Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
27 osób interesuje się tą książką
Jeden z największych zagranicznych bestsellerów w końcu w Polsce!
Zakazany romans z najlepszym przyjacielem ojca.
Dla fanów bestsellera Birthday Girl!
Kiedy Kenzi Allyster Valentine miała pięć lat, powiedziała Torenowi Grace’owi, że gdy dorośnie, wyjdzie za niego za mąż. Gdy skończyła osiemnaście lat, jej uczucia się nie zmieniły. Ale nic nie jest proste, ponieważ nadal jest bardzo młoda, a on o piętnaście lat starszy od niej, w dodatku to przyjaciel jej ojca.
Toren był obok Kenzi zawsze, gdy tego potrzebowała. Bardzo ją wspierał. Mężczyzna jest rozdarty, bo zdaje sobie sprawę, jak duża różnica wieku ich dzieli. Poza tym to córka człowieka, który mu ufa.
Jeden pocałunek zmienia wszystko. Ani Toren, ani Kenzi nie potrafią zapomnieć, jak smakował. Są gotowi zaryzykować, żeby ponownie poczuć ten smak, jednak jest pewna osoba, której za nic na świecie nie chcą skrzywdzić – ojciec Kenzi. Opis pochodzi od wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 596
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału
Torn
Copyright © 2016 by Carian Cole
All rights reserved
Copyright © for Polish edition
Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne
Oświęcim 2022
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Redakcja:
Anna Łakuta
Korekta:
Karina Przybylik
Karolina Piekarska
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8320-298-3
Kochana,
Spaceruj ze mną w deszczu. Całuj pośród gęstej mgły.
Pozwól mi Cię tulić całą noc pod kołderką z podmuchu wiatru.
Czekam na Ciebie. Rzucając monetę… wypowiadając życzenia,
Marzę tylko o Tobie. Zawsze o Tobie.
Wróć do mnie.
Będę o Ciebie walczył. O nas.
Jeśli Ty zamarzysz o mnie… sprawię, że życzenie się spełni.
Kenzi
Postrzępiony papier czerpany jest gładki, doskonale przetarty i postarzony. Zdaję sobie sprawę, że Tor wybrał tę teksturę papieru i kolor tuszu ze szczególną starannością. Wie, ile to dla mnie znaczy. Zna mnie tak dobrze, jak nikt inny kiedykolwiek mnie znał albo mógł poznać.
Mimo że znam ten list już na pamięć, a każde słowo wytatuowało się na moim sercu i w duszy na wieczność, to wciąż je czytam, raz po razie, delikatnie głaszcząc papier. Słyszę je, jakby Tor recytował je swoim głębokim, lecz miękkim i zmysłowym głosem. Surowym.
Lubię dotykać papieru, szczególnie, gdy mam pewność, że on trzymał go w swoich dłoniach. Tych samych, które trzymały i pieściły mnie, wzbudzając we mnie tak głębokie pożądanie i rozkosz, o których nie mogę zapomnieć. I nigdy nie chcę.
Czuję delikatny zapach jego wody kolońskiej na papierze. A może tak bardzo chciałam go poczuć, że sobie to wyobraziłam. Nieważne. Koi mnie to i przywołuje najpiękniejsze wspomnienia.
Tak wiele wspomnień…
Czytam ten list i jestem pewna, że Tor jest moją drugą połową; tym jedynym, który przyspiesza bicie mojego serca. Mężczyzną, który wzbudza we mnie najpiękniejsze emocje. Mężczyzną, który mnie tulił i kochał w niemal każdym momencie mojego życia. Moja przeszłość nie istnieje bez niego i przyszłość również. On jest całym moim światem. Nie ma opcji, żebym kiedykolwiek i dla kogokolwiek zrezygnowała z naszej miłości. Należymy do siebie. Zawsze to wiedziałam i jestem kompletnie wykończona walką, zaprzeczaniem i ukrywaniem tego.
Pora, żebym wróciła do domu, do swojej miłości i do swojego serca. Czas jest bezcenny i nie chcę już więcej go marnować.
Kenzi – pierwszy dzień życia
Toren – piętnaście lat
– Chcemy, żebyś został jej ojcem chrzestnym – mówi Asher, kładąc delikatnie na moich ramionach swoje nowo narodzone dziecko. Zmuszam się, żeby odwrócić wzrok od urzekających oczu noworodka, by móc spojrzeć na przyjaciela z fotela, w którym tulę dzieciątko.
– Ja? – powtarzam, spoglądając na Ember leżącą na łóżku szpitalnym, która przesyła mi zmęczony, lecz szczery uśmiech.
– Tak, ty. – Oboje odpowiadają w tym samym momencie. – Nie poznalibyśmy się, gdyby nie ty – dodaje Ember, chwytając dłoń Ashera. – I nie mielibyśmy tego pięknego, malutkiego dzieciątka. Wiemy, że zawsze będziesz ją chronił.
– Dokładnie, stary. Teraz jesteś Wujkiem Torem.
Jestem wujkiem. A dwoje moich najlepszych przyjaciół jest rodzicami. I my wszyscy jesteśmy przed cholernym szesnastym rokiem życia.
Lecz Kenzi Allyster Valentine może zmienić nas na zawsze. Potrzebowała nas.
– Wow. Jestem zaszczycony. Nie ma wątpliwości, że zawsze przy niej będę.
Mój żołądek się zaciska, ale szybko to w sobie tłumię. Nie znalazłem dziewczyny, ale za to dostałem coś, czego się w ogóle nie spodziewałem. Dar, który właśnie trzyma mnie za palec malutką rączką, z wielkimi oczami błyszczącymi jak klejnoty, które wpatrują się we mnie, jakbym był najbardziej niezwykłą osobą na całym tym pieprzonym świecie. Teraz wiem, że zatrzyma serce niejednemu.
Właśnie w tym momencie nawiązuje się między nami nić porozumienia.
To właśnie to.
Zdobyła mnie.
Moja bratanica.
Moja córka chrzestna.
Miłość mojego życia.
Kenzi
Zsiadam z motocykla i przeczesuję palcami włosy sięgające mi do ramion, starając się je rozplątać. Wiatr jest dla nich okrutny i zmienia je w kłębek w mniej niż pięć minut od wejścia na motocykl. Ktoś chwyta mnie za biodra, przysuwa do siebie i całuje sucho, a jego usta smakują jak kurz z drogi.
– Kenzi! – Słychać głęboki męski głos, od którego oboje podskakujemy. – Jeśli jeszcze raz zobaczę cię na tym motorze, będziemy rozmawiać inaczej.
Jason szybko odsuwa ręce, które nieznacznie opuściły się na mój tyłek.
– O kurde, czy to twój ojciec? – pyta cicho.
Wzdycham i przecząco kręcę głową. Mój ojciec nie jest z tych, którzy podnoszą głos. No, chyba że śpiewa na scenie. Ale nigdy na podjeździe. I nigdy na mnie.
– Nie, to tylko mój wujek.
Jason spogląda na Torena, a później znów na mnie.
– Czy to nie jest właściciel tego sklepu z motocyklami? Wydaje mi się, że kupiłem swój motor od niego.
– Tak… Tak naprawdę my nie jesteśmy spokrewnieni. Jest najlepszym przyjacielem mojego taty.
Tor zaczyna schodzić po podjeździe w naszym kierunku. Czarne, skórzane buty stukają ciężko o beton, a wzrok utkwiony ma w chłopaku, który właśnie trzymał swoje ręce na mnie.
– Słyszałeś mnie? – Wskazuje palcem na Jasona, a jego mięśnie pokryte tatuażami napinają się groźnie. – Nie chcę jej więcej widzieć na tym cholernym motocyklu!
– Tak, proszę pana – odpowiada Jason blady jak ściana.
– Lepiej już wejdę do środka, zanim zacznie pienić się ze złości. – Zarzucam swoją torebkę na ramię. – Baw się dobrze dzisiaj na imprezie.
– Mogłabyś pójść tam ze mną. – Spogląda na mnie, a jego brwi unoszą się nieznacznie, robiąc aluzję do czegoś więcej niż tylko impreza. Najwyraźniej powinnam skakać do góry z radości, ponieważ jest jednym z najpopularniejszych chłopaków w mojej klasie, ale on wydaje się dużo bardziej interesujący z daleka. Przed tym, jak udowodnił, że nie potrafi całować i w ogóle nie umie rozmawiać. Wolę zostać w domu i poczytać książkę albo spędzić czas z przyjaciółmi mojego taty, którzy przychodzą dziś do nas na ognisko.
– Naprawdę nie mogę, Jase. Przepraszam. – W ogóle nie jest mi przykro. – Zadzwonię do ciebie.
Jason nawet nie ma szansy odpowiedzieć, ponieważ ja już idę w górę po długim, brukowanym podjeździe, rzucając w kierunku Torena porażające spojrzenia, kiedy przechodzę obok niego.
– Hej, posłuchaj mnie. – Wujek odwraca się i podbiega do mnie, podczas gdy Jason właśnie odjeżdża z rykiem. – Ten koleś właśnie zdał prawo jazdy. Nie wsiada się na motor z kimś, kto ledwo co nauczył się jeździć. On jest za bardzo niespokojny. Mogłaś zginąć. Możesz jeździć ze mną albo ze swoim tatą, albo ze swoimi wujkami, ale nie z jakimś pieprzonym dzieciakiem.
– Przewiózł mnie zaledwie sześć kilometrów, tylko odwoził mnie ze szkoły. Przestań na mnie krzyczeć. Nie jesteś moim ojcem – odpowiadam.
– Jestem wystarczająco blisko. Mówię szczerze, trzymaj się z daleka od motoru.
– Dobrze, wujku. Nie wściekaj się tak.
– Nie jestem ani trochę wściekły. Na razie. – Wyprzedza mnie, a kiedy dochodzimy do domu, wchodzi po bocznych schodach i otwiera przede mną drzwi, które prowadzą do kuchni. W środku, na granitowym blacie wyspy kuchennej, stoją torby z zakupami. Dwa razy w miesiącu mój ojciec zaprasza swoich przyjaciół i członków zespołu do siebie. Spędzają czas na tyłach ogrodu, jedzą, piją parę drinków, pływają w basenie i trochę się kłócą. Toren zwykle przynosi jedzenie i alkohol i wszystko sam przygotowuje.
Powinnam mu pomóc w rozpakowywaniu zakupów, ale nie jestem w najlepszym nastroju. Chcę być sama, więc ulatniam się w kierunku korytarza, idę do góry po schodach do mojego pokoju i zamykam za sobą drzwi. Ściągam buty, rzucam się na łóżko i wpatruję w sklepienie sufitu. Tylko jeden miesiąc dzieli mnie od ukończenia szkoły, a wtedy będę mogła uciec od całej tej dramy, fałszywych przyjaciół, pijackich imprez i natarczywych chłopaków, którzy nawet nie potrafią całować.
Co będę wtedy robić? Nie mam zielonego pojęcia. Wiem tylko, że chcę odciąć się od szkoły i od ludzi, którzy tam chodzą.
Nie pasuję do nich. Nigdy nie pasowałam. Moi rodzice mieli tylko piętnaście lat, kiedy przyszłam na świat. Sami wciąż byli w liceum, chodzili do tej samej szkoły, którą właśnie kończę. Niektórzy z moich nauczycieli byli ich nauczycielami. To nieco dziwne, wiedzieć, że moja ciężarna mama siedziała dokładnie w tej samej klasie, w której ja mam lekcje. Może dlatego jestem taka mądra – już w łonie matki chodziłam do liceum.
Urodziłam się w rodzinie raczej znanych ludzi. Mój dziadek jest popularnym piosenkarzem i autorem tekstów z lat siedemdziesiątych, a moja babcia jest autorką bestsellerowych romansów, napisała ponad sto książek, z czego aż dwadzieścia zostało zekranizowanych. Moi rodzice założyli zespół rockowy i zostali znanymi muzykami, gdy mieli siedemnaście lat. Ich zespół – Ashes & Embers, składa się obecnie z trzech braci mojego taty i dwóch kuzynów. Dorastałam pośród tego wszystkiego do czasu, kiedy skończyłam dziesięć lat. Normą w moim życiu były autobusy z trasy koncertowej, głośne koncerty, narkotyki i kłótnie. Ale mimo wszystko byłam kochana i uwielbiana. Byłam tak naprawdę dzieckiem wszystkich. Każdy się mną opiekował. Nie ukrywali przede mną tego, co się działo, ale nie dlatego, że moi rodzice o mnie nie dbali czy byli nieodpowiedzialni. Chcieli, żebym brała udział we wszystkim, co robią. Wystawiali mnie na kontakt z wieloma rzeczami w życiu na długo przed tym, zanim jeszcze je rozumiałam, ale z czasem wszystko pojęłam i chłonęłam. Myślę, że sprawili, że stałam się mądrzejsza i dojrzalsza niż powinnam, przez co czuję się wyobcowana pośród moich rówieśników.
Nie zajęło mi dużo czasu, żeby zrozumieć, że są ludzie, którzy chcą przebywać ze mną tylko przez to, z kim jestem spokrewniona. Dzieciaki udawały, że chcą się ze mną przyjaźnić tylko po to, żeby dostać bilety na koncerty, T-shirty, autografy albo po to, żeby zobaczyć wnętrze naszego domu – który może i jest duży, i ma na dole małe studio nagraniowe, ale nie dzieje się w nim nic nadzwyczajnego. Chłopcy udawali, że mnie lubią, żebym tylko podsunęła ich kasety demo mojemu tacie albo żeby spotkać seksowną dziewczynę z zespołu mojej mamy, Sugar Kiss. A dziewczyny z liceum miały nadzieję, że uda im się poznać moich przystojnych wujków albo, co gorsza, mojego tatę. Nigdy nie wiem, komu mogę zaufać albo kto chce się przyjaźnić ze mną tylko ze wzglądu na mnie. Tak więc poza spędzaniem czasu z moją najlepszą przyjaciółką Chloe i młodszą siostrą mojego taty, Rayne, przez większość czasu siedzę w domu, z moją rodziną, z zespołem i z ich przyjaciółmi. Są jedynymi osobami, przy których czuję się swobodnie.
W kieszeni spodni czuję wibrację i wyjmuję z niej telefon, aby odczytać wiadomość.
Chloe: Jason powiedział, że dziś nie przychodzisz?
Ja: Nie, nie jestem w nastroju na imprezę.
Chloe: No dawaj! Jest piątek wieczór! :) Jason naprawdę Cię lubi.
Ja: Ech…
Chloe: Nie psuj tego! Mogłabyś stracić z nim dziewictwo! Jest gorący jak chuk!
Nie wiem, co to dokładnie znaczy „chuk” i dlaczego Chloe nie może po prostu napisać słowa „chuj”. Ale nieważne. Akceptuję ją, ponieważ ją kocham. Przyciągnęło nas do siebie, gdy byłyśmy w trzeciej klasie. Pierwszego dnia odwiozły ją do szkoły jej dwie mamy, a mnie ojciec, cały pokryty tatuażami włosami sięgającymi mu prawie do talii. Zaprzyjaźniłyśmy się z Chloe przez naszą wspólną inność, podczas gdy reszta dzieciaków unikała nas, jakbyśmy były jakimiś dziwadłami z cyrku.
Ja: Przestań z tym dziewictwem. Masz obsesję.
Chloe: Dobra. Przyjdź na imprezę. Ja tam będę. Będzie fajnie. Nie możesz ciągle siedzieć w domu.
Ja: Naprawdę dziś nie mam ochoty.
Chloe: Każda laska na imprezie będzie starała się spiknąć z Jasonem.
Ja: Spotykamy się dopiero od dwóch tygodni. Nie obchodzi mnie, co i z kim robi.
Chloe: Powinno Cię to obchodzić! Napiszę do Ciebie później. Kocham Cię, dziewczyno!
Ja: Ja Ciebie też.
W ogóle nie obchodzi mnie ten wyścig i presja, aby stracić dziewictwo przed ukończeniem szkoły, a już zdecydowanie nie chcę być trofeum na półce jakiegoś przypadkowego chłopaka, zanim ten pójdzie do college’u. Jak dotąd, pocałunki Jasona nie wywołały we mnie żadnych uczuć. Jestem obecnie wystarczająco szczęśliwa, żyjąc życiem bohaterów książek, które przesyła mi babcia w formie e-booków. Chociaż to dość smutne, że pocałunki w książce są bardziej ekscytujące niż te w prawdziwym życiu. Przynajmniej dla mnie.
Muzyka, śmiech i głosy innych wybudzają mnie z mojej drzemki, w którą zapadłam po tym, jak napisałam do Chloe – prawie cztery godziny temu. Jestem zaskoczona, że mój tata mnie nie obudził po tym, jak wyszedł ze studia, ale widocznie w końcu zaczął uczyć się szanować moje zamknięte drzwi.
Siadam, spoglądam na telefon i widzę, że mam kolejną wiadomość, która przyszła ponad godzinę temu.
Jason: Jestem na imprezie. Chcesz, żebym po Ciebie przyjechał? Samochodem oczywiście. :) Będzie fajnie.
Ja: Dzięki, ale nie trzeba. Jestem zmęczona. Zadzwonię do Ciebie jutro.
Jason: ;-( OK. Lepiej, żebyś zadzwoniła :)
Nie jestem pewna, dlaczego tak bardzo go unikam i nie mogę chociaż spróbować dobrze się z nim bawić. Jest uroczy, całkiem miły i popularny. Wszyscy go lubią. Sądzę, że nie wykorzystuje mnie do zdobycia biletów na koncert, co jest wielkim plusem. To, czy próbuje zrobić ze mnie swoją zdobycz albo czy naprawdę mnie lubi, wciąż jest dla mnie zagadką. Jego pocałunki są cholernie nudne, ale myślę, że z czasem mogłoby być lepiej. Może jest po prostu zdenerwowany?
A może to ja.
Zakładam adidasy i schodzę na dół, przechodzę przez kuchnię i wychodzę bocznymi drzwiami na taras prowadzący do naszego ogrodu z tyłu. Słońce już zaszło, ale ogród jest rozświetlony różnymi światełkami, ukrytymi pochodniami, płonącym ogniskiem i zimnym, niebieskim światłem bijącym z basenu.
Nie jest tajemnicą, że mój ojciec ma mnóstwo pieniędzy, ponieważ jego zespół odnosi duże sukcesy. Nigdy nie czułam się zażenowana przez mojego tatę, ani przez to jak się zachowywał na scenie. Nie pije, nie zażywa narkotyków ani nie pieprzy na boku. Moi wujkowie z zespołu mieli swoje momenty szaleństwa przez te wszystkie lata, ale nie mój tata. Zajmuje się tylko biznesem.
Czy jestem rozpieszczona? Nie bardzo. Mój tata nie kupi mi nawet samochodu do czasu, aż nie skończę szkoły – oczywiście jeśli nadal będę miała dobre oceny i pracę, żebym mogła sama płacić za benzynę i ubezpieczenie. Mam złotą kartę z limitem, który prawdopodobnie pozwoliłby mi na kupienie małej wyspy, ale jej nie wykorzystuję. Szanuję mojego tatę i zaufanie, którym mnie darzy. Nie wydam w centrum handlowym pięciu tysięcy dolarów na makijaż i buty. Wierzę w to, że zaufanie to dar od kogoś, tak samo jak miłość. Wiara i kochanie kogoś oznacza, że ma się zaufanie do tej osoby. A ja doceniam to dużo bardziej niż rzeczy materialne. W każdy dzień tygodnia wybieram zaufanie, nie buty.
W naszym ogrodzie przebywa około dwudziestu osób – niektórzy przy ognisku, inni przy stołach, jeszcze inni grają na instrumentach i śpiewają w altanie. Zauważam tatę stojącego przy ogromnym grillu zbudowanym przy kamiennym patio, przewracającego steki i hamburgery.
– Hej, dzieciaku, głodna? – pyta, kiedy mnie zauważa.
– Nie, może później.
– Jest sałata. – Wskazuje na stół, na którym stoją salaterki z owocami i sałatkami.
– Wezmę sobie coś później. Naprawdę nie jestem głodna.
Patrzy na mnie przez kilka sekund.
– Dobrze się czujesz? – Jego twarz przybiera ten specyficzny nie mam pojęcia co mam zrobić z nastoletnią dziewczyną, która może źle się czuć albo może nie być w nastroju wyraz twarzy.
Uśmiechając się, dotykam jego ramienia i nachylam się, żeby pocałować go w policzek.
– Wszystko w porządku, tatusiu. Jadłam lody, gdy wracałam ze szkoły.
Odsuwa się od buchającego żaru z grilla i odgarnia sobie długie włosy z twarzy.
– Z tym chłopakiem, Jasonem? Na motocyklu?
Cholerny Toren i jego długi jęzor.
– Tak. Ale to było tylko ze szkoły. To nie jest tak daleko. A tak w ogóle to co jest, do diabła? Tor musi cię informować o wszystkim, co robię?
– Nie, mówi tylko o tych głupich rzeczach. – Uśmiecha się szeroko. – On ma rację. Trzymaj się z daleka od motocyklu. Nie chcemy, żeby coś ci się stało.
My. Jestem wychowywana przez wszystkich i przez nikogo.
Mój tata nie jest jak Toren. Jest w pełni zaangażowany w związek i zakochany w swojej żonie – mojej matce – jego miłości z nastoletnich lat. Ale ona już odeszła, a mój ojciec jest trzydziestodwuletnią gwiazdą rocka z siedemnastoletnią córką u boku. Stara się nie pokazywać, że jest załamany i zagubiony, i na krawędzi całkowitego utracenia swojej tożsamości. Ale ja wiem lepiej. Boi się, że mi też się coś stanie. Że w jednym momencie będę tu, a za chwilę zniknę. I nie winię go za to, że tak się czuje, ponieważ ja mam podobnie.
Kiedy raz straciłeś kogoś bez wyjaśnienia, bez zamknięcia sprawy, bez zakończenia – jesteś uwięziony w morderczej próżni. Nie wiesz, czy powinieneś trzymać się tej iskierki nadziei, że ten ktoś może powrócić, czy poddać się swojemu żalowi i zaakceptować fakt, że ta osoba odeszła. Więc jesteś rozdarty pomiędzy tymi dwoma, aż w końcu powoli zaczynasz wariować.
Wypuszczam z siebie długie westchnienie. Nie mogę myśleć ani mówić o mojej mamie bez przechodzenia załamania nerwowego, więc zaprzeczam wszystkiemu i staram się w ogóle z tym nie mierzyć. Po prostu jest daleko. Tak jakby długie wakacje bez dostępu do komórki. Tak jest łatwiej.
– Okej. Koniec z motorami, tato. Obiecuję. – Nie przeszkadza mi jego nadopiekuńczość; on nie zasługuje na kolejny stres w swoim życiu.
Jego szerokie ramiona powoli się opuszczają i relaksują, a kiedy uśmiecha się do mnie, jego twarz się rozjaśnia, a spojrzenie łagodnieje. To uśmiech, który tata zachowuje tylko dla mnie i mojej mamy, a mnie topi się serce. Mój ojciec jest niezwykle pięknym mężczyzną, posiadającym ten rodzaj wyglądu, przez który kobiety naprawdę przystają i wpatrują się w niego z szeroko otwartymi oczami, rozdziawioną buzią i walącym sercem. Niektóre nawet pytają, czy mogą dotknąć jego długich włosów albo jego wytatuowanych ramion, a jeszcze inne chcą tylko, żeby on na nie patrzył, by mogły zerkać w jego smutne oczy. Nie tylko widzisz jego piękno; możesz je poczuć, jak ciepłą bryzę, która pieści twoją duszę. A przynajmniej tak opisał go dziennikarz, kiedy przeprowadził z nim wywiad.
Nabieram na mały talerz parę owoców, aby go zadowolić, a potem dostrzegam Tora, który siedzi na brzegu basenu. Przechodzę przez ogród, zatrzymując się jeszcze po drodze przy jednej z lodówek, aby wziąć sobie piwo. Jeden z gitarzystów z innego lokalnego zespołu siedzi na krześle obok lodówki. Pewnie po to, żeby nie musiał wstawać po kolejne piwo. Co za leń.
– Co tam, Finn? – Strzepuję lód z butelki. – Pilnujesz piwa? – droczę się.
– Możliwe. Chyba nie będziesz tego piła? – Patrzy na mnie podejrzliwie. – Ostatnim razem jak sprawdzałem, nie miałaś jeszcze dwudziestu jeden lat, dziewczynko.
– Nie, to dla Torena.
Na jego ustach pojawia się mały uśmieszek.
– No cóż, jeśli bawisz się w kelnerkę, poproszę krwistego steka, a do tego frytki.
– Nieźle, Finn.
Śmieje się i rzuca we mnie chipsem, kiedy przechodzę obok.
Toren wciąż siedzi na ziemi, wpatrując się w wodę w basenie, kiedy siadam obok niego i podwijam nogi pod siebie. Basen jest podgrzewany, ale nikt w nim jeszcze nie pływa. Jest wczesna wiosna, więc jest trochę za zimno, by można było popływać. Na powierzchni wody dryfuje kilka przypadkowych listków i podoba mi się to, jak spokojnie wyglądają i że nie zatapiają się ani nie odfruwają. Po prostu utrzymują się na wodzie, bez wysiłku i bez ciężaru. Chciałabym być liściem.
Podaję wujkowi zimną butelkę. Bierze ją ode mnie, a do otwarcia kapsla używa swoich kluczy.
– Myślałem, że jesteś na mnie zła. – Pije przez dłuższą chwilę, zanim na mnie spogląda.
Wiem, dlaczego Jason się go przestraszył. Na zewnątrz Tor wygląda na twardziela. Jest jak bestia w ciele człowieka, nie ma na nim grama tłuszczu, jest szeroki i twardy jak skała, a jego ręce całe pokryte są tatuażami, od obojczyków aż do palców. Falowane, brązowe włosy opadają mu na ramiona. Zwykle związuje je w mały kucyk, aby nie opadały mu na twarz albo żeby nie plątały mu się podczas jazdy na motocyklu. Zawsze nosi ciemne okulary, które ukrywają jego jeszcze ciemniejsze oczy. Jeździ starym Harleyem, który ryczy tak głośno, że prawie nie słyszysz własnych myśli, kiedy przejeżdża obok. Ale w środku Toren jest cichy. Zamyślony. Niesamowicie opiekuńczy i hojny. W przeciwieństwie do mojego taty, jest przystojny w ten surowy, prawie straszny sposób. Chloe nazwała go chodzącym orgazmem. Myślę, że ostatnio ma za dużego fioła na punkcie seksu.
Odkładam na bok swoją miskę z owocami.
– Wiesz, że tak nie jest.
– Nie powinienem był cię zawstydzać przed twoim chłopakiem.
Podaje mi butelkę i upijam z niej łyka. W ogóle nie lubię smaku piwa, ale piję je od czasu do czasu z nadzieją, że może pewnego dnia to się zmieni i zacznie mi smakować jak wszystko inne. Nie. Wciąż smakuje koszmarnie.
– On nie jest moim chłopakiem.
– Naprawdę? Parę tygodni temu byłaś nim bardzo podekscytowana. Dokładnie pamiętam te piski i taniec szczęścia, kiedy zaprosił cię na randkę.
Wzdychając nad tym żenującym wspomnieniem, oddaję Torenowi butelkę z piwem, a nasze palce stykają się na zimnej, wilgotnej butelce.
– Byłam podekscytowana do momentu, kiedy go poznałam. Nic tam nie ma. Nic nie czuję. Nie ma w nim nic interesującego. On jest tylko… blech. – Udaję, że się wzdrygam.
– W takim razie to cholerstwo musi być zakaźne. Dokładnie to samo powiedziała do mnie Lisa parę dni temu.
– Zerwaliście ze sobą?
– Tak naprawdę nie byliśmy razem, Kenzi. Obserwowałem tylko, dokąd nas to poprowadzi. Badałem grunt.
Wybieram dużą, soczystą truskawkę z mojej miski i odgryzam połowę.
– Co powiedziała?
Patrzy przez moment w niebo, zanim odpowiada.
–Tak naprawdę miała całą listę. Powiedziała, że daję z siebie za mało. Brak między nami komunikacji. Jestem zbyt zimny i zamknięty w sobie. Jestem zbyt cichy. Za dużo pracuję. Za mało się uśmiecham. Nie dość ładnie się ubieram. – Wzrusza ramionami. – Już to kiedyś słyszałem.
– Nie jesteś zimny, wujku Torze. W ogóle. Po prostu nie jesteś typem człowieka, który gada, tylko żeby gadać. Mówisz, kiedy masz coś do powiedzenia. A może ona jest zła, ponieważ nie mówisz jej tego, co chciałaby usłyszeć.
– Najwidoczniej nie mam za dużo do powiedzenia i nigdy nie jest to coś, co chcą usłyszeć. Ona powiedziała mi praktycznie to samo. – Unosi brodę i wskazuje głową na Sydni, która rozmawia z moim tatą, a jej ogniście czerwone włosy opadają falami na plecy, jak syrence. Ciocia Sydni to basistka w zespole mojej mamy i jej najlepsza przyjaciółka. Od dwunastu lat jest także w burzliwym związku z Torenem, ale oni więcej nie są ze sobą, niż są.
Jednakże ostatnio dostrzegłam, że jest po uszy zakochana w moim tacie i nie jest zbyt dobra w ukrywaniu tego.
Tak, witajcie w operze mydlanej, zwanej moim życiem.
– Sydni też tak powiedziała? – pytam.
– Przez te wszystkie lata Sydni powiedziała wiele rzeczy, ale obydwoje wiemy, do czego tak naprawdę to wszystko się sprowadza. Nie jestem nim. Nie uśmiecham się jak on, nie mówię jak on, nie umiem jej tak rozśmieszyć jak on, nie jestem taki bogaty. Nigdy nie będę tak dobry jak on. Bla, bla, bla. Dla niej jestem tylko brudnym mechanikiem, który gania za zwierzętami. – Wypija do końca swoje piwo, a ja żałuję, że mu je dałam.
– On jej nie chce, wujku – odpowiadam cicho, starając się go rozchmurzyć. – Jest dla niego tylko przyjaciółką.
– Wiem o tym. Kurwa, wszyscy o tym wiedzą. Ale to nie zmienia tego, co ona czuje.
– Może moglibyście obydwoje jakoś to sobie poukładać? Minęło parę miesięcy, odkąd z nią zerwałeś, może ona teraz myśli inaczej. Czasami musisz coś stracić, żeby to docenić, wiesz? Ona wie, że spotykasz się z Lisą. Może to trochę otworzyło jej oczy. Zazdrość może być potężną motywacją.
Na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
– Jesteś całkiem mądra, Kenzi. Ale ten okręt już odpłynął i zatonął. Nie chcę kogoś, kto jest zakochany w kimś innym. Chrzanić to.
Zgadzam się.
– Rozumiem. Zasługujesz na dużo więcej. Ona jest głupia.
Trudno jest kochać tak wiele osób, chcieć ich uszczęśliwiać, ale jednocześnie nie lubić ich za to, co robią. Moja mama byłaby rozczarowana z powodu Sydni uganiającej się za moim tatą i sprawiającej, że Tor czuje się nie dość dobry. Chcę znów zobaczyć tatę szczęśliwego i, choć podziwiam go za to, że wciąż jest oddany mojej mamie, zastanawiam się, jak długo jeszcze będzie się torturował, nie odpuszczał i nie szedł dalej. Nie chcę jednak, żeby szedł do przodu z Sydni. Nie dlatego, że jej nie lubię, bo tak nie jest. Ale dlatego, że to zbyt pokręcone. Ona jest najlepszą przyjaciółką jego żony i byłą partnerką jego najlepszego przyjaciela.
Żyję w głębokim, ciemnym, zdumiewającym morzu ludzi. Niektórzy mogą być rozgwiazdami, a niektórzy rekinami. A ja tylko dryfuję na falującej wodzie na mojej tratwie, obserwuję i się uczę.
Pocieram dłońmi po ramionach i podciągam kolana do klatki piersiowej. Widzę, jak mój ojciec odchodzi od Sydni i bierze swoją gitarę do altany, aby dołączyć do pozostałych grających jakieś stare hity. Ona nie idzie za nim. Dobrze.
– Zmarzłaś?
– Trochę – odpowiadam. – Robi mi się trochę zimno, gdy mocniej zawieje wiatr.
Tor zdejmuje z siebie swoją szarą bluzę z kapturem i podaje mi.
– Proszę, załóż ją.
Waham się, zanim ją przyjmuję.
– Ale wtedy tobie będzie zimno.
Marszczy brwi, jak gdyby był zbyt cool, żeby było mu zimno.
– Nic mi nie będzie. Załóż ją.
Zakładam bluzę przez głowę i przechodzą mnie dreszcze, ale nie z zimna. Bluza wciąż jest ciepła od jego ciała i rozgrzewa mnie niczym najgorętsze przytulenie. Rękawy są za długie, więc podwijam je na ściągaczach.
– Jest ogromna. Ale dziękuję.
– Fajnie wyglądasz. Zatrzymaj ją i dołącz do swojej stale powiększającej się kolekcji.
Śmieję się i pochylam w kierunku jego ramienia, a on opiera swoją głowę na mojej przez kilka sekund. Po chwili prostuje się i opróżnia swoje piwo.
Gromadzę rzeczy Tora od czasu, gdy byłam małą dziewczynką. W większości są to koszulki, kubki, jego stare zapalniczki, sprana, jeansowa kurtka, którą nosił w liceum, scyzoryk, parę czapek baseballowych i inne przypadkowe rzeczy. Zabrałam mu już różne dziwne rzeczy, na punkcie których miałam obsesję i chciałam je mieć, tylko dlatego, że należały do niego. A on zawsze pozwalał mi je zabrać.
On też kolekcjonuje moje rzeczy. Ale jeszcze o tym nie wiedziałam.
Kenzi – lat pięć
Toren – lat dwadzieścia
Kiedy przechodzę przez drzwi, słyszę, że płacze. A gdy mnie zauważa, natychmiast podbiega. Łapię ją i chowam w swoich ramionach. Ma czerwoną buzię, na policzkach widać ślady łez, a jej zielone oczy są całe zaczerwienione.
– Wujku Torze… – łka i bierze głęboki oddech pomiędzy każdym słowem, co rozdziera moje serce na pół.
Wycieram jej policzki kciukiem.
– Co się stało, aniołku?
– Mój króliczek! Szukałam go wszędzie, ale on przepadł. Myślę, że jest w tym pieprzonym autokarze!
Ach. Jej ukochany pluszowy królik, którego dałem jej na ostatnie urodziny. Wszędzie go ze sobą zabiera.
Staram się nie wybuchnąć śmiechem z powodu jej imponującej umiejętności użycia słowa „pieprzony”.
– Hej, Kenzi… to jest bardzo brzydkie słowo. – Spogląda na mnie buntowniczo, kiedy odpowiada, że jej to nie obchodzi.
Kocham jej buntowniczość.
– Zastanawiam się, gdzie się tego nauczyła – mówi Ember, wpatrując się we mnie.
Kenzi pociąga mnie za włosy.
– On przepadł, wujku Torze. Teraz tylko to się liczy.
– Nie przepadł, aniołku. Po prostu wyruszył w podróż. Ale wiesz co? Na świecie jest kolejny króliczek, który cię potrzebuje. Myślisz, że powinniśmy go znaleźć?
Potakuje pełna powagi i pociąga nosem.
– Tak. W tej chwili!
Ash i Ember tylko kręcą głowami, kiedy Kenzi i ja wracamy po paru godzinach z nowym pluszowym króliczkiem… i żywym królikiem w wielkiej klatce, którą stawiam przy oknie w jej pokoju. Kenzi jest przeszczęśliwa z powodu małego królika, którego nazwaliśmy „Tuliś”, a ja czuję się jak bohater, który uratował jej dzień i sprawił, że na jej twarzy pojawił się uśmiech.
– Stary, ona owinęła sobie ciebie wokół malutkiego palca – stwierdza Ash.
– I to ty będziesz się zajmował tym królikiem, Tor – ostrzega Ember. – Nie zamierzam sprzątać tej klatki co tydzień.
Wzruszam ramionami.
– Nie przeszkadza mi to. Zwierzęta dobrze robią dzieciom. Uczą ich odpowiedzialności.
– Ona ma pięć lat, Tor.
– No i? Wiek nie ma znaczenia.
Mrugam w kierunku Kenzi, która tuli swojego królika po drugiej stronie pokoju. Na jej twarzy widnieje uroczy uśmiech, całkiem zapomniała już o łzach. Czuję się, jakbym był na najlepszym haju.
Toren
Asher podaje mi kubek czarnej kawy i siada na krześle przy kuchennym stole, obserwując mnie uważnie spod przymrużonych powiek.
– Sydni uważa, że jej unikasz.
Bardzo boli mnie głowa przez ilość wypitego wczoraj alkoholu i nie mam siły na to, by znosić wtrącanie się Ashera do mojego życia. Zawsze próbuje bawić się w psychiatrę i czasami daje świetne rady, ale innym razem jego filozoficzne wynurzenia grają mi na nerwach. Tak się dzieje i tym razem.
– To dlatego, że tak jest. – Nieco mgliście pamiętam, jak poszła za mną na kanapę i to, jak powiedziałem jej, żeby spierdalała.
– Myślisz, że na to zasługuje? Ona chce tylko, żebyś z nią porozmawiał.
– Nie mam nic do powiedzenia lasce, która w jednej sekundzie mówi mi, że chce za mnie wyjść, a w drugiej przyznaje, że jest w tobie zakochana.
Asher prostuje się na swoim krześle.
– Ona nie jest we mnie zakochana, Tor.
Wydobywam z siebie coś pomiędzy śmiechem a parsknięciem.
– Och, uwierz mi, że jest. I wiesz co? Mam to gdzieś. Skończyłem z tym. Możesz ją mieć.
– Nie chcę z nią być. Jestem żonaty. – Dotyka palcem swojej platynowej obrączki, obracając ją wokół. To jego nawyk, który często powtarza, a ja nie jestem pewny, czy w ogóle zdaje sobie z tego sprawę.
Kiedy popijam swoją gorzką kawę, pozwalam przyjacielowi zostać w jego urojeniach. Uzmysłowienie mu, że Ember już nie wróci to wyczyn, którego nie potrafię dokonać. I skoro próby Sydni, aby mu to udowodnić, nie podziałały, to już nic go nie przekona. Niewielu mężczyzn może odmówić Syd, z jej nogami do nieba, ognistoczerwonymi włosami, dużymi piersiami, wielkim talentem i niezaspokojonym popędem seksualnym. Wszystkim nam żyłoby się lepiej, gdyby on po prostu się z nią przespał i ruszył dalej ze swoim życiem. Wtedy oboje byliby szczęśliwi, a ja mógłbym w końcu na dobre zatrzasnąć te drzwi, przez które ona wciąż zagląda, za każdym razem, kiedy zdaje sobie sprawę, że nie może go mieć.
Nie chcę być niczyim drugim wyborem.
Ale jakimś sposobem zawsze nim jestem. Powinienem sobie wytatuować na czole cyfrę dwa.
– Co wy tu robicie tak wcześnie rano?
Kenzi przerywa ciszę między nami, kiedy wchodzi do kuchni – wciąż ma na sobie bluzę z wczorajszego wieczoru, jest bez spodni, ale ma grube, fioletowe skarpetki. Kiedy staje na palcach, aby wziąć z górnej szafki jeden ze swoich ulubionych kubków, który kiedyś był mój, bluza podjeżdża jej do góry i odsłania połowę pośladków i jej białe majtki w czerwone serduszka. Szybko odwracam wzrok i podnoszę do ust kubek z kawą. Nie widziałem tego. Nie widziałem tego…
– Ja mam spotkanie, a wujek Tor za dużo wczoraj wypił i spał tutaj. A gdzie są twoje ubrania? Chyba stać nas na jakieś spodnie. Nie powinnaś chodzić półnaga po domu, gdy mamy gości.
Kenzi przeczesuje ręką potargane włosy.
– No cóż, tato, skąd mogłam wiedzieć, że ktoś u nas jest? Dopiero co wstałam. A to tylko Tor. Od kiedy jest gościem? Przecież z nami mieszkał. – Otwiera lodówkę i wyciąga z niej mleko i pojemnik z pokrojonymi w kostkę warzywami, po czym pochyla się, aby wyjąć patelnię z szafki na dole.
Znów odwracam wzrok, podczas gdy Asher dokańcza swoją kawę i wstaje.
– Dobra, uciekam. – Odwraca się z powrotem w moją stronę. – Na razie, stary. Chcesz się jutro przejechać? Podobno ma być ciepło.
Zawsze chcę się przejechać.
– No jasne.
– Tato, robię omlety. Chcesz jednego, zanim wyjdziesz?
– Dzisiaj nie mam czasu. Ale jestem pewny, że wujek Tor zje jednego. – Całuje ją w czoło. – Będę w domu około czwartej. Zjemy razem kolację.
Nie jestem z tych, którzy odrzucają jedzenie.
– Tak właściwie, to mógłbym coś przekąsić.
Kenzi robi świetne omlety i składa je w taki sposób, jak robią to w restauracjach. Gdy ja próbuję zrobić sobie takie danie, kończy się to tym, że wygląda, jakby ktoś po nim przejechał.
Kiedy Asher wychodzi, wylewam kawę, którą dla mnie zrobił, i przygotowuję sobie nową. On zawsze przygotowuje tę okropną, kolumbijską odmianę, która jest o wiele za mocna, i po której serce wali mi jak szalone przez cały poranek.
– Spałaś w mojej bluzie? – pytam.
Przewraca omlet na patelni i zerka na mnie zza swoich złocistych włosów, które opadają jej na twarz.
– Może…
Krzywiąc się, wyjmuję z szafki dwa talerze i ustawiam je na stole.
– Kenzi… Miałem ją na sobie wczoraj, jak pracowałem przy motorze. Pewnie ma na sobie pełno tłuszczu i potu.
– Możesz wziąć ten talerz. – Dziewczyna tylko wzrusza ramionami i podaje perfekcyjnego omleta. – I co z tego? Lubię ją. Jest miła w dotyku – dodaje po chwili.
– Jest brudna.
Śmieje się.
– Miła. Brudna. Co to za różnica? Lubię to, jak przyjemna jest w dotyku i jak ładnie pachnie.
To, że podoba jej się zapach tej bluzy, podczas gdy tylko ją ma na sobie, nie jest czymś, o czym powinienem teraz myśleć. Ale myślę, przez jedną krótką chwilę, po czym zakopuję ją głęboko w moim sercu, razem z innymi myślami, na które sobie nie pozwalam.
Podobnie jak myśl o tym, że chciałbym mieć możliwość pożegnania się z moim ojcem.
I to, że powinienem był pomóc mojemu bratu.
I jeszcze, że powinienem był bardziej się postarać w związku z Sydni wiele lat temu.
A na koniec, że powinienem był zostać w zespole.
Tak dużo żalu.
Czekam na nią, aż usiądzie ze mną przy stole, zanim wgryzę się w omlet. Mama wychowała mnie na mężczyznę z manierami i wysoko na liście zasad było to, że nie zaczyna się jedzenia, zanim wszyscy nie będą obecni przy stole.
– Więc… zaszalałeś wczoraj wieczorem? – Jej oczy błyszczą, kiedy przeżuwa i połyka pyszne śniadanie. – Jak do tego doszło?
– Myślę, że po prostu gorszy nastrój. Na pewno nie zamieni się to w nawyk.
– Zły nastrój imieniem Sydni czy zły nastrój imieniem Lisa?
– Jedz śniadanie. I chyba oba.
– Żadna z nich nie jest warta upijania się, wujku. Znów chcesz popaść w pijaństwo?
Wpatruję się w nią uważnie. Dała mi do myślenia. Kilka lat temu miałem, jak można by to nazwać, problem alkoholowy, ale już nigdy więcej nie pójdę tą drogą.
– Nie ma takiej opcji.
– To dobrze. Teraz jestem już starsza i w dodatku uzbrojona w komórkę i Instagram. Będę nagrywała i dokumentowała wszystkie twoje pijackie wpadki.
– Jestem pewny, że byłabyś do tego zdolna, ty smarkulo.
Przechyla głowę w moim kierunku i przygryza wargę, a ja dobrze znam to spojrzenie. To oznacza, że chce spytać mnie o coś albo o czymś powiedzieć. Przygotowuję się, ponieważ Kenzi zawsze zostawia swoje najczarniejsze i najbardziej zwariowane rozmyślania i pytania dla mnie.
– Chloe uważa, że powinnam stracić dziewictwo z Jasonem – wypala w końcu.
Krztuszę się kawą.
– Chloe powinna zamknąć buzię. I skrzyżować nogi. – Chryste. Zupełnie nie jestem przygotowany na taką rozmowę, zwłaszcza gdy jestem na kacu. Spodziewałem się, że powie, że chce zrobić sobie tatuaż albo kolczyk w nosie, albo może zafarbować włosy na fioletowo, żeby pasowały do jej skarpet. Ale nie seks.
– Dlaczego? Mam siedemnaście lat. Prawie osiemnaście. Może ona ma rację.
– Nie ma.
– Ile ty miałeś lat?
– Kiedy?
– Podczas swojego pierwszego razu.
– To co innego, ja jestem facetem.
– W takim razie, ile ona miała lat? Dziewczyna, z którą to zrobiłeś?
Kurwa.
– Kenzi, powinnaś to zrobić tylko wtedy, gdy poczujesz, że nadeszła odpowiednia chwila. Z właściwym kolesiem.
– Wiem… ale co, jeśli ten właściwy facet nigdy się nie pojawi?
– Pojawi. Jesteś młoda, po prostu ciesz się życiem i nie przejmuj się takimi tematami. Twój ojciec nieźle by się wkurzył, gdyby dowiedział się, że o tym myślisz. Chcesz przyprawić go o atak serca?
Przewraca oczami.
– On wciąż uważa, że mam pięć lat.
– Tak samo jak ja.
Kopie mnie pod stołem.
– Ale nie mam. A ty nie jesteś taki jak on. Myślę, że mama musiała mieć około czternastu lat, kiedy zaczęła uprawiać seks.
– Myślę, że powinnaś porozmawiać o tym ze swoją babcią. Albo ze swoją ciocią? Może z Rayne? Po prostu z jakąś kobietą?
Marszczy nos.
– Nie. Byłabym zbyt onieśmielona, rozmawiając o tym z nimi.
– Ale ze mną nie jesteś?
Kręci głową.
– Lubię z tobą rozmawiać. Słuchasz mnie i nie osądzasz.
– Jestem zaszczycony. Ale jestem też ostatnią osobą, która powinna dawać rady o związku albo o seksie.
Odchylam się na krześle i odsuwam od siebie pusty talerz. Nie mogę myśleć o Kenzi uprawiającej seks. Mój mózg i tak już jest wypełniony przeplatającymi się obrazami jej jako małej dziewczynki i półnagiej pupy, którą widziałem parę minut temu. Zdecydowanie za szybko dorasta. Wydaje się, że dopiero co wczoraj ją niańczyłem. A teraz zadaje mi pytania o seks i zdecydowanie mniej przypomina małą dziewczynkę, a bardziej dorosłą kobietę. To jest totalnie poplątane, nie umiem pojąć, jak Asher sobie z tym wszystkim radzi.
– Większość dziewczyn, które znam, na długo przed siedemnastką miało już za sobą swój pierwszy raz. Nawet z kilkoma chłopakami. Ale oczywiście nie w tym samym czasie… a przynajmniej tak sądzę. Wiesz, o czym mówię, prawda? – Przerywa na chwilę, a ja potakuję, ponieważ jestem tak oszołomiony, że nie wiem, co powiedzieć. – Nie czułam niczego takiego do żadnego z chłopaków, z którymi się umawiałam. Nie lubię ich nawet całować. – Bawi się swoją serwetką i nie patrzy na mnie. – Myślisz, że może coś jest ze mną nie tak? Dlaczego do tej pory nic nie poczułam?
Czuję ulgę i staram się powstrzymać od śmiechu.
– Nie, aniołku. Myślę, że wszystko z tobą w porządku.
– Naprawdę?
– Naprawdę. Poczujesz to, kiedy będziesz gotowa i pojawi się odpowiedni chłopak. Nie wymusisz tego w sobie. To powinno coś znaczyć, wiesz? Zwłaszcza twój pierwszy raz. Nie rób tego, ponieważ tak powiedziała Chloe. Po prostu bądź sobą, tak jak zawsze. Nie uginaj się pod presją. Ty taka nie jesteś.
Powoli potakuje i spogląda na mnie.
– Po prostu nienawidzę tego, że zawsze jestem tą dziwną, która nie robi tego samego, co wszyscy. Chciałabym chociaż raz się nie wyróżniać.
– Uwierz mi, nie jesteś tą dziwną. Jesteś wyjątkowa. Zawsze miałaś swoje zdanie i swój plan. Nie podobałoby mi się to, gdybyś się zmieniła i była jak wszyscy inni. To byłaby wielka strata.
Bawi się widelcem, przesuwając po talerzu kawałek szynki.
– Biorę tabletkę – mówi cicho, odwracając wzrok ode mnie.
Patrzę na nią z niedowierzaniem.
– Słucham?
– Pigułkę. Antykoncepcyjną.
– Wiem, co to jest, Kenzi. Dlaczego?
– Co miesiąc miałam duże skurcze, więc Rayne wzięła mnie do jej lekarza na kontrolę. Lekarz powiedział, że to mi pomoże i rzeczywiście tak się stało. Nie powiedziałam nic tacie i boję się teraz, że on je znajdzie i wpadnie w szał.
– No cóż, właściwie, to tak, na pewno wpadnie w szał.
– Chloe powiedziała, że to jest dobry pomysł, ponieważ chłopacy nie lubią zakładać prezerwatyw.
Tak mocno zaciskam zęby, że boję się, że zaraz się skruszą.
– Posłuchaj mnie, Kenzi. Podczas seksu może dojść do wielu gorszych rzeczy niż zajście w ciążę. Możesz złapać różne choroby. – Wpatruje się we mnie z szeroko otwartymi oczami. – Kiedy zaczniesz uprawiać seks, lepiej żeby twój chłopak zakładał prezerwatywę do czasu, aż będziesz zupełnie pewna, że możesz mu zaufać. Gówno mnie obchodzi, że jakiś palant nie lubi jej zakładać. Trzymaj się swojego i go zmuś, dobrze?
– Dobrze.
– Jeśli ktokolwiek będzie miał o to do ciebie pretensje, zakończ tę relację, Kenzi.
Wstając, kończę tę rozmowę i zanoszę nasze talerze do zlewu.
– Lepiej już pójdę, powinienem być od paru godzin w sklepie. Zobaczymy się dzisiaj wieczorem? Około szóstej?
– Brzmi świetnie. – Wpatruje się w okno, pogrążona we własnych myślach.
– I wypierz moją bluzę! – krzyczę przez ramię, kiedy zmierzam w kierunku drzwi.
W drodze do sklepu z motorami, wciąż wracam myślami do mojej rozmowy z Kenzi. Może powinienem był powiedzieć coś więcej. Albo zupełnie nic. Zawsze starałem się być przy niej, ale nie jestem pewny, jak mam udzielać porad dotyczących seksu nastoletniej dziewczynie, która chce utracić dziewictwo. Już sama myśl o tym sprawia, że jest mi niedobrze. Nie umiem nawet poukładać swoich własnych spraw, jeśli chodzi o randki.
Ale ona zawsze przychodzi do mnie, kiedy chce pogadać. Albo kiedy się czegoś boi. Albo kiedy chce się podzielić czymś ekscytującym.
Nie powinno mnie to wcale dziwić, bo przecież pierwszym słowem, jakie powiedziała, było moje imię.
Teraz jesteśmy w jakiś sposób werbalnie połączeni.
Sklep z motocyklami jest już otwarty i kiedy się do niego zbliżam, ze środka dochodzą dźwięki ostrej muzyki metalowej i szczęk narzędzi. Mój brat, Tanner, zwykle otwiera sklep, bo lubi wcześnie wstawać, a ja go zamykam, bo zwykle długo siedzę wieczorami, ratując zagubione zwierzęta albo śledząc złych kolesi. Myślicie, że żartuję? Nie, nie żartuję.
Sklep należał do mojego ojca, Thomasa Grace’a, którego życie kręciło się wokół motocykli i miłość do nich przekazał swoim synom. Jedyną rzeczą, którą kochał bardziej niż jeżdżenie na motocyklu, była moja mama. I jego dzieci, oczywiście. Ale moja mama była na pierwszym miejscu i tak właśnie to powinno wyglądać.
To się zmieniło dwanaście lat temu, kiedy mój tata zmarł nagle na atak serca. Bum. Nie ma go.
Będąc najstarszym z rodzeństwa, nie miałem wyjścia, musiałem stanąć na wysokości zadania i zająć się rodzinnym interesem, moją mamą, czwórką młodszych braci i małą siostrą. Sześć par oczu wpatrzonych we mnie i czekających, aż nas wszystkich poskładam do kupy. To zdarzyło się na dwa miesiące przed wielkim przełomem zespołu, pierwszą większą trasą koncertową i umową z wytwórnią. Musiałem opuścić zespół, który ja, Asher i Ember założyliśmy kilka lat wcześniej, i patrzeć z boku, jak stają się bogatymi, popularnymi gwiazdami rocka. W międzyczasie schowałem swoją gitarę do szafy, gdzie zbierała kurz, a moje marzenia powoli się rozpływały. Przynajmniej dostałem tantiemy za to, że napisałem kilka piosenek na pierwszą płytę. Brawa dla mnie.
W mgnieniu oka zmieniłem się z szalonego muzyka żyjącego w trasie na starej walizce, ostro imprezującego, niedbającego o nic, w kogoś odpowiedzialnego.
Życie właśnie jest tak zabawne.
Wchodzę do sklepu przez tylne drzwi. Moi bracia: Tanner, Taran i Tristan są zajęci pracą w swoich obszarach. Tanner i Taran w większości zajmują się przebudową silników, a Tristan zajmuje się lakierowaniem i ostatnimi szlifami. Mamy jeszcze jednego mechanika, Sleda, który pracuje na pół etatu. Ja zwykle pracuję przy renowacji starych motocykli. Tata miał jedną sztywną zasadę, że pracujemy i sprzedajemy tylko motocykle typu cruiser – nie te do ścigania. Do tej pory pilnowałem, żebyśmy trzymali się tej zasady. Żadnych ścigaczy, żadnych skuterów. Nigdy.
Jak widać, moja mama miała małą obsesję na punkcie litery „T” i kiedy nadawała nam imiona, wybrała wszystkim dość wyjątkowe.
Mój każdy dzień w sklepie zaczyna się tak samo i jest to dla mnie najgorsza część pracy, ponieważ muszę zaszyć się w swoim biurze i przejrzeć wszystkie maile, uporać się z rachunkami i zamówieniami od klientów i ustawić plan na następny tydzień. Totalnie gardzę robotą papierkową, ale mój ojciec robił to wszystko sam, więc doszedłem do wniosku, że ja też powinienem.
Kiedy kończę już z tymi papierami, przebieram się i skupiam na roli właściciela Devils’ Wolves MC i lecznicy zwierząt – prowadzonej przeze mnie, moich braci i kilku motocyklistów. Devils’ Wolves – lecznica, powstało jakieś pięć lat temu, przez mój głęboki szacunek do dwóch rzeczy, które zaszczepili w nas moi rodzice: miłości do zwierząt i do motocykli. To i moja bezsenność przyczyniły się do tego, że wpadłem na plan, żeby zrobić coś pożytecznego w moim życiu i żeby poczuć, że mam jakiś cel.
Moja mama prowadzi w naszym mieście Wolfy’s Place, czyli schronisko dla zwierząt, które działa przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Przyjmowanie bezpańskich zwierząt, dawanie im opieki lekarskiej i adoptowanie ich jest wspaniałe, ale ja chciałem zrobić coś więcej i znaleźć zwierzęta, które były zagubione, uratować te, które były maltretowane i uprzykrzyć życie osobom, które je krzywdziły. Na przykład dupkom, którzy prowadzili podziemny klub walki psów. Albo staruszkom, które tracą rozum i przyjmują do swoich zrujnowanych domów po dwieście kotów. Okej, może nie robię krzywdy staruszkom, ale odwiedzam je i używam swojego uroku osobistego, żeby odebrać im te koty, zanim zaczną zjadać siebie nawzajem.
Wykorzystujemy klub, żeby organizować imprezy charytatywne i przejażdżki motocyklami. W ten sposób zbieramy pieniądze, które pozwalają nam dalej się utrzymywać, a część z tych pieniędzy przeznaczamy do Wolfy’s Place. Więc jest to obopólna korzyść.
Praca w naszym rodzinnym interesie sprawiła, że Tyler, mój brat, wyszedł w końcu do ludzi ze swojego domu ukrytego w lesie. Tak jak zagubione, przestraszone, maltretowane psy, on także wychodzi nocą, kiedy nikt go nie widzi i nie słyszy. Mój brat jest psychopatą. Posiada specjalną umiejętność poruszania się po lesie i bycia niewidzialnym i niesłyszalnym. Śledzenie, polowanie i łapanie są jego specjalnością, drugą po umiejętności wchodzenia i wychodzenia z domu bez robienia najmniejszego hałasu. I dzięki temu właśnie mój brat był w stanie uratować ponad pięćdziesiąt psów. I przez niego do szpitala trafiło kilkoro zwierzęcych oprawców pobitych prawie na śmierć. Powiedzieć, że on lubi zadawać ból i cierpienie, to jakby nic nie powiedzieć.
Nie widziałem go w świetle dnia od wielu lat, a przez ten czas powiedział do mnie mniej niż dziesięć słów. Komunikujemy się przez wiadomości tekstowe i spotykamy na parkingu przed schroniskiem późno w nocy, kiedy dostarcza do nas uratowanego psa lub kota.
Każdego miesiąca przesyłam na jego konto bankowe jakąś sumę pieniędzy. Po części dlatego, że zasługuje na zyski z naszego rodzinnego biznesu, a po części dlatego, że ponoszę odpowiedzialność za to, co mu się przydarzyło.
Chowam głęboko w sobie tę myśl, razem z innymi moimi błędami i żalem.
Nagrania z kamery z zeszłej nocy nie wyłapały nic na ulicach, moje pułapki z jedzeniem też są nietknięte. Kilka tygodni temu widziano utykającego psa przeczesującego teren przy rzece. Kamera zarejestrowała jego obecność, gdy obwąchiwał klatkę i chciał wejść do środka, by zjeść zostawiony dla niego pokarm, ale najwyraźniej musiał zostać bardzo skrzywdzony i przez to jest nieufny, bo nie zdecydował się wejść do środka. Czasami psy wolą zginąć z głodu, niż się poddać i zostać złapane, i to jest postawa, którą mogę uszanować. Wolność do tego, co chcemy robić, nawet przez krótką chwilę, może być warta tego bólu i cierpienia, które musimy znieść, by ją dostać.
Gdy właśnie mam zamiar wyjść do sklepu i zacząć prawdziwą pracę, dzwoni moja komórka.
Lisa.
Przesuwam palcem po ekranie i przykładam telefon do ucha.
– Tak?
– Domyśliłam się, że jak ja do ciebie nie zadzwonię, to ty w życiu się nie odezwiesz.
Ma absolutną rację. Ja się nie uganiam. Jeśli wybierasz, że wychodzisz tymi drzwiami, to możesz iść i się nawet nie odwracać.
– Sama mówiłaś, że nie mam za dużo do powiedzenia. Pamiętasz?
– Tor, staram się. Słyszałam, że wczoraj byłeś z Sydni. Znów jesteście razem?
– Nie byłem z Sydni. Byliśmy w domu u Ashera z dwudziestoma innymi osobami. Nie poszedłem tam z nią ani z nią nie wyszedłem. Rozmawialiśmy przez kilka minut i to wszystko. Przekaż swoim detektywom, żeby nie rezygnowali ze swojej zwykłej pracy, bo w śledzeniu i donoszeniu na mnie są do bani.
Wzdycha lekko zdenerwowana, ale słyszę w jej głosie ulgę.
– Może moglibyśmy znów spróbować? Co robisz dzisiaj wieczorem?
– Po pracy zamierzam podmienić jedzenie w pułapkach na zwierzęta. Możesz iść ze mną, jeśli chcesz. Są niedaleko rzeki. Możemy tam usiąść i porozmawiać.
Jeśli ona chce rozmawiać, ja też się postaram. Prawdę mówiąc, lubię Lisę. Jest atrakcyjna, ma długie, ciemne włosy, duże oczy w kształcie migdałów i fajne ciało. Pracuje w banku, nie ma dzieci, nie imprezuje. W teorii jest doskonałym typem partnerki, z którą można się ustatkować. Jest kobietą, którą mógłbym zaprowadzić do domu mamy i nie być zażenowanym albo nie martwić się, że zaraz zacznie flirtować z moimi braćmi.
– Chodzenie po lesie z górą mięsa nie jest doskonałym pomysłem na randkę. Czy nie mógłbyś dziś tego odpuścić? Chodźmy na kolację do prawdziwej restauracji. Chciałabym chociaż raz zobaczyć cię w czymś innym niż jeansy. Jeśli sprawy pójdą dobrze, możemy wrócić do mnie… – Przerywa swój wywód, ale jej intencje są jasne.
Zamykam oczy na dłuższą chwilę. Miałem nadzieję, że się zgodzi i że chociaż raz jakaś kobieta przejdzie przez drzwi, które otwieram szeroko i wejdzie do mojego świata, żeby poznać mnie. Chcę, żeby zależało jej na mnie na tyle, żeby zaangażowała się w coś, co jest ważne dla mnie. Myślałem, że może Lisa będzie taką kobietą, zwłaszcza po jej przemowie kilka dni temu, na temat tego, jaki jestem zimny i obojętny. I oto jestem, prosząc ją o pomoc w zrobieniu czegoś, co odgrywa w moim życiu ogromną rolę, czegoś, co zbudowałem od zera i co jest dowodem mojej troski i oddania.
– Nie mogę tego zrobić, Lisa. Nie dzisiaj. Tyler ogląda na żywo nagrania z kamer albo siedzi gdzieś w lesie, zwłaszcza w weekendy, więc jeśli zobaczy jakiegoś psa w złym stanie pójdzie po niego. Muszę zostawić jedzenie, aby zwabić te biedne zwierzęta do klatki.
– Czy on nie może tego zrobić?
– Nie. Nie lubi podawać jedzenia i wychodzi tylko nocą. Jedzenie musi być położone, zanim zrobi się ciemno.
– Ale to jest głupie – odpowiada nonszalancko. – Jestem pewna, że mógłby to zrobić, gdybyś mu powiedział, że masz już plany.
Wzbiera we mnie chęć zakończenia tej rozmowy, ale Lisa nie zna Tylera ani jego historii, ani tego, dlaczego jest taki, jaki jest. Jednak jej komentarz wkurzył mnie na całego.
– Nie może. Muszę kończyć. Mam robotę.
– Jak zwykle. – Wyraźnie słyszę w jej głosie rozczarowanie i jestem pewny, że u mnie też je słychać. – Może kiedy skończysz bawić się w lesie będziesz mógł zajrzeć do mnie. Wciąż chciałabym się z tobą zobaczyć. Tylko weź przedtem prysznic, abyś nie śmierdział smarem i kurczakiem, okej?
– Tak. Tak zrobię.
Naciskam guzik zakończenia rozmowy i chowam telefon głęboko do tylnej kieszeni spodni, nie mając żadnego zamiaru pojawienia się dzisiaj w jej domu. Dzięki, ale mam w sobie to coś, co się nazywa szacunek do samego siebie. Ale tak naprawdę to jestem rozczarowany Lisą. Myślałem, że może będzie tą, która zobaczy coś pod powierzchnią mięśni, tatuaży i smaru, spojrzy ponad mój głośny motocykl, długie włosy i brudne palce.
Czeka na mnie na końcu podjazdu, w uszach ma słuchawki, potrząsa głową w rytm wydobywającej się z nich muzyki. Parkuję samochód niedaleko niej i pochylam się, żeby otworzyć drzwi po jej stronie.
– Jesteś dwanaście minut spóźniony. – Zamyka głośno drzwi i zapina pas, jeszcze zanim rzuca mi oskarżycielskie spojrzenie.
Spoglądam na nią z boku.
– Dwanaście? Naprawdę?
– Tak. Wiesz, co myślę na temat punktualności. Spóźnialstwo jest oznaką braku szacunku i sprawia, że osoba, która na ciebie czeka, ma czas, aby się zastanowić nad innymi twoimi wadami.
– Naprawdę?
– Tak.
– Jestem prawie pewny, że nie mam żadnych wad, Kenzi.
– Oprócz spóźnialstwa.
– Mogę z tym żyć. Niektórzy ludzie posiadają o wiele więcej znacznie gorszych wad.
– Tak, jak na przykład złe całowanie – potakuje.
– No, to dopiero byłoby do bani – śmieję się.
Kenzi wyjmuje z uszu słuchawki i chowa je do kieszeni.
– Nawet nie masz pojęcia.
Biedy Jason. Ten chłopak nie ma u niej szans. Kenzi będzie niezłym orzechem do zgryzienia dla potencjalnego chłopaka, ale w sumie to podoba mi się to. Zasługuje na to, żeby ktoś zapracował na jej szacunek i miłość.
Pomagała mi ustawiać kamery i pułapki z jedzeniem, od kiedy pamiętam. Gdy była młodsza, miała w zwyczaju błagać mnie o to, żeby mogła pojechać ze mną. Po wielu załamaniach nerwowych i płaczu, Ember w końcu jej na to pozwoliła. Nigdy nie przeszkadzała mi jej obecność, ponieważ zawsze poprawiała mi humor i chłonęła wszystko jak gąbka. Nigdy nie spotkałem tak mądrego dzieciaka ani tak chętnie spędzającego czas ze swoimi rodzicami i ich trzecim kołem u wozu. Czyli mną.
Wzdycha i spogląda przez okno, gdy jesteśmy w drodze.
– Ten pies działa mi już na nerwy. Już chyba z miesiąc dajemy mu jedzenie. Co jest z nim? Na świecie ludzie umierają z głodu, a on odrzuca świeżego kurczaka i surową wołowinę.
– Nie jest jeszcze gotowy. To wszystko.
– Może powinniśmy zacząć karmić bezdomnych. Przynajmniej oni byliby wdzięczni. Nie zrozum mnie źle. Kocham psy i chcę im pomóc, ale kurczę. No nie?
– Nie robimy tego, żeby tylko go nakarmić, Kenzi. Staramy się go uratować, wyprowadzić go z lasu i, mam nadzieję, dać mu dobry dom, zanim kompletnie zdziczeje albo umrze.
– Wiem. Po prostu on mnie już denerwuje. Chciałabym, żeby już wszedł do tej klatki. Marnuje wiele naprawdę dobrego jedzenia. Czy on nie jest głodny? Musi być. Co on tam je? – Wzdycha smutno i usuwa z twarzy włosy, które co chwilę wchodzą jej do oczu.
Wzruszam ramionami, ale intryguje mnie jej poważne zainteresowanie.
– Może wiewiórki albo inne gryzonie.
– Króliki? – pyta z przerażeniem.
– Może…
Wygląda, jakby zaraz miała się rozpłakać.
– Lepiej, żeby nie jadał królików, Tor. Albo zostawimy go tam na pastwę losu.
– Króliki są szybkie, wątpię, że złapał jakiegoś – kłamię. – Może jest wegetarianinem.
Chichocząc, włącza radio.
– Czasami jesteś takim wariatem.
Minęło piętnaście minut, zanim dotarliśmy do piaszczystej drogi. Stąd musimy udać się do rzeki, zaparkować samochód i resztę trasy pokonać pieszo. Zabieram z tylnego siedzenia małą lodówkę wypełnioną świeżym mięsem, a Kenzi bierze swój plecak i prowadzi nas do pierwszej klatki. Zakładamy jednorazowe rękawiczki, aby usunąć stare mięso i wrzucić je do worka na śmieci i znów wypełniamy klatkę jedzeniem. Sprawdzam kamerę nocną, aby się upewnić, czy nadal działa, podczas gdy moja towarzyszka wyciąga z plecaka małe pudełko owinięte w brązowy papier i kładzie je na klatce.
– Książka. Myślę, że mu się spodoba – mówi, kiedy zauważa, że się jej przyglądam.
Potakując, wyciągam rękę i chwytam ją za dłoń, po czym wspinamy się po przewróconym drzewie, aby dotrzeć do kolejnej klatki. Kenzi lubi zostawiać prezenty dla Tylora. Dała mu książki, płyty CD, małe posążki. Widziałem nieraz na filmach z kamery, jak je znajdował. Trzymał je w rękach przez bardzo długi czas, po prostu się w nie wpatrując, czasami przesuwając po nich palcami, po czym chował podarunek do kieszeni kurtki. Nie muszę jej pokazywać tego, co widzę na kamerze, żeby widziała, że jest jej za to wdzięczny, ponieważ ona o to nie dba. Ona chce tylko dawać. Wiele dla mnie znaczy to, że mimo, że od dawna go nie widziała, ciągle o nim pamięta.
Dwoje moich najlepszych przyjaciół podarowało mi trzecią najlepszą przyjaciółkę. Kenzi odziedziczyła wszystkie najlepsze cechy swoich rodziców. Po ojcu jest filozofką i marzycielką, z tym swoim „chcę wszystkich naprawić”, a po mamie ma radość, wolność i bezproblemowość.
Ostatnio zacząłem się zastanawiać, jak ona postrzega mnie. Teraz, kiedy jest starsza, jestem pewny, że nie widzi we mnie bohatera, który ociera jej łzy i przynosi jej do domu króliczka, tak jak wtedy, kiedy była mała, i trochę za tym tęsknię. To było fajne uczucie, mieć obok siebie taką małą istotkę, która myśli, że jestem kimś, kto potrafi wszystko naprawić.
Po sprawdzeniu drugiej klatki, przechodzimy obok drogi prowadzącej dalej i siadamy na wielkim kamieniu leżącym przy rzece. Kenzi przez kilka minut wpatruje się w wodę, po czym wyciąga z kieszeni monetę i uśmiecha się do mnie szeroko, zanim rzuca ją do wody. To stało się taką naszą małą tradycją – wypowiadanie życzeń.
– Co sobie życzyłaś? – pytam.
– Drogowskazu.
Zwężam oczy i patrzę na nią zdezorientowany.
– Drogowskazu? Do czego?
– Mojej przyszłości.
Kręcę swoją monetą między palcami. Nie mogę rzucić swojej, zanim nie porozmawiamy o jej życzeniu. Taka jest zasada.
– Nie jestem pewna, co powinnam robić, Tor.
– To proste, aniołku. Rób to, co chcesz.
– Ale to nie jest takie proste. Myślę, że nie chcę iść do college’u.
– Więc nie idź. Twoich rodziców nigdy nie obchodziło to, czy pójdziesz na studia, czy nie. To nie jest dla nich ważne. Chcą tylko, żebyś była szczęśliwa.
Przygryza wargę.
– Wiem. Tata mówi, że mogę robić to, co najbardziej mnie uszczęśliwia i powoduje mój „spokój ducha”, jak to nazwał.
– On naprawdę tak uważa, Kenzi. Oczywiście z rozsądkiem. Nie możesz na przykład zostać striptizerką.
Uśmiecha się lekko, wciąż tkwiąc w swoim poważnym nastroju. Dotyka swoim różowym butem mojego czarnego buta.
– Podobał mi się modeling, którym zajmowałam się wcześniej, ale tak naprawdę nie chcę tego robić w swoim życiu. Kocham pisać, jak moja babcia. Ale znów, nie wiem, czy mogłabym to robić codziennie, przez całe swoje życie. Kocham też kaligrafię, ale niewiele jest osób, które zapłacą za odręcznie napisane zaproszenia na ślub albo podobne rzeczy.
– Możesz pracować trochę jako modelka, trochę pisać i trochę kaligrafować. Nie musisz robić tylko jednej rzeczy. Możesz robić wiele rzeczy. Może z czasem uzmysłowisz sobie, co chcesz robić. Nie musisz od razu dokładnie planować swojej zawodowej przyszłości. To dość poważne rozmyślania, jak na osobę w twoim wieku.
– Wiem. Czuję po prostu, że potrzebuję jakiegoś celu, czegoś, do czego będę dążyć. Inaczej czuję się zagubiona.
– To ma sens.
Odsuwa włosy z twarzy.
– Czy mogę powiedzieć ci, czego chciałabym najbardziej?
– Oczywiście.
Waha się, zanim mi odpowiada, oczy spuszcza w dół.
– Chciałabym wyjść za mąż i mieć rodzinę. Chciałabym mieć mały, uroczy domek – nie taki wielki, jak ma tata. Coś małego i przytulnego, z werandą, skąd mogłabym patrzeć na dzieci bawiące się z psem.
– Psa też? – droczę się.
– No jasne. I chcę gotować kolacje, które razem z rodziną zajadałabym przy stole, a potem mąż przytulałby mnie na kanapie. Chciałabym, żeby to była moja przyszłość, Tor. Nie chcę mieć „pracy”. – Pokazuje palcami cudzysłów, by bardziej zaakcentować to słowo. – Chcę spędzać cały swój czas, kochając swoją rodzinę. I bardzo bym chciała udzielać się jako wolontariuszka w schronisku dla zwierząt twojej mamy. To sprawia, że raduje mi się serce. – Spogląda na mnie, próbując zgadnąć, co o tym myślę. – Czy to wszystko jest głupie? Czy to jest za bardzo w stylu lat pięćdziesiątych, aby marzyć o tym, żeby wyjść za mąż i mieć dzieci?
Śmieję się, ale głównie po to, żeby ukryć fakt, że mnie całkowicie zatkało. Opisała dokładnie to, co Ember powiedziała mi pewnej nocy, gdy długo ze sobą gadaliśmy, a Asher już spał. Nie chciała już dłużej życia w zespole. Chciała, żeby byli już razem w domu z Kenzi, a nie ciągle w drodze, daleko od siebie. Wspominała nawet, że marzy o kolejnym dziecku, ale najbardziej pragnęła, żeby wszyscy w końcu byli razem i szczęśliwi.
Przełykając z trudnością ślinę, przysuwam się do Kenzi trochę bliżej.
– W ogóle nie myślę, że to głupie, aniołku. Tak naprawdę, myślę, że twoja mama czuwa nad tobą i pomaga ci wybrać twoją drogę. – Czekam, aż się odsunie i mnie uciszy, ponieważ to właśnie robi, kiedy rozmawiamy o Ember w czasie teraźniejszym. Kenzi może rozmawiać o swojej mamie w czasie przeszłym, ale nie teraźniejszym albo w przyszłym. Tym razem mnie zaskakuje, unosi wysoko głowę, szeroko otwiera oczy i spogląda na mnie.
– Naprawdę? Myślisz, że chciałaby tego dla mnie?
– Zdecydowanie.
Kiedy się uśmiecha, widzę w jej oczach łzy.
– Czuję się przez to trochę lepiej. Chloe myśli, że to głupie i że nikt już nie chce być żoną ani matką. A przynajmniej nie jako ich główny cel w życiu.
– Zrób coś dla mnie. Przestań słuchać Chloe i zacznij słuchać swojego serca.
Zarzuca mi ręce na szyję i mnie przytula.
– Zawsze sprawiasz, że czuję się lepiej – szepcze mi do ucha. – Nieważne co, ale ty zawsze mówisz te odpowiednie słowa.
Kiedy mnie nie puszcza, obejmuję ją ramionami i odwzajemniam uścisk.
– Staram się – odpowiadam cicho, a moje palce dotykają końcówek jej jedwabistych włosów. Wiele razy dotykałem już jej włosów, nawet je czesałem i zaplatałem w warkocz, kiedy była mała, ale nie pamiętałem, że są takie miękkie.
Jej oddech ogrzewa moja szyję i przez chwilę wydaje mi się, że czuję jej usta na mojej skórze.
– Zawsze tak wspaniale pachniesz. Nie chcę cię puszczać – mówi z tęsknotą w głosie.
Ściskam ją mocniej, ponieważ ostatnio ona też mówi mi te wszystkie odpowiednie słowa. Nie ma takiej opcji, żeby wiedziała, że te jej niewinne komentarze, które rzuca do mnie, czasami są wszystkim, co chcę usłyszeć. Chrzanić to, jeśli nie znaczą tego, co chcę, żeby znaczyły ani że nie pochodzą od odpowiedniej osoby.
Cztery sekundy. Tyle sobie daję. A potem powoli się odsuwam.
– Twoja kolej – mówi, przypominając mi, że muszę wrzucić monetę do stawu i wypowiedzieć życzenie.
– Robi się ciemno, powinniśmy iść. – Zaczynam się poruszać, żeby zeskoczyć z kamienia, ale ona łapie mnie za rękę.
– Nie, musisz najpierw wypowiedzieć życzenie. Wtedy pójdziemy.
Potrząsając głową, wrzucam pieniążek do rzeki.
– Zadowolona? Idziemy.
Zeskakuję z kamienia i wyciągam do niej rękę, by również z niego zeszła. Chwytam lodówkę i jej plecak i zarzucam go sobie na ramię.
Ona otrzepuje sobie z tyłu spodnie.
– Czego sobie życzyłeś?
– Tego samego, co ty.
– Drogowskazu? – powtarza, kiedy idziemy dalej ścieżką. – Do czego potrzebujesz drogowskazu? Masz swój biznes i schronisko. Masz swoje motocykle i swój dom. Twoje życie jest poukładane.
– Nie jest tak poukładane, jak myślisz. Może chciałbym tego samego, co ty.
– Żony i dzieci? Ty? – mówi to takim tonem, jakby to była najbardziej szokująca rzecz, jaką w życiu słyszała.
– Tak. Dlaczego tak trudno w to uwierzyć?
Spogląda w dół na ścieżkę, kiedy idziemy.
– Nie wiem. Tak naprawdę, nie jest trudno w to uwierzyć. Ale gdybyś miał to wszystko, nie byłbyś już tak często obok. Nawet nie umiem sobie tego wyobrazić. Chyba zawsze myślałam, że to my jesteśmy twoją rodziną. – Potyka się o kamień i chwyta mnie za rękę. – Nigdy nie sądziłam, że chciałeś czegoś więcej.
Ściskam jej dłoń.
– Niespodzianka. Chciałem. Chcę.
– No cóż, w takim razie powinieneś to zdobyć. Twoje marzenia też powinny się spełnić. Nie tylko moje.
– Tak. Może kiedyś. – Wzdycham i rozglądam się po lesie. Nie jestem pewny, czy to jeszcze może się wydarzyć w moim życiu.
– W takim razie, dlaczego jeszcze nie ożeniłeś się z Sydni? Albo nie zaangażowałeś się bardziej w związek z inną dziewczyną, z którą się spotykałeś?
– Mam trudności ze zobowiązaniami.
Na jej twarzy pojawia się zniesmaczona mina.
– Masz na myśli to, że jesteś zdrajcą? To okropne.
– Nie, nie jestem zdrajcą, Kenzi. Czekam po prostu na tę jedyną, która sprawi, że wieczność nie będzie wystarczającym czasem.
– I nigdy się tak nie czułeś? Nawet z Sydni? – Strząsa ze swojej twarzy robaka. – Może to uczucie w ogóle nie istnieje.
– Myślę, że istnieje. Po prostu uważam, że czasami przeznaczenie chce nam wszystkim spieprzyć życie.
– Jak na przykład to, co się przydarzyło moim rodzicom?
– Dokładnie. Twoi rodzice mieli wszystko. Ale przeznaczenie bardzo im to wszystko pogmatwało. Nie wiem, co jest gorsze – nigdy nie odnaleźć tej jedynej osoby, czy znaleźć ją i potem ją stracić.
Mocno przygryza wargę, kiedy zaczyna o tym myśleć.
– Myślę, że stracenie tego kogoś jest gorsze niż nie spotkanie tej osoby.
– Może masz rację. Tak czy owak, po kilku miesiącach randkowania, kobiety zaczynają chcieć czegoś więcej. Zaczynają zerkać na pierścionki, mówić o dzieciach, sprowadzają swoje graty do mojej szafy. A wtedy ja się odsuwam, ponieważ nie chcę ich dalej zwodzić, rozumiesz? Nie chcę, żeby myślały, że będzie coś więcej, a wcale tak nie musi być. Ale też nie chcę ich stracić. Po prostu nigdy nie poczułem, że jestem gotowy, żeby pójść dalej. A gdy to zauważają, zaczynają być wściekłe, nazywają mnie dupkiem, a wtedy już wszystko idzie po równi pochyłej, aniołku.
Wzdycha i przez dłuższą chwilę w ogóle się nie odzywa.
– Namalowałeś przede mną smutny obraz, Tor. Ale myślę, że twoja jedyna jest gdzieś tam. Musisz ją po prostu znaleźć.
– Dzięki za ten głos pewności.
– Gdy byłam mała, mówiłam wszystkim, że za ciebie wyjdę. Pamiętasz?
– Tak. To była pierwsza rzecz, którą mówiłaś każdej mojej dziewczynie.
Zaczyna się śmiać i zakrywa sobie usta dłonią, a jej policzki robią się czerwone.
– O cholera. Przepraszam, Tor. Byłam małym wrzodem na tyłku, co nie?
Mrugam do niej z uczuciem.
– Troszkę. Przynajmniej teraz już tak nie mówisz.
– Może następnym razem, kiedy przyprowadzisz dziewczynę, powiem tak, żeby cię rozśmieszyć i zobaczyć wyraz jej twarzy – droczy się.
Nic nie odpowiadam, ponieważ jakaś część mnie chce, żeby właśnie tak zrobiła. Miło było mieć obok dziewczynę, która chciała być tylko moja i była przygotowana na walkę o moje serce. Pomimo że miała tylko pięć lat.