Queen Of Destiny - Marta Loryńska - ebook + audiobook

Queen Of Destiny ebook i audiobook

Loryńska Marta

3,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Życie dziewiętnastoletniej Lily Evans zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy cała prawda o przeszłości jej rodziny wyszła na jaw, a dziewczyna została porwana. Nagle znalazła się w zupełnie nieznanym miejscu, w którym czuła się zagubiona i samotna. 

Na szczęście wkrótce została uratowana, ale to wydarzenie otworzyło jej oczy i odarło z młodzieńczej naiwności. Teraz Lily stała się zupełnie inną osobą. 

Dziewczyna zaczyna coraz śmielej stawiać kroki w nowej rzeczywistości. Z przyjemnością uczęszcza na treningi, aby nauczyć się, jak posługiwać się bronią, i bierze odpowiedzialność za nielegalny biznes, który od niedawna należy do niej.

Czy zdąży nabrać sił, zanim ponownie ktoś wystawi ją na próbę?

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.              Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 900

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 22 godz. 19 min

Lektor: Magdalena Emilianowicz
Oceny
3,4 (21 ocen)
9
2
2
4
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
nienaczytana1234

Z braku laku…

trochę przegięcie żeby książka miała tyle stron a akcja dzieje się tylko w ostatnich dziesięciu
00
daria09012018

Nie oderwiesz się od lektury

Nie rozumiem skąd tę złe opinie. Mi się bardzo podobała.
00
Thebookshelf_97

Nie oderwiesz się od lektury

Genialna ! Zdecydowanie warta przeczytania, nawet jeśli ma tak dużą ilość stron. MOTYWY: 👑 wyścigi 👑 przyjaciel brata 👑 touch her and i'll kill you 👑 mafia 👑 silna główna bohaterka
00
carinka2244

Nie polecam

Słaba. Bardzo. Ponad 700 stron?? Nie dotrwałam nawet do 20 strony. Pomieszanie perspektyw różnych bohaterów tak zamieszało i zdezorganizowało całą książkę, że rzuciłam ją i nie zamierzam wracać. Dawno nie czytałam takiej fatalnej książki.
00
Elsia94

Nie polecam

Nie da się tego czytać..
00

Popularność




Copyright © for the text by Marta Loryńska

Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Katarzyna Zapotoczna

Korekta: Sara Szulc, Wiktoria Garczewska, Martyna Janc

Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek

ISBN 978-83-8362-630-7 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2024

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

PROLOG

Dwadzieścia siedem lat wcześniej

Steven i Joseph

– George, Antonio, do mnie. Teraz!

– Tak, tato?

– Czy ja wam nie mówiłem, że macie się ogarnąć? Co ma znaczyć kolejna bójka? – powiedział poważnie Joseph, na co Steven się zaśmiał.

– Anton nic nie zrobił, to moja wina – przyznał się George.

– Synu, o co znowu poszło? – odezwał się tym razem Steven.

– Jakiś chłopak był nachalny w stosunku do Liz. Nie mogłem na to pozwolić. Jest moją dziewczyną i nikt jej nie tknie. Anton po prostu mi pomógł.

– Oj, synu… ale rozumiem. Tak samo się zachowywałem, kiedy chodziło o twoją mamę. Pamiętasz, Joseph, te czasy? – zaśmiał się mężczyzna.

– Oj tak. Nasze chłopaki to młodsze wersje nas.

– Trudno się nie zgodzić. Dobra, idźcie coś porobić.

– Dzięki, tato. Dzięki, panie Fiumar.

Dwa lata później

George i Antonio

– Liz jest w ciąży!

– Gratulacje, przyjacielu.

– Dzięki, Anton. – Mężczyzna poklepał go po ramieniu.

– Gratulacje, synu.

– Będziesz dobrym ojcem – dodał Joseph.

Przyszedł czas, aby zająć się własną rodziną i przystopować z młodzieńczymi wymysłami.

Trzy lata później

– Coro, chodź z naszym synem. Przyjechał George z rodziną.

Kobieta zeszła ostrożnie na dół z rocznym chłopcem, kiedy do środka wchodzili ich przyjaciele.

– Liz, kochana ty moja, co u was?

– Chcieliśmy wam o czymś powiedzieć. – Liz posłała uśmiech swojemu mężowi.

– Nasz mały Dylan będzie miał siostrzyczkę – oświadczył dumnie George.

– Gratulacje. Ponownie. – Antonio uścisnął swojego przyjaciela. – Widzę, chłopie, że nie próżnujesz.

– Nasz chłopak musi mieć się kim opiekować, a nasza księżniczka musi mieć starszego brata.

– Racja.

Cztery lata później

Steven i Joseph

– Ja chcę więcej. Nie sądzisz, że możemy zawładnąć innym krajem? To on może być nam podporządkowany.

– Nie, Joseph! Nie chcę tego słuchać. Teren, jaki mamy, jest wystarczający. Można pomyśleć o sojuszu, ale nie o przejęciu.

– Zobaczymy, jak długo będziesz się tego trzymał.

George i Antonio

– Hej, Lily, przyszedł twój kochany wujek.

– Wujo! – krzyknęła trzylatka.

– Chodź tu do mnie.

Mała dziewczynka podreptała w stronę mężczyzny. Mocno go przytuliła, po czym on wziął ją na ręce. Razem zeszli na dół, gdzie w salonie zebrali się już wszyscy.

– Moja kochana córeczka razem z wujkiem. A przywitałabyś się z ciocią i twoim kuzynem.

Dziewczynka pomachała do nich swoją małą rączką. Antonio postawił Lily na podłodze, a ona pobiegła do swojego dziadka. Może i kochany wujek, ale jednak dziadzia jest lepszy.

Pół roku później

Steven i Joseph

– Nie myśl, że ci na to pozwolę, Joseph! Nie przejmiesz władzy.

– Jesteś tego pewien?

W kilku krokach znalazł się przed Stevenem. Zwinnym ruchem przycisnął nóż do gardła mężczyzny.

– A teraz co mi powiesz, przyjacielu?

– Co chcesz tym osiągnąć?

– Chcę władzy, a ty mi na to nie pozwalasz. Mój syn ma mieć czym rządzić. Problemem jesteś ty, ale nie na długo.

– Chyba się zapominasz. Przychodzisz do mojego domu i jeszcze chcesz mnie zabić, bo nie pozwalam ci na przejęcie władzy?

Joseph posłał mu uśmiech i już ostatecznie miał pozbawić życia swojego – jak to zawsze powtarzał – przyjaciela. W tym momencie do biura wbiegł George wraz z ochroną. Wszystko działo się szybko. George oderwał Josepha od swojego ojca i pozbawił go broni. Ochrona zadbała, żeby więcej się nie pojawił.

– Nic ci nie jest, tato?

– Wszystko dobrze, synu. Wiedziałem, że ten dzień nadejdzie.

Pół roku później

– Moja mała Lily, chodź do dziadka – uśmiechnął się mężczyzna w progu.

– Dziadek! − krzyknęła dziewczynka i pobiegła w jego kierunku. Starszy człowiek uklęknął i mocno przytulił swoją wnuczkę. Gdy tylko wstał, wziął ją na ręce.

– Opowiadaj, Bello, jak tam się dzisiaj bawiłaś.

– Mama kolorowała ze mną. Później byłyśmy na spacerze z pieskiem. Wiesz, dziadku, jak on się cieszył? – Zaczęła się śmiać.

– Jestem tego pewien. A wiesz, gdzie jest tatuś?

– Chyba u siebie w pokoju.

– Dziękuję, księżniczko. Trzymaj lizaka i leć się bawić.

Dziewczynka uściskała swojego dziadka i pobiegła do pokoju. Mężczyzna udał się w głąb domu w poszukiwaniu syna. Tak jak mówiła jego wnuczka, George był w swoim biurze. Steven zapukał, po czym wszedł do środka.

– George, synu.

– Witaj, tato. Co cię sprowadza?

– No już nie mogę przyjechać zobaczyć wnuków? – zaśmiał się starszy mężczyzna.

– Oczywiście, że możesz, tato. A gdzie jest mama?

– W ogrodzie, z Liz i Dylanem. – Podszedł i usiadł po drugiej stronie biurka. – Synu, będę z tobą szczery. Nie wiem, jak długo jeszcze będzie spokojnie. Joseph nie odpuści, rodzina Fiumar nie ma tego w zwyczaju. To był jeden z powodów, dla których zerwałem zarówno ten sojusz, jak i przyjaźń. Zapamiętaj to, co ci teraz powiem. – Zrobił głęboki wdech i spojrzał w oczy synowi. – Chcę, aby to Lily, gdy ukończy dziewiętnaście lat, przejęła władzę w naszym rodzinnym interesie.

– Ale tato, ona jest młodszym dzieckiem. Dylan zaś…

– Wiem o tym, synu, ale to Lily jest tym płomieniem, który może utrzymać nas u władzy. Mimo że ma cztery lata, widzę w niej to, co cechuje mnie. Będzie dobrą szefową.

– Dobrze, tato. Obiecuję, że tak się stanie.

– Dziękuję ci, synu, a teraz chodźmy do naszej rodziny.

Razem wyszli z gabinetu i udali się do salonu, w którym byli wszyscy.

– Steven, kochanie – zwróciła się do męża starsza kobieta. – Wszystko omówione?

– Tak, mamo. – George posłał jej uśmiech.

– Co za sprawy, tato? – zapytał chłopiec.

– Z dziadkiem mieliśmy do pogadania. To co, kochanie, może coś zjemy?

– Pójdę nałożyć obiad. Pomożesz mi, mamo? – odezwała się Elizabeth.

– Oczywiście, Liz – odpowiedziała starsza kobieta.

Poszły do kuchni, a Steven wziął swoją kochaną wnuczkę i usiadł z nią na kanapie. Obok nich usadowił się Dylan. Chłopiec opowiadał im o tym, jak było w szkole i jak stanął w obronie jakiejś dziewczynki. Mały bohater, nie ma co.

***

Gdy wszyscy skończyli posiłek, starsze małżeństwo zaczęło się zbierać. Zrobiło się już późno, a każdy miał swoje obowiązki. Pożegnali się ze swoją rodziną i udali do samochodu. Ruszyli, a po chwili znaleźli się już na głównej ulicy. Ku ich zaskoczeniu droga naprawdę była pusta. Do czasu.

– Kochanie, mamy ogon.

– Fiumar w końcu się zdecydował.

– Na to wygląda.

Mężczyzna przyspieszył, lecz nic to nie dało. Po chwili usłyszeli huk wystrzału i tylna opona została przebita. Steven ledwo zdołał opanować pojazd. Jakoś jechał, lecz samochód cały czas zjeżdżał w prawą stronę. Jeden z ludzi od Fiumara to wykorzystał i wjechał pomiędzy samochód mężczyzny a górę znajdującą się po lewej.

Steven przez szybę ujrzał tylko twarz Josepha. Reszta potoczyła się już szybko. Samochód został pchnięty w stronę klifu. Mężczyzna nie zdołał już go opanować i pojazd z całą prędkością wyleciał za barierki.

– Kocham cię.

– Kocham cię.

Ostatnie wypowiedziane słowa przez starsze małżeństwo i huk samochodu spadającego do klifu.

Plan idealny. Wypadek. Nikt nie będzie nic podejrzewał. Fiumar tak myślał, lecz nie wiedział o rozmowie Stevena ze swoim synem. Gdy tylko wieści o wypadku się rozniosły, sprawca był już znany. Joseph razem ze swoją rodziną zostali zmuszeni do opuszczenia kraju. Teraz to George będzie musiał przejąć wszystko do czasu, aż będzie mogła zrobić to Lily. Rodzina Bellomo przetrwa wszystko i nie dopuści, by na ich terenie zapanował chaos.

ROZDZIAŁ 1

Josh

– Lily! – krzyknąłem na całe gardło, by jakoś przywrócić jej świadomość i zwrócić uwagę na niebezpieczeństwo. – Uważaj!

Biegłem w jej stronę najszybciej, jak było to możliwe. Nie mogłem pozwolić, żeby coś stało się mojej dziewczynie, coś więcej niż do tej pory. Widziałem, że nie mają z nią łatwo. Graj na czas, Lily… proszę. Byłem już naprawdę blisko, gdy jej ciało stało się bezwładne i wciągnęli ją do SUV-a. Kurwa, nie. Nie…

– Nie! − krzyknąłem na całe gardło. Wiedziałem, że ich nie dogonię, a mimo wszystko biegłem, ile miałem sił. Zatrzymałem się dopiero, gdy zabrakło mi tchu. Nie dorwę ich w taki sposób.

– Kurwa. – Kopnąłem z całej siły w śmietnik obok. – Myśl – rozkazałem sam sobie.

Zrobiłem głęboki wdech i ruszyłem w stronę rezydencji. Po dziesięciu minutach wbiegłem do środka i udałem się do pokoju, gdzie ostatnio widziałem wszystkich. Z hukiem otworzyłem drzwi. Byli tam, stali i uważnie mi się przyglądali.

– Josh, gdzie nasza córka? – zapytał pan Evans.

– Zjebałem… – wymamrotałem pod nosem, na tyle cicho, żebym tylko ja to słyszał.

– Josh, gdzie jest Lily? – zapytał spokojnie Dylan.

– Porwali ją. Ja… – przerwałem na chwilę, po czym podniosłem na nich wzrok. – Ja nie mogłem nic zrobić. Starałem się. Chciałem, żeby ich zauważyła, ale ona…

– Josh, spokojnie… – zaczął Dylan.

– Jak mam być, kurwa, spokojny, kiedy porwali osobę, którą kocham?!

Zacząłem krzyczeć. Jeszcze nigdy nie czułem tylu emocji w jednej chwili. Byłem zły, smutny, zszokowany i przerażony jednocześnie. Najgorszą rzeczą, jaką mogli teraz zrobić, było uspokajanie mnie.

– Uwierz, jestem przerażony tak samo jak ty, ale oboje wiemy, że ją znajdziemy. Lily jest silna i da radę. Musi.

No właśnie: musi, ale jak długo da radę sama? Muszę ją znaleźć. Wybiegłem z pokoju i znowu udałem się przed dom. Zauważyłem, że chłopcy pobiegli za mną.

– Jechali główną ulicą, skręcili w lewo z naszego wyjazdu.

Szybko wsiadłem do auta i ruszyłem w kierunku, gdzie ostatnio widziałem tamten samochód. Nie mogli aż tak daleko odjechać. Nie mogłem w ten sposób stracić Lily, ona nie może zgasnąć. Nie mój promyk w tym jebanym mrocznym świecie, który właśnie się o nią upomniał.

Ruszyłem z piskiem opon, nie interesowało mnie już nic. Jeszcze nigdy w życiu nie jechałem tak szybko. Drogi były puste, więc to wykorzystałem. Patrzyłem wszędzie, miałem tylko jeden cel: odzyskać Lily. Moją Lily.

Za mną nie było nawet widać chłopaków. Nikogo nie było, aż do czasu. W oddali zobaczyłem SUV-a, takiego jak wtedy. Ku mojemu zdziwieniu nie jechał szybko, może mnie nie widzieli. Innej opcji raczej nie ma. Dodałem jeszcze więcej gazu, tym samym doganiając tamten samochód. Wyprzedziłem go i stanąłem w poprzek, blokując całą drogę. Kierowca gwałtownie się zatrzymał. W amoku wysiadłem z auta. Kilka kroków i byłem przy drzwiach SUV-a, które gwałtownie otworzyłem.

– Gdzie… – zamilkłem, gdy tylko zauważyłem w samochodzie starszego mężczyznę razem z żoną. – Kurwa… – Zrobiłem głęboki wdech. – Przepraszam.

Jakim cudem oni uciekli? Wróciłem do swojego samochodu i zjechałem na bok. Małżeństwo naprawdę szybko odjechało. W sumie im się nie dziwię – jakiś gangus prawie wpakował im się w samochód. Dobrze, że nie wyjąłem broni, nie chciałbym być powodem czyjegoś zawału. Chodzi mi tylko o niewinnych ludzi, reszta może zdychać. Spojrzałem przez okno i zauważyłem samochody przyjaciół. Dylan od razu wysiadł i podbiegł do mnie.

– Nie ma jej. Kurwa, to moja wina. Gdybym prędzej za nią wybiegł…

– Josh, bracie. To nie twoja wina. Znajdziemy ją. Kto jak kto, ale my to zrobimy. Wróci do nas.

Spojrzałem na Dylana. Pierwszy raz w jego oczach zauważyłem strach. Ja sam pierwszy raz byłem przerażony. Nic nie wzbudziło u mnie tego uczucia od bardzo dawna – aż do teraz.

– Chłopaki, mamy wracać! – krzyknął Eliot. – Pan Evans podobno wezwał pomoc.

Pomoc? George ma swoich ludzi wszędzie i mam nadzieję, że ten ktoś jakoś nam pomoże. Od razu udaliśmy się do ich rezydencji. Impreza skończona, a solenizantka porwana. Kurwa, dlaczego? Dlaczego ona?

***

Nie minęło dużo czasu i byliśmy już na miejscu. Błyskawicznie wysiadłem z auta, tak samo jak reszta. Razem z chłopakami udaliśmy się do gabinetu pana Evansa. Gdy tylko otworzyliśmy drzwi, zarówno na mojej twarzy, jak i na twarzach kolegów pojawiło się zdziwienie.

– Patrick? – zapytałem zdezorientowany.

– No to poznajcie oficjalnie mojego kuzyna – oznajmił pan Evans.

– To znaczy, że to nasz wujek? – odezwał się wyraźnie zdziwiony Dylan.

– Dlatego powiedziałeś, że dziewiętnaste urodziny to wielka sprawa. – Połączyłem fakty. – Ty o wszystkim już wtedy wiedziałeś. – Przypomniałem sobie ostatnią wizytę u niego razem z Lily.

– Wiedziałem, a teraz mogę pomóc. Wszędzie mam swoich informatorów, na pewno ktoś ich widział. Dajcie mi godzinę i zrobię wszystko, co w mojej mocy.

– Godzina, Patrick – odezwał się starszy mężczyzna.

– George, naprawdę będę się starał.

– Wiem. – Przeniósł na nas swoje spojrzenie. – Idźcie coś zjeść. Nie możecie szukać Lily, gdy sami za chwilę padniecie z wycieńczenia.

Nie miałem zamiaru jeść, żaden posiłek nie przejdzie mi teraz przez gardło. Wiedziałem, że w tym momencie nie mogłem nic już zrobić. Cała nadzieja była w Patricku oraz jego informatorach. Widziałem, jak Tom, Eliot i Leo udali się do kuchni, natomiast ja i Dylan poszliśmy do salonu.

– Znajdziemy ją – odezwał się, przerywając panującą ciszę.

– Nie spocznę, dopóki tego nie zrobimy.

– Patrick coś wymyśli. Z tego, co się dowiedziałem, jest najlepszym informatorem w naszej okolicy.

Do pokoju wszedł Leo.

– Macie wodę. – Postawił szklanki na stoliku przed nami.

– Dzięki – odpowiedział za nas Dylan.

– Wiemy, że nic nie zjecie – usłyszałem nagle głos Eliota. – Ale nie możecie nam się odwodnić.

– Lily by nie chciała widzieć, jak sami się wykańczacie – dodał Tom.

Mieli rację. Muszę mieć siły dla niej, żebym mógł jej pomóc. Nie mogę w tym momencie pozbawić się resztek energii. Sięgnąłem po szklankę i wypiłem ją duszkiem.

– Gdzie Mały? – Uświadomiłem sobie, że nigdzie go nie ma.

– Mama siedzi z nim w ogrodzie. Stara się jakoś odwrócić jego uwagę, żeby nie zaczął się denerwować zniknięciem Lily.

Przytaknąłem na jego słowa. Wstałem i poszedłem do kuchni. Wiedziałem, że muszę cokolwiek zjeść. Otworzyłem lodówkę i zobaczyłem jakiś jogurt. Lepsze to niż nic, a na pewno nie będę gotował − nie miałem do tego głowy.

Kiedy zjadłem, wróciłem do chłopaków i wyciągnąłem telefon z kieszeni. Jeszcze dziesięć minut. Wtedy czas Patricka dobiegnie końca, a my będziemy już coś wiedzieć. Oni nie mogli rozpłynąć się w powietrzu.

***

– I co, masz coś? – wypaliłem w momencie, gdy wszedłem do gabinetu pana Evansa.

– Udali się w kierunku Washburn. To był czarny SUV? – zapytał Patrick.

– Tak – potwierdziłem.

– Rejestracja AV783N9. Niestety nigdzie nie ma informacji o właścicielu. Czyli najprawdopodobniej jest fałszywa. W razie czego wiecie, na co zwrócić uwagę.

– Masz coś jeszcze? – zapytał Dylan.

– Podobno skręcił w drogę leśną. Około trzydzieści kilometrów przed tą miejscowością. Sprawdziłem i znajduje się tam opuszczony budynek.

– Dobra, to…

Leo nie zdążył dokończyć – a może i to zrobił – a mnie już tam nie było. Wybiegłem z domu i od razu wsiadłem do samochodu. Gdy wyjeżdżałem z podjazdu, zauważyłem przyjaciół, którzy podążyli moim śladem. Kurwa, jest środek nocy. Co ludzie robią o tej porze na ulicy?

Wyprzedzałem po kolei wszystkie samochody. Po chwili w lusterku zobaczyłem chłopaków. Nie zwracaliśmy uwagi na światła ani przepisy. Prędkość przekroczyliśmy wielokrotnie. W tym wszystkim mieliśmy tylko jeden cel: odnaleźć Lily.

Chyba po godzinie wjechaliśmy do miejscowości, w której był ten las, o którym zostaliśmy poinformowani. Trochę zwolniłem, pozwalając tym samym dogonić się chłopakom. Patrzyłem uważnie na każdą mijaną drogę, która prowadziła w głąb lasu. W końcu jedna jakoś bardziej zwróciła moją uwagę. Była piaszczysta i zauważyłem na niej szerokie ślady opon, które mogły należeć do SUV-a. Skręciłem w tę stronę, a chłopaki ruszyły zaraz za mną. Wyszukałem grupową rozmowę i ją rozpocząłem.

– Nie jestem pewien – oznajmiłem od razu.

– Sam chciałem dzwonić i pytać, czy to nie ta – przyznał Dylan.

– Gdy wjedziemy głębiej, to się dowiemy.

Nie rozłączyłem się i jechaliśmy dalej w głąb lasu. W końcu moim oczom ukazał się dom. Wyglądał na opuszczony i miałem wrażenie, że gdyby ktoś lekko go dotknął, to rozpadłby się na części pierwsze. Podjechaliśmy jeszcze bliżej i wtedy zauważyłem samochód.

– Kurwa, tam stoi SUV – oznajmiłem, a w moim głosie było słychać nutkę nadziei.

– To ten? – zapytał Tom.

– AV783N9 – powiedziałem i miałem nadzieję, że to nie jest pomyłka.

– Czyli ten – przyznał Dylan.

– Wysiadamy.

Wyciągnąłem ze schowka broń, po czym wysiadłem. Nie wiedziałem, co mogło się tam dziać, więc miałem nadzieję, że chłopaki też o tym pomyślały. Udałem się w kierunku wejścia do domu, lecz zatrzymał mnie nagły uścisk na ramieniu.

– Josh, kurwa, czy ty masz skłonności samobójcze? Nie pchaj się tam sam.

– A na co mam czekać? – zapytałem, a w moim głosie było słychać wkurwienie.

– Jestem jej bratem, tak samo jak ty chcę ją odzyskać. Kurwa, jesteśmy w tym razem i nie chcę później tłumaczyć Lily, że coś ci się stało, bo przestałeś myśleć.

– Dobrze. – Wypuściłem ze świstem powietrze. – Wchodzimy razem.

Powoli otworzyłem drzwi i zajrzałem do środka. Nikogo nie widziałem, więc wszedłem do pomieszczenia. Chłopcy podążyli za mną. Z tego, co zauważyłem, dom miał tylko parter. Myślałem tak do momentu, gdy otworzyłem jedne z drzwi i znalazłem schody prowadzące do piwnicy. Cofnąłem się do reszty ekipy.

– Jest piwnica.

– Parter jest czysty, więc jeżeli ona tu jest, to jedynie tam – stwierdził Leo.

– Dobra, chodźmy. Każdy ma broń? – zapytał Dylan, na co wszyscy przytaknęli.

Poczułem się spokojniejszy, że nie zapomnieli o niej. Powoli poszliśmy w kierunku tamtych drzwi. Spojrzałem jeszcze raz na chłopaków i wszedłem na pierwszy stopień. Zatrzeszczał pod moim ciężarem.

– Kurwa… – warknąłem pod nosem.

Zacząłem powoli schodzić w dół. Przy każdym kroku starałem się być najciszej, jak potrafiłem. Chłopcy szli za mną. Gdy w końcu byliśmy już na dole, naszym oczom ukazał się długi, wąski korytarz. Po obu jego stronach były drzwi. Serio, kurwa, więcej się nie dało? Zrobiłem wdech i odwróciłem się do kolegów.

– Każdy idzie do innego pomieszczenia. Od razu krzyczcie, jak ktoś będzie.

Poszedłem do najbardziej oddalonych drzwi. Nacisnąłem na klamkę i je otworzyłem. Totalna ciemność, jedynie światło z korytarza wpuszczało tam kilka promieni. W pomieszczeniu panowała cisza. Znalazłem włącznik światła. Gdy tylko zrobiło się jasno, moim oczom ukazał się pusty pokój. Kurwa, pięknie. Wszedłem dalej i dostrzegłem wgłębienie w ścianie. Było tam zawieszone kilka broni. Czyli naprawdę ktoś ma tu bazę. Wyszedłem i skierowałem się do drzwi naprzeciwko. Tam było włączone światło. Ktoś tu był, teraz byłem tego pewien. Gdy rozglądałem się po pomieszczeniu, usłyszałem głos Eliota.

– Chłopaki, chodźcie tu!

Od razu udałem się do pokoju, w którym przypuszczałem, że znajduje się Eliot. Wszedłem do pomieszczenia, a moje oczy od razu zrobiły się większe.

– Czy to jest…

– Krew – przerwałem Tomowi.

– Kurwa, jeśli się dowiem, że to krew mojej siostry, przestrzelę im te puste łby.

– Nic tu nie ma. To był pieprzony ślepy strzał – stwierdził Leo.

– Nie do końca. Na sto procent ktoś tu był, a samochód… Obstawiam, że czekał tu na niego inny. Takim sposobem mieliśmy ich zgubić.

– Za kogo oni się, kurwa, uważają, żeby ze mną pogrywać! – krzyknąłem chyba na cały budynek. Widok krwi, która mogła należeć do Lily, rozwścieczył mnie jeszcze bardziej.

– Wracajmy do ojca. Musimy wymyślić coś nowego, inny plan.

Starałem się panować nad sobą, ale w tym momencie było to trudne. Jedyny ślad, jaki mieliśmy, okazał się trefny. Kurwa, to nie może tak wyglądać. Ona musi do mnie wrócić. Była jeszcze jedna rzecz do sprawdzenia.

– Samochód. – Spojrzałem na chłopaków. – Sprawdzał ktoś samochód?

– Nie, od razu przyszliśmy tu za tobą – oznajmił Leo.

Wyszedłem z pomieszczenia i udałem się na górę. Tym razem już nie zwracałem uwagi na to, czy jestem cicho − i tak nikogo tu nie było oprócz nas. Przy każdym moim kroku schody trzeszczały naprawdę głośno. Wybiegłem z budynku i pobiegłem do samochodu. Chciałem już go otwierać, ale za sobą usłyszałem głos Toma.

– Rękawiczek nie wkładasz? Może lepiej nie zostawiać po nas śladu?

– I tak wiedzą, że będziemy jej szukać. Wiedzą, kim ona jest, tak więc wiedzą, kim my jesteśmy. To po co mi jakaś jebana rękawiczka? Nie mam zamiaru bawić się w test białej rękawiczki. – Wywróciłem oczami i odwróciłem się w stronę samochodu.

Pociągnąłem za klamkę i, ku mojemu zdziwieniu, poszło łatwiej, niż myślałem. Nie zamknęli auta. Jeśli znajdziemy coś w środku, to okażą się największymi idiotami tego świata. Sprawdziłem tylne siedzenia, gdzie niestety nic nie było. Przód, miejsce kierowcy i schowek w drzwiach były puste. Zajrzałem pod siedzenie − też nic. Klapa u góry, zarówno od strony kierowcy, jak i pasażera − nic. Otworzyłem schowek. Podświetlił się, a moim oczom ukazały się wizytówki. Co, kurwa, wizytówki?

– Patrzcie na to! – krzyknąłem do chłopaków i podałem im to, co znalazłem.

– Nie wierzę. F. C. – przeczytał Dylan.

– Mówi to coś komuś? – zapytał Leo, a ja udałem się do bagażnika.

– Nie, ale to już na pewno coś nam mówi – oznajmiłem, gdy moim oczom ukazała się jedna z nowszych snajperek i kilka mniejszych pistoletów.

– O kurwa – zaniemówił Eliot.

– Mam nadzieję, że to bierzemy. Przyda mi się nowy sprzęt – stwierdził Tom.

– Zobaczcie, czy czasem nie mają jakichś nadajników. Jeśli nic nie ma, to można brać.

Chłopcy zaczęli sprawdzać broń, a ja podszedłem do Dylana, który nadal trzymał w dłoniach wizytówkę.

– Masz na to jakiś pomysł?

– Mam pustkę w głowie. Może ojciec albo Patrick będą coś wiedzieli. Co mieli na celu, zostawiając to w środku?

– Może nie wiedzieli, że coś tam jest?

– Szczerze? Wątpię. – Spojrzał na mnie. – Musieli mieć jakiś cel.

– To teraz zostaje nam dowiedzieć się jaki – powiedziałem, na co Dylan kiwnął głową, tym samym zgadzając się z moimi słowami.

– I jak, giwery coś mają? – zapytał chłopaków.

– Są czyste – oznajmił Leo.

– To przenoście je do naszych samochodów i wracajmy – oznajmiłem.

Wsiadłem do swojego samochodu i powoli wyjechałem na główną ulicę. W lusterku widziałem, że chłopcy są zaraz za mną. Cała moja nadzieja na to, że dzisiaj odzyskam Lily, minęła w ciągu niecałych dwóch godzin.

***

– Jebany ślepy zaułek.

– Josh, znajdziemy ją – zaczął uspokajać mnie pan Evans. – Jutro będziemy szukać dalej, a ty dzisiaj potrzebujesz się wyładować.

– Dzięki za to trafne spostrzeżenie – wysyczałem przez zaciśnięte zęby.

– Łap. – Rzucił w moją stronę klucz. – Idź do piwnicy, ostatnie drzwi na lewo.

Nic więcej nie powiedziałem, tylko wyszedłem z pokoju. Od razu udałem się w kierunku piwnicy, bo naprawdę byłem ciekawy, co tam było. Otworzyłem właściwe drzwi, po czym zapaliłem światło i wszedłem do pomieszczenia. Moim oczom ukazała się siłownia. Najlepiej tak się wyładować. Zamknąłem za sobą drzwi. Zdjąłem koszulkę i rzuciłem ją w kąt.

Nie robiłem żadnej rozgrzewki, tylko od razu wziąłem się za ćwiczenia. Może najpierw ławeczka. Zmieniłem obciążenie – sześćdziesiąt kilogramów chyba wystarczy. Zrobiłem pięć serii po dziesięć powtórzeń. Pierwsze dwie weszły za łatwo. W kolejnych było trudniej, ale czułem się lepiej, ponieważ chociaż trochę mogłem się wyładować.

– Pięćdziesiąt – powiedziałem sam do siebie.

Usiadłem na ławeczce i spojrzałem w lustro. Kurwa, dlaczego moja Lily? Dlaczego prędzej jej w to nie wtajemniczyli, by już wiedziała, jak ma się bronić? By mogła zrobić coś więcej?

Co ja pierdolę… To ja mogłem zrobić coś więcej. To ja mogłem wybiec za nią prędzej, nie pozwolić opuścić jej tego budynku. Kurwa. Znowu zaczęła buzować we mnie adrenalina i poczułem narastające wkurwienie.

Wstałem z impetem i podszedłem do drążka. Jeden, dwa, trzy… dziesięć… dwadzieścia… czterdzieści… pięćdziesiąt… siedemdziesiąt… dziewięćdziesiąt… sto. Opuściłem się na podłogę. Czułem, jak palą mnie wszystkie mięśnie. Dawno nie dałem sobie takiego wycisku, ale nadal buzował we mnie nadmiar energii. Potrzebuję czegoś innego.

– Chyba potrzebujesz w coś uderzyć – usłyszałem nagle głos pana George’a. Spojrzałem na niego w lustrze.

– Żeby pan wiedział. – Chyba czytał mi w myślach.

– Chodź za mną, synu.

Sięgnąłem po swoją koszulkę. Wyszliśmy z siłowni i stanęliśmy przed drzwiami, które były naprzeciw. Pan Evans wszedł pierwszy, by zapalić światło, a ja zaraz za nim. Moim oczom ukazała się sala treningowa – ring, worki i jeszcze kilka sprzętów. Od razu poszedłem do worka. Zacząłem w niego uderzać z całej siły. Kilka strzałów i poczułem się odrobinę lepiej.

– Załóż rękawice, pokaleczysz sobie niepotrzebnie ręce. – Podał mi jedną parę do MMA1.

– Dziękuję. – Zacząłem je zakładać.

– Tobie naprawdę zależy na mojej córce. – Bardziej stwierdził, niż zapytał.

– Cholernie bardzo. Nie wybaczę sobie, jeśli coś jej się stanie. Każdego, kto ją tknie… – przerwałem na chwilę. – Nie pozna nawet własna matka.

– Lily to twarda dziewczyna. Mimo że nie wie, co się dzieje, wiem, że to przetrwa. Dla ciebie – oznajmił spokojnym głosem.

– Dla mnie? – Spojrzałem zdziwiony na mężczyznę.

– Tak, dla ciebie. Zdążyłem zauważyć, jaka się przy tobie stała. Ma więcej odwagi i siły. Zawsze widziałem w niej kruszynkę, a teraz jest skazana sama na siebie. Pobyt z tobą dodał jej siły, ma dla kogo walczyć. – Między nami zapanowała cisza, którą w końcu postanowił przerwać pan Evans. – Ty też się zmieniłeś – zauważył, na co lekko się uśmiechnąłem. – Stałeś się bardziej bezwzględny. Teraz na każdej misji pewnie myślisz o Lily.

– Ma pan rację – przyznałem cicho.

– To bardzo dobrze. Nie myślisz już tylko o sobie i nie będziesz podejmował pochopnych decyzji. Twoim celem będzie wykonanie misji i powrót do Lily. Masz motywację i z tego, co widzę, wasz związek przyniósł same korzyści.

– Muszę przyznać, że pana córka namieszała w moim życiu. – Lekko się uśmiechnąłem. – Gdyby nie ona, pewnie dalej byłbym takim dupkiem i chamem jak kiedyś. Takim jak wtedy, gdy przyjechałem z Dylanem i pierwszy raz się spotkaliśmy.

– Każdy był kiedyś młody i głupi i na każdego przyjdzie pora, żeby się ustatkować. – Między nami znowu zapadła cisza. Chciałem już wstać, ale głos mężczyzny mnie zatrzymał. – Obiecaj mi jedno, Josh. No, obiecaj może dwie rzeczy.

– O co chodzi?

– Po pierwsze… Nie poddasz się w poszukiwaniach Lily – powiedział poważnym i zarazem smutnym głosem. Spojrzałem panu Evansowi prosto w oczy.

– Nigdy. Nawet jeśli będę miał przypłacić to własnym życiem – oznajmiłem, całkowicie świadomy wypowiedzianych przez siebie słów. Widziałem, że aż podniósł na mnie wzrok. To było to, co chciał usłyszeć.

– A po drugie… Kiedy ona już wróci, chcę, żebyś pomógł jej w treningach. Musi wiedzieć, jak się bronić i jak strzelać.

– Z przyjemnością. – Posłałem mu lekki uśmiech. – Może pan na mnie liczyć.

– Naprawdę cieszę się, że moja córka ma ciebie. Tak między nami… – Lekko ściszył głos. – Od samego początku nie podobał mi się ten Max, czy jak mu tam było.

Cicho się zaśmiałem. Czyli tak samo jak ja miał wyjebane na jego imię i nawet tak samo je zmienił. Pan Evans to naprawdę niesamowita osoba, aż trudno uwierzyć, że miesza się w brudne interesy, a raczej jest ich zleceniodawcą i on wszystkim rządzi. Mówi się „nie oceniaj książki po okładce” i w przypadku pana George’a pasuje to idealnie. Kilka razy zdarzyło mi się uczestniczyć w jakichś wyrokach, które on wydał. Nie myślałem, że jest zdolny do takich rzeczy. To bezwzględny człowiek, a dla swojej rodziny i bliskich zrobi wszystko. Dosłownie wszystko.

Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie Lily, która zajmuje jego miejsce. Co prawda ona też ma trudny charakter. Ciekawe, po kim go odziedziczyła? Może po tym dziadku, o którym ciągle mówią. Niestety nie tylko trudny charakter jest potrzebny w tym „zawodzie”. Będzie musiała w niektórych przypadkach stać się bezwzględna jak jej ojciec. Trochę przeraża mnie ta wizja, ale mimo wszystko dalej mam zamiar być przy niej. Zawsze i na zawsze. Teraz będzie też moim szefem – śmiesznie: moja dziewczyna będzie moim szefem. Na samą myśl lekko się uśmiechnąłem.

– Dobra, Josh, zostawiam cię. Możesz tu zostać, jak długo chcesz – oznajmił i wyszedł z pokoju.

Wróciłem do wyładowywania swojej energii i wkurwienia. Każdy kolejny cios był mocniejszy. Wyobrażałem sobie, że wszystkie te strzały są przeznaczone dla osoby, która uprowadziła Lily. Obiecuję, że jeśli ktoś stanie mi na drodze w odzyskaniu dziewczyny, zginie. Nie będzie litości.

Uderzyłem jeszcze kilka razy w worek. Kopałem go, ale to już, kurwa, nic nie dawało. Może na początku trochę pomogło, ale teraz już nie. Wyszedłem z pomieszczenia i udałem się na górę. Wszedłem do pokoju Lily, w którym miałem swoje rzeczy. Wziąłem jakieś ubrania i poszedłem wziąć prysznic. Definitywnie musiałem się napić czegoś mocniejszego.

***

Druga w nocy, a ja byłem w drodze do klubu. Musiałem się napić, by chociaż na chwilę przestać myśleć. Nie mogłem spać spokojnie z myślą, że Lily nie ma obok, że może coś jej grozić. Pojechałem swoim samochodem do klubu, w którym byłem z nią. Drogę pamiętałem, ale nazwy lokalu już nie. Czyli czekało mnie wracanie taxi. Droga nie trwała długo, a po chwili byłem już w środku. Poszedłem do baru złożyć zamówienie, po czym udałem się do ochroniarza. Może załatwi mi jakieś spokojniejsze miejsce, nie miałem ochoty przebywać z innymi.

Dylan

Była trzecia w nocy, a ja dalej nie mogłem spać. Wyszedłem ze swojego pokoju i udałem się do sypialni Lily. Chciałem pogadać z Joshem. Od momentu, gdy dostał klucz od mojego ojca, dosłownie zniknął. Zszedł na siłownię i do teraz go nie widziałem. Martwię się o niego. Udaje silnego, ale wiem, że to go przerasta. Cały czas obwinia siebie, a winny jest każdy. Wszyscy mogliśmy za nią pobiec, zrobił to tylko on.

Zapukałem i odpowiedziała mi jedynie głucha cisza. Otworzyłem drzwi, a w środku nikogo nie było. Może jeszcze siedzi na siłowni? Zszedłem od razu do piwnicy. Ostatnie drzwi zamknięte. Może sala treningowa? Też ślepy traf. Gdzie on, kurwa, się podział? Poszedłem sprawdzić jeszcze łazienkę. Zapukałem i nie otrzymałem odpowiedzi, więc do niej wszedłem. Dobra, tu na pewno był, bo w kabinie jest mokro.

Nie ma go w całym domu. Wyszedłem na podjazd i zauważyłem, że nie ma również jego samochodu. Czyli gdzieś pojechał. A „gdzieś” znaczy do klubu, a przynajmniej miałem taką nadzieję. Na sto procent chciał się napić i debil pojechał swoim samochodem. Kawałek drogi od nas jest jeden klub, więc pewnie tam się udał. Wróciłem do swojego pokoju po bluzę. Wyciągnąłem telefon i zamówiłem taksówkę. Jakieś trzydzieści minut później była już pod domem. Od razu do niej wsiadłem.

– Gdzie jedziemy? – zapytał kierowca.

– Klub MILO.

Kierowca nic nie odpowiedział, tylko ruszył we właściwym kierunku. Po około dwudziestu minutach byłem pod klubem. Zapłaciłem kierowcy i udałem się w stronę wejścia. Ochroniarz jak zawsze wpuścił mnie bez większego problemu. Nazwisko w takich przypadkach ma swoje plusy.

Przekroczyłem próg i zacząłem się rozglądać. Kurwa, nie mówcie, że go tu nie ma. Wszedłem głębiej i spojrzałem na miejsca dla VIP-ów. To on i jakaś panienka. Ja, kurwa, nie wierzę. Lily zniknęła, a ten już z jakąś inną siedzi, a raczej on siedzi, a ona stoi. Wkurwiony udałem się w ich kierunku. Miałem już coś powiedzieć, gdy nagle usłyszałem głos Josha, co sprawiło, że się zatrzymałem.

– Jak masz na imię?

– Betty.

– Czyli nie jesteś moją Lily, więc, kurwa, wypierdalaj – oznajmił wyraźnie wkurzony.

– Dla ciebie mogę być nawet Lily. – Blondi nie odpuszczała.

– Czego ty, kurwa, nie rozumiesz? Wypad i to już! − krzyknął i aż mną wstrząsnęły dreszcze. Jak ja mogłem chociaż przez chwilę pomyśleć, że teraz zabawia się z inną? On poza Lily nie widzi świata.

– Szkoda, mogło być tak fajnie. Gdybyś jednak zmienił zdanie… Wiesz, gdzie mnie szukać.

– Długo będziesz jeszcze tutaj stała?

Josh spojrzał na nią martwym wzrokiem, a to wystarczyło, aby w końcu poszła. Zrobiłem głęboki wdech i do niego podszedłem. Spojrzał na mnie, lecz nic nie powiedział, po prostu pił dalej whiskey.

– Stary, nie możesz doprowadzić się do takiego stanu, w którym nie będziesz już niczego świadomy.

– Muszę jakoś odreagować. Tak cholernie się o nią boję. – Jego głos wyraźnie się łamał, gdy wspomniał o Lily.

– Ja też. Jutro dalej będziemy jej szukać. Jeszcze trochę i wróci. Obiecuję.

– Kiedy już ją odzyskam, nawet na moment od niej nie odejdę. Nie pozwolę, żeby to się powtórzyło.

– Wiem. Nikt nie pozwoli, a zwłaszcza ty. – Złapałem jego szklankę i odstawiłem na stolik. – A teraz wracajmy, chociaż trochę się zregenerujesz przed jutrem.

– Dobrze, chodźmy. – Wstał i zaczęliśmy iść w kierunku wyjścia.

– Kluczyki – oznajmiłem krótko, a Josh spojrzał się na mnie nie do końca zadowolony. – No co? Nie ma opcji, że będziesz prowadził. Spokojnie, nie będzie na nim żadnego śladu.

– Ech… Masz.

Zrezygnowany podał mi kluczyki i po chwili już siedzieliśmy w aucie.

Josh

Wchodziłem do domu zaraz za Dylanem. W sumie byłem mu wdzięczny, że po mnie przyjechał. Niby chciałem odreagować, a i tak nic to nie dało. Wszedłem do salonu, gdzie na legowisku leżał Mały, jednak gdy mnie zobaczył, od razu zerwał się jak oparzony. Pierwszy raz od kilku godzin szczerze się uśmiechnąłem, gdy psiak zaczął łasić mi się do nóg.

– No to teraz Mały nie da ci żyć – stwierdził Dylan. – Mamy nie ma, ale jest tata. – Posłał mi uśmiech. – Ja idę się położyć i tobie też to radzę. Dobranoc, bracie. Tobie też, Mały. – Pogłaskał psa i udał się na górę.

– Co, Mały, śpisz dzisiaj ze mną? – zapytałem, a ten przekrzywił łeb. – Uznam to za potwierdzenie.

Razem z psiakiem udałem się na górę. Otworzyłem drzwi pokoju i wpuściłem go do środka. Nie miałem zamiaru drugi raz iść pod prysznic, więc tylko się przebrałem w dres i zdjąłem górę. Położyłem się na łóżku i przykryłem kołdrą. Po chwili wskoczył na nie Mały. Pokręcił się kilka razy, po czym położył u mojego boku. Głaskałem go jedną ręką i patrzyłem w sufit. Coś czuję, że nie będzie łatwo zasnąć.

Po dziesięciu minutach zauważyłem, że psiak już śpi. Niech chociaż on się wyśpi.

– Obiecuję, Mały, że ją znajdę. Lily do nas wróci.

Zapewniłem go, mimo że spał, a nawet gdyby jeszcze kontaktował, nie zrozumiałby, co mam na myśli. Wypuściłem powietrze ze świstem i obróciłem się na bok. Oj tak, ta noc będzie naprawdę długa.

ROZDZIAŁ 2

Lily

Nie wiedziałam, co się działo ani gdzie aktualnie się znajdowałam. Nie miałam w ogóle siły i bolała mnie twarz. Chciałam podnieść ręce i wtedy się zorientowałam, że cały czas byłam związana. Powoli podniosłam głowę i się rozejrzałam. Od razu zauważyłam, że byłam w innym miejscu niż ostatnio. Ku mojemu zaskoczeniu tu było okno, ale oczywiście miało kraty. No tak, gdybym miała w planach uciec. Tylko ciekawe, jak niby miałabym to zrobić przywiązana do krzesła. Nie potrafiłam rozwiązać takich sznurów, a tym bardziej ich rozerwać. Jedyny plus tej sytuacji: mogłam się domyśleć, która była godzina. Jest jasno − może dziesiąta, a może dwunasta. Dobra, wiem chociaż, że jest dzień.

Uniosłam głowę i spojrzałam na sufit. Zrozumiałam jednak szybko, że było to naprawdę głupie, gdyż cała moja głowa zaczęła pulsować. Spuściłam ją w dół i przygryzłam wargę, a ta też mnie zabolała. Okej, czyli musiałam dostać w twarz na tyle mocno, że straciłam przytomność. To tłumaczy zanik pamięci, bo ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, a raczej osobą, był Antonio. Antonio Fiumar. Człowiek, którego uważałam za wujka. W sumie nigdy nie wiedziałam, co się stało, że nie mieliśmy już z nim kontaktu. Teraz jednak nie żałowałam decyzji rodziców.

Siedziałam jakiś czas sama, aż w końcu usłyszałam otwierające się drzwi. Do środka wszedł jakiś facet, a zaraz za nim Antonio. Posłał mi zadowolony uśmiech, gdy zobaczył, że nadal jestem przywiązana.

– Długo masz zamiar mnie tu przetrzymywać? – zapytałam bez krzty emocji.

– Tak witasz swojego kochanego wujka? – Jego słowa ociekały ironią.

– Od dawna już nim dla mnie nie jesteś. Odpowiesz mi w końcu, po co tu się znalazłam?

– Mam do ciebie interesy, których twój dziadek nie był w stanie dopilnować. Zresztą tak samo jak twój ojciec.

– Jakie, kurwa, znowu interesy?! – krzyknęłam.

– Już się tak nie unoś, złość piękności szkodzi. – Podszedł i złapał mój podbródek, tym samym zmuszając mnie, bym na niego spojrzała. – A co do piękności. – Uważnie zaczął mi się przyglądać. – Fox trochę zmienił ci tę buźkę. Siniaki i rozcięta warga podkreślają idealnie kolor twoich oczu – zaśmiał się triumfalnie.

– Dziękuję za informację. – Uśmiechnęłam się na tyle, na ile mogłam przez ból policzka. – Masz zamiar w końcu mi powiedzieć, co to za interesy, czy jednak mam się domyślać?

– Niecierpliwa jak dziadek. Wszystko musi być krótko, zwięźle…

– I na temat. Dokładnie tak, więc do sedna.

Zobaczyłam nagle w jego oczach złość. Nawet nie wiedziałam, kiedy uniósł rękę i uderzył mnie z otwartej dłoni w twarz. Automatycznie odwróciłam głowę w bok. Poczułam w ustach krew, którą wyplułam. Czułam, jak szczypią mnie oczy i zaczynają zbierać się w nich łzy. Nie, nie możesz teraz płakać. Musisz być silna.

– Słuchaj, smarkulo. Nie lubię, gdy mi się przerywa, więc łaskawie zamknij teraz swoją buźkę, jeśli chcesz ją nadal mieć. Jasne? – zapytał, wwiercając się spojrzeniem w moją duszę.

Nic nie odpowiedziałam, tylko kiwnęłam głową na zgodę. Teraz naprawdę bałam się cokolwiek powiedzieć.

– Grzeczna dziewczynka. Tak więc zacznijmy od początku. – Zajął miejsce na ławce pod ścianą. – Mój tata miał interesy z twoim dziadkiem. Planował oddać władzę całkowitą nam, rodzinie Fiumar. Byli już naprawdę blisko podpisywania odpowiednich papierów, lecz twój dziadek miał wypadek. Ta sytuacja pokrzyżowała ich plany. – Oparł się o swoje kolana i złączył dłonie przed sobą. – Po jego śmierci wszystko przejął twój tata. On jednak nie chciał dokończyć tego, co zaczęli nasi ojcowie. Postanowił, że się od nas odetnie. My wtedy wyjechaliśmy, zostawiliśmy wszystko, ponieważ twój kochany tatuś nas wygnał.

– To czemu wróciliście, skoro was wygnał? – wymknęło mi się.

Spojrzałam przerażona na Antonio, ten jednak tylko wypuścił powietrze przez zaciśnięte zęby.

– Wróciliśmy, ponieważ doszły do nas ciekawe wieści. – Posłałam mu pytające spojrzenie. – Mianowicie takie, że teraz ty wszystko przejmujesz. Dziewiętnaste urodziny? A właśnie: wszystkiego najlepszego, moja kochana.

Milczałam, obserwując go uważnie. W moim ciele buzowało pełno emocji. Wściekłość, że rodzice mnie okłamywali. Strach, ponieważ jeśli oni się dowiedzieli, to wielu innych też już wie. Bezradność, bo nic nie mogłam zrobić, by sobie pomóc. No i oczywiście zmieszanie. Nigdy nie słyszałam od taty, że chcieli z nami współpracować. Coś kiedyś wspominał o przejęciu firmy. Tym samym miało nam to przynieść klęskę, dlatego też się nie zgodził.

W końcu ciszę przerwało nagłe zerwanie się mężczyzny z ławki.

– Lily, moja droga. Nikt cię nie nauczył, że za życzenia się dziękuje?

– Hmm… Dziękuję – powiedziałam cicho.

– No, od razu lepiej. Zatem kontynuując. – Znowu usiadł na ławce. – Tak więc teraz ty przejmujesz ten interes i możesz oznajmić, że wszystko należy do mnie. Do mojej rodziny i mojego rodu, rodu Fiumar. Wystarczy jeden mały podpis i przekazanie informacji w naszych szeregach.

– Nie – oznajmiłam bez zastanowienia.

– W twojej sytuacji lepszym rozwiązaniem będzie pójść mi na rękę. Nie sądzisz?

– Nie.

– Myślałem, że będziesz bardziej rozsądna. Nie wiesz nic o tym świecie, a i tak mi się sprzeciwiasz. Myślałem, że kochasz swojego wujka.

– Nie jesteś nim i nic dla ciebie nie zrobię! – krzyknęłam, na co ten się zaśmiał.

– Widzę, że naprawdę jesteś podobna do dziadka. Pamiętam, jak w młodości pokazywał mi i twojemu tacie różne taktyki. Trenował nas, jak być nieugiętym. Ty, jak widzę, masz to w naturze. I to mi się podoba. – Wstał i do mnie podszedł. – Tak więc teraz będę jeszcze miły. Znaj dobre serce swojego wujka. Wrócę do ciebie za kilka godzin. – Udał się w stronę drzwi. – I mam nadzieję, że wtedy twoje zdanie się zmieni. Później przyjdzie Logan, może z jakimś jedzeniem, zastanowię się jeszcze. Tak więc ty… – zwrócił się do swojego goryla – masz jej pilnować, a jak przyjdzie Logan, to macie go wpuścić.

No to pięknie. Zapowiada się kolejna wizyta jakiegoś psychola. Na dodatek ma mi przynieść jedzenie. Zatrucie mnie i użycie mojej krwi do podpisania umowy, czy jak oni to tam robią. Plan idealny, nie powiem.

***

Kolejne godziny mijały, a ja dalej tam tkwiłam. Na dworze zaczęło robić się już ciemno i miałam wrażenie, że każda część mojego ciała błagała o litość. Wszystko mogłoby się skończyć, gdybym tylko podpisała tę jebaną umowę. Lecz tego na pewno nie zrobię z własnej woli. Mogą o tym pomarzyć.

Jak ona zginie, to i cała nasza historia przepadnie. Cały czas miałam w głowie słowa taty. Wiedziałam, że byłam ważna w tym świecie, i na pewno nie oddam wszystkiego, co nasze, w ręce Antonio. Nie ma takiej opcji. Muszę być silna, przetrwać to wszystko. Byłam pewna, że chłopcy mnie szukali. Josh nie odpuści i w końcu mnie znajdzie. Taką miałam nadzieję. Mówi się, że nadzieja matką głupich, ale nic innego mi nie zostało.

Moje przemyślenia przerwał dźwięk otwierających się drzwi, a do środka wszedł młody chłopak. Czyżby to Logan? Pierwsza rzecz, jaka rzuciła mi się w oczy, to kolczyk w lewej brwi. Czarne włosy, ktoś dobrze zbudowany, wzrost ma chyba podobny do Josha. Trudno mi to stwierdzić, bo w końcu siedzę przywiązana do krzesła. Gdy mężczyzna podszedł bliżej, zauważyłam kolczyk w prawym uchu i jakiś tatuaż za nim. W innych okolicznościach stwierdziłabym, że facet jest przystojny. Teraz widziałam w nim tylko kolejnego oprawcę.

– Czyżby to moja kochana kuzynka? – Podszedł bliżej. – Oł… Widzę, że Fox ci nie popuścił – zaśmiał się.

– Powiedz mi coś, czego nie wiem.

– Ale mimo to nadal potrafisz wystawić pazurki. Podoba mi się to.

– Fajnie. Coś jeszcze masz do powiedzenia? – zapytałam bez emocji.

– Czyli to prawda, że jeśli kobieta jest głodna, to jest zła – zaśmiał się znowu, ja jednak nie podzielałam jego dobrego humoru. – Przywiozłem ci kanapkę. Mam nadzieję, że dasz radę ją zjeść.

– Gdy rozwiążesz mi ręce, to raczej tak.

– O nie, co to, to nie. Nie wiem, czy ta twoja piękna buźka ci na to pozwoli, ale karmić to będę cię ja. – Uśmiechnął się zadziornie. – Poczekaj chwilę.

– Bardzo zabawne, jakbym chociaż mogła się jeszcze ruszyć. Nogi też mam przywiązane! − krzyknęłam za nim, gdy wychodził z pomieszczenia.

Co za tupet, a ego chyba po tatusiu. Czekałam tylko, aż mnie uderzy. Nagle usłyszałam swój żołądek − byłam tak cholernie głodna. Nie mogłam jednak zjeść tego, co dla mnie miał. Byłam pewna, że coś przy tym majstrował. Odurzy mnie czymś i zrobię coś, czego nie powinnam. Po chwili do pokoju znowu wszedł Logan. Podszedł do mnie z kanapką i wodą.

– Otwórz buzię.

– Nie. Nie będę tego jeść. Na pewno jest czymś zatrute. Nie da się tak łatwo mnie pozbyć.

– Serio? – zaśmiał się nagle i muszę przyznać, że był to przyjemny dźwięk. – Wszystko jest czyste. Patrz sama. – Ugryzł kawałek kanapki i popił go wodą. – Widzisz? Żyję. Więc jedz to, bo nie mam zamiaru spędzić na tym reszty dnia.

Przysunął kanapkę do moich ust i po chwili namysłu zdecydowałam się jednak zjeść. Muszę mieć dosyć siły, aby to przetrwać i wrócić do moich bliskich. Wrócić do Josha.

Zjadłam kilka kolejnych kęsów i chyba jeszcze nigdy w życiu nie cieszyłam się tak bardzo z tego, że jadłam kanapkę. Skończyłam posiłek i popiłam wodą. Dobra, odzyskałam trochę energii, ale to i tak nic mi nie da, skoro nie potrafię się uwolnić.

– Grzeczna dziewczynka – skomentował, gdy skończyłam kanapkę. – To teraz zostało czekać na Antonio. Lepiej dla ciebie, jeśli to podpiszesz.

– Możecie o tym pomarzyć. Nigdy tego nie podpiszę – powiedziałam na tyle pewnie, na ile potrafiłam.

– Intrygujesz mnie. – Zaczął uważnie mi się przyglądać. – Jesteś w takiej sytuacji, a mimo wszystko trzymasz się swojego.

Patrzyłam na niego w milczeniu. Nie miałam mu nic do powiedzenia. Moją ciszę jednak przerwał jakiś hałas dochodzący z zewnątrz. Brzmiał jak strzał oddany z broni.

– Co to było?

– Nie wiem. Ty tam – zwrócił się do ochroniarza. – Pilnuj jej. Ja idę sprawdzić, co się dzieje.

Po chwili zniknął za drzwiami. Oni serio nawet nie znają imion swoich ludzi?Czy naprawdę mają ich aż tylu? Zaczęłam się zastanawiać, co to był za hałas. Może ktoś zaczął mnie szukać?Może wiedzą, że tu jestem? Ale przecież to był dźwięk wystrzału. A co, jeśli właśnie kogoś zabili? Ktoś mógł zginąć, bo mnie szukał. Nie. To nie może być prawda. Może to jakieś dzikie zwierzę.

Minęła już chyba wieczność od czasu, kiedy Logan wyszedł sprawdzić, co się dzieje. Jak długo można nie wracać? Nie żebym się zaczęła o niego martwić. To byłaby ostatnia rzecz w tym świecie, którą mogłabym zrobić. Byłam ciekawa, co było przyczyną wystrzału. Cholernie się bałam, że to naprawdę mógł być ktoś od mojego ojca albo, co gorsza, któryś z chłopaków.

W końcu do pomieszczenia wrócił Logan. Zaraz za nim weszła kolejna osoba. Antonio. Miałam nadzieję, że jednak go już nie zobaczę. Zauważyłam, że mężczyzna trzyma w dłoni broń. Czy to on strzelał?

– I jak, moja księżniczka zmieniła zdanie? – zapytał Antonio, gdy przeniósł na mnie spojrzenie.

– Oj, tatku… Ona zdania nie zmieni – zaśmiał się Logan.

Czyli to naprawdę jego tata. No dobra, raczej nikt mniej ważny by tu nie wszedł. Logan pewnie ma odziedziczyć wszystko po ojcu. Tak samo jak ja po dziadku.

– Chcę to usłyszeć z jej ust.

Antonio zaczął do mnie podchodzić. W jego spojrzeniu widziałam iskierki, które nie wróżyły nic dobrego. Stanął obok mnie i uważnie mi się przyglądał. Uśmiechnął się jak prawdziwy psychopata, po czym przyłożył mi pistolet do skroni. Gdy poczułam metal na mojej skórze, moje ciało sparaliżował strach. Jeden ruch jego palca i ja umrę. Mój oddech stał się płytszy i nierówny.

– A teraz, Lily, kochanie ty moje, powiedz mi, że zrobisz wszystko, o czym rozmawialiśmy wcześniej.

Wiedziałam, że w tym momencie mogłam zginąć. To nie byłaby długa śmierć, ale ja nie mogłam pozwolić, by przejął wszystko. Nie oddam mu tego, na co zapracował mój dziadek, mimo że nie wiedziałam, co to dokładnie było.

– Nie – powiedziałam trzęsącym się głosem.

– Jeszcze raz, bo nie usłyszałem. – Przycisnął mocniej broń do mojej głowy.

– Nie oddam ci władzy – powiedziałam stanowczo.

Dostrzegłam kątem oka, że nad czymś intensywnie się zastanawia. Broń cały czas była przy mojej skroni, jednak nie strzelił. Moje serce waliło jak głupie. Nie wiedziałam już, co się dzieje.

– Nie może pan, panie Fiumar – odezwał się nagle ochroniarz.

Antonio jak na zawołanie odsunął broń od mojej głowy i wymierzył ją w tamtego mężczyznę. Padł strzał, a ja przez chwilę nic nie słyszałam. Ochroniarz opadł na ziemię.

– Nie mów mi, kurwa, co mogę, a czego nie!

– Prze… pra… szam – wyjąkał mężczyzna ostatkiem sił.

On umarł i leżał właśnie za mną. Moje serce na chwilę stanęło, gdy broń znowu została wymierzona we mnie.

– Pieprzona rodzina Bellomo – powiedział wściekły.

– Antonio. – Logan zwrócił jego uwagę. – Wiesz, że nie możemy.

Słowa Logana zadziałały jak zimny prysznic. Antonio opuścił broń, po czym wyszedł wściekły z pomieszczenia. Chłopak do mnie podszedł.

– Ciesz się, że twoje nazwisko cię chroni. Teraz sobie poczekasz, aż ktoś łaskawie postanowi cię znaleźć. – Udał się w kierunku wyjścia, lecz nagle się zatrzymał. – A, i powodem hałasu była ochrona. Jakiś chłopak wszedł na nasz teren, pewnie szukał ciebie. – Uśmiechnął się. – Spokojnie, raczej już nikomu nie zaniesie informacji, że tu jesteś. Jeśli ktoś jest martwy, to trudno mu się przemieścić, a tym bardziej coś powiedzieć. − Zaśmiał się, po czym wyszedł z pomieszczenia.

Ktoś tu był, jakiś chłopak. A co, jeśli to któryś z moich przyjaciół? O mój… Nie, to nie może być prawda. Na dodatek zostałam sama w pokoju, a raczej zostaliśmy sami: ja i zwłoki.

Josh

– Jak, kurwa, tak długo można nic nie wiedzieć?! – krzyknąłem wkurzony.

– Wysłałem swojego człowieka na zwiady. Miał sprawdzić wasze okolice. – Przerwał na chwilę. – Ślad po nim zaginął. Nie wiem, co się stało.

– Czyli coś znalazł – powiedziałem bardziej do siebie.

– Josh, nie rób nic głupiego – odezwał się pan Evans.

– Za późno. Stoję tutaj i nic nie robię. – Spojrzałem na niego bez emocji. – Gdzie go wysłałeś?

– Okolice Washburn – oznajmił Patrick.

– Jeśli tam ślad po nim zaginął, to chyba coś znaczy – stwierdziłem. – Nie wiem jak wy, ale ja nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie.

– Postaram się dowiedzieć, co oznacza skrót F. C. – oznajmił Patrick.

– Proszę was, nie róbcie czasem nic głupiego i uważajcie na siebie. Nie chcę stracić któregoś z moich synów.

– Będziemy, tato – odezwał się Dylan.

Wyszedłem z biura, po czym poszedłem do pokoju Lily, aby wziąć swoje oraz Małego rzeczy. Psiak będzie u mnie. Stwierdziłem, że tak będzie lepiej. W końcu jest najbardziej przywiązany do Lily, a zaraz po niej do mnie. Zapakowałem wszystko i zawołałem Małego, który grzecznie poszedł za mną do samochodu. Wrzuciłem nasze torby do bagażnika, wpuściłem psiaka na tylne siedzenia, a sam usiadłem za kierownicą.

Chłopcy jechali cały czas za mną. Gdy byliśmy bliżej naszego domu, skręciłem w inną uliczkę. Ta prowadziła do mojego mieszkania. Nie musiałem długo czekać na połączenie z grupowego czatu.

– Jadę do siebie. Potrzebuję pomyśleć. Sam – powiedziałem, zanim ktokolwiek zdążył przemówić.

– Dobra, ale proszę cię… Nie rób nic głupiego.

– Tak, tak. Wiem.

Rozłączyłem się. Nie obchodziło mnie, czy ktoś ma coś jeszcze do powiedzenia. Chciałem zostać sam. Po chwili zaparkowałem już przed moim mieszkaniem. Zrobiłem kilka głębszych wdechów i spojrzałem w lusterko wsteczne.

– Co, Mały, będziesz na tyle grzeczny, żebym nie musiał zapinać ci smyczy? − zapytałem psiaka, po czym wysiadłem z samochodu.

Otworzyłem bagażnik i zarzuciłem torby na ramię, następnie podszedłem do tylnych drzwi i wypuściłem Małego, a psiak grzecznie wyskoczył z samochodu. Zamknąłem pojazd guzikiem, po czym ruszyliśmy w kierunku wejścia. Mały podążał cały czas przy mojej nodze. Mnie i Lily udało się go nieźle wytrenować.

Już po chwili otwierałem drzwi mieszkania. Weszliśmy do środka, a następnie udałem się do sypialni, by odłożyć torby. Wyciągnąłem z jednej karmę oraz miski dla Małego, po czym wróciłem do kuchni. Do jednej z nich nalałem świeżej wody, a do drugiej wsypałem jedzenie. Odstawiłem miski na podłogę i wróciłem do swojego pokoju po legowisko, które następnie rozstawiłem w salonie. Wyjąłem z lodówki mleko, a z szafki białko. Zrobię sobie chociaż jakiegoś shake’a proteinowego.

Po chwili siedziałem już w salonie i piłem zrobiony przez siebie napój. Mały grzecznie leżał na swoim legowisku i chyba zasnął. Odstawiłem shaker w kuchni i wyszedłem z mieszkania. Psiak pewnie nawet nie zauważy mojej nieobecności, przynajmniej przez jakiś czas.

Zszedłem na dół. Postanowiłem odwiedzić swój garaż, a właściwie moje stare cudo. Zawsze pomagało mi zapomnieć, może i tym razem. Wdusiłem guzik pilota, tym samym drzwi garażu zaczęły iść ku górze. Wszedłem do środka i moim oczom pokazał się czarny Kawasaki Ninja H2R. Podszedłem do maszyny i przejechałem dłonią po siedzeniu, po czym na nim usiadłem.

– Jak kiedyś – powiedziałem sam do siebie.

Sięgnąłem po kask i założyłem go na głowę. Odpaliłem ścigacz i płynnie wyjechałem z garażu. Znowu wdusiłem guzik, a drzwi zaczęły się zamykać. Spojrzałem przed siebie, po czym dodałem gazu. Maszyna gwałtownie ruszyła do przodu. Adrenalina od razu zaczęła pulsować w moich żyłach. To było to, czego potrzebowałem.

***

Nie wiem, co mnie podkusiło, ale pojechałem w miejsce, w którym kiedyś się ścigałem. Nie miałem zamiaru tego teraz robić, po prostu chciałem popatrzeć na innych. Widziałem wiele nowych pojazdów, ale żaden nie był tak mocny jak mój. W końcu król może być tylko jeden.

– O, proszę. Kogo ja tu widzę – usłyszałem za sobą głos. – Josh Stander we własnej osobie.

– Flin. – Posłałem mu beznamiętne spojrzenie.

– Tak witasz starego przyjaciela? – zapytał sarkastycznie.

– Nazywasz przyjacielem człowieka, który ojebał cię na hajs i wypierdolił, kiedy chciałeś tego, co ci się należy? – zapytałem z całkowitą powagą.

– No, już nie bądź taki pamiętliwy. A właśnie, może chcesz pojechać jeden wyścig? – Zobaczyłem chytry uśmiech na jego twarzy.

– Nie. Nie wchodzę w to znowu.

– Jesteś pewien? Byś się przydał.

– Nie. Chyba wyraziłem się jasno.

– Jak chcesz – zamilkł na chwilę. – A właśnie… Jak tam twoja panienka? Lily? Dobrze pamiętam? – Na to pytanie wszystkie moje mięśnie się napięły. – A, no tak, nie wiesz. Bo zniknęła.

– Coś ty, kurwa, powiedział?

Wstałem ze ścigacza i od razu podszedłem do Flina. Zacisnąłem pięści na kurtce, którą miał na sobie, a na jego twarz wpłynął zadowolony uśmiech.

– Skąd to wiesz? – zapytałem wściekły.

– Oj, Josh… Wiem więcej, niż może ci się wydawać. – Zaśmiał się.

– Gadaj wszystko, co wiesz. – Szarpnąłem nim, na co znowu usłyszałem jego śmiech.

– Zapraszam na tor. Wygrasz ten wyścig, a dowiesz się wszystkiego, co wiem.

– Ty, kurwa, poważnie? – Wiedziałem, że coś kombinuje. – Mówiłem, nie wracam do nich. – Pchnąłem go na tyle mocno, że stracił równowagę.

– To ja nic ci nie powiem.

Kurwa. On coś wie, a jedynym sposobem, by się tego dowiedzieć, był wyścig. Tym razem nie chodziło o kasę ani o zasady. Tu chodziło o życie Lily. Wiedział, co zrobić, bym się zgodził. Wziąłem głęboki wdech, po czym odwróciłem się w jego stronę.

– Ten wyścig i wyśpiewasz wszystko? – zapytałem, upewniając się, czy dobrze zrozumiałem układ.

– Ten wyścig. Wygrywasz i mówię wszystko. – Wystawił rękę w moją stronę.

– Rękę podaję tylko tym ludziom, których szanuję. Ty do nich nie należysz.

Założyłem ponownie kask, po czym ruszyłem na linię startu. Chwilę później dojechało kilku zawodników. Ścigacze dobre i przede wszystkim szybkie, co prawda nie tak jak mój. Obym pamiętał wszystko z trasy. Trzy lata bez jazdy i od razu wyścig. Anioł Stróż tu nie pomoże, teraz jest mi potrzebny sam diabeł.

Na chodniku obok nas pojawił się jakiś mężczyzna. W dłoni miał pistolet, po chwili skierował go ku górze. Nastąpił wystrzał, a my ruszyliśmy. Dobra, wyszedłem z wprawy. Zawsze od samego startu pierwszy, a teraz, kurwa, trzeci. Wypuściłem powietrze z płuc i starałem sobie przypomnieć wszystko sprzed lat.

Nachyliłem się bardziej do kierownicy. W tym samym czasie zacząłem dodawać gazu. Długa prosta i udało mi się jednego wyprzedzić. Byłem drugi, a trasa jeszcze trochę zajmie. Mimo że znajdował się jakieś siedemdziesiąt metrów ode mnie, nie miałem zamiaru się poddawać. Nie z takich sytuacji wychodziło się na prowadzenie. Zauważyłem, że zbliżam się do zakrętu. Powinienem zwolnić, ale nigdy tego nie robię. Wręcz przeciwnie: dodałem gazu. Od razu dogoniłem tego typa. Poczułem jeszcze większą adrenalinę. Spojrzałem w jego stronę, a na mojej twarzy pojawił się triumfalny uśmiech. Doskonale wiedziałem, że nie widzi mojej twarzy, ale mimo to wie o moim zwycięstwie. Spojrzałem przed siebie i dodałem gazu. Byłem pierwszy, a i tak jeszcze przyspieszyłem. Kilka zakrętów i ostatnia prosta. Idealnie, jak dawniej.

Przejechałem linię mety i zacząłem zwalniać. Gdy jechałem już naprawdę wolno, zacząłem rozglądać się za Flinem. Wygrałem, tak więc teraz czas na wywiązanie się z umowy. W końcu dostrzegłem go przy barierkach, tam, gdzie nikogo nie było. Od razu podjechałem w tamto miejsce. Na twarzy Flina pojawił się uśmiech. On nigdy nie zwiastuje nic dobrego.

– Ciągle w formie, mimo tak długiej przerwy.

– Nie wrócę do tego. A teraz gadaj.

– A co ja mam ci powiedzieć, jeśli nic nie wiem? – zapytał z cwanym uśmiechem.

Gwałtownie zszedłem z maszyny i ruszyłem w jego stronę. Jeden solidny strzał i facet leżał już na ziemi. Stanąłem nad nim i powtórzyłem uderzenie, tym razem na tyle mocno, że jego łuk brwiowy zaczął krwawić. Próbował zasłonić swoją twarz rękoma, lecz nic mu to nie dało. Wymierzyłem jeszcze jeden cios i w końcu postanowił przemówić.

– Dobra… Dobra… Już… Powiem… Powiem, co wiem.

– Tak więc słucham.

– Antonio Fiumar. Sam nie idź do niego, bo prędzej zginiesz, niż zrobisz chociaż krok na jego terenie.

– Coś więcej?

– Więcej nie wiem – oznajmił przerażony. – Przysięgam.

– Uznajmy, że wierzę. – Wstałem i kopnąłem go w brzuch. Mocno, ale nie wykorzystałem całej siły. – Miło się z tobą robi interesy.

Uśmiechnąłem się do niego, po czym wróciłem do mojego czarnego cuda. Nałożyłem kask i ruszyłem w kierunku mieszkania. Antonio Fiumar. Kim on, kurwa, jest? I co ma wspólnego z porwaniem Lily? Jutro jadę do chłopaków, a z nimi do ojca. Coś czuję, że tym razem bardziej pomoże.

Zostało mi jakieś piętnaście minut, aby dotrzeć do mieszkania, a zaczęło padać tak, że ledwo widziałem drogę. Zmniejszyłem prędkość i starałem się opanować maszynę. Przy takiej pogodzie o wypadek nie jest trudno. Na szczęście to nie pierwszy raz, gdy jadę w takich warunkach.

Trzydzieści minut później znalazłem się przed garażem. Szybko wyjąłem pilot i wcisnąłem odpowiedni guzik. Drzwi od razu poszły ku górze, a ja wjechałem do środka. Zsiadłem ze ścigacza i zdjąłem kask. Byłem tak mokry, że można było wyżymać moje ubrania. Ściągnąłem koszulkę i to zrobiłem. Lekko ścisnąłem nogawki od spodni, by wycisnąć z nich chociaż trochę wody. Zdjąłem buty, skarpetki i udałem się do mieszkania.

Wszedłem najciszej, jak potrafiłem, aby nie obudzić Małego. Zamknąłem drzwi. Na szczęście dalej spał. Wziąłem szybko bokserki i dres, po czym udałem się do łazienki. Zdjąłem resztę ubrań i pozbyłem się z nich jak najwięcej wody, wykręcając materiał w kabinie prysznicowej. Wrzuciłem ubrania do pralki i od razu postanowiłem je wyprać. Wszedłem do kabiny i puściłem wodę. Ustawiłem na ciepłą. Muszę się trochę rozgrzać po jeździe w deszczu. Wziąłem żel i namydliłem całe ciało. Umyłem też włosy. Zostałem jeszcze chwilę pod ciepłym strumieniem.

Po jakimś czasie opuściłem kabinę. Wytarłem dokładnie ciało i włożyłem na siebie suche ubrania. Wyszedłem z łazienki, a następnie udałem się do kuchni. Otworzyłem lodówkę i wyjąłem z niej piwo. Usiadłem w salonie, a Mały od razu postawił uszy na baczność.

– Nie chciałem cię obudzić, psiaku.

Mały wstał i wskoczył na kanapę obok mnie. Położył łeb na mojej nodze. Zamknął oczy i dał mi się głaskać.

– Jak myślisz, kim jest ten Antonio Fiumar? – Wypuściłem głośno powietrze i upiłem łyk piwa.

Oparłem się o poduszki i zamknąłem oczy. Zobaczyłem nagle uśmiechniętą Lily. Była szczęśliwa, a teraz nie wiem, co się z nią dzieje. Tak bardzo się o nią martwiłem i tak cholernie za nią tęskniłem. Niech to wszystko się już skończy.

– Jeszcze ta głupia wizytówka. Powiedz mi, Mały, co to ma z tym wspólnego.

Głęboko zaczerpnąłem powietrza, uspokajając swój oddech. Następny łyk i jeszcze kilka. W końcu butelka była pusta. Odstawiłem ją na stolik i spojrzałem na swoją rękę. Po moich kosteczkach było widać, że kogoś walnąłem. Powinienem zrobić to przed wyścigiem. Nie musiałbym brać w nim udziału. No, ale muszę przyznać, że trochę mi tego brakowało. Ta adrenalina od zawsze była uzależniająca. Może bym do tego wrócił, ale na pewno nie u Flina. Raz ojebał mnie na sto tysięcy, a gdy przyszedłem po swoje, odesłał mnie, a raczej zrobili to jego goryle. Ciekawe, gdzie teraz byli, gdy dostał po mordzie. Mimo wszystko należało mu się i bez zastanowienia bym to powtórzył. Może i nawet z użyciem większej siły. To też dzisiaj pomogło mi spuścić nadmiar energii. Trochę się wyładowałem, więc może chociaż dzisiaj prześpię kilka godzin. Dwie doby bez snu dają już o sobie znać. Jeśli tak dalej pójdzie, to będzie ze mną źle.

W końcu postanowiłem wstać z kanapy i udałem się do swojego pokoju, a za sobą usłyszałem kroki Małego. No tak, gdy jest Lily, nie odstępuje jej na krok. Jak widać, teraz mnie pilnuje, żebym nie zrobił czegoś głupiego. Czegoś, za co mój promyk mógłby być zły.

Wszedłem do sypialni, a za mną wkroczył psiak. Zamknąłem drzwi i położyłem się na łóżku. Przykryłem się kołdrą, a Mały standardowo ułożył się obok. Leżałem i patrzyłem w sufit. W łóżku najbardziej odczuwałem brak Lily. Nie mam na myśli tych wszystkich intymnych chwil. Po prostu brakowało mi tego, jak leżała obok i wtulała się we mnie. Na samo wspomnienie lekko się uśmiechnąłem.

– Jeszcze trochę i znowu będziemy razem. – Zamknąłem oczy, a swoją dłoń położyłem na grzbiecie Małego. – Dobranoc, psiaku.

ROZDZIAŁ 3

Josh

Obudziłem się wcześnie rano. Nawet Mały jeszcze spał. W mojej głowie rozbrzmiewało pytanie: kto to jest Antonio Fiumar i jaki ma związek z porwaniem? Za jakąś godzinę pojadę do ojca, może on coś wie. Jednak przez ten czas muszę coś ze sobą zrobić.