(I. oddział, siedem kół planetowych. Na Księżycu. Koniec pouczenia o wszechświecie (o plamach na Księżycu))
Tłumie, coś płynął słuchać mnie ciekawy21
Łódką w ślad mojej śpiewającej nawy,
Zawracaj wiosłem w brzegi za pogody,
Nie tobie za mną żeglować przez morze,
Tracąc mnie z oczu zabłądziłbyś może.
Ja płynę dotąd w nieżeglowne wody,
Żagiel mój tchnienie rozdyma Minerwy22,
Apollo ster mój, grono Muz dziewięciu
Gwiazdą niedźwiedzic wzrok żeglarza nęci.
Ty mała garstko! Co wcześnie bez przerwy
Po chleb aniołów wyciągałaś szyję,
Chleb, jakim człowiek tu z dnia na dzień żyje,
Lecz którym nigdy nie może być sytym23,
Okręt twój śmiało pod żaglem rozwitym
W ślad moją bruzdą niech się szybko śliźnie,
Nim wiatr ją zmiecie na wodnej płaszczyźnie.
Co zobaczycie, dziwniejszym się wyda
Niż Argonautom24 zamorska Kolchida,
Gdzie się dziwili pierwsze wędrowniki,
Widząc Jazona25, jak w pług wprzęgał byki26.
Wieczne pragnienie współ z duszą stworzone27.
W królestwo duchów wejść błogosławione,
Szybko nas niosło coraz wyżej, wyżej,
Jak widzim z nieba ziemi obrót chyży.
A Beatrycze wciąż w górę patrzyła,
Jam patrzył na nią28; jak złożona strzała
Na łuku z węzła zrywa się i leci,
Tak szybko byłem w tym miejscu, gdzie świeci
Cudowna światłość, której blask uroczy
Od Beatrycze oderwał me oczy.
Ona, co w głębi mego serca czyta,
Zwrócona do mnie, tak piękna, jak miła,
Ze zwykłym słów swych wdziękiem i urokiem
«Wznieś wdzięczną duszę do Boga» mówiła:
«Przez Niego nas tu pierwsza gwiazda wita29».
Byliśmy, zda się, przykryci obłokiem
Lśniącym i twardym, grał blasków tysiącem,
Jak dyjamentu30 szlif rażony słońcem.
Ta wieczna perła świecąca na niebie
Blaskiem niezmierzchłym31 przyjęła nas w siebie
Jak woda, która do swojego łona
Przyjmuje promień, cała i złączona32.
Któż pojmie z ludzi, że ja będąc ciałem,
Drugie sam sobą ciało przenikałem,
Mający ciała rozciągłość i miarę?
Jaką czuć w sobie winniśmy tęsknotę,
Aby oglądać tę arcyistotę,
W której dopatrzym w zachwyceniu błogim,
Jak się natura nasza łączy z Bogiem.
Tam się objawi, w co wierzym przez wiarę,
I bez dowodu samo cię uderzy,
Jak pierwsza wiara, w jaką człowiek wierzy.
Odpowiedziałem: — «Pani! Ile może
Wdzięcznym być człowiek, dziękuję w pokorze
Temu, co wzniósł mnie nad padoły ziemne.
Lecz powiedz, jakie są te plamy ciemne
Na księżycowym ciele, a skąd w gminie
Tysiące bajek krąży o Kainie33».
Ona uśmiechem na chwilę powlekła
Urocze lica, a potem tak rzekła:
— «Jeśli sąd ludzki błądzi na rozdroże,
Tam gdzie klucz zmysłów otworzyć nie może,
Zaiste, odtąd, rzecz tę widząc jaśniej,
Strzała podziwu ciebie nie zadraśnie;
Gdy w zmysłach sądu szukacie prawidła,
Widzisz, twój rozum jak ma krótkie skrzydła!
Lecz mów, co o tym myślisz sam przez siebie?»
— «Ta rozmaitość» rzekłem: «form na niebie,
Wierzę, z ciał ciekłych i zsiadłych34 pochodzi35».
Ona: — «Wierzenie twoje w fałszu brodzi,
Co sam rad ujrzysz; gdy z uwagą ducha
Na mój przeczący wywód skłonisz ucha.
Na ósmej sferze gwiazd naliczysz sporo36,
Ilość i jakość światła, jakim gorą,
Każe nam wnosić, że są różnolice.
Gdy ciała ciekłe i zsiadłe różnice
Wszystkich form tworzą, w tych by gwiazdach była
Równa lub różna, jednak jedna siła.
Gdy różne siły powinny być w owych
Ciałach owocem ich zasad formowych37;
Twierdzenie twoje, jako miecz zagłady
Prócz jednej38 niszczy wszystkie te zasady.
Nadto, jeśliby rozrzedzone ciało
Samo te ciemne plamy formowało39
Wtedy planeta z tej lub owej strony
Ze swojej treści byłby pozbawiony40,
Albo wciąż łudząc twoich oczu wartę,
Zmieniałby ciągle swojej księgi kartę;
Jak ciało zwierza, co w swym całym toku
Miąższość, to chudość pokazuje oku.
Gdyby twój pierwszy domysł był prawdziwy,
W zaćmieniach słońca miałbyś dowód żywy;
Słoneczny promień mógłby przejść bez szkody
Przez krąg księżyca, jak przez przeźrocz wody,
Co jednak nie jest: a więc przez dowody
Drugi twój domysł gdy zwycięsko zbiję,
Fałszywość sądu twojego wykryję.
Jeśli to rzadkie ciało nie przenika
Na skroś księżyca, snadź w nim punkt spotyka,
Gdzie przeciwieństwo jego nie pozwala
Postąpić dalej. Stamtąd się zapala,
Odbija promień, co odblaskiem zowiem,
Jak farba przez szkło podszyte ołowiem.
Lecz powiesz, promień w tej części księżyca
Daleko ciemniej jak w innej przyświeca,
Bo się odbija z większej głębokości.
Z tego zarzutu możesz zawsze w porę
Wyzwolić siebie wprost przez doświadczenie,
Źródło, skąd płyną waszych sztuk strumienie41.
Weź trzy zwierciadła, w jednej odległości
Dwa staw przed sobą, trzecie dobrze dalej;
Między dwa pierwsze potem zwróć twe oczy
Niech tylko świecznik, co za tobą gore,
W ich się troistej odbije przeźroczy.
Chociaż najdalsze słabszy blask zapali,
Jako w dwóch bliższych w dalszym równie żywo
Ujrzysz odbite świecznika ogniwo42.
Teraz jak ziemia, która się zieleni
Spod warstwy śniegów od ciepłych promieni,
Duch twój z fałszywych sądów się wyzwoli,
Światło tak żywe przyjmie z mojej woli,
Że sam zabłyśnie w jego aureoli.
W niebie, w stolicy bożego pokoju,
Wiruje sfera co najszybszej jazdy;
W niej jest treść, ziarno wszech bytów rozwoju43.
Niebo następne, gdzie się roją gwiazdy44,
Ten byt rozdziela na różne planety
Z sił rozmaitych zarodem poczęte,
Odeń oddzielne, jednak nim objęte.
Ten łańcuch bytu inne sfery splata,
Osobnym ruchem każda krąży sfera,
Według różnicy, co się w niej zawiera!
Każdą jej pociąg pędzi do jej mety.
Jak widzisz teraz, te narzędzia świata
Szczeblami siły, jakie z góry biorą,
Podają gwiazdom, co pod nimi gorą.
Ile twe oczy wzrok wytężyć mogą,
Patrz, ja ku Prawdzie jaką idę drogą,
Jeśli dojść do niej pałasz żywą chęcią.
Sfery te stałym podległe warunkom,
Siłę, co ciała ich w przestrzenie miota,
Błogosławionym chciej przyznać kierunkom45,
Jak kowalowi dzieło jego młota.
To ósme niebo, gdzie gwiazd tyle świeci,
Od Arcyducha ma ruch, jakim leci,
Staje się jego obrazem, pieczęcią.
Jak w prochu twoim członki twe porusza
I różno władze rozwija twa dusza,
Arcyduch tak swą dobroć rozmnożoną
Zlewa na gwiazdy i szczepi w ich łono,
Sam kołujący na swojej jedności.
Każda więc siła w swe ciało szlachetne,
Które ożywia, wnika rozmaicie
I z nim się wiąże jak z tobą twe życie:
A że wypływa z natury wesołej,
Świeci jak w oku skra żywej radości.
Więc nie ciał zsiadłych i ciekłych żywioły
Robią, że światła nierównie są świetne,
Ale ta siła z wszechmocą duchową,
Która jest sama zasadą formową
Wedle potęgi, jaką ma jej władza,
To, co jest ciemne i jasne, wyradza».