Rebellion - Kinga Macowicz - ebook + audiobook + książka

Rebellion ebook i audiobook

Macowicz Kinga

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

23 osoby interesują się tą książką

Opis

Autorka Ideal!

Grupa The Ghosts to jeden z najbardziej tajemniczych zespołów, jakie pojawiły się na scenie muzycznej Las Vegas. I jeden z najpopularniejszych. Czterech chłopaków występuje w maskach i nikt nie wie, jak naprawdę wyglądają. 

Melody Blossom przez przypadek ma okazję spotkać się z członkami zespołu i spędzić z nimi cały wieczór. Dziewczyna wie, że zapamięta to doświadczenie do końca życia. Niestety podobnie jak rzesze fanów chłopaków, ona również nie może poznać tożsamości muzyków. A jeden z nich uważnie ją obserwuje – to Nicholas Sanders.

Melody nie ma pojęcia, że kiedy na życzenie swojego szefa zostaje asystentką jego syna, to nie jest pierwszy raz, kiedy się spotykają.

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                                                                                                                 Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 539

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 15 godz. 23 min

Lektor: Agnieszka Baranowska
Oceny
4,3 (350 ocen)
209
72
41
14
14
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
dominiczque
(edytowany)

Nie polecam

Ta książka to bardzo złe fantasy, bo wszystko jest tak bardzo niespójne, nielogiczne i nierealne. (Listopad nie jest trzy miesiące po październiku i w którym roku w końcu urodził się Philip bo są podane dwa inne?) Niestety widać kompletny brak researchu na tematy poruszane przez autorkę np. Miejsce pracy lub brak wiedzy o Las Vegas, w którym to dzieje się akcja książki. Bohaterowie bez osobowości, opisy otoczenia też ubogie. W tej książce nic nie zagrało i naprawdę zmusiłam się do przeczytania do końca, mając tylko nadzieję, że w końcu będzie lepiej, ale niestety od początku do końca jest napisana po prostu źle.
110
babugosia

Nie polecam

"chłopacy były" aż oczy bolą! czy coś takiego jak korekta już umarło?
90
kosobudzka_a

Nie oderwiesz się od lektury

Kocham to !!!
30
lezak_2006

Nie polecam

Miałam wrażenie, że są to wynurzenia licealistki. Bardzo słabe. Wyraźnie zabrakło pomysłu. Zastanawiam się czy The Ghost to miał być zespół, paczka chcących się wyszumieć chłopaczków czy też sąd kapturowy (czy raczej maskowy)? Niby tacy altruiści i buntownicy. Buntują się przeciwko swojej uprzywilejowanej pozycji, ale nadal wygodnie pasożytują za pieniądze swoich rodzin. Niby coś tam próbują robić, ale jest to strasznie naciągane. Wyobrażenia autorki o głównej bohaterce zaczerpnięte z sufitu. Nie ma za co żyć, ale imprezy i chlanie na porządku dziennym. Laska bez ambicji, wreszcie dostaje pracę za 12 tys., w której nic nie robi. O przepraszam, szlaja się i puszcza z synem szefa, a kaska i tak leci. Do tego big love nie wiadomo skąd, bo między bohaterami zero chemii. Brak spójności i logiki sprawił, że jest to naprawdę słaba lektura. Mało wiarygodna historia z nieciekawymi bohaterami. Zmarnowany czas.
20
rudagrazi

Nie polecam

DNF
20

Popularność




Copyright ©

Kinga Macowicz

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2024

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Julia Deja

Korekta:

Magdalena Mieczkowska

Joanna Boguszewska

Maria Klimek

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Przygotowanie okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-312-2

Rozdział pierwszy

Trzy miesiące wcześniej

Odepchnęłam się od barierki, a cały świat zawirował. Głowa mi pulsowała, mroczki pojawiły się przed oczami i ledwo co stałam na nogach. Wniosek z tego był tylko jeden: nigdy więcej alkoholu. To zdanie można było usłyszeć ode mnie nazbyt często, jednak nikt nigdy nie brał go na serio. Włącznie ze mną. 

– Zaraz zwymiotuję – wymamrotałam do Glorii, która nie wyglądała ani odrobinę lepiej. Sama siedziała rozkraczona na chodniku z twarzą skierowaną w dół.

– Gdzie ta jebana taksówka? – zawołała w pustą ulicę, a ja przyjrzałam się dziewczynie.

Gloria była moją kuzynką, a zarazem najlepszą przyjaciółką. Miała bardzo jasne blond włosy oraz niebieskie oczy. Była ode mnie cztery lata starsza – sama niedawno obchodziłam dziewiętnaste urodziny.

– Weź wstań, kobieto, wszystko masz na wierzchu – powiedziałam zrezygnowana, wskazując na jej odsłoniętą kobiecość. Blondynka wzruszyła ramionami, a następnie wyciągnęła telefon.

– Dzwonię do tego taksówkarza, bo zaraz mnie… O MÓJ BOŻE!

– Co się stało? – spytałam, gdy blondynka zaczęła pospiesznie wstawać, co o dziwo jej wyszło.

– THE GHOSTS POJAWILI SIĘ W KLUBIE DOSŁOWNIE ZA TYM ROGIEM! IDZIEMY, DZIEWCZYNO, RUCHY!

– Mogłabyś przestać się fascynować jakimś randomami, których nawet nie znasz? To dziwne. – Skrzywiłam się, ale podążyłam za dziewczyną, która chwiejnie ruszyła w stronę klubu.

– To nie są randomy, to The Ghosts – odparła śmiertelnie poważnie, spoglądając na mnie przez ramię. Przewróciłam oczami, lecz postanowiłam tego nie skomentować.

The Ghosts byli zespołem składającym się z czterech chłopaków, którzy czasami pojawiali się w klubach czy innych zbiorowiskowych miejscach, aby zagrać koncert. Byliby całkowicie normalni, gdyby nie fakt, że przez całą ich karierę nikt nigdy nie widział ich twarzy, ponieważ zawsze mieli na sobie maski. Stali się totalnie anonimowi, nigdy nie zapowiadali swoich występów, zawsze przybywali tak nagle. Nikt też nie był świadkiem opuszczania przez nich lokalu. Zawsze znikali tak szybko, jak się zjawiali, i pozostawiali po sobie czysty zamęt. Media trąbiły o nich po każdym ich występie i nie byłoby ani jednej osoby w całym pieprzonym Las Vegas, która by nie słyszała o The Ghosts.

A ja naprawdę nie rozumiałam ich fenomenu. Owszem, mieli ładne głosy, ale nic poza tym. Każdy był ich fanem, mimo że nikt nie znał ich osobiście. 

– Ja do żadnego klubu nie idę, naprawdę nie mam ochoty zemdleć przez ścisk, żeby tylko zobaczyć ich kilkuminutowy koncert – stwierdziłam ze znużeniem.

– No, Melody, weź – mruknęła przeciągle, na co pokręciłam głową.

– Nie ma mowy, dobrze wiesz, że ich nie trawię.

– Jak chcesz, będziesz żałować. – Wzruszyła ramionami, akurat kiedy znalazłyśmy się koło klubu, przed którym stało mnóstwo osób.

Gloria wbiegła w największe zbiorowisko ludzi, które znajdowało się dosłownie przed samym wejściem. Oddaliłam się o kilka metrów, aby uniknąć kontaktu fizycznego z obcymi. Po chwili blondynka wróciła do mnie cała poturbowana i zła. Parsknęłam cicho, gdy tylko stanęła obok mnie.

– I po co ci to było?

– Nie, Melody, ja się nie poddam. – Spojrzała z determinacją na klub.

– Gloria, daj sobie spokój. Przyjdziesz na ich koncert kiedy indziej – powiedziałam, jednak ona najwyraźniej mnie nie słuchała, bo zaczęła kierować się na tyły lokalu. – Nie, nie zamierzasz tego zrobić. Gloria, czekaj! Tam pewnie stoi multum ochroniarzy i czeka, aż…

Zamknęłam usta, jak tylko ujrzałam drzwi ewakuacyjne, przy których siedział na krześle stary, otyły ochroniarz. Chyba trochę przysypiał, ponieważ głowa swobodnie mu zwisała.

– Bingo. – Blondynka uśmiechnęła się chytrze, po czym podeszła do mężczyzny. Kiedy wyjęła telefon i zrobiła mu zdjęcie, wciągnęłam głośno powietrze. Dźwięk flesza rozbudził mężczyznę i ten omal nie spadł z krzesła.

– Hej, nie wolno wam tu być!

– A panu nie wolno przysypiać na zmianie. Pański szef na pewno byłby bardzo zły, że naraził pan na niebezpieczeństwo zarówno klub, jak i znajdujących się w nim ludzi – powiedziała słodko Gloria, trzepocząc rzęsami. Mężczyzna pomrugał szybko, a ja parsknęłam pod nosem. – Dlatego radzę panu mnie wpuścić, jeśli nie chce pan stracić pracy.

– Pod jednym warunkiem. Zaprowadzam cię pod samą scenę i potem odprowadzam z powrotem tutaj po skończonym koncercie – wycedził, robiąc się cały czerwony na twarzy. – Chodź za mną.

Gloria uśmiechnęła się z satysfakcją i posłała mi buziaka. Przewróciłam oczami, patrząc, jak znika za drzwiami z ochroniarzem. Podeszłam do jego krzesła, jednak kiedy dostrzegłam na siedzeniu zdechłą muchę, od razu jakoś bardziej chciało mi się stać.

Czekałam już jakieś dziesięć minut, a po Glorii nie było ani śladu. Zirytowana stukałam obcasem w betonowy chodnik i strzelałam palcami. Zerknęłam na ekran telefonu, gdy tylko przyszło mi powiadomienie ze Snapchata informujące o filmiku od dziewczyny. Gdy zobaczyłam ją dosłownie pod sceną, uśmiechnęłam się lekko. Zaśmiałam się, bo Gloria omal nie zemdlała, kiedy jeden z chłopaków przybił jej piątkę. Wyszłam z aplikacji, po czym wysłałam jej wiadomość.

Do: Gloruś

Pośpiesz się.

Nagle pod wpływem silnego uderzenia komórka wypadła mi z ręki, a ja sama runęłam na chodnik. Poczułam okropny ból w okolicach skroni, a moje ciało nie było w stanie się poruszyć. Powieki stały się cięższe, przez co miałam trudności z ich rozchyleniem. 

– O mój Boże.

Usłyszałam męski, donośny głos, który wydobywał się z kogoś nade mną. Nie mogłam spojrzeć w górę, ponieważ moja głowa za bardzo pulsowała i nie potrafiłam nic zrobić.

– Zabiłeś ją. 

– Nie zabiłem jej.

– Widzisz przecież, że się nie rusza! 

– To nie znaczy, że ją zabiłem. 

– O mój Boże. 

– Uspokójcie się. 

Jęknęłam i złapałam się za potylicę. W tym samym czasie osobnicy, którzy musieli uderzyć mnie drzwiami, umilkli. Moja głowa znów zaczęła pulsować, lecz tym razem poczułam, że jestem w stanie otworzyć oczy. 

Nade mną ukazał się obraz czterech chłopaków, którzy przyglądali się mojej obolałej twarzy. Ich widok mi się rozmazał, dlatego musiałam kilka razy pomrugać, aby wyostrzyć wzrok. Wstrzymałam na krótko powietrze, gdy zauważyłam cztery maski. Jedna biała, druga szara, trzecia granatowa, a czwarta czarna. 

The Ghosts.

– Proszę, tylko nie krzycz! – zawołał cicho chłopak w białej masce.

Jedyne, co mogłam wywnioskować, to to, że miał brytyjski akcent.

Zmarszczyłam brwi, po czym spróbowałam się podnieść. Niestety marnie mi to wyszło, ponieważ od razu poczułam żółć w ustach i wróciłam do poprzedniej pozycji.

– Przecież nie krzyczę – mruknęłam.

– Musimy zawieźć ją do szpitala – powiedział ten w granatowej masce.

– Musimy się zwijać – skomentował zniecierpliwiony chłopak w szarej masce. – Zaraz ktoś nas złapie.

– Przecież jej tu nie zostawimy – odezwał się niski głos zza czarnej maski. Przechylił głowę w bok, po czym kucnął koło mnie. Ja natomiast skrzywiłam się, kiedy ponownie głowa zaczęła mi pulsować w okolicach skroni.

– Jak się nazywasz? – spytał.

– Melody.

– Miło mi cię poznać, Melody – powiedział.

– Jak się czujesz? – przemówił ten w białej masce.

– A jak mam się czuć? – sarknęłam. – Uderzyliście mnie ciężkimi drzwiami i nawet nie pomożecie mi wstać, tylko sterczycie nade mną i panikujecie.

– No tak – wymamrotali i już po chwili stałam na równych nogach.

Zaczęło kręcić mi się w głowie, dlatego podtrzymałam się jednego z chłopaków. Popatrzyli na siebie znacząco, a jeden z nich westchnął.

– Musimy zawieźć cię do szpitala. Możesz mieć jakieś wstrząs mózgu czy coś.

Natychmiast zaprzeczyłam i gwałtownie odsunęłam się od nich, przez co jeszcze bardziej mój świat zawirował.

– Żadnych szpitali, poradzę sobie.

W tym samym momencie straciłam grunt pod nogami, mroczki pojawiły mi się przed oczami i runęłam na bok. Na szczęście złapał mnie jeden z nich.

– Właśnie widać, jak sobie radzisz – bąknął ironicznie chłopak z niskim głosem, który wcześniej przy mnie kucnął.

Przewróciłam oczami, ale nie wyswobodziłam się z jego objęć, bo wciąż fizycznie nie byłam w stanie tego zrobić.

– Szpital – powtórzył ten w granatowej masce. – Gdzie zaparkowaliśmy?

– Tam, za rogiem.

Pokręciłam głową, ponieważ naprawdę nie było to potrzebne. Zaraz przestałoby mnie boleć i wróciłabym w spokoju z Glorią do mieszkania.

Właśnie, Gloria!

– Gloruś jest w środku, nie mogę jej zostawić samej – wymamrotałam, gdy zaczęli mnie ciągnąć w drugą stronę.

– Kim jest Gloruś? – spytał ten w białej masce.

– Moja przyjaciółka – odpowiedziałam. – Jest w klubie i zaraz wróci, bo poszła zobaczyć tylko wasz występ.

– Gloruś sobie poradzi – skwitował chłopak z niskim głosem. – Napisz jej SMS-a, że wróciłaś już do domu.

Skinęłam głową, a następnie wysłałam jej wiadomość.

– Damy ci pięć stów, jeśli nie zdradzisz rejestracji naszego samochodu – odrzekł ten z brytyjskim akcentem.

Spojrzałam na nich sceptycznie, po czym prychnęłam.

– Już nie róbcie z siebie nie wiadomo jakich gwiazdeczek – sarknęłam. – Na co miałabym komuś podawać waszą rejestrację? Wy mnie nawet nie obchodzicie.

Spojrzeli na siebie, a ten w białej masce zaśmiał się cicho.

Nie wiedziałam, jak to skomentować, dlatego umilkłam. Po chwili uśmiechnęłam się lekko i palnęłam:

– Ale pieniądze to możecie mi dać.

Ten w czarnej masce parsknął.

Kiedy wyszliśmy na ciemną uliczkę, ujrzałam czarnego range rovera. Lśnił w świetle żółtych ulicznych lamp. Najwidoczniej pieniędzy to im nie brakowało. Podążyliśmy w jego stronę. Ja wraz z chłopakami w białej oraz szarej masce usiedliśmy z tyłu. Natomiast ten w czarnej usadowił się za kółkiem, a w granatowej na miejscu pasażera.

Przyjrzałam się wnętrzu, które było bardzo czyste. Pachniało tu ładnymi, drogimi męskimi perfumami. Oparłam się o fotel z czarnej skóry, który był niezmiernie wygodny, po czym odetchnęłam głęboko. Moja głowa dalej pulsowała, chociaż już mniej.

Popatrzyłam na skupionych chłopaków, którzy nadal milczeli, gdy ruszyliśmy z miejsca.

Nagle dotarła do mnie abstrakcyjność całej tej sytuacji. Siedziałam w jednym samochodzie z The Ghosts. Zespołem, który od miesięcy nie dał się nikomu złapać, pomimo że wielu próbowało. Zawsze byli w stu procentach anonimowi, a ja, dziewczyna, która nawet za nimi nie przepadała, jechała w ich towarzystwie do szpitala. Zaśmiałam się w duchu na swoje szczęście w nieszczęściu. Gdyby tylko Gloria mnie teraz zobaczyła, prawdopodobnie zemdlałaby z nadmiaru emocji.

Całą drogę spędziliśmy w milczeniu, co było dla mnie komfortowe, ponieważ bardzo lubiłam ciszę. Po trzydziestu minutach zaparkowaliśmy pod prywatną kliniką. Uniosłam brew, a następnie zerknęłam pytająco na chłopaków, którzy odwrócili głowy w moją stronę.

– Chyba sobie żartujecie – parsknęłam. – Jeszcze mnie aż tak nie pogięło, aby całą swoją wypłatę i resztę oszczędności wydać na półgodzinne leczenie w prywatnym szpitalu.

Moje marne wynagrodzenie kelnerki nie pokryłoby tego nawet w połowie.

– Spokojnie, za nic nie będziesz musiała płacić – powiedział ten w granatowej masce. – Moja… – zająknął się, jakby nie wiedział, co ma dalej powiedzieć – …znajoma jest tutaj lekarzem. Przyjmie cię za darmo.

Uśmiechnęłam się głupio, spoglądając na nich jak na idiotów, jednocześnie oczekując, że zaraz powiedzą „to żart, Melody!”. To jednak się nie stało, a oni wyglądali na dość poważnych. Niemożliwe, że za wizytę, za którą zapewne w Stanach zażądano by kilka tysięcy, nie muszę nic zapłacić. Nagle zrobiło mi się odrobinę głupio.

– Wiecie co? Mnie już chyba przestała boleć głowa – skłamałam. – Możecie zawieźć mnie do domu i…

– Nie ma mowy. Idziesz się przebadać, bo nie chcemy mieć cię na sumieniu.

Westchnęłam, po czym znów spojrzałam na klinikę, która była oświetlona małymi lampkami. Chłopacy nie dali mi za dużo czasu na dyskusje, ponieważ szybko wysiedli z samochodu. Zacisnęłam usta w wąską linię, aż w końcu uczyniłam to samo.

Zazgrzytałam zębami, kiedy uderzył we mnie powiew zimnego powietrza. Pomimo tego, że był początek października, to po północy zaczynało robić się chłodniej, a ja miałam na sobie jedynie czarną sukienkę mini na ramiączkach. Zaczęłam pocierać dłońmi przedramiona, aby chociaż trochę rozgrzać ciało.

– Zimno ci? – spytał chłopak w czarnej masce, gdy ruszyliśmy.

Wszyscy spojrzeli na mnie pytająco, a ja pokiwałam od niechcenia głową.

Ten sam chłopak otworzył bagażnik, po czym wyjął z niego czarną bluzę i mi ją rzucił.

– Dzięki – odparłam.

Przełożyłam ją przez głowę, a jej zapach od razu dotarł do moich nozdrzy. Pachniała tak samo jak wnętrze samochodu, co musiało znaczyć, że range rover należał do niego.

Nic nie odpowiedział, jedynie dołączył do przyjaciół i wszyscy skierowali się do kliniki. Ruszyłam za nimi, z podziwem przyglądając się okazałemu budynkowi. Wyglądał na luksusowy.

Taki też był. Po chwili przeszliśmy przez próg drzwi ewakuacyjnych i od razu poczułam zapach świeżości. Wszystko wykonano bardzo starannie i nie czuć tu było otoczki szpitalnej, tak jak zazwyczaj to bywało.

Uśmiechnęłam się na widok automatu z jedzeniem, do którego za chwilę zamierzałam się wybrać, ponieważ umierałam z głodu.

Niespodziewanie przed nami pojawiła się wysoka rudowłosa kobieta, która nie mogła mieć więcej niż trzydzieści lat. Machnęła do chłopaków, po czym szybko wepchnęła nas do jednej z sal szpitalnych.

– Zaraz by was ktoś zobaczył – powiedziała poddenerwowana.

– Spokojnie, Morgan – odparł z rozbawieniem ten w czarnej masce. – Przecież nic się nie stało. Jesteśmy uważni.

Mimowolnie parsknęłam śmiechem, mając w głowie sytuację, gdy uderzyli mnie drzwiami.

Wszyscy zwrócili się w moją stronę, a rudowłosa kobieta przyjrzała mi się z zaciekawieniem.

– Właśnie widać, jak jesteście uważni – bąknęła, a zaraz po tym uśmiechnęła się do mnie szeroko. – Hej, Morgan jestem.

Odwzajemniłam uśmiech, a po chwili podałam jej rękę.

– Melody.

– Cóż, Melody… – zaczęła, jednak kiedy chciała kontynuować, zerknęła na chłopaków pytająco. – Ona wie?

– Nie.

Pewnie chodziło jej o ich tożsamości.

Wróciła spojrzeniem do mnie i pokazała ręką, abym usiadła na łóżku szpitalnym, które było wygodniejsze niż moje w domu.

– Zrobię ci podstawowe badania i sprawdzę, czy nie masz wstrząsu mózgu – oznajmiła, na co skinęłam głową.

Następnie zwróciła się do chłopaków.

– Poczekajcie w sali obok. – Ci niechętnie się zgodzili i ruszyli do wyjścia, ale w połowie drogi zatrzymał ich głos kobiety. – I możecie przynieść nam po jakimś batoniku.

Uśmiechnęłam się szeroko, dziękując jej za to w duchu. Rudowłosa skupiła się ponownie na mnie, po czym włożyła rękawiczki. Po piętnastu minutach skończyła badanie i chłopacy wrócili do sali. Ja w międzyczasie pochłaniałam kit kata, którego wcześniej mi podrzucili.

– I co? – spytał ten w czarnej masce.

– Nic jej nie jest. Nie ma wstrząsu mózgu ani nic z tych rzeczy – odparła, na co odetchnęłam z ulgą.

– To czemu aż tak źle się czułam? – spytałam.

– Może przez zmęczenie? – zagadnęła, zanim ściągnęła rękawiczki.

Przytaknęłam, wstając z łóżka. Głowa przestawała mnie boleć, a zawroty były coraz słabsze.

– Dobra, to my spadamy – powiedział ten w granatowej masce. – Dzięki, Morgan!

– Dziękuję. – Uśmiechnęłam się do niej.

– Nie ma za co – odparła radośnie. – Odwieźcie ją do domu, a ty się wyśpij, Melody.

– Jasne.

Oczywiście nie miałam nawet jak się wyspać, ponieważ na siódmą miałam iść do pracy.

– Trzymaj się! – zawołał jeden z chłopaków, a następnie skierowaliśmy się do wyjścia.

Po kilku minutach bez słowa wsiedliśmy do samochodu.

– Gdzie mieszkasz?

Podałam adres chłopakowi w czarnej masce, a ten skinął głową. Ułożyłam się wygodniej na fotelu i zamknęłam oczy. O niczym innym nie marzyłam niż o pójściu spać.

– O kurwa! – zawołał chłopak w białej masce, a wszyscy poderwali się z miejsca wraz ze mną. – Kiara napisała mi, że udało jej się załatwić.

– Łoo, jedziemy z tym!

Kierowca samochodu ucieszył się, po czym gwałtownie skręcił w lewo.

– Ej! Skręt do mojego domu był w drugą stronę! – podniosłam głos. Ci jednak zdawali się mnie nie zauważać, bo przez cały czas wymieniali ze sobą podekscytowane spojrzenia. – Halo? Mówię coś!

Chłopak w czarnej masce westchnął.

– Obiecujemy, załatwimy coś i od razu odwozimy cię do domu.

Potrząsnęłam głową, a złość zawrzała w moim ciele.

– Nie ma mowy. Uderzyliście mnie drzwiami, musiałam jechać do szpitala, a teraz jeszcze nie pozwalacie wrócić mi w spokoju do domu. Co jest z wami nie tak?

– Wszystko – oświadczył ten w szarej masce.

Przewróciłam oczami i zaraz po tym popatrzyłam wyczekująco na pozostałych.

– Słuchaj, podczas naszej całej dotychczasowej kariery czekaliśmy właśnie na tę okazję, która właśnie się nadarzyła – zaczął chłopak za kierownicą. – Po prostu daj nam zrobić swoje i później natychmiast zawieziemy cię do domu. Pasuje?

Umilkłam na chwilę, aż w końcu pokiwałam niechętnie głową. Nie wiedziałam, jaki mieli motyw, i nawet nie chciałam wiedzieć. W moim umyśle była tylko jedna myśl: by jak najszybciej dostać się do domu.

Po dwudziestu minutach wjechaliśmy na tyły wielkiej posesji. O dziwo, brama do niej była szeroko otwarta, przez co z łatwością wjechaliśmy na teren posiadłości. Nie wiedziałam, do kogo należała, ale z pewnością do kogoś wysoko postawionego, bo wielki dom oraz pokaźny ogród na pewno nie należały do rzeczy tanich.

Ominęliśmy samochody, na których napisane było „catering”. Zdążyłam wywnioskować, że znajdowaliśmy się na jakiejś uroczystości. Przepiękne dęby, na których porozwieszano lampki, oświetlały nam drogę prowadzącą na tyły. Gdzieniegdzie kręciła się obsługa, która była na tyle zabiegana, że nawet nie zauważyli pojawienia się nowego auta.

Dopiero wtedy spojrzałam w bok, skąd dochodziły dźwięki klasycznej muzyki.

Na idealnie przyciętej trawie znajdowało się mnóstwo stolików, specjalny parkiet do tańczenia, a na środku stała scena, na której porozkładano instrumenty. Kobiety w kosztownych sukniach do ziemi tańczyły w objęciach swoich mężów, którzy nosili garnitury z najwyższej półki. Ich zegarki oraz sygnety błyszczały z odległości stu metrów, powodując, że aż chciało się na nich patrzeć. Jeszcze inni stali koło siebie i popijali szampana z kieliszków, jednocześnie uśmiechając się sztucznie. Przy jednym ze stolików siedziała grupa pań, które obgadywały te tańczące. Dzieciaki zajmujące inny stolik nie wyglądały na zaciekawione – każdy z nich miał taką samą znudzoną, poważną i zniesmaczoną minę.

– Jak ja tego, kurwa, nienawidzę – odezwał się chłopak w czarnej masce, a reszta mu przytaknęła.

Wszyscy popatrzyli na siebie nieodgadnionym dla mnie wzrokiem. Chyba przekazali sobie w ten sposób jakąś wiadomość.

Nagle w przednią szybę zapukała niska, blondwłosa dziewczynka. Chłopacy poruszyli się z zadowoleniem i od razu wysiedli z samochodu. Zainteresowana, co zamierzali teraz zrobić, uczyniłam to samo. Wzrok nieznajomej przeniósł się na mnie, a ona uniosła brwi z zaskoczeniem.

Pomachałam jej dłonią i uśmiechnęłam się lekko.

– Hej, jestem Melody – powiedziałam.

W tym samym czasie za nią pojawili się chłopacy, którym dziewczynka sięgała co najmniej do piersi. Spojrzeli na nią podekscytowani, a ja w tym czasie przyglądałam się jej.

Miała długie blond włosy, które zostały lekko podkręcone i sięgały jej do pasa. Na sobie miała zwiewną sukienkę do kolan, a na stopach znajdowały się sandały na niewielkim obcasie w tym samym kolorze. Jej niebieskie oczy skanowały moją osobę od góry do dołu, a usta zdobił uroczy, lecz nieco nieśmiały uśmieszek. Miała nie więcej niż czternaście lat i była nieziemsko urocza.

– Kiara – odpowiedziała mi po chwili.

– Opowiemy ci później – wtrącił się chłopak w białej masce, po czym poklepał ją po ramieniu.

Kiara westchnęła cicho, a następnie skinęła głową.

– Macie wszystko przygotowane na scenie.

Znów popatrzyli na siebie nawzajem, a zaraz po tym cała czwórka zwarła się w stalowym uścisku.

Spoglądałam na to wszystko ze zdezorientowaniem, ponieważ dalej nie miałam pojęcia, kim byli i dlaczego to dla nich tak ważne. Nawet nie wiedziałam, co zamierzali zrobić, ale jedno już wywnioskowałam: ta chwila miała być dla nich cholernie znacząca.

– Proszę, tylko nie przesadźcie – burknęła Kiara błagalnie.

Ci tylko zaśmiali się lekko, a następnie pomaszerowali w kierunku sceny. Starali się poruszać jak najciszej, co zresztą im się udało, bo nikt ich nie zauważył. Już po chwili znaleźli się za kotarą i ustawili twarzami do siebie.

– Kiara!

Niedaleko rozległo się wołanie kobiety. Dziewczynka, która właśnie do mnie podeszła, spięła się natychmiast i spojrzała na mnie zdenerwowana.

– Muszę iść – rzuciła szybko, po czym podążyła za tym okrzykiem. – Miło było cię poznać, Melody!

Nie zdążyłam nawet jej odpowiedzieć, ponieważ zniknęła szybko za drzewami. Ciebie też miło było poznać, Kiara, choć nie wiem, kim jesteś. Najwyraźniej musiała coś znaczyć dla chłopaków, ponieważ prawdopodobnie znała ich tożsamość.

Nagle wszystko zawrzało. Chłopaki weszli na scenę. Ten w czarnej masce sięgnął po mikrofon, ci w granatowej oraz szarej po gitary, a ostatni, w białej, usiadł przy perkusji. Wszyscy spojrzeli w ich stronę, a na parkiecie nastał chaos. Ktoś zaczął krzyczeć do ochrony, której dziwnym trafem nigdzie nie było.

Uśmiechnęłam się, gdy te wszystkie kobiety w kosztownych kieckach zaczęły piszczeć i chować się w ramionach mężów, którzy przez nadmiar alkoholu nie wiedzieli, co się dzieje. Niektórzy krzyczeli, inni stali w miejscu, jeszcze inni gdzieś pobiegli, bo myśleli, że to jakiś zamach. A pośrodku nich wszystkich stali chłopacy, którzy, pomimo tego, że nie widziałam ich twarzy, wydawali się najszczęśliwszymi ludźmi na tym świecie.

Z głośników zaczął lecieć ich cover piosenki Smells Like Teen Spirit. Głos chłopaka w czarnej masce rozbrzmiewał na cały ogród.

Wow. Naprawdę pięknie śpiewał.

Spojrzałam na zamieszanie, a następnie na chłopaków. Byli stworzeni do występowania. Ich wszystkie ruchy były zsynchronizowane ze sobą, choć pewnie sami nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Po scenie poruszali się z wrodzoną gracją, powodując, że aż chciało się na nich patrzeć. Emanowali taką dobrą energią, że nikt nie mógł odwrócić od nich wzroku. A co najważniejsze – wyglądali na tak szczęśliwych. Robili to, co kochali.

Nawet mi się to podobało. I nawet się uśmiechnęłam.

Dostrzegłam w nich coś więcej niż tylko chłopaków, którzy raz na jakiś czas zagrają sobie w klubie i potem będą się cieszyć dawaną im atencją. Zrozumiałam, że wcale nie o to im chodziło. Oni robili to dla siebie samych. Kierował nimi jakiś rodzaj wewnętrznego buntu, który potrafili idealnie okiełznać poprzez muzykę. Te całe ich występy miały głębszy sens i znaczenie dla nich samych. Tak przynajmniej zdołałam wywnioskować z obserwacji. Kto wie, może było inaczej?

Spojrzałam w prawo, gdzie znikąd pojawiła się ochrona. Dziesięciu postawnych mężczyzn z broniami za paskami przedzierali się przez tłum ludzi, o mało ich nie taranując. Chłopacy jednak nie zaprzestawali swoich działań, choć byli świadomi, że ochroniarze zmierzali szybkim tempem w ich stronę. Dobrze znałam piosenkę, której cover właśnie grali, i wiedziałam, że zostało kilkanaście sekund do końca.

– Nie gadajcie, że zamierzacie zaśpiewać do końca – powiedziałam z niedowierzaniem sama do siebie.

Tak najwidoczniej zamierzali zrobić, ponieważ ochrona była już kilkanaście metrów od nich, a oni nie poruszyli się ani o milimetr.

– With the lights out, it’s less dangerous. Here we are now, entertain us – śpiewał chłopak w czarnej masce.

Obserwowałam, że ochroniarze podchodzili coraz bliżej. Pięć metrów.

– A denial, a denial1.

Cztery metry. Trzy. Dwa. Koniec piosenki.

Chłopak w czarnej masce upuścił mikrofon, przez co wszystkim w uszach rozbrzmiał charakterystyczny pisk. To zatrzymało ochroniarzy na dosłownie ułamek sekundy. Cała czwórka szybko i sprawnie zeskoczyła ze sceny. Biegli w moją stronę, a mężczyźni znajdowali się zaledwie parę metrów od nich. Odrobinę się zestresowałam i sama ruszyłam w stronę samochodu.

– Odpalaj! – krzyknął jeden z nich, po czym rzucił mi kluczyk.

Z łatwością go złapałam, a następnie z prędkością światła znalazłam się w czarnym range roverze. Serce zaczęło bić mi szybciej, a ręce lekko się trzęsły, przez co z trudem włożyłam kluczyk do stacyjki. Oddech mi przyśpieszył, kiedy zauważyłam chłopaków zbliżających się do auta, a za nimi dziesięciu mężczyzn, którzy nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych.

Przełknęłam ślinę i w momencie, w którym cała czwórka dosłownie wpadła do środka, wcisnęłam pedał gazu. Szybko wykręciłam samochodem tak, aby znaleźć się przodem do bramy i znów wcisnęłam mocniej gaz. Na mojej drodze pojawił się jeden z ochroniarzy, ale sprawnie go wyminęłam. Po kilkunastu sekundach znaleźliśmy się poza terenem posiadłości. Wtedy też zauważyłam, że przez cały ten czas wstrzymywałam oddech. Wypuściłam powietrze i mocniej złapałam kierownicę.

– To było kurewsko zajebiste! – zawołał nagle jeden z chłopaków.

Przypomniałam sobie o ich istnieniu i spojrzałam na nich w lusterku. W czwórkę cisnęli się na tyłach, niemal na sobie leżąc. Byli zmęczeni biegiem, bo oddychali ciężko, ale też z dużym podekscytowaniem.

– Kurwa, mamy to!

– Trzeba to powtórzyć!

– Myślałem, że nas tam zajebią!

– Ja też! Jeden mnie nawet popchnął!

– Było zajebiście!

Zaśmiałam się na ich reakcję, ponieważ było to dość urocze, że cieszyli się z takiej rzeczy. Tym samym zwróciłam na siebie uwagę.

– Melody, właśnie! – zawołał jeden z nich. – Ty też byłaś zajebista. Aż sam byłem w szoku, gdy tak ładnie wykręciłaś.

– Dzięki – odparłam.

– Możemy ci się jakoś odwdzięczyć za to wszystko?

Westchnęłam.

– Możecie się ze mną zamienić, bo trochę dzisiaj wypiłam i chyba nie powinnam kierować.

– No tak.

Po kilku minutach zjechałam na pobocze, po czym zamieniłam się miejscami z tym w czarnej masce. Przez resztę drogi chłopacy rozmawiali o tamtym występie, jednak ja się wyciszyłam. Było już naprawdę późno, dalej odrobinę kręciło mi się w głowie, a jutro musiałam iść jeszcze do pracy.

Uśmiechnęłam się lekko, gdy po dwudziestu minutach znaleźliśmy się na moim osiedlu. Mieszkałam w starej kamienicy wraz z Glorią.

Zerknęłam na chłopaków, którzy wpatrywali się we mnie. Dzisiejszego dnia nie zapomnę do końca życia. Z perspektywy czasu cieszyłam się, że uderzyli mnie tymi drzwiami. Nawet ich polubiłam.

– Dzięki za wszystko – zaczęłam.

Zaśmiali się na moje słowa.

– Uderzyliśmy cię drzwiami i wylądowałaś w klinice.

– Ale przynajmniej było śmiesznie. – Uniosłam kącik ust, wysiadając z czarnego range rovera.

Spojrzałam na nich po raz ostatni i uśmiechnęłam się ciepło.

– Mamy nadzieję, że do następnego razu, Melody.

Rozdział drugi

Teraźniejszość

– Gloria, spóźnię się do pracy! – zawołałam w słuchawkę telefonu.

– Proszę, no! Dostanę opieprz, jeśli mu tego dzisiaj nie dam!

– Ja dostanę opieprz, jeśli nie przyjdę na czas. Wiesz, jaki jest Marcus, a ja naprawdę potrzebuję pieniędzy.

– Mówiłam ci, żebyś się stamtąd zwolniła. Jesteś za dobra na zwykłą pracę kelnerki.

– Gdyby to było takie łatwe – burknęłam.

Zaczęłam przeszukiwać komodę w pokoju blondynki w celu znalezienia dokumentów, które miała dostarczyć swojemu przełożonemu kwadrans temu. Kiedy w końcu znalazłam odpowiednią teczkę, odetchnęłam z ulgą i zasunęłam szufladę.

– Dobra, mam to – powiedziałam. – Jeśli nie będzie korków, to za dwadzieścia minut będę u ciebie.

– Kocham cię! – krzyknęła ucieszona. – Zadzwoń do mnie, to wyjdę przed budynek. Do zaraz!

– No pa – wymamrotałam, zanim się rozłączyłam.

Odetchnęłam głośno, po czym spojrzałam w lustro naprzeciwko siebie.

Uważałam się za dosyć ładną, choć nie ponadprzeciętną dziewczynę. Moje włosy miały odcień wiśniowy, dla którego musiałam dużo razy odwiedzać fryzjera. Miałam także zielone oczy i dosyć zgrabną figurę, pomimo małych rozmiarów piersi. Odrabiałam sobie to jednak w miarę sporym tyłkiem, nad którym pracowałam ponad rok na siłowni.

Obecnie miałam na sobie odrobinę za duże skórzane spodnie oraz czarną, obcisłą bluzkę z jednym rękawem, dzięki czemu drugie ramię było odsłonięte. Włosy, które sięgały mi lekko za łopatki, pofalowałam, a na twarz nałożyłam codzienny makijaż. Zabrałam jeszcze ze sobą torebkę, którą zarzuciłam na ramię.

– Chyba może być – rzuciłam od niechcenia.

Weszłam do przestronnego salonu, który był połączony z kuchnią. Wzięłam z blatu kluczyki do samochodu, a następnie opuściłam mieszkanie. Od razu kiedy wyszłam z kamienicy, odetchnęłam świeżym, listopadowym powietrzem. Typowa jesień, czyli moja ulubiona pora roku.

Odszukałam wzrokiem swojego białego, ukochanego fiata 500. Natychmiast ruszyłam w jego stronę i już po chwili znalazłam się w środku. Rzuciłam wszystkie rzeczy na siedzenie pasażera, a chwilę później odpaliłam silnik.

– Panie, jedź pan! – zawołałam, wciskając klakson, kiedy stary mężczyzna, pomimo zielonego światła, dalej stał w miejscu. – No w końcu – wymamrotałam, gdy zaczął jechać do przodu.

Ku mojemu nieszczęściu dzisiaj w Las Vegas były okropne korki, przez które dotarłam na miejsce po czterdziestu minutach. Zaparkowałam przed ogromnym wieżowcem, który znał niemal każdy.

Sanders Company to największa firma w Las Vegas. Sama nawet nie wiedziałam, czym się zajmowali. Oni po prostu tam byli i zajmowali szczytowe miejsce w całej Nevadzie. Ich logo było wszędzie. Założyciel, czyli Martin Sanders, był najważniejszą osobą z całej śmietanki towarzyskiej Las Vegas, jak i większości Nevady. Jego imię i nazwisko zawsze trafiało na pierwsze strony gazet, a jego życiem prywatnym żyło mnóstwo portali plotkarskich. On po prostu był numerem jeden.

Aby pracować w jego firmie, trzeba było ukończyć naprawdę ambitne studia i mieć doświadczenie. Gloria natomiast miała tylko to pierwsze, jednak dzięki swojej charyzmie oraz darowi przekonywania dostała się do działu marketingu.

Do: Gloruś

Czekam na zewnątrz.

Wysiadłam z samochodu z teczką w rękach, po czym spojrzałam na pnący się w górę wieżowiec. Naprawdę robił wrażenie. Spoglądałam na ludzi w ekskluzywnych garniturach czy sukienkach, którzy wychodzili z budynku. Prychnęłam w myślach. Moja marna wypłata kelnerki to przy tym nic. Przyjrzałam się ich twarzom. Każda z nich była albo ponura, albo całkowicie bez wyrazu.

Chyba jednak wolałam nie zarabiać aż tyle, ale mieć jakieś emocje i nie chodzić jak jakiś zaprogramowany szczur.

Gdy już miałam dosyć czekania na dziewczynę, choć minęła zaledwie minuta, wybrałam jej numer.

– Po sygnale nagraj wiadomość. – Po kilkunastu sekundach odezwała się automatyczna sekretarka.

– Jeśli zaraz tu nie przyjdziesz, to wyrzucę ten twój drogi róż do śmietnika – burknęłam do słuchawki, po czym się rozłączyłam.

Nagle przyszła mi wiadomość, jednak nie była ona od Glorii. Przełknęłam głośno ślinę, czytając jej treść.

Od: Marcus szef

Chyba robisz sobie żarty, Melody.

Od: Ja

Przepraszam, zaraz będę.

Od: Marcus szef

Pogadamy sobie, jak przyjdziesz. Takie spóźnienia są niedopuszczalne! Klienci czekają, a Amber musi przyjmować także twoje stoliki. Za coś takiego obniżam ci pensję.

Jęknęłam cicho pod nosem. Jeszcze tego mi brakowało. Ledwo wiązałam koniec z końcem. Gloria i tak płaciła większość za mieszkanie, a ja dokładałam się tyle, ile mogłam. Naprawdę potrzebowałam tych pieniędzy.

Od: Ja

Proszę, nie. Zaraz będę, to wszystko wyjaśnię.

Od: Marcus szef

Tu nie ma co wyjaśniać. Masz 10% mniej. A w pracy masz być za pięć minut, bo inaczej ją stracisz.

– Ja pierdolę, Gloria, zabiję cię – powiedziałam zdenerwowana do samej siebie.

Jeśli mnie wyleją, to po mnie. Nie będę miała żadnych środków do życia.

Ponownie wybrałam numer przyjaciółki, a kiedy nie odebrała, przeklęłam pod nosem i ruszyłam w kierunku wejścia do budynku. Ludzie, którzy właśnie z niego wychodzili, nie patrzyli na mnie przyjaźnie. Zapewne było to związane z moim normalnym ubiorem, a nie ich – eleganckim. Nie miałam w zwyczaju przejmować się opinią innych ludzi, dlatego dalej szłam przed siebie, udając, że nie widziałam, co robili.

Gdy weszłam do środka, zaparło mi dech w piersiach. Wszystko było w odcieniach bieli i złota. Na samym środku stało duże stanowisko wykonane z marmuru, które było recepcją. Wokół niej krzątało się mnóstwo ludzi gadających przez telefony. Gdzieniegdzie postawione były skórzane kanapy, na których nikt nie siedział, bo nie miał czasu. Po prawej stronie znajdowały się cztery windy, a po lewej schody. Całemu holu charakter nadawał wielki złoty żyrandol, który zwisał z samego środka sufitu. Kryształy na nim błyszczały tak bardzo, że aż po chwili zaczynały razić.

Wzięłam głęboki wdech. Nawet powietrze pachniało bogactwem.

Potrząsnęłam głową, by wyrwać się z transu, a następnie ruszyłam w kierunku recepcji. Za jej ladą siedziała wysoka brunetka, która była wpatrzona w ekran laptopa.

– Dzień dobry – zaczęłam. Kobieta spojrzała na mnie pytająco. – Szukam Glorii Blossom. Wie może pani, gdzie ona może być?

– Niestety, ale w Sanders Company pracują setki ludzi. Byłoby to niemal niemożliwe, abym znała wszystkich. – Uśmiechnęła się sztucznie.

– A dział marketingu na którym jest piętrze? – spytałam.

– Na ósmym.

– Dziękuję.

Oddaliłam się i zerknęłam na cztery windy, do których ciągnęła się niesamowita kolejka. Zacisnęłam usta w wąską linię.

Nie miałam tyle czasu.

Nagle moim oczom ukazała się osobna winda, która była dosłownie w rogu całego holu. Nikt koło niej nie stał, co było nieco dziwne, jednak nie miałam ani chwili, by się nad tym zastanawiać. Bez zbędnego myślenia ruszyłam w jej kierunku. Przechodzący ludzie posyłali mi zdziwione spojrzenia, a ja naprawdę nie wiedziałam, o co im tym razem chodziło. O mój wygląd czy kierunek, w którym zmierzałam? Ponownie postanowiłam mieć to gdzieś i szłam jakby nigdy nic.

Kiedy w końcu znalazłam się przed windą, usłyszałam odgłos świadczący o tym, że właśnie przyjechała na moje piętro.

Idealnie.

Drzwi się otworzyły, a w środku stała wysoka blondynka z krótkimi włosami do ramion. Miała na sobie czarny kombinezon oraz w tym samym kolorze lśniące szpilki. Jej usta były pokryte czerwoną pomadką i poruszały się w bardzo szybkim tempie, bo prowadziła intensywną rozmowę przez telefon.

– Tak, była po dwóch kierunkach studiów, a w dodatku po czteroletnim stażu! – zawołała, wciąż stojąc w miejscu. – Nie wiem, powiedział, że ma być jakaś niedoświadczona, aby mogła uczyć się od podstaw i od początku być idealnie dopasowana do niego. Tak, wiem, też mnie to dziwi. Mam dzień na to, żeby kogoś znaleźć, a ja naprawdę nie mam pojęcia, jak to…

Umilkła w momencie, gdy tylko mnie zauważyła. Otaksowała mnie wzrokiem, po czym przełknęła głośno gulę w gardle. Bez słowa zakończyła rozmowę i postawiła krok w moją stronę. Strzeliłam palcami, ponieważ odrobinę się zestresowałam. Najwyraźniej nie powinnam tu być.

– Jak się nazywasz? – spytała od razu.

– Melody Blossom – wymamrotałam rozkojarzona.

– Ile masz lat?

– Dziewiętnaście.

– Jakie szkoły skończyłaś?

– Tylko publiczne liceum.

– Studiujesz?

– Nie.

– Pracujesz gdzieś?

– Tak, jako kelnerka.

– To twoja pierwsza praca?

– Tak.

– Idealnie! – zawołała, a zaraz po tym wciągnęła mnie za łokieć do windy.

Wyrwałam się z jej uścisku i spojrzałam zaskoczona na kobietę, która wcisnęła guzik oznaczający trzynaste piętro.

– Co pani robi?

Blondynka uśmiechnęła się szeroko, gdy odwróciła głowę w moją stronę.

– Zaraz zobaczysz.

– Proszę mnie odstawić na ósme piętro – zaznaczyłam i już chciałam wcisnąć odpowiedni przycisk, ale ta pacnęła mnie w rękę. – O co pani chodzi?

– Mówiłam, że zaraz zobaczysz – odpowiedziała ze spokojem, po czym zmarszczyła brwi. – Poza tym nie wyglądasz, jakbyś tu pracowała. Po co jedziesz do działu marketingu?

– Moja przyjaciółka tam pracuje, a ja mam zanieść jej papiery – wytłumaczyłam. – Więc proszę mi pozwolić jechać na to piętro. – Zacisnęłam zęby, a następnie znów spróbowałam wcisnąć guzik.

Bez skutku, ponieważ kobieta ponownie odtrąciła moją rękę.

– Napiszę dyrektorowi działu marketingu, że ma sobie po nie przyjść – oznajmiła, a następnie wyciągnęła komórkę.

– Dopisz, że od Glorii Blossom – wtrąciłam, a ta przytaknęła.

Zdezorientowana przyglądałam się guzikom w windzie, dalej nie wiedząc, o co chodziło.

– Naprawdę nie mam czasu. – Popatrzyłam na nią. – Już i tak jestem spóźniona do pracy.

Kobieta zerknęła na mnie z uniesioną brwią.

– Lepiej się już z nią pożegnaj. Nie będziesz pracować za najniższą krajową.

Nie zdążyłam jej na to odpowiedzieć, ponieważ akurat otworzyły się drzwi windy. Kobieta wyszła przez nie pewnie, za to ja już trochę mniej. Stanęłyśmy na środku przestronnego korytarza, który prowadził do wielkich czarnych drzwi na jego końcu. W pobliżu znajdowało się stanowisko recepcjonistki, za którym siedziała młoda blondynka. Boczne ściany składały się z dużych okien, przez które widać, kto przebywał w sąsiadujących pomieszczeniach. Było tutaj cicho i spokojnie. Pracowało tu maksymalnie dziesięć osób, które w milczeniu wykonywały swoje obowiązki.

Wysoka nieznajoma ruszyła bez zawahania w stronę dużych drzwi, a ja z niechęcią oraz niepewnością ruszyłam za nią. Recepcjonistka posłała mi ciepły uśmiech, który odwzajemniłam. W okamgnieniu znalazłyśmy się na miejscu

Kobieta przystanęła.

– Wiesz, kim jest Martin Sanders?

Przełknęłam głośno ślinę, a mój mózg zaczął łączyć wszystkie fakty. Nie, to nie było możliwe, że zaraz miałam spotkać się z najbardziej wpływowym człowiekiem w Las Vegas.

– Tak, ale niech pani nie mówi, że…

Nie pozwalając mi dokończyć, kobieta zapukała, a następnie otworzyła masywne drzwi. Ja dalej stałam jak słup soli, nie chcąc się ruszyć, dlatego popchnęła mnie lekko do przodu.

Znalazłyśmy się w ogromnym biurze, gdzie było dosłownie wszystko. Minibarek, wiele półek z książkami, telewizor, skórzane kanapy, a nawet stół do bilardu! Na środku stało wielkie czarne biurko, a za nim rozciągała się panorama miasta. Ogromne okna wpuszczały do pomieszczenia tak dużo światła, że nie trzeba było zapalać lampki.

Jednak i tak największą uwagę przykuwał wysoki mężczyzna z brunatnymi, choć lekko już posiwiałymi włosami. Martin Sanders opierał się tyłem o biurko, a w dłoni trzymał szklankę z whisky. Ubrany w czarny, zapewne kosztowny garnitur, emanował aurą dominacji oraz wyższości. Samą swoją postawą wzbudzał w innych szacunek. Mnie aż przeszył zimny dreszcz, kiedy uważnie otaksował mnie spojrzeniem.

Naprawdę, nigdy nie leciałam na starszych, ale w tym przypadku musiałam przyznać, że Martin Sanders był niezwykle pociągający.

Mężczyzna uniósł brew, po czym wziął łyk ze szklaki.

– Violet, wiedziałem, że szybko znajdziesz mi tę asystentkę, ale nie że aż tak – odezwał się.

– Panie Sanders, to jest Melody Blossom – oświadczyła, wystawiając mnie na pożarcie rekina.

Ja natomiast pomimo zdezorientowania i niewiedzy postanowiłam unieść wysoko głowę i udawać, że wiem, co się dzieje. Uśmiechnęłam się lekko do pana Sandersa, na co kącik jego ust powędrował w górę.

– Cóż, Melody, pewnie wiesz, dlaczego tu jesteś – zaczął, zanim odepchnął się od biurka.

Zacisnęłam usta w wąską linię. Mój plan udawania, że wszystko wiem, legł w gruzach. Spojrzałam pytająco na, jak mniemałam, Violet, która zrobiła krok do przodu i zaczęła mi tłumaczyć:

– Słuchaj, Melody. Poszukujemy młodej dziewczyny na stanowisko asystentki. W odróżnieniu od normy, ma być ona niedoświadczona. Chcemy ją wykształcić od podstaw tak, aby idealnie się dopasowała. Wyrobimy w niej nawyki, które doskonale będą rezonować z firmą.

Spojrzałam ponownie na pana Sandersa i zastanawiało mnie jedno. Przecież na pewno miał już asystentkę i prawdopodobnie była nią Violet. Pewnie mężczyzna nie miał czasu na kształcenie nowej, młodej dziewczyny.

– Przepraszam bardzo, czyli chce pan, abym została pana asystentką? – spytałam.

Zaśmiał się, a następnie pokręcił głową.

– Nie moją – zaczął, po czym uśmiechnął się zawadiacko. – Mojego syna, Nicholasa.

Zesztywniałam, próbując przyswoić sobie natłok informacji.

Nicholas Sanders był człowiekiem, którego znało całe Las Vegas. Z racji swojego pochodzenia media interesowały się jego życiem od dzieciństwa. Ten dwudziestojednolatek był jedynym dzieckiem Martina Sandersa, co wiązało się w przyszłości z przejęciem całej jego firmy oraz majątku. Został dziedzicem fortuny, której pragnęło wiele ludzi. Dlatego też od małego dosłownie wszyscy się do niego przymilali. Każdy chodził koło Nicholasa jak w zegarku, a dziewczyny lgnęły do niego niemiłosiernie. Posiadał ekskluzywne samochody, własny apartament na szczycie wieżowca oraz trzech najlepszych przyjaciół, z którymi trzymał się od zawsze.

Mieszkając ponad dziewiętnaście lat w Las Vegas, zdążyłam usłyszeć na jego temat dosyć sporo. Media zazwyczaj przedstawiały go jako bogatego snoba, który jedyne, co miał w głowie, to dziewczyny i pieniądze. Ja pochodziłam z ubogiej rodziny, dlatego nigdy nie miałam okazji go poznać. Nie wiedziałam, jaki był naprawdę, poza tym wiadomo, że gazety czy telewizja zawsze wszystko koloryzowały i nie interesowała ich prawda, a zyski. W związku z tym nie byłam w stanie powiedzieć, jaką osobą był Nicholas Sanders.

Mimo to wiedziałam, że od dziecka był zmuszany obracać się wśród całej śmietanki Las Vegas. A ja naprawdę nie lubiłam tych snobów. Nigdy nic nie miałam do ludzi bogatych, bo uważałam, że nie ma co życzyć źle tym, którzy zapracowali sobie na swój status. Nienawidziłam jednak tej całej hierarchii i wywyższania się nad innymi. W ich towarzystwie postrzegało się każdego przez pryzmat pieniędzy. Im więcej miałeś, tym lepszą miałeś pozycję. Ja natomiast byłam największym przeciwnikiem podziału społeczeństwa. Dla mnie każdy był taki sam i każdy był równy.

Dobrze wiedziałam, że gdybym pracowała jako jego asystentka, niestety byłabym zmuszona zmierzyć się z tymi wszystkimi ludźmi, za którymi nie przepadałam. Moja godność oraz zdrowie psychiczne nie pozwalałyby mi tego zrobić, dlatego niestety musiałam odmówić.

Kiedy już miałam zamiar się odezwać, drzwi od biura otworzyły się szeroko.

Stanął w nich naprawdę wysoki chłopak, który mierzył pewnie blisko metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Nicholas miał czarne jak smoła włosy oraz bursztynowe oczy, które lśniły tak bardzo, że nietrudno je dostrzec z daleka. Był dobrze zbudowany, co podkreślała czarna, przylegająca do ciała koszula z rękawami podwiniętymi do łokci oraz rozpiętymi kilkoma pierwszymi guzikami. Na nogach miał czarne spodnie, a na stopach zwykłe czarne buty. Uwagę przyciągał czarny sygnet, który nosił na palcu serdecznym lewej dłoni. Od Nicholasa emanowała bardzo podobna energia jak u jego ojca. Respekt wobec niego wyczuwało się już w pierwszej sekundzie, kiedy się go zobaczyło. Jedyną różnicą było to, że pan Martin wydawał się raczej spokojny, a Nicholas… Cóż… Dość wybuchowy.

– Co to ma, kurwa, znaczyć? – zaczął na wstępie.

Wciągnęłam głośno powietrze, bo okej, nie spodziewałam się tego. Pan Martin zmarszczył brwi, a następnie zacisnął dłoń w pięść.

– Nicholas, uspokój się – powiedział mężczyzna. Chłopak chciał coś już dodać, lecz ojciec mu przerwał. – Przerabialiśmy to już. Czy ci się to podoba, czy nie, będziesz musiał kiedyś przejąć firmę. Masz już dwadzieścia jeden lat i pora w końcu nauczyć cię kilku rzeczy. Do tego będzie ci potrzebna asystentka.

Brunet najwidoczniej nie zgadzał się z tym, co mówił jego ojciec, ponieważ pokręcił głową i parsknął ironicznie.

– Już ci mówiłem…

Pan Martin znów nie dał mu dojść do słowa.

– To jest Melody, twoja asystentka. – Wskazał na mnie, a ja wytrzeszczyłam oczy. Nie pamiętałam, abym się zgadzała. Mężczyzna, widząc moją reakcję, uśmiechnął się lekko. – Melody dostanie dwanaście tysięcy dolarów miesięcznie, nie licząc oczywiście podwyżek co kwartał i tym podobnych.

Kiedy usłyszałam wysokość wypłaty, jaką miałam dostać, coś we mnie drgnęło. Gdybym miała tyle pieniędzy, to na spokojnie spłacałabym mieszkanie, swojego tatę, a w dodatku zostałoby coś dla mnie. Od zawsze marzyłam o takich zarobkach, pierwszy raz stać by mnie było na utrzymanie wszystkich. Nagle stanęłam przed dużym wyborem. Albo przyjąć pracę, w której nie czułabym się dobrze z samą sobą, albo postawić na pierwszym miejscu swoich bliskich i ich dobro. Zdecydowanie wolałam opcję drugą. Pocierpię, ale żeby im było dobrze.

Ja i Nicholas spojrzeliśmy na siebie w tym samym momencie. Wow, dopiero teraz doszło do mnie, jak bardzo był przystojny. Długie rzęsy, idealnie wyregulowane brwi, prosty nos, pełne malinowe usta, idealnie zarysowana szczęka. Znalazłam kolejny powód, dla którego dziewczyny tak bardzo do niego lgnęły. Najwidoczniej Sandersowie byli w jakiś sposób pociągający.

Chłopak natomiast od razu, jak tylko mnie zauważył, drgnął niespokojnie. Wciągnął odrobinę powietrza, a następnie otaksował mnie uważnym spojrzeniem. Czułam się niepewnie pod jego czujnym wzrokiem, dlatego strzeliłam palcami, co musiał zauważyć, ponieważ kącik jego ust drgnął. Na jego twarzy widniało zaskoczenie, zdezorientowanie oraz odrobina rozbawienia. A ja naprawdę nie miałam pojęcia, czym to było spowodowane. Byłam brudna czy jak?

Nicholas przyglądał mi się jeszcze przez chwilę, a następnie uśmiechnął się zawadiacko.

– Miło mi cię poznać, Melody.

1 Fragment piosenki Smells Like Teen Spirit autorstwa Nirvany (przyp. red.).