Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kontynuacja historii bohaterów z powieści Execution.
Fallon jest załamana po utracie ukochanego. To sprawia, że brakuje jej sił, by oprzeć się wpływom ojca wykorzystującego szansę, aby ponownie zacząć manipulować córką.
Kobieta zgadza się wyjść za mąż za syna biznesmena, który obiecał jej ojcu pomoc. Jakby tego było mało, w jej pobliżu ponownie pojawia się ochroniarz mający za zadanie pilnować jej na każdym kroku.
Jednak Fallon jest zupełnie obojętna na to, co się z nią dzieje.
Wszystko się zmienia, kiedy podczas przyjęcia zorganizowanego przez jej narzeczonego kobieta wychodzi na chwilę do ogrodu, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza.
Spotyka tam kogoś, kto sprawia, że być może znowu zapragnie zawalczyć o własne życie i niezależność.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 394
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Julia Sander
Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Magdalena Magiera
Korekta: Aleksandra Krasińska, Anna Miotke, Daria Raczkowiak
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
ISBN 978-83-8362-709-0 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2024
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Cisza ma dwa oblicza. Jednym z nich jest pełen mroku i niepokoju chłód, czyli to, co wzbudza u ludzi dreszcze i przyspieszone bicie serca. Drugie jej oblicze wywołuje spokój i ulgę.
Blondynka stała pośród mroku w całkowicie pustym holu. Zdawało się, że lunatykowała i podczas snu doszła aż tutaj. Przez ostatnie dni zdążyła polubić otaczającą ją ciszę, teraz jednak zamiast spokoju czuła, że przez jej ciało przechodzi strach, a dreszcze wędrowały po jej plecach i dotarły aż do opuszków palców. Otuliła się szczelnie ramionami, kiedy chłód ponownie owiał jej ciało. Rozejrzała się po holu, oświetlonym tylko światłem księżyca wpadającym przez okna. Zmrużyła oczy i dostrzegła, jak ciemna postać wychodzi z pomieszczenia, z hukiem zamykając za sobą drzwi. Podążyła za nią, ale po chwili straciła ją z oczu. Przechodząc przez drzwi, rozglądała się za osobą, którą przed chwilą widziała. Choć dziewczyna była w tym domu nie raz, nadal wielkość posiadłości ją zadziwiała, sprawiała, że gubiła się stosunkowo szybko i nie potrafiła odnaleźć nawet swojej sypialni. Błądziła podobnie jak w myślach, kłębiących się w jej głowie.
Usłyszała za sobą szelest dochodzący zza drzwi, które znajdowały się po lewej stronie. Podeszła do nich i delikatnie szarpnęła za klamkę. Wyszła na korytarz, również spowity mrokiem.
– Pani Margot?! – zawołała, wpatrując się w ciemność.
Dreszcz ponownie przeszył jej ciało. Szła przed siebie, stawiając powolne i ostrożne kroki. Nagle zza rogu korytarza dostrzegła światło. Delikatne, jakby jego źródło przygasało, a potem przybierające na sile. Kierowała kroki w tamtą stronę, czując, jak chłód zastępowany jest przez narastające ciepło. Zatrzymała się, kiedy dostrzegła pełzające po ziemi płomienie. Zbliżały się, pochłaniając po drodze wszystko, co znajdowało się w ich zasięgu.
Dziewczyna z przerażeniem cofnęła się o kilka kroków, obserwując, jak niszczycielski żywioł się do niej zbliża. Jej serce przyspieszyło, a oddech stał się płytszy. Strach nakazał czym prędzej się ratować. W popłochu szukała drogi ucieczki. Prawie potknęła się o własne nogi, gdy wciąż odwracała się za siebie, sprawdzając, jak blisko są płomienie, które pochłaniały wszystko, co napotkały na swojej drodze.
Wreszcie otworzyła drzwi i wybiegła na zewnątrz. Serce biło jej jak oszalałe.
Nastała cisza. Krok po kroku cofała się, oddalając od domu. Zatrzymała się dopiero w chwili, gdy weszła na drewnianą kładkę nad małym jeziorkiem. Spojrzała za siebie, dostrzegła czarną taflę wody, w której odbijał się księżyc. Odwróciła się ponownie w stronę domu, a wtedy drzwi wejściowe otworzyły się i stanął w nich mężczyzna.
Zmrużyła oczy, patrząc na niego badawczym spojrzeniem.
Dzieliło ich zaledwie kilka kroków.
Obserwowała go.
Skórzane rękawiczki, tatuaże na szyi.
– Kaden? – zapytała, zszokowana.
Płomienie wybuchły i pochłonęły mężczyznę.
Krzyknęła, cofając się gwałtownie o kilka kroków.
Nagle usłyszała trzask drewna pod sobą. Spojrzała ostatni raz na wijące się na wietrze płomienie, a potem wpadła do wody. Tafla zamknęła się tuż nad jej głową. Desperacko próbowała wydostać się na powierzchnię, z każdą kolejną chwilą jednak coraz bardziej zatracała się w otchłani.
Wyrok egzekucji zapadł, ale to dopiero początek.
Tylko czy każdy zasługuje na ułaskawienie?
Lotnisko.
Jedno z miejsc, gdzie ludzie zostawiają swoje zmartwienia, gdy wyjeżdżają na wakacje albo do rodziny. To tutaj niektórzy zaczynają życie od nowa po przyjeździe do nowego kraju i po zostawieniu za sobą przeszłości. To miejsce przepełnione powitaniami i pożegnaniami. Płaczem ze szczęścia i smutku. Skrajności w jednym miejscu.
Tłok. Co chwilę ktoś przechodził obok dziewczyny, nawet czasem uderzył ją ramieniem. Powstrzymała swoje nerwy i stojąc pośrodku wielkiego budynku, czekała, aż jej przyjaciółka wyciągnie z torebki dokumenty potrzebne do odprawy.
Diana nerwowo odpinała torebkę i przetrząsała jej zawartość. Felix wręcz przeciwnie, stał spokojnie obok swojej siostry bliźniaczki. Po chwili dziewczyna położyła torebkę na walizce i kontynuowała poszukiwania. Blondynka ubrana w elegancką czarną sukienkę, opinającą ciało, stała obok ze złączonymi z przodu dłońmi. Obserwowała ludzi wokół. Jej blond włosy, które kiedyś sięgały prawie do pasa, teraz opadały falami na wysokości jej piersi. Srebrny naszyjnik z zawieszką, która kiedyś ozdabiała jej bransoletkę, mienił się w lampach lotniska. Wieczór nadchodził wielkimi krokami. Przez duże szyby budynku wpadało pomarańczowe światło zachodzącego słońca.
W końcu Diana uniosła wzrok i spojrzała na swoją przyjaciółkę zmartwiona. Czuła się źle z podjętą decyzją. Chociaż Fallon wielokrotnie zapewniała, że to wcale tak nie było. To nie była ta sama dziewczyna co jeszcze rok temu. Bardzo się zmieniła, a Diana czuła się w tej sytuacji bezradna. Chwilę patrzyła na przyjaciółkę, która zdawała się przebywać w innym świecie. Zamyśliła się i kompletnie nie zwracała na nic uwagi.
– To zły pomysł – zaczęła Diana, przyciągając uwagę blondynki. – Powinnam zostać.
– Hmm? – Fallon wyrwała się z zamyślenia dopiero po chwili.
Dianę to wszystko bolało. Naprawdę chciała jej pomóc, ale nie mogła. Po wypadku w klubie dopiero po ponad dwóch tygodniach odzyskała kontakt z przyjaciółką, pomimo prawie codziennych prób. Nie był on jednak taki jak wcześniej. Fallon straciła swoją ikrę, a czasami Dianie wydawało się, że niektóre rzeczy jej przyjaciółka robi mechanicznie. Oddaliły się od siebie. Oczy Fallon nie miały tego charakterystycznego blasku. Nie uśmiechała się, a gdy już to robiła, uśmiech nie był taki sam jak rok temu. Był po prostu sztuczny. Wytwarzała maski i codziennie je zakładała. Starała się to ukryć przed Dianą, ale ta wiedziała więcej, niż Fallon się wydawało. Nie dała się nabrać jak wszyscy inni. Chciała pomóc przyjaciółce, tak bardzo tego pragnęła, ale nie potrafiła. Tym bardziej że blondynka się upierała, że wszystko jest dobrze. Nie mogła więc jej do niczego zmusić. Mimo wszystko chciała chociaż być obok. Pomimo wszystko nie zamierzała zostawić przyjaciółki samej, choć to, co działo się wokół Fallon od ostatnich wydarzeń, wszystko utrudniało. Oprócz tego dziewczyna sama wybudowała wokół siebie mur.
– To zły pomysł – powtórzyła, przyciągając do siebie walizkę.
– Nie, to dobry pomysł – odpowiedziała Fallon. – Powinnaś z Felixem odpocząć, zresztą przyda mu się odpoczynek – spojrzała w stronę bruneta.
Felix również był zupełnie inny niż rok temu. Zmienił się i choć także próbował zakładać maski, pod którymi ukrywał smutek i pustkę, bywały takie chwile, kiedy odpuszczał. Podczas tamtych przeklętych dni Diana i Fallon dowiedziały się o jego znajomości z Davidem. Nie chciał jednak opowiedzieć o szczegółach.
Poddawał się i nie miał siły przybierać kolejnej z masek, aby uniknąć pytań o swoje samopoczucie. Wolał zostawać sam i właśnie teraz był jeden z takich dni. Słowem się nie odezwał do Fallon – oprócz przywitania. Nie żartował, nie śmiał się tak często jak kiedyś. Zatracił się w nowej pracy. Tamten Felix zdawał się umrzeć w dniu pożaru. Z radosnego przyjaciela i brata przemienił się w poważnego mężczyznę przytłoczonego obowiązkami.
Fallon odwróciła z powrotem wzrok na przyjaciółkę.
– Przyda mu się odpoczynek – powiedziała. – Wam się przyda – poprawiła się – i wasi rodzice na pewno już nie mogą się doczekać waszego przyjazdu. Ja sobie poradzę, mam Harry’ego i książki, i inne zajęcia. Poza tym on nie jest taki zły. – Wzruszyła ramionami, odwracając wzrok.
– Fallon – przerwała jej przyjaciółka, patrząc na nią smutno. Ukłucie w sercu rozprzestrzeniło się na całą klatkę piersiową. – Ja naprawdę chyba nie…
Blondynka wzięła głęboki wdech i zamknęła na chwilę oczy.
Diana wbiła w nią wzrok, lecz zaraz go odwróciła, aby spojrzeć na dwóch ochroniarzy w czarnych garniturach, którzy stali nieopodal. Ich obecność była jednym z tych problemów, które blokowały Fallon przed jakimikolwiek działaniami. Wystawienie nosa poza mury domu bez jakiejkolwiek kontroli było czymś niemożliwym. Wcześniej miała ochronę, więc była do tego przyzwyczajona, ale wtedy nie pilnowano jej tak bardzo. Ci wydawali się myśleć, że dziewczyna zaraz ucieknie. Nie zamierzała tego robić, odpuściła. Nie miała zamiaru się sprzeciwiać. Co jej zostało?
Diana niemiłosiernie ją czasem drażniła. Niby chciała pomóc, ale Fallon uważała, że wcale tego nie potrzebuje.
Otworzyła oczy i spojrzała na przyjaciółkę.
– Odpuść, Diano – powiedziała głosem, który jakby do niej nie należał. Tonem, którym nigdy nie zwróciłaby się do przyjaciółki. Po wyrazie twarzy brunetki pojęła, jak to zabrzmiało. Nie chciała jej krzywdzić, jednak czasem wszystko wymykało się spod kontroli. Utrzymywała, że wszystko jest w porządku, ale bywały dni, kiedy była tak słaba, że nie potrafiła się nawet zdobyć na wymuszony uśmiech.
Coś w niej pękło.
– Przepraszam – powiedziała zmartwiona, spoglądając na Dianę. – To wszystko czasem mnie przytłacza – dodała ciszej. – Po prostu przyjedźcie pod koniec sierpnia. Przed tym wszystkim. Nie chcę być wtedy sama.
Wokół siebie możemy mieć wielu ludzi, lecz nadal będziemy czuć się samotni.
Diana nawet się nie zawahała i nie patrząc na ochroniarzy, mocno przytuliła przyjaciółkę. Najmocniej jak potrafiła. Kątem oka widziała, jak mężczyźni drgnęli, ale powstrzymali się od wszelkich działań. Odetchnęła z ulgą, gdy ramiona Fallon ją objęły.
Był to jeden z nielicznych momentów, gdy blondynka naprawdę poczuła ciepło na sercu. Nie musiała udawać uśmiechu i mogła zrzucić maskę z twarzy, a potem nie zakładać jej przez następne kilka dobrych minut w obecności przyjaciółki.
– Wrócę – szepnęła Diana. – Tylko proszę, nie odtrącaj mnie i się nie odsuwaj.
Nie odtrącaj mnie – usłyszała to zdanie w głowie. Było wypowiedziane jej własnym głosem i skierowane do niego.
– Nie zamierzam. – Uśmiechnęła się ledwo, wciąż wtulona w przyjaciółkę. – O ile nie zagadam się z Harrym na śmierć albo on nie zagryzie mnie w nocy.
Brunetka zaśmiała się, kręcąc głową.
– Nie rozmawiaj z nim za dużo, jeszcze nauczy się mówić – odsunęła się od Fallon. – Już wystarczająco dużo miauczy. – Przewróciła oczami.
Fallon uśmiechnęła się po raz kolejny. Diana ostatni raz ją przytuliła, tak naprawdę nie chciała wypuszczać jej z ramion. Gdyby mogła, wcale by tego nie robiła. Bała się, że jednak Fallon odsunie ją od siebie, jak postąpiła ze wszystkimi innymi osobami, które kiedyś były jej bliskie. Diana odgoniła od siebie te uporczywe myśli, mocniej ściskając w ramionach dziewczynę, i rzuciła:
– Mam nadzieję, że William nie rozniesie mi domu.
– W miarę możliwości postaram się do niego zajrzeć – zapewniła blondynka i położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki.
Przez ten rok naprawdę dużo rzeczy się zmieniło. William, nowy chłopak Diany, wprowadził się do niej i byli razem szczęśliwi. Felix po znalezieniu pracy przeprowadził się do mieszkania w centrum miasta. Wydawało się, że wszystko sobie poukładał, ale kontakt z nim był utrudniony. Czasami zaszywał się w swoim mieszkaniu i nie wychodził z niego przez cały weekend. Fallon rozumiała go, czasami i jej zdarzały się dni, kiedy również w taki sposób uciekała od świata. Zamykała się wtedy w swoim pokoju, ale nie miała całkowitego spokoju. Oprócz pukania co kilka godzin, zdarzało się również drapanie w drzwi, co było sprawką Harry’ego – kota, który przypałętał się pewnego dnia do jej ogrodu. Jego sierść była długa i biała, szybko został jej nowym przyjacielem. Oprócz niego miała tylko Dianę. Nie był kotem typowo domowym. Wychodził, kiedy chciał, a gdy wracał, zawsze biegł korytarzem prosto do pokoju Fallon. Drapał w drzwi, aby go wpuściła. Spał z nią i bawił się jej włosami, a także kradł różne błyskotki i skarpetki, które traktował jak zabawki. Potrafił rozbawić Fallon chociaż na chwilę. Najgorsze jednak były sytuacje, kiedy przychodził wieczorami, ale nie sam. Ostatnio tuż obok dziewczyny położył martwą mysz, którą sam upolował. Kiedy Fallon nie było w domu, otrzymywała skargi od ochrony, że kot strasznie miauczy przy drzwiach. Tata nie zwracał na niego uwagi, tak samo zresztą jak na swoją córkę. Chyba że była mu potrzebna.
Fallon ostatni raz przytuliła Dianę, pożegnała się, a potem posłała krótki uśmiech w stronę Felixa. Odprowadziła ich wzrokiem, aż jeden z ochroniarzy powiedział, że powinni już iść. Poczuła nagłą pustkę, która owiała jej serce. Uśmiech zniknął z jej twarzy i zastąpiła go powaga. Nie chciała pozwolić sobie na smutek, nie, gdy stała na środku lotniska i co chwilę ktoś się jej przyglądał.
Odwróciła się w stronę ochroniarzy, kiwnęła delikatnie głową i przeszła obok nich, kierując się do wyjścia. Czarne szpilki stukały o podłogę. Mężczyźni szli za nią krok w krok na lotniskowy parking. Mijani ludzie patrzyli w jej stronę, lecz ona nie zwracała na nich szczególnej uwagi. Podeszła do jednego z czarnych samochodów, a wtedy jeden z mężczyzn ją wyprzedził i otworzył drzwi pasażera. Fallon wsiadła do środka. Spuściła wzrok na paznokcie, którymi zaczęła się bawić. Pragnęła wrócić do domu i zakopać się w pościeli, aby zakończyć ten beznadziejny dzień. Ogarnęło ją to uczucie, ta cholerna pustka, która dziurawiła jej serce. Dopiero po kilku minutach zdała sobie sprawę, że samochód ruszył. Czuła się naprawdę źle.
Proszę, nie teraz.
Pomyślała o Dianie i o jej słowach. Tych na lotnisku i wcześniejszych, kiedy próbowała przekonać przyjaciółkę, żeby zmieniła zdanie. Ale…co mi tak właściwie zostało?, rozbrzmiał po raz kolejny głos w jej głowie. Nie czuła nic, oprócz pustki, która zawładnęła jej ciałem.
Miała przy sobie przyjaciółkę i za jej obecność była niesamowicie wdzięczna.
Była Fallon Walker, córką Hirama Walkera, który po tym wszystkim odbudowywał swoją firmę i nawet rozszerzył jej działalność. Pomagał mu biznesmen Jones, z którym zaczął współpracować. Kto nie chciałby mieć Jonesa blisko siebie? Pomimo ich przyjaźni, wszystko ma swoją cenę. W tym świecie nie ma nic za darmo.
Nie chciała nikomu się narzucać, nikogo krzywdzić tym, co się wokół niej dzieje. Obarczać kogoś problemami. Nie chciała tego robić, dlatego wszystkie kontakty się posypały. Odsuwała od siebie ludzi, czasami nawet nieumyślnie. Nie miała kontaktu z Flynnem, chociaż dopiero niedawno go nawiązali. Ani z kuzynką. Z resztą swojej rodziny również ani z innymi znajomymi. Zrobiła to tak po prostu po tamtym feralnym dniu. Myślała, że to koszmar i chciała się z niego obudzić, jednak okazał się bolesną rzeczywistością. Czasami chciałaby wrócić do momentów przed tamtym dniem. Do niego, do jego ramion. Przeklinając samą siebie, próbowała za wszelką cenę odgonić te myśli. Poczuła wzbierające się w jej oczach łzy.
Nie teraz, proszę.
Nie teraz.
Wyjrzała przez okno, próbując na czymś innym skupić uwagę. Jechali leśną drogą. Oparła głowę o szybę i zamknęła na chwilę oczy. Czasem nie potrafiła zapanować nad sobą. Myślała, że się pogodziła z tym wszystkim, co się wydarzyło, ale się okłamywała. Bolesna prawda zawsze będzie gorsza niż słodkie kłamstwo.
Kiedy wtedy Felix do niej zadzwonił, poczuła, jak grunt osuwa jej się spod nóg. Miała wrażenie, że świat się zatrzymał, a w tamtym czasie zrobił to jeszcze kilkukrotnie. Kolejny raz, kiedy na jej drodze zjawił się ojciec i dzień później spełnił swoją obietnicę dotyczącą ochroniarzy. Od tamtego momentu chodzili za nią wszędzie, a każdy jej wyjazd z domu musiał być uzasadniony i nie mógł odbyć się w samotności – nawet jeśli chciała pojechać na cmentarz do mamy. Kiedy klękała przy nagrobku i chciała z nią „porozmawiać”, wyrzucić różne myśli, onieśmielali ją ochroniarze, którzy stali tuż obok.
Kolejny raz poczuła, jak grunt pod jej nogami zanika, kiedy telefon z hukiem się roztrzaskał. Pamiętała doskonale wyraz twarzy swojego byłego przyjaciela. Ten jego przeklęty uśmieszek, kiedy mijał ją i wyszedł bez słowa z jej pokoju. Uklęknęła wtedy nad swoim telefonem, podniosła go i panicznie próbowała włączyć. To wszystko jednak było na nic.
Następne dni spędziła w milczeniu. Głowa pulsowała od tysiąca myśli, nie potrafiła spać, a noce upływały na płaczu, którego nie potrafiła powstrzymać. Czuła, że wszystko zostało stracone.
Całkowicie rozpadła się wtedy, gdy w telewizji podano wszystkie informacje. Płakała tak długo, aż opadła z sił i zasnęła na kanapie. Teresa bardzo się o nią martwiła.
Oderwała się od szyby, gdy wjechali w jedną z uliczek. Jej wzrok padł na zniszczony budynek, który jeszcze rok temu był klubem. Miejscem, w którym spędziła dużo czasu, bawiła się i powoli zakochiwała w mężczyźnie o dwukolorowych tęczówkach. Poczuła ucisk w sercu. Przeniosła wzrok na swoje dłonie i zaczęła bawić się palcami.
To zdecydowanie zły dzień na udawanie, że jestem silna.
Czuła, jak łzy napływają jej do oczu, jednak powstrzymała je resztkami sił.
Tak bardzo chciała być już w domu. Po kilku minutach jazdy w milczeniu jej brwi znowu się ściągnęły. Uniosła wzrok, aby spojrzeć przez szybę, i dostrzegła, że jadą w kompletnie innym kierunku. Pochyliła się i złapała przednie siedzenie, które zajmował jeden z ochroniarzy. Przełknęła gulę, która wytworzyła się w jej gardle.
– Dokąd jedziemy? – zapytała. – Mieliśmy jechać do mojego domu – dodała nieco bardziej oskarżycielsko.
Po chwili, gdy nie dostała odpowiedzi, oparła się z powrotem. Świetnie, nic nowego. Skrzyżowała ręce na piersiach i znowu wbiła wzrok w szybę. Obserwowała mijane budynki. Naprawdę nie miała ochoty donikąd jeździć. Smutek zastąpiła złość, która skutecznie wysuszyła jej łzy. Zacisnęła dłonie w pięści, tak że paznokcie raniły jej skórę. Tego dnia zdecydowanie nie potrafiła zapanować nad emocjami, które w niej szalały. Zostało tylko bezczynne podziwianie widoku zza oknem, ponieważ mężczyźni nie raczyli się odezwać. Znużenie dopadło ją bardzo szybko, gdy oparta o szybę obserwowała ulice. Głowa rozbolała ją od nadmiaru cholernych emocji. Było jej przykro i już zaczynała odczuwać tęsknotę za Dianą, pomimo tego, że ich kontakt nie był idealny. Dzisiaj czuła pustkę zdecydowanie mocniej, co bardzo jej się nie podobało. Dopiero gdy samochód skręcił w jedną z uliczek, podniosła gwałtownie głowę i ponownie ściągnęła brwi. Spojrzała kątem oka na ochroniarzy, zastanawiając się, czy rzeczywiście o czymś nie zapomniała.
Nie wiedziała, że odwiedzi rezydencję Jonesów. Przełknęła ślinę, zbierając w sobie siłę. Musiała przygotować się na założenie jednej z masek, a wiedziała, że będzie to trudne.
Gdy przejechali przez bramę, ruszyli dalej i okrążyli fontannę. Fallon obserwowała budynek i zauważyła zapalone światło w salonie. Samochód się zatrzymał. Dziewczyna zdążyła poprawić włosy, zanim drzwi od jej strony się otworzyły. Mężczyzna w garniturze chciał pomóc jej wysiąść. Zignorowała ten gest i wyszła sama, a potem poprawiła sukienkę. Czuła się fatalnie, ale starała się to za wszelką cenę ukryć. Przeszła w kierunku schodów, a po chwili popchnęła duże czarne drzwi. Weszła do środka, a jej ciało momentalnie się spięło, kiedy usłyszała śmiechy, dochodzące z salonu.
Wdech i wydech, nakazała sobie w myślach.
Przeszła w tamtą stronę, ostatni raz poprawiając sukienkę. Posiadłość biznesmena była duża, o wiele większa od jej domu. Mężczyzna i jego żona uwielbiali przepych i świecące dekoracje, co można było zauważyć już w holu. Szpilki Fallon zastukały o białe, połyskujące kafelki, gdy przemierzała całą długość pomieszczenia. Schody prowadzące na górę były lekko zakręcone, po prawej stronie znajdowała się duża kuchnia, z której można było przejść do równie dużej jadalni, w której biznesmen od czasu do czasu przyjmował gości. Na piętrze znajdowało się siedem pokoi, nie licząc gabinetu i łazienek, a to wszystko dlatego, że rodzina Jonesów była dość duża i kiedy wszyscy przyjeżdżali na rodzinne spotkanie, musieli się jakoś pomieścić.
Przeszła dalej, zerknęła kątem oka w stronę ogrodu z dużym basenem. Przyspieszyła, chcąc jak najszybciej znaleźć się w salonie, załatwić sprawy, dla których ją tutaj przywieziono, i odjechać do domu. Jednak śmiechy dobiegające z tamtego pomieszczenia raczej utwierdzały ją w przekonaniu, że tak szybko się to nie stanie. Wzięła głębszy oddech, aż w końcu stanęła w progu okazałego salonu z dużymi skórzanymi białymi kanapami i meblami tego samego koloru, ozdobionymi różnego rodzaju roślinami, których nazw Fallon nie potrafiła zapamiętać, choć pani Jones wiele razy jej o nich mówiła. Przez ten rok dziewczyna zdążyła poznać całą rodzinę Jonesów, ich dom oraz zwyczaje.
– Fallon, skarbie! – Hunter uśmiechnął się szeroko na jej widok.
Odstawił szklankę na stół i nie zwracając większej uwagi na swoich towarzyszy, ruszył w jej kierunku.
Przedstawienie czas zacząć.
Kąciki jej ust powędrowały do góry, zupełnie jakby ktoś pociągnął za sznurki. Przywdziała na swoją twarz jedną z masek, którą nosiła najczęściej.
Hunter rozstawił szeroko ręce, a gdy znalazł się tuż przy Fallon, przygarnął ją do siebie i złożył mocny pocałunek na jej policzku. Spojrzał na nią z radością, po czym przyciągnął ją jeszcze bliżej, jakby myślał, że zaraz mu ucieknie. Po chwili odsunął dziewczynę i popatrzył na nią z uśmiechem, który ta oczywiście odwzajemniała.
Spojrzała na resztę towarzystwa. Trzy kobiety. Dwie z nich poznała na przyjęciu rok temu. Meghan i Rachel ze swoimi partnerami Eliasem i Dannym. Trzecią kobietą była Veronica, która spojrzała w jej stronę, zmierzyła dziewczynę od góry do dołu, a potem uniosła jedną brew i się uśmiechnęła, aby przenieść jeszcze na chwilę spojrzenie na Huntera. Jej uśmiech nigdy nie należał do miłych, nie darzyła też Fallon sympatią. Zresztą z wzajemnością.
Tak właściwie blondynka nie nikogo tutaj nie lubiła. Wszyscy oni byli fałszywi i denerwujący, rzadko zdarzały się sytuacje, w których zachowywali się w porządku.
Walker przeniosła wzrok na Huntera, ten zaciągnął ją w stronę stolika ze szklankami i kieliszkami wina, którym raczyły się dziewczyny. Podał jej jeden.
– Hunter, muszę do toalety – oznajmiła nagle, wyrywając się z jego uścisku.
– W porządku, tylko zaraz wracaj. – Pocałował ją w policzek.
Powstrzymała się od wytarcia. Ten dzień był naprawdę ciężki i powtarzała to sobie wielokrotnie w głowie. Wyszła z salonu, a chłopak dołączył do rozmowy z resztą. Zignorowała krzywe spojrzenia dziewczyn. Wyszła z salonu i skierowała się w stronę schodów. Pokonywała stopnie szybko, a im bardziej się oddalała od salonu, rozmowy i śmiechy cichły.
Nareszcie.
Weszła na piętro i przeszła prawie cały korytarz, aż stanęła przed białymi drzwiami z pozłacaną klamką. Weszła do łazienki i oparła dłonie o umywalkę.
Wszystko uderzyło w nią z taką siłą, że przez chwilę niemal kręciło jej się w głowie. Wiedziała już, że prędko nie wróci do domu, a tak bardzo pragnęła zamknąć się we własnym pokoju. Była pewna, że to sprawka Huntera. Przyjechała tutaj dlatego, że on tak chciał. Jej zdanie od jakiegoś roku już się nie liczyło. Nikt jej nie słuchał.
Uniosła wzrok, aby spojrzeć na swoje odbicie w lustrze. Czasem nie poznawała siebie, zdawało się jej, że stoi przed nią inna dziewczyna. A może tak faktycznie było?
Nie wiedziała, ile czasu spędziła w łazience. Drgnęła dopiero wtedy, gdy klamka opadła, a drzwi po chwili się otworzyły. Spojrzała w tamtą stronę i dostrzegła chłopaka.
– Fally, skarbie.
Proszę, nie nazywaj mnie tak.
Spojrzał na nią, przechylając głowę. Podszedł, położył dłoń na jej policzku i zmusił ją, aby na niego spojrzała.
– Coś się stało? – zapytał, unosząc jedną brew.
– Nie, po prostu. – Westchnęła. – Nie najlepiej się czuję, chciałabym wrócić do domu.
Mężczyzna ściągnął brwi, przypatrując się jej uważnie, a następnie zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.
– Daj spokój, skarbie. – Westchnął i odsunął się od niej. – Zostań ten jeden wieczór, później wrócisz do domu.
Spodziewała się takiej odpowiedzi, była już do tego prawie przyzwyczajona. Pod nosem odpowiedziała cicho „mhm”, bo nie chciała się kłócić. Spojrzała na Huntera ukradkiem, gdy ten zaczął grzebać w kieszeni swoich spodni. Wyciągnął z niej małą rzecz.
– Byłem dzisiaj u ciebie w domu – poinformował. – Musiałem ustalić z twoim ojcem parę szczegółów – kontynuował, po czym złapał ją za dłoń. Spojrzała w dół i już wiedziała, do czego zmierzał. – Wszedłem do twojego pokoju, myślałem, że cię tam zastanę. Jednak ciebie w nim nie było, ale za to znalazłem to. Dlaczego go nie nosisz? – zapytał.
W jego głosie można było wyczuć nutkę zdenerwowania, a gdy wsunął pierścionek na palec dziewczyny, przycisnął go mocno, jakby chciał, aby wtopił się w jej skórę.
– Wybacz, spieszyłam się i musiałam zapomnieć – odpowiedziała i uniosła wzrok, aby spojrzeć w jego oczy.
Pokręcił głową, przewracając oczami.
– W porządku – odpowiedział. Zaczesał jej włosy za ucho. – Pospiesz się, będę czekał na dole. – Uśmiechnął się szeroko i aby podkreślić to, o czym powinna pamiętać, dodał: – Przyszła pani Jones.
W dobrym humorze opuścił łazienkę.
Fallon spojrzała na swój palec, na którym znajdował się złoty pierścionek z czarnym błyszczącym kamieniem. Uśmiech, który na sobie wymusiła, zniknął.
W tym świecie nie ma nic za darmo. Wszystko ma swoją cenę, nawet pomoc przyjaciela. Wszystko kosztuje, a pomoc biznesmena szczególnie. Jednym z jej warunków było połączenie rodzin Walkerów i Jonesów.
Co mi zostało? Nie mam nic do stracenia, oprócz kolejnej części siebie.
Spojrzała ostatni raz w lustro, uświadamiając sobie, że tak właściwie już straciła całą siebie.
Czuję się martwa.
Fallon po wczorajszym wieczorze była wyczerpana i odczuwała nadal skutki towarzystwa przyjaciół Huntera. Była zmęczona zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Zapragnęła zostać w swojej sypialni razem z Harrym, który już czekał pod drzwiami jej sypialni, kiedy jeden z ochroniarzy około pierwszej w nocy przywiózł dziewczynę do domu.
Dziękowała w myślach, że Hunter nie wpadł na pomysł, aby została z nim na noc. Wypił zdecydowanie zbyt dużo, co sprawiło, że szybko poczuł się zmęczony. Gdy tylko goście wyszli, ona, jak na dobrą narzeczoną przystało, odprowadziła go do sypialni i poprosiła służbę, aby zadzwoniono po jej ochroniarzy. Dzięki temu wróciła do domu po dwudziestu minutach od położenia chłopaka w łóżku. Cieszyła się, że nie stawiał żadnych oporów. Zawsze gdy jego umysł otumani się alkoholem, jest zdolny do zrobienia naprawdę wielu rzeczy. Nie chciała o tym myśleć. Szczególnie teraz, gdy przez zmęczenie każde wspomnienie o narzeczonym przytłaczało dziewczynę tak bardzo, jakby coś ciężkiego osiadło jej na ramionach.
Siedziała w jadalni. Całe pomieszczenie wypełniała cisza przerywana szuraniem dobiegającym z kuchni. Gdy upiła łyk ciepłej herbaty, odstawiła kubek i wlepiła wzrok w okna.
Obudziły ją kobiety, które odgrywały rolę służby, a do ich zadań należało zadbanie o wygląd i samopoczucie Fallon. Dom pozbawiony był życia, ochroniarze chodzili tam i z powrotem, tak samo jak kobiety. W tym wszystkim brakowało domowego ciepła. Dokładnie takiego, jakie dawała Teresa, która opuściła progi rezydencji osiem miesięcy temu. Została zwolniona przez swój silny temperament, którego nie była w stanie powściągnąć nawet w stosunku do Hirama czy Huntera. Fallon tęskniła za nią codziennie, za jej uśmiechem i tym, jak poprawiała dziewczynie humor. Czesała jej włosy, czytała bajki, gdy była mała. Fallon wiedziała tylko, że Teresa wyjechała do swojej rodziny, do Europy. Czasami wysyłały sobie wiadomości, ale to zdarzało się naprawdę rzadko. Blondynka wiedziała, że jej mamie, gdyby żyła, na pewno nie spodobałoby się to, co się stało. Kobieta uwielbiała Teresę.
Dziewczyna, pogrążona w swoich myślach, po raz kolejny uniosła kubek z ciepłą herbatą i zanim jej usta zetknęły się z powierzchnią szkła, odwróciła wzrok w stronę wejścia do jadalni. Odstawiła herbatę, nie biorąc nawet łyku. Najwyraźniej jej czas wolny się skończył i właśnie miała się dowiedzieć, dlaczego kobiety dobijały się tak wcześnie do jej drzwi, strasząc przy okazji Harry’ego.
W drzwiach stanęła jedna ze służących i uśmiechnęła się do Fallon. Dziewczyna starała się odwzajemnić uśmiech. Kobieta szybkim krokiem ruszyła i położyła na stole mały stos kartek. Fallon spojrzała w ich kierunku, ale dopiero po chwili się zorientowała, o co chodzi. Położyła na nich dłoń i jednym ruchem rozsunęła je na całą długość stołu.
– Co prawda pan Hunter nie kazał mi tego robić, ale wolałam, żeby pani je przejrzała – oznajmiła i nachyliła się nad stołem. – Czy wszystko się zgadza? – dodała, obserwując, jak blondynka przesuwa wzrokiem po kartkach.
Tak właściwie Fallon nie znała połowy imion, a tym bardziej nazwisk znajdujących się na zaproszeniach. Była to już druga tura – tym razem dla bliższych osób. Wychodziła za syna biznesmena znanego w mieście, więc przyjęcie będzie należało do tych huczniejszych.
Ucieszyła się, gdy pomiędzy wszystkimi zaproszeniami dostrzegła zaproszenia dla Felixa, Diany oraz Williama. Pamiętała, jak kilka tygodni prosiła o nie Huntera, który nie był chętny, aby osoby jej bliskie przyszły na uroczystość. Znał Dianę i nie przepadał za nią, zresztą równie mocno jak ona za nim. Tak samo było z bratem Fallon. Na szczęście udało jej się wpłynąć na Huntera.
Nagle zmarszczyła brwi i szybko przesunęła dłonią po zaproszeniach. Wlepiła wzrok w kobietę, która wciąż jej się przyglądała.
– Zapomniałaś o kilku osobach – powiedziała Fallon. – Nie widzę nigdzie Flynna ani jego rodziny – dodała, a kobieta zdawała się tak samo zdezorientowana jak ona. – Flynna Walkera – wyjaśniła i wbiła wzrok w zaproszenia. – To moja rodzina.
Pomimo że nie miała kontaktu z kuzynem, a tym bardziej z ciocią, gdy zobaczyła, że nie ma dla nich zaproszeń, coś w sercu ją ukłuło, mała szpileczka wbiła się i wywołała grymas na jej twarzy. Przeczuwała, że to sprawka Huntera bądź jej ojca. Jeśli to Hiram… Jak mógł wykreślić swoją rodzinę? Wiedziała, że nie przepada za Walkerami, ale zdecydował się przecież zaprosić ciocię Cadence, której równie mocno nie darzy sympatią.
Fallon czuła, jak kobieta jej się przygląda, uniosła więc wzrok i spojrzała w jej kierunku.
Służąca stała zdezorientowana, jakby pierwszy raz słyszała to imię i nazwisko.
– W takim razie porozmawiam jeszcze z panem Hunterem i naprawię tę pomyłkę – oznajmiła. Stała cały czas wyprostowana.
– Nie – rzuciła Fallon. Kątem oka widziała, jak kobieta się wzdrygnęła na jej ton. Dziewczyna westchnęła, po raz kolejny zdając sobie sprawę, że czasem nie potrafi panować nad swoim głosem. – Nie trzeba – powiedziała łagodniej. – Ja to załatwię. – Spojrzała na zaproszenia, a kiedy zauważyła, że jedno jest niewypisane, sięgnęła po nie.
Nie chciała być osamotniona pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi, których nie zna. Nie miała dobrego kontaktu z ciocią Cadence, a z kuzynką Carmen nie czułaby się tak dobrze jak z kuzynem. Miała mętlik w głowie i tak właściwie nie wiedziała, co zrobić. W ciągu ostatniego roku odcięła się od kontaktów z kuzynem, a teraz miała do niego iść z zaproszeniem na ślub? Brzmiało absurdalnie. Ale jednak myśl, że kuzyna miałoby zabraknąć w tym szczególnym dniu, była nieznośna. Zastanawiała się, jak dostarczyć mu zaproszenie i czy w ogóle ma to robić. Flynn był na nią zły? Za te wszystkie dni, kiedy ona po prostu milczała, zamknięta w czterech ścianach. Nie, on nie jest taki. Oprzytomniała, gdy kobieta zabrała ponownie głos.
– W porządku – zgodziła się, a następnie podeszła do stołu, aby zebrać zaproszenia. – Dzisiaj po południu pani Jones będzie czekać w umówionym miejscu, panno Walker. – Fallon zmarszczyła brwi, zastanawiając się, o czym tym razem zapomniała. Kobieta widziała zdezorientowanie blondynki, więc po chwili dodała: – W salonie sukien ślubnych.
– Ach, no tak – westchnęła Fallon.
Umówiła się z panią Jones na przymierzanie sukni. Kobieta bardzo, ale to bardzo naciskała, że chciałaby przy tym być. Była miła, lecz oczywiście miała swoje mroczne oblicze, które ukrywała pod wieloma maskami. Raz mogła być serdeczna jak aniołek, a innym razem wredna jak żmija i wtykała wtedy swój nos tam, gdzie nie powinna. Pani Jones wyznawała zasadę, że pan młody nie powinien widzieć panny młodej w sukni ślubnej przed ślubem. Fallon była więc pewna, że Hunter nie będzie im towarzyszył.
I dobrze.
Mrok zdawał się otoczyć jej serce i umysł, gdy pomyślała, co dzisiaj będzie robić. Powinna być szczęśliwa, prawda? Sama się na to zgodziła. Zresztą co jej zostało? Dlaczego znowu te myśli atakują jej głowę? I tak już nie zamierzała niczego zmieniać.
– W porządku. – Wstała od stołu i z myślą o kuzynie zabrała ze sobą puste zaproszenie. – W takim razie pójdę się szykować – dodała, po czym skierowała się w stronę wyjścia z jadalni i zostawiła kobietę samą.
Przeszła szybkim krokiem do holu. Cały czas miała napięte ramiona, jakby cały ciężar tego dnia nagle ją przytłoczył, a przecież dzień dopiero się zaczął. Westchnęła i schowała zaproszenie do kieszeni czarnej bluzy, którą miała na sobie. Na dłonie nasunęła rękawy i objęła całe swoje ciało, jakby w domu było zimno, ale temperatura była w normie. Chciała podelektować się ciepłem bluzy, zanim włoży jedną z sukienek, które od roku przeważały w jej szafie.
Miała dwie bluzy – jedną swoją, szarą, a drugą czarną, która tak naprawdę nie należała do niej. Kiedyś podarował jej tę bluzę mężczyzna o różnobarwnych tęczówkach. Zrobił to dokładnie w dzień, kiedy pierwszy raz spała w jego sypialni i…
Dosyć.
Przeszła w stronę schodów i pokonała stopnie wolnym krokiem. Wszelkie chęci ją opuściły. Nawet nie wiedziała, gdzie dokładnie mają jechać. Zapomniała kompletnie o tym dniu, choć pani Jones tyle razy jej przypominała. Najwidoczniej mózg wypierał wszystkie informacje, które matka Huntera jej podawała. Weszła na korytarz i na chwilę się zatrzymała, kiedy pod słońce dostrzegła wysoką czarną sylwetkę, wchodzącą do jej pokoju. Zmarszczyła brwi i na chwilę odwróciła wzrok w kierunku schodów, ale nikogo tam nie było.
Przełknęła ślinę i ścisnęła dłonie w pięści. Serce z każdym kolejnym krokiem zaczęło przyspieszać. Fallon stawiała stopy bardzo powoli, z trudem przełykała co jakiś czas ślinę, a kiedy stanęła już pod drzwiami i wyciągnęła dłoń, aby złapać klamkę, zawahała się. Żaden z ochroniarzy nie wchodził do jej pokoju, ani jeden, nie mieli na to pozwolenia. Poza jedną osobą, która sobie z tego zakazu nic nie robiła, ale jej obecność tego dnia w domu była niemożliwa. Podeszła powoli do drzwi, chcąc posłuchać dźwięków dochodzących z wnętrza. Odsunęła się po chwili, bo nie usłyszała nic szczególnego. Już miała ponownie sięgnąć do klamki, kiedy drzwi raptownie się otworzyły. Uderzyły z impetem w głowę dziewczyny, przez co ta zachwiała się i upadła.
– Jezu, przepraszam. – Usłyszała męski, przepełniony zmartwieniem, głos.
Skrzywiła się, gdy ból zaczął promieniować na całą głowę. Ledwo dała radę otworzyć oczy, a gdy już się udało, niemal od razu z powrotem je zamknęła. Światło dochodzące z pokoju raziło ją i powodowało jeszcze mocniejszy ból głowy. Nagle ktoś je zasłonił. Otworzyła delikatnie oczy, aby zobaczyć, kto przy niej klęczy. Złapała się za głowę i obserwowała mężczyznę. Był szatynem o ciemnych oczach i szczupłej twarzy, z wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Wzdrygnęła się i odsunęła, gdy zdała sobie sprawę, że nigdy przedtem go nie widziała. Przełknęła ślinę, a oddech ugrzązł jej w gardle. Nagle cały ból odszedł i została tylko panika, narastająca głęboko w jej sercu.
– Kim jesteś? – wyszeptała, przełykając ślinę.
– Przepraszam, naprawdę. – Przechylił głowę i podszedł jeszcze bliżej do dziewczyny. Złapał ją za nadgarstki i odsunął jej dłonie od czoła. Zadrżała, co wyczuł od razu i puścił ją.
– Kim jesteś? – syknęła głosem przesiąkniętym narastającą złością, która zastąpiła strach i panikę. – Kim, do cholery, jesteś? – zapytała nerwowo i wstała, patrząc na zdezorientowanego mężczyznę. – Zaraz zacznę krzyczeć, a ochrona zjawi się lada moment.
– Nie musisz jej wzywać – oznajmił wreszcie nieznajomy. – Jestem ochroniarzem. – Wstał, przez co Fallon musiała unieść wyżej głowę, aby patrzeć mu w oczy. – Zastępuję Dereka – oznajmił.
No tak, Derek wziął wolne, ale nie znała konkretnego powodu jego nieobecności. Zresztą nie interesowało jej to. Chciała być miła dla nowo poznanego, tym bardziej że był wyraźnie zestresowany całą sytuacją, jednak złość i frustracja jej na to nie pozwalały.
– Więc… – zaczęła. – Jesteś moim nowym ochroniarzem? – zapytała, na co mężczyzna skinął głową. Złapała się po raz kolejny za bolące miejsce. Była już pewna, że będzie miała niezły siniak. Przymknęła oczy, czując na sobie cały czas wzrok szatyna.
– Naprawdę przepraszam – powtórzył po raz kolejny. – Nie chciałem, to mój pierwszy dzień w tej pracy i trochę się stresuję. Jestem kłębkiem nerwów, dodatkowo nie wiem jeszcze, co gdzie jest ani… – urwał, gdy spojrzał na dziewczynę, która patrzyła na niego zmęczonym wzrokiem, pełnym politowania. – Nie powinienem tego mówić, prawda?
Pokręciła głową.
– Będę szczera. – Westchnęła. – Nie obchodzi mnie to. Nie powinieneś mi tego mówić, tak samo jak nie powinieneś wchodzić do mojego pokoju, zrozumiano? Idź już sobie. – Machnęła ręką. – Możesz przekazać reszcie, że do czasu wyjazdu nie chcę nikogo widzieć ani słyszeć. Dajcie mi wszyscy spokój – rzuciła i minęła go, po czym podeszła do drzwi swojego pokoju.
– Jeszcze raz… – zaczął, jednak nie było mu dane dokończyć.
Fallon z hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi.
Gdy tylko weszła do środka, osunęła się na podłogę. Schowała twarz w dłoniach i siedziała skulona przez kolejne kilka minut.
Dlaczego przez jej głowę przechodzą tysiące myśli? Dlaczego, gdy zobaczyła chłopaka wchodzącego do jej pokoju, pomyślała…
Pomyślała, że to mężczyzna o różnobarwnych tęczówkach.
Tak bardzo pragnęła, aby ktoś ją przytulił. Zamiast tego powitała na nowo swoje własne demony, które żywiąc się jej cierpieniem, otaczały ją coraz większym mrokiem.
Biel. Przeciwieństwo kolorów, jakie Fallon nosiła na co dzień. Jej szafę wypełniały czerń i granat. Niegdyś jeszcze nosiła o wiele jaśniejsze odcienie, na przykład róże czy beże, jednak one poszły w odstawkę ponad pół roku temu. Odkąd usłyszała, że jej nie pasują. Od momentu, gdy Hunter podczas jednego z ich spotkań zabrał głos i skomentował jej wygląd. Miała wtedy na sobie pudroworóżową sukienkę. Od tamtego dnia cały czas to robił. Dlatego w jej szafie pojawiło się tyle ciemnych ubrań. Dla świętego spokoju.
Teraz, gdy stanęła na podeście przed lustrem i zobaczyła siebie w bieli, musiała przełknąć ślinę i kilka razy zamrugać oczami. Kolor niemal ją raził w oczy. Spędziła w tym miejscu ponad trzy godziny, a nadal co kilkanaście minut przymierzała coraz to inne sukienki i słuchała uwag i rad. Włożyła po raz kolejny suknię o kroju syrenki, która opinała jej biodra i talię. Fallon przekrzywiła głowę, przeglądając się w lustrze. Suknia miała w sobie drobinki, które błyszczały w świetle lamp. Zdawało się, że emanowała tym światłem na dobre kilkanaście metrów. Była zrozpaczona, gdy kolejna suknia nie przypadła do gustu ani jej, ani pani Jones. Myślała, że w salonie spędzi całą wieczność.
– Nie ten krój, kompletnie ci nie pasuje. – Pani Jones machnęła ręką i podeszła do Fallon, która wzrok miała wlepiony w lustro. – Bez urazy, masz cudowną figurę, ale to nie pasuje – skomentowała, jakby chciała pocieszyć dziewczynę.
Tak właściwie, gdyby nie starsza kobieta, Fallon wzięłaby pierwsza lepszą suknię. Ale gdy widziała, jak matka Huntera kręci nosem za każdym razem, wolała oszczędzić sobie uwag na przyjęciu.
– Uważam podobnie – odezwała się Walker. – Nie czuję się w tej sukni dobrze.
Pierwszy raz tego dnia powiedziała coś szczerze. Zdecydowała się na ten krok dopiero wtedy, gdy pani Jones w końcu wyraziła niechęć do tego typu sukienek. Fallon odetchnęła, chociaż miała wrażenie, że za chwilę zemdleje. Sukienka była ciasna. Patrzyła na siebie w lustrze i słyszała, jak pani Eliza przechodzi w stronę kolejnych wieszaków, aby wybrać coś innego.
Ekspedientka stała zamyślona, ze wzrokiem wbitym w podłogę.
Fallon przyglądała się sobie. Gdyby nie makijaż, mogłaby dostrzec worki pod oczami, będące efektem kilku nieprzespanych nocy. Jej skóra straciła blask. Westchnęła, gdy poczuła lekki zawrót głowy. Chyba zbyt długo stała w tej ciasnej, niewygodnej sukni. Spojrzała na ekspedientkę, która napotkała jej wzrok i szybko uciekła w stronę wieszaków. Fallon zmarszczyła brwi, a kątem oka zauważyła podchodzącą panią Elizę.
– No cóż. – Kobieta wzruszyła ramionami. – W takim razie będziemy musiały pojechać do innego salonu, skoro tu wychodzi na to, że nic nie znajdziemy – poinformowała i zerknęła na elegancki zegarek na swojej dłoni. – Dzisiaj niestety już nie zdążymy, ale…
– A może ta? – przerwała ekspedientka, wyłaniając się zza lustra. – Myślę, że krój byłby idealny.
Fallon i pani Jones zaniemówiły. Dziewczyna przyglądała się sukni, którą przyniesiono, a potem spojrzała ukradkiem na przyszłą teściową i zeszła z podestu, aby sięgnąć po sukienkę. Po chwili zniknęła za drzwiami przymierzalni.
Włożyła suknię i kiedy już nie chciała dłużej patrzeć na swoje odbicie w lustrze, czym prędzej wyszła się pokazać. Na jej szczęście już tak bardzo nie opinała klatki piersiowej ani talii. Kreacja była zdecydowanie luźniejsza od poprzedniej i wygodniejsza. Fallon modliła się, żeby tym razem wybór był trafiony. Żadna, ale to żadna z poprzednich sukien nie podobała się pani Elizie, a dziewczyna przymierzyła ich około dwudziestu. Wyszła zza wielkiego lustra i przywołała na usta sztuczny uśmiech. Ten, który przywdziewała, odkąd na jej palcu spoczął pierścionek. Którego dzisiaj już nie zapomniała.
Obserwowała reakcje kobiet. Pani Eliza zaskoczyła ją najbardziej, bo w niemym zachwycie rozszerzyła delikatnie oczy i usta. Fallon ukradkiem spojrzała na ekspedientkę, która uśmiechała się szeroko i widać było, że jest dumna ze swojego wyboru.
Przyszła panna młoda weszła na podest otoczony lustrami i natychmiast cały ciężar, który czuła na ramionach od rana, stał się okrutnie przytłaczający, jakby to wszystko na nią runęło. Uśmiech zszedł z jej twarzy, a usta delikatnie się rozszerzyły. Zdawało się, że jeszcze bardziej pobladła. Suknia była długa i krojem przypominała literę A. Dekolt układał się w serce. Przód sukni do pasa był pokryty błyszczącym materiałem, natomiast talię oplatał wysoko pasek, mieniący się na srebrno. Im niżej, tym suknia bardziej się rozszerzała i tym samym tworzył się idealny kształt. Podkreślała wszystko to, co powinna. Była piękna.
Nagle Fallon zdała sobie sprawę z tego wszystkiego, co się dzieje. Doszło do niej, że to naprawdę się stanie, nie ma już wyboru, zresztą nigdy go nie miała. Kolejne bolesne zderzenie się z rzeczywistością. Nogi Fallon zdawały się na chwilę ugiąć. Zrobiło jej się słabo, nie mogła oddychać, choć starała się uspokoić. Stała ze wzrokiem wbitym w swoje odbicie w lustrze. Pani Jones komentowała jej wygląd, ale Fallon nie słyszała ani słowa.
Czuła się ładna w tej sukni. Naprawdę to poczuła, lecz nie chciała… Nie chciała być dla niego najpiękniejsza.
Niekontrolowana łza spłynęła po jej policzku. Nie ruszyła się nawet, aby ją otrzeć, po prostu przyglądała się sobie. Nie potrafiła się ruszyć, słuchała zagłuszonych głosów kobiet. Nie tak wyobrażała to sobie, kiedy była małą dziewczynką. Zawsze marzyła, aby być najpiękniejsza w tym wymarzonym dniu.
Kim się stałaś, Fallon? Gdzie podziała się tamta dziewczyna o szczerym uśmiechu i blasku w oczach. Zgasłaś razem z ostatnim płomieniem tamtego pożaru.
– Och, widzę już łzy, czyli dobrze trafiłam. – Uradowany głos pracownicy wybudził ją z rozmyślań. – Proszę – dodała, podając chusteczkę.
Fallon ocierała łzy i ukradkiem spojrzała w kierunku pani Jones, która zdawała się zachwycona tym, co zobaczyła. Uśmiechała się szeroko i wydawało się, że w głębi duszy skacze ze szczęścia.
Kiedy Hunter tamtego dnia na przyjęciu uklęknął przed Fallon, pani Eliza była najszczęśliwszą osobą na świecie. Nie dostrzegła nic dziwnego w zachowaniu dziewczyny, która z całych sił próbowała ukryć to, co działo się w jej sercu. Może tego nie widziała, a może nie chciała dostrzec.
Fallon zeszła z podestu, nie chciała dłużej na siebie patrzeć.
– Jesteś taka śliczna. – Jones spojrzała na nią i założyła dziewczynie włosy za ucho. – Piękna, Boże. – Przytuliła ją z całych sił. – Nie potrafię się napatrzeć… A co dopiero mój syn! – Uśmiechnęła się szeroko. – Chyba zemdleje z wrażenia. – Zaśmiała się, a Fallon jej zawtórowała.
Pani Jones odwróciła dziewczynę delikatnie ponownie w stronę lustra.
– Spójrz, piękna – mówiła dalej, zachwycona, jakby była w amoku. – Będziecie tacy cudowni. – Klasnęła w dłonie i przyłożyła je na chwilę do ust. Błysk w jej oczach można było zauważyć na pewno z większej odległości. – Stworzycie wspaniałą rodzinę – dodała, z jeszcze szerszym uśmiechem na twarzy.
Fallon miała wrażenie, że cała zawartość żołądka podchodzi jej do gardła. „Rodzinę”. Istotny był fakt, że pani Eliza bardzo pragnęła wnuków, tak samo jak jej mąż. Dziewczyna przełknęła tylko głośno ślinę, tak jak za każdym razem, gdy ten temat się pojawiał w rozmowie.
– Tak – szepnęła, choć z trudem wypowiedziała to słowo, które jakby kaleczyło jej gardło. – Pójdę się jednak już przebrać, trochę się zmęczyłam. – Uśmiechnęła się nerwowo, bo nie potrafiła już zakryć wszystkich emocji.
– Tak, oczywiście, leć – odparła pani Jones, kiedy Fallon odwróciła się w stronę przymierzalni. – Mam nadzieję, że to będzie twój wybór. – Wskazała na sukienkę.
Wbrew sobie i temu wszystkiemu, co czuła, Fallon nie miała siły na przymierzanie kolejnych sukien ślubnych. Chciała mieć już to z głowy, dlatego kiwnęła potwierdzająco głową i czym prędzej zasunęła za sobą kotarę. Czuła się taka słaba, że niemalże osunęła się na podłogę. To wszystko ją przytłoczyło, była zagubiona, potrzebowała kogoś prawdziwego w tym chorym świecie. Stała w przymierzalni dobre kilka minut, oparta dłońmi o jedną ścianę, i próbowała złapać normalny oddech. Cieszyła się tym razem, że nie ma lustra, bo przez jakiś czas nie będzie musiała oglądać siebie w tej cholernej bieli.
Zapragnęła znaleźć się w swoim pokoju. Z dala od nich wszystkich.
Do Acefield, gdzie znajdował się najlepszy – według matki Huntera – salon sukien ślubnych, jechały godzinę. Nagle w jej głowie zrodził się szalony pomysł.
Nim poprosiła o pomoc w zdjęciu sukienki, spokojnie wszystko sobie w myślach poukładała. Wydawało jej się, że na nowo odzyskała resztki sił, choć zdawała sobie sprawę z własnej kruchości.
Po kilkudziesięciu minutach wreszcie wyszła w towarzystwie swojej przyszłej teściowej na jedną z bostońskich ulic. Starszej kobiecie uśmiech nie schodził z twarzy. Fallon cieszyła się, że wreszcie wyrwały się z salonu. Już myślała, że spędzą tam wieczność. Na szczęście szybko uwinęły się z formalnościami i wybrana suknia będzie idealnie uszyta na ślub.
Dziewczyna tylko czekała, aż pani Jones powie, że musi już jechać. Modliła się, aby jej cholerny mąż zgarnął kobietę do domu. Nie wytrzymałaby z nią kolejnej godziny w samochodzie. Jej zachwyt był szczery, ale były w nim nutki sztuczności, których Fallon nie była w stanie zrozumieć.
– Wyglądasz jakoś słabo – powiedziała nagle zmartwionym głosem matka Huntera i przyłożyła dłoń do jej czoła. – Chyba masz gorączkę.
Zdecydowanie.
– Przepraszam. – Westchnęła słabo Walker. – Niezbyt dobrze się dzisiaj czuję, a to wszystko dodatkowo mnie zmęczyło – oznajmiła, uśmiechając się smutno.
– Ojej, moje słoneczko – powiedziała Jones, z przesadzonym zmartwieniem. – Jedź do domu. Powiem Hunterowi, aby później przyniósł ci leki. W porządku? – zapytała, na co Fallon delikatnie kiwnęła głową. – Kuruj się, żeby żadna choroba cię nie dopadła. Mamy wiele do załatwienia przed weselem.
Dziewczyna pożegnała się z panią Jones i czym prędzej poszła do samochodu. Zresztą nie miała innego wyjścia, gdyż jej nowy ochroniarz czekał na nią już przy samym wejściu do salonu. Uśmiechnęła się do niego, udając wielce szczęśliwą narzeczoną. Zajęła swoje miejsce z tyłu. Od nowego pracownika dowiedziała się niewiele. Miał na imię Zack, a z obserwacji Fallon wynikało, że jest bardzo nerwowy. Kierownicę trzymał tak mocno, że palce mu wręcz pobladły. Rozglądał się, jakby w strachu przed popełnieniem najmniejszego błędu. Z kolei takimi osobami można było łatwo manipulować i sprawić, że pomimo wszystkich starań i tak popełnią błąd.
Gdy Fallon zauważyła, do jakiej części miasta wjeżdżają, nachyliła się w stronę mężczyzny.
– Mógłbyś zjechać w tę uliczkę? – zapytała. – Jest tutaj sklep. Może kupiłbyś mi wodę? Jest mi trochę słabo – dodała, gdy zauważyła, że mężczyzna nagle się spiął.
– Oczywiście.
Nie minęło więcej niż pięć minut i samochód stanął. Zack odwrócił się w stronę dziewczyny. Idealnie grała. Zaczęła machać dłonią przed swoją twarzą i udawała, że naprawdę bardzo słabo się czuje. Mężczyzna patrzył na nią przez chwilę, zmartwiony, a potem wyszedł z samochodu i zamknął za sobą drzwi.
Nasłuchiwała i kątem oka obserwowała, jak się oddala w stronę większego sklepu. Uśmiech wkradł się na jej usta, gdy upewniła się, że popełnił ten błąd. Jeden jedyny, a tak duży. Wyszła z samochodu, drzwi zatrzasnęły się na dobre, a kluczyki nadal były w środku. Fallon uśmiechnęła się sama do siebie. Złośliwie. Nie miała zbyt wiele czasu, musiała działać szybko. Przeszła przez ulicę, a potem zaczęła prawie biec. Gdy była już za zakrętem, ruszyła szybko, prawie potykając się o własne nogi. Co chwilę odwracała się, aby sprawdzić, czy mężczyzna przypadkiem za nią nie podąża. Nie zauważyła go. Obcy ludzie się jej przyglądali. Nic dziwnego, że kobieta ubrana w czarną sukienkę do połowy uda i tego samego koloru szpilki, odwracająca się co chwilę za siebie, była w centrum zainteresowania.
W końcu dotarła do celu. Weszła na klatkę schodową budynku. Jej serce zaczęło przyspieszać, miała naprawdę mało czasu. Była świadoma, że Zack pewnie szybko wróci ze sklepu, a jak zacznie jej szukać, niektórzy z przechodniów z łatwością wskażą mu, którędy poszła. Tak samo będzie, jeśli mężczyzna zadzwoni do któregoś z pozostałych ochroniarzy i poprosi o pomoc w jej odszukaniu.
Fallon zaczęła wchodzić po schodach, wysokie obcasy jej tego nie ułatwiały. Jej dłonie zaczęły drżeć, z trudem trzymała się barierki. Kilka razy jej stopa ześlizgnęła się ze stopnia. Nagle wpadła w panikę, musiała szybko znaleźć się na najwyższym piętrze. Ściągnęła szpilki i zaczęła biec, pokonując kolejne stopnie, jakby od tego zależało jej życie. Gdy znalazła się na siódmym piętrze, zza jednych z drzwi usłyszała krzyki mężczyzny i małej dziewczynki. Podbiegła do nich i na początku uderzyła w nie z otwartej dłoni, a później pociągnęła za klamkę. Wszystko ucichło, a ciszę zakłócało tylko bicie jej serca i urywany oddech.
Próbowała się uspokoić. Czuła, jak krew odpływa jej z głowy. Przed jej oczami pojawiły się mroczki. Czuła się słaba i już miała runąć na ziemię…
I zrobiłaby to, gdyby nie silne dłonie mężczyzny, które złapały ją za ramiona.
Przełknęła ślinę, zdając sobie dopiero w tym momencie sprawę, jak bardzo suche były jej usta. Zwróciła też uwagę na to, że cała drży. Jakby jej drobne ciało i mięśnie miały się za chwilę z tego wysiłku rozpaść. Nie widziała nic oprócz czerni, a w uszach słyszała tylko nieznośny pisk. Nie słyszała nawet, czy chłopak coś do niej mówił. Po dłuższej chwili uniosła wreszcie wzrok i spojrzała na niego. Pierwsze, co dostrzegła, to brązowe oczy przepełnione szczerym zmartwieniem. Zrobiło jej się nagle głupio. Nie powinna tego robić, ściągnęła już na niego dużo kłopotów. Przecież mógł wcale nie chcieć jej widzieć, tym bardziej że tak długo milczała. Jej warga zadrżała.
– Przepraszam, przepraszam, przepraszam – wyszeptała, powstrzymując się od płaczu. – Przepraszam, Oli – powtórzyła. Brzmiała tak żałośnie i krucho.
Mogła się spodziewać wszystkiego, tym bardziej po ostatnim roku, który spędziła pośród tych wszystkich fałszywych ludzi. Jednak ostatnią rzeczą, na jaką mogła liczyć, było to, że Flynn przyciągnie ją do siebie i obejmie szczelnie silnymi ramionami.
– Już dobrze, Fallon – powiedział łagodnym głosem, który tak dawno pragnęła usłyszeć. Drżała w jego ramionach, powstrzymując się od płaczu.
Była idiotką, skończoną kretynką, że odcięła od siebie wszystkich. Dopiero dzisiaj, gdy dostrzegła, jak bardzo jest słaba, zdała sobie sprawę, że brakuje jej bliskich. Gdy tylko dowiedziała się, że salon ślubny, do którego jedzie, znajduje się w Acefield, w jej głowie zrodził się plan. Gdy mierzyła sukienki, na chwilę zapomniała o swoich zamiarach, ale potem nabrała pewności, że nie może przegapić takiej okazji. Nie wtedy, gdy jej kuzyn jest tak blisko, wprost na wyciągnięcie ręki.
Uspokoiła się.
Chłopak szybko to wyczuł i uniósł jej twarz.
W jego oczach widziała zmartwienie, ale również coś w rodzaju ulgi.
Boże, jak ona mogła go tak potraktować… Było jej tak cholernie głupio.
Lecz Flynn Walker nie zamierzał się gniewać, zdecydowanie taki nie był. Fallon miała ochotę płakać, aż w końcu zabraknie jej łez. Pogubiła się. Bardzo, bardzo mocno.
– Przepraszam – wyszeptała po raz kolejny.
– Przestań przepraszać. – Flynn westchnął i pokręcił głową. – Chodź – zaproponował, lekko przyciągając ją do siebie.
Zawahała się, nim się do niego zbliżyła. Nie dlatego, że się bała. Wiedziała, że nigdy, ale to nigdy Flynn nie zrobiłby jej krzywdy. Zawahała się, ponieważ wiedziała, że każda minuta tutaj przyniesie konsekwencje. Jednak potrzebowała tego i pomimo że było jej głupio i czuła się żałośnie, po kilku minutach wylądowała z kubkiem herbaty w dłoniach w mieszkaniu Flynna. Gdy kuzyn usiadł obok niej, uniosła wzrok i jeszcze przez chwilę podziwiała panoramę miasta.
– Przepraszam – powiedziała ponownie. Jej głos był słaby i cichy, a potem załamywał się z każdym kolejnym słowem. – Przepraszam, jestem skończoną idiotką. – Westchnęła, spuszczając wzrok. Widziała kątem oka, jak kuzyn kręci głową. – Jestem. I przepraszam za to wszystko. Za te wszystkie dni mojego milczenia i za to, że teraz przychodzę tutaj, jak gdyby nigdy nic – prychnęła, kręcąc głową. Pociągnęła nosem. – Kretynka – dodała szeptem.
Jej mózg był zdecydowanie wyprany przez tych wszystkich fałszywych ludzi. Nie potrafiła do siebie dopuścić myśli, że Flynn się na nią nie gniewa. To wszystko, z czym spotkała się przez ostatni rok, zakrzywiło prawdziwy obraz kuzyna.
– Przestań – nakazał łagodnie. – Co się stało? – zapytał, a potem upił łyk swojej herbaty.
– Chcesz znać szczegóły czy mam ci wszystko streścić? – zapytała, spoglądając w jego oczy. Nieco bardziej się rozluźniła.
– Opowiadaj ze szczegółami.
– Tak właściwie nie wiem, czy mamy na tyle czasu. – Westchnęła. Widziała, jak Flynn marszczy brwi, więc wyjaśniła: – Zwiałam ochroniarzowi.
– Co zrobiłaś? – zapytał zdumiony i otworzył szerzej oczy. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
– Uciekłam i… o Boże… to jego pierwsza praca. – Złapała się za głowę. – A ja go tak wykorzystałam! Jestem okropna.
– Nie, niech się chłopak uczy. Imponujesz mi. – Zaśmiał się cicho pod nosem, na co Fallon uśmiechnęła się blado. – Czyli twój ojciec naprawdę zwiększył ci ochronę? – dopytał. Blondynka kiwnęła potwierdzająco głową. – Szczerze? Nie mogłem w to uwierzyć. Wiedziałem, że jest pierdolnięty, ale nie że aż tak. – Westchnął. – Opowiadaj – dodał po chwili ciszy.
– Tak w bardzo dużym skrócie… – zaczęła i na chwilę zamknęła oczy. No, dalej Fallon, nakazała sobie w myślach. Nie chciała sobie pozwolić na kolejne tego dnia łzy. Spojrzała na kuzyna, który właśnie unosił kubek do ust. – Wychodzę za mąż.
Flynn zakrztusił się. Otworzył szeroko oczy i przełknął z trudem.
– Co? Czekaj – zaczął, był wyraźnie zdziwiony. – Z kim? Z tym… jak mu tam było… – urwał, szukając w pamięci imienia. – Kadenem? Tym, co wtedy chciał mnie pobić w klubie?
Fallon spuściła wzrok i zacisnęła mocniej dłonie na kubku. Chłopak to zauważył i od razu się zmieszał, nie wiedział, jak interpretować zachowanie kuzynki. Zresztą ona sama czuła szalejące w środku emocje, które zdawały się prawie rozrywać jej klatkę piersiową. Tym razem nie potrafiła powstrzymać łez.
– N-nie. – Jej głos pękał jak szkło rozbite o podłogę. – Nie z nim. Kadena już nie ma, odszedł – wyszeptała, przecierając łzę, która spłynęła po jej policzku. Pociągnęła nosem, ponownie spoglądając w oczy kuzyna. – Pogubiłam się, Oli. Tak strasznie się pogubiłam.
Z dnia na dzień była coraz słabsza i coraz ciężej jej było chować się za maskami. Nie nadawały się do niczego. Były zepsute tak samo jak ona. Schowała twarz w dłoniach, jednak nie na długo. Flynn przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Potrzebowała tego tak bardzo, że nawet się nie opierała.
– Nie wiem, czego chcę – załkała. – Chcę wrócić do czasu sprzed roku. Kiedy mogłam normalnie wychodzić, nie musiałam uciekać. Teraz nawet nie mogę czasem jechać do mamy na cmentarz, nie pozwalają mi, a ja tego tak bardzo potrzebuję. – Płakała, dusząc się łzami. Emocje znalazły wreszcie ujście. – Nic mi nie zostało, nic. Brakuje mi go tak cholernie, codziennie o nim myślę. – Nie panowała nad tym, co mówi. – Nic, po prostu nic nie zostało – szeptała, a potem odsunęła się od Flynna i spojrzała mu w oczy. – Wychodzę za Huntera Jonesa – wytłumaczyła, ścierając łzy. – Przepraszam za wszystko.
– Fallon… – Spojrzał na nią, zmartwiony. Widziała, że jej wyznanie go zaskoczyło.
Odsunęła się pospiesznie. Ściągnęła już na niego problemy, a teraz dodatkowo obarcza go wszystkim tym, co siedzi w jej głowie. Dlatego budowała wokół siebie mur i wszystkich odtrącała – żeby ich nie krzywdzić.
– Czy on ci coś zrobił? – zapytał nagle Flynn.
Zrozumiała, o co mu chodzi. Pokręciła przecząco głową i zauważyła, że chłopak się lekko rozluźnia.
– Na pewno? Fallon? – upewniał się, jednak dziewczyna stanowczo zaprzeczyła. – Wiesz, że zawsze ci pomogę – dodał. – Nie wiem, co ci teraz powiedzieć, zaskoczyłaś mnie, nie spodziewałem się tego.
– Ja też. – Westchnęła. – Ale nie powinnam obarczać tym wszystkim…
– Przestań – przerwał jej. – Nie z takimi problemami dawaliśmy sobie radę. Zresztą oboje święci nie jesteśmy. – Uśmiechnął się.
– Tylko że ja… – zaczęła i próbując zebrać myśli, zaczęła otwierać torebkę i w niej grzebać. – Ja sama się na to zgodziłam… – Spuściła wzrok.
Wyciągnęła kopertę, w której schowała zaproszenie dla Flynna, i podała mu ją. Spojrzała na mężczyznę, który zmarszczył brwi. Gdy już miała go poinformować, co to takiego, zza okna dostrzegła nadjeżdżający czarny samochód. Wysiadło z niego dwóch mężczyzn. Jeden chudszy, a drugi umięśniony. Rozpoznała ich. Zack i Carl.
– O kurwa – wyrwało się jej.
Ściągnęła na siebie uwagę Flynna, który zmieszany całą tą sytuacją, wyrwał się z chwilowego zamysłu. Zmarszczył brwi i spojrzał na Fallon, a następnie za okno.
– Przepraszam, nie powinnam na ciebie zwalać tych wszystkich problemów, a tym bardziej obarczać cię tym, co siedzi w mojej głowie. Tam jest paskudnie – wypowiedziała ostatnie zdanie o wiele ciszej i nawet nie miała pewności, czy Flynn je usłyszał.
Obserwowała, jak wstał, podszedł powoli i położył dłonie na jej ramiona.
– Przestań, Fallon – nakazał łagodnie. – Przestań się obwiniać, niepotrzebnie to robisz. Martwisz się o wszystkich dookoła, aby tylko ich nie skrzywdzić czy nie narobić im kłopotów… Kiedy zaczniesz martwić się o siebie? – Słuchała kuzyna z uwagą. – To twoje decyzje, ale pamiętaj, masz mnie. Okej?
Pokiwała energicznie głową i zagryzła wargę, gdy poczuła, jak kolejna fala łez napływa do jej oczu. Przytuliła Flynna ostatni raz, zanim skierowała się w stronę wyjścia. Była wdzięczna za to wszystko, co zrobił. Zawsze sprawiał, że czuła się lepiej. Od czasów dzieciństwa, kiedy pocieszał ją po każdym upadku, do teraz, gdy zapłakana stanęła w progu jego drzwi. Dlatego nie obyło się bez dziękowania i kolejnych przeprosin.
Kiedy wyszła z jego mieszkania, czuła się o wiele lepiej. Zaczęła zbiegać po schodach, jej klatka piersiowa się zaciskała i dziewczyna nie potrafiła wziąć głębszego oddechu. Zeskoczyła na przedostatnie półpiętro, gdzie dostrzegła mężczyznę w czarnym garniturze.
Jego wzrok i postawa dały jej jasno do zrozumienia, jak bardzo ma przechlapane.