Revival. Temptation - Hope S. Ward - ebook

Revival. Temptation ebook

Hope S. Ward

4,3

Opis

Rose po bolesnych doświadczeniach nauczyła się żyć na nowo i twardo stąpać po ziemi. Po ukończeniu studiów przeprowadziła się ze słonecznego Miami do Bostonu i skupiona na celu wkroczyła w świat architektów. Tym razem dwudziestopięciolatka miała jasno sprecyzowane plany na przyszłość i nie było w nich miejsca na mężczyzn i miłość. Nie sądziła, że współpraca przy pewnym zleceniu ponownie zburzy odbudowany spokój i harmonię w jej życiu.

Znów na horyzoncie pojawił się mężczyzna z przeszłości, który udowodnił Rose, że „kocham cię” to tylko puste słowa, a do tego dołączył chłopak, który już wkrótce miał je wypowiadać, lecz tylko po to, by wypełnić warunki pijackiej umowy.

Co mogło pójść nie tak?

 

tom II

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 337

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (279 ocen)
171
64
18
22
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
majka2022

Nie polecam

Sorry ale tego nie spodziewałam się myślałam że będzie z tym Noa a tu lipa
40
Ann_xoxo

Nie oderwiesz się od lektury

O wiele lepsza część niż pierwsza. Polecam
40
Osza1989

Z braku laku…

Nie czytalam na watt calej ksiazki.. tylko ti co tqm zostalo. Dlugo czekalam na II czesc i szczerze .... Nie podoba mi sie. Zbyt skrocony watek Noah, zbyt chaotycznie. w sumie Noah Nie byl tam potrzebny Bo od poczatku bylo wiadome Jak to wszystko sie skonczy. zawiodlam sie ...
30
kupiecka24
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Cieszę się, że tak się to zakończyło, ale nie podoba mi się zmiana względem tego, co było na wattpadzie… no i zabrakło mi jakiegoś kończącego rozdziału z perspektywy Noah.
30
wiqalovbook

Z braku laku…

Szczerze się zawiodłam liczyłam na jakieś rozwiązanie akcji z Noahem i ich związkiem bo Enzo totalnie mi nie pasuje
31

Popularność




REVIVAL

HOPE S. WARD

STRONA REDAKCYJNA:

©Hope S. Ward, 2024

©Wydawnictwo Spark, 2024

Zdjęcie na okładce: Shutterstock/AngelinaLubin

Redaktor prowadzący: Marcin Bławat

Redakcja: Anna Łakuta

ISBN: 978-83-67200-32-5

Ambasadorzy:

@kinix.booksss

@szafirowadziewczyna

@m00nlightdesire

@gada_czyta

@dariaczyta

@carlottad_book

@romans.books

Pamiętaj, że wśród wszystkich otaczających cię ludzi jesteś niepowtrzalnym cudem, musisz tylko w to uwierzyć. Przecież gwiazdy na niebie również różnią się wielkością, ale każda z nich świeci. Wystarczy tylko dostrzec to niezwykłe światło w sobie.

„Najtrudniejsza rzecz w życiu to nauczyć się,

które mosty przkrczać, a które palić.” – David Russell

Playlista

1. Adele – Send My Love

2. Chord Overstreet – Hold On

3. Demi Lovato – Cool for the Summer 

4. Lana Del Rey – This Is What Makes Us Girls

5. Zayn Malik – PillowTalk

6. Camila Cabello – Shameless

7. Adele – Love In the Dark

8. David Kushner – Skin and Bones

9. Sia – Helium

10. Tyla – Water

11. ZAYN – You Wish You Knew 

12. John Legend – Tonight 

13. Dove Cameron – Sand

14. Noah Cyrus – Again ft. Xxxtentacion

15. Jacob Banks – Unknown

PROLOG

Rose

Kiedy to wszystko się zaczęło, byłam młoda i głupia. Ludzie mówiący, że w wieku dziewiętnastu lat są dorośli i wystarczająco dojrzali, zazwyczaj są w błędzie. Oczywiście zdarzał y i będą zdarzać się wyjątki, ale gdybym wtedy miała taką samą wiedzę i doświadczenie, jakie miałam teraz, nigdy nie pozwoliłabym sobie na pewne zachowania.

Nigdy nie zatraciłabym się w uczuciu i mężczyźnie, który najzwyczajniej w świecie nie był mnie wart. Szkoda, że dowiedziałam się o tym tak późno.

Zdecydowanie za późno.

Musiałam jednak przyznać, że tamte tygodnie, a raczej miesiące życia, mocno wpłynęły na moją przyszłość. W dużej mierze ukształtowały to, kim stałam się potem i jak pokierowałam swoim życiem. Może to właśnie przez tamto uczucie i tamtego człowieka, którego nadal czasem wspominałam z bólem serca, znalazłam się w tym miejscu. Możliwe, że to przez tamte wydarzenia skupiłam się na studiach, wyprowadziłam ze słonecznego Miami do Bostonu i podjęłam pracę w firmie architektonicznej.

I tak oto wyglądała moja teraźniejszość.

Każdego dnia od rana do wieczora przesiadywałam w biurze, a gdy wracałam do domu, dalej pochylałam się nad projektami ogrodów i terenów zielonych. Czy było coś, czego żałowałam? Chyba tylko jednego.

Żałowałam, że Noah Grayson kiedykolwiek stanął na mojej drodze.

ROZDZIAŁ 1

Rose

Przesunęłam opuszkami palców po beżowym materiale damskiego garnituru i zniecierpliwiona przestąpiłam z nogi na nogę. Kolejka w mojej ulubionej kawiarni zdawała się nie mieć końca, a to wszystko było zasługą właściciela lokalu, który był zwykłym sknerą. Nieraz, gdy miałam wolną chwilę, zamieniłam kilka zdań z pracownicami owej kawiarni i często wylewały swoje gorzkie żale na słabe warunki pracy, niską płacę i wiele innych. Niestety, wielu młodych ludzi nie miało innego wyboru i przez to godzili się na nieludzkie traktowanie.

Cicho westchnęłam i nieznacznie przesunęłam się do przodu. Spojrzałam na zawieszoną na ścianie tablicę z różnorodnymi propozycjami napojów na bazie kawy i jak co rano przeczytałam ją całą, choć nie miało to najmniejszego sensu. Od ponad pół roku, jak przychodziłam do tej kawiarni, czyli od momentu, gdy tylko ją znalazłam, zawsze zamawiałam to samo: karmelową latte na odtłuszczonym mleku sojowym. Mimo to, za każdym razem, kiedy stałam w ciągnącej się do samego wejścia kolejce, odczytywałam każdą pozycję z listy. Ktoś mógłby to uznać na natręctwo, ale mnie to zwyczajnie relaksowało i pomagało zabić czas.

– Hej – usłyszałam damski głos. – To samo, co zawsze? – upewniła się szatynka, która przyjmowała zamówienia.

– Hej – odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem na ustach. – Jak zwykle bez zmian – odparłam i wyjęłam z torebki portfel, by po chwili położyć na ladzie banknot, którym zamierzałam zapłacić za kawę.

Zabębniłam palcami w blat, obserwując w milczeniu, jak dziewczyna się śpieszyła, by obsłużyć wszystkich zniecierpliwionych klientów. Zdecydowana większość nie potrafiła się w takich sytuacjach odpowiednio zachować. Zamiast udać się do innej, mniej obleganej kawiarni, oni woleli tutaj stać i głośno narzekać, nie szczędząc sobie zgryźliwych komentarzy, które jedynie stresowały pracowników.

– Proszę. – Postawiła przede mną kubek z kawą na wynos, po czym od razu zgarnęła pieniądze i wydała resztę.

– Dzięki.

– Miłego dnia – dopowiedziała z nerwowym uśmiechem, a ja chwyciłam pozostałe pieniądze i wcisnęłam je do niewielkiego słoiczka, który stał na ladzie. Właśnie do niego pracownicy zbierali napiwki, którymi prawdopodobnie dzielili się po zakończeniu zmiany.

– Tobie również, Kalsey – pożegnałam się z szatynką, której imię znałam nie tylko z plakietki przypiętej do firmowej koszulki. Dziewczyna sama w trakcie jednej z naszych pierwszych rozmów przedstawiła się i zaproponowała, abyśmy przeszły na „ty”.

Opuściłam kawiarnię i natychmiast udałam się do biura, które znajdowało się przecznicę dalej. Spokojnym krokiem przechadzałam się ulicami Bostonu, wsłuchując się w odgłosy szczekających psów, trąbiących aut i płaczących dzieci. W Miami było inaczej i miałam wrażenie, że ludzie również byli inni, choć może to moja perspektywa się zmieniła i dlatego postrzegałam pewne rzeczy inaczej.

Zatrzymałam się dopiero pod ceglanym budynkiem z dużym szyldem nad głównym wejściem do firmy, której właścicielem był Francisco Lacroix. Mężczyzna założył ją niemal dwadzieścia lat temu i od tamtego czasu niesamowicie się rozrosła, ale również zdobyła pewną renomę, której nie zdołał zniszczyć nawet niesforny syn właściciela.

Enzo, bo jego właśnie miałam na myśli, był… niesamowitym, niepowtarzalnym i jedynym w swoim rodzaju dupkiem. Mimo to mój kontakt z nim był naprawdę dobry. Może nie nazwałabym tego przyjaźnią, ale byłam jedyną wolną dziewczyną w firmie, która nie zdejmowała przed nim majtek, a mimo to rozmawiał ze mną jak z równą sobie. Chyba że właśnie o to chodziło. Możliwe, że Enzo traktował mnie normalnie i bez podtekstów, bo nie patrzyłam na niego jak na obiekt westchnień.

– Jesteś niedojrzałym gówniarzem! – rozniósł się donośny głos starszego mężczyzny, ale nikt w firmie już nie zwracał na to uwagi. – Masz talent, ale jeżeli sądzisz, że to wystarczy, abym powierzył ci wszystko, na co całe życie ciężko pracowałem, to jesteś w błędzie!

Spojrzałam na niedomknięte drzwi do gabinetu pana Lacroix i powoli do nich podeszłam. Stukot wysokich szpilek odbijał się echem z każdym moim krokiem. Cicho zapukałam w drewnianą płytę, położyłam dłoń na klamce, po czym stanęłam w progu. Spojrzałam na pana Francisca, a po chwili zerknęłam również na jego młodszą kopię, czyli Enza.

– Dzień dobry – przywitałam się i cicho chrząknęłam. – Przepraszam, że przeszkadzam, ale… – Nie dane było mi dokończyć myśli, ponieważ starszy z mężczyzn wszedł mi w słowo.

– Nie przeszkadzasz – oznajmił. – Właśnie skończyliśmy – dodał, na co młodszy Lacroix parsknął.

– Powiedziałeś, co miałeś do powiedzenia, i według ciebie tak powinna wyglądać rozmowa? – prychnął, wsuwając dłonie do kieszeni garniturowych spodni. – Mam trzydzieści lat! Nie jestem gówniarzem, a ty prędzej czy później będziesz musiał zrezygnować z pracy. To tylko kwestia czasu.

– Masz trzydzieści lat, ale w głowie masz tylko spódniczki i imprezy! Przynosisz mi wstyd!

– Chyba przyjdę później – mruknęłam, powoli wycofując się z gabinetu.

– Nie, Rose – odezwał się Enzo, przenosząc na mnie wzrok. – Z nim i tak nie da się normalnie rozmawiać, więc nic tu po mnie – skwitował i ruszył w stronę wyjścia.

Zatrzymał się i spojrzał na mnie zniecierpliwiony, czekając, aż zejdę mu z drogi. Przesunęłam się, umożliwiając mu wyjście z gabinetu ojca, i w ten sposób zostałam sama z panem Franciskiem. Kiedy mężczyzna był zbulwersowany, bywał dość opryskliwy i nieprzyjemny. Nie zamierzałam stawać się jego workiem treningowym tylko dlatego, że syn nie spełniał jego oczekiwań.

– O co chodzi? – zapytał zdenerwowany, zajmując miejsce na swoim fotelu.

– Chciałam zapytać o zlecenie, które przesłała mi pańska asystentka wczoraj wieczorem – wyjaśniłam, nie poruszając się z miejsca.

– Jakie zlecenie?

– Zagospodarowanie terenów zielonych na osiedlu. Przetarg wygrała firma, z którą podpisał pan kontrakt na zaprojektowanie terenów wokół apartamentów, a z tego, co zrozumiałam, tyczy się to również wnętrz – opowiedziałam w dużym skrócie to, co przeczytałam w mailu, i czekałam na reakcję mężczyzny.

– Tak, faktycznie było coś takiego – mruknął pod nosem. – Enzo ma zająć się projektem wewnątrz budynku, a ty jak zawsze masz powalić na kolana aranżacją terenów zielonych. Właściciel firmy, która wygrała przetarg na budowę tych osiedli, ma dziś zjawić się u nas i omówić wstępne założenia i plany.

– Dobrze – przytaknęłam, a kiedy obróciłam się, by wyjść, przyszło mi do głowy jedno pytanie: – O której planowane jest to spotkanie? – zapytałam, zerkając na mężczyznę.

– Bądź dostępna cały dzień, ponieważ to nie jest miejscowa firma – odpowiedział, na co jedynie skinęłam głową i wyszłam, zamykając po cichu drzwi.

Przeszłam kilka kroków przez niewielki korytarz, po czym weszłam do swojego biura. Odłożyłam torebkę na biurko, uruchomiłam laptopa i usiadłam na obrotowym fotelu. Spojrzałam na podświetlony ekran i kiedy zamierzałam wpisać hasło, by zalogować się na swój profil, rozbrzmiała znajoma melodyjka. Szybko wygrzebałam telefon z torebki, spojrzałam na wyświetlacz i cicho wzdychając, niechętnie odebrałam połączenie.

– Leah – mruknęłam imię młodszej siostry. – Co chcesz? – przeszłam do razu do sedna, bo dziewczyna zazwyczaj dzwoniła, gdy wpakowała się w jakieś tarapaty.

– Skąd pomysł, że czegoś od ciebie chcę? – oburzyła się i nie musiałam jej widzieć, by wiedzieć, że w tamtej chwili zapewne wyglądała jak rozdymka.

– Zastanówmy się… – przerwałam na chwilę, udając, że naprawdę nad tym myślałam. – Może dlatego, kochana siostrzyczko, że zawsze do mnie dzwonisz, kiedy masz jakąś sprawę.

– Dobra – westchnęła. – W weekend gra w twoim mieście zespół, którego słucha Matthew – zaczęła, a ja już czułam, że sprawa, w jakiej do mnie dzwoniła, z pewnością mi się nie spodoba. – I pomyślałam, że może moglibyśmy się u ciebie zatrzymać na noc lub dwie? – zapytała przemiłym głosem.

– Nie.

– No ale dlaczego?

– Serio, muszę ci to tłumaczyć? – zapytałam z niedowierzaniem, przytrzymując ramieniem telefon, by mieć wolne dłonie i w końcu móc zalogować się na swoje konto na laptopie. – Dobra – mruknęłam. – Po pierwsze, to moje mieszkanie i cenię sobie porządek, spokój i samotność. Po drugie, nie lubię Matthew, a po trzecie, nie ma już hoteli?

– Przecież to tylko weekend – jęknęła. – Nawet nas nie zauważysz – próbowała mnie przekonać. – A do Matthew jesteś uprzedzona! Nawet go nie znasz, więc jak możesz mówić, że go nie lubisz?

– Powiedziałam już swoje zdanie i nie muszę ci się dalej tłumaczyć.

– Dobra, to będziemy spali na dworcu – burknęła.

– Leah, ja nie jestem mamą i takie teksty na mnie nie działają – zauważyłam. – Masz dwadzieścia dwa lata i… – Kolejny raz tego poranka nie było mi dane skończyć.

– Rose, potrzebuję twojego projektu do posiadłości Atwooda – oznajmił Enzo, wchodząc bez pukania do mojego gabinetu.

– Mógłbyś pukać. – Spojrzałam na niego z dezaprobatą i wolną ręką przerzuciłam kilka papierków na biurku, poszukując teczki z planami terenu i projektem, o które prosił. – Masz i idź sobie.

– Co cię ugryzło? – Zmarszczył brwi, całkowicie ignorując, że nadal miałam przyciśnięty telefon do policzka.

– Rozmawiam – odpowiedziałam zirytowana, wskazując na urządzenie na moim ramieniu. – Leah, zadzwonię później – odezwałam się do siostry, która czekała na kontynuację naszej rozmowy.

– A pomyślisz chociaż o tym weekendzie? – zapytała z nadzieją.

– Pomyślę, ale nic nie obiecuję – wetchnęłam zrezygnowana. – Zadzwonię wieczorem. Pa.

Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na bok, a następnie uniosłam wzrok na wciąż stojącego w tym samym miejscu mężczyznę.

– Co ty tu jeszcze robisz?

– Obmyślam plan – odpowiedział, tajemniczo się uśmiechając.

– Jak wpędzić mnie do grobu?

– Nie ciebie, prędzej tego starego kutasa. – Wywrócił oczami.

– Mówisz o swoim ojcu – przypomniałam, gromiąc go wzrokiem.

– Nie baw się w moją matkę.

Enzo zamiast wyjść, zamknął drzwi i usiadł na wolnym krześle po przeciwnej stronie biurka. Uniosłam brew, obserwując jego poczynania, i skrzyżowałam ręce na piersiach.

– Co ty robisz? – Pokręciłam głową na boki, nie kryjąc grymasu niezadowolenia na twarzy.

– Siedzę – odpowiedział w najgłupszy możliwy sposób.

– Enzo, naprawdę nie mam dziś nastroju na… – przerwałam, szukając odpowiedniego słowa, ale ponieważ go nie znalazłam, dodałam: – to. – Wskazałam na niego obiema dłońmi, jakbym zaprezentowała jakiś wymarły gatunek zwierzęcia.

– Nie masz nastroju na mnie? – prychnął. – Czyli dzień jak co dzień.

– O co poszło z twoim ojcem? – zagadnęłam, bo wiedziałam, że i tak się go nie pozbędę.

– O to samo, co zawsze. – Skrzywił się, zapewne przypominając sobie wcześniejsze słowa swojego ojca. – Nie obejmę władzy w firmie, dopóki się nie ustatkuję i nie dorosnę.

– Więc może się ogarnij i będziesz miał to, czego tak bardzo chcesz  – zaproponowałam, starając się skupić na pracy.

– A czego według ciebie chcę?

Wiedziałam, że to nie było podchwytliwe pytanie, bo zazwyczaj właśnie tak rozmawialiśmy. Nie czuliśmy przed sobą większego skrępowania, choć młody Lacroix dość często doprowadzał mnie do białej gorączki.

– Spokoju od ojca i władzy w firmie.

– To tak w dużym uproszczeniu. – Skinął głową. – Co robisz?

– Muszę skończyć aranżację ogrodu dla tego małżeństwa lekarzy, bo nie wiem, ile czasu zejdzie mi przy tym nowym zleceniu – odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa. – W ogóle ojciec powiedział ci o tym coś więcej?

Pokręcił głową.

– Wiem tylko, że to spory przedsiębiorca i potrzebował tutaj na miejscu wspólnika, który ma kapitał, zna tutejszy rynek i ma wolnych architektów, którzy nie ugną się pod presją.

– Czyli znowu pracujemy razem. – Spojrzałam znad ekranu na szatyna, który słabo się uśmiechnął i przytaknął.

– Znowu razem, Emerson. Przyznaj, że zgrany z nas duet.

– Pozostawię to bez komentarza – mruknęłam i ponownie skupiłam wzrok na otwartym dokumencie w laptopie.

ROZDZIAŁ 2

Rose

Próbowałam ignorować obecność Enza w moim gabinecie i skupić się na pracy, ale nie było to najłatwiejsze zadanie. Wszystko komplikowało również nieznośne zachowanie mężczyzny, choć czasami kusiło, bym nazwała go dzieciakiem. Wiedziałam, że miał trzydzieści lat i był ode mnie starszy, ale przez niego czasami miałam ochotę wołać o pomstę do nieba.

– Możesz to zostawić? – wysyczałam przez zaciśnięte zęby, spoglądając na niego znad ekranu laptopa. – Nie miałeś gdzieś iść z tymi planami? – Skinęłam głową na teczkę, którą odłożył na moje biurko.

– To w sumie może poczekać. – Wzruszył ramionami. – Zajmę się tym, kiedy pojawi się tu ten deweloper.

– Przecież nie wiadomo, o której przyjedzie.

– No właśnie.

– I zamierzasz tu do tego czasu siedzieć i zawracać mi tyłek? – Oparłam się wygodnie na fotelu i spojrzałam na mężczyznę z niedowierzaniem.

Enzo nie zdążył odpowiedzieć na pytanie, bo usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi. Spojrzeliśmy w tamtą stronę, a kiedy w progu stanęła asystentka pana Francisca, wiedziałam, że coś musiało się stać.

– Pan Lacroix prosi do sali konferencyjnej na spotkanie – poinformowała nas Charlotte.

– Dobrze, chwileczkę – odparłam, zamykając laptopa.

– Pan również jest proszony. – Spojrzała z lekkim zawstydzeniem na Enza, który wygodnie siedział na krześle i bezcelowo bębnił palcami w drewniane podłokietniki.

– Przyjdę z Rose – mruknął od niechcenia, ale kobieta tego nie skomentowała.

Asystentka pana Francisca skinęła głową, czego Enzo nawet nie zauważył, bo nie patrzył w jej kierunku. W końcu kobieta wyszła, pozostawiając za sobą uchylone drzwi. Zgarnęłam z blatu wszystkie dokumenty i ułożyłam je na jeden stos, po czym sięgnęłam po swój notes i telefon i spojrzałam znacząco na szatyna, który nie poruszył się z miejsca.

– Idziesz? – Uniosłam brew, czekając na jakiś jego ruch.

– Mam nadzieję, że facet nie zamierza nam niczego narzucać – westchnął, podnosząc się z krzesła.

– Skąd wiesz, że to facet? – prychnęłam, stając w progu, gdy przepuścił mnie jako pierwszą. – Może to kobieta?

– Kobieta miałaby być deweloperem? – Spojrzał na mnie, jakbym palnęła jakąś największą i najbardziej absurdalną głupotę.

– A czemu nie? – Wzruszyłam ramionami, idąc z nim ramię w ramię w stronę sali konferencyjnej. – Nie bądź seksistą.

– Nie jestem seksistą, Rose – skwitował. – Zwyczajnie uważam, że nie każdy zawód jest dla kobiet i nie chodzi o umniejszanie waszym zdolnościom czy predyspozycjom.

– Więc o co? – zapytałam i zatrzymałam się przed drzwiami sali konferencyjnej. Skrzyżowałam ręce na piersiach i uniosłam wzrok, by spojrzeć mężczyźnie w oczy.

– Deweloper musi nadzorować budowy i każdy etap prac, co wiąże się z częstymi kontaktami z różnymi fachowcami i pracownikami branży budowlanej, a sama ostatnio narzekałaś na to, jak niestosownie kilku z nich się wobec ciebie zachowywało.

Spojrzał z politowaniem, przypominając mi o tym, jak w zeszłym tygodniu pojechałam na teren, który miałam projektować. Akurat tak się złożyło, że trwał generalny remont domu i kręciło się tam wielu mężczyzn, którzy nie szczędzili sobie prostackich uwag, które oczywiście skupiały się na moim wyglądzie. Kiedy wróciłam do biura, byłam wściekła, przez co oberwało się tego dnia chyba każdemu mężczyźnie, z wyjątkiem pana Francisca. Gdybym to jemu rzuciła taką wiązanką, jaką obdarowałam tamtego dnia Enza, zapewne byłabym w tej chwili bezrobotna i nie znalazłabym już pracy jako architekt krajobrazu w całym stanie.

– Dobra, nieważne – bąknęłam, nie chcąc mu przyznać racji.

– Zresztą… – Położył jedną dłoń na moich plecach, a drugą na klamce.  – Ojciec mówił, że mężczyzna jest właścicielem – dodał, otwierając drzwi, bym weszła pierwsza.

Uniosłam wzrok na zebranych w pomieszczeniu mężczyzn. Na wprost drzwi siedział pan Lacroix, a po drugiej stronie stołu, odwrócony do nas plecami, deweloper w garniturze. Jego strój nie przykuł mojej uwagi, bo zdecydowana większość mężczyzn w tej branży ubierała się właśnie w taki sposób do pracy czy na spotkania biznesowe, a to właśnie do takich należało.

Zrobiłam dwa kroki do przodu, cały czas czując dłoń Enza u dołu pleców, jednak jego dotyk nie miał żadnego podtekstu. Zwyczajnie puścił mnie przodem i prowadził na miejsce, co w sumie było szarmanckie z jego strony.

– Jesteście – zauważył pan Francisco, powoli wstając z miejsca, po czym zwrócił się do gościa. – Niech pan pozna mojego syna, który zajmie się zaprojektowaniem apartamentów. – Wskazał ręką na Enza, a gdy ten wyciągnął dłoń do dewelopera, zamarłam.

Zamarłam, bo widok mężczyzny, który na moim współpracowniku nie zrobił żadnego wrażenia, mnie zupełnie sparaliżował. Stałam jak zamurowana i nie wiedziałam, czy zostać i udawać, że człowiek stojący przede mną wcale nie złamał mi serca, czy uciec i dać mu satysfakcję. Przełknęłam ślinę i patrzyłam, jak mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, choć wzrok dewelopera wciąż uciekał w moją stronę.

– A to jest Rose. – Pan Francisco wskazał na mnie. – Zajmie się zaprojektowaniem terenów zielonych.

Musiałam zachowywać się profesjonalnie, bo już raz niemal zaprzepaściłam przez tego człowieka swoje szanse i przyszłość. Nie zamierzałam tym razem dać ponieść się emocjom. Tutaj mógł mnie uratować tylko rozsądek, bo to przecież właśnie nim kierowałam się przez ostatnie lata.

– Dzień dobry – odezwałam się jako pierwsza i uścisnęłam nieruchomo wystawioną w moim kierunku dłoń. – Miło pana poznać – skłamałam.

– Usiądźmy i przejdźmy do rzeczy – wtrącił pan Lacroix, na co Noah jedynie przytaknął i nie mogąc oderwać ode mnie wzroku, zajął swoje wcześniejsze miejsce.

Podeszłam do krzeseł po drugiej stronie stołu i zanim zdecydowałam, na którym usiąść, Enzo już odsunął mi jedno z nich. Spojrzałam na niego z wdzięcznością i ciężko oddychając, usiadłam pomiędzy młodszym i starszym Lacroix. Położyłam na blat notes i telefon, niemal natychmiast kładąc dłonie na kolana pod stołem. Bałam się, że z nerwów zaczną mi drżeć, a nie chciałam, żeby Noah to zobaczył. Nie zamierzałam mu pokazywać, jak bardzo zszokowało mnie nasze spotkanie i jak ogromne wrażenie na mnie wywarł. Nie zastanawiałam się nawet nad uczuciami, jakie w tamtej chwili we mnie przeważały, bo nie miały one większego znaczenia. Zwyczajnie chciałam przetrwać to spotkanie, a następnie przekazać zlecenie komuś innemu.

– Jaki mamy termin zakończenia realizacji całego projektu? – zapytał Enzo, wyrywając mnie z zamyślenia.

Spojrzałam na jego spokojny profil, pewną siebie postawę i obojętność, z jaką spoglądał na Graysona. Zazdrościłam mu tego spokoju i opanowania, ale on w przeciwieństwie do mnie nie miał powodów, by się denerwować.

– Osiemnaście miesięcy – oznajmił mężczyzna, a mnie zemdliło.  – Przewiduję rok na budowę, a pozostały czas na drobne poprawki, wykończenie i urządzenie wnętrz oraz oczywiście… – przerwał, spoglądając w moim kierunku. – Teren na zewnątrz również musi być na najwyższym poziomie.

– Będzie – odparłam pewnym tonem, zaciskając palce na udach. – Ma pan jakiś zamysł?

– W projekcie ogródków prosiłbym o inspirowanie się kulturą wschodu – oznajmił. – Poradzisz… – zawahał się, najwidoczniej zdając sobie sprawę, że się zapędził. – Poradzisz sobie z tym, Rose?  – powtórzył pewniejszym tonem, po czym dodał: – Mam nadzieję, że przejście na „ty” nie będzie problemem? – zapytał, ratując sytuację.  – Ułatwia to komunikację i niweluje zbędny dystans.

– Z pewnością – prychnęłam pod nosem i choć pan Lacroix nie usłyszał tego, co powiedziałam, kątem oka zauważyłam, że jego syn doskonale mnie zrozumiał. – Pan wybaczy – wychrypiałam, przełykając ślinę – ale bardzo cenię sobie profesjonalne podejście w pracy i nie toleruję spoufalania – dodałam. – Czy to już wszystko? – Spojrzałam na pana Francisca, a następnie na Noaha, dostrzegając kątem oka połyskującą na jego palcu złotą biżuterię.

– Skoro już się poznaliście i podstawowe kwestie mamy omówione, to resztę szczegółów omówię sam z panem Graysonem – odparł starszy mężczyzna.

Skinęłam głową, odsunęłam krzesło i wstałam z miejsca, zgarniając z blatu swój notes i telefon.

– W takim razie zajmę się swoją pracą. Do widzenia.

Wyszłam z sali konferencyjnej, czując, że z każdym następnym krokiem moje serce biło coraz szybciej. Przed oczami zrobiło mi się ciemno, nogi zadrżały, a stukot szpilek stawał się coraz cichszy. Miałam wrażenie, że za chwilę zemdleję, ale wiedziałam, że to tylko nadmiar emocji. Serce zbyt szybko pompowało krew i zdawałam sobie sprawę z tego, że to nieprzyjemne uczucie niebawem minie. Weszłam do swojego gabinetu, ale cztery ściany tylko potęgowały to uczucie dyskomfortu. Musiałam wyjść na świeże powietrze i się uspokoić, oddalić się od tego miejsca, potrzebowałam zniknąć, dopóki on tutaj był.

Wybiegłam z gabinetu, mając nadzieję, że gdy tylko stanę na zewnątrz wszystkie złe emocje miną. Stanęłam przed drzwiami, zaciskając palce na notesie i telefonie, które kurczowo przyciskałam do klatki piersiowej. Łapczywie nabierałam powietrza i próbowałam się zmusić do przekroczenia progu budynku. I kiedy byłam niemal gotowa, by to zrobić, poczułam zaciskające się na moim ramieniu palce. Ponownie znieruchomiałam, ale tylko na kilka sekund, bo po chwili spojrzałam przez ramię na człowieka, który stał tuż za mną.

– Rose – wypowiedział moje imię szeptem, a wtedy otrzeźwiałam.

– Nie dotykaj mnie. – Odskoczyłam, spoglądając na niego z pretensją.

– Proszę, możemy porozmawiać? – Ponownie wyciągnął dłoń w moją stronę, ale na ten gest wykonałam krok do tyłu.

– Miałeś sześć lat na rozmowę – przypomniałam, nie zamierzając kolejny raz się nabrać.

– Daj mi wyjaśnić – poprosił, niemal przyszpilając mnie do ściany. – Proszę.

– Wiesz… – parsknęłam gorzko – to całkiem zabawne, że teraz prosisz mnie o szansę na rozmowę i wyjaśnienia. Gdzie byłeś, kiedy sześć lat temu na nie czekałam? – zapytałam, starając się zapanować nad złością, żalem i całą masą innych emocji, których nie potrafiłam w tamtej chwili od siebie odseparować.

– Wszystko ci wyjaśnię, ale proszę… – ściszył głos, rozglądając się na boki – nie tutaj. Pójdź ze mną na kolację i wtedy porozmawiamy.

– Chyba nie rozumiesz. – Roześmiałam się, choć wcale nie było mi do śmiechu. – Już nie chcę twoich wyjaśnień. Spóźniłeś się o kilka lat, panie Grayson. Po moim trupie dokądkolwiek z tobą pójdę.

– Rose…

Kolejny raz wyciągnął do mnie rękę, ale cofnął ją, gdy tylko obok stanął Enzo i objął mnie ramieniem.

– Wybacz, że musiałaś czekać, ale ojciec mnie zatrzymał – oznajmił, mocniej zaciskając palce na mojej talii. – Pan Grayson, dobrze zapamiętałem? – zapytał, spoglądając na mężczyznę. – Co pan tu jeszcze robi? Są jakieś niejasności w kwestii projektu? Chętnie omówię z panem wszystkie wątpliwości – zaproponował, wskazując wolną ręką na schody, z których chwilę wcześniej zszedł.

– Nie, skąd. Chciałem się upewnić, że pani Emerson poradzi sobie z projektem – skłamał, ale czy powinno mnie to dziwić?

Wszystkie wspomnienia, jakie z nim miałam, ostatecznie okazały się kłamstwem.

– Z pewnością nie będzie miała z tym najmniejszego problemu – zapewnił go Enzo, posyłając przy tym lekki uśmiech, ale coś w jego zachowaniu nie dawało mi spokoju. Zastanawiałam się, jak dużo widział, że postanowił się wmieszać. – Rose jest najlepsza, może pan być spokojny.

– Zapewne ma pan rację – przytaknął Noah, skupiając wzrok na ręce młodego Lacroix, która nadal obejmowała mnie w talii. – W takim razie do zobaczenia – pożegnał się i spoglądając na nas ostatni raz, wyszedł z budynku.

– Chcesz mi powiedzieć, co to, do diabła, było? – Enzo nie zamierzał zwlekać i od razu przeszedł do sedna, gdy tylko zatrzasnęły się drzwi za Graysonem.

– To skomplikowane – odparłam mimochodem, wyswobadzając się z objęć chłopaka.

Wiedziałam, że nie odpuści i będzie dociekać prawdy. Byłam na siebie wściekła, że nie wyszłam szybciej z tej przeklętej firmy, bo wtedy uniknęłabym spotkania z Graysonem i tych krępujących pytań Enza. Przełknęłam ślinę, starając się zignorować natarczywy wzrok mężczyzny.

– Co powiesz na drinka dziś wieczorem?

– Nie odpuścisz? – Wywróciłam oczami.

– Rose, widziałem, co się działo, i chyba lepiej, żebym wiedział, co jest grane, jeżeli mamy z tym facetem współpracować, prawda? – Spojrzał na mnie, ale nie z pretensją i wścibstwem, lecz z troską. – Znamy się już trochę i nigdy nie widziałem cię w takim stanie.

– Nie widziałeś mnie wkurzonej? – parsknęłam nerwowo.

– Rose, ty nie jesteś wkurzona – westchnął. – Jesteś roztrzęsiona – zauważył i nie czekając na moją odpowiedź, dodał: – Wpadnę po ciebie o ósmej.

ROZDZIAŁ 3

Noah

Opuszczając siedzibę najlepszej firmy architektonicznej w Bostonie, nie wierzyłem w to, że naprawdę ją spotkałem. Wciąż czułem jej miękką, aksamitną skórę pod opuszkami palców. Słyszałem jej delikatny, ale boleśnie oschły i stanowczy głos, który echem odbijał się od wskrzeszających w moim umyśle wspomnień z dziewczyną, którą niegdyś była. Szedłem niemal na oślep przed siebie, bo spotkanie Rose po sześciu latach mogło być najlepszym lub najgorszym, co mi się przydarzyło.

Dopiero dzwoniący w kieszeni spodni telefon wybudził mnie z letargu. Dostrzegłem, że dotarłem już do zaparkowanego nieopodal samochodu. Oparłem dłoń o nagrzany popołudniowym słońcem dach i wyjąłem urządzenie, nie spoglądając nawet na wyświetlacz.

– Halo – mruknąłem niechętnie.

– No w końcu odbierasz – usłyszałem głos przyjaciela. – Miałeś mi dać znać, czy będę potrzebny w Bostonie, czy poradzisz sobie z tą inwestycją sam – przypomniał Hunter, po czym dodał: – Byłeś już u tego architekta?

– Tak – odparłem bez zastanowienia.

– Co znaczy „tak”? – prychnął wyraźnie sfrustrowany moim brakiem skupienia. – Tak, mam przyjechać, czy tak, byłeś u Lacroix?

– Właśnie od niego wyszedłem.

– Kurwa, Grayson – uniósł głos. – Ocknij się, bo zaraz mnie szlag jasny trafi. Wszystko poszło po twojej myśli czy mam szukać kogoś innego? Wykonają zlecenie czy jest z czymś problem? To ty jesteś szefem, przypominam, i wypadałoby, żebyś mi powiedział, co mam robić. Bukować sobie bilet do Bostonu czy zostać w Miami?

Słyszałem każde słowo, które wypowiedział Hunter, ale zupełnie nie potrafiłem zebrać myśli. Czułem się jak nastolatek, który spotkał dziewczynę, w której podkochiwał się całą szkołę średnią, ale nie miał odwagi do niej zagadać. Na tych kilka chwil zapomniałem, że byłem dojrzałym mężczyzną, który prowadził własną firmę, i że wciąż miałem zbyt wiele do stracenia…

– Ona u niego pracuje – wykrztusiłem po dłuższej chwili milczenia.

– Kto? – Nie musiałem widzieć jego twarzy, by wiedzieć, że się skrzywił, nie rozumiejąc, co miałem na myśli. – Kto pracuje u Lacroix?

– Rose.

Chwila ciszy. Może to było kilka sekund, a może kilka minut. Czas w tamtym momencie nie miał żadnego znaczenia.

– Przylecę najszybciej, jak to będzie możliwe – oznajmił zdecydowanym tonem, jakby moja opinia w tym momencie już w ogóle go nie interesowała. – I Noah… – Jego głos tym razem był niepewny. – Nie rób niczego głupiego – dodał.

– Jasne – odpowiedziałem w jedyny możliwy sposób, ale czy naprawdę w to wierzyłem?

Mechanicznie zgodziłem się na prośbę przyjaciela, by nie suszył mi głowy przez telefon, ale w tamtej chwili myślałem tylko o uczuciu, które obudziło się we mnie na widok blondynki. Nie sądziłem, że po tylu latach może być ono tak intensywne i obezwładniające. Wcześniej nie brałem nawet pod uwagę ewentualnego spotkania Rose, bo po wyjeździe z Miami sześć lat temu uciąłem wszelkie kontakty z ludźmi, którzy ją znali, pomijając Huntera. On jedyny znał prawdę i wiedział, że wyjazd był ostatnią rzeczą, której chciałem, i jak ciężko było mi ją zostawić bez pożegnania, ale nie miałem wyjścia. Gdybym tamtego dnia ją spotkał, by się pożegnać i wytłumaczyć jej wszystko, nigdy nie dotarłbym na lotnisko. Nigdy nie opuściłbym Miami.

***

Zaparkowałem pod domem, który kupiłem kilka tygodni temu. Zgarnąłem telefon z siedzenia pasażera i wysiadłem z samochodu, wbijając wzrok w zamknięte drzwi, które lada moment musiałem otworzyć. Przetarłem palcami powieki, przejechałem dłonią po nieco zmierzwionych włosach i chrząknąłem, starając się przybrać maskę mężczyzny, którym od dawna nie byłem. Musiałem udawać dumnego człowieka sukcesu i szczęśliwego męża.

– Wróciłeś – dotarł do mnie głos kobiety, która wyłoniła się z salonu, gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi.

Szła w moim kierunku z nieopisaną gracją i choć była w domu, stukot jej krwistoczerwonych szpilek pierwszy raz od bardzo dawna przywiódł mi na myśl wspomnienia o Rose. Przez umysł przebiegły chwile, gdy za zamkniętymi drzwiami gabinetu słyszałem irytujący stukot obcasów przechadzającej się po biurze dziewczyny. Czasami zastanawiałem się, czy robiła to tylko po to, by mi o sobie przypomnieć.

– Dawno przyleciałaś? – zapytałem, sztucznie okazując zainteresowanie.

Szczerze powiedziawszy, nie miałbym nic przeciwko, gdyby zginęła w katastrofie lotniczej. Żal byłoby mi jedynie pozostałych ludzi na pokładzie, którzy wraz z nią utraciliby życie.

– Jakieś cztery godziny temu – odparła, po czym pochyliła się i lekko, niemal obojętnie, musnęła moje usta w pocałunku. – Śmierdzisz alkoholem. – Skrzywiła się.

– Udało mi się dojść do porozumienia z architektem, o którym ci wspominałem, i potem poszliśmy na drinka – skłamałem, ale co innego mogłem jej powiedzieć?

Prawdę?

Miałem wyznać, że musiałem się napić, bo w firmie architektonicznej, z którą będę współpracować przez półtora roku, pracuje dziewczyna, dla której niemal nieodwracalnie zniszczyłem wieloletni związek? Czy wyznanie prawdy, że po sześciu latach będę mógł bezkarnie widywać Rose, byłoby lepsze? Gdybym to powiedział, padłoby pytanie lub zarzut, więc i tak musiałbym skłamać. Znałem Addison i wiedziałem, że zapytałaby o moje uczucia względem dziewczyny lub przynajmniej o przebieg naszego pierwszego i nieoczekiwanego spotkania. Skoro wtedy musiałbym skłamać, to łatwiej było od razu uciąć niewygodny temat.

– Drinka? – Uniosła brew.

– Kilka drinków – dodałem i wyminąłem Addison, chcąc przerwać to przesłuchanie.

Zdjąłem marynarkę, po czym rzuciłem ją na oparcie kanapy i podszedłem do barku, na którym już zdążyłem ustawić kilka butelek drogich alkoholi. Chwyciłem w dłoń szklankę i nie spoglądając na etykietę, nalałem niewielką ilość bursztynowego trunku. Upiłem łyk i odwróciłem się w stronę kobiety, która już od kilku lat była moją żoną.

– Jutro przyjedzie reszta naszych rzeczy – oznajmiła, opierając rękę na biodrze.

Widziałem jej oceniający wzrok. Zresztą, nawet gdybym go nie widział, to wiedziałbym, że właśnie tak na mnie patrzyła. Byłem facetem, który odniósł ogromny sukces w biznesie. Gdybym w tej chwili umarł, spadek, który bym zostawił, spokojnie pozwoliłby jej nie pracować do końca życia, ale to wszystko było za mało.

Zostałem z Addison, bo nie miałem wyboru, a przynajmniej chciałem tak myśleć. Wmówienie sobie, że postąpiłem w jedyny słuszny i możliwy sposób, pozwalało mi żyć bez większych wyrzutów sumienia przez ostatnie lata. Wszystko potoczyłoby się inaczej, gdybym we właściwym czasie wziął odpowiedzialność za swoje czyny, ale postąpiłem inaczej i musiałem zapłacić za kłamstwa i niegdyś popełnione błędy.

Addison zbyt wiele wiedziała, a co gorsze – miała na to dowody. Gdybym wtedy został w Miami, gdybym wybrał Rose, a nie siebie, nasz związek i tak nie miałby przyszłości. Żyłem więc z nadzieją, że po moim wyjeździe Rose rozpoczęła nowe życie i naprawdę nie zamierzałem jej w nim mieszać, ale skoro los ponownie postawił ją na mojej drodze…

Może to był znak?

Może dostałem drugą szansę?

– Noah?

– Hmm? – mruknąłem niechętnie, dając znak, aby powiedziała, co chciała powiedzieć.

– Mówiłam, że trzeba poszukać gosposi. – Wywróciła oczami, jakby powtórzenie tych kilku słów było niesamowicie wyczerpujące.

– Więc się tym zajmij.

Opróżniłem szklankę, głośno odstawiłem ją na mebel i poluzowując krawat, ruszyłem w stronę schodów. Kiedy wymijałem Addison, wyciągnęła w moim kierunku dłoń i zacisnęła ją na moim ramieniu. Spojrzałem na nią, wyczekując kolejnej fali żalu i niezadowolenia, ale ona zamiast tego powoli się zbliżyła, przesunęła dłonią po moim torsie i zahaczyła długimi paznokciami o guziki białej koszuli.

– Może masz ochotę na masaż? – wyszeptała, muskając wargami płatek mojego ucha.

– Idę się wykąpać i mam sporo pracy – oznajmiłem, nie dając się wciągnąć w jej gierki.

Kiedyś naprawdę ją kochałem, a przynajmniej uczucie, którym ją darzyłem, było na tyle szczere i silne, że potrafiłem wyobrazić sobie z nią przyszłość. Potem wszystko, co nas łączyło, spowszedniało i straciło na wartości. Byliśmy razem z przyzwyczajenia i wygody, a później pojawiła się Rose, która na nowo wskrzesiła we mnie namiętność i uczucia. Właśnie przy niej zrozumiałem, że przez te wszystkie lata, gdy budowałem związek z Addison, zmarnowałem jedynie swój i jej czas. Nigdy nie łączyła nas prawdziwa, szaleńcza i namiętna miłość. Byliśmy partnerami, ale nie kochankami.

W końcu jednak zostawiłem Rose i wyjechałem z Addison. I naprawdę przez kilka miesięcy było mi ciężko. Nieraz przyłapałem się na myśleniu o Rose i cichych podszeptach, które kazały mi wszystko rzucić w cholerę i do niej wrócić. Chciałem z nią być, ale nie mogłem, dlatego zrobiłem to, co było dla wszystkich najlepsze.

Zostałem z kobietą, która mnie szantażowała.

Udawałem uczucia i pobrałem się z Addison, która była dla mnie zupełnie obcą osobą. A może to ja zwyczajnie nie widziałem jej prawdziwego oblicza? Może zawsze była podstępną, dwulicową i zimną suką, która była gotowa zrobić wszystko, byle zdobyć upragniony cel? Pech chciał, że wtedy chciała mnie i życie, do którego zdążyła przywyknąć. Kiedy jednak zaczęła nalegać na dziecko, które zapewne miało być tylko środkiem do celu, czara goryczy się przepełniła, a ja powiedziałem: dość.

Od tego momentu było między nami już tylko gorzej, ale nie mogłem jej zostawić, choć naprawdę chciałem. Szukałem dowodów, które na mnie miała. Wynająłem detektywa, a nawet faceta, którego imienia nigdy nie poznałem, by dostać się do jej skrytki bankowej nieoficjalną i mało legalną drogą. Byłem gotowy na wiele, by pozbyć się jej ze swojego życia, ale była niezniszczalna, a ja każdego dnia przeklinałem dzień, w którym ją poznałem, a co gorsza – zaufałem. Nadal nie rozumiałem, jak mogłem być tak głupi, by lata temu o wszystkim jej powiedzieć. Jak mogłem powierzyć jej zniszczenie dowodów, które mogły mnie pogrążyć i koniec końców pogrążyły, bo musiałem żyć u jej boku.

Czas zweryfikował nas jako ludzi i najwidoczniej oboje okazaliśmy się inni, niż sądziliśmy.

– Noah, obiecałeś, że w końcu zamkniemy ten rozdział – przypomniała, gdy zacisnąłem palce wokół jej nadgarstka, by ją od siebie odsunąć.

– I co? – prychnąłem. – Sądziłaś, że kiedykolwiek będę miał ochotę cię pieprzyć?

– Minęło pięć lat, a ty dotknąłeś mnie zaledwie kilka razy i to po pijaku. Obiecałeś, że będzie tak, jakby ta dziewucha nigdy nie pojawiła się na naszej drodze, ale mijają lata, a między nami nic nie zmieniło się na lepsze.

– Minęło sześć lat i ciesz się, że cię toleruje i publicznie udaję względem ciebie jakiekolwiek uczucia, ale nie oczekuj niczego więcej – wyznałem. – Szantażowałaś mnie i zmusiłaś do rzeczy, których nigdy bym nie zrobił.

– Walczyłam o nasz związek, kiedy ta małolata zawróciła ci w głowie! Wybaczyłam ci zdradę! – uniosła głos, kiedy ją wyminąłem i stanąłem na pierwszym stopniu schodów. – Bądźmy szczerzy, ty miałeś z nią regularny romans, a ja ci to wybaczyłam.

– Nie musiałabyś wybaczać, gdybyś mnie nie szantażowała! – Odwróciłem się do niej w złości. – Zresztą, nie udawaj, że nie zrobiłaś tego dla siebie. Wcale nie chodziło ci o nasz związek, tylko o luksus i status towarzyski. – Podszedłem do niej i zacisnąłem ręce na jej ramionach, tracąc nad sobą panowanie. – Tylko powiedz mi, Addison, naprawdę byłaś taka głupia i myślałaś, że gdy minie trochę czasu, to o wszystkim zapomnę? Zatrzymałaś mnie przy sobie siłą! Jesteś psychicznie chora, jeżeli uważasz, że kiedykolwiek coś do ciebie poczuję! Wszystko zniszczyłaś!

– Bądźmy szczerzy, Grayson – prychnęła, patrząc na mnie z politowaniem. – Gdyby faktycznie tak bardzo ci na niej zależało, wybrałbyś ją, a nie wygodę i pieniądze. Miałeś wybór.

– Wybrałem wolność, a nie pieniądze – wysyczałem, zbliżając do niej twarz. – Gdybyś wszystko zaniosła do prokuratury, oboje doskonale wiemy, co stałoby się potem. Wylądowałbym na lata w więzieniu nie tylko za oddanie do użytku budynku niespełniającego wymogów, ale również za użycie tańszych i gorszych jakościowo materiałów budowlanych, które doprowadziły do wypadku – wychrypiałem, patrząc z nienawiścią w oczy kobiety, z którą miałem spędzić resztę życia. – Zginął człowiek. Dobrze wiesz, że nigdy bym się z tego nie wywinął, gdyby nie łapówki i zamiecenie całej sprawy pod dywan, więc nie udawaj, że zostawiłaś mi wybór.

ROZDZIAŁ 4

Enzo

Zabębniłem palcami w blat baru i wyczekująco spojrzałem na barmana, który przygotowywał nasze drinki. Nie chciałem na długo zostawiać Rose samą, bo od wizyty niejakiego Noaha Graysona w firmie, dziewczyna była inna. Nie potrafiłem jej rozgryźć, a co więcej, Rose nie chciała wyznać, co ich łączyło i skąd znała tego faceta. Byłem pewien, że mieli jakąś przeszłość, i zamierzałem się dowiedzieć, jaka ona była. I nie chodziło tylko o projekt, którego realizacją mieliśmy się zająć. Martwiłem się również o samą Emerson, bo kimkolwiek ten mężczyzna dla niej był, wywarł na niej ogromne wrażenie i niekoniecznie było ono dobre. Uznałem, że Rose po alkoholu będzie bardziej otwarta i wylewna.

Chwyciłem oba drinki i ruszyłem w stronę naszego stolika, przy którym czekała blondynka. Postawiłem przed nią kieliszek, w którym samotnie pływała oliwka, a sam usiadłem na wprost Rose.

– Chcesz mnie upić? – parsknęła, przykładając do ust mały, zielony owoc.

Patrzyła mi prosto w oczy, gdy wsunęła między wargi oliwkę, a następnie powoli ją przeżuła.

– Być może. – Wzruszyłem ramionami, tajemniczo się uśmiechając.

Rose wywróciła oczami i upiła niewielki łyk Martini, a po chwili oblizała usta.

– Mam pytanie – wypaliła nagle, odrywając moją uwagę od tańczących na parkiecie dziewczyn. – Dlaczego nigdy nie próbowałeś mnie poderwać?

Gdy zadała to pytanie, przełykałem akurat drinka, którym finalnie się zakrztusiłem. Nerwowo zakasłałem i spojrzałem na nią ze załzawionymi oczami, zastanawiając się, skąd przyszło jej to do głowy. Im dłużej na nią patrzyłem, tym nabierałem pewności, że naprawdę oczekiwała odpowiedzi.

– Na samym początku próbowałem – odparłem, odstawiając szklankę.

– Ale szybko się poddałeś – zauważyła, nie spuszczając wzroku.

– Znasz mnie dość dobrze i wiesz, że nie bawię się w związki – wyznałem.

Już raz miałem złamane serce i nie zamierzałem zaznać tego potwornego uczucia po raz kolejny.

– Przecież to wiem, ale większość wolnych dziewczyn z biura zaliczyłeś.

– Te zajęte też się zdarzało – prychnąłem pod nosem.

– No właśnie. – Skrzyżowała ręce na piersiach. – Więc dlaczego nie ja?

– Tak bardzo żałujesz, że nie przewinęłaś się przez moje łóżko? – zapytałem, nie potrafiąc powstrzymać rozbawienia z jej lekko naburmuszonej miny.

– Nie, po prostu zastanawiam się, co jest ze mną nie tak, że nawet ty mnie nie chciałeś.

– Auć! – Teatralnie położyłem prawą dłoń na lewej piersi. – To zabolało.

– Daj spokój. – Machnęła ręką i dopiła drinka. – Wiesz, co miałam na myśli.

– Chcesz wiedzieć, dlaczego tak szybko sobie odpuściłem? – dopytałem i odczekałem chwilę na jej odpowiedź. Gdy w końcu skinęła głową, kontynuowałem: – Bo naprawdę cię polubiłem, Rose, i nie chciałem spieprzyć naszej znajomości jednorazową przygodą.

W tamtej chwili byłem z nią całkowicie szczery. Prawdę mówiąc, nie miałem w zwyczaju okłamywać Rose, bo mówienie jej prawdy wychodziło mi całkiem naturalnie. To była miła odmiana od tego, co robiłem i jaki byłem przy innych ludziach. Mało kto był gotowy na prawdę, jeżeli była ona niewygodna, a w szczególności miały z nią problem kobiety.

Podam przykład: wychodzę na kolację z dziewczyną, którą później chcę zabrać do siebie w wiadomym celu. Wysiadając z auta, pyta, czy podoba mi się jej nowa sukienka, bo kupiła ją specjalnie na ten wieczór. Jaki mam wybór w takiej sytuacji? Jestem postawiony pod ścianą, bo mogę powiedzieć, że jest świetna i pięknie w niej wygląda, lub wyznać, że wygląda jak szynka peklowana, bo wzięła za mały rozmiar. Gdybym wybrał opcję numer dwa, wiadomo, jak skończyłoby się takie spotkanie. Obrażona wsiadłaby do taksówki, a wcześniej prawdopodobnie zwyzywała mnie od najgorszych.

Właśnie dlatego uważałem, że ludzie wcale nie chcieli usłyszeć prawdy. Nie interesowała ich, gdy nie była dla nich wygodna.

– Powiesz mi, dlaczego boisz się prawdziwego związku? Takiego, który opiera się na rozmowie, szczerości, wierności i uczuciach, a nie tylko na samym seksie? – zadała kolejne pytanie, którego się nie spodziewałem.

Domyślałem się, że próbowała w ten sposób odwrócić moją uwagę od celu naszego spotkania. To ja miałem ją przepytywać w sprawie Graysona, a nie ona mnie.

– Nie boję się, zwyczajnie mnie to nie interesuje. – Wzruszyłem ramionami. – Teraz moja kolej. – Chrząknąłem i przyszpiliłem ją wzrokiem. – Dlaczego ty boisz się Graysona?

Gdy to pytanie opuściło moje usta, cały alkohol, który krążył w żyłach Rose, zdawał się wyparować. Dotychczasowy uśmiech spełzł z jej ust, spięła się i nienaturalnie wyprostowała.

– Nie boję się.

Kłamała. Tego jednego byłem niemal pewien, ale postanowiłem pozwolić jej myśleć, że uwierzyłem.

– Więc o co chodzi? – zagadnąłem niby od niechcenia. – Coś jest między wami?

– Nic już nie ma.

– Już? – Sugestywnie uniosłem brew i czekałem, aż dziewczyna zdradzi coś więcej.

– Będziesz mnie teraz łapać za słówka? – prychnęła, wyraźnie niezadowolona z gafy, którą popełniła, bo teraz nie było już odwrotu. – Nie odpuścisz, prawda? – zapytała, a gdy spojrzałem na nią z politowaniem, głośno westchnęła. – No dobrze, to pytaj. Co chcesz wiedzieć?

– Skąd go znasz?

Nie chciałem od razu pytać o to, co ich łączy i dlaczego zareagowała na niego tak intensywnie. Postanowiłem działać powoli, jak to moja mama mawiała: „po nitce do kłębka”.

– Jest przyjacielem moich rodziców – odpowiedziała krótko.

– Tylko tyle? – parsknąłem, bo liczyłem na nieco więcej szczegółów.

– Nienawidzę cię – burknęła niezadowolona, po czym zaczepiła przechadzającą przez salę kelnerkę i zamówiła następną kolejkę.

W takiej sytuacji mogłem być pewien tylko jednego: to nie będzie dla niej łatwa historia, przez co tym bardziej byłem jej ciekaw. Rose milczała i czekała, aż pracownica lokalu przyniesie nam zamówienie. Kiedy tylko alkohol znalazł się w zasięgu dłoni blondynki, upiła spory łyk i chrząknęła, nieśmiało unosząc wzrok.

– Jest aż tak źle? – zagadnąłem, chcąc ją jakoś rozluźnić.

– Jest gorzej, niż przypuszczasz – mruknęła, przyglądając się swoim paznokciom.

– Posłuchaj, Rose – odezwałem się, starając zabrzmieć łagodnie, i chwyciłem ją za dłoń, którą opierała o brzeg stolika. – Cokolwiek zrobiłaś, ja z pewnością zrobiłem coś o wiele gorszego, więc nie martw się, jeżeli sądzisz, że będę cię oceniać.

– Wiesz, że wychowałam się w Miami? – zapytała dla pewności, a gdy skinąłem głową, kontynuowała: – Noah przeprowadził się tam, kiedy miałam dziewiętnaście lat. Chciałam rozpocząć studia, a on akurat otwierał oddział swojej firmy. Ja szukałam pracy, a on poniekąd na prośbę mojego ojca znalazł u siebie stanowisko, które mogłam zająć, i tak wszystko się zaczęło. Spędzaliśmy coraz więcej czasu razem, a mnie jako młodą dziewczynę bawił niewinny flirt, z tym że niewinny był tylko na początku. Bardzo szybko to, co nas łączyło, eskalowało i kiedy myślałam, że on porzuci dla mnie wszystko… – westchnęła, a po chwili milczenia dokończyła: – wyjechał bez pożegnania ze swoją narzeczoną, którą obiecywał zostawić.

Chciałbym móc powiedzieć, że czegoś takiego się spodziewałem, ale byłoby to kłamstwo. Podejrzewałem, że Rose mogła kiedyś wdać się w romans z tym facetem, ale nie przypuszczałem, że było to tak dawno temu i w dodatku, że zostawił ją bez słowa.

– I czego on teraz od ciebie chce? – zadałem jedyne pytanie, które pojawiło się po chwili w mojej głowie.

– Nie mam pojęcia – parsknęła ze smutkiem. – Mówił tylko, że chce porozmawiać.

– A ty chcesz z nim rozmawiać? Chcesz wiedzieć, co ma do powiedzenia i dlaczego cię zostawił?

– Nie chce mieć z nim nic wspólnego, Enzo – wyznała i coś mi mówiło, że była w tym szczera.

Dziewczyna dopiła drinka i poszła do toalety, a ja zastanawiałem się nad pomysłem, który zrodził się w mojej głowie. Rose przez najbliższe półtora roku będzie narażona na kontakt z tym kutasem. Niestety nie miałem wpływu na to, z kim współpracuje firma ojca, bo nie ufał mi na tyle, by powierzyć mi zarządzanie nią. Powiedziałbym nawet, że wcale mi nie ufał, ale gdyby zobaczył, że się zmieniłem? Gdyby ten stary pryk uznał, że dojrzałem i się ustatkowałem, wtedy nie miałby powodu, żeby na mnie psioczyć. W końcu przestałbym, jak to mówił: „oglądać się za spódniczkami i imprezować”.

– Muszę zamówić taksówkę – oznajmiła Rose, stając chwiejnie przy stoliku. – Za dużo wypiłam i to wszystko twoja wina – parsknęła, wbijając wskazujący palec w mój tors.

– Chodź, odprowadzę cię – zaproponowałem i zanim zdołałem wstać, usłyszałem jej marudzenie.

– Mam iść? – zapytała przestraszona i wyraźnie niezadowolona z mojego pomysłu. – Na nogach? – Wskazała na stopy w wysokich, czerwonych szpilkach.

– Jak chcesz, możesz też na rękach. – Wstałem i wzruszyłem ramionami. – Chodź i nie narzekaj. Spacer dobrze ci zrobi, a przy okazji pogadamy sobie jeszcze – dodałem, zarzucając rękę na jej ramiona.

– To zabrzmiało jak groźba.

Spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek, ale postanowiłem tego nie komentować. Przeprowadziłem Rose przez tłum do wyjścia, a kiedy chłodny wiatr rozwiał jej blond włosy, ponownie przymknęła oczy.

– Wszystko dobrze? – zapytałem zaniepokojony.

– Tak, tylko zakręciło mi się trochę w głowie, ale jest okej. Chodźmy  – zarządziła i pociągnęła mnie za rękaw.

Przez kilka minut szliśmy w ciszy, a ja zastanawiałem się, czy Rose spodoba się mój pomysł, czy wręcz przeciwnie i go wyśmieje. Niespecjalnie się tym stresowałem, ale nie chciałem, by pomyślała, że ją wykorzystuję, bo ten układ byłby z korzyścią dla niej i dla mnie.

– Wpadłem na pewien pomysł, ale zanim odmówisz, wysłuchaj mnie do końca – odezwałem się, a ponieważ blondynka nie zareagowała, kontynuowałem: – Chcesz, żeby Grayson dał ci spokój, prawda?

– No tak – odparła niepewnie, skupiając wzrok na chodniku, aby nie potknąć się o nierówną kostkę brukową.

– A ja chyba znalazłem sposób, by to załatwić – powiedziałem tajemniczo, nie chcąc od razu zdradzać całego planu.

– Chcesz wynająć płatnego zabójcę? Nie mam tyle kasy, są w cholerę drodzy – oznajmiła, jakby mówiła o pogodzie.

– Czasami mnie przerażasz – parsknąłem. – Ale nie o tym myślałem.

– Więc o czym?

Rose wydawała się szczerze zaciekawiona, więc postanowiłem już nie przedłużać i wyłożyć karty na stół.

– Facet dałby ci spokój, gdybyś kogoś miała – oznajmiłem.

Emerson przez chwilę przyglądała mi się w milczeniu, aż w końcu głośno wybuchnęła śmiechem.

– Żartujesz?

– A czy wyglądam, jakbym żartował?

– I co, mam wynająć jakiegoś kolesia ze szkółki aktorskiej, żeby odgrywał przed nim mojego faceta? Jak ty to sobie wyobrażasz?

– Można to obejść w inny sposób – oznajmiłem. – My będziemy udawać parę.

Stanąłem w miejscu, a wtedy Rose również się zatrzymała. Spojrzała nieufnie i skrzyżowała ręce na piersiach, jakby wyczuwała podstęp.

– A co ty będziesz z tego miał? – Zmrużyła powieki.

– Ty pozbędziesz się natręta, a ja zrobię dobre wrażenie na ojcu, dzięki czemu przejmę w końcu firmę, która i tak mi się należy. W ten sposób i wilk będzie syty, i owca cała.

Teraz ruch należał do Rose.

Milczała i przyglądała mi się w skupieniu. Zastanawiałem się, czy nie była zbyt pijana na tę rozmowę, ale wtedy przeczesała palcami swoje włosy, które przez wiatr opadły jej na twarz, i słabo się uśmiechnęła.

– To nie wypali, Enzo.

A potem, nie czekając na moją reakcję, obróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie.

ROZDZIAŁ 5

Rose

Upiłam łyk gorącej kawy i siarczyście zaklęłam w myślach, odstawiając kubek na blat. Powachlowałam dłonią rozchylone usta, jakby to faktycznie mogło zniwelować dyskomfort, który poczułam, parząc sobie język zbyt ciepłym napojem. To ewidentnie nie był mój dzień. Od chwili, gdy otworzyłam oczy, wszystko działo się nie po mojej myśli.

Zaczynając od początku, wyglądało to mniej więcej tak: obudziłam się z bólem głowy, wylałam sok pomarańczowy na białą bluzkę, a potem na domiar złego klamka od drzwi do łazienki została mi w dłoni. Musiałam przez to dzwonić do swojej imprezowej sąsiadki, by użyła zapasowego klucza, który chowałam na framudze drzwi, weszła do mojego mieszkania i wypuściła mnie z zatrzaśniętej łazienki. Nigdy nie sądziłam, że użyję go akurat w takiej sytuacji, ale kiedy już zostałam uwolniona niczym bezradna księżniczka z zamkniętej wieży, okazało się, że byłam spóźniona do pracy. Co prawda, od początku swojej kariery w tej firmie jeszcze nigdy się nie spóźniłam, ale i tak czułam się z tym co najmniej niekomfortowo.

Kiedy pogrążona w myślach nad swoim pechowym dniem usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu, wywróciłam oczami. Spojrzałam na wyświetlacz i przywdziałam na twarz sztuczny uśmiech, czego mój przyszły rozmówca oczywiście nie mógł zobaczyć. Jednak ktoś kiedyś mi powiedział, że grymas na twarzy przekłada się na brzmienie głosu i musiałam przyznać, że coś w tym było.

– Tak, Enzo? – odezwałam się przymilnym głosem. – W czym ci mogę znowu pomóc?

– Ktoś tu chyba wstał lewą nogą – parsknął, ciężko dysząc.

– Ktoś tu chyba dopiero wstał – odgryzłam się.

Po docierających do mnie dźwiękach, cichych przekleństwach i jego nieregularnym oddechu domyślałam się, że pewnie przed chwilą wstał i miał w związku z tym jakiś interes do mnie. Zbyt wiele razy już to przerabialiśmy.

– Właśnie w tej sprawie dzwonię.

A nie mówiłam?

– Domyślam się – mruknęłam, opierając się wygodniej na fotelu. – Mam cię kryć w razie czego przed ojcem, tak?

– Skoro sama to proponujesz, to z grzeczności nie zaprzeczę.

– Wisisz mi kolację – zakomunikowałam, po czym bez słowa się rozłączyłam.

Mógłby chociaż udawać, że nie wiedział, czy się zgodzę.

Nie zdążyłam nawet wypuścić telefonu z ręki, a urządzenie ponownie się rozdzwoniło. Głośno wypuściłam powietrze z płuc, bijąc się przez chwilę z myślami, czy nie oddzwonić do mamy później, perfidnie kłamiąc, że jestem zapracowana. Mogłam to zrobić, ale z drugiej strony, może to było naprawdę coś ważnego?

– Hej, mamo.

– Nie przeszkadzam?

Miałam ochotę powiedzieć, że przecież odebrałam, ale powstrzymałam się od wyładowywania frustracji na Bogu ducha winnej kobiecie.

– Jestem w pracy, ale mam chwilę – oznajmiłam zgodnie z prawdą.  – Co słychać?

– A wszystko dobrze, chociaż bardzo za tobą tęsknimy – wyznała, zapewne próbując w ten sposób wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia, że tak rzadko do nich przyjeżdżam.

– Wiesz, że mam dużo pracy.

– Nie samą pracą żyje człowiek. Skarbie, od sześciu lat jesteś sama, tak nie można. Każdy potrzebuje mieć kogoś bliskiego – zaczęła swój stały wywód, który co kilka tygodni, a czasami miesięcy się powtarzał.  – Od zerwania z Jasonem jesteś sama, to nie jest zdrowe.

– Dobrze mi samej ze sobą.

– Kochanie… – jęknęła zrezygnowana.

– Mamo, czy naprawdę możemy darować sobie ten temat? – zapytałam, starając się zachować spokój. – Chyba nie dzwonisz, żeby prawić mi wykłady na temat tego, jak szkodliwa dla psychiki człowieka jest samotność.  – Wywróciłam oczami i czekałam, aż powie, po co naprawdę dzwoni.

– No dobrze. – Słyszałam, że jej się to nie podobało, ale nie miała większego wyboru. – Chciałam cię poprosić, żebyś pozwoliła w weekend przenocować u siebie Leah i temu jej nieszczęsnemu chłopakowi. Nie ufam mu, ale też nie mogę jej niczego zabronić, a ty przynajmniej miałabyś na nich oko – wyznała, a ja powoli żałowałam, że odebrałam ten telefon.

– Mamo, Leah jest dorosła. Mam ją niańczyć i pilnować, żebyś za szybko nie została babcią? – prychnąłem, upijając łyk kawy, która już trochę ostygła.

– Jesteś jej siostrą, a ten cały Matthew jest… – urwała, zapewne szukając odpowiedniego słowa, które nie będzie wulgarne.

– Wiem, jaki jest, i też go nie lubię, ale póki Leah sama tego nie zrozumie, to nasze gadanie niczego nie zmieni.

– A możesz to dla mnie zrobić? – zapytała łagodnie. – Proszę, będę spokojniejsza.

– Ale ty wiesz, że nie będę siedzieć w domu z zegarkiem w dłoni i im matkować? To dorośli ludzie – przypomniałam.

– Po prostu pozwól im się u ciebie zatrzymać na ten weekend.

Ciężko westchnęłam, bo naprawdę nie podobał mi się ten pomysł, ale co miałam zrobić?

– Dobrze, możesz jej powiedzieć, żeby wieczorem do mnie zadzwoniła, bo muszę dokładnie wiedzieć, kiedy będą w Bostonie – poinformowałam mamę, mając nadzieję, że to wszystko, z czym do mnie dzwoniła.

– Jeszcze jedna rzecz! – oznajmiła pośpiesznie, jakby się bała, że rozłączę się bez pożegnania.

– Jaka? – Byłam u kresu cierpliwości, a na domiar złego właśnie w tej sekundzie ktoś zastukał do drzwi. – Proszę! – oznajmiłam, zezwalając osobie stojącej po drugiej stronie na wejście.

– Przyjdziesz do domu czwartego lipca? – Niemal wypluła z siebie to pytanie.

– W Dzień Niepodległości? – Skrzywiłam się i ruchem ręki kazałam poczekać Charlotte, czyli asystentce pana Lacroix.

– Zawsze, kiedy byłyście małe, spędzaliśmy ten dzień razem i puszczałyście z tatą sztuczne ognie – zaczęła wspominać rozmarzonym głosem.

– Miałam wtedy trzynaście lat.

– Przemyśl to chociaż – poprosiła, a ponieważ przed moim biurkiem stała pracownica pana Francisca, musiałam czym szybciej zakończyć rozmowę, dlatego się zgodziłam.

– Pomyślę, ale teraz muszę kończyć – oznajmiłam. – Pa!

Nie czekając na jej odpowiedź, rozłączyłam się i przeniosłam wzrok na stojącą kobietę.

– O co chodzi?

– Pan Lacroix prosi panią do konferencyjnej – oznajmiła.

– Jakieś konkrety? – zapytałam, ale ona jedynie podkręciła głową.  – Tylko mnie wezwał?

Wstałam z miejsca, klasycznie zgarniając z biurka notes i telefon, po czym ponownie spojrzałam na Charlotte.

– Prosił również, żebym poinformowała pana Enza, ale niestety nie udało mi się go znaleźć w firmie.

– Enzo jest na spotkaniu, ale lada moment będzie. Przekaż to panu Franciscowi – skłamałam, po czym wyszłam z gabinetu.

Powolnym krokiem ruszyłam w stronę sali konferencyjnej, wystukując do Enza krótką wiadomość.

Do Enzo: Rusz dupę, bo Twój ojciec zwołał spotkanie w konferencyjnej!

Kiedy dotarłam pod odpowiednie drzwi, nabrałam powietrza w płuca i założyłam za ucho luźno opadające na policzek pasemko włosów. Gdy już chciałam wejść do pomieszczenia, w którym zapewne czekał mój szef, telefon zawibrował.

Od Enzo: Dwie minuty.

Wywróciłam oczami, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby faktycznie zjawił się o czasie. Pociągnęłam jedno skrzydło i przekroczyłam próg sali. Jednak gdy spojrzałam przed siebie, nie zobaczyłam pana Lacroix, lecz Noaha.

Stał przy ogromnym oknie z dłońmi schowanymi w kieszeniach i patrzył na mnie dokładnie w taki sam sposób, jak sześć lat temu. Ścisnęło mnie w żołądku, a przez ciało przebiegł dreszcz, choć w tamtej chwili nie potrafiłam jeszcze ocenić, czy był on przyjemny i co zwiastował.

Przełknęłam ślinę, czując, że z nerwów zaschło mi w gardle, i mocniej zacisnęłam palce na notatniku. Chciałam coś powiedzieć, ale nie miałam pojęcia, jak zareagować, i ta bezradność wobec mężczyzny była przerażająca, bo minęło przecież sześć lat. Powinnam się wyleczyć, powinnam go nienawidzić, a stojąc z nim twarzą w twarz, nie miałam pojęcia, co czułam.

– Rose… – odezwał się pierwszy, ale nie zamierzałam dopuścić go do głosu i pozwolić, by ponownie namieszał w moim życiu.

Nie chciałam słuchać jego tłumaczeń, bo na to, co zrobił, nie było wytłumaczenia. Miał prawo odejść, ale nie miał prawa zostawić mnie bez słowa wyjaśnienia i pożegnania. Nie po tych wszystkich chwilach, które spędziliśmy razem, i obietnicach, które mi złożył.

Po czasie, gdy przepłakałam wiele dni i nie przespałam wielu nocy, umierając z tęsknoty za człowiekiem, który był jednym wielkim kłamstwem, zrozumiałam. To, co było między nami, nie było prawdziwe. On nie był prawdziwy.

– Miałam się tu spotkać z panem Lacroix – oznajmiłam, nie ruszając się z miejsca.

– To ja poprosiłem Francisca o spotkanie w konferencyjnej z architektami, którzy będą dla mnie pracować – wyjaśnił, robiąc krok w moją stronę.

– Po pierwsze… – Pod wpływem impulsu i irytacji emanującą od niego pewnością siebie, również zrobiłam krok do przodu. – Nie pracuję dla pana – oznajmiłam z naciskiem na ostatnie słowo – tylko dla pana Francisca. Po drugie, nie widzę tu drugiego architekta, zatem uważam spotkanie za bezcelowe. A na przyszłość, proszę umawiać się przez nasze sekretarki, ponieważ pan Francisco nie ma wglądu w nasze terminarze.

Kiedy chciałam się odwrócić i wyjść, Noah po raz kolejny w przeciągu kilku dni przekroczył granicę mojego komfortu. Zacisnął palce na moim nadgarstku i uniemożliwił opuszczenie sali konferencyjnej, w której zamierzałam zostawić go samego.

– Czy możemy wykorzystać fakt, że jesteśmy sami, i porozmawiać? – zapytał, nie puszczając mojej ręki.

– W wykorzystywaniu jest pan mistrzem, ale jeżeli ta rozmowa nie dotyczy spraw zawodowych, to nie – odparłam i mu się wyrwałam. – Nie możemy porozmawiać.

– Rose, daj mi wyjaśnić! – Niemal histerycznie uniósł głos.

– Ja nie potrzebuję pana wyjaśnień – oznajmiłam lekkim tonem, jakby naprawdę ta rozmowa była mi obojętna. – To, o czym pan mówi, zaczęło się i skończyło sześć lat temu w Miami – parsknęłam, choć wcale mi nie było do śmiechu. – Skończyło się równie szybko, co się zaczęło, i chyba pan nie myśli, że przez ten cały czas zadręczałam się pytaniami, dlaczego zostałam porzucona bez słowa wyjaśnienia? – Zaśmiałam się lekceważąco. – Błagam, nie był pan aż tak wspaniały – skwitowałam i kiedy ponownie się odwróciłam, żeby wyjść, zobaczyłam Enza.

– Rose – odezwał się, odrywając od Graysona pogardliwe spojrzenie.

– O, już jesteś. – Delikatnie się uśmiechnęłam, próbując ukryć prawdziwe emocje. – Niestety ja już nie mam więcej czasu na rozmowę z panem Graysonem, więc jeśli możesz, to sam ustal resztę szczegółów dotyczących realizacji projektu. Dobrze? – poprosiłam i podeszłam do niego.

– Jasne – przytaknął, a wtedy położyłam dłoń na jego torsie, zbliżyłam usta do policzka i lekko cmoknęłam, pozostawiając na nim ledwie zauważalny ślad po błyszczyku.

– Dziękuję. – Uśmiechnęłam się, ciągnąc przedstawienie. – Enzo… – przerwałam na chwilę – wpadnij do mnie wieczorem, bo chyba coś mi rano obiecałeś – dodałam, celowo ściszając głos.

Jednak powiedziałam to na tyle głośno, by usłyszał to Noah, który nadal stał za moimi plecami i w milczeniu nas obserwował.

Rozdział 6

Noah

Stałem i patrzyłem na kobietę, która nie była już dziewczyną z Miami. Nie mogłem wyjść z podziwu, jak dojrzała przez te sześć lat, choć brakowało mi w niej tej niewinności, którą kiedyś miała. Patrząc w jej oczy, nie widziałem już iskierek rozbawienia, które niegdyś czaiły się w błękitnych tęczówkach i rozświetlały jej spojrzenie. Z pewnością dorosła i zmieniła się nie tylko z wyglądu, lecz także z charakteru. Zastanawiałem się, ile było w tym mojej zasługi lubwiny…

Kiedy tylko Rose wyszła, pożegnawszy się w dość dwuznaczny sposób z synem właściciela firmy architektonicznej, z powrotem wsunąłem dłonie do kieszeni spodni. Wyprostowałem się i uniosłem obojętne spojrzenie na Enza, który w tym samym momencie również to zrobił. Zmierzył mnie chłodnym wzrokiem i wskazał ręką na miejsce przy długim konferencyjnymstole.

– Zatem – odezwał się, kiedy usiadłem, ale on sam nadal stał. – Co pan chciał z nami omówić? – zapytał, kładąc wyraźny nacisk na to jednosłowo.

– Jak pan słusznie zauważył, chciałem porozmawiać z panem i panną Emerson – odparłem ze stoickim spokojem. – A skoro jest nieobecna, bo jej dzisiejszy grafik na to nie pozwala, umówimy się w innym terminie – oznajmiłem.

Powoli chwyciłem za aktówkę, strzepnąłem niemal niewidoczne paprochy z marynarki i ruszyłem w kierunku drzwi. Oczywiście mogłem omówić większość kwestii z synem pana Lacroix, ale chciałem mieć pretekst do spotkania się z Rose. Chciałem móc ponownie usłyszeć jej głos i bezkarnie na niąpatrzeć.

– Mam nadzieję, że nasza współpraca przebiegnie bezproblemowo – powiedział Enzo, zanim zdążyłem się pożegnać. – I profesjonalnie – dodał, gdy obróciłem się w jegostronę.

Wyczułem podtekst w jego wypowiedzi i poważnie zaczęło mnie zastanawiać, co łączyło jego i Rose oraz co mężczyzna wiedział na mój temat. Ile mu powiedziała?

– Skąd obawy, że mogłoby być inaczej? – parsknąłem, jakbym uważał to za niedorzecznypomysł.

Prawdą jednak było, że od chwili, gdy Rose wkroczyła do sali konferencyjnej kilka dni temu, byłem niemal pewien, że sprawy się mocno skomplikują. Gdybym nie żałował swojego odejścia, ostatecznie pewnie znalazłbym inną firmę do współpracy albo zleciłbym Hunterowi, aby czuwał nad tą inwestycją. Niestety, chyba niczego w życiu nie żałowałem bardziej niż wypadku na budowie sprzed wielu lat, w którym z mojej winy zmarł człowiek, i wyjazdu z Miami, gdy zostawiłemRose.

– Przeczucie – odparł krótko, sztucznie sięuśmiechając.

Skąd wiedziałem, że to nie był szczery uśmiech, skoro widziałem tego człowieka zaledwie dwa razy? Ponieważ przez lata pracy z ludźmi i bywania na różnych imprezach biznesowych człowiek wyrabiał sobie zachowania i grymasy, które przychodziły niemal automatycznie. Grzecznościowe uśmiechy do ludzi, którymi gardziliśmy, potakiwanie w trakcie rozmowy, choć w rzeczywistości nie mogliśmy doczekać się końca. Mógłbym wymieniać wiele takich przykładów i właśnie dlatego byłem niemal pewien, że w tamtym momencie uśmiech Enza miał ze szczerością tyle wspólnego, co mój związek z Addison.

W odpowiedzi jedynie skinąłem głową, a następnie wyszedłem z sali i przeszedłem się korytarzem. Wzdłuż niego zawieszone były fotografie najsłynniejszych dzieł architektonicznych, których zaprojektowania podjął się pan Francisco Lacroix. Z plotek, które do mnie dotarły, wiedziałem, że jego syn był równie utalentowany, ale niezbyt pracowity i wybierał drogę na skróty. Nie wiedziałem, ile było w tym prawdy, ale wkrótce zamierzałem się o tymprzekonać.

Stanąłem przed siedzibą firmy Lacroix, wsunąłem na nos przeciwsłoneczne okulary i zanim ruszyłem w stronę nieopodal zaparkowanego auta, odebrałemtelefon.

– Właśnie dojeżdżam do hotelu, gdzie jesteś? – usłyszałem pytanie Huntera, który jakiś czas temu poinformował mnie o swoim przybyciu doBostonu.

– Właśnie wyszedłem z biuraFrancisca.

– Po co znowu tam byłeś? – Jego ton diametralnie sięzmienił.

Poniekąd spodziewałem się takiej reakcji, bo według niego powinienem trzymać się jak najdalej od Rose i firmy Lacroix. Jeszcze lepiej, jakbym wsiadł do samolotu i przeprowadził się z Addison na inny kontynent albo chociaż do innegostanu.

– Musiałem cośzałatwić.

– Noah, czy naprawdę muszę ci przypomnieć, jak to twoje „załatwianie” skończyło się ostatnim razem? – prychnął, a trzaski w tle sugerowały, że pewnie wysiadł z wypożyczonegoauta.

Dobrze wiedziałem, o co mu chodziło i czego się obawiał. Zabawne, że to akurat on okazał się wsparciem dla Rose po moim wyjedzie. Dobrze pamiętałem jego reakcje i podteksty, gdy po raz pierwszy wspomniałem o dziewczynie, która wkrótce po tym zaczęła pracować w mojejfirmie.

– Gdzie się zatrzymałeś? – zapytałem, zmieniając temat, i zająłem w samochodzie miejscekierowcy.

– Intercontinental.

– Napisz mi numer pokoju i które piętro. Będę za piętnaście minut – poleciłem i nie czekając na jego odpowiedź, zakończyłempołączenie.

Odpaliłem silnik i wyjechałem z parkingu, który przynależał do biura architektonicznego Lacroix. Wiedziałem, że Hunter będzie mi suszyć głowę o Rose, a nie miałem na to ochoty. Rozumiałem, że chciał ją chronić, ale nie zamierzałem jej skrzywdzić. Potrzebowałem z nią tylko porozmawiać i wszystko wyjaśnić, ale niestety Hunter nie potrafił tegozrozumieć.

***

Koniec końców nasze spotkanie się przedłużyło i wylądowaliśmy w lokalu, który Hunterowi poleciła jakaś aplikacja. Opróżniłem kolejną szklankę szkockiej, wysłuchując przemowy przyjaciela, który chciał mnieumoralniać.

– Serio? – parsknąłem, kiedy Hunter w trakcie rozmowy odwrócił się zabarmanką.

Dziewczyna niby przypadkiem położyła dłoń na jego ramieniu, gdy kierowała się z zamówieniem do jednego ze stolików na sali restauracyjnej za przeszkloną ścianą. Hunter, jak typowy pies na baby, odprowadził ją wzrokiem, a ja byłem niemal pewien, że już szukał wymówki, by zostawić mnie tusamego.

– I to ty sądzisz, że masz prawo mnie dyscyplinować w kwestii kobiet?  – zapytałem z dezaprobatą, po czym pokręciłem głową i uniosłem pustą szklankę do góry, zamawiając tym samym następnąkolejkę.

– Nie twierdzę, że mam prawo cię pouczać w kwestii kobiet, tylko w kwestii Rose – wyjaśnił, ponownie skupiając na mnie uwagę. – Masz żonę, firmę, więc tym się zajmij.

– Chcę z nią tylko porozmawiać i proszę cię, żebyś mi w tym pomógł. Niczego więcej od niej nie chcę – przyrzekłem, kładąc rękę nasercu.

– Tobie się tylko tak wydaje, że niczego więcej niechcesz.

Machnął na mnie dłonią, jakbym był przemądrzałym dzieciakiem, który nic nie wiedział o życiu. Chyba zapomniał, że byliśmy rówieśnikami i do tej pory to ja próbowałem wpłynąć na zmianę jego lekkomyślnych decyzji i zachowań, a nie naodwrót.

– Czy kiedykolwiek wtrącałem się w twoje relacje z kobietami? – zapytałem napastliwymtonem.

Ilość krążącego w moich żyłach alkoholu i temat Rose, który trwał niemal od trzech godzin, to było kiepskiepołączenie.

– Mógłbym podać wiele przykładów, ale zadam ci jedno pytanie i od tego będzie zależało, czy ci pomogę, czy nie – oznajmił i tym razem zignorował kokieteryjnie uśmiechające się do niego pracownicebaru.

– Pytaj – poleciłem, odpinając pod kołnierzykiem jeszcze jedenguzik.

– Dlaczego nie umówisz się z nią jak normalny, zdrowy na umyśle człowiek, którym przez całe lata naszej znajomości, sądziłem, żejesteś?

Słysząc złośliwość w tym pytaniu, wywróciłem oczami, bo Hunter doskonale znał na nie odpowiedź. Nie rozumiałem, do czego dążył w tamtejchwili.

– Dobrze wiesz, że ona nie chce mieć ze mną nicwspólnego.

– Skoro nie chce mieć z tobą nic wspólnego, to może powinieneś to uszanować? – zagadnął, upijając łyk swojego drinka. – I mówię poważnie, Noah. Może dziewczyna ułożyła sobie życie? Po sześciu latach jest szczęśliwa może nawet z tym… Jak mu tam? – Pstrykał palcami, próbując sobie przypomnieć imię jedynego faceta, którego widziałem w pobliżu Rose, pomijając Lacroixseniora.

– Enzo – burknąłem.

– O właśnie – przytaknął. – Może widziałeś Rose w dwuznacznych sytuacjach z Enzem, bo są razem. Nie wpadłeś nato?

– Nawet jeżeli są razem, co mi się nie wydaje, to i tak niczego nie zmienia. Minęło sześć lat, w trakcie których żyła w niewiedzy… – Chciałem kontynuować, ale Hunter miprzerwał.