Silence - Kinga Macowicz - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Silence ebook i audiobook

Macowicz Kinga

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

21 osób interesuje się tą książką

Opis

Dwudziestotrzyletni Dale Monroe lubi porządek i harmonię. Wszystko w jego życiu musi być dopracowane w najmniejszych szczegółach.
Na co dzień pomaga swojemu ojcu, a jednocześnie głównemu prokuratorowi Las Vegas, rozwiązywać mroczne zagadki kryminalne czyhające w samym sercu Miasta Grzechów.  Z kolei wieczorami pozwala pochłonąć się muzyce tworzonej wspólnie z zespołem The Ghosts.
Jednak pewnego dnia nic nie idzie zgodnie z planem. Wybuch w kawiarni zmienia codzienność Dale’a o sto osiemdziesiąt stopni i to nie dlatego, że ta sprawa okazała się trudniejsza do rozwiązania od innych. Stało się tak, bo dotyczyła jej.
I teraz nic nie jest proste ani rutynowe. Dale zostanie zmuszony zrobić wszystko inaczej i, co najważniejsze, zapewnić dziewczynie bezpieczeństwo. Czy mu się to uda?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                                                                                                  Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 424

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 27 min

Lektor: Masza Bogucka
Oceny
4,6 (141 ocen)
102
27
7
4
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
sanndra321123

Nie oderwiesz się od lektury

To było cudowne! Totalnie nie spodziewałam się zakończenia. To był taki plot twist! Jezu, przysięgam, że staje się to jedną z najlepszych książek, jakie przeczytałam.
20
AnnaMaria73

Dobrze spędzony czas

Ciekawa
00
kachaa12

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka 🙂 Polecam
00
lourik090

Nie oderwiesz się od lektury

pierwsza część była genialna jednak ta zapadnie w moim sercu na zawsze. przeżywałam wszystko razem z bohaterami na końcu ryczałam jak bóbr ze szczęścia. czekam na kolejne części. tej książki nie da się opisać słowami. ktoś po prostu musi to przeżyć.
00
kiniamisia

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00

Popularność




Copyright © for the text by Kinga Macowicz

Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Magdalena Mieczkowska

Korekta: Katarzyna Dziedzicka, Monika Fabiszak, Aga Dubicka

Tłumaczenia z języka rosyjskiego: Aleksandra Brzeźniak-Bielecka

Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek

ISBN 978-83-8362-697-0 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2024

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Dale

Wszedłem do głównej prokuratury w Las Vegas. Jak co dzień w wejściu witały mnie miłe uśmiechy oraz skinienia głowy. Znałem wszystkich pracowników już od dziecka. Ojciec zaczął mnie tutaj zabierać, kiedy tylko skończyłem cztery lata. Byłem tak obeznany z układem korytarzy i poszczególnych biur, że z łatwością mógłbym się poruszać po budynku z zawiązanymi oczami.

Zamknąłem za sobą drzwi od biura ojca, po czym usiadłem na krześle przed jego biurkiem. Zatrzymałem spojrzenie na skórzanym fotelu naprzeciwko, należącym do prokuratora generalnego. Kiedyś to miejsce będzie moje.

Zauważyłem kodeks karny.

Przetarłem dłonią twarz. Nie mogłem na niego patrzeć. Studiowałem go tak często, że śnił mi się po nocach.

Usłyszawszy pukanie do drzwi, poprawiłem się na krześle. Kiedy do pomieszczenia wszedł policjant, uniosłem brew.

– Dale, twój ojciec pojechał na miejsce zbrodni.

Skinąłem głową.

– Dziękuję. – Wstałem z miejsca.

– Podobno był wybuch w jakiejś kawiarni. – Wzruszył ramionami.

Posłałem mu ostatnie spojrzenie, a następnie opuściłem biuro.

***

Wysiadłem z samochodu i dostrzegłem stojące przed budynkiem wozy policyjne oraz strażackie. Z zapewne przyjaznej kawiarni nie pozostało nic. Drobiny popiołu unosiły się w powietrzu, podobnie jak charakterystyczny zapach, który drażnił nos. Służby biegały z jednego punktu do drugiego, a mój ojciec stał niewzruszony pośrodku tego wszystkiego.

Mimo tego, że widok był tragiczny, mnie także w żaden sposób nie poruszył. Od małego przebywałem na miejscach zbrodni. Dla innych było to niezrozumiałe, bo jak ośmiolatek mógł oglądać nieżywe ciała? Mój ojciec nie widział w tym żadnego problemu. Uważał, że powinienem się przyzwyczajać, ponieważ to moja przyszłość. Z perspektywy czasu dziękowałem mu za to. Jeżeli miałbym się przejmować każdym zmarłym człowiekiem, prędzej wylądowałbym u psychiatry, niż objął stanowisko prokuratora.

Przeszedłem pod zabezpieczającą taśmą, rozglądając się na boki. Zawsze zaczynałem od sprawnej oceny sytuacji, aby móc jakkolwiek się wypowiedzieć.

– Co się stało?

Mój ojciec nie podniósł wzroku znad notesu, w którym coś zapisywał.

– Wybuch w kawiarni. Podobno jakieś problemy z zasilaniem, choć coś mi tu nie pasuje. – W końcu uniósł spojrzenie na budynek. – W środku znajdowało się dwadzieścia osób, z czego większość zginęła na miejscu. Jedynie trzy osoby trafiły w stanie krytycznym do szpitala.

Zmarszczyłem czoło.

– Co zamierzasz?

Zamknął notatnik.

– Każę przyjrzeć się szczegółowo przyczynie wybuchu. Jeśli ofiary się wybudzą, o ile przeżyją, staną się potencjalnymi świadkami.

Pokiwałem głową.

Sprawa wydawała się prosta. Ktoś przez przypadek nieumyślnie wywołał wybuch, a zginęli przy tym niewinni ludzie. W innym przypadku właściciel komuś podpadł, a ten ktoś postanowił się zemścić. Takie sytuacje zdarzały się kilka razy dziennie. To Stany Zjednoczone, Las Vegas, więc skala przestępczości była naprawdę wysoka. Co chwilę ktoś łamał prawo, robiąc krzywdę innej osobie. Na organach ścigania nie robiło to większego wrażenia.

– Oddycha! – krzyknął ktoś w oddali.

Służby ratownicze biegiem ruszyły w głąb dawnej kawiarni. Już po kilku sekundach przeniosły ocalałą osobę na nosze, a grupa ratowników znalazła się przy niej ze specjalistycznym sprzętem.

Kiedy nas omijali, przyjrzałem się ofierze – była nią dziewczyna. Niewiele dostrzegłem, ponieważ jej ciało pokrywała krew, a twarz miała ubrudzoną smugami sadzy. Nie wyglądała najlepiej.

Podszedł do nas wierny przyjaciel mojego ojca – Christopher. Znali się od czasu studiów i pracowali razem do dziś.

– Thomas. – Uśmiechnął się cwanie, jak to miał w zwyczaju. – Dopiero nam się skończyła jedna sprawa, a już druga na horyzoncie.

Mój ojciec uniósł kącik ust. O ile zazwyczaj się nie śmiał, uśmiechał czy nie okazywał jakichkolwiek oznak radości, o tyle przy Chrisie nigdy nie utrzymywał powagi.

– Przynajmniej mamy robotę.

– Widzisz, Dale? – Jego rozbawione spojrzenie zatrzymało się na mnie. – Pomimo kilkunastu ofiar zawsze są jakieś pozytywy.

Kiedy podszedł do nas nieco zmieszany policjant, wraz z ojcem przybraliśmy surowe miny. Chris natomiast jak zawsze szczerzył się do wszystkich.

– Mam mieć na jutro wszystkie informacje o ofiarach, jakie uda wam się znaleźć – powiedział surowo ojciec.

Mężczyzna pokiwał prędko głową i szybko uciekł.

– Co sądzisz? – spytał Chris.

– Coś mi tu nie pasuje.

Machnął ręką.

– Daj spokój, Thomas. Zwykła sprawa, jak zawsze.

Ojciec zmarszczył brwi.

– Upewnię się.

Zadzwonił mój telefon, więc odszedłem na kilka metrów.

– Słucham?

– Dale, gdzie jesteś? – Do moich uszu dotarł głos Camerona. – Czekamy na ciebie.

– Będę za dwadzieścia minut.

– Pośpiesz się.

Zakończyłem połączenie, po czym dołączyłem do ojca i Chrisa.

– Wracam do biura – oznajmił ojciec. – Kiedy dostanę raport, przyjrzę się bliżej poszlakom.

– Ja też już będę się zbierać – powiedział Chris, spoglądając na zegarek.

Ojciec zbliżył się do mnie z surowym spojrzeniem, którym obdarowywał mnie od piątego roku życia.

– Jutro o szóstej masz stawić się w prokuraturze.

Skinąłem głową.

– Nie toleruję spóźnień.

– Nigdy się nie spóźniam.

Dobrze o tym wiedział.

– Oby tak zostało.

Ominął mnie, a następnie wsiadł do samochodu.

Przeniosłem wzrok na Chrisa posyłającego mi pokrzepiający uśmiech. Pomimo długoletniej przyjaźni z moim ojcem do dziś nie rozumiał, dlaczego tak mnie traktował. On do swoich dzieci podchodził z czułością i miłością. Ja nigdy tego nie zaznałem. Zawsze odgrywałem rolę jego prywatnego żołnierza, a nie syna. Przyzwyczaiłem się do tego i nie wyobrażałem sobie innej relacji z rodzicem. Sam miałem srogi i chłodny charakter, dlatego mi to nie przeszkadzało.

– Do jutra, Chris.

Machnął ręką, odprowadzając mnie wzrokiem.

***

Znalazłem się przed sporym budynkiem The Ghosts. Zapadł zmrok, więc na szczęście nie kręciło się tu wielu ludzi. Zazwyczaj koczowali na ulicach, snując różne teorie spiskowe.

Minęło siedem miesięcy od powstania tego miejsca. Wytwórnia muzyczna Nicholasa i Melody prędko zdobyła popularność. Mieszkańcy Las Vegas zaczęli łączyć kropki. Wielu podejrzewało, że to my ukrywaliśmy się za maskami. Dowodów było wiele. Liczba osób, nazwa wytwórni, częsty widok Melody z The Ghosts, gdy spotykała się z Nicholasem. Wszyscy czekali jednak na moment kulminacyjny, w którym ktoś przyłapie nas na gorącym uczynku. Chociaż to było prawie niemożliwe, ponieważ od dziesięciu miesięcy nie zagraliśmy żadnego koncertu.

Skinąłem głową do ochroniarza, który otworzył przede mną bramę, abym mógł wjechać na posesję. Zaparkowałem prawie pod drzwiami, po czym wszedłem do środka.

To miejsce mówiło: „Melody i Nicholas”. Całe nimi przesiąkło. Wystrój, atmosfera i klimat – wszystko ich przypominało.

Po przemierzeniu kilku krętych korytarzy w końcu znalazłem się w naszej ulubionej strefie wypoczynku. Spotykaliśmy się tu raz na kilka dni i stanowiło to dla nas pewnego rodzaju odskocznię od życia codziennego. Ja zapominałem o sprawach kryminalnych, Melody i Nicholas o swoich własnych demonach, Cameron o problemach ze sobą, a Zander o wielu rzeczach, jednak było ich za dużo, aby wymieniać.

– Wreszcie – burknął Cameron. – Znów zajmowałeś się trupami?

Parsknąłem, sięgając po piwo, i usiadłem koło Zandera na skórzanej kanapie.

– Było kilku ocalałych.

– Poza tym wszystko w porządku? – spytała Melody, usadawiając się na sofie obok Nicholasa, który stroił gitarę.

Nigdy bym się nie spodziewał, że jakakolwiek dziewczyna stanie się jedną z nas i że żaden nie będzie miał z tym problemu. Melody dołączyła do naszej rodziny. Po wydarzeniu sprzed dziesięciu miesięcy z trudem się pozbierała. Potrzebowała wsparcia, a my staraliśmy się jej je dać. Zabiła dla naszego przyjaciela. To postawiło ją wyżej od innych w naszych oczach. Automatycznie zrobiliśmy dla niej miejsce u naszego boku. Przez cały ten czas zdążyliśmy się do niej przyzwyczaić i znaleźliśmy wspólny język. Teraz nie wyobrażaliśmy sobie, aby odeszła.

– Jak zawsze. – Wziąłem łyk piwa.

Posłała mi lekki uśmiech, po czym przeniosła go na Camerona szczerzącego się do telefonu.

– Kolejna biedna niewiasta?

Nie odrywał wzroku od ekranu.

– Melody, mówiłem ci, że one same do mnie wypisują. Ja tylko wykorzystuję okazję.

Z jej ust wydobyło się krótkie parsknięcie.

– Je wykorzystujesz.

Kącik jego ust drgnął ku górze.

– Nie zaprzeczam.

– Cameron, robiłeś sobie kiedyś badania na choroby weneryczne? – zapytał rozbawiony Nicholas.

Blondyn spojrzał na niego także w dobrym humorze.

– A wiesz, że tak? – Zarechotał, co wprowadziło nas wszystkich w lekki szok. – Ze swoim – szukał odpowiedniego słowa – doświadczeniem muszę regularnie odwiedzać lekarza.

– Jaki masz przebieg? – Melody uśmiechnęła się szyderczo.

– Pytasz o seks?

Pokiwała głową.

Cameron zamyślił się, marszcząc brwi.

– Bodajże… – zawahał się – pięćdziesiąt trzy.

Zaśmiałem się, widząc minę Melody.

– ILE?

Blondyn wzruszył ramionami.

– Giacomo Casanova oczarował sto dwadzieścia kobiet. Muszę być lepszy od niego.

– Twoim autorytetem jest włoski uwodziciel? – sarknął ironicznie Zander.

– Tak.

– I dalej jesteś w pełni sprawny? – odezwała się wciąż pełna niedowierzania dziewczyna.

Wszyscy wybuchli szczerym śmiechem.

– Zawsze zwarty i gotowy. – Wyszczerzył się.

– A kiedy ostatnio pytałeś swoje towarzyszki, czy im się podobało?

Cameron spojrzał na Nicholasa z rozbawieniem.

– Cały czas mi to mówią. – Przeniósł wzrok na Melody. – A ty co tak dopytujesz? Nicholas ci nie wystarcza? Jeśli chcesz, to…

– Muszę odmówić – przerwała mu.

– Dlaczego?

– Niestety nie jesteś w moim typie.

Uniósł kącik ust.

– A jaki jest twój typ?

Na usta Melody wpłynął radosny uśmiech.

– Czarne włosy, ciemne oczy…

– Przefarbuję się i założę soczewki.

– …a co najważniejsze: musi nazywać się Nicholas Sanders.

Rzuciła się na chłopaka, który złożył na jej policzku soczystego całusa.

– Wolę zostać przy swoim nazwisku… – Spochmurniał. – Jeśli nie ty, to kolejna. Co tam u twojej kuzynki Glorii?

Melody przewróciła oczami.

– Spadaj, Cameron. Znajdź sobie w końcu dziewczynę.

Prychnął.

– Jestem wolnym strzelcem. Nie szukam żony.

– Zostaniesz sam na starość.

Chłopak przeniósł szyderczy wzrok na mnie i Zandera.

– Zamieszkam z Dale’em i Zanderem.

Obaj wymieniliśmy ze sobą zmęczone spojrzenia.

– Nigdy nie skazałbym samego siebie na taką mękę – bąknął Zander.

Mnie nawet nie chciało się odpowiadać na tę zaczepkę.

Nastała cisza. Nicholas i Melody zajęli się sobą, Cameron wrócił do odpisywania dziewczynie, natomiast ja i Zander popijaliśmy w spokoju alkohol. Było tak, jak powinno być. Właśnie dla takich chwil uwielbiałem tu przychodzić.

– Coś wiadomo o tym wybuchu? Kawiarnia znajdowała się niedaleko jednego z kasyn mojego ojca – zagadał.

Skinąłem głową.

– Siedemnaście osób zginęło na miejscu, a cztery trafiły do szpitala w stanie ciężkim.

Jego wargi musnęły szklankę z whisky.

– Coś poważniejszego?

– Na pierwszy rzut oka nie, ojciec jednak ma swoje podejrzenia.

– A co ty sądzisz?

Wziąłem łyk piwa.

– Nic. Poczekam, aż znajdą się jakieś dowody. Na razie nie przywiązuję do tego większej wagi. Sprawa jak sprawa.

Zander umilkł, pogrążając się we własnych myślach. Zrobiłem to samo i przymknąłem nieco powieki.

***

Lubiłem szpitale. Zupełnie nie przeszkadzał mi unoszący się w powietrzu zapach leków, który miło drażnił nozdrza. Gęste powietrze na korytarzach rozkosznie otulało moje ciało. Zawsze panowały tu cisza i spokój. Przyjemność także sprawiało mi przyglądanie się emocjom ludzi, których tu nie brakowało. Potrafiłbym spędzić godziny, wpatrując się jedynie w ich reakcje na wieści, na które nie mieli żadnego wpływu. Fascynowało mnie to.

Podszedłem do swojego ojca, który z zaciętą miną obserwował drzwi od jednego z pokoi. Koło niego jak zwykle znajdował się Christopher szczerzący się do telefonu. Kiedy tylko Thomas wyczuł moją obecność, przeniósł na mnie surowe spojrzenie.

– Wziąłeś raporty?

Podałem mu plik papierów, które szybko zaczął przeglądać.

– Podpytaj Torresa, czy ostatnio u nich w kasynie nie kręcił się nikt podejrzany.

Zakodowałem sobie w głowie, aby wspomnieć o tym Zanderowi.

– Na co czekamy? – zapytałem, rozglądając się.

– Dwie ofiary zmarły z powodu obrażeń, a jedna walczy o życie. Poszczęściło się tylko dziewczynie, którą ostatnią wyciągnęli spod gruzów.

– To cud, że przeżyła taki wybuch.

W zasięgu naszego wzroku pojawił się lekarz, z którym mieliśmy wiele razy do czynienia przy tego typu sprawach.

– Mocno uderzyła się w głowę, ale poza tym tylko skręcona kostka, stłuczone żebra, kilka zadrapań, parę siniaków i nic więcej. – Mężczyzna umilkł na chwilę zafascynowany. – Bóg musiał mieć ją w swojej opiece.

– Co jeszcze wiemy?

– Nie ma jej w naszym systemie. – Doktor zmarszczył brwi. – Nie miała przy sobie telefonu, portfela, żadnych śladów swojej egzystencji… Tak jakby zleciała z nieba.

– W raportach też nic o niej nie ma. – Ojciec zamknął teczkę i ruszył w stronę drzwi. – W takim razie trzeba się dowiedzieć u samego źródła.

– Panie Monroe, jeszcze chwilka – odezwał się jeszcze lekarz, na co gwałtownie się zatrzymaliśmy. – Dziewczyna ma zanik pamięci, jest roztrzęsiona.

– Czyli nic nie pamięta?

Pokiwał głową.

– Nawet tego, jak ma na imię. Proszę podejść do niej delikatnie i zbyt jej nie przytłaczać. Staramy się ustalić, czy kiedykolwiek odzyska wspomnienia.

Mój ojciec odetchnął znużony.

– Jeszcze tego nam, kurwa, brakowało.

Z sali szpitalnej wyszła nieco spłoszona pielęgniarka. Notes, który trzymała w drżących dłoniach, o mało nie wypadł jej na podłogę. Kiedy nas zauważyła, głośno zamknęła za sobą drzwi.

– Doktorze, nie wiem, czy to dobry pomysł. Pacjentka jest dosyć… – zawahała się – pobudzona.

– Spokojnie, Dorothy. Pan Monroe wie, co robi.

– Tak, ale…

Thomas Monroe nie należał do osób cierpliwych. Nie dając kobiecie dojść do słowa, pociągnął za klamkę i wszedł do środka.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu, próbując wyłapać istotne szczegóły. Stawiałem coraz to dłuższe kroki, a moją uwagę przykuwały kolejne przedmioty. Najbardziej w oczy rzuciła mi się niewielka plakietka leżąca na stoliku obok łóżka szpitalnego.

„Valentina”.

Ujrzałem anioła.

Kolor jej skóry niemal zlewał się z białą pościelą, na której leżała. Długie, gęste, kruczoczarne włosy opadały jej na piersi. Nieco zadarty nos, pełne malinowe usta, długie i ciemne rzęsy oraz lekko wystające kości policzkowe. Chociaż największą rolę odgrywały w jej wyglądzie urokliwie błękitne oczy, które kolorem przypominały ocean połyskujący wśród promieni słońca.

Pierwszy raz odebrało mi mowę na czyjś widok. Widziałem wiele pięknych kobiet, ale przed nią tamte mogły jedynie schylić głowę. Wyglądała jak córka samej Afrodyty, choć i tak śmiałem twierdzić, że była od niej piękniejsza.

Przypatrywałem jej się z podziwem, kiedy zmarszczyła delikatnie brwi, po czym nacisnęła czerwony guzik wzywający pielęgniarkę.

– Nie wydaje mi się, że tu przyjdzie – zakpił ojciec. – Nieźle ją wystraszyłaś. – Wziął w palce plakietkę od stroju kelnerki. – Valentina? Tak się nazywasz?

– Kto wy, czort woz'mi, takije?1 – spytała ostro.

Usłyszawszy rosyjski i szczypiący mnie w uszy akcent, drgnąłem lekko.

Będzie ciekawie.

– Rosjanka – zauważył z podziwem Chris.

Valentina nie wyglądała na przyjaźnie nastawioną. Posyłała nam ostrzegawcze spojrzenia. Pomimo bojowej postawy dało się dojrzeć tkwiącą w niej nutę strachu. Bacznie śledziła wzrokiem każdy ruch naszych ciał, próbując wykryć najmniejsze zagrożenie.

– Ile masz lat? Pamiętasz cokolwiek? – Ojciec zignorował jej pytanie.

Skrzywiła się.

– Otwali.

– Nie znamy rosyjskiego.

– Spierdalaj – przetłumaczyła.

Powstrzymywałem uśmiech. Taka drobna dziewczyna z tak zadziornym charakterem nie zdarzała nam się za często. Zdawałem sobie sprawę, że będzie interesująco. Szczególnie że ojciec nie lubił, gdy ktoś się mu sprzeciwiał. A ta dziewczyna już zdążyła wyprowadzić go z równowagi.

Dostrzegłem, że na jego usta pchała się obelga, więc powstrzymałem go ruchem dłoni.

– Wrócimy tu innego dnia – odparłem spokojnie. – Gdy Valentina wydobrzeje.

Po raz pierwszy przeniosła na mnie całą swoją uwagę. Nieufne oczy skanowały uważnie moją twarz. Kiedy nie zauważyła żadnego niebezpieczeństwa, jej ramiona lekko się rozluźniły. Schlebiało mi to.

– Dale – powiedział ostro mój ojciec, gdy jako jedyny pozostałem w miejscu.

Otrząsnąłem się, po czym wyszedłem z sali.

– Trafiła nam się niezła sprawa. – Wyszczerzył się Chris.

– Nic nie pamięta, mówi po rosyjsku, a w dodatku niezmiernie mnie wkurwia – burknął Thomas. – Coś mi tu nie pasuje.

– Akurat to ostatnie nie jest niczym nowym.

Ojciec uniósł kącik ust, usłyszawszy kąśliwą uwagę przyjaciela.

– Ja z Chrisem zajmiemy się szczegółami dotyczącymi wybuchu. – Skierował wzrok na mnie. – Dale, widziałem, jak na ciebie patrzyła. Spodobałeś się jej. Dopóki nie dowiemy się niczego istotnego, spróbuj ją do siebie przekonać. Jeśli cokolwiek sobie przypomni, ty masz o tym wiedzieć.

Przytaknąłem.

– Nie spierdol tego.

Ominęli mnie, zostawiając samego na korytarzu. Moje oczy przeniosły się na drzwi pokoju, w którym leżała Valentina.

Zawsze starałem się nie zawieść ojca. Tym razem też tak będzie. Zdawałem sobie sprawę, że to zadanie nie należało do najłatwiejszych, do najprzyjemniejszych jednak już tak. Valentina miała w sobie coś intrygującego. Jakiś głos w środku podpowiadał mi, że ta sprawa może być naprawdę interesująca.

ROZDZIAŁ DRUGI

Dale

Zimne krople spływały mi po twarzy i skapywały na zimną posadzkę prysznica. Lodowata woda obmywała ciało, powodując przyjemne dreszcze. Przesuwając po nim dłońmi, wizualizowałem oczyszczanie się z negatywnych emocji, które mi towarzyszyły.

Chłodny prysznic zawsze stanowił początek dobrego i produktywnego dnia. Brałem go codziennie rano, ponieważ nie mogłem sobie pozwolić na niewydajność. Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz leżałem i nic nie robiłem. Codziennie miałem jakieś zadanie, które zaprzątało moje myśli.

Stanąłem przed lustrem, cały mokry i ociekający wodą. Włosy opadające na czoło nieco zasłoniły mi widok na odbicie, choć i tak nawet w ciemnościach potrafiłem dostrzec tatuaż na lewej piersi. Dotknąłem go opuszkami palców, a przez moją klatkę piersiową przeszło tak dobrze znane, nieprzyjemne ukłucie, które towarzyszyło mi od kilkunastu lat.

Chociaż zdążyłem się do niego przyzwyczaić, wciąż bolało tak samo.

Mocno przycisnąłem ręcznik do twarzy, starając się stłumić to uczucie.

Uwielbiałem rutynę. W żaden sposób mnie nie nudziła i nigdy nie lubiłem jej zmieniać. Dobre nawyki były zdrowe. Cykliczność powodowała poczucie bezpieczeństwa oraz kreowała strefę komfortu. Nie przepadałem za wychodzeniem z niej. Rzadko bywałem spontaniczny, niezdecydowany, chaotyczny czy impulsywny. Powiedzenie „raz się żyje” raczej do mnie nie przemawiało. Wolałem wszystko dokładnie przemyśleć, przeanalizować, a na końcu wyciągnąć wnioski. Lekkomyślność i życie z chwili na chwilę nie były dla mnie.

Jak co dzień ubrałem się w idealnie wyprasowane ubrania, po czym ruszyłem do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Pomimo tego, że mieszkałem w Stanach Zjednoczonych, starałem się jeść zdrowo i kupować mało chemiczne jedzenie, co oczywiście sporo mnie kosztowało.

Wypiłem czarną kawę, posprzątałem i dopiero wtedy poczułem się dobrze. Moje poranki wyglądały tak samo od kilku dobrych lat, co zupełnie mi nie przeszkadzało.

Równo o godzinie ósmej wyszedłem z apartamentu, w którym niegdyś mieszkał Nicholas. Po śmierci jego ojca i brata nie potrafił tu wrócić, dlatego na pewien czas przeniósł się do mniejszego mieszkania. Niedawno wprowadziła się do niego Melody, choć długo tam razem nie pomieszkają, ponieważ zaczęli remont swojej wymarzonej rezydencji. Ja i tak długo myślałem nad przeprowadzką, a kiedy pojawił się pomysł przejęcia dawnego apartamentu Nicholasa, od razu się zgodziłem. Mnie w ogóle nie przeszkadzał fakt, że ktoś tu zginął. Nie wierzyłem w duchy ani w dobre czy złe energie. Podchodziłem do tego obojętnie.

Wszedłem do szpitala, a gdy do moich nozdrzy dotarł przyjemny zapach, odetchnąłem z zadowoleniem. Przemierzałem sprawnie korytarze, aż w końcu dotarłem pod odpowiednie drzwi. Pchnąłem je i wszedłem do środka.

Byłem niezmiernie zainteresowany tym, co Valentina miała mi do powiedzenia.

Dziewczyna leżała na plecach, a w dłoni trzymała pilota, którym przełączała programy w telewizji. Choć do jej uszu dotarł dźwięk stawianych przeze mnie kroków, wciąż nie podniosła głowy. Nie śpieszyłem się; dałem sobie dużo czasu, aby uważnie się przyjrzeć dziewczynie.

Oprócz innej piżamy jej wygląd od wczoraj się nie zmienił. Dalej pozostawała urokliwie piękna. Pomimo obrażeń jej gładka skóra lśniła w akompaniamencie promieni słonecznych wpadających do środka pomieszczenia przez okno. Pragnąłem jej dotknąć i przesunąć palcami po ciele. Była idealna.

Przysunąłem krzesło do łóżka, po czym zająłem miejsce. Dobrze zdawała sobie z tego sprawę, że jej się przyglądałem, postanowiła jednak nie zareagować. Sprawnie udawała, że dalej jest sama w pomieszczeniu. Tak jakby mnie w nim w ogóle nie było.

– Valentina. – Chwyciłem w palce jej plakietkę. – Jesteś nam potrzebna.

Cisza.

Odłożyłem przedmiot na miejsce.

– Próbowałaś sobie cokolwiek przypomnieć?

– Otwali.

– Nigdzie się stąd nie ruszam – powiedziałem ostrzej, niż chciałem.

Ponownie umilkła.

– Cokolwiek. Ile masz lat? Kim są twoi rodzice? Gdzie mieszkasz?

Wciąż zachowywała się, jakbym nie istniał. Pomimo jej ponadprzeciętnego wyglądu zaczynała mnie irytować.

– Sprawa jest dla nas ważna, a ty jesteś jedynym świadkiem. Musisz chociaż spróbować sobie coś przypomnieć.

– Otwali.

Odetchnąłem z rozdrażnieniem.

– Możesz mówić po angielsku?

– Niet2.

Wstałem gwałtownie z miejsca, na co wzdrygnęła się niespokojnie.

– W takim razie zamiast mnie przyjdzie ktoś inny. Nie obiecuję, że będzie milszy.

Na jej ustach tliła się odpowiedź, jednak szybko ją stłumiła, zaciskając wargi.

Ja natomiast postarałem się, aby jak najszybciej opuścić pomieszczenie. Oczywiście nie zamierzałem przydzielać do tego zadania nikogo innego, ale chciałem ją trochę nastraszyć. Sądząc po jej reakcji, udało mi się.

Nie wiedziałem, jak miałem do niej podejść. Zazwyczaj podczas prowadzenia śledztwa pozostawałem chłodny i niewzruszony, teraz jednak nie mogłem działać w taki sposób. Problem polegał na tym, że nie potrafiłem inaczej. Nigdy nie uczono mnie, w jaki sposób postępować z taką dziewczyną. Ze swoim charakterem zdecydowanie nie nadawałem się do tego zadania.

Kiedy zjeżdżałem windą na parter, do moich uszu dotarł dzwonek telefonu.

– Tak, słucham?

– Dale – usłyszałem głos Melody. – Odebrałbyś mi, proszę, balony spod adresu, który ci prześlę? Ja źle się czuję, a Nicholas jest w wytwórni, więc nie miałam kogo o to poprosić.

Skinąłem głową.

– Będę niedługo.

– Dziękuję!

Włożyłem komórkę z powrotem do kieszeni spodni.

***

Zapukałem do drzwi mieszkania. Nie musiałem długo czekać, ponieważ po kilku sekundach moim oczom ukazała się sylwetka Melody.

– Postaw tutaj.

Przesunęła się, a ja ułożyłem karton na podłodze.

– Mam nadzieję, że wyzdrowieję do jego urodzin – westchnęła, opadając na fotel.

Przyjrzałem się jej i dostrzegłem cienie pod oczami oraz bladą twarz.

– Usiądź na chwilę. – Wskazała na kanapę. – Zrobić ci coś do picia? Kawę, herbatę?

Zająłem miejsce nieopodal niej.

– Nie, dziękuję – odparłem. – Co ci dolega?

– Boli mnie głowa, brzuch, a w dodatku cały czas jestem zaspana.

Rozchyliłem lekko usta.

– A może…?

Gwałtownie uniosła wzrok i spojrzała na mnie z przerażeniem.

– Nawet tak nie mów. Jeszcze dziecka mi tu brakuje – sarknęła z ironią. – Poza tym biorę tabletki, dlatego to niemal niemożliwe.

Przytaknąłem głową na znak, że rozumiem. Wizja małego Nicholasa wcale nie wydawała się taka zła, ale na pewno nie w tym momencie.

– A ciebie co trapi?

Przymknąłem powieki.

– Nic.

– Przecież widzę.

Nie przepadałem za mówieniem o sobie.

– Praca?

Milczałem przez moment.

– Poniekąd.

Zmarszczyłem lekko czoło, zastanawiając się, czy pytanie, które tkwiło mi w głowie, było odpowiednie. Po krótkim, choć intensywnym rozważeniu „za” i „przeciw” postanowiłem się odezwać.

– Jak przekonać do siebie dziewczynę?

Niecierpliwie wpatrywałem się w twarz Melody, oczekując odpowiedzi. Była jedyną dziewczyną, z którą się zadawałem, dlatego zostawała mi tylko ona. Nawet jeśli nie uchodziła za dobre źródło rad.

Tak jak przypuszczałem – wybuchnęła głośnym śmiechem.

– Dale Monroe prosi mnie o radę w sprawie dziewczyny!

Cierpliwie czekałem, aż się uspokoi.

– Tego jeszcze nie było!

Wciąż rechotała, nie przejmując się moim surowym wyrazem twarzy.

– Opowiadaj, kto chwycił cię za serce. – Spoglądała na mnie z rozbawieniem. – Aż sama jestem w szoku, że dożyłam tego momentu.

– Nikt.

Uśmiech zszedł jej z twarzy.

– Jak to nikt?

W końcu nastąpiła chwila, gdy mogłem wszystko wytłumaczyć bez jej wciąż przerywającego mi śmiechu.

– Chodzi o sprawę zawodową.

Rozsiadła się w fotelu.

– Słucham cię. Co nowego tym razem w przestępczym półświatku Las Vegas?

– Pamiętasz, jak wspominałem ostatnio o wybuchu w kawiarni?

– No.

– Przeżyła jedna dziewczyna, która pod wpływem silnego uderzenia w głowę straciła pamięć. Podobno nie pamięta nic, nawet tego, jak się nazywa. – Do głowy przyszła mi pewna myśl. – Przynajmniej tak nam się wszystkim wydaje, jednak nie zdziwiłbym się, gdyby coś sobie przypomniała, ale nikomu by o tym nie powiedziała. Valentina jest trochę wybuchowa, wyzywa nas po rosyjsku i nie chce przebywać w niczyim towarzystwie. Jest nam cholernie potrzebna, ponieważ jest jedynym w pełni funkcjonującym świadkiem. Mnie przypadło zadanie zdobycia jej zaufania. Jeśli cokolwiek jej się przypomni, mam o tym wiedzieć. Kiedy próbowałem z nią porozmawiać, udawała, że mnie nie widzi, i kazała spierdalać. Nie mam pojęcia, jak mam do niej podejść.

Zrobiłem głębszy wdech. Nie pamiętam, kiedy ostatnio rozwinąłem tak jakikolwiek temat.

Melody uważnie słuchała, co jakiś czas parskając krótko śmiechem.

Nie musiałem długo czekać na odpowiedź.

– Mówiłeś do niej takim tonem jak teraz?

Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc.

– Tak.

Dziewczyna odetchnęła z politowaniem.

– To się nie dziw, że nie chciała z tobą rozmawiać.

– Co masz na myśli?

Umilkła na chwilę, żeby dobrze dobrać słowa.

– Dale, gdy tylko cię poznałam, nieco mnie przerażałeś. Wypowiadasz się chłodno, bez emocji i… jak by ci to powiedzieć… nie wzbudzasz zaufania.

Lekko mnie to rozbawiło.

– Kobiety lubią czuć się komfortowo w czyimś towarzystwie i odczuwać ciepło.

– Melody, ja chcę wyciągnąć od niej zeznania, a nie zaprosić na randkę.

Pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Widzisz, to dlatego Valentina tak się zachowuje. Postaw się w jej sytuacji. Straciła pamięć, nie ma nikogo, przeżyła straszliwe męki, aż w końcu przychodzi do niej zgorzkniały facet z prokuratury, który nawet nie spyta, jak się czuje.

Zamknąłem usta. Analizując słowa Melody, zdałem sobie sprawę, że miała rację. Powinienem podejść do niej inaczej. Ona nie była mężczyzną, którego brałem na fotel do przesłuchań i wyciskałem z niego wszystko aż do łez. Byłem mało empatyczny, w tej sytuacji jednak nietrudno się domyślić, jak źle się czuła. Jeśli chciałem mieć ją po swojej stronie, musiałem zachowywać się łagodniej i życzliwiej.

To zadanie wydawało się trudniejsze, niż przypuszczałem.

– Słuszna uwaga – odezwałem się po kilku sekundach.

Zaśmiała się.

– Dzięki.

Wstałem z miejsca i poprawiłem płaszcz.

– Będę się już zbierać.

Melody także się podniosła, po czym odprowadziła mnie do wyjścia.

– Odpoczywaj, bo musisz być zdrowa na urodziny Nicholasa.

– Jasne. Jeśli Valentina będzie potrzebowała dobrego kobiecego wsparcia, możesz do mnie dzwonić.

Przystanąłem.

– Nie łączę życia zawodowego z prywatnym, Melody.

Westchnęła.

– Wiem, ale szkoda mi tej dziewczyny. Chciałabym jakoś jej pomóc.

Doceniałem chęci i dobre serce Melody, nigdy jednak nie pozwalałem, aby jakakolwiek sprawa wpływała na moje życie osobiste. Główną zasadą było oddzielenie tych dwóch rzeczy.

– Do zobaczenia.

Oparła się o framugę.

– Miłego dnia, Dale.

Uśmiechnąłem się pod nosem.

– Miłego dnia, Melody.

Zamknęła drzwi, a ja ruszyłem schodami w dół.

Z każdym dniem coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że dzień, w którym spotkaliśmy Melody, był jednym z najcenniejszych w naszym życiu.

Teraz moim głównym celem był szpital, ale musiałem wstąpić jeszcze w jedno miejsce.

***

Zaparkowałem pod budynkiem, w którym niegdyś często bywałem. Kiedy byłem nastolatkiem, wraz z Zanderem uwielbialiśmy przesiadywać w kasynach jego ojca i patrzeć na tych wszystkich ludzi z góry. Teraz nie było na to ani czasu, ani chęci. Ja całe dnie spędzałem w prokuraturze, a on – za biurkiem w kasynach ojca. Vincent Torres miał ich wiele, a władzę nad niektórymi z nich powierzył synowi. Zander czuł się w nowej roli jak ryba w wodzie.

– Nie interesuje mnie to. Masz załatwić tę sprawę do otwarcia.

Pracownik pokiwał posłusznie głową, a następnie od razu wziął się do pracy i sięgnął po telefon.

Zander na początku mnie nie zauważył, jednak gdy podszedłem kilka kroków bliżej, podniósł na mnie swoje przenikliwe spojrzenie.

– Dlaczego tak niemiło? – Rozbawiony uniosłem brew.

– Nie uwierzyłbyś, jakich idiotów mój ojciec czasami zatrudnia.

Obaj się do siebie wyszczerzyliśmy, a następnie po męsku przybiliśmy piątkę.

Nicholas z Cameronem byli ze sobą bliżej, mnie natomiast bliższy był Zander. Znaliśmy się jeszcze przed powstaniem naszej grupy. Pomimo abstrakcyjności sytuacji nasi ojcowie się przyjaźnili. Każdy wiedział, że Vincent Torres bierze udział w szemranych interesach, ale ze względu na jego pokaźny majątek oraz wkład w miejskie inwestycje władze przymykały na to oko. Od dziecka trzymaliśmy się razem. Zapaliliśmy wspólnie pierwszego papierosa, spróbowaliśmy alkoholu, na tej samej imprezie nawet straciliśmy dziewictwo.

– Domyślam się.

Zmierzaliśmy do biura.

– Kazałem przejrzeć wszystkie kamery. W kasynie nie zdarzyło się nic podejrzanego w dzień wybuchu. Na zewnątrz już tak.

Zmarszczyłem brwi.

– Co masz na myśli?

– Sam zobacz.

Weszliśmy do gabinetu i od razu skierowaliśmy się do biurka. Zander prędko uruchomił laptop, a na ekranie pojawiły się nagrania sprzed budynku.

– Spójrz tu. – Wskazał na chodnik.

Moim oczom ukazał się obraz młodego chłopaka, który chował coś pod kurtką i wyglądał na zestresowanego. Rozglądał się na boki, tak jakby kogoś się spodziewał.

– Walker.

Dobrze kojarzyłem tę twarz. David Walker był pseudogangsterem z szemranych kręgów Las Vegas. Policja znała go aż za dobrze. Ciągłe napady, handel narkotykami czy inne przestępstwa, które zazwyczaj uchodziły mu na sucho.

– Nie wydaje mi się, aby sam podłożył materiał wybuchowy – powiedział, zamykając laptop.

– Chciał go komuś przekazać – wywnioskowałem.

– Bierze udział w następnych wyścigach. Prędko wydobędziemy z niego informacje.

Pokiwałem głową.

Zander zajął miejsce na wygodnym krześle, spoglądając na mnie spod przymrużonych powiek.

– Za dwa tygodnie urodziny Nicholasa – oznajmił, zmieniając temat.

Oparłem się o biurko.

– Wiem. Zawiozłem niedawno Melody karton pełen balonów.

Parsknął pod nosem.

– Pamiętasz, jak ozdobiła dom na urodziny Camerona?

Zaśmiałem się cicho.

– Ledwo dostrzegaliśmy siebie pośród tych dekoracji.

Na moment zanurzyliśmy się we własnych wspomnieniach.

– Nicholas ma szczęście, że ją znalazł.

Zgadzałem się z nim. Jednocześnie do głowy powrócił mi obraz pewnej dziewczyny. Od razu spoważniałem.

– Zander…

Wiedział, o co mi chodziło.

– Nie kończ – powiedział stanowczo.

Nienawidził, gdy poruszałem ten temat. Także nie lubiłem go przytaczać, musiałem jednak powstrzymać przyjaciela przed zrobieniem ogromnej głupoty.

– Przemyślałeś to, o czym ci mówiłem?

Gwałtownie wstał z miejsca.

– Nigdy nie zmienię zdania.

– Skrzywdzisz tym kogoś.

Zatrzymał się na moment.

– A ona mnie nie skrzywdziła?

Zacisnąłem usta.

– Daj sobie spokój.

– Kocham cię, Dale, ale nie wtrącaj się w to. Wiem, że mnie nie zrozumiesz, i nie oczekuję tego od ciebie. Po prostu nie stawaj mi na drodze.

Wypuściłem ciężko powietrze.

Nie znałem człowieka z trudniejszym charakterem niż Zander. Był na tyle uparty i zawzięty, że nigdy nie zdołałbym przekabacić go na swoją stronę. Będzie dążył do celu, dopóki go nie osiągnie. Nawet jeśli sprawi tym komuś niewyobrażalną krzywdę. Zrobi wszystko, aby ona poczuła się tak samo jak on kiedyś.

– Wiesz, że ci nie odpuszczę?

Milczał, ponieważ doskonale zdawał sobie z tego sprawę. W tej kwestii ja również pozostawałem nieustępliwy.

– Będziesz musiał.

Dotarliśmy do wyjścia. Spojrzeliśmy na siebie z politowaniem, po czym zamknęliśmy dłonie w męskim uścisku.

– Na razie.

– Trzymaj się.

***

Już drugi raz tego dnia przemierzałem korytarze szpitala publicznego w Las Vegas. Drogę do sali Valentiny znałem na pamięć. Kiedy stanąłem przed drzwiami, odruchowo złapałem za klamkę, lecz wtedy przypomniały mi się słowa Melody. Musiałem zachowywać się inaczej niż dotychczas. Z tego właśnie powodu zapukałem cicho, zanim wszedłem do środka.

Zastałem ją w tej samej pozycji co rano. Tym razem zaszczyciła mnie swoim bystrym spojrzeniem. Gdy tylko ujrzała moją sylwetkę, jej brew drgnęła ze zdziwienia. Długo nie mogłem się tym nacieszyć, ponieważ po kilku sekundach wróciła wzrokiem na ekran telewizora.

Nie zamierzałem się poddawać.

Tak jak poprzednio zająłem miejsce obok jej łóżka. Zrobiłem głębszy wdech, po czym zacząłem:

– Przepraszam, że z rana zachowałem się jak dupek.

Wciąż milczała, choć dostrzegłem, jak jej usta rozciągnęły się w małym uśmiechu. Skubana, sprawiało jej to satysfakcję.

– Jak się czujesz?

– Poczemu tiebia eto wołnujet?3

Odetchnąłem znużony.

– Wiem, że mówisz po angielsku.

Nieco się zawahała. Kiedy już chciała mi odpowiedzieć, nagle zacisnęła usta. Po tym, jak jej wzrok padł na noszoną przez nią szpitalną koszulę, niepewnie skierowała dłonie na ten obszar ciała. Ubranie podwinęła na tyle, że zdążyłem dostrzec bandaże owinięte wokół jej klatki piersiowej. Nie dała mi możliwości przyjrzenia się, ponieważ prędko się zasłoniła.

– O ile noga aż tak mnie nie boli, to stłuczone żebra nie są niczym przyjemnym.

Nastąpił naprawdę wielki progres. Odezwała się do mnie bez używania obraźliwych rosyjskich zwrotów. Musiałem się poważnie zastanowić nad tym, czy aby nie zacząć częściej słuchać Melody.

– Niedługo powinnaś wrócić do siebie.

Przewróciła oczami.

– Gdyby nie lekarze, którzy obserwują każdy mój ruch, już dawno bym się wypisała.

Ta niepozorna dziewczyna nieco mnie rozśmieszała. Zabawnie słuchało się jej wypowiedzi i odbierało styl bycia, zważywszy na jej drobną posturę.

– I co potem, Valentina? Gdzie byś się podziała?

Wbrew moim oczekiwaniom parsknęła cicho pod nosem.

– Nawet nie wiem, czy faktycznie tak się nazywam. Nic nie pamiętam. Nie mam pojęcia, ile mam lat, czy mam rodzinę, a może nawet dzieci.

Nigdy nie byłem empatyczny, co wiązało się z tym, że nie wiedziałem, jak się zachować w takich sytuacjach.

Co powiedziałaby Melody?

– Na pewno rodzina już cię szuka. Nie zniknęłaś bez śladu.

Spojrzała na mnie z powątpiewaniem.

– Tak myślisz, Dale?

Zmarszczyłem lekko brwi. Nie przypominałem sobie, abym jej się przedstawiał. Po chwili jednak przypomniałem sobie sytuację, gdy ojciec wypowiedział przy dziewczynie moje imię.

Zaśmiała się prowokująco, widząc moją reakcję.

– Syn głównego prokuratora Las Vegas. – Pokiwała z przekąsem głową. Zanim zdążyłem się odezwać, dodała: – Pielęgniarki głośno rozmawiają, a ściany tego szpitala są naprawdę cienkie.

Przyglądałem się jej z podziwem. Bystra kobieta.

– Tatuś załatwił posadę? Niech zgadnę: pewnie masz przejąć jego stanowisko.

Kącik moich ust drgnął. Dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że próbowała mnie rozproszyć, ale nie wiedziałem jeszcze dlaczego.

– Właśnie tak. Ojciec wykupił mi dyplom po studiach prawniczych, a teraz sam robi za mnie aplikację prokuratorską. Wszystko mam podane na tacy. Zgadłaś, Valentina.

Uśmiechnęła się lekko, słysząc ironię w moim głosie.

– Dziękuję za uznanie – przerwała chwilę ciszy i dodała: – Dowiedzieliście się czegoś w sprawie wybuchu?

Czyli właśnie o to jej chodziło.

Z moich ust wyszło krótkie parsknięcie.

– To są poufne informacje.

Poruszyła się lekko i przez to zdążyłem wywnioskować, że moja odpowiedź jej nie usatysfakcjonowała.

– Mam prawo wiedzieć, kto chciał mnie zabić.

Pochyliłem się, by się do niej przybliżyć.

– Twierdzisz, że stał za tym człowiek?

– Nie wiem. Mam przeczucie, że to nie żadna usterka, ale celowe działanie.

Ponownie się wyprostowałem.

– Niestety, Valentina, nie masz takich uprawnień, abym cokolwiek ci powiedział.

Grymas pojawił się na jej twarzy.

– Jestem jedną z ofiar, straciłam pamięć. Uważam, że należą mi się jakiekolwiek wyjaśnienia.

– Rozumiem, lecz niestety nie jest to możliwe. Choć podziwiam twoje imponujące umiejętności manipulacji, to w takich sprawach nie ufam obcym.

Zmarszczyła czoło.

– Myślisz, że mogę spiskować za waszymi plecami?

Moje milczenie było odpowiedzią. Dałem jej do zrozumienia, że braliśmy taką opcję pod uwagę, chociaż osobiście dawałem tej teorii małe szanse.

Rozbawiona sarknęła:

– Może to nawet lepiej. Bądź uważny, Dale. Nietrudno udawać zaniki pamięci.

Jej wypowiedź przesiąkała sarkazmem. Normalnie bym to olał, jednak podczas naszej krótkiej, lecz intensywnej konwersacji zdążyłem wywnioskować, że Valentina nie była osobą, którą warto lekceważyć. Pomimo braku złego przeczucia co do jej osoby w głowie i tak zapaliła mi się czerwona lampka.

– Bądź uważna, Valentina. W Ameryce kłamstwo wobec policji może prowadzić do konsekwencji prawnych takich jak grzywny, kary pieniężne, a nawet więzienie w przypadku składania poważnych fałszywych zeznań lub doniesień – wypowiedziałem automatycznie wpojoną mi podczas wykładów formułę. – A z tego, co się orientuję, to twoja sprawa jest poważna.

Obserwowałem, jak jej lewa brew uniosła się delikatnie na znak podziwu. Charakter Valentiny nie pozwoliłby jej przyznać tego na głos, dlatego prychnęła cicho.

Poczułem wewnętrzną satysfakcję.

W tym momencie w kieszeni zawibrował mój telefon. Dyskretnie sprawdziłem powiadomienie, a gdy okazało się, że ojciec czekał już pod drzwiami, ponownie schowałem komórkę.

– Muszę się już zbierać. – Wstałem, a bystry wzrok Valentiny śledził każdy mój ruch, próbując dostrzec jakąkolwiek lukę.

Wyprostowałem się, a moje spojrzenie wylądowało wprost na jej nieskazitelnie pięknej twarzy. Grymas zniknął jej z ust, a zastąpiło go małe, ledwo widoczne zadowolenie.

Musiałem podziękować Melody, ponieważ po raz pierwszy jej cenne rady okazały się naprawdę cenne.

– Do widzenia, Valentina.

– Do widzenia, Dale.

Spojrzałem na nią po raz ostatni, a następnie wyszedłem z sali. Gdy tylko zamknąłem drzwi, naskoczyli na mnie spięty ojciec oraz Chris, już nie tak radosny jak zwykle.

– Jak było? – zapytał ten drugi.

Skinąłem głową.

– W porządku. Valentina naprawdę nic nie pamięta, więc ją także to irytuje, ale stara się sobie przypomnieć.

– Valentina? – zadrwił mój ojciec. – Dostaliśmy bazę danych pracowników całej kawiarni. Nigdy nie pracowała tam żadna Valentina. Ponadto jej twarz nie figuruje w naszych aktach. Dziewczyna, która tam leży, prawdopodobnie była jednym z organizatorów wybuchu, a teraz nic nie pamięta. Ta sprawa jest grubsza, niż nam się wydaje.

1Kto wy, czort woz'mi, takije? – (z ros.) Kim wy, kurwa, jesteście? (przyp. aut.).

2Niet – (z ros.) nie (przyp. aut.).

3Poczemu tiebia eto wołnujet? – (z ros.) Dlaczego cię to obchodzi? (przyp. aut.).