Pragnij mnie - Lena M. Bielska, Sandra Biel - ebook + audiobook

Pragnij mnie ebook i audiobook

Lena M. Bielska, Sandra Biel

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

11 osób interesuje się tą książką

Opis

Piąty tom serii „Nieuchwytni”.

Dziennikarka, która balansuje na granicy bezpieczeństwa.

Gangster, który musi ją chronić.

Trzydziestoletnia dziennikarka Zuza Zamojska lubi pisać artykuły na kontrowersyjne tematy. Jest bardzo odważna, ale również lekkomyślna, przez co naraża siebie i innych na niebezpieczeństwo. 

Kiedy zaczyna interesować się sprawami moskiewskiej Bratwy, szybko wpada w kłopoty. Razem ze swoim kolegą śledzi podejrzany samochód, który kieruje się do magazynu na przedmieściach Moskwy. Tam oboje trafiają w ręce gangsterów.

Jednak kobieta ma szczęście, bo dzięki znajomościom Igi nie jest dla mafii osobą anonimową. Dmitriy Sharapov, trzydziestosześcioletni sovietnik Bratwy, dostaje zadanie, by chronić niesforną dziennikarkę.  Okazuje się, że ktoś już wydał na nią wyrok.                                                                                                                                                                                                                                                                      Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 336

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 33 min

Lektor: Lena M. BielskaSandra Biel
Oceny
4,6 (316 ocen)
226
56
21
9
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
flurek1
(edytowany)

Całkiem niezła

Książka w założeniu miała chyba domknąć serię i jako taka kropka nad i się sprawdziła. Ale patrząc na całą serię, ta część jest najsłabsza. Mamy irytująco zdziecinniałą bohaterkę (chociaż Autorki zaraz na początku uprzedziły, że w rozwoju emocjonalnym zatrzymała się na etapie dziecka), wątek terapii Dimy delikatnie mówiąc mało wiarygodny. Poprzednie części łączył wątek kryminalny a tu niby jest zlecenie na główną bohaterkę ale w sumie nie do końca wiadomo dlaczego i od kogo, zresztą kończy się to wyjasnieniem w jednym zdaniu, wątek że śmiercią Maćka zupełnie bez sensu. Czytając dialogi czasami zapomina się, że mamy do czynienia z ludźmi prawie trzydziestoletnimi a nie nastolatkami.Sytuację zdecydowanie ratują ostatnie 2-3 rozdziały.
72
AgaWiktoria

Z braku laku…

Ok ok, może i była trochę zabawna, ale zachowanie bohaterki nachalne. Serio? Facet odmawia jej seksu a ona dalej o niczym innym? 😮😮😮 Albo „zrobię to za dobra minetę” 😧
20
MalgorzataAr

Z braku laku…

Jestem zniesmaczona tą książką. Teksty głupie tak jak i sama główna bohaterka, zachowanie żenujące, historia nudna. Przeczytałam trzy pierwsze rozdziały, resztę co czwartą stronę.
10
Iza_Bartelke

Nie polecam

przykro mi to mówić, ale tragedia.... Zuzanna jest tak irytująca, że nie udało mi się przebrnąć przez tę książkę. strata czasu. zamiast uśmiechu wywowoluje grymas. zdecydowanie z całej serii najgorsza....
10
martaglazer

Nie oderwiesz się od lektury

Takiej mieszanki jak Zuza i Dima to chyba nic nie przebije 🥰
10

Popularność




Copyright ©

Lena M. Bielska & Sandra Biel

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2023

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Katarzyna Moch

Korekta:

Justyna Nowak

Karolina Piekarska

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-494-9

Prolog

Byłam zła… Nie, byłam najgorsza.

Zgrzeszyłam.

Bardzo zgrzeszyłam.

W końcu przyszedł czas, by wyspowiadać się ze wszystkich win. Najwyższa pora na rachunek sumienia.

Chciwość – jeden z grzechów głównych. Tak, byłam chciwa. Chciałam wszystko. Chciałam brać i nie dawać nic w zamian. Chciałam i pożądałam JEGO.

Nieczystość – najbardziej pasujący do mnie grzech. Nic we mnie nie było czyste. Od myśli po słowa i czyny. Byłam brudna, skażona, spaczona, a przy tym przeszczęśliwa. Im bardziej nieczysta, tym bardziej zadowolona z życia.

Nie zabijaj – piąte przykazanie dekalogu. To nie ja pociągnęłam za spust, lecz to ja zabiłam. To ja pozbawiłam go życia.

Nie kłam – kłamałam. Okłamywałam wszystkich wokół, lecz najbardziej samą siebie. Tak głęboko weszłam w fałsz, że przestałam odróżniać, co było prawdą, a co złudzeniem. A przede wszystkim kłamałam, gdy od niego uciekłam. Próbowałam oszukać samą siebie, że go nie kochałam.

Więcej grzechów nie pamiętam, a raczej pamiętać nie chcę. Szczerze? Żadnego nie żałuję. Tylko dzięki nim trafiłam na samo dno czeluści piekielnej – wprost w jego ramiona.

W ramiona samego diabła.

Rozdział pierwszy

Zuza

– Ty jesteś nienormalna!

Przewróciłam oczami, wyciągając z szafy bluzkę z dekoltem niemal do pępka. Uwielbiałam ją… Nie, poprawka, ja ją – cholera – kochałam! Normalnie za każdym razem, gdy miałam ją na sobie i przeglądałam się w lustrze, prawie dostawałam orgazmu. Do tego obcisłe, ciemne dżinsy i…

Jedziemy z imprezą!

– Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! – wydarł mi się nad uchem Maciek i pociągnął mnie za ramię, odwracając w swoją stronę. – Nadal się zastanawiam, po kiego chuja tu z tobą przyjechałem. Jesteś pieprzoną samobójczynią!

– Maciusiu, kochany – szepnęłam zmysłowo. – Nie prosiłam cię o pomoc, sam się do mnie przyczepiłeś. – Wzruszyłam ramionami i posłałam mu niewinny uśmiech. – Nie wyganiam cię, ale możesz już spierdalać. Siłą cię tu nie trzymam, a gwoli ścisłości, to ja cię tu w ogóle nie chcę.

Puścił mnie i potarł dłońmi twarz, po czym wplótł je we włosy i pociągnął za końcówki.

Olałam go i poszłam do łazienki.

Ciskał się i sapał już od dłuższego czasu, a praktycznie od początku naszej znajomości, ale odwaliło mu totalnie dopiero po tym, jak upubliczniłam artykuł o zrobieniu porządku z polskimi gnojami przez moskiewską brać. Jakże on się pluł, że podważyłam w nim skuteczność polskich służb! Przecież Bugayev i jego ludzie powinni dostać medal za zasługi dla Polski.

Do cholery, powinni ogłosić ich pieprzonymi bohaterami. Normalnie ten cały Timofey i spółka to tacy prawdziwi Avengersi! Gdyby mi się udało chociaż raz przez ułamek sekundy spojrzeć na pakhana bratwy, to bym chyba umarła z podniecenia!

Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie byłam do końca normalna. Każdy inny człowiek chciałby uciec jak najdalej od ruskiej mafii, a mnie do niej ciągnęło. Odkąd zrobiła porządek w Polsce – odzyskałam moją kochaną siostrzyczkę. Tak naprawdę uratowała dupę Idze i jej żałosnemu psiemu mężowi.

Kurwa!

Psiarnia nigdy nie chciała jej szukać, gdy uciekła od Sylwka. Powiedziała, że jest pełnoletnia i nikt jej nie porwał, więc nie ma powodów do wszczęcia poszukiwań. I jak się okazało, to nie psiarnia jej pomogła, gdy wpadła w gówno po uszy. To ci rzekomi kryminaliści ze wschodu byli jedynymi ludźmi, którzy ją uratowali i dlatego ich szanowałam, nie mając nawet pojęcia, kim tak na dobrą sprawę byli.

Jak ja zazdrościłam temu gnomowi, że weszła z nimi w układ i ich osobiście poznała. Tylko głupia zołza nie chciała mi zdradzić żadnych szczegółów. Podejrzewała, że mogłabym się zacząć za bardzo w to zagłębiać.

Upsik, sis, ale już nie ma dla mnie ratunku. Jestem pieprzoną psychofanką moskiewskiej braci!

Zrobiłam trzy głębokie wdechy, żeby się uspokoić. Za dużo o nich myślałam, przez co moje podniecenie wzrastało, a miałam, do cholery jasnej, ostatnią czystą parę majtek na sobie.

Ostatnia porcja rozumu, robiąca za znikome sumienie i logiczne myślenie, stwierdziłaby pewnie: „Co za głupia, leniwa suka, która nawet prania nie potrafi zrobić”.

– A spierdalaj – powiedziałam do siebie. – Potrafię zrobić pranie, ale nie miałam czasu, głupia cholero.

Przebrałam się i zaczęłam podziwiać odbicie w lustrze. Kij, że miałam trzydziestkę na karku. Sylwek zawsze mówił, że mój rozwój psychiczny zakończył się na wkurzającej pięciolatce, która nie potrafi jeszcze używać mózgu. Może i miał trochę racji. Wzruszyłam ramionami. Najlepsze było jednak to, że z moim rzekomym cofnięciem w rozwoju psychicznym w parze szło spowolnienie starzenia się. Jak w mordę strzelił, wyglądałam jak gorąca dwudziestka jedynka. Nie było bata, nikt mi więcej nie dawał.

Przeczesałam palcami włosy i sięgnęłam po krem do ciała z drobinkami brokatu. Lubiłam błyszczeć. O tak! Uwielbiałam wyróżniać się z tłumu. Wklepałam maź w dekolt i ręce, po czym uśmiechnęłam się do siebie szeroko.

Ależ ja jestem zajebista!

Chyba nadszedł czas się zbierać.

Wyszłam z łazienki i spojrzałam na tego kretyna, który wkurwiał mnie tak bardzo, że próbowałam go ostatniej nocy udusić poduszką. Nie zabiłam go jednak, bo obawiałam się, że potem, zamiast gonić za moimi kochanymi mafiosami, wyląduję w jakimś obleśnym, ruskim areszcie. A tego wolałam uniknąć.

Maciek siedział na łóżku i patrzył na mnie złowrogo, mocno zaciskając szczękę.

Nie rozumiałam jego motywów. On mnie nie nienawidził, ale ja jego owszem. Był miękką pizdą, taką popierdółką, a nie prawdziwym facetem, który – jak zajdzie taka potrzeba – szarpie za włosy, rozrywa ubranie i pieprzy przy ścianie.

Uff… Zrobiło mi się gorąco. Zgarnęłam ze stolika gazetę i zaczęłam się nią wachlować.

Wracając jednak do Macieja… Tłumaczył się, że będzie mnie chronił, by wynagrodzić zło, jakie wyrządził Idze i jej psiarzowi. Szczerze? Waliło mnie to. To znaczy, oczywiście, że byłam na niego wkurzona, wiedząc, że skrzywdził moją siostrzyczkę, ale niech to jej teraz liże dupę, a nie mnie.

Maciek frustrował mnie swoją obecnością. Normalnie zatruwał mi powietrze.

– Wiesz, że idąc tam, ryzykujesz nie tylko swoje życie, ale też i moje? – Uniósł brew.

Pieprzony gnój! Jak wcześniej miałam w miarę dobry humor, bo cieszyłam się na dzisiejszą imprezę w jednym z klubów Bugayeva, tak on właśnie mi go zepsuł.

Zwinęłam gazetę w rulon i uderzyłam go w ten pusty łeb.

– Posłuchaj mnie dobrze, bo nie będę się powtarzać. Ja cię tutaj nie chcę! Wracaj do Polski i wypisuj mandaty za złe parkowanie, bo tylko do tego się nadajesz! Ty i cała policja razem wzięta! – Poruszyłam ramionami i głową na boki, żeby się rozluźnić. – Ja sama ryzykuję. Do ciebie nic nie mam. Jebie mnie to, co się z tobą stanie. Serio. Więc skończ te gierki i odwal się w końcu ode mnie.

Nie będzie mi idiota wchodził na sumienie ani grał na emocjach.

Podeszłam do komody i wzięłam torebkę, sprawdzając jej zawartość. Kasa była, fajki były, mały aparat fotograficzny też. Czyli wszystko, czego potrzebowałam. A nie! Jeszcze gumki – tak na wszelki wypadek.

Zrobiłam dwa kroki i otworzyłam szafę. Schyliłam się do walizki – dalej walały się w niej moje ciuchy – i wygrzebałam z bocznej kieszeni paczkę prezerwatyw.

Przezorny zawsze ubezpieczony, a napalona laska powinna mieć zapas wpadochronów i wenerochronów. W sumie to i tak miałam wszczepiony implant antykoncepcyjny, ale nie chciałam złapać jakiegoś trypla. Poza tym, co jak co, ale ja się na matkę nie nadawałam.

Nie. Nie. Nie. Nie!

Byłam zdania, że dzieci powinni mieć tylko ludzie zdrowi psychicznie – więc od razu odpadałam – a dodatkowo będący w sobie z wzajemnością zakochani. A mnie to nie groziło. Kochałam tylko dwie i pół osoby: Igę, Madzię i pół Sylwka, ale tylko z tego względu, że podobno mieliśmy część wspólnego DNA. Dobra, jeszcze kochałam rodziców, ale oni nie żyli, tak więc nie wliczali się w rachubę.

Miałam nadzieję, że śmierć naprawdę była całkowitym końcem i nie istniało już niebo czy tam piekło, bo to by oznaczało, że starzy podglądali mnie, jak żyłam… To była tak okropna myśl, że powodowała we mnie dziwne uczucia. Tak trochę… Przełknęłam ciężko ślinę, a raczej treść żołądka podchodzącą mi do gardła. Trochę kijowo pieprzyć się z facetem i myśleć o tym, że twój nieżyjący ojciec lub matka na ciebie patrzą.

Wypuściłam z lekkim sykiem powietrze. Chciałam pozbyć się z głowy tej cholernej i irytującej myśli.

Wcisnęłam gumki do torebki i podniosłam się z klęczek. Hmm… Ciekawe, jaką przeciętną długość penisa mają Rosjanie. Miałam nadzieję, że większą niż Polacy i że nie są takimi pizdusiami, co porządnie przelecieć laski nie potrafią.

Parsknęłam pod nosem, przypominając sobie ostatniego faceta, z którym byłam. Jak mu szczerze powiedziałam o swoich fantazjach seksualnych, to wyzwał mnie od chorych psychicznie, popieprzonych nimfomanek i niezrównoważonych kurew.

Dostał za to z deski do krojenia w ryj – niestety deska bardziej ucierpiała. Kurwą byłam, jasne, ale tylko z charakteru, bo nie sprzedawałam się jak prostytutka!

– Ciekawe, jak będziesz śpiewać, gdy ktoś cię porwie i sprzeda do burdelu! – syknął, na co się szeroko uśmiechnęłam.

– Wtedy będę mieć gwarancję, że ktoś mnie w końcu porządnie przerucha – odparłam ze śmiechem i zarzuciłam na ramię spakowaną torebkę.

Oczywiście, że nie chciałam skończyć jako dziwka w burdelu, ale Maciek tak mi działał na nerwy, że nie hamowałam się przy nim ze słowami.

Ruszyłam do wyjścia z pokoju, a on oczywiście powlókł się za mną.

Fakt, szukałam informacji o moskiewskiej braci, ale przy okazji też badałam handel organami. Dziwne, że zaginieni ludzie ostatni raz byli widziani w klubach Bugayeva, a potem odnajdywali się gdzieś w lesie pod Moskwą bez organów wewnętrznych. Chciałam zbadać cały proceder i zrozumieć go. Wiedziałam, że organy nie były kradzione dla byle kogo, tylko dla możnych, ważnych i znanych. To wszystko więc nie było takie proste, jak się wydawało.

Ktoś jest klientem, ktoś czegoś pożąda, dlatego również znajdzie się i taka osoba, która za odpowiednie pieniądze dostarczy mu towar. A do tego nie każdy mógł przecież zostać dawcą… Zastanawiało mnie, czy bratwa wydłubywała organy z przypadkowych osób, licząc, że komuś będą pasować, czy może posiadali jakiś system, by nie wypatroszyć nieprzydatnych ludzi.

Wiedziałam, że siedziała w tym mafia, ale chciałam się też dowiedzieć, kim byli ci, którzy kupowali narządy. Jakby udało mi się dotrzeć do nazwisk, to artykuł o tym mógłby mi otworzyć drzwi do międzynarodowej kariery dziennikarki śledczej.

Zależało mi na tym. Bardzo.

Po niecałej godzinie byliśmy już pod klubem. Uśmiechnęłam się do siebie szeroko, bo intuicja mi mówiła, że to właśnie tu powinnam się znaleźć. Za to cząstka zdrowego rozsądku wyzywała mnie właśnie od tępych idiotek.

– Zamilcz! Pora się zabawić i powęszyć! – mruknęłam.

– Psycholka – sapnął pod nosem Maciek.

Święta dziewica. Pewnie zna tylko pozycję na misjonarza. Jak ja go nienawidzę. Z chęcią bym go zakopała w ogródku za domem, tyle że nie mam ani ogródka, ani domu… Ale może Iga pożyczy mi kilka metrów swojego?

Dobra, Zuza, ogarnij się. Teraz musisz mieć oczy i uszy szeroko otwarte.

Stanęliśmy przed wejściem. Kolejka nie była jakoś specjalnie długa. Dość sprawnie ludzie wchodzili do środka. Wiadomo – im więcej klientów, tym większy zysk.

Gdy przyszła kolej na nas, dokładnie przyjrzałam się ochroniarzowi. Całe szczęście, że miałam pamięć do twarzy. To była bardzo przydatna umiejętność.

Udawałam, że wcale nie widzę, jak przeszywa mnie spojrzeniem. Byłam świadoma, że do takich klubów chodzili praktycznie sami faceci, a jedyne kobiety w środku są pracownicami, ale mimo wszystko nie było zakazu wpuszczania kobiet jako klientów. Cóż, hajs najwyraźniej musiał się zgadzać. Minusem było to, że w przypadku klubów Bugayeva istniała możliwość, że mogłabym już stąd nie wyjść i dołączyć do załogi.

Prychnęłam pod nosem na własną głupotę. Wiedziałam, że coś było ze mną, kurwa, nie tak, jak powinno. Moje instynkty samozachowawcze chyba nie istniały albo były totalnie uśpione.

„Walcz albo uciekaj” – oznaczało dla mnie wejście z uśmiechem w paszczę lwa.

Gdy tylko znaleźliśmy się w środku, zaciągnęłam się zapachem seksu, podniecenia, alkoholu, dymu z papierosów i niebezpieczeństwa. O tak, czułam to doskonale. Przez ciało przeszedł mi rozkoszny dreszcz. Czucie zagrożenia nie powodowało u mnie strachu, tylko mnie jeszcze bardziej nakręcało i podniecało zarazem.

Zerknęłam kątem oka na mojego towarzysza od siedmiu boleści. Maciek był spięty, i to bardzo. Zaśmiałam się w duchu i ruszyłam w stronę baru.

Jak to możliwe, że facet, który niby jest hetero, nie wygląda na zadowolonego, przebywając w klubie pełnym niemal nagich kobiet?! To nawet ja miałam na czym oko zawiesić.

Zamówiłam piwo, ale bardziej dla niepoznaki niż z chęci wypicia go. Aż taką idiotką nie byłam, żeby cokolwiek pić w takim miejscu. Nigdy nie wiadomo, co mogło się znaleźć w alkoholu, a poza tym… Musiałam mieć trzeźwy i bystry umysł, by móc jak najwięcej zauważyć i usłyszeć. Tylko był jeden malutki problem.

Ja nie panimaju pa ruski! Znaczy… Znałam kilka słówek, ale w większości były to przekleństwa. Mogłam się choć trochę podszlifować w tym języku. Przynajmniej żeby lepiej zrozumieć mowę, bo ogarnięcie cyrylicy było dla mnie raczej niemożliwe.

– Zuza, zwijamy się – szepnął do mnie Maciek, przez co pokręciłam z niedowierzaniem głową.

– Nie spędziliśmy tu nawet dziesięciu minut – warknęłam. – Nigdzie się nie ruszam.

– Patrzą na ciebie. Wiele osób. Chcesz zostać tu na zawsze? – syknął.

Odgarnęłam włosy za ucho i zbliżyłam się do niego.

– Niech patrzą, co ci do tego? – Odwróciłam się, żeby zobaczyć, czy mówił prawdę.

Kurwa.

Wielu mężczyzn, zamiast przyglądać się tancerkom i nagim kelnerkom, skupiało wzrok na mnie. Nie do końca mi się to spodobało. To chyba nie było normalne, że gapili się na mnie, a nie na gołe cycki.

Przecież wszyscy kochają gołe cycki!

– Dobra, zmywamy się – podjęłam szybką decyzję, analizując w głowie kolejne kroki.

Miałam do wykonania misję. Nie mogłam popełnić błędu i zostać przez kogoś złapana. Chciałam zbadać proceder handlu narządami, ale sama nie zostać przypadkiem dawcą.

Maciek wstał z krzesła i mocno chwycił mnie za ramię, po czym skierował się do wyjścia. Tuż przy drzwiach szarpnęłam ręką, bo mnie wkurwiał. Potrafiłam chodzić sama. Nie musiał mnie prowadzić jak dziecko. Zanim przekroczyłam próg klubu, odwróciłam jeszcze głowę i spojrzałam przez ramię. Poczułam mrowienie na karku. Wyczułam na sobie czyjeś intensywne spojrzenie. Jednak nie zauważyłam, żeby ktoś tak uparcie wlepiał we mnie ślepia. Wyszliśmy więc z klubu i skierowaliśmy się w stronę naszego obleśnego motelu.

Wrócę tu jutro rano. Może wtedy uda mi się coś wywęszyć.

Rozdział drugi

Dima

Odepchnąłem od siebie Nastkę i zapiąłem rozporek, rozglądając się po klubie. Przyszedłem się napić z Sashą, bo nie potrafiłem już wytrzymać z Timą. Odkąd Lera do niego wróciła, totalnie mu odwaliło.

Trochę mu zazdrościłem, ale tylko trochę. Mógł się pieprzyć bez gumki i zawsze miał kogoś pod ręką. Ja zaś musiałem się zadowalać niewdzięcznymi sukami z klubów. One się nawet nie potrafiły porządnie pieprzyć. Może i spuściłem trochę z krzyża, ale to nie było to, czego potrzebowałem.

Zdecydowanie musiałem znaleźć sobie kogoś, kto pozwoliłby mi na o wiele więcej. Kogoś, kto był równie popieprzony jak ja.

To było jednak jak szukanie igły w stogu siana. Miałem swoje za uszami, jak większość bratwy. Szacunek do kobiet? Prychnąłem w myślach. Skoro one same się nie szanowały, to jak ja je miałem szanować?

Nie ze mną te numery. Nigdy żadnej nie zgwałciłem, byłem ponad tym, ale nigdy też o żadną nie dbałem. Brałem, co chciałem, i później je zostawiałem. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że one zawsze wracały po więcej. Kurwa! I ja je miałem szanować? No błagam.

Same sobie były winne. Rozkładały nogi, a potem płakały po kątach, że zostały zranione. Wszyscy się nad nimi litowali, a potem, gdy przypadkiem na siebie wpadaliśmy, one jakby nagle zapominały o tym, że nazywały mnie dupkiem bez serca i skrupułów.

Pierdolone, fałszywe ameby.

– Mamy gości. – Sasha usiadł na fotelu obok, kiwając głową w stronę baru.

Podążyłem za jego spojrzeniem, a gdy zauważyłem przy barze seksownie ubraną laleczkę, uśmiechnąłem się do siebie. Nie pochodziła stąd, byłem tego pewien. Skąd? To proste. Była jedyną kobietą-gościem w klubie.

Otaksowałem spojrzeniem jej ciało. Długie, szczupłe nogi ukryte pod obcisłymi dżinsami. Wyżej było już tylko lepiej. Szersze biodra, wcięcie w talii, a na koniec idealnych rozmiarów biust. Nie za duży i nie za mały.

Laleczka akurat odsuwała z twarzy brązowo-różowe włosy, pochylając się w stronę jakiegoś gościa. Nie kojarzyłem go.

Nagle się odwróciła, a gdy to zrobiła, poczułem się tak, jakby ktoś wypompował całe powietrze z pomieszczenia.

– Niemożliwe – wymamrotałem do siebie, wstając.

– Co jest niemożliwe?

Olałem całkowicie pytanie Sashy i ruszyłem w stronę baru. Zanim jednak do niego dotarłem, laleczka zniknęła.

Warknąłem ze złością, rozglądając się po kątach. Przecież nie mogła już wyjść. Nie teraz, gdy… Uśmiechnąłem się do siebie, widząc ją przy wyjściu. Faktycznie wychodziła, szamocząc się z tym samym gościem, z którym siedziała przy barze. Ruszyłem za nią.

W połowie drogi zatrzymał mnie jednak jeden z naszych klientów. Musiałem zrezygnować z pogoni.

Interesy były ważniejsze.

Z klubu wyszedłem dopiero jakiś czas później. Nie pojechałem prosto do domu, tylko skierowałem się do Timy. Musiałem jeszcze z nim obgadać sprawę ostatniego zlecenia dla jednego z urzędników. Zrobił się niezły pierdolnik z handlem narządami – spora część ratowników medycznych próbowała się wycofać z interesu, co średnio nam było na rękę. Takie organy były łatwym łupem. Nieco trudniej było z szukaniem odpowiednich narządów wśród turystów i innych takich… pechowych ludzi, którzy wpadli nam w ręce.

Tej nocy niewiele spałem. Najpierw klub, potem ciężkie rozmowy z Timą, a na koniec jeszcze Lera wyprowadziła mnie z równowagi. Ostatnio jej się to coraz częściej zdarzało. Odkąd Iga wzięła ślub z tym psiarzem, Lera notorycznie o wszystko mnie zagadywała. Tłumaczyłem jej, że Iga mnie już nie interesuje, ale mówienie do niej to jak grochem o ścianę. Ona wiedziała swoje i kropka.

Nawet Tima ją popierał, za co miałem ochotę nakopać mu do dupy. Kurewsko go bawiło, gdy Lera wierciła mi dziurę w brzuchu. Kutas. Przyjaciel od siedmiu boleści.

Abram się w grobie przewracał.

Zamiast pójść spać, musiałem jeszcze raz wrócić do klubu. Jedna z dziwek zmarła w nocy od przedawkowania i trzeba było dopilnować sprzątania. Zwykle zajmował się takimi sprawami któryś z boevików, ale wolałem sam trzymać rękę na pulsie.

– Ooo, proszę – mruknąłem do siebie, wychodząc zza zakrętu.

Po drugiej stronie ulicy stała ta sama dziewczyna, którą widziałem w nocy. Była łudząco podobna do Igi. Brązowe włosy z różowymi końcówkami. Teraz jednak miała w dłoni aparat i robiła zdjęcie budynkowi.

Warknąłem ze złości pod nosem i ruszyłem w jej stronę, sięgając po broń. Byłem niemal pewien, że to Iga. Na widok pistoletu na pewno by się zaraz posikała, szczególnie że znajdowała się na moim terenie.

Pieprzona panikara, która zwykle ma łeb na karku. Kurwa, gdyby tylko nie była zajęta…

Nie zdążyłem jednak do niej dotrzeć… Spieprzyła mi do taksówki.

– Cwaniara – warknąłem do siebie, patrząc za odjeżdżającym samochodem.

Po cholerę jej zdjęcia klubu? Po chuj się wtrąca? Mało jej problemów?

Zacząłem się zastanawiać, czy powiedzieć o tym Timie. Teoretycznie powinienem, ale ja nigdy nie robiłem tego, co powinienem. Zresztą Tima mi ufał. Wierzył, że zawsze robię to, co najlepsze dla bratwy. Tak było, jest i miało być już zawsze.

Zdecydowałem więc na razie zostawić tę informację dla siebie. Musiałem najpierw złapać Igę. Czyżby policjancik jej się znudził? W końcu była w klubie w towarzystwie jakiegoś gościa, który na pewno nie był tym psiarzem.

A może coś mu się stało?

Uśmiechnąłem się do siebie i przesunąłem językiem po zębach, a potem zwilżyłem wargi. Musiałem poprawić spodnie w kroku. Podnieciły mnie obrazy podsyłane przez wyobraźnię. Przed oczami miałem już, jak pieprzę Igę do utraty tchu, skoro najwyraźniej policjancik nie dawał rady albo zniknął z radaru…

Postanowiłem na razie nie mówić nic Timie. Musiałem się najpierw dowiedzieć, czego Iga szukała w Moskwie i dlaczego od razu się ze mną nie skontaktowała. Przecież jej mówiłem, że jak będzie czegoś potrzebować, to ma się odezwać, a ja jej zawsze pomogę.

Zmrużyłem oczy i ruszyłem do samochodu. Wsiadłem na miejsce kierowcy, po czym udałem się w końcu do domu. Musiałem odespać nockę, a potem jeszcze czekała mnie wizyta u Darii.

Ta, powiedzmy, że zaprzyjaźniłem się z psycholożką, chociaż ciężko nazwać to przyjaźnią, skoro to głównie ja gadałem, ona słuchała, a ja nie miałem do niej ani krzty zaufania. Wiedziałem, że niczego nie wygada, bo byłem jej pacjentem i słono płaciłem za wizyty, ale tak czy siak – nikomu nie ufałem oprócz Timy.

Położyłem się na łóżku tak, jak stałem – w koszulce, dżinsach i wojskowych butach. Nie miałem siły nawet się rozebrać. Ostatnie tygodnie, ba, miesiące, były najgorszymi w całym moim życiu. Wieczne problemy, a do tego jeszcze ten pierdolony filmik z Lerą w roli głównej… Cały czas męczył mój umysł.

Dalej pieprzyłem się z dziwkami. Nie zrezygnowałem z tego. Teraz jednak zacząłem widzieć problem we własnym zachowaniu. Byłem dalej szorstki, ale uprzedzałem, że taki jestem. No i pieprzyłem się tylko z dwiema.

Dalej jednak miałem przed oczami tamten film, a do tego te popierdolone, niespełnione fantazje. Zaczynałem się coraz bardziej tym męczyć i dlatego wylądowałem u Darii. Nie potrafiłem sam ze sobą wytrzymać. Z jednej strony chciałem brać to, czego pragnąłem, a z drugiej się powstrzymywałem – nie zamierzałem być takim skurwielem jak Kosa czy Leonid.

Byłem popieprzony, ale Daria uparcie mi wmawiała, że wcale nie jestem nienormalny.

– Dima, każdy ma jakieś fantazje seksualne – powiedziała na kolejnym spotkaniu. – Najważniejsze jest, żeby je realizować za obopólną zgodą.

Skrzywiłem się. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek chciał się bawić w coś, co chociaż trochę przypominało gwałt. Zresztą, jak miałem realizować swoje fantazje seksualne z dziwkami, skoro one dostawały pieniądze za seks i nawet, jakby nie chciały się pieprzyć, to by nie zaprotestowały – z różnych względów. A ja tak nie chciałem. Nie po tym, co się stało z Lerą. Nie po tym, gdy widziałem, jak ciężko jej wrócić do normalności.

Nie byłem pieprzonym gwałcicielem i nie zamierzałem nim zostawać.

– Słuchaj, Dima. Są różne fetysze. Niektórzy lubią przyduszanie, łaskotanie, a jeszcze inni dość specyficzne fantazje – powiedziała, poprawiając się na fotelu. – Istnieje coś takiego, jak consensual non-consent, czyli w uproszczeniu zgoda na brak zgody. Odgrywanie ról oprawcy i ofiary. To nie jest nic dziwnego i niewłaściwego, dopóki obie strony wyrażają na to zgodę.

Prychnąłem, kręcąc głową.

– Czyli co, chcesz mi powiedzieć, że istnieją ludzie, którzy chcą odgrywać rolę ofiary? Zdać się na łaskę oprawcy? – Wbiłem w nią niedowierzające spojrzenie.

– Oczywiście, że tak. Fantazje o pozorowanym gwałcie często się zdarzają. To wszystko przez to, że w naszym mózgu ośrodek przyjemności jest połączony z ośrodkiem odczuwania bólu. – Uśmiechnęła się nieznacznie. – Lubisz się rządzić, prawda? Lubisz, gdy wszystko idzie po twojej myśli, gdy masz porządek w swoich sprawach i interesach, tak?

Pokiwałem głową, bo tak właśnie było.

– Najwyraźniej chcesz też rządzić w sferach intymnych, a do tego mieć poczucie, że jesteś panem sytuacji, ale… – Zmarszczyła brwi. – Powiedz mi, czy kiedykolwiek miałeś stałą partnerkę, która nie była prostytutką? Dziewczynę, z którą stworzyłeś nić porozumienia i która ci zaufała?

Otworzyłem usta, żeby odpowiedzieć, że nie, ale potem przypomniałem sobie Igę. Zamknąłem usta, marszcząc brwi. Czy jej ufałem? Nie. Czy ją rozumiałem? Może trochę tak. Czy ona mi ufała? A kto to, cholera, wie!

– Raczej nie – odpowiedziałem w końcu.

Pokiwała głową, zapisując coś na tablecie. W końcu go zablokowała i odłożyła na stolik.

– W realizacji fantazji seksualnych ważne jest zaufanie, Dima. Musisz ufać swojej partnerce, a ona musi ufać tobie. Ty chciałbyś odgrywać rolę tego złego, więc twoja partnerka musi wiedzieć, że jak każe ci przestać, to przestaniesz i otoczysz ją opieką po tym, jak wycofa zgodę. Nie możesz jej odepchnąć czy potraktować jak dziwkę. – Zmrużyła oczy. – Podstawa to zaufanie, ale również szczera rozmowa, w której wyjaśnicie sobie, czego od siebie tak właściwie oczekujecie. – Uśmiechnęła się, a ja się skrzywiłem.

Wszystko fajnie, pięknie, jak o tym z taką lekkością mówiła, ale jak ja niby miałem znaleźć kobietę, która na to wszystko pójdzie? Wiedziałem, skąd się brały moje fantazje i chęć rządzenia wszystkimi. Zdawałem sobie sprawę z tego, że to wszystko przez wychowanie i fakt, że zwykle byłem górą. I że uwielbiałem to uczucie, gdy ktoś się mnie słuchał.

Kurwa.

Wyszedłem z ośrodka, po czym odpaliłem papierosa, zaciągając się dymem. Wypuściłem go z warg, spoglądając na szarzejące niebo.

Zazdrościłem Timie. Miał przy swoim boku Lerę – kobietę, która go kocha i jest w stanie dla niego zrobić wszystko, a ja? Prychnąłem na siebie w myślach. Ja co najwyżej miałem dziwki, pusty dom utrzymany w pedantycznej czystości i żadnych perspektyw, chociażby na namiastkę rodziny.

Zaśmiałem się ponuro, kręcąc głową, gdy przypomniałem sobie jedną z ostatnich rozmów z Lerą. Zarzekała się, że w końcu kogoś znajdę i będę szczęśliwy.

Pieprzona optymistka.

Nie chodziło mi o znalezienie żony. Chciałem po prostu wyrzucić z głowy okropne myśli i w końcu, chociaż raz, być w pełni usatysfakcjonowany. Żeby przez chwilę móc szczerze powiedzieć, że jestem szczęśliwy. Byłem przed czterdziestką i jedyną rodziną, jaką miałem, był Tima, dla którego prawnie byłem wujkiem.

Popieprzone, nie?

Rozdział trzeci

Zuza

Przygryzłam wargę, wkurwiając się na tłumacza Google. Nie byłam pewna informacji, jakie przeczytałam po przetłumaczeniu kilku rosyjskich artykułów sprzed paru miesięcy.

Wychodziło na to, że niejaki Makarov Buklin, wysoko postawiony urzędnik, cudownie ozdrowiał, a podobno potrzebował nowej wątroby. Oficjalnie jednak nie doszło do przeszczepu – jako alkoholik znajdował się na końcu bardzo długiej listy potrzebujących. Doszłam do tego drogą dedukcji. Jeden z najstarszych artykułów wspominał o jego chorobie i spowodowanej właśnie tym przerwie w pracy. Kolejny był o jego pogarszającym się stanie zdrowia i sugestii, że potrzebuje przeszczepu. Nie było jednak w stu procentach pewne, że tak właśnie wyglądała jego sytuacja. To były tylko przypuszczenia dziennikarzy. Kolejny artykuł mówił o powrocie Buklina do zdrowia po kilkutygodniowej hospitalizacji.

Nie mogłam tego brać za pewnik. Jednak moja intuicja podpowiadała mi, że to dobry trop. Istniała szansa, że pan Buklin załatwił sobie wątrobę z czarnego rynku.

Jeżeli ukazałabym hipokryzję urzędników i polityków, którzy naciskali na publiczną służbę zdrowia, wmawiając ludziom, że bez niej umieraliby na ulicach, a sami korzystali z prywatnej i dodatkowo kupowali sobie organy, to byłby skandal na skalę globalną.

Wiadomo było, że to bratwa zdobywała organy. Nie musiałabym nawet o tym wspominać, a nawet gdyby, to co to kogo interesowało? Najważniejsi byli nabywcy i na nich chciałam się skupić.

Gdyby tylko udało mi się wyśledzić cały proces od początku do końca… Od jakiegoś biedaka, który nieświadomie stał się dawcą, aż do przekazania organów i dowiedzenia się, kim jest biorca – byłabym przeszczęśliwa.

Westchnęłam i z hukiem zatrzasnęłam laptopa.

Powinnam zacząć węszyć na mieście, a nie gnić w tym cholernym pokoju.

Wstałam z łóżka i włożyłam buty leżące obok. Zarzuciłam kurtkę na plecy, wzięłam torebkę oraz aparat – tym razem dużą lustrzankę, by uchwycić najdrobniejsze szczegóły – po czym wymknęłam się z pokoju. Wcześniej jednak napisałam kartkę Maćkowi, że wychodzę. Tak w razie czego, jakby się obudził i postanowił w panice dzwonić do Igi, wznosząc międzynarodowy alarm, bo niby zaginęłam czy tam mnie porwali.

Nie chciałam, by Iga wiedziała o moim śledztwie. Pewnie znalazłaby sposób, by siłą sprowadzić mnie do Polski.

Ona nie rozumiała mojej pasji. Uważała to za głupotę. Już jej nie wypominałam tego, co sama zrobiła. Oczywiście nawet Sylwek stał po jej stronie. Uważał, że Iga przynajmniej miała jakiś powód, by się narażać, że działała dla wyższego dobra, a ja niby działałam z głupoty i uzależnienia od adrenaliny.

Prawda była zgoła inna.

Gardziłam wieloma ludźmi i miałam naprawdę totalnie na innych wyjebane, ale niesamowicie mocno wkurwiała mnie hipokryzja. Tacy politycy wciskali kity, a sami nie stosowali się do prawa, które stanowili. Niestety moje artykuły o tym, jak posłowie bezkarnie łamali prawo, zasłaniając się immunitetem, nie wzbudziły sensacji i oburzenia społecznego. Dlatego zabrałam się za grube sprawy i większe przekręty.

Artykuł o moskiewskiej braci w Polsce wywołał burzę. Podobało mi się to. Nawet dostałam propozycję pracy od pewnej gazety, ale ją wyśmiałam. Propagandowy szmatławiec trzymany w rękach polityków. Gówno, a nie gazeta. Pisali o tym, na co im pozwalali, a ja nie miałam zamiaru skończyć w rubryce z durnymi felietonami. Chciałam być wolnym strzelcem, piszącym na interesujące mnie tematy. Oczywiście też pokazującym prawdę opartą na faktach i prawdziwych wydarzeniach.

Plułam sobie w brodę, że nie kazałam cieciowi na portierni motelu zamówić mi taksówki. Choć jakoś bardzo daleko z buta do klubu nie miałam, to wolałam dostać się tam w miarę bezpiecznie. To, że niby niczego się nie bałam, nie znaczyło, że tak właśnie było. Trochę to głupie, że strach mnie obleciał na myśl, że ktoś mógłby mnie po prostu napaść i zgwałcić, ale nie bałam się wpaść w łapy bratwy.

Ta…

Ale z nimi to mogłabym się pobawić, a co! To byli prawdziwi niegrzeczni i grzeszni chłopcy. Oj, dałabym się sprowadzić na złą drogę przez jednego z nich z wielką chęcią.

„Ty już jesteś na złej drodze, bezmózga kretynko” – takim tekstem zapewne uraczyłby mnie Sylwek. Ta resztka szarych komórek w moim mózgu też dokładała swoje trzy grosze, ale miałam to gdzieś.

To było moje życie. Miałam prawo robić to, co chcę.

Bezpiecznie dotarłam pod klub, z którego wyszłam kilka godzin wcześniej. Zmrużyłam oczy i popatrzyłam na budynek, zatrzymując się po drugiej stronie ulicy. Teoretycznie powinien być już zamknięty, a impreza skończona – w końcu był już ranek – ale jednak coś tam się działo.

Zaczęłam cykać fotki, skupiając się na oknie na piętrze. Niby zasłonięte, ale jednak coś tam się przebijało. Niestety mój wzrok nie był najlepszy od ślęczenia przed komputerem i ekranem komórki, więc miałam problem z dojrzeniem wszystkiego.

Miałam nadzieję, że aparat wychwyci jakieś szczegóły, których ja gołym okiem nie potrafiłam dostrzec.

Gdy zauważyłam większy ruch – ktoś wyszedł z klubu, a za nim kolejna osoba – uznałam, że czas się zwijać i wskoczyłam do taksówki stojącej kilka metrów ode mnie.

Przeklęłam w myślach, bo kierowca był dość stary i chyba nie rozumiał po angielsku.

– Ich bin Polsza. Zdrastwujcie. Da niet? – Co ja, kurwa, powiedziałam? – Moscow Hostel! – krzyknęłam nazwę tego obleśnego hostelu, jak już sobie ją przypomniałam.

Taksówkarz dziwnie na mnie spojrzał, a później uśmiechnął się półgębkiem, przez co się zdziwiłam. Rosjanie rzadko się uśmiechali.

– Nie powinnaś kręcić się sama w tych okolicach. Może ci się tu coś stać – odezwał się po polsku i mrugnął.

Zmrużyłam oczy i mu się przyjrzałam. Mówił po polsku, i to bez rosyjskiego akcentu. Czyli rodak. Kurwa, najgorzej. Człowiek człowiekowi wilkiem, a Polak Polakowi, szczególnie na obczyźnie, najgorszym skurwysynem.

– Dzięki za radę – mruknęłam cicho.

Ale wsadź ją sobie w dupę.

Piętnaście minut później byłam już na miejscu. Zapłaciłam taksówkarzowi i wysiadłam z samochodu, mocno trzaskając drzwiami.

Jak tylko przekroczyłam próg pokoju, Maciejo – wkurwiający idiota – zaczął swoje kazanie:

– Naprawdę nie wierzę, że jesteś siostrą Igi. Ja pierdolę, ona przy tobie to anioł.

Uśmiechnęłam się szczerze i uniosłam rękę, z dłoni robiąc niby usta, po czym zaczęłam go parodiować. Aż poczerwieniał ze złości.

– Jutro wracam do Polski. Pierdolę to wszystko! – warknął.

Rzuciłam się na łóżko z okrzykiem radości:

– Nareszcie, kurwa!

***

Obudziłam się grubo po osiemnastej. Byłam cholernie głodna i wkurwiona, a dodatkowo bolały mnie cycki zgniecione w staniku. Wstałam i wyciągnęłam z plecaka paczkę chipsów. Na razie musiały mi wystarczyć do zaspokojenia małego głoda. Choć nie, mój głód był wielgachny, ale na nic innego nie mógł teraz liczyć.

Sięgnęłam po aparat i podłączyłam go do laptopa, po czym ściągnęłam zrobione dziś zdjęcia. Zaczęłam się im dokładnie przyglądać. Wciągnęłam ze świstem powietrze, dostrzegając coś, czego nie zauważyłam, gdy tam byłam.

Fotografia uchwyciła bok budynku i kawałek samochodu zaparkowanego obok, ale to w zupełności wystarczyło! To musiały być zwłoki! To wyglądało jak zwłoki! Zwłoki zawinięte w czarny worek i wsadzone do bagażnika.

Kurwa.

Coś w końcu zaczęło się dziać.

Idę dziś znowu do tego klubu i powęszę po okolicy o zmroku. Tam najwięcej się dzieje!

Zamierzałam się pobawić w Igę. Podobno chodziła przez długi czas w ogromniastych, męskich bluzach i przez to nawet ten jej psiarz wziął ją na początku za faceta.

Podeszłam do szafy, w której Maciek miał ciuchy, i wygrzebałam odpowiednią część garderoby. Następnie skoczyłam na szybko do łazienki i się ogarnęłam, po czym z powrotem weszłam do pokoju.

– To moja bluza – powiedział i uniósł brew, a po chwili wykrzywił twarz w lekkim strachu i niepewności. – Zuza, coś ty wymyśliła?

– Nic nowego. Idę zbierać informacje i szukać poszlak – odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami.

Zaczął marudzić coś pod nosem, po czym zabrał z szafy drugą bluzę i ją włożył, by w końcu zadeklarować mi pomoc. Zaczął tłumaczyć, że jeżeli coś by mi się stało, gdy on nadal jest w Rosji, to by sobie tego nie wybaczył.

Wkurwia mnie swoją postawą, ale skoro nie boi się, że zginie, to co mi do tego?

Taksówka zatrzymała się pod klubem, ale kazałam kierowcy jechać dalej – za podejrzanym mercedesem, który właśnie odjechał z piskiem opon spod klubu.

Po plecach przebiegł mi dreszcz, a to oznaczało, że byłam już blisko, bardzo blisko czegoś wielkiego. Jeszcze nie wiedziałam czego dokładnie, ale to nie było aż tak ważne.

Na szczęście tym razem kierowca mówił po angielsku. Wytłumaczyłam mu ładnie, że ma śledzić ten samochód, ale trzymać dystans i udawać, że jesteśmy tylko przypadkowymi uczestnikami ruchu drogowego.

– Stój – odezwałam się, gdy mercedes skręcił w jakąś polno-leśną drogę.

Nie mogliśmy jechać dalej. Teraz czekała nas piesza wędrówka. Musieliśmy zrobić wszystko, żeby nas nie zauważyli.

Rzuciłam kierowcy kasę z dość wysokim napiwkiem, bo się koleś naprawdę postarał.

– Mam złe przeczucia, Zuza. Zmywajmy się stąd.

– Chcesz, to wracaj, ja nie mam zamiaru – syknęłam. Jego gadanie naprawdę mnie wkurwiało.

Wiedział doskonale, na co się pisał. Pff. On się nie pisał, po prostu się do mnie dowalił. Powiedziałabym mu kilka słów więcej, ale nie chciałam strzępić języka. Z nim rozmowa to jak grochem o ścianę. Poza tym musiałam się skupić na pozostaniu niezauważoną.

Pod osłoną nocy, a do tego między niezbyt gęsto rosnącymi drzewami, szliśmy wzdłuż drogi, w którą wjechał wcześniej mercedes. Po kilkunastu minutach marszu dotarliśmy do jakiegoś budynku. Wyglądem przypominał ogromny magazyn.

Uśmiechnęłam się szeroko. Byłam przerażona i zdenerwowana, bo to jednak było straszne, ale znacznie mocniej odczuwałam pobudzenie i podniecenie niż strach. Adrenalina krążyła mi w żyłach, dodając jeszcze więcej energii.

Nisko na nogach zaczęłam się kierować w stronę ściany. Chciałam się wydrzeć na Maćka, gdy ruszył za mną i szeptał coś o tym, żebyśmy stąd uciekali. Właśnie się do niego odwracałam, kiedy dotarł do mnie krzyk jakiegoś Ruska. Następnie Maciek wrzasnął po polsku:

– Nie strzelać!

Ułamek sekundy później rozległ się huk wystrzału, a Maciek padł na ziemię jak długi.

Nogi się pode mną ugięły, ale zmusiłam się do wyprostowania i uniosłam automatycznie ręce nad głowę.

Ty dupku! Musiałeś akurat teraz dać się zabić?!

Zmrużyłam powieki, gdy ktoś zaświecił mi w oczy latarką. Zbliżył się do mnie jakiś facet i coś powiedział. Choć nie rozumiałam ani słowa, dość wyraźnie wyczułam ton jego wypowiedzi. Był w jakimś stopniu podniecony.

Przełknęłam ciężko ślinę i spojrzałam na niego z trudem. Był obleśny… Jego uśmiech, w którym brakowało znacznej ilości zębów, a te, co pozostały, były w tragicznym stanie, wywołał u mnie mdłości.

Bałam się.

Kurwa.

Musiałam coś wymyślić. Nie chciałam ani umierać, ani zostać zgwałconą przez tego oblecha.

– Ja nie panimaju – powiedziałam drżącym głosem.

– A po angielsku rozumiesz? – zapytał z wyraźnym rosyjskim akcentem.

Przytaknęłam. Nie mogłam otworzyć ust, bo bym na niego zwymiotowała. Śmierdziało mu z ryja gorzej niż w zoo przy słoniach.

Szarpnął mnie za ramię i przystawił mi lufę do skroni, ciągnąc gdzieś. Szłam grzecznie. Nie chciałam umierać, jeszcze nie teraz. Bałam się. Kurwa, a myślałam, że to będzie przygoda życia i w ogóle, ale ci faceci… Co jeden, to bardziej odpychający.

Zuza, ty debilko.

Wprowadzili mnie do magazynu i posadzili na krześle, a następnie przywiązali do niego szorstką liną.

– Kurwa! – warknęłam, bo kutas za mocno ścisnął mi nadgarstki.

Przełknęłam ciężko ślinę, gdy zaczęli do mnie mówić – trochę po angielsku, trochę po polsku.

Żołądek szarpnął mi się nieprzyjemnie, bo zrozumiałam, o co chodziło. Zrobiło mi się niedobrze, ale… W ten sposób mogłam ugrać cenne minuty życia i mieć więcej czasu na wymyślenie jakiegoś sensownego planu.

Musiałam odwrócić ich uwagę, a jak kobieta odwracała uwagę faceta?

Seksem albo nagością.

Wiedziałam, że jak na razie jedynym, co trzymało mnie przy życiu, była moja cipka.

Fuj, ale… Nie chcę umierać.

1 CNC (ang.) – consensual non-consent – zgoda bez zgody. Odgrywanie scen, w których jedna ze stron udaje, że nie wyraża zgody (przyp. red.).