Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
131 osób interesuje się tą książką
Nazywam się Tyler Anselm Bell. Mam dwadzieścia dziewięć lat. Sześć miesięcy temu złamałem przysięgę celibatu na ołtarzu kościoła i, Boże, dopomóż mi, zrobiłbym to ponownie. Jestem księdzem, a to moja spowiedź.
Jest wiele zasad, których ksiądz nie może złamać. Nie może się ożenić. Nie może porzucić swojej trzody. Nie może porzucić swojego Boga.
Tyler zawsze był dobry w przestrzeganiu reguł. Dopóki nie pojawiła się ona. Na początku znał tylko jej uwodzicielski głos i widział jedynie cień krwistoczerwonych ust, kiedy klęczała po drugiej stronie kratki konfesjonału. I tyle wystarczyło, aby zrozumiał, że być może został właśnie wystawiony na najtrudniejszą próbę w swoim życiu.
Poppy Danforth okazała się pokusą zbyt wielką, aby się jej oprzeć. Tyler staje przed dylematem. Czy przysięga może zostać nagięta, ale nie złamana? Czy grzech może być popełniony tylko w połowie? Czy dobro i zło, wiara i potępienie w ogóle mają znaczenie, kiedy Poppy szeptem wypowiada jego imię?
Ta historia jest naprawdę HOT. Sugerowany wiek: 18+
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 374
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
UWAGI AUTORKI
Przez większość życia byłam katoliczką i chociaż już nią nie jestem, nadal darzę Kościół katolicki najwyższą sympatią i szacunkiem. O ile miasteczko Weston rzeczywiście istnieje (i jest zachwycające), o tyle parafia Świętej Małgorzaty i ksiądz Bell to całkowicie fikcyjne wytwory mojej wyobraźni. Skoro o tym już wspomniałam, powieść opowiada o katolickim księdzu, który się zakochuje. Jest seks, jeszcze więcej seksu i zdecydowanie trochę bluźnierstwa. (Tego zabawnego rodzaju).
Zostałaś ostrzeżona.
UWAGI DOTYCZĄCE TREŚCI
Książka zawiera wzmianki o systemowym wykorzystywaniu seksualnym i samobójczej śmierci siostry.
est wiele zasad, których ksiądz nie może złamać.
Ksiądz nie może się ożenić. Ksiądz nie może porzucić swojego stada. Ksiądz nie może naruszyć świętego zaufania, jakim obdarzyła go parafia.
Zasady, które wydają się oczywiste. Zasady, o których pamiętam, gdy opasuję się cingulum1. Zasady, których ślubuję przestrzegać, gdy wkładam ornat i poprawiam stułę.
Zawsze byłem dobry w przestrzeganiu zasad.
Dopóki nie pojawiła się ona.
Nazywam się Tyler Anselm Bell. Mam dwadzieścia dziewięć lat. Ukończyłem studia licencjackie z języków klasycznych i magisterskie z teologii. Pracuję w mojej parafii, odkąd zostałem wyświęcony trzy lata temu, i uwielbiam to miejsce.
Kilka miesięcy temu złamałem przysięgę celibatu na ołtarzu własnego Kościoła i – Boże, dopomóż mi – zrobiłbym to ponownie.
Jestem księdzem i to jest moja spowiedź.
1 Gruby sznur używany do przewiązania w pasie habitu lub alby, element stroju liturgicznego. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
ie jest tajemnicą, że pokuta to najmniej popularny sakrament. Miałem wiele teorii wyjaśniających dlaczego: duma, niedogodności, utrata duchowej autonomii. Ale w tamtym momencie moją dominującą teorią był ten pieprzony konfesjonał.
Nienawidziłem go od chwili, gdy go zobaczyłem, coś staromodnego i masywnego pochodzącego z mrocznych czasów sprzed Drugiego Soboru Watykańskiego. Gdy dorastałem, mój kościół w Kansas City miał pokój pokuty, czysty, jasny i gustowny, z wygodnymi krzesłami i wysokim oknem wychodzącym na ogród parafialny.
Ta kabina była przeciwieństwem tamtego pokoju – ciasna i formalna, wykonana z ciemnego drewna i niepotrzebnie ozdobiona sztukaterią. Nie cierpię na klaustrofobię, ale w tej kabinie mógłbym zacząć. Złożyłem ręce i podziękowałem Bogu za sukces naszej ostatniej zbiórki pieniędzy. Jeszcze dziesięć tysięcy dolarów i będziemy mogli wyremontować kościół Świętej Małgorzaty w Weston w stanie Missouri – tak by bardziej przypominał nowoczesną świątynię. Koniec ze sztuczną drewnianą boazerią w holu. Koniec z czerwonym dywanem – co prawda dobrym do ukrywania plam po winie, lecz fatalnym dla atmosfery. Będą okna, światło i nowoczesność. Przydzielono mnie do tej parafii z powodu jej bolesnej przeszłości… i mojej własnej. Pozostawienie tego za sobą będzie wymagało czegoś więcej niż tylko liftingu budynku, ale chciałem pokazać moim parafianom, że Kościół jest w stanie się zmienić. Rosnąć. Ruszyć w przyszłość.
– Czy mam jakąś pokutę, ojcze?
Odpłynąłem. Przyznaję, że to jedna z moich wad, o której zmianę modlę się codziennie (jeśli pamiętam).
– Nie sądzę, by to było konieczne – powiedziałem.
Chociaż nie widziałem zbyt wiele przez ozdobny ekran, poznałem mojego pokutnika w chwili, gdy wszedł do kabiny. Rowan Murphy, nauczyciel matematyki w średnim wieku i entuzjasta podsłuchiwania policyjnego radia. Przez cały miesiąc był moim jedynym niezawodnym pokutnikiem, a jego grzechy obejmowały zarówno zazdrości (dyrektor dał drugiemu nauczycielowi matematyki kadencję), jak i nieczyste myśli (recepcjonistka w siłowni w Platte City). Chociaż wiedziałem, że niektórzy duchowni nadal przestrzegają starych zasad pokuty, nie byłem typem „odmów dwie Zdrowaś Maryjo i zadzwoń do mnie rano”. Grzechy Rowana wynikały z jego niepokoju, stagnacji i odmawianie różańca nic nie zmieni, jeśli nie zajmie się pierwotną przyczyną.
Wiem o tym, bo sam tam byłem.
Pomijając to, naprawdę lubiłem Rowana. Był zabawny, w podstępny, nieoczekiwany sposób. To typ faceta, który zapraszał autostopowiczów do spania na jego kanapie, a potem upewniał się, że następnego ranka wyjeżdżają z plecakiem pełnym jedzenia i nowym kocem. Chciałem widzieć go szczęśliwego i ustatkowanego. Chciałem zobaczyć, jak wykorzystuje te wszystkie wspaniałe cechy do budowy bardziej satysfakcjonującego życia.
– Nie zadam ci pokuty, ale mam małe zadanie – powiedziałem. – Zastanów się nad swoim życiem. Masz silną wiarę, ale brak ci kierunku. Co poza Kościołem daje ci pasję w życiu? Dlaczego wstajesz rano z łóżka? Co nadaje sens twoim codziennym czynnościom i myślom?
Rowan nie odpowiedział, ale słyszałem, jak oddycha. Myślał.
Ostatnie modlitwy i błogosławieństwo – i Rowana już nie było, wrócił do szkoły na resztę popołudnia. A jeśli jego przerwa obiadowa prawie się skończyła, to moje godziny pojednania również. Dla pewności sprawdziłem telefon i już miałem wychodzić, kiedy usłyszałem, że po drugiej stronie kabiny otwierają się drzwi. Ktoś usiadł, a ja wróciłem na swoje miejsce, tłumiąc westchnienie. Miałem dziś rzadko zdarzające się wolne popołudnie i nie mogłem się go doczekać. Nikt poza Rowanem nigdy nie przychodził na pojednanie. Nikt. I w ten jeden dzień, kiedy tak bardzo chciałem urwać się wcześniej i skorzystać z idealnej pogody…
Skup się, przywołałem się do porządku.
Ktoś odchrząknął. Kobieta.
– Ja, hm, nigdy wcześniej tego nie robiłam. – Jej głos był niski i uwodzicielski, jak akustyczne odzwierciedlenie światła księżyca.
– Ach. – Uśmiechnąłem się. – Nowicjuszka.
Zaśmiała się cicho.
– Tak, na to wychodzi. Widziałam to tylko w filmach. Czy to teraz powinnam powiedzieć: „Wybacz mi, Ojcze, bo zgrzeszyłam”?
– Blisko. Najpierw robimy znak krzyża. W imię Ojca, Syna i Ducha Świętego… – słyszałem, jak powtarza za mną słowa. – Teraz powiedz mi, ile czasu minęło od twojej ostatniej spowiedzi, która była…
– Nigdy – dokończyła za mnie. Brzmiała młodo, ale nie za młodo. Była w moim wieku lub trochę młodsza. W jej głosie słyszało się miejski, pozbawiony akcentu pośpiech, a nie spokojny nosowy ton, którym mówili tutejsi mieszkańcy wiejskiego Missouri. – Gdy siedziałam w winiarni po drugiej stronie ulicy, zobaczyłam kościół. I chciałam, cóż, jest kilka spraw, które mnie niepokoi. Nigdy nie byłam szczególnie religijna, ale pomyślałam, że może… – przerwała na chwilę, po czym gwałtownie nabrała powietrza. – To było głupie. Powinnam już iść. – Usłyszałem, jak wstaje.
– Poczekaj – powiedziałem i zaskoczyłem tym sam siebie. Nigdy nie wydawałem takich poleceń. Cóż, już nie.
Skup się. Usiadła i usłyszałem, jak sięga do torebki.
– Nie jesteś głupia – powiedziałem łagodniejszym głosem. – To nie jest umowa. To nie jest obietnica uczestnictwa we mszy co tydzień do końca życia. To chwila, w której możesz zostać wysłuchana. Przeze mnie… przez Boga… może nawet przez siebie. Przyszłaś tutaj, ponieważ szukasz tej chwili, a ja mogę ci ją dać. Dlatego, proszę, zostań.
Odetchnęła przeciągle.
– Po prostu… nie wiem, czy powinnam komukolwiek o tym mówić. A tym bardziej tobie.
– Bo jestem mężczyzną? Czy czułabyś się bardziej komfortowo, rozmawiając z kobietą, zanim porozmawiasz ze mną?
– Nie, nie dlatego, że jesteś mężczyzną. – W jej głosie zabrzmiał uśmiech. – Ponieważ jesteś księdzem.
Postanowiłem zgadnąć.
– Czy te sprawy, które ci ciążą, są natury cielesnej?
– Cielesnej. – Roześmiała się głębokim, dźwięcznym śmiechem. Nagle zacząłem się zastanawiać, jak wyglądała. – Czy jej cera była jasna, czy opalona, czy miała krągłości, czy była smukła, czy jej usta były delikatne, czy raczej pełne.
Nie. Musiałem się skupić. Na pewno nie na sposobie, w jaki jej głos sprawił, że nagle poczułem się bardziej mężczyzną niż księdzem.
– Cielesny – powtórzyła. – To brzmi jak eufemizm.
– Możesz mówić ogólnikami, jak tylko chcesz. Ta rozmowa nie ma sprawić, że poczujesz się niekomfortowo.
– Kratka pomaga – przyznała. – Łatwiej jest cię nie widzieć, z tymi szatami i innymi rzeczami, kiedy mówię.
Teraz roześmiałem się ja.
– Nie nosimy sutanny przez cały czas.
– Cóż, właśnie zrujnowałeś moją wizję. W takim razie: co masz na sobie?
– Czarną koszulę z długim rękawem i białą koloratką. Wiesz, o co chodzi. Taką jak w telewizji. I dżinsy.
– Dżinsy?
– Czy to takie szokujące?
Słyszałem, jak opiera się o bok kabiny.
– Trochę. To tak, jakbyś był prawdziwą osobą.
– Tylko w dni powszednie, między godziną dziewiątą a piątą.
– Dobrze. Cieszę się, że nie trzymają cię w lodówce między niedzielami czy coś w tym stylu.
– Próbowali tego, ale za bardzo chuchałem. – Zrobiłem pauzę. – I jeśli to pomoże, zwykle noszę spodnie.
– To wydaje się bardziej podobne do kapłana. – Zapadła długa cisza. – A co jeśli… czy zdarzają ci się ludzie, którzy zrobili naprawdę złe rzeczy?
Uważnie zastanowiłem się nad odpowiedzią.
– Wszyscy jesteśmy grzesznikami w oczach Boga. Nawet ja. Nie chodzi o to, by wzbudzić w tobie poczucie winy lub sklasyfikować ciężar twojego grzechu, ale o to…
– Nie wciskaj mi tego seminaryjnego kitu – powiedziała ostro. – Zadaję ci prawdziwe pytanie. Zrobiłam coś złego. Naprawdę złego. I nie wiem, co będzie dalej.
Jej głos załamał się przy ostatnim słowie i po raz pierwszy, odkąd zostałem wyświęcony, poczułem chęć przejścia na drugą stronę konfesjonału i przytulenia pokutnika. Byłoby to możliwe w bardziej nowoczesnym pokoju pojednania, ale prawdopodobnie wydawałoby się niepokojące i niezręczne w Starożytnej Kabinie Śmierci. W jej głosie słychać było prawdziwy ból, niepewność i zagubienie. A ja chciałem sprawić, by poczuła się lepiej.
– Muszę wiedzieć, że wszystko będzie dobrze – kontynuowała cicho. – Że będę mogła ze sobą żyć.
Poczułem ostre ukłucie w klatce piersiowej. Jak często szeptałem te same słowa do sufitu na plebanii, leżąc bezsennie w łóżku, pochłonięty myślami o tym, jak mogłoby wyglądać moje życie? „Muszę wiedzieć, że wszystko będzie dobrze”.
Czy my wszyscy nie potrzebujemy tej pewności? Czyż nie jest to niewypowiedziane wołanie naszych złamanych dusz?
Kiedy odezwałem się ponownie, nie zawracałem sobie głowy żadnymi typowymi zapewnieniami czy duchowymi frazesami. Zamiast tego powiedziałem szczerze.
– Nie wiem, czy wszystko będzie dobrze. Możliwe, że nie będzie. Może ci się wydawać, że jesteś teraz na samym dnie, a potem pewnego dnia spojrzysz w górę i zobaczysz, że jest o wiele gorzej. – Popatrzyłem na swoje dłonie, dłonie, które ściągnęły moją najstarszą siostrę ze sznura po tym, jak powiesiła się w garażu moich rodziców. – Możliwe, że już nigdy nie wstaniesz rano z łóżka z poczuciem bezpieczeństwa. Ta chwila spokoju może nigdy nie nadejść. Jedyne, co możesz zrobić, to spróbować znaleźć nową równowagę, nowy punkt wyjścia. Odnajdź resztki miłości, które pozostały w twoim życiu, i trzymaj się ich mocno. Pewnego dnia wszystko stanie się mniej szare, mniej nudne. Pewnego dnia może się okazać, że znów masz życie. Życie, które cię uszczęśliwia.
Słyszałem, jak oddycha, krótko i głęboko, jakby starała się nie rozpłakać.
– Dziękuję – powiedziała. – Dziękuję.
Teraz na pewno płakała. Wyciągnęła chusteczkę higieniczną z pudełka umieszczonego w konfesjonale właśnie w tym celu. Przez kratkę dostrzegałem tylko najsłabsze ślady ruchu, fragment lśniących ciemnych włosów, bladość jej twarzy.
Naprawdę niska i okropna część mnie nadal chciała usłyszeć jej spowiedź, nie po to, bym mógł udzielić jej bardziej szczegółowych wyjaśnień i zapewnień, ale po to, by dowiedzieć się, za jakie cielesne rzeczy ta dziewczyna musi przeprosić. Chciałem usłyszeć, jak szepcze o nich swoim lekko zachrypniętym głosem, chciałem wziąć ją w ramiona i scałować każdą pojedynczą łzę.
Boże, jak chciałem jej dotknąć.
Co, kurwa, jest ze mną nie tak? Od trzech lat nie pragnąłem kobiety z taką intensywnością. A nawet nie widziałem jej twarzy. Nie znałem jej imienia.
– Powinnam już iść – powiedziała, powtarzając wcześniejsze słowa. – Dziękuję za to, co powiedziałeś. To było… to było niepokojąco trafne. Dziękuję.
– Zaczekaj – poprosiłem, ale drzwi od konfesjonału otworzyły się i już jej nie było.
Przez cały dzień myślałem o mojej tajemniczej pokutnicy. Myślałem o niej, gdy przygotowywałem homilię na niedzielną mszę. Myślałem o niej, prowadząc męskie studia biblijne i odmawiając nocne modlitwy. Myślałem o jej ciemnych włosach i ochrypłym głosie. Coś w niej było… tylko co? Kiedy włożyłem sutannę, nie stałem się przecież trupem – wciąż pozostawałem mężczyzną. Mężczyzną, który bardzo lubił się pieprzyć, zanim usłyszał powołanie.
Oczywiście nadal zauważałem kobiety, ale nauczyłem się kierować myśli z dala od spraw seksu. W ciągu ostatnich kilku lat celibat stał się kontrowersyjnym elementem mojego kapłaństwa, ale nadal starannie go przestrzegałem. Zwłaszcza w świetle tego, co stało się z moją siostrą. I tego, co wydarzyło się w tej parafii przed moim przyjazdem.
Wstrzemięźliwości uważałem za sprawę najwyższej wagi. Chciałem być księdzem, który wzbudza zaufanie. A to wymagało niezwykłej ostrożności zarówno publicznie, jak i prywatnie, jeśli chodzi o seksualność.
Tak więc, mimo że jej ochrypły śmiech odbijał się echem w moich uszach przez resztę dnia, stanowczo i celowo stłumiłem wspomnienie jej głosu i skupiłem się na swoich obowiązkach. Modląc się, odmówiłem dodatkowy różaniec lub dwa w intencji tej kobiety, myśląc o jej prośbie. „Muszę wiedzieć, że wszystko będzie dobrze”.
Miałem nadzieję, że gdziekolwiek przebywa, Bóg jej towarzyszy, pocieszając ją, tak jak pocieszał mnie wiele razy.
Zasypiałem z paciorkami różańca zaciśniętymi w pięści, niczym amulet odpędzający niechciane myśli.
W mojej małej, starzejącej się parafii odbywają się zazwyczaj jeden lub dwa pogrzeby w miesiącu, cztery lub pięć ślubów w roku, msza prawie codziennie, a w niedziele więcej niż raz. Trzy dni w tygodniu prowadzę studia biblijne, jeden wieczór w tygodniu asystuję grupie młodzieżowej, a każdego dnia, z wyjątkiem czwartku, w godzinach pracy biura pozostaję do dyspozycji parafian. Każdego ranka biegam kilka kilometrów i zmuszam się do przeczytania czterdziestu stron czegoś niezwiązanego z Kościołem lub religią.
Aha, i dodatkowo spędzam dużo czasu na śledzeniu The Walking Dead Reddit. Za dużo. Ostatniej nocy nie spałem do drugiej, kłócąc się z jakimś przygłupem o to, czy można zabić zombie przy użyciu kręgosłupa innego zombie.
Czego oczywiście nie można, biorąc pod uwagę tempo rozkładu kości wśród zombiaków.
Chodzi o to, że będąc duchownym w sennym miasteczku na Środkowym Zachodzie, jestem dość zajęty, więc można mi wybaczyć, że zaskoczyło mnie, gdy w następnym tygodniu kobieta wróciła do mojego konfesjonału.
Rowan już poszedł, a ja również szykowałem się do wyjścia, gdy usłyszałem, jak otwierają się drzwi konfesjonału i ktoś wsuwa się do środka. Pomyślałem, że może to znowu Rowan – nie byłby to pierwszy raz, kiedy zawrócił, przypomniawszy sobie o jakimś nowym grzechu, o którym zapomniał mi wspomnieć.
Ale nie. To był ten ochrypły, znajomy głos, głos, który zainspirował moje dodatkowe różańce w zeszłym tygodniu.
– To znowu ja – powiedziała kobieta, śmiejąc się nerwowo. – Uhm, niekatoliczka?
Moje słowa zabrzmiały głębiej, niż chciałem, z większym pośpiechem. Ton, którego od dawna nie używałem w rozmowie z kobietą.
– Pamiętam cię.
– Och – odpowiedziała. Brzmiała na nieco zaskoczoną, jakby nie spodziewała się, że ją zapamiętam. – Dobrze. Tak mi się wydaje.
Przesunęła się nieco, a przez kratkę mogłem dostrzec fragmenty ukrywającej się za nią kobiety: ciemne włosy, białą skórę, błysk czerwonej szminki.
Ja również przesunąłem się nieco, a moje ciało nagle stało się uważne. Spodnie szyte na miarę (prezent od moich Biznesowych Braci), twarde drewno ławki, koloratka, która nagle stała się zbyt ciasna, o wiele za ciasna.
– Jesteś ojcem Bellem, prawda? – zapytała.
– To ja.
– Widziałam twoje zdjęcie na stronie internetowej. Po ostatnim tygodniu pomyślałam, że może byłoby łatwiej, gdybym znała twoje imię i wiedziała, jak wyglądasz. Wiesz, bardziej jakbym rozmawiała z osobą, a nie ze ścianą.
– I jest łatwiej?
Zawahała się.
– Nie bardzo – odpowiedziała, ale nie rozwinęła tematu, a ja nie naciskałem, głównie dlatego, że próbowałem uwolnić się z natłoku nieprawdopodobnych pragnień, które tłoczyły się w moim umyśle.
Nie, nie możesz zapytać jej o imię.
Nie, nie możesz otworzyć drzwi, by zobaczyć, jak wygląda. Nie, nie możesz poprosić, by opowiedziała ci o swoich cielesnych grzechach.
– Jesteś gotowa zacząć? – zapytałem, próbując przekierować swoje myśli z powrotem na sprawę, czyli spowiedź.
Postępuj zgodnie ze scenariuszem, Tyler.
– Tak – wyszeptała. – Tak, jestem gotowa.
IĘC MAM TĘ PRACĘ. Chociaż powinnam powiedzieć raczej, że miałam, gdyż teraz robię coś zupełnie innego, ale jeszcze miesiąc temu pracowałam w miejscu, które można by uznać za… grzeszne. Myślę, że to właściwe słowo, aczkolwiek nigdy nie czułam się grzeszna, pracując tam. Mogłoby się wydawać, że to dlatego tu jestem – i w pewnym sensie tak jest – ale bardziej chodzi o to, że czuję, że powinnam to komuś wyznać, ponieważ nie czuję, że powinnam to wyznawać. Czy to ma jakiś sens? Powinnam czuć się okropnie z powodu tego, co zrobiłam i jak zarabiałam pieniądze, ale nie czuję się okropnie, a wiem, że to w jakiś sposób złe.
Nie jestem też prostytutką, jeśli o tym myślisz.
Wiesz, za co jeszcze powinnam czuć się winna? Za to, że zmarnowałam czas i pieniądze wszystkich. W szczególności moich rodziców, ale nawet twój, osoby, której nie znam, zatrzymuję cię i zmuszam do słuchania wszystkich moich popieprzonych rzeczy, i tym samym marnuję twój czas i pieniądze twojego kościoła. Widzisz? Jestem ruiną, niosę zniszczenie wszędzie, gdzie pójdę.
Część problemu polega na tym, że istnieje taki kawałek mnie, który zawsze był ze mną, a może to nie kawałek, ale warstwa, jak słój na pniu drzewa. I niezależnie od tego, gdzie idę i co robię, ona tam wciąż jest. Nie pasowała do mojego starego życia w Newport, a potem nie pasowała do mojego nowego życia w Kansas City, a teraz zdałam sobie sprawę, że nie pasuje nigdzie, więc co to znaczy? Czy to znaczy, że ja nigdzie nie pasuję? Że jestem skazana na samotność i odrazę, ponieważ dźwigam tego demona na plecach?
Najzabawniejsze jest to, że czuję, jakby istniało to inne życie, życie w cieniu, które mi podarowano, gdzie demon może hasać wolno, a ja pozwalam, by ta warstwa pochłonęła mnie w całości. Cena jest jednak wysoka – płacę za to resztą siebie. To tak, jakby wszechświat – albo Bóg – mówił, że mogę żyć po swojemu, ale kosztem szacunku do samej siebie, niezależności i wizji osoby, którą chcę być. Ale w takim razie jaki jest koszt tej drogi? Ucieczka do małego miasteczka i spędzanie dni na pracy, która mnie nie interesuje, a potem samotne noce? Szanuję siebie, spełniam dobre uczynki, ale pozwól mi powiedzieć, Ojcze, dobre uczynki nie ogrzeją cię w nocy, a mnie przepełnia okropna rozpacz, ponieważ nie mogę mieć jednego i drugiego, a pragnę obu.
Marzę o dobrym życiu, pełnym pasji i romansu. Ale zostałam wychowana tak, by postrzegać jedno jako marnotrawstwo, a drugie jako obrzydliwość i bez względu na to, jak bardzo się staram, nie mogę uwolnić się od przeświadczenia, że Poppy Danforth stała się synonimem marnotrawstwa i obrzydliwości, mimo że zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by uciec od tego uczucia…
– Może powinniśmy kontynuować w przyszłym tygodniu.
Po ostatnim zdaniu zamilkła na dłuższą chwilę. Jej oddech drżał z emocji. Nie musiałem zaglądać na drugą stronę, by wiedzieć, że ledwo trzyma się na nogach i gdybyśmy byli w nowoczesnym pokoju pojednania, mógłbym wziąć ją za rękę, dotknąć jej ramienia lub coś w tym rodzaju. Ale tutaj nie miałem możliwości pocieszenia inaczej niż słowami, a wyczuwałem, że w tym momencie nie jest już w stanie przyswajać więcej słów.
– Oczywiście. Czy zajęłam zbyt dużo czasu? Przepraszam, nie jestem przyzwyczajona do zasad.
– Skądże – powiedziałem cicho. – Po prostu dobrze zaczynać od małych kroków, prawda?
– Tak – wyszeptała. Słyszałem, jak zbiera swoje rzeczy i otwiera drzwi. – Tak, chyba masz rację. Więc… nie ma żadnej pokuty ani niczego, co powinnam zrobić? Kiedy w zeszłym tygodniu wygooglowałam spowiedź, było napisane, że czasami dostaje się pokutę, na przykład odmawianie Zdrowaś Maryjo czy coś podobnego.
Zastanawiając się nad tym, wyszedłem z kabiny z myślą, że łatwiej będzie wyjaśnić jej pokutę i skruchę twarzą w twarz niż przez tę głupią kratkę, a potem zamarłem.
Jej głos był seksowny. Jej śmiech był jeszcze seksowniejszy. Ale nic nie mogło się równać z jej wyglądem.
Miała długie ciemne włosy, prawie czarne, i jasną, bladą cerę, podkreśloną czerwonością szminki. Jej twarz była delikatna, z wyraźnymi kośćmi policzkowymi i dużymi oczami, rodzaj twarzy spoglądającej z okładek magazynów o modzie. Moją uwagę jednak najbardziej przyciągnęły jej usta, pełne, lekko rozchylone wargi, przez które widziałem dwa przednie zęby nieco większe niż reszta, niedoskonałość z jakiegoś powodu sprawiająca, że stawała się jeszcze bardziej seksowna.
I zanim zdążyłem się powstrzymać, pomyślałem: Chcę wsadzić kutasa w te usta.
Chcę, żeby te usta wykrzykiwały moje imię.
Chcę...
Spojrzałem na przednią część kościoła, na krzyż.
Pomóż mi, modliłem się po cichu. Czy to jakiś test?
– Ojcze Bell? – ponagliła.
Wciągnąłem powietrze i zmówiłem kolejną modlitwę, by nie zauważyła, jak zahipnotyzowały mnie jej usta… ani tego, jak wełniane spodnie, które miałem na sobie, nagle stały się zbyt opięte.
– Nie ma teraz potrzeby pokuty. Właściwie to wydaje mi się, że powrót tutaj i dalsza rozmowa same w sobie byłyby małym aktem skruchy, czyż nie?
Na jej ustach zagościł mały uśmiech, a ja chciałem go całować tak długo, aż przylgnęłaby do mnie i błagała, żebym ją wziął.
Jasna cholera, Tyler. Co jest kurwa?
Zmówiłem w myślach Zdrowaś Mario, podczas gdy ona poprawiała pasek torebki na ramieniu.
– Więc może zobaczymy się w przyszłym tygodniu?
Cholera. Czy rzeczywiście mógłbym to powtórzyć za siedem dni? Ale potem pomyślałem o jej słowach, tak pełnych bólu i przygnębiającego zagubienia, i ponownie poczułem nieodpartą chęć, by ją pocieszyć. Zapewnić jej trochę spokoju, rozpalić płomień nadziei i zapału, które mogłaby zabrać ze sobą i wykorzystać w nowym, pełnym życiu.
– Oczywiście. Nie mogę się doczekać, Poppy. – Nie miałem zamiaru wypowiadać jej imienia, ale tak się stało, a kiedy je wypowiedziałem, powiedziałem to tym głosem, którego już nie używałem, tym, który sprawiał, że kobiety padały na kolana i same sięgały do mojego rozporka, nie musiałem nawet mówić „proszę”.
Zareagowała w sposób, który gwałtownie uruchomił mojego fiuta. Otworzyła szerzej oczy, jej źrenice powiększyły się, a puls na szyi przyspieszył. Nie tylko moje ciało odpowiadało na nią z niespotykaną wcześniej intensywnością, ale była tak samo pod moim wpływem, jak ja byłem pod jej. W jakiś sposób to wszystko sprawiło, że zrobiło się o wiele gorzej, ponieważ teraz tylko cienka linia mojej samokontroli powstrzymywała mnie od przechylenia jej przez ławkę i wymierzenia klapsa w ten kremowobiały tyłek za to, że mi stanął wtedy, kiedy nie chciałem, za to, że pochłonęły mnie myśli o jej niegrzecznych ustach, kiedy powinienem skupić się na jej nieśmiertelnej duszy.
Odchrząknąłem, a trzy lata niezachwianej dyscypliny pozwoliło mi zachować spokój w głosie.
– I żebyś wiedziała…
– Tak? – zapytała, przygryzając dolną wargę.
– Nie musisz przyjeżdżać z Kansas City tylko po to, by się wyspowiadać. Jestem pewien, że każdy tamtejszy ksiądz chętnie cię wysłucha. Mój własny spowiednik, ojciec Brady, jest naprawdę dobry i mieszka w centrum Kansas City.
Przechyliła lekko głowę, jak ptak.
– Ale ja już nie mieszkam w Kansas City. Mieszkam tutaj, w Weston.
O w mordę.
Wtorki. Jebać wtorki.
Odprawiłem poranną mszę w prawie pustej świątyni – dwie babcie w kapeluszach i Rowan – a potem poszedłem pobiegać, katalogując w myślach wszystkie rzeczy, które chciałem dziś zrobić, w tym przygotowanie pakietu informacyjnego na wycieczkę naszej grupy młodzieżowej na wiosnę i napisanie homilii na ten tydzień.
Weston to miasto urwisk rzecznych, topografii pól nachylonych w kierunku rzeki Missouri, przerywanych wyjątkowo stromymi wzgórzami. Bieganie tutaj jest brutalne, okrutne i oczyszczające. Po pierwszych dziesięciu kilometrach byłem zlany potem i ciężko oddychałem, podkręcając muzykę tak, że głos Britney zagłuszał wszystko inne.
Skręciłem za róg w główną ulicę miasta. Był dzień powszedni, więc po chodnikach nie spacerowali ludzie przeglądający antyki i buszujący w sklepach ze sztuką. Minąłem tylko jedną parę w podeszłym wieku, wspinając się po stromej drodze, a moje mięśnie ud i łydek darły się wniebogłosy. Pot spływał mi po karku, ramionach i plecach, włosy miałem przemoczone, każdy oddech wydawał się karą, a poranne słońce sprawiało, że co chwila witały mnie fale sierpniowego upału przetaczające się po asfalcie.
Uwielbiałem to.
Wszystko inne zeszło na dalszy plan – zbliżający się remont kościoła, homilie do napisania, Poppy Danforth. Przede wszystkim Poppy Danforth. Zwłaszcza ona i świadomość, że sama myśl o niej sprawiała, że twardniałem. Nie lubiłem się trochę za to, co wydarzyło się wczoraj. Ta dobrze wykształcona, inteligentna i interesująca kobieta przyszła do mnie po pomoc, mimo że nie była katoliczką. I zamiast widzieć w niej owieczkę potrzebującą przewodnictwa, podczas naszej rozmowy nie byłem w stanie skupić się na niczym innym niż na jej ustach.
Byłem księdzem. Przysiągłem na Boga nie zaznać cudzego ciała, dopóki żyję – nawet własnego, jeśli chodzi o kwestie techniczne. Myślenie o Poppy w ten sposób nie było w porządku.
Miałem być pasterzem stada, a nie wilkiem.
Nie wilkiem, który obudziwszy się rano, wciskał biodra w materac, bo miał bardzo intensywny sen z Poppy i jej cielesnymi grzechami w roli głównej.
Na to wspomnienie ogarnęło mnie poczucie winy.
Pójdę do piekła, pomyślałem. Nie ma mowy, żebym nie poszedł do piekła.
Czułem się winny, ale nie wiedziałem, czy zdołam się opanować, jeśli znów ją zobaczę.
Nie, to nie było w porządku. Wiedziałem, że mógłbym, ale nie chciałem. Nie chciałem nawet zrezygnować z prawa do zachowywania w pamięci wspomnienia jej głosu, ciała i opowieści.
A to był problem. Gdy zbliżałem się do ostatniego kilometra mojego biegu, zastanawiałem się, co powiedziałbym parafianinowi, który znalazł się w podobnej sytuacji. Co powiedziałbym jako mój szczery wgląd w to, czego chciałby Bóg.
Poczucie winy to znak od twojego sumienia, że oddaliłeś się od Pana.
Wyznaj swój grzech Bogu otwarcie i szczerze. Poproś o przebaczenie i siłę do przezwyciężenia pokusy, gdyby pojawiła się ponownie.
I na koniec, całkowicie odsuń się od źródła kuszenia.
W niewielkiej odległości widziałem kościół i plebanię. Wiedziałem już, co zrobię. Wezmę prysznic, a potem spędzę długą godzinę, modląc się i prosząc o przebaczenie.
I o siłę. Tak, o to też poproszę.
Następnym razem, gdy Poppy przyjdzie, będę musiał znaleźć sposób, by powiedzieć jej, że nie mogę być jej spowiednikiem. Ta myśl z jakiegoś powodu mnie zasmuciła, byłem jednak księdzem wystarczająco długo, by wiedzieć, że czasami najlepsze decyzje to te, które wiążą się z największym krótkoterminowym nieszczęściem.
Zatrzymałem się na skrzyżowaniu, czekając na zmianę świateł, czując się lżej, gdyż wiedziałem już, co mam robić. Tak będzie o wiele lepiej; wszystko będzie dobrze.
– Britney Spears, co?
Ten głos. Mimo że słyszałem go tylko dwa razy, wrył mi się w pamięć.
To był błąd, ale i tak się odwróciłem, wyciągając z uszu słuchawki.
Ona też biegała i wyglądało na to, że pobiegła tak samo daleko jak ja. Miała na sobie stanik sportowy i bardzo, bardzo krótkie spodenki do biegania ledwo zakrywające jej idealny tyłek. Nie pociągnęła ust czerwoną szminką, ale bez niej jej wargi wyglądały jeszcze bardziej zjawiskowo, a jedyną rzeczą, która uchroniła mnie przed głodnym wpatrywaniem się w nie, był fakt, że jej jędrne uda, płaski brzuch i sterczące piersi były na wyciągnięcie ręki.
Krew napłynęła mi do krocza.
Wciąż się do mnie uśmiechała i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że coś powiedziała.
– Przepraszam, co? – Moje słowa zabrzmiały ostro, wypowiedziane bez tchu. Skrzywiłem się, ale jej to nie obchodziło.
– Po prostu nie podejrzewałam cię o bycie fanem Britney Spears – powiedziała, wskazując na mojego iPhone’a przypiętego do bicepsa i wyraźnie wyświetlającego okładkę Oops… I Did It Again.
Gdybym nie był przegrzany biegiem i upałem, pewnie bym się zaczerwienił. Sięgnąłem po telefon, próbując dyskretnie zmienić piosenkę.
Roześmiała się.
– W porządku. Po prostu udam, że widziałam, jak słuchasz… czego słuchają ludzie Boga podczas biegania? Hymnów? Nie, nie mów mi. Śpiewu mnichów.
Zbliżyłem się o krok, a jej oczy prześlizgnęły się po moim pozbawionym koszulki torsie i powędrowały w dół, do miejsca, gdzie szorty zwisały nisko na biodrach. Kiedy ponownie spojrzała mi w oczy, jej uśmiech nieco przygasł. Jej sutki były twardymi, małymi punktami w staniku do biegania.
Zamknąłem na chwilę oczy, zmuszając mojego nabrzmiałego kutasa, żeby się uspokoił.
– A może jest zupełnie odwrotnie: jakiś szwedzki death metal czy coś w tym stylu. Nie? Estoński death metal? Filipiński death metal?
Otworzyłem oczy i nakierowałem myśli na mało seksowne rzeczy. Myślałem o babci, o wytartym dywanie przy ołtarzu, o smaku wina z kartonu używanego do komunii.
– Nie lubisz mnie za bardzo, prawda? – zapytała, co sprowadziło mnie z powrotem do teraźniejszości.
Czy ona oszalała? Czy moje niekontrolowane wzwody przy niej były oznaką niechęci?
– Byłeś taki miły, gdy przyszłam po raz pierwszy. Ale czuję, że w jakiś sposób cię rozzłościłam. – Spojrzała w dół na swoje stopy, co tylko podkreśliło, jak długie i gęste miała rzęsy.
Od widoku tych rzęs znowu zrobiłem się twardy. Musiałem przyznać, że to był dla mnie nowy punkt odniesienia.
– Nie jestem na ciebie zły – powiedziałem, z ulgą słysząc, że mój głos brzmi normalnie, pewnie i uprzejmie. – Jestem bardzo wdzięczny za to, że odnalazłaś w swoim doświadczeniu wystarczającą wartość, by wrócić do Kościoła. – Już miałem poprosić ją o znalezienie nowego miejsca do spowiedzi, ale odezwała się pierwsza:
– O dziwo, znalazłam w tym coś wartościowego. Właściwie to cieszę się, że na ciebie wpadłam. Widziałam na stronie internetowej kościoła, że masz osobne dyżury na rozmowę i zastanawiałam się, czy mogłabym cię kiedyś odwiedzić. Niekoniecznie do spowiedzi.
Dzięki Bogu za to.
– Ale, nie wiem, chyba po to, by porozmawiać o innych rzeczach. Próbuję rozpocząć nowy etap w moim życiu, ale ciągle czuję, że czegoś mi brakuje. Jakby świat, w którym żyję, był w jakiś sposób spłaszczony, nienasycony. I po tym, jak rozmawiałam z tobą dwa razy, poczułam się… lżejsza. Zastanawiam się, czy religia jest tym, czego potrzebuję, jednak szczerze mówiąc, nie wiem, czy tego chcę.
Jej przyznanie się obudziło we mnie instynkt kapłański. Wziąłem głęboki wdech, mówiąc jej coś, co mówiłem wielu ludziom, ale wciąż wierzyłem w to tak samo jak za pierwszym razem.
– Wierzę w Boga, Poppy, ale wiem również, że duchowość nie jest dla każdego. Możesz znaleźć to, czego szukasz w zawodzie, który cię pasjonuje, w podróżach, w rodzinie lub w wielu innych rzeczach. Możesz też odkryć, że inna religia bardziej ci odpowiada. Nie chcę, abyś czuł się zmuszona do poznawania Kościoła katolickiego z jakiegokolwiek innego powodu niż szczere zainteresowanie albo ciekawość.
– A co z szalenie gorącym księdzem? Czy to dobry powód, by poznawać Kościół?
Musiałem wyglądać na przerażonego – głównie dlatego, że jej słowa drażniły moją już nadwyrężoną samokontrolę – a ona się roześmiała. Dźwięk był niemal absurdalnie radosny i przyjemny – to ten rodzaj śmiechu, który odbija się echem w salach balowych lub przy basenie w Hamptons.
– Spokojnie – powiedziała. – Żartowałam. To znaczy jesteś szalenie seksowny, ale to nie jest powód mojego zainteresowania. Przynajmniej – rzuciła mi kolejne spojrzenie w górę i w dół, przez które poczułem, jakby moją skórę trawiły płomienie – to nie jest jedyny powód.
A potem światło się zmieniło, a ona pobiegła, machając mi na pożegnanie.
Miałem przejebane.
oszedłem prosto do domu i wziąłem najzimniejszy prysznic, jaki mogłem znieść, pozostając pod wodą, dopóki moje myśli nie stały się klarowne, a erekcja w końcu ustąpiła. Chociaż – jeśli ostatnie wydarzenia były jakąś wskazówką – powróciłaby w momencie, gdybym znów zobaczył Poppy.
Okej, więc może nie mogłem wyrzucić z siebie tego pragnienia, ale mogłem wykazać się większą samokontrolą. Koniec z fantazjami. Koniec z budzeniem się z myślą, że zerżnąłem materac, marząc o niej. I może rozmowa z nią byłaby dokładnie tym, czego potrzebowałem – zobaczyłbym ją jako osobę, zagubioną owieczkę szukającą swojego Boga, a nie tylko jako chodzący seks.
Na idealnych nogach.
Włożyłem spodnie na bokserki i świeżą czarną koszulę, podwijając długie rękawy do łokci, jak to zwykle robiłem. Nie wahałem się, zanim sięgnąłem po koloratkę. To będzie bardzo potrzebne przypomnienie. Przypomnienie, by praktykować samozaparcie, a także przypomnienie, dlaczego w ogóle praktykuję samozaparcie.
Robię to dla mojego Boga.
Robię to dla mojej parafii.
Robię to dla mojej siostry.
I właśnie dlatego Poppy Danforth była tak zasmucająca. Chciałem być uosobieniem czystości seksualnej dla mojej kongregacji. Chciałem, by znów zaufali Kościołowi; chciałem wymazać piętno, jakie na imieniu Boga odcisnęli nikczemni ludzie.
I chciałem w jakiś sposób pamiętać o Lizzy bez rozdzierającego serce poczucia winy, żalu i bezsilności.
Wiesz co? Robiłem wielką sprawę z niczego. Wszystko będzie dobrze. Przeczesałem dłonią włosy, biorąc głęboki wdech. Jedna kobieta, nieważne jak gorąca, nie mogła zrujnować wszystkiego, co było dla mnie święte w kapłaństwie. Nie mogła zniszczyć wszystkiego, na co tak ciężko pracowałem.
Nie zawsze wracam do domu w czwartki, mimo że moi rodzice mieszkają niecałą godzinę drogi stąd, ale w tym tygodniu pojechałem. Czułem się psychicznie i fizycznie nadwyrężony unikaniem Poppy podczas porannych biegów oraz około dwudziestoma zimnymi prysznicami, które wziąłem przez ostatnie dwa dni.
Chciałem po prostu gdzieś pójść – bez koloratki – pograć w gry wideo i zjeść jedzenie przygotowane przez mamę. Chciałem napić się piwa (albo sześciu czy siedmiu) z tatą i posłuchać, jak mój nastoletni brat narzeka na dziewczynę, z którą w tym miesiącu się „zaprzyjaźnił”. Gdzieś, gdzie Kościół, Poppy i reszta mojego życia były przytłumione, a ja mogłem się po prostu zrelaksować.
Mama i tata nie zawiedli. Moi pozostali dwaj bracia również tam byli – mimo że każdy miał własny dom i życie – zwabieni kuchnią mamy i tym nieocenionym komfortem, który towarzyszy przebywaniu w domu.
Po kolacji Sean i Aiden skopali mi tyłek w najnowszej odsłonie Call of Duty, podczas gdy Ryan pisał esemesa do najnowszej dziewczyny na swoim telefonie, a dom wciąż pachniał lasagne i pieczywem czosnkowym. Zdjęcie Lizzy patrzyło na nas wszystkich znad telewizora. Ładna dziewczyna na zawsze upamiętniona w 2003 roku z grzywką na bok i farbowanymi blond włosami oraz szerokim uśmiechem skrywającym wszystkie rzeczy, o których nie wiedzieliśmy, dopóki nie zrobiło się za późno.
Wpatrywałem się w to zdjęcie przez długi czas, podczas gdy Sean i Aiden rozmawiali o swojej pracy – obaj zajmują się inwestycjami – a mama i tata grali w Candy Crush, siedząc obok siebie w fotelach.
Przepraszam, Lizzy. Przepraszam za wszystko.
Logicznie rzecz biorąc, wiedziałem, że nic nie mogłem wtedy zrobić, ale logika nie wymazała wspomnienia jej bladych, niebieskawych ust ani naczyń krwionośnych, które eksplodowały w gałkach ocznych.
O wejściu do garażu w poszukiwaniu baterii do latarki i znalezieniu zimnego ciała mojej jedynej siostry. Niski głos Seana przesączył się do mojej ponurej zadumy i stopniowo wróciłem do chwili obecnej, słuchając skrzypienie fotela taty i słów brata:
– …tylko z zaproszeniem – powiedział. – Słyszałem plotki od lat, ale dopiero gdy dostałem list, pomyślałem, że to się dzieje naprawdę.
– Zamierzasz jechać? – Aiden również mówił cicho.
– Kurwa, tak, jadę.
– Dokąd? – zapytałem.
– Nie interesuj się, księżulku.
– Czy to tylko na zaproszenie jak na kinderbal? Jestem z ciebie taki dumny.
Sean przewrócił oczami, a Aiden się pochylił.
– Może Tyler powinien o tym wiedzieć. Prawdopodobnie potrzebuje rozładować nadmiar… energii.
– Tylko na zaproszenie, kutasie – powiedział Sean. – Co oznacza, że nie może tam iść.
– To podobno jeden z najlepszych klubów ze striptizem na świecie – kontynuował Aiden, niezrażony obelgą Seana. – Ale nikt nie wie, jak się nazywa i gdzie się znajduje, dopóki nie zostaniesz osobiście zaproszony. Mówi się, że wpuszczają, dopiero jak zarabiasz miliona rocznie.
– Więc dlaczego Sean został zaproszony? – zapytałem. Sean, choć trzy lata starszy ode mnie, wciąż piął się po szczeblach kariery w swojej firmie. Zarabiał bardzo dobre pieniądze (z mojego punktu widzenia absolutnie niewiarygodne), ale na razie nie zbliżał się do miliona dolarów rocznie. Jeszcze nie.
– Ponieważ, do kurwy nędzy, znam ludzi. Znajomości są bardziej wiarygodną walutą niż pieniądze. – Głos Aidena był nieco zbyt głośny.
– Zwłaszcza jeśli dzięki temu możesz wybrać sobie cip…
– Chłopcy – powiedział automatycznie tata, nie odrywając wzroku od telefonu. – Wasza matka tu jest.
– Przepraszam, mamo – powiedzieliśmy zgodnie.
Pomachała nam. Ponad trzydzieści lat spędzonych w obecności czterech chłopców uodporniło ją na prawie wszystko.
Ryan wszedł do pokoju, mamrocząc coś do taty o tym, że chce kluczyki do samochodu, a Sean i Aiden pochylili się do siebie.
– Jadę w przyszłym tygodniu – powiedział Sean. – Wszystko ci opowiem.
Aiden, młodszy ode mnie o kilka lat i wciąż bardzo młody w świecie biznesu, westchnął.
– Chcę być tobą, kiedy dorosnę.
– Lepiej mną niż tym tutaj panem Celibatem. Powiedz mi, Tyler, masz już cieśń nadgarstka w prawej ręce?
Rzuciłem mu poduszką w głowę.
– Zgłaszasz się na ochotnika, żeby mi pomóc?
Sean z łatwością uniknął ataku.
– Powiedz tylko kiedy, cukiereczku. Założę się, że mógłbym użyć trochę tego olejku namaszczającego chorych.
– Pójdziesz do piekła – wyjęczałem.
– Tyler – powiedział tata, nadal nie odrywając wzroku znad telefonu. – Nie mów bratu, że pójdzie do piekła.
– Jaki jest pożytek z tych wszystkich samotnych nocy, jeśli nie możesz kogoś potępić od czasu do czasu, co? – zapytał Aiden, sięgając po pilota.
– Wiesz, Dzwoneczku, może powinienem znaleźć sposób, żeby zabrać cię do klubu. Nie ma nic zdrożnego w przeglądaniu menu, pod warunkiem, że nic nie zamówisz, prawda?
– Sean, nie pójdę z tobą do klubu ze striptizem. Nieważne, jak fantazyjnego.
– Jak chcesz. Myślę, że ty i twój plakat ze Świętym Augustynem możecie spędzić razem piątkowy wieczór. Znowu.
Rzuciłem w niego kolejną poduszką.
Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
TYTUŁ ORYGINAŁU:
Priest
Redaktorka prowadząca: Ewa Pustelnik
Wydawczyni: Joanna Pawłowska
Redakcja: Ida Świerkocka
Korekta: Paulina Kawka
Projekt okładki: Emily Wittig Designs
Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski
Copyright © 2015 Sierra Simone
Published by agreement with Folio Literary Management, LLC and Graal sp. z o.o.
Copyright © 2024 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Copyright © for the Polish translation by Urszula Musyl, 2024
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2024
ISBN 978-83-8371-203-1
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik