Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Miłość ponad wszystko czy kariera wbrew wszystkiemu?
Podczas Mistrzostw Świata w futbolu amerykańskim Eryk Lisowski zostaje poważnie sfaulowany i trafia do szpitala. To dla niego najprawdopodobniej koniec pewnego rozdziału w życiu: po skomplikowanej operacji ścięgien szanse na powrót do zawodowej gry są bliskie zera. Długi pobyt w szpitalu staje się pretekstem do przeanalizowania wydarzeń z przeszłości, które kazały mu zrezygnować z gry w wymarzonej drużynie koszykarskiej i przewartościować swoje życie. Rezygnacja z gry to jedno, ale Eryk musi jeszcze poinformować o swojej decyzji żonę, która karierze męża podporządkowała wszystko i uczyniła z niej swój cel życiowy. Jak wyciągnąć wnioski z przeszłości i nie popełnić tych samych błędów? I jak na nowo rozkochać w sobie kobietę, którą już raz niemal się straciło?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 257
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
I believe I can fly I believe I can touch the sky I think about it every night and day Spread my wings and fly away
[R. Kelly – „I believe I can fly”]
Mojemu Bratu z innych rodziców… Za wszczepienie we mnie pasji do tego sportu.
„W teorii Platona ludzie zostali stworzeni jako krągła postać posiadająca cztery ręce i nogi oraz dwie twarze na okrągłej, walcowatej szyi. Obie patrzyły w strony przeciwne z powierzchni jednej głowy. Chodziła ta postać zupełnie tak, jak dzisiejsi ludzie, do woli w jedną albo w drugą stronę. Były to ponoć bardzo silne istoty, które w pewnym momencie chciały dostać się na Olimp. Zaczęły nawet budować schody. Chcąc ich osłabić, Zeus, z pomocą Apolla, rozciął istoty na pół. Po takim rozcięciu naturalnego wyglądu ludzie zaczęli tęsknić za swoją drugą połową. Gdy spotkali kogoś podobnego do siebie, zaczynali się obejmować rękami w nadziei, że zrosną się ponownie i będą stanowić jedność. Żadne nie chciało bowiem funkcjonować samotnie. W pewnym sensie każdy z nas na którymś z etapów swojego rozwoju spotyka się z koncepcją dwóch połówek jabłka. Niektórzy szukają swojej połówki wiele lat i znajdują ją dopiero po wielu przeciwnościach losu. Inni nie mogą znaleźć jej w ogóle i umierają samotnie.
Są jednak ci, którzy mają szczęście mieć swoją drugą połówkę całe życie obok siebie. Chociaż długo nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Są zapatrzeni w siebie i nie dostrzegają, jak miłość wpływa na ich postrzeganie rzeczywistości. W końcu jednak rozumieją i zatracają się całkowicie w szczęściu, które ich w tym momencie ogarnia. Jednak los bywa przewrotny i nie daje im zbyt długo się nacieszyć miłością. Gdy ją tracą, rozsypują się, przeklinają los i zmieniają nie do poznania. Tracą jakąś cząstkę siebie. Czasem nie są w stanie już do końca życia pozbierać się po tym, co ich spotkało. Czasami jednak udaje im się zacząć na nowo żyć, ale już nie w takim samym stanie, w jakim byli poprzednio. Z bliznami po szyciu serca i ranami na duszy ciężko jest uwierzyć, że jeszcze kiedyś spotka ich szczęście i ponownie będą w stanie pokochać”[1].
Przerwałem na chwilę opowiadanie i pogrążyłem się w myślach. Tak wyglądała moja historia. Za długo szukałem wszędzie indziej i nie zauważałem mojej drugiej połówki, która cały czas była tak blisko. A gdy ją znalazłem, los okazał się przewrotny i mi ją odebrał. Od tamtej pory już nic nie było takie samo, choć nawet nie byłem tego świadomy. Za bardzo skupiłem się na odzyskaniu wiary w siebie i w to, że sport nie zdradził mnie wtedy, gdy najbardziej go potrzebowałem.
– A uda się ponownie pokochać kogoś, gdy ma się takie blizny na sercu i rany na duszy, tato? – Głos ośmiolatka przedarł się do mojej głowy. Wpatrywał się we mnie oczami tak dobrze znajomymi. Takie same miała jego mama. W sumie był jej prawie idealną kopią, nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru.
– Tak – powiedziałem. – Ale trzeba dać sobie dużo czasu i całkowicie pogodzić się z przeszłością, która nas spotkała. Choć to naprawdę jest bardzo trudne.
– A jeśli się nie pogodzimy?
– To wtedy jest bardzo ciężko otworzyć się na przyszłość.
Syn spojrzał na mnie zaskoczony. Pewnie jeszcze nie do końca rozumiał to, co mu opowiadam. Chodził dopiero do drugiej klasy szkoły podstawowej, ale zażyczył sobie historię o tym, co zmusiło mnie do przewartościowania swojego życia, więc musiałem zacząć od tego.
– Czyli że to przez swoją drugą połówkę jesteś teraz tutaj z nami? – spytał.
Zaśmiałem się. Oczywiście, że byłem tu z nimi przez moją drugą połówkę. Bo to miłość jest najważniejsza w życiu, a nie nic innego. Przez jakiś czas o tym zapomniałem, ale wreszcie odzyskałem trzeźwość umysłu i nie miałem zamiaru już nigdy z niej zrezygnować.
– Zrozumiesz, jak będziesz starszy i się zakochasz – powiedziałem z uśmiechem. – Ale tak… Nigdy nie wygrasz z prawdziwą miłością. Ona po prostu się pojawia i stawia twoje dotychczasowe życie w szachu. Choćbyś nie wiem, jak uciekał, i tak cię dogoni. Nawet gdy narobisz wielkich głupot, których będziesz ogromnie żałował, wszystko ci wybaczy.
– To mama jest twoją prawdziwą miłością?
– A to nie jest oczywiste? – Byłem zaskoczony tym pytaniem.
– Po prostu myślałem, że grę kochasz bardziej od nas i od mamy – stwierdził ośmiolatek, a moje serce zamarło.
Jak mogło do tego dojść? Co zrobiłem nie tak? Przez cały czas myślałem, że jestem dobrym ojcem i mężem. Nie spodziewałem się, że moja rodzina aż tak cierpiała z powodu moich ciągłych nieobecności w domu.
– Jak widzisz, jestem tu teraz z wami… – wyszeptałem. – I nigdy już was nie zostawię. Śpijcie spokojnie.
Opatuliłem synów kołdrami i już chciałem wycofać się z ich pokoju, gdy jeszcze zatrzymał mnie głos starszego z nich:
– Tato, kochamy cię. Cieszę się, że podjąłeś taką decyzję, a nie inną. Mama w końcu też ją zrozumie i będzie się z niej cieszyć.
Jak to było możliwe, że ośmioletnie dziecko miało w sobie tyle empatii i zrozumienia? Moja żona odwaliła kawał dobrej roboty, wychowując naszych synów. Teraz była moja kolej, aby zapewnić im wzór do naśladowania.
Miałem nadzieję, że pierwszy krok, który wykonałem w tym kierunku, będzie na tyle znaczący, iż wybaczą mi to dłuższe zaniedbanie z mojej strony.
[1] Teoria ta jest zaczerpnięta z jednego z dialogów Platona pt. „Timajos”.
Współcześnie
– Grzesiak weicht aus und überholt einen Varg. Er läuft in die Endzone und holt einen weiteren Touchdown für die polnische Nationalmannschaft[2]!
Niemieckie słowa komentatora tłukły się w mojej głowie. Nasz cel był tak blisko. Zostało nam jeszcze dwadzieścia minut… Dwadzieścia krótkich minut i uda nam się doprowadzić drużynę do ćwierćfinałów mistrzostw świata. Spełni się marzenie nas wszystkich i będziemy mogli zacząć realizować kolejne – to o dojściu do półfinałów.
Zostało już tak naprawdę niewiele. A czas biegł niefortunnie szybko, jak to zawsze odczuwaliśmy podczas gry.
Nasz kopacz podbił punktację, umieszczając piłkę między poprzeczkami, i dzięki temu remisowaliśmy z Węgrami dwadzieścia osiem do dwudziestu ośmiu. To była naprawdę ciężka walka. Byłem zmęczony bardziej niż zazwyczaj.
Zszedłem z boiska, gdy nastąpiła zmiana formacji. Chwyciłem bidon z wodą i zacząłem rozplanowywać kolejną taktykę. Mateusz najprawdopodobniej będzie teraz bardziej kryty. Węgrzy byli bezwzględni i brutalni, w pewnych momentach za bardzo pozwalali sobie na faulowanie. Musiałem więc dopilnować, aby nic nie stało się naszemu, wrażliwszemu niż przeciętni, biegaczowi. Czułem się za niego odpowiedzialny, głównie dlatego, że łączyło nas coś więcej niż tylko zwykłe koleżeństwo sportowe. W Sokołach wszyscy tworzyliśmy rodzinę i odpowiadaliśmy jeden za drugiego. Poza tym… przez ostatni rok to on krył mnie przed wszystkimi. Nawet przed moją własną rodziną. Może gdyby tak podać na lewo, do Kacpra, naszego drugiego biegacza? Był trochę wolniejszy, ale zanim przeciwnicy się zorientują, że piłka poleciała do kogoś innego, pewnie uda mu się pokonać wystarczająco dużo jardów.
– Grają nie do końca sprawiedliwie – mruknął Mateusz, siadając obok mnie.
W dłoniach również trzymał bidon, a na jego szyi wisiał ręcznik. Ciężko oddychał. Widać było, że ten mecz zabrał mu znacznie więcej energii niż wszystkie inne do tej pory. Nie da się ukryć, że już dawno nie trafiliśmy na aż tak wymagających przeciwników.
– Pewnie oglądali nasze wcześniejsze mecze i spodziewali się, że nie będą mieć łatwo – odpowiedziałem.
My też mieliśmy w zwyczaju oglądać mecze drużyn, z którymi planowaliśmy grać, aby wiedzieć, czego się spodziewać. Nie lubiłem niespodzianek. Zawsze musiałem mieć wcześniej opracowaną jakąś strategie.
– Obawiam się, czy nie posuną się do jakiegoś niezbyt legalnego zagrania.
Spojrzałem na mojego kumpla z drużyny. Wiedziałem, że bał się nawrotu swojej choroby, a teraz miał znacznie więcej do stracenia niż poprzednim razem. Jego synek, Wojtuś, miał dopiero dziewięć miesięcy. Aneta mogłaby nie udźwignąć tego wszystkiego. I choć dobrze wiedziałem, że dostanie wsparcie od każdego Sokoła i każdej Sokółki, nie miałem zamiaru ryzykować i się w tym upewniać.
– Podam piłkę do Kacpra – powiedziałem z typową dla siebie stanowczością. – Pewnie i tak ruszą za tobą, ale jest jeszcze szansa, że jak zorientują się, że nie masz piłki, to nie będą ryzykować faulu.
– Myślisz, że to się uda? – spytał niezbyt przekonany Mateusz.
Kiwnąłem tylko głową. Nie miałem innego pomysłu, jak rozegrać akcję, aby jak najbardziej go odciążyć.
– Lisowski, Grzesiak, gotowi? To ostatnia zmiana formacji. Od was zależy wszystko.
Do naszych uszu dotarł głos trenera. Spojrzeliśmy na siebie, a następnie na niego. Zgodnie kiwnęliśmy głowami. Byliśmy wystarczająco mocno zdeterminowani, aby zakończyć wreszcie ten mecz z pozytywnym dla nas rezultatem.
Włożyliśmy na głowy kaski, zsunęliśmy kratki zakrywające twarz i wstaliśmy z ławki, aby dumnie wyjść na boisko i zająć swoje pozycje.
– Damen und Herren[3] – niemieckie słowa przebijały się przez ryki kibiców – es bleibendie letzten Minuten dieses faszinierenden Treffens. Beide Teams haben die gleiche Punktzahl. Wenn Polen also einen Touchdown erzielt, hat es eine Chance, das Spiel zu gewinnen[4].
Starałem się nie myśleć o presji, która teraz na nas spoczęła. Nie dało się ukryć, że to był najważniejszy mecz w historii naszej reprezentacji. Nigdy wcześniej Polska nie zaszła tak daleko, jeśli chodzi o mistrzostwa świata. Ba, jeśli chodzi o jakiekolwiek mistrzostwa. Poprzednim razem udało nam się ją wyprowadzić z grupy, ale rozgromiła nas drużyna Szkotów. Wtedy nasz kopacz był do bani i ani razu nie udało mu się podwyższyć wygranej. Teraz mieliśmy lepszego zawodnika, więc udawało się wygrywać. I szanse, aby dojść jeszcze dalej, były naprawdę spore. Wystarczyło zdobyć ostatnie przyłożenie.
Oparłem dłonie na kolanach i spuściłem głowę. Wziąłem głęboki wdech, starając się oczyścić umysł. Podniosłem głowę i spojrzałem przed siebie. Nasze biało-czerwone stroje zajęły już pozycje. Czułem obecność Mateusza po swojej prawej stronie i Kacpra po lewej. Byliśmy gotowi.
W tym momencie rozległ się gwizdek.
Kopacz węgierski wykopał piłkę tak mocno, że doleciała do naszego dwudziestego jardu, ale szybko przechwycił ją Kacper. Ruszył przed siebie, jednak został powalony na trzydziestym piątym jardzie. Ustawiliśmy się w szyku. Spojrzałem na Mateusza i kiwnąłem mu głową. Niech myślą, że podam do niego. Taka trochę zmyłka, ale miałem nadzieję, że nam pomoże. Po raz kolejny wziąłem głęboki wdech i powoli wypuściłem z płuc powietrze. To może być ostatnie zagranie. Nie możemy teraz tego spieprzyć.
Usłyszałem gwizdek i zauważyłem, że center[5] wyrzucił do mnie piłkę. Chwyciłem ją w obie ręce i już miałem wyrzucić do Kacpra, gdy poczułem silny ból z tyłu prawego kolana. Tego kolana… Straciłem stabilność, poczułem napływające do oczu łzy. Ból był tak silny, że ledwo nad sobą panowałem. Piłka wyleciała mi z rąk. W tej chwili przestało mnie interesować, co się z nią stanie. Co się stanie z drużyną… Przed oczami pojawiły mi się obrazy z przeszłości, gdy ostatni raz czułem ten sam silny ból. I ona… Jakby jej twarz miała zabrać ode mnie całe to cierpienie. Tym razem jednak ból nie ustępował. Był coraz silniejszy.
Upadłem kolanami na murawę i poczułem, że prawe nie chce się do końca zgiąć. Sięgnąłem do niego ręką i poczułem zimny metal wbity w tył mojej nogi. Odruchowo go wyrwałem, po czym usłyszałem dziwny trzask i nadeszło jeszcze silniejsze uderzenie bólu. Nie byłem już w stanie tego wytrzymać. W tym momencie zakręciło mi się w głowie i straciłem przytomność.
[2] W całej książce wszystkie wypowiedzi dialogowe w języku obcym są zapisane po niemiecku:
Grzesiak robi unik i mija Varga. Dobiega do pola punktowego i zdobywa kolejne przyłożenie dla reprezentacji Polski!
[3] Panie i Panowie.
[4] Zostały ostatnie minuty tego fascynującego spotkania. Obie drużyny mają tę samą liczbę punktów, więc jeśli Polska zdobędzie przyłożenie, ma szansę wygrać mecz.
[5] Center (C) (środkowy) – pozycja zawodnika w futbolu amerykańskim i kanadyjskim. Zawodnik ten należy do formacji ataku i wchodzi w skład linii ofensywnej. Jego zadaniem jest rozpoczęcie akcji i podanie piłki do rozgrywającego (źródło: Wikipedia).
Dwadzieścia osiem lat wcześniej
– Wyzywamy was – powiedziałem, akcentując dokładnie kolejne słowa – na mecz koszykówki.
Siedząca obok mnie dziewczynka zaczęła się śmiać. Moi i jej rodzice wołali na nią „nasza mała blondyneczka” ze względu na jaśniutkie włosy, które zawsze miała ścinane na wysokości ramion. Na jej nosie widniały okrągłe, czerwone okulary, a w buzi brakowało jednego przedniego zęba. Była ogromnie dumna z tego, że wreszcie wypadł, i szczerzyła się do każdego, kogo spotkała.
Była rok młodsza ode mnie i dopiero we wrześniu zaczęła szkołę podstawową. Ale wiedziałem, że będzie jej szło znacznie lepiej niż mnie. Obiecała, że musi uczyć się za nas dwoje, bo przecież ja mam ważniejsze sprawy na głowie niż naukę.
Dalej wpatrywaliśmy się w film, który znaliśmy już na pamięć, a mimo to leciał podczas każdego wspólnego spotkania. Nagle Oliwia wstała, zaczęła pokazywać sukienkę, którą miała na sobie, i powtarzać fragment swojej ulubionej sceny:
– Jak lepiej? Bo mnie się wydaje, że fiolet ze złotem najlepiej pasują do mojej karnacji. – Dziewczyna zaczęła mrugać oczami jak Kaczor Duffy, a ja ryknąłem śmiechem.
Nieważne, ile razy oglądaliśmy „Kosmiczny mecz”, zawsze śmialiśmy się z tych samych momentów. Była to taka nasza tradycja.
Nasze mamy przyjaźniły się jeszcze od czasów szkolnych. Później jej mama poznała pana Jacka, a podczas jakiejś imprezy u rodziców Oliwii poznali się moi. Ale co ja mogłem wiedzieć o tych rzeczach. Miałem dopiero osiem lat.
Tak czy siak, Oliwia była w moim życiu od zawsze. Choć czasem doprowadzała mnie do szału swoim przemądrzaniem się, to była dla mnie najbliższą osobą. Chodziliśmy jeszcze do przedszkola, gdy jej obiecałem, że nigdy nie dam nikomu zrobić jej krzywdy. Wtedy ona mi obiecała, że zawsze będzie mnie kryła przed rodzicami i pomoże mi wybrnąć z każdych tarapatów, w jakie wpadnę. Choć nie łączyły nas żadne więzy krwi, to była moją siostrą.
– Ty jesteś narysowany – powiedziała Oliwia, gdy na ekranie telewizora pojawiła się kolejna z naszych ulubionych scen.
– To znaczy, że nieprawdziwy? Czy gdybym nie był prawdziwy, zrobiłbym tak… – kontynuowałem dialog, po czym zbliżyłem się do dziewczyny jak Królik Bugs do Michaela Jordana, aby ją pocałować, a ona z piskiem zaczęła uciekać.
– A bleeee!!! – krzyczała – Odejdź ode mnie! Pocałunki są obrzydliwe.
– Żebyś wiedziała – przyznałem jej rację. – Nie wiem, jak rodzice mogą to robić. Mnie chyba nikt nigdy nie zmusi do pocałowania dziewczyny. Moją miłością na zawsze pozostanie piłka.
Oliwia usiadła na kanapie i zaczęła się śmiać. Chwyciłem leżącą obok mnie poduszkę i rzuciłem w nią.
– Z czego się śmiejesz? – spytałem oburzony.
– Nie można kochać piłki – oznajmiła, nie przestając się śmiać. – To tylko przedmiot.
– Można. Ja będę zawodowym koszykarzem jak Michael Jordan i będę tylko grał. Nie będę miał czasu na kochanie nikogo innego.
Nie wiedzieć czemu te słowa jeszcze bardziej rozśmieszyły Oliwię. Leżała już na plecach i przyciągała nogi do brzucha z tej całej radości.
– Przecież ty jesteś za niski – stwierdziła, gdy w końcu przestała się śmiać. Po czym usiadła i spojrzała na mnie bardzo poważnie. – Z tym twoim wzrostem to raczej nie dostaniesz się do żadnej drużyny.
– Ale ja jeszcze urosnę! – Po raz kolejny się oburzyłem. – Spójrz na mojego tatę, jaki jest wysoki. Na pewno będę taki jak on, gdy dorosnę. To ty raczej na zawsze zostaniesz mała, bo dziewczyny nie rosną wyższe od swoich mam, a twoja jest niska.
– Nie mów tak, wcale nie jestem mała!
– Jesteś!
Oliwia pokazała mi język i naburmuszona usiadła z powrotem przed telewizorem. Kolejne kilka minut oglądaliśmy film w ciszy, gdy w końcu dziewczyna nie wytrzymała.
– Naprawdę zawsze będę już taka mała? – spytała smutno. – Nie chcę być cały czas najniższa w klasie.
Westchnąłem. Były chwile, takie jak ta, gdy sprawiała, że było mi po prostu głupio z powodu mojego zachowania. Rodzice kilka razy przeprowadzali już ze mną rozmowy na temat tego, że jestem dla Oliwii wzorem do naśladowania. Pierwsza z nich była wtedy, gdy miałem cztery lata, a Oliwia zaczęła powtarzać dosłownie wszystko, co mówiłem i robiłem. Strasznie się tym wkurzałem, ale rodzice powiedzieli, że ona się teraz wszystkiego ode mnie uczy, bo jestem jej najbliższy. Dzięki temu poczułem ogromną dumę i odpowiedzialność za nią. Wspomnieli też wtedy, że Oliwia jest wrażliwa i że czasem będę musiał ją pocieszać, bo prawdziwy mężczyzna dba o kobietę, nawet kiedy ona doprowadza go do szału. A ja chciałem być przecież prawdziwym mężczyzną.
Usiadłem obok niej, aby wyraźnie mnie słyszała.
– Nie będziesz zawsze mała – powiedziałem, splatając palce jej dłoni ze swoimi. – Po prostu mnie zdenerwowałaś i chciałem ci zrobić przykrość. Myślę, że będziesz idealnego wzrostu dla siebie.
Na jej twarzy pojawił się gigantyczny uśmiech, a w oczach zabłyszczały iskierki, gdy się we mnie wpatrywała.
– A ja myślę, że będziesz świetnym koszykarzem – wyznała. – Już teraz trafiasz do kosza na boisku szkolnym, więc jak będziesz jeszcze więcej trenował, to masz duże szanse dostać się do drużyny.
Kłótnie między nami nigdy nie trwały długo, bo po prostu nie potrafiliśmy się na siebie obrażać. Oliwia położyła głowę na moim ramieniu i dalej oglądaliśmy film.
Chwilę później do pokoju weszła jej mama.
– Oli, zbieramy się – powiedziała.
– Ale jeszcze film się nie skończył – jęknęła z niezadowoleniem dziewczyna.
– Przecież znacie już ten film na pamięć. Nic się nie stanie, jak raz nie obejrzycie go do końca.
– Ale…
Łzy napłynęły Oliwii do oczu. To była jedyna rzecz, której nie mogłem znieść. Jej płacz. Gdy tylko widziałem, jak płacze, a zdarzało się to niestety naprawdę często, coś po prostu we mnie zamierało. Nienawidziłem tego uczucia, więc starałem się robić wszystko, aby w mojej obecności dziewczynie nigdy nie zdarzało się wylewać łez.
– Zróbmy tak – odezwałem się – ja wyjmę teraz kasetę i nie obejrzę tego filmu już nigdy bez ciebie. A następnym razem, jak przyjdziesz, to włożymy kasetę z powrotem do magnetowidu i uruchomimy od tego momentu, na którym skończyliśmy oglądać.
Dziewczyna patrzyła się na mnie wielkimi, mokrymi oczami i zastanawiałem się, co zrobiłem nie tak. Przecież to był dobry pomysł. Przynajmniej mama Oliwii uśmiechała się do mnie z wdzięcznością, więc jej się chyba podobał.
– Ale obietnica na paluszek? – Dziewczyna podniosła w moją stronę swój mały palec prawej ręki.
Poczułem ulgę i splotłem mój mały palec z jej. Gdy się uśmiechnęła, podszedłem do magnetowidu i wyjąłem kasetę. Następnie schowałem ją do pudełka i odstawiłem na półkę z innymi.
– Pamiętaj, że obiecałeś – mruknęła Oliwia, zakładając buty na nogi.
– Czy kiedyś nie dotrzymałem złożonej ci obietnicy? – obruszyłem się.
Jak w ogóle mogła wątpić w moją uczciwość? Byłem pewien, że gdyby zażyczyła sobie gwiazdkę z nieba, to najpierw bym ją wyśmiał, a później zastanawiał się, jak by tu ją dla niej ściągnąć. Przecież musiał istnieć na to jakiś sposób.
– Wierzę ci – powiedziała pewnie. – Zawsze będę ci wierzyła, Eryku.
Na mojej twarzy pojawił się gigantyczny uśmiech, a serce zalała mi fala ciepła.
A ja zawsze będę cię chronił, Oliwio – pomyślałem, gdy tylko zamknęły się drzwi.
Współcześnie
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Droga Czytelniczko,
serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu WydawnictwoAMARE. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmentów powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.
Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!
Zespół
Nakładem wydawnictwa Amare ukazała się również:
CZY DASZ SIĘ PORWAĆ ZAKAZANYM UCZUCIOM?
Mateusz to wschodząca gwiazda futbolu amerykańskiego. Pewny siebie, charyzmatyczny i przystojny, z łatwością zdobył serca kibiców. Jednak niewiele osób wie, że mężczyzna od narodzin cierpi na nieuleczalną chorobę, a jeden wypadek na boisku wystarczył, by z jego pamięci ponownie zaczęły ulatywać słowa. Zbliża się ważny mecz i walka z czasem, by mężczyzna mógł zagrać. Właśnie wtedy na jego drodze pojawia się Aneta – najlepsza neurologopedka w mieście, która ma mu pomóc zatrzymać chorobę. Kobieta widzi w nim coś, czego nie dostrzegł nikt inny, a każde kolejne spotkanie zbliża ich coraz bardziej do siebie i podsyca rodzące się uczucia.
W przygotowaniu:
Rozgrywający
ISBN: 978-83-8313-586-1
© Anne Marie i Wydawnictwo Amare 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt
jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu
wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Redakcja: Beata Kostrzewska
Korekta: Magdalena Brzezowska-Borcz
Okładka: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek