liczyło się tylko to, że chcą mieć dziecko, a nie mogą.
Z czasem Anka zaczęła, zupełnie nieświadomie, przenosić swoje frustracje na męża. Początkowo przejawiało się to w drobnych, codziennych gestach, kiedy na przykład odsuwała go od siebie, gdy próbował ją pocałować lub przytulić się do niej, albo kiedy pytana, jak minął jej dzień, odburkiwała mu coś pod nosem od niechcenia. Z każdym tygodniem i miesiącem jej zdenerwowanie i zmęczenie nieudanymi próbami wzrastało. W pewnym momencie seks stał się dla niej tylko przykrym, mechanicznym obowiązkiem, zmierzającym do określonego celu, który nie nadchodził. Napięcie między nią a mężem kumulowało się coraz bardziej i bardziej, bo Connor w końcu zebrał się na odwagę i powiedział jej o swoich uczuciach, o tym, że zaczyna być przez nią traktowany jak robot, służący tylko do prokreacji. Kiedy zasugerował, aby na pewien czas porzucili starania i spróbowali skoncentrować się bardziej na sobie i na swoim związku, Anka wybuchła i oskarżyła go o egoizm, brak empatii oraz o to, że przestał ją kochać.
To wydarzyło się trzy miesiące wcześniej i od tego momentu między małżonkami było już tylko gorzej. Czara goryczy przelała się jednak miesiąc temu. Podczas rodzinnej kolacji w domu rodziców pisarza w Belfaście, w trakcie najzwyklejszej rozmowy wspominając przeszłość, dzieciństwo Connora i różne śmieszne lub trudne sytuacje, Mary Hannigan nieopatrznie wspomniała o tym, że jej syn w dzieciństwie przechorował świnkę. Anka na dźwięk tych słów bezwiednie upuściła na podłogę nóż, którym właśnie kroiła swojego półkrwistego steka. Wywołało to niemałą konsternację u pozostałych biesiadników. Kiedy Connor zapytał Ankę, czy dobrze się czuje, ta poderwała się od stołu i wybiegła do sąsiedniego pokoju. Tam, nie starając się nawet opanować emocji, wykrzyczała mężowi, który pobiegł za nią zaniepokojony jej reakcją, że jest oszustem i kłamcą. Osłupiały Hannigan wkrótce dowiedział się jednak, co miała na myśli. Okazało się bowiem, że Anka, czytając bardzo wiele o przyczynach niepłodności, zakodowała sobie informację, jakoby przebyta w dzieciństwie świnka mogła trwale uszkodzić zdolność niektórych mężczyzn do zapłodnienia. Teraz, stojąc przed nim zapłakana, wyrzucała mu, że nigdy jej o tym nie powiedział, że ukrywał przed nią fakt, że jako mały chłopiec miał świnkę, a przecież to mogło mieć dla nich tak ogromne znaczenie. Stała tam i wrzeszczała na niego, wymachując rękami, a łzy spływały jej po twarzy. Na nic zdały się jego prośby, by się uspokoiła, tłumaczenia, że sam nie pamiętał o tym, że chorował na świnkę, a już tym bardziej nie miał pojęcia, że może to mieć związek z ich problemami z zajściem w ciążę. Nie pomogły także próby mediacji zaaferowanych sytuacją teściów. Anka zdawała się nie widzieć i nie słyszeć otaczających ją ludzi. Kiedy wreszcie w miarę się uspokoiła i wrócili z Connorem do domu, przeprowadzili bardzo długą i trudną rozmowę. Konkluzją było to, że Anka nie potrafiła nie winić męża za ich problemy, a on nie miał już siły mierzyć się z jej nieustannymi huśtawkami nastrojów, niewypowiedzianymi pretensjami i brakiem zaufania.
Wtedy zdecydowali, że na pewien czas muszą się rozstać. Reszta potoczyła się szybko i doprowadziła Ankę do wspólnych wakacji z Dagmarą tu, w przytulnym greckim Amuliani.
– I to by było na tyle – skwitowała swoją opowieść Hanniganowa, spoglądając wymownie na Dagmarę. Czekała na to, co przyjaciółka powie, usłyszawszy już z grubsza, w czym tkwił problem.
Dziewczyna jednak nadal milczała. Szukała odpowiednich słów.
– Szczerze mówiąc, jestem w szoku – wycedziła wreszcie. – Nie miałam pojęcia, z czym się zmagaliście. Cały czas myślałam, że jesteście ze sobą tak niemiłosiernie szczęśliwi, jak w tych taśmowych serialach o miłości, albo w dziewiętnastowiecznych romansach – dodała.
– Bo byliśmy, i to jeszcze całkiem niedawno. – Anka przesypała między palcami piasek. Uleciał z wiatrem w jednej sekundzie.
Czy tak właśnie uleciało nasze szczęście? – zapytała samą siebie w myślach.
– Nie możesz przekreślać waszego małżeństwa, Aniu. – Dagmara nagle nabrała pewności. – Macie kryzys, to jest jasne, sytuacja jest trudna dla was obojga, ale wyjdziecie z tego, bo się kochacie.
Anka powoli wstała, otrzepując piasek, który zdążył już skrzętnie oblepić jej spocone po całym dniu ciało.
– Wracajmy do domu – powiedziała, jakby ignorując słowa przyjaciółki. – Zaraz zapadnie zmrok.
Dagmara też się podniosła. Popatrzyła na posmutniałą twarz Anki. Dziewczyna wyglądała teraz na starszą i bardzo zmęczoną. Jej oczy wyraźnie mówiły prawdę o tym, że cierpi. Nawet gdyby próbowała, nie byłaby w stanie tego ukryć.
– Dobrze, wracajmy. Powiedziałaś mi już bardzo wiele, na dzisiaj wystarczy. Mamy jeszcze tydzień na przegadanie tego tematu. Znajdziemy rozwiązanie.
To powiedziawszy, objęła przyjaciółkę ramieniem.
– Pierwszy raz od sześciu lat nie wiem, czego chcę, Daga. Czuję się jak wtedy, kiedy zostawiałam Polskę i leciałam do Belfastu, w nieznane. Teraz przyszłość też wydaje mi się nieznośnie nieznana. – Anka z trudem pohamowała cisnące się do oczu łzy.
– Nie myśl już o tym dzisiaj. – Grosicka przytuliła ją mocno. – Wracajmy do domu. Jutro wstanie nowy dzień, może podsunie nam jakieś rozwiązanie.
Anna Hannigan nie umiała sobie wyobrazić, jakie mogłoby być to rozwiązanie, ale tego wieczoru nie chciała już dłużej o tym myśleć.
Wzięła swoją przyjaciółkę pod ramię i ruszyły razem w stronę domku na plaży.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Nakładem wydawnictwa Novae Res ukazała się również:
MARZENIA SĄ NA WYCIĄGNIĘCIE RĘKI.
Trzeba tylko odważyć się żyć po swojemu i…
KUPIĆ BILET W JEDNĄ STRONĘ.
Anka Nieśpielak ma dość. Chce jak najszybciej uciec z Polski, zostawić za sobą byłego chłopaka i zaborczą matkę, której wydaje się, że najlepiej wie, czego potrzebuje jej córka. Wybór dziewczyny pada na małą, irlandzką miejscowość Camden, gdzie od kilku lat mieszka wraz z mężem jej przyjaciółka z dawnych lat, Dagmara. To właśnie w ich domu na osiedlu Camden Roe, pod pozornie pechowym numerem trzynaście, Anka zaczyna układać swoje życie na nowo. Szybko dowiaduje się, że miasteczko huczy od plotek o głośnym rozwodzie intrygującego pisarza z naprzeciwka – Connora Hannigana. Już po pierwszym spotkaniu z nim Anka dostrzega, jak bardzo różni się od mężczyzn, których wcześniej spotykała na swojej drodze. Zauroczona i pełna nadziei na nowy, tym razem udany związek, nie zauważa, że tymczasem pod dachem Camden Roe 13 rozgrywa się prawdziwy dramat…
Powrót na Camden Roe
ISBN: 978-83-8373-271-8
© Agnieszka Martyka i Wydawnictwo Novae Res 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Dominika Synowiec
KOREKTA: Anna Grabarczyk
OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek