Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 280
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
– Wiedziałem, że nie można ci ufać!
Usłyszałam krzyk, a zaraz potem głośny huk.
Otworzyłam oczy i gwałtownie uniosłam się na łokciach. Omiotłam wzrokiem przestrzeń, by zorientować się, gdzie jestem i co właściwie się wydarzyło. Nie wiem, jakim cudem znalazłam się w moim hotelu, na dodatek w apartamencie 365B. To był pokój, z którego zawsze korzystaliśmy z Simonem.
Naprawdę zemdlałam?
Później pieprzony Simon musiał zaaplikować mi coś na sen albo, co gorsza, coś z mojego towaru. Byłam wtedy w takim szoku, że dostałam histerii. Kiedy słyszałam swoje imię, traciłam świadomość, jakbym się odcinała. Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz coś takiego mi się przydarzyło. Skrzywiłam się na tę myśl i pomasowałam skronie. Tak mocno wbiłam palce w czoło, że miałam pewność, że zrobię w nim dziurę.
Znowu trzask, dodatkowo doszedł do mnie odgłos tłuczonego szkła.
– Nie mówiłeś, że ona z tobą pracuje!
– Nie pracuje! Ona, kurwa, tym rządzi! Jest pieprzoną królową!
To był głos Simona, a drugi należał do…
Ja pieprzę.
Zakryłam rękami twarz.
Mój Tobias, moja miłość. Facet, za którym tęskniłam każdego dnia. Ojciec mojego dziecka. Mężczyzna, który jako jedyny zawładnął moim sercem, umysłem i moją duszą, żył i w pokoju obok właśnie krzyczał na mojego wspólnika, który – jak zrozumiałam z tego, co przed chwilą usłyszałam – coś wiedział.
W mojej głowie zapanował taki chaos, że miałam pewność, iż jeszcze chwila, a mózg mi eksploduje. Próbowałam poukładać elementy układanki, ale nic do niczego nie pasowało. Na dodatek okropnie mi się kręciło w głowie.
– Zaraz cię zajebię! – Kolejny krzyk.
Ktoś mnie oszukał, przez cały czas ktoś mnie oszukiwał. Byłam przekonana, że mężczyzna, ten piękny mężczyzna, nie żyje. Że straciłam go na zawsze. Po jedenastu latach okazało się, że tkwiłam w błędzie. Jego widok zatrząsł całym moim światem. W mojej głowie z prędkością światła pojawiały się pytania, na które nie znałam odpowiedzi. Nie lubiłam tego uczucia. Nie lubiłam nie mieć nad czymś kontroli, a w tej chwili ziemia niebezpiecznie wirowała, a serce biło jak szalone – nie pamiętam, kiedy było tak żywe.
Wszystko, co zawsze wypierałam z pamięci, zaczęło stawać się realne.
Przez tyle lat cierpiałam; myślałam, że straciłam wszystko, a kiedy od nowa zebrałam się do kupy i odbudowałam swój roztrzaskany świat, on wraca do mojego życia, jak gdyby nic się nie stało.
Targały mną mieszane uczucia: szczęście, ulga, frustracja, ale też – ostatnio najbardziej mi znany i wierny – gniew. Tak obecnie radziłam sobie z niechcianymi emocjami. Furia, gniew, obojętność, odcięcie uczuć.
Właśnie tak, Sabatia. Musisz być wściekła. Nikt nie będzie tak z tobą pogrywać. Nie jesteś już dziewczynką, jesteś kobietą, królową imperium. Zahara wystraszona malarka odeszła, nie ma jej.
Dosyć tego!
Wstałam z łóżka i kilka razy nabrałam głęboko powietrza. Mimowolnie potarłam opuszkami palców moje biodro, na którym znajdował się tatuaż. Rozejrzałam się, czy gdzieś leży moja broń, lecz nigdzie jej nie było. Niedobrze.
Kolejne krzyki i łoskot.
Zrobimy mały show.
Szybko zdjęłam sukienkę. Pod nią miałam swój najbardziej seksowny zestaw: czarny koronkowy stanik, stringi w tym samym kolorze, podwiązki, a do tego cieniutkie pończochy. Wsunęłam na stopy louboutiny, nasłuchując krzyków, po czym podeszłam do lustra i spojrzałam na swoje odbicie. Wyglądałam naprawdę kusząco i seksi.
To teraz się zabawimy.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się do pomieszczenia, z którego dochodziły krzyki. Na korytarzu ujrzałam Roko, który bardzo się starał ukryć szok, kiedy zobaczył mój strój. Słabo mu to wychodziło.
– Broń – warknęłam i wyciągnęłam do niego rękę.
Widział, że nie jestem w humorze, a przyczyna mojego gniewu znajduje się za jego plecami. Odchylił marynarkę i wyjął z kabury swojego ulubionego Rugera LCR.38. Dosłownie wyszarpałam mu go z dłoni, a potem gwałtownie pociągnęłam za klamkę.
Przedstawienie – czas, start!
Mężczyźni jak na komendę odwrócili głowy w moją stronę i przestali się szarpać. Kiedy mnie zobaczyli, obaj zamarli z otwartymi ustami.
Przenosiłam wzrok z jednego na drugiego, wypychając do przodu piersi.
Nacieszcie oczy.
Auć! Simonka chyba czołg rozjechał. Jego twarz znajdowała się w całkowitej rozsypce: rozwalona warga, podbite oko i kilka zadrapań, natomiast mój Tobias, ciągle nazywałam go swoim, był bez skazy. Z tą swoją zaciętą miną wyglądał tak dobrze, że mój zdradziecki żołądek robił fikołki, a serce o mało nie eksplodowało. Nic się nie zmieniło. Próbowałam nie dać po sobie poznać, jak bardzo poruszał mnie jego widok. A tak naprawdę nogi miałam jak z waty. Nie pomagał mi również jego wzrok, którym mnie pożerał; w jego spojrzeniu widziałam również ogromną tęsknotę. Spojrzenie Simona było bardziej zaborcze, jakby był wściekły. Chyba oszalał. Zaraz ich obu zabiję, jeśli nie dowiem się, o co tu, do cholery, chodzi.
Wyciągnęłam broń i wymierzyłam ją w pierś Simona, a zaraz potem wycelowałam ją w Tobiasa, i tak na zmianę, jakbym bawiła się w wyliczankę.
– Co? Zobaczyliście ducha? – warknęłam. – A może ktoś powstał z martwych? Aaa, przepraszam – odpowiedziałam sarkastycznie na swoje pytanie. – Ja nie zmartwychwstałam, ty jedynie uśpiłeś mnie jakimś gównem. – Mój głos był ostry jak brzytwa. Wymierzyłam spluwę w głowę Simona. – Tym razem cię zabiję!
Tobias na moje słowa wybałuszył oczy.
Dziewczyna, którą znał, już nie istniała. Tak wiele się zmieniło. Przez jedenaście lat nosiłam ogromną dziurę w sercu, bo myślałam, że on nie żyje. Brakowało mi łez, ale wewnętrznie opłakiwałam go każdego dnia. Gdzie był, kiedy go potrzebowałam? Co robił? Gdzie mieszkał? Może miał rodzinę? Może był szczęśliwy? Mogliśmy razem dzielić to szczęście. Tyle zmarnowanych lat. Na tę myśl zakłuło mnie w cholernym mostku. Tak bardzo chciałam po prostu rzucić się mu w ramiona i nigdy nie puścić, przelać na niego wszystkie emocje i uczucia, które się we mnie kłębiły, a potem pojechać z nim w stronę zachodzącego słońca i zapomnieć o całym tym gównie, które przeżyłam, kiedy go przy mnie nie było. Ale na to było już za późno, o wiele za późno. Zahara by tak zrobiła, ale nie Sabatia. Sabatia załatwiała takie rzeczy przemocą. Tego nie dało się wymazać pstryknięciem palców. To wszystko było zbyt bolesne. Jednak i tak…
– To nie tak, kochanie – odezwał się spanikowany Simon i rozłożył szeroko ręce, na co Tobias skrzywił się tak mocno, jakby miał zaraz wypluć wnętrzności. Może nadal coś do mnie czuł?
– Uważaj, nie jestem żadnym twoim kochaniem! – krzyknęłam i ciągle celowałam do nich z broni. – Macie pięć sekund, żeby powiedzieć mi prawdę, inaczej zrobię z waszych mózgów pierdolony krwawy witraż!
Na Simonie nie robiło to wrażenia, bo dupek znał mnie aż za dobrze, lecz Tobias wyglądał na kompletnie oszołomionego.
– Od kiedy wiedziałeś?! – zapytałam Simona przez zaciśnięte szczęki.
– Najpierw daj mi to wyjaśnić, skarbie.
Nie wytrzymałam i nacisnęłam na spust, kula przeleciała nad jego głową i trafiła w ścianę.
– Pojebało cię, Zahara! Jesteś w hotelu.
– W moim hotelu! Zadałam ci pytanie! – krzyknęłam. – Zaraz skończysz martwy. Wiesz, że ja nigdy nie pudłuję! Sam mnie tego nauczyłeś, Simonku!
– Od jakichś trzech dni! – odpowiedział, ale wyglądał na zrezygnowanego.
– Ach, to teraz rozumiem, co miały na celu te twoje ckliwe gadki!
– Chciałem się upewnić, że…
Przerwałam mu i po raz drugi nacisnęłam na spust. Tym razem kulka ledwo ominęła jego bark.
– Kurwa! Zaraz przyjedzie policja. Jesteś żoną burmistrza – zawołał Simon i spojrzał znacząco na Tobiasa, który zacisnął szczęki.
– W tej chwili mam to w dupie! A zresztą wszystkich mam w kieszeni! Więc jak cię zabiję, to nawet spalą dla mnie twoje ciało.
– Jesteś wściekła, ale wcale tak nie myślisz, Zahara. Gdybyś chciała mnie zabić, już dawno byś to zrobiła. Dla ciebie nie ma do trzech, jest pieprzone raz. To złota zasada twojego ojca.
Dupek miał rację i nienawidziłam go za to. Wspomnienie ojca i rodziny wciąż cholernie bolało.
– Ciągle nie odpowiedziałeś. – Niemal plułam tymi słowami, patrząc na piękną, surową twarz Rejesa, który przyglądał się tej scenie z mordem w oczach.
W mojej głowie pojawiły się wizje jego z jakąś kobietą, bo jeżeli żył, pewnie jakąś miał. Na tę myśl prawie para buchnęła mi z uszu. To było chore, ale byłam w tej chwili tak bardzo zazdrosna, że nie myślałam logicznie.
– Sam w to nie wierzyłem. Nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi, ale dowiem się. – Niebieskooki spojrzał na Tobiasa, następnie na mnie.
– Jesteś z nim? – zapytał mnie Rejes z jadem w głosie. Jego wzrok przeszywał mnie na wskroś. Bezwstydnie lustrował moje całe ciało.
Ja również pieprzyłam go spojrzeniem, tak jakby Simona w ogóle tu nie było.
Zaczęła drżeć mi dłoń. Znowu wrócił stan odrętwienia, który za wszelką cenę chciałam zwalczyć. Patrzyłam na żywego, cholernie przystojnego Rejesa i w jednej chwili pragnęłam go zabić, a w drugiej pocałować i kochać się z nim bez końca. Czy miało znaczenie, kim teraz był, gdzie przebywał? Pomimo upływu lat nigdy nie przestałam go kochać. Moja miłość do niego nigdy nie ustała.
– W końcu zaczęłam budować od nowa swój świat, a ty pojawiasz się jak gdyby nigdy nic i masz czelność pytać mnie, czy jestem z pieprzonym Simonkiem? Może lepiej zapytaj mnie, ile razy dziennie się pieprzymy? Jasne, pewnie, po co pytać, jak przez te wszystkie lata dawałam sobie radę? Jak każdy dzień był pierdoloną torturą! – krzyknęłam.
Żal i rozgoryczenie rozsadzały mnie od środka. Rzuciłam broń na podłogę, a później zaczęłam się szarpać za włosy. Myślałam, że oszaleję, że wyrwę je z cebulkami.
Zobaczyłam na jego twarzy ból. Nie podobał mi się ten widok. Cierpiał, a to była ostatnia rzecz, której chciałam. To było cholernie dziwne, ale odczuwałam jego smutek, jakbyśmy byli jakoś połączeni.
– Tak, przede wszystkim chcę wiedzieć, czy z nim jesteś. – Znowu przybrał tę swoją surową minę.
No nie wierzę! Nic się nie zmienił. Nie odpowiedział na żadne pytanie. Nadal niczego nie zdradził.
Pokręciłam głową. Nie dowierzałam.
– No tak, cały Rejes, a może Nate Holder? Jestem żoną Daniela Mattsona! Nazwisko się zgadza, więc czy to ważne? – wysyczałam z goryczą. – Ale pewnie już wszystko wiesz, skoro jestem w każdej gazecie!
– Dla mnie bardzo ważne. Odpowiedz na moje pytanie, a później znikam z twojego życia. Zapomnisz, że w ogóle kiedykolwiek się w nim pojawiłem.
Jego słowa sprawiły, że coś we mnie pękło.
Nie pozwolę mu odejść.
Nawet jeśli kogoś miał, gówno mnie to obchodziło. Był mi przeznaczony, a teraz coś sprawiło, że do mnie wrócił. Ten facet należał i nadal należy do mnie.
– Nie! Nie! Nie! – krzyczałam. Na każde jego słowo odpowiedź brzmiała cholerne „nie”!
Nie myśląc za wiele, po prostu rzuciłam się na niego, objęłam jego szyję dłońmi, a potem przyciągnęłam jego usta do swoich. Był zaskoczony i pewnie się zastanawiał, czy nie postradałam zmysłów, co pewnie było prawdą, ale pozwolił mi na to. Czułam między nami te wyładowania elektryczne, które teraz wydawały się jeszcze silniejsze niż kiedyś.
Patrzył na mnie tymi swoimi cudownymi oczami i nie wykonywał żadnych ruchów. Wyglądaliśmy, jakbyśmy brali udział w konkursie na gapienie się bez mrugania. Pachniał bosko – świeżym praniem i swoim specyficznym zapachem, od którego kręciło mi się w głowie. Nie mogłam uwierzyć, że to on.
Przyciągnął mnie do siebie w pasie tak gwałtownie, że z mojego gardła wydobył się stłumiony dźwięk.
Tobias – moja miłość. W jego silnych ramionach czułam się mała jak myszka, bezpieczniej niż w każdym innym miejscu. Miałam wrażenie, że to tylko sen. Nie chciałam się budzić, chciałam czuć jego skórę pod palcami. Poczuć się znowu jak zakochana po uszy nastolatka.
– Tobias. – Wyrwałam się pierwsza i zaczęłam dotykać go po całej twarzy.
– To ja, jestem tu. Jestem – szeptał.
– Przez tyle lat myślałam, że nie żyjesz. – Niemal dławiłam się tymi słowami. – Zostawiłeś mnie…
– Nigdy bym tego nie zrobił. – Zacisnął szczęki.
– Nienawidzę cię – wyszeptałam mu w usta i zamknęłam powieki. – Nienawidzę z całego serca – powtórzyłam. Przełknęłam gulę w gardle i głaskałam palcami jego kark. Jego skóra była taka ciepła i gładka.
Objął moje policzki dłońmi i oparł czoło o moje.
– Wiem. – Musnął ustami delikatnie moją jedną, a potem drugą powiekę. – Wiem, ślicznotko.
Na słowo „ślicznotko” omal nie zemdlałam. Tak pięknie brzmiało w jego ustach. Tylko w jego.
– Gdzie byłeś? Gdzie byłeś, kiedy cię potrzebowałam? – Uderzyłam go pięścią w pierś, a potem oparłam na niej głowę. Czułam na swoim policzku jego rozszalały puls.
– W piekle, ale właśnie z niego wróciłem i odnalazłem cię.
– Więc byliśmy w nim razem. – Po tych słowach po prostu zaatakowałam jego usta.
Nic się nie zmieniło, to był nadal mój Tobias. Mój ukochany. A ten pocałunek całkowicie mnie pochłonął. Z każdym ruchem jego języka, z każdym niemal udręczonym jękiem moje serce wyrywało się z piersi. Całowaliśmy się tak zachłannie, tak żarliwie, jakbyśmy oboje obawiali się, że to wszystko zaraz zniknie.
Przerwał nam głośny huk. Obróciliśmy głowy, ale nadal staliśmy w swoich objęciach.
Simon właśnie rozpieprzał wszystko, co się znajdowało w zasięgu jego wzroku.
– Ze mną nie chciałaś nawet spróbować! Przez tyle lat byłem przy tobie. Razem staliśmy się niezniszczalni. Przeżyliśmy taki syf, zbudowaliśmy imperium, a ty co?! – krzyknął, chwycił za stojącą lampę i cisnął nią o ścianę.
Puściłam Tobiasa i poczułam pustkę. Podeszłam kilka kroków w stronę Simona.
– Chyba się nie zrozumieliśmy, Simonku. Od zawsze ci powtarzałam, że dla mnie to tylko seks, a interesów w to nie mieszaj!
Spojrzałam na Tobiasa, i to był mój błąd. Wyglądał, jakby miał zaraz wyjść z siebie i stanąć obok. Furia w jego oczach potwierdziła, że źle zniósł moje słowa.
– Pewnie, oczywiście, jak zawsze interesy – prychnął. – Zapomniałaś tylko, że dopiero niedawno wyznałem ci, kurwa, miłość, bo cię kocham, Zahara! – Po raz drugi uderzył pozostałością lampy w ścianę.
A to niby ja robiłam hałas.
– Nigdy o to nie prosiłam! – odkrzyknęłam.
Tym razem nawet nie zerknęłam na Rejesa, który stał za moimi plecami. Na szyi czułam jego urywany oddech. Natomiast twarz Simona wyrażała ból. Nigdy go nie okłamywałam. Zawsze przedstawiałam sprawę jasno, to on zaczął wszystko komplikować tymi swoimi bzdurami.
– No jasne! – Wyrzucił ręce w górę. – Ty nigdy nie pozwoliłaś sobie na szczęście, bo od pieprzonych jedenastu lat żyjesz tylko nim, tak jakbyś wiedziała, że zmartwychwstanie! – Wycelował w Tobiasa palcem.
Zawsze tliła się we mnie taka nadzieja, a teraz moje życzenie się ziściło. Simon nie był mi do końca obojętny, jednak nie chciałam tego przyznać sama przed sobą. Wypierałam te myśli z głowy, bo dla mnie zawsze był tylko Rejes.
– A ciebie, widzę, to bardzo ubodło! Co, plany się pokomplikowały, Simonku? – wysyczałam.
Na biodrach poczułam dłonie Tobiasa, za to Simon kręcił głową z niesmakiem.
– Pojawia się niczym pierdolony duch, a ty nawet nie wiesz, co tu robi i czy właśnie nie pracuje dla kogoś, kto chce nas zniszczyć. Nic o nim nie wiemy. Jego papiery są czyste niczym łza. Nie zastanawia cię to? Skąd go tatuś wytrzasnął? Myślałem, że nikomu nie ufamy i że jesteś mądra. Nas łączy dużo więcej, z nim byłaś tylko kilka miesięcy, kiedy byłaś jeszcze gówniarą!
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo Tobias wyskoczył zza moich pleców i w ciągu sekundy powalił Simona z hukiem na ziemię. Nie mogłam na to pozwolić. Rozumiałam jego furię, ale Simon w tej chwili nie mógł zostać tak potraktowany.
Musiałam zadać ostateczny cios i miałam nadzieję, że wszystko powstrzymam.
– Nas łączy dużo więcej, Simonku? Szanuję cię bardzo, skarbie, ale chyba masz problemy z pamięcią! Nie przypominam sobie, żebym miała z tobą syna!
Pięść Tobiasa zawisła nad twarzą Simona, a on sam znieruchomiał.
– Co?! – Wyraz twarzy mojego ukochanego dał mi pewność, że o niczym nie wiedział.
Nagle w pokoju zapanowała przeraźliwa cisza.
Tobias zszedł z Simona i wstał. Patrzył intensywnie w moje oczy, jakby szukał w nich odpowiedzi. Na zmianę otwierał usta, po czym je zamykał, nie wypowiadając żadnych słów.
Podszedł i zatrzymał się kilka centymetrów ode mnie.
– Dobrze zrozumiałem? – wychrypiał głosem pełnym emocji.
Wyobrażałam sobie, co właśnie czuł.
Usłyszeliśmy głośny trzask, a potem zobaczyliśmy plecy Simona opuszczającego z wściekłością pokój.
– Tak. – Pokiwałam głową.
– To nie jest dziecko skurwiela? To mój syn? Mamy syna, Zahara? – Na jego twarzy widziałam różne emocje: szok, niedowierzanie, złość, radość. Widziałam, że nie potrafił tego pojąć.
Przez chwilę milczałam i przyglądałam się mu z zadumą. Sama nie potrafiłam uwierzyć, że to on. Że stoi przede mną cały i zdrowy. I że jest tak cholernie męski i przystojny.
– Tak. Jest twoją idealną kopią i dałam mu imię po tobie. Jest przepięknym i zdolnym chłopcem. W maju skończył dziesięć lat.
– Schowek – powiedział jakby sam do siebie.
– Schowek – potwierdziłam i przytaknęłam głową.
Zakrył rękami twarz i westchnął ciężko, boleśnie.
– Mam syna, mam syna, mam syna – powtarzał jak zdarta płyta. Musiało to do niego dotrzeć. – Dziesięć zmarnowanych lat. – Zacisnął mocno powieki.
Pomyślałam dokładnie o tym samym, ale nie to było w tym wszystkim najgorsze.
– Uważa, że nie żyję? – zapytał szeptem. Te słowa były podszyte cierpieniem.
Zamurowało mnie. Z moich ust nie wydobyły się żadne dźwięki.
Przeszłam w róg pokoju i usiadłam na wielkim, skórzanym fotelu. Skuliłam się i zakryłam rękami twarz. Nie pamiętam, kiedy czułam się tak bardzo wypompowana jak w tej chwili.
– Zahara? – Poczułam na głowie jego dłonie.
Nie potrafiłam spojrzeć mu w twarz. Nie odrywając rąk od oczu, zaczęłam mówić:
– Nosi nazwisko Mattson i myśli, że Daniel to jego ojciec. On nawet nie zna mojego prawdziwego imienia. – Westchnęłam głośno. – Nie wie o twoim istnieniu. Ten chory skurwiel nigdy nie dopuścił do siebie myśli, że to może nie być jego złoty chłopiec. Ale on jest twój, Tobias. Twój. Jest taki sam jak ty. Nawet ma twój charakter, robi takie same miny, ma ten sam piękny uśmiech. Przez długi czas nie potrafiłam na niego patrzeć, jego widok sprawiał mi ból, bo przypominał mi ciebie.
Usłyszałam, jak głośno wciąga powietrze, a potem jak chodzi. Miałam pewność, że poruszał się tam i z powrotem. Kontynuowałam:
– Ale jest jedyną osobą, która do tej pory trzymała mnie przy zdrowych zmysłach. Jedyną cząstką, która mi po tobie pozostała. On nie wie, czym się zajmuję. Myśli, że prowadzę siłownie i kluby. Jestem królową narkotykowego imperium, Tobias. Nie jestem już tą samą dziewczyną. Daniel mnie zepsuł. Całkowicie mnie zepsuł, Tobias… Nie da się mnie już naprawić. Pałam żądzą mordu i zemsty. W tej chwili mam ochotę odebrać komuś życie. Tak właśnie radzę sobie z gniewem.
Odważyłam się na niego spojrzeć. Zobaczyłam dokładnie to, czego się spodziewałam.
– Kurwa! Kurwa! Kurwa! – powtarzał i tym razem to on zaczął rzucać wszystkim po pokoju. Wbił pięść w środek plazmowego, wielkiego telewizora, po czym wyrwał go razem z kablami ze ściany i rzucił nim o ziemię.
Działałam na autopilocie, jakbym miała zaprogramowane w głowie, że muszę go dotknąć. Jakby był mi bardziej potrzebny niż tlen.
Podeszłam do niego i z całej siły objęłam go rękami w pasie, a piersiami przylgnęłam do jego napiętych pleców. Miałam wrażenie, że się uspokaja.
Musiałam go dotykać. Musiałam wiedzieć, że jest prawdziwy. Że tu jest.
– Wszystko się zmieniło, ja się zmieniłam. Ale, ale… – zacięłam się. – Jesteś tu ze mną – dokończyłam drżącym głosem. Nie miałam pojęcia, co się zaczęło ze mną dziać. Przy nim znowu czułam się jak Zahara. Zahara, która ma duszę.
Obrócił się do mnie gwałtownie i z niewzruszoną miną popatrzył w oczy. Był taki piękny, dziki, nieokiełznany, władczy, mroczny.
– Dlaczego, Zahara? – zapytał oskarżycielskim tonem. Czułam, że się wycofuje.
On tak na poważnie?
– Ty tak na serio? – Otworzyłam szeroko oczy. – A może doprecyzuj pytanie, bo chyba się przesłyszałam. Nie masz o niczym pojęcia. Nie wiesz, przez co przeszłam.
Znowu się wściekłam.
– Na razie wiem tylko tyle, że jesteś z burmistrzem, który zabił całą twoją rodzinę, a mój syn uważa go za ojca. Dodatkowo posuwa cię jego synalek, który przed chwilą wyznał ci, kurwa, miłość. Zajmujesz się czymś, czego kiedyś unikałaś jak ognia. Masz rację, nie znam tej kobiety. – Wskazał na mnie palcem.
– Masz rację, nie znasz. – Odsunęłam się od niego na kilka kroków i szybko podniosłam broń z podłogi.
Znowu mieszał mi w głowie. Przez chwilę przestałam nad sobą panować, ale odzyskałam rezon.
Patrzył na mnie, jakby przewidział mój ruch.
– Teraz ja zadaję pytania. – Wycelowałam do niego z broni.
Chyba już całkowicie mi odbiło. Celowałam w faceta, którego kochałam ponad wszystko. Nie tak to sobie wyobrażałam.
Przez chwilę świdrował mnie wzrokiem, zaciskając szczękę.
– Gdzie byłeś przez te wszystkie lata? I dlaczego teraz znowu się pojawiłeś?
– Już ci mówiłem, Zahara, byłem w piekle.
Skrzywiłam się i położyłam palec na spuście.
– Gówno prawda! – krzyknęłam.
Nie wiem, jak to zrobił, ale w ciągu sekundy wyjął mi pistolet z dłoni. Zaraz potem zostałam przyparta do ściany. Zakleszczył mi dłonie nad głową i przywarł do mnie. Zaczęłam dyszeć ciężko, czując jego ogromną erekcję, która wbijała mi się w biodro. Był podniecony, i to tak samo jak ja. Wystarczył jego dotyk, a moje ciało stawało w ogniu.
– Zabiłabyś mnie? – wychrypiał mi w usta. Mięsień na jego szyi naprężył się i uwidocznił każdą pulsującą żyłę.
Odchyliłam głowę i popatrzyłam w te szmaragdowe, hipnotyzujące oczy. Atmosfera między nami zaczęła wrzeć. Jakaś magiczna siła przyciągała nas do siebie jak magnes.
– Chyba nie miałabym szans. Nie sądzisz? – Udało mi się powiedzieć.
Był niesamowicie szybki i zwinny, nawet moi ludzie mieli z nim problem. Zawsze był świetny, ale teraz…
Jedną dłoń przeniósł na moją twarz, drugą nadal trzymał moje nadgarstki. Umiałam się bronić. Od kilku lat chodziłam na zajęcia z samoobrony, ale on był tak silny, że nie potrafiłabym mu się wyrwać. I nawet tego nie chciałam, bo pragnęłam go po prostu czuć. Byłam pewna, że zdawał sobie z tego sprawę.
– Sądzę, ale zadałem ci pytanie.
Kciukiem przejechał po mojej brodzie i spojrzał na moje usta. Widziałam, że walczył sam ze sobą, by mnie nie pocałować. Moje nogi znowu zaczęły robić się wiotkie.
– Nie potrafiłabym – powiedziałam zgodnie z prawdą.
Chyba zaczął sterować mną za pomocą jakiegoś magicznego pilota.
– Dlaczego? Wcześniej widziałem, że zabiłaś faceta z uśmiechem na ustach. Dlaczego nie miałabyś mnie zabić? Minęło jedenaście lat. Może już mnie nie znasz? Może twój wspólnik miał rację? – zapytał i musnął delikatnie wargami moje usta.
Nigdy!
– Często ma rację, ale nie w tym wypadku – powiedziałam prawie bezgłośnie. Mój głos znowu zaczął niebezpiecznie drżeć.
Na te słowa skrzywił się mocno i warknął jak dzikie zwierzę.
– Może tym razem powinnaś go posłuchać, ślicznotko – wypowiedział się szorstko, z dominacją, ale właśnie w takim Tobiasie się zakochałam.
Złożył kilka pocałunków na mojej szyi.
Ślicznotko…
– Wszystko się zmieniło, ja się zmieniłam, ale jedno nadal pozostało bez zmian…
I w tym momencie właśnie się o tym przekonałam.
– Co masz na myśli? – Złożył kilka kolejnych pocałunków, aż przeszedł mnie dreszcz.
Na widok żądzy malującej się na jego twarzy moje serce znowu wpadło w szaleńczy wyścig.
– Tobias. – Jęknęłam głośno, a on mocno wciągnął powietrze.
– Dokończ – wychrypiał i skupił wzrok na mojej rytmicznie unoszącej się klatce piersiowej. Moje sutki były twarde, bo prosiły się o jego dotyk.
Pozwolił mi wyswobodzić dłonie, więc położyłam jego rękę na swojej piersi.
Z jego gardła wydobył się nieokiełznany pomruk, a on popatrzył mi głęboko w oczy.
– Każdego dnia, od kiedy dowiedziałam się, że cię już nie ma, błagałam w myślach, żeby ta chwila nastąpiła. Żeby stał się cud i okazało się, że przeżyłeś, że Murillo kłamał. – Objęłam jego policzki dłońmi i spojrzałam na niego z czułością.
Mur, który budowałam przez lata, właśnie zaczął się kruszyć, i to tylko dzięki temu pięknemu mężczyźnie. Tylko tyle potrzebowałam. Byliśmy tylko ja i on, nic więcej.
– I jesteś tu, naprawdę tu jesteś…
Po tych słowach nakrył moje usta swoimi. Tym razem pocałował mnie namiętnie, a zarazem słodko. Nie spieszył się, jakby chciał mi przekazać wszystko, co do mnie czuł. Miałam nadzieję, że to samo, co ja nadal do niego. Moje dłonie żyły własnym życiem i dotykały go wszędzie. Jego nie pozostawały moim dłużne. Czułam każdy napięty mięsień i ten cudownie wyrzeźbiony brzuch. Był twardy jak skała, wszędzie… Jego dotyk wyczyniał ze mną takie rzeczy, których już od tak dawna nie odczuwałam. Tylko na niego moje ciało tak reagowało. Zawsze był tylko on.
– Właśnie myśl o tym trzymała mnie przy życiu – powiedział, gdy oderwał się od moich opuchniętych ust. Jego spojrzenie było zamglone. Przygryzł wargę i przez chwilę zawiesił wzrok na moim tatuażu. Zastanawiałam się, czy nadal miał swój na piersi.
– Tak, nadal go mam – wychrypiał, jakby czytał mi w myślach.
Uśmiechnęłam się lekko. Podobała mi się jego odpowiedź.
– Opowiem ci wszystko, ale nie tutaj, nie w tym miejscu. – Skrzywił się, jakby wiedział, co działo się w tym pokoju.
– Dobrze – dyszałam mu w usta i przejechałam językiem po jego dolnej wardze.
Ktoś zapukał do drzwi i wszystko szlag trafił.
– Szefowo, wybacz, że przeszkadzam, ale Orleo dzwoni do szefowej szósty raz – mówił mój podwładny przez zamknięte drzwi. – Nie oglądałem szefowej telefonu, ale szef kazał go pani przynieść. Wykonałem tylko rozkaz.
Pieprzony Simonek.
– Wejdź! – rozkazałam.
W progu pojawił się Roko. Wręczył mi telefon. I faktycznie, komórka zaczęła wyć wściekle, a na wyświetlaczu ukazało się imię mojego mężulka.
Rejes marszczył mocno czoło, patrząc na mojego człowieka.
Nabrałam głęboko powietrza i odebrałam. Roko opuścił pokój i zamknął za sobą drzwi.
Tobias obserwował każdy mój ruch z napiętą twarzą. Zdecydowanie był wściekły. Wiedziałam, że moje słowa doprowadzą go do furii.
– Tak, misiu? – zapytałam słodko i przewróciłam oczami.
Zerknęłam na ukochanego, który wygiął twarz w gniewie. Miałam rację.
– Dlaczego nie odbierasz, kurwa?! – ryknął Orleo.
Oj, chyba komuś znowu się poprzestawiało coś w bani.
– Przepraszam, misiu, ale miałam rozmowę z dystrybutorem odżywek i wyciszyłam telefon. Nie denerwuj się. Wiesz, że nie lubię, jak ktoś mi przeszkadza.
Taa, odżywek. Jeśli można było zaliczyć kokę w okrągłych pojemnikach do białka w proszku, a ecstasy do suplementów w tabletkach.
Musiałam powiedzieć, że dystrybutorem była kobieta, bo inaczej wpadłby w jeszcze większy szał. Nie mogli się kręcić koło mnie faceci. A przynajmniej nie ci, których on sam dla mnie nie wybrał. Mój mężulek nigdy nie poznał Tobiasa, więc z niczego nie zdawał sobie sprawy. O naszym młodzieńczym romansie wiedziało tylko kilka osób. Dwie z nich nie żyły.
– Gówno mnie to obchodzi! Masz zawsze odbierać mój telefon, kiedy do ciebie dzwonię, kotku! – Przez chwilę panowała cisza. Odchrząknął, a potem jego głos złagodniał. – Wiesz, że staję się przez to bardzo nerwowy, kotku, a tylko ty potrafisz mnie uspokoić. Wiesz, że jesteś dla mnie wszystkim. Nie mogę cię stracić, a kiedy nie odbierasz, bardzo się martwię. Jesteś moim życiem, kotku.
Tak mocno zacisnęłam pięści, że prawie połamałam palce.
– Oczywiście, wiem, misiu, tylko się nie denerwuj. – Dobrze, że nie widział mojej miny, bo prawie zwymiotowałam.
– Mam nadzieję, że nowy ochroniarz wypełnia polecenia – warknął. – Patrzył na ciebie?
Gdybyś tylko, kociaku, wiedział.
– Nie, nawet nie wiem, że jest obecny. Chodzi za mną jak cień. – Spojrzałam na Rejesa, który zdawał sobie sprawę, że rozmawiamy o nim. Usłyszałam, jak zgrzyta zębami.
– I bardzo dobrze. Inaczej go zabiję.
Po moim trupie.
– Za pół godziny będę pod twoją siłownią. Zrobiłem sobie przerwę na kilka godzin. Chcę dzisiaj spędzić czas tylko z tobą, kotku, bo wieczorem muszę załatwić sprawy w Santosie.
Niedobrze. Na szybko próbowałam obmyślić jakiś plan.
Milczałam. Chyba myślał, że wkurzyły mnie jego słowa. Mógł przelecieć wszystkie dziwki w tych swoich burdelach, byleby tylko nie tykał mnie.
– Wiesz, że nie musisz być zazdrosna. Mój fiut kocha tylko twoją cipkę, kotku. Gdy w nich jestem, myślę tylko o tobie. One się dla mnie nie liczą. Nie są tak wspaniałe jak ty.
– Tak, wiem, misiu. A czy możemy przełożyć to na później? Mam jeszcze jedno spotkanie – powiedziałam najsłodszym głosem.
– Czy ty mnie, kurwa, słuchałaś, kotku? Nie chcesz mnie chyba zdenerwować. Za pół godziny będę pod twoją siłownią. Nie obchodzą mnie twoje spotkania. Masz robić, co ci każę! – krzyknął, a później się rozłączył.
Pierdolony psychopata.
Zrobiłam zamach i z całej siły rzuciłam telefonem o ścianę. Kolejny iPhone poszedł się jebać. Tobias tym razem był niewzruszony. Szybko się uczył.
– Roko! – ryknęłam. – Przynieś mi nowy telefon.
Zastanawiałam się, ile jeszcze telefonów mają dla mnie w zanadrzu. Tygodniowo rozwalałam ich kilka albo i kilkanaście. Nawet nie byłam pewna. Chyba wykupili dla mnie sprzęt we wszystkich okolicznych sklepach z elektroniką.
Parę sekund później nowy telefon magicznie pojawił się w mojej dłoni.
– Zawieziesz mnie na siłownię, Roko – rozkazałam.
Musiałam wyładować na czymś lub na kimś gniew, czułam, że inaczej eksploduję.
– Oczywiście, szefowo.
Wyobrażałem sobie ten dzień na tysiąc różnych sposobów, ale to, co zobaczyłem i czego się dowiedziałem w ciągu tych kilkunastu minut, rozpieprzyło mnie doszczętnie.
Moja Zahara, moja piękna dziewczynka, stała się kurewsko seksowną kobietą. Wyglądała jak bogini. Była jeszcze piękniejsza, niż ją zapamiętałem, a nie wiedziałem, czy to w ogóle było możliwe. Jej twarz, jej ciało, jej błękitne oczy w kolorze oceanu po prostu mnie zabiły. Kiedy weszła do pokoju w tej seksownej bieliźnie, cała krew odpłynęła do mojego fiuta. I najgorsze w tym wszystkim było to, że nie tylko mi. Jebany Simon! Na samą tę myśl odchodziłem od zmysłów. Sypiała z tym frajerem, a ja miałem ochotę skręcić mu kark i w dalszym ciągu się zastanawiałem, czy jednak tego nie uczynić. Żałowałem, że nie zrobiłem tego jedenaście lat temu. Nie mogłem znieść widoku Zahary całującej Simona. Pomimo upływu lat uczucia, jakie do niej żywiłem, nie zmieniły się. Kochałem tę kobietę. To były moje usta. Ta kobieta była moja. Tylko moja! Na zawsze! Wyłącznie myśl o niej pozwalała mi przetrwać.
Od jakiegoś miesiąca obserwowałem ją z daleka. Wszędzie pojawiała się z ochroną, z Simonem albo oczywiście w towarzystwie samego pieprzonego Daniela Mattsona, który wykończył moją rodzinę – Sabat. I co wstrząsnęło mną najbardziej, mam syna, który nie wie o moim istnieniu, a Sabatia, królowa narkotykowego biznesu, rzekomo bezduszna suka, okazała się moją Zaharą. I tu sprawy pokomplikowały się paskudnie. Prawdopodobnie cały plan szlag trafił.
Wiedziałem, że to jej małżeństwo było zaaranżowane przez tego pierdolonego psychopatę, ale nie miałem zielonego pojęcia, że razem z Simonem przejmują jego biznes, a on niczego się nie domyśla. Nigdy nawet nie dopuszczałem do siebie myśli, że to ona… Bez żadnych oporów pociągała za spust, mierząc w tego pajaca. Perfekcyjnie posługiwała się spluwą, a z krążących o niej opowieści wynikało, że torturowała, szantażowała i zabijała ludzi z niebywałym okrucieństwem. Nikt nie wiedział, kim była. Była cieniem. Wszędzie miała opłaconych ludzi. Tylko nieliczni i zaufani mieli do niej dostęp. Ci, którzy chcieli sprzedać o niej informacje, albo rozpływali się w powietrzu, albo ginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Każdy na wzmiankę o Sabatii chował łeb w piach. Najwyraźniej opinia o niej nie została wyssana z palca. I ten krótki pokaz w hotelu był tego malutką namiastką. Moja dziewczynka siała pieprzony postrach na całym świecie. Za to była ulubienicą zwykłych ludzi. Meksyk ją kochał. Wspierała i dofinansowywała domy dziecka oraz różnego rodzaju placówki. Wierzyłem, że nadal posiadała ogromne serce. W Stanach była szanowaną żoną burmistrza Nowego Orleanu prowadzącą sieci legalnych działalności, które przynosiły ogromne dochody. Jako małżeństwo znajdowali się na liście „Forbesa” wśród najbogatszych i wpływowych ludzi na świecie. Jeśli dodać do tego cały nielegalny biznes, to…
– Jesteś w stanie nad sobą zapanować? – Usłyszałem jak przez mgłę, a potem ktoś szarpnął mnie za dłoń.
– Tobias, halo. – To była moja Zahara. Jej głos był jak miód na moje skamieniałe serce.
Całkowicie pochłonęły mnie rozszalałe myśli.
– Tak – odpowiedziałem krótko. Gniew wypełniał mnie na wskroś, mimo wszystko nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. W tej opinającej każdą krągłość sukience i wysokich szpilkach była zjawiskowo piękna. Rozpaczliwie jej pragnąłem. Gdyby nie przerwał nam ten jej pionek, któremu obiłem mordę, posiadłbym ją. Nic by mnie nie powstrzymało. Potrzebowałem jej. Marzyłem o tej chwili od tak dawna. Choć teraz nie podobał mi się wyraz jej twarzy. Widziałem w tych pięknych oczach mnóstwo gniewu i bólu. Chciałem dostrzec szczęście i światło, moje światło. Pragnąłem zobaczyć jej szczery uśmiech, nie ten wymuszony.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Droga Czytelniczko,
serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu WydawnictwoAMARE. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmentów powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.
Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!
Zespół
Sabatia Odrodzenie
ISBN: 978-83-8313-195-5
© Justyna Wnuk i Wydawnictwo Amare 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Amare.
REDAKCJA: Weronika May
KOREKTA: Agnieszka Łoza
OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Zaczytani sp. z o.o. sp. k.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://wydawnictwo-amare.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk