Sherlock Holmes. Pies Baskerville'ów - Arthur Conan Doyle - ebook + audiobook

Sherlock Holmes. Pies Baskerville'ów ebook i audiobook

Arthur Conan Doyle

4,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Klasyczna powieść detektywistyczna z nutką dreszczyku autorstwa sir Arthura Conana Doyle’a w wersji ilustrowanej – wymarzonej dla dzieci!

Gdy przedstawicieli rodu Baskerville’ów zaczyna prześladować ogromny czarny pies otoczony upiorną poświatą i ujadający po nocach nieopodal posiadłości, jedyną osobą, która może im pomóc, jest Sherlock Holmes! Słynny detektyw wspólnie z Doktorem Watsonem tropi bestię wśród zdradliwych bagien. Gdy w końcu rozwiązuje zagadkę, dowiaduje się przy okazji czegoś na temat ludzkiej chciwości, kłamstwa i iluzji.
Sir Arthur Conan Doyle napisał opowieść o Sherlocku Holmesie i jego pomocniku, Doktorze Watsonie, ponad 100 lat temu. Poznajcie Psa Baskerville’ów – edycję stworzoną specjalnie z myślą o młodych czytelnikach i jednocześnie wierną oryginałowi. Tej książki nie sposób odłożyć na półkę!

Maïté Schmitt urodziła się w małym miasteczku niedaleko francuskiego Strasburga, przy granicy z Niemcami. Zamiłowanie do starych kreskówek zainspirowało ją do kształcenia się w kierunku ilustracji i animacji. Zilustrowała wiele książek i stworzyła krótkometrażowy film A priori łączący jej dwie wielkie pasje: książki oraz nietoperze.

Margaret McGuire Novak jest redaktorką i autorką wielu książek. Po studiach w Kenyon College szybko odnalazła się w świecie wydawniczym. Mieszka z rodziną w Charlottesville, w stanie Wirginia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 195

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 56 min

Lektor: Arthur Conan Doyle
Oceny
4,9 (14 ocen)
12
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MLadyga

Nie oderwiesz się od lektury

Przyjemna historia dla młodszych czytelników
00
mxrtaa16

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowne
01

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jak to wszystko się zaczęło

 

 

Jak głosi legenda, ogromny pies z jarzącymi się ślepiami prześladował pokolenia rodziny Baskerville’ów zamieszkałej w angielskim miasteczku Dartmoor w hrabstwie Devon. Brytyjski pisarz sir Arthur Conan Doyle inspirował się tą starą opowieścią, pisząc trzecią i zarazem najbardziej znaną część przygód Sherlocka Holmesa, zatytułowaną Pies Baskerville’ów, którą po raz pierwszy opublikowano ponad sto lat temu.

 

W powieści sir Arthura Conan Doyle’a doktor James Mortimer przynosi do domu przy Baker Street 221 B wiadomość o śmierci sir Charlesa Baskerville’a w nadziei, że słynny detektyw Sherlock Holmes rozwiąże jej zagadkę. Holmes musi zostać w Londynie, lecz prosi swojego zaufanego pomocnika, doktora Watsona, o to, by przeprowadził śledztwo i zapewnił ochronę dziedzicowi sir Charlesa, sir Henry’emu, w posiadłości Baskerville’ów. Chociaż doktor Watson stara się trzymać z daleka od bagnistego grzęzawiska Grimpen, zaczynają się dziać straszne rzeczy: sąsiedzi dziwnie się zachowują, z więzienia ucieka niebezpieczny przestępca, a ludzie twierdzą, że nocą widzieli ganiającego po wzgórzach psa z jarzącymi się w ciemności ślepiami!

 

Jeśli ktokolwiek ma dotrzeć do sedna tej nadprzyrodzonej tajemnicy, to tylko detektyw rozwiązujący zagadki kryminalne dzięki wnikliwej obserwacji, logice i zdrowemu rozsądkowi: jedyny w swoim rodzaju Sherlock Holmes.

 

Oto skrócona, przeznaczona wyłącznie dla dzieci wersja klasycznej powieści kryminalnej pióra sir Arthura Conan Doyle’a. Gdy przyjdzie na to czas, koniecznie sięgnijcie po oryginał – jeśli starczy wam odwagi!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 1

SHERLOCK HOLMES

 

 

 

Sherlock Holmes, który zwykle wstawał późnym rankiem, o ile nie zarwał wcześniej nocy, siedział przy stole w jadalni. Wstałem i sięgnąłem po laskę, którą poprzedniego wieczoru zostawił nasz gość. Był to porządny, gruby, sękaty kawał drewna, przy końcu którego znajdowała się srebrna opaska, szeroka prawie na dwa i pół centymetra, z wygrawerowanym napisem „Jamesowi Mortimerowi, M.R.C.S.[1], od przyjaciół z C.C.H.” i datą „1884”. Takiej laski używali staromodni interniści – była porządnie wykonana i wzbudzała respekt.

– Co o niej sądzisz, Watsonie?

Holmes siedział zwrócony do mnie plecami i ani razu się nie odwrócił.

– Skąd wiedziałeś, co robię? Musisz mieć chyba oczy z tyłu głowy.

– Albo gładki srebrny imbryczek przed sobą – odparł. – Powiedz mi, Watsonie, co sądzisz o lasce naszego gościa? Skoro się z nim minęliśmy i nie mamy pojęcia, po co do nas przyszedł, pozostawiony przez niego przedmiot może nam dostarczyć cennych wskazówek. Przyjrzyj się dokładnie tej lasce i opowiedz mi o jej właścicielu.

– Sądzę – zacząłem – że pan Mortimer jest odnoszącym sukcesy lekarzem w podeszłym wieku i zapewne szanowanym, skoro dostał w prezencie tę laskę.

– Świetnie! – ucieszył się Holmes. – Znakomicie!

– Wydaje mi się również, że praktykuje na prowincji i udaje się do swoich pacjentów na pieszo.

– A dlaczego?

– Bo jego laska, choć porządnie wykonana, jest już tak zniszczona, że nie sądzę, by którykolwiek z miejskich lekarzy się nią posługiwał. Metal na końcu jest wytarty. To oczywiste, że laska była często używana.

– Słusznie! – zgodził się Holmes.

– Jest też dedykacja od „przyjaciół z C.C.H.”. Domyślam się, że chodzi o jakiś urząd celny[2]. Pewnie udzielił pomocy medycznej pracownikom, którzy podarowali mu ten prezent.

– Doprawdy, Watsonie, przeszedłeś samego siebie – stwierdził Holmes, odsuwając się na krześle. – Słowo daję, że czasem siebie nie doceniasz. Mam u ciebie dług wdzięczności, drogi przyjacielu.

Jeszcze nigdy nie powiedział tyle dobrego na mój temat; przyjemnie się słuchało tych komplementów. Byłem z siebie dumny, że dzięki wykorzystaniu metody dedukcji udało mi się dowiedzieć tylu rzeczy o naszym gościu. Holmes wziął ode mnie laskę i przyglądał jej się przez dłuższą chwilę. Następnie, z malującym się na twarzy zaciekawieniem, przeniósł ją bliżej okna, gdzie obejrzał przedmiot jeszcze przez szkło powiększające.

– Ciekawe, choć mało odkrywcze – stwierdził, wracając na swój ulubiony kraniec sofy. – Ta laska dostarcza nam jednej czy dwóch cennych wskazówek o naszym gościu.

– Czy coś mi umknęło? – spytałem z wyższością w głosie. – Chyba nie przegapiłem niczego istotnego?

– Obawiam się, mój drogi Watsonie, że większość wysnutych przez ciebie wniosków jest błędna. Mówiąc, że przeszedłeś samego siebie, miałem na myśli to, że twoje chybione pomysły doprowadziły mnie do prawdy. Chociaż nie we wszystkim się pomyliłeś. Ten człowiek w istocie jest wiejskim lekarzem i dużo chodzi.

– Czyli miałem rację.

– W tych dwóch kwestiach owszem.

– Przecież nic więcej tu nie ma.

– Ależ nie, drogi Watsonie, mylisz się. Moim zdaniem lekarze częściej otrzymują prezenty w szpitalu[3] niż w urzędzie celnym. A inicjały „C.C.H.” wskazują na szpital „Charing Cross”.

– Może i masz rację.

– To bardzo prawdopodobne. A jeśli uznamy to za hipotezę roboczą, będziemy mogli wysnuć dalsze wnioski na temat naszego gościa.

– Cóż, zakładając, że „C.C.H.” oznacza „Charing Cross Hospital”, co jeszcze możemy wydedukować?

– Nic ci nie świta? Znasz moje metody. Zastosuj je!

– Do głowy przychodzi mi tylko jeden, oczywisty wniosek: że ten człowiek pracował w mieście, zanim przeniósł się na wieś.

– Sądzę, że możemy pójść o krok dalej. Zastanów się, z jakiej okazji lekarz mógłby otrzymać tego rodzaju prezent. Kiedy jego przyjaciele mogliby się skrzyknąć i ofiarować mu podobny wyraz wdzięczności? Naturalnie w chwili, gdy doktor Mortimer zakończył pracę w szpitalu, by rozpocząć własną praktykę. Wiemy, że dostał w prezencie laskę. Sądzimy, że zwolnił się ze szpitala w mieście i osiadł na wsi. Mamy więc chyba prawo wysnuć wniosek, że dostał ją, odchodząc ze szpitala.

– Brzmi to całkiem prawdopodobnie.

– Nie mógł pracować w szpitalu na etacie, bo to by oznaczało, że przez wiele lat prowadził praktykę w Londynie, a wtedy raczej nie przeniósłby się na wieś. Kim w takim razie był? Skoro pracował w szpitalu, ale nie na etacie, mógł być świeżo upieczonym rezydentem, niewiele ważniejszym od stażysty. Odszedł stamtąd pięć lat temu, o czym świadczy data wygrawerowana na lasce. A zatem twoja hipoteza o starszym interniście runęła niczym domek z kart, mój drogi Watsonie. Mamy oto młodego mężczyznę przed trzydziestką, miłego, niezbyt ambitnego i roztargnionego. Lekarza, który chadza na spacery z ukochanym psem, nieco większym od teriera, lecz mniejszym od mastiffa.

Parsknąłem pełnym niedowierzania śmiechem. Sherlock Holmes rozsiadł się wygodnie na sofie i spojrzał w sufit.

– Nie wiem, jak sprawdzić rasę psa – odparłem – za to nietrudno będzie ustalić wiek i przebieg kariery naszego gościa. – Zdjąłem z półki wykaz lekarzy i odszukałem nazwisko. Na liście figurowało kilku Mortimerów, lecz tylko jeden z nich mógł być tym, o którego nam chodziło. Zacząłem czytać na głos: – „Mortimer, James, M.R.C.S., 1882, Grimpen, Dartmoor, Devon. W latach 1882–1884 rezydent w Charing Cross Hospital. Laureat Nagrody Jacksona w dziedzinie patologii porównawczej za esej Czy choroba jest rewersją? Członek korespondent Szwedzkiego Towarzystwa Patologów. Autor artykułu Dziwne przypadki atawizmów (“The Lancet”[4], 1882) oraz Czy w istocie się rozwijamy? (“Journal of Psychology”, 1883). Praktykuje w gminach: Grimpen, Thorsley i High Barrow”.

– Żadnej wzmianki o urzędzie celnym, Watsonie – wtrącił Holmes z chytrym uśmiechem – ale, jak słusznie wydedukowałeś, leczy na wsi. Sądzę, że moje wnioski były słuszne. Jeśli dobrze pamiętam, określiłem go jako miłego, niezbyt ambitnego i roztargnionego. Tylko mili ludzie dostają tego rodzaju prezenty, tylko osoba mało ambitna porzuciłaby Londyn na rzecz prowincji i tylko ktoś roztargniony zostawiłby laskę zamiast wizytówki po spędzeniu godziny w czyimś gabinecie.

– A co z psem?

– Nosi laskę za swoim właścicielem. A ponieważ jest ciężka, zaciska na niej szczęki, które zostawiły w drewnie ślady. Ich rozstaw jest według mnie zbyt szeroki jak na teriera i zbyt wąski na mastiffa. To może być… Tak, na Jowisza, to jest spaniel długowłosy.

Odpowiadając na moje pytanie, wstał z sofy i zaczął krążyć po pokoju, by w końcu zatrzymać się przy oknie. Ostatnie zdanie wypowiedział tak pewnym siebie tonem, że spojrzałem na niego zaskoczony.

– Skąd możesz o tym wiedzieć, przyjacielu?

– To proste: pies stoi na progu naszego domu, a jego właściciel właśnie dzwoni do drzwi. Nie wychodź, Watsonie. Obaj jesteście lekarzami i twoja obecność może się okazać nieoceniona. Oto nadchodzi krytyczny moment, Watsonie, w którym usłyszysz na schodach kroki i nie będziesz wiedział, czy ten ktoś przychodzi w dobrych czy złych zamiarach. Czego może chcieć doktor James Mortimer, człowiek nauki, od Sherlocka Holmesa, specjalisty od zagadek kryminalnych? Proszę!

Zdziwiłem się na widok naszego gościa, gdyż spodziewałem się typowego lekarza z prowincji. Mężczyzna był ponadprzeciętnie wysoki i szczupły, z wydatnym orlim nosem. Jego osadzone blisko siebie szare oczy patrzyły przenikliwie zza szkieł okularów w złoconych oprawkach. Miał na sobie dość elegancki, acz niezbyt schludny strój; płaszcz był poplamiony, nogawki spodni wystrzępione. Pomimo młodego wieku nasz gość się garbił. Przywitał się serdecznym skinieniem głowy, przeniósł wzrok na trzymaną przez Holmesa laskę, po czym ruszył do niego z radosnym okrzykiem.

– Tak się cieszę! Nie byłem pewien, czy zostawiłem laskę tutaj czy na poczcie. Za nic w świecie nie chciałbym jej zgubić.

– Tym bardziej że to prezent – zauważył Holmes.

– Owszem, sir.

– Od kolegów z Charing Cross Hospital?

– Podarowali mi ją z okazji ślubu.

– O rany, to niedobrze! – Holmes smutno pokręcił głową.

Doktor Mortimer zamrugał oczami w osłupieniu.

– Dlaczego niedobrze?

– Bo to dowodzi naszej pomyłki. Wspomniał pan o ślubie?

– Tak. Zrezygnowałem z kariery w szpitalu, by założyć rodzinę.

– Ach, czyli aż tak bardzo się nie pomyliliśmy – odetchnął z ulgą Holmes. – A zatem, doktorze Mortimer…

– Proszę mnie nie tytułować doktorem, skończyłem tylko kolegium chirurgów.

– Znać, że bystry z pana człowiek.

– Jestem naukowcem amatorem, panie Holmes. Zbieram muszelki rozrzucone na brzegu wielkiego i niezbadanego oceanu wiedzy. Czy słusznie zakładam, że mam przyjemność z panem Sherlockiem Holmesem, a nie…

– To mój przyjaciel, doktor Watson.

– Miło poznać. Przyszedłem do pana, panie Holmes, ponieważ stanąłem w obliczu poważnego i niecodziennego problemu.

– Proszę mówić, doktorze Mortimer, w czym możemy pomóc?

 

 

 

 

 

[1] Absolwent Królewskiego Kolegium Chirurgów Anglii (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).

[2] Z angielskiego custom house.

[3] Z angielskiego hospital.

[4] Naukowe czasopismo medyczne, jedno z najdłużej wydawanych tego rodzaju czasopism na świecie.

 

 

 

 

 

 

Rozdział 2

KLĄTWA BASKERVILLE’ÓW

 

 

 

– Mam w kieszeni rękopis – oznajmił doktor James Mortimer.

– Zauważyłem go, gdy tylko pan wszedł – odparł Holmes.

– To bardzo stary rękopis.

– Z początku osiemnastego wieku, o ile nie został sfałszowany.

– Skąd pan to może wiedzieć, sir?

– Udało mi się zobaczyć parę linijek tekstu, gdy pan mówił. Marny byłby ze mnie ekspert, gdybym nie potrafił ustalić wieku dokumentu z dokładnością do mniej więcej dekady. Być może czytał pan mój artykuł na ten temat. Obstawiałbym, że ten rękopis powstał w roku 1730.

– Dokładnie w 1742. – Doktor Mortimer wyjął go z kieszeni. – Otrzymałem ten rodzinny dokument od sir Charlesa Baskerville’a, który zginął śmiercią tragiczną. W całym hrabstwie Devon nie milkną plotki na ten temat. Byłem jego przyjacielem i lekarzem. Mądry był z niego człowiek, sir, rozsądny i praktyczny, ale traktował ten dokument ze śmiertelną powagą i spodziewał się, że czeka go marny koniec.

Holmes wyciągnął rękę po dokument i rozłożył go sobie na kolanach.

Zerknąłem mu przez ramię na pożółkły ze starości papier pokryty wyblakłym pismem. Na górze widniała nazwa „Baskerville Hall”, a pod nią rok „1742”.

– Wygląda mi to na jakieś podanie.

– Tak, to legenda krążąca w rodzinie Baskerville’ów od pokoleń.

– Wydawało mi się, że chodzi o coś innego…

– Tak. Mam pilną sprawę, z którą muszę się uporać w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin. Rękopis jest jednak krótki i ma bezpośredni związek z tym, co mnie tu sprowadza. Pozwoli pan, że go przeczytam.

Holmes odchylił się na oparcie fotela. Ułożył dłonie tak, by koniuszki palców stykały się ze sobą, i przymknął oczy, czekając na dalszy ciąg. Doktor Mortimer zaczął czytać opowieść wysokim, łamiącym się głosem:

– „O psie Baskerville’ów i jego pochodzeniu krążyło wiele podań. Jako krewny Hugona Baskerville’a, który usłyszał tę historię od swojego ojca, podobnie zresztą jak jego ojciec, postanowiłem ją przelać na papier. Święcie wierzę w jej prawdziwość. Morał z tej historii jest taki, by nie lękać się przeszłości, ale uważać na to, co może nas spotkać w przyszłości. Pamiętajcie o tym, jeśli nie chcecie podzielić tragicznego losu moich krewnych.

W czasie wielkiej wojny domowej[5] właścicielem posiadłości był Hugo Baskerville, człowiek porywczy i nieokrzesany. Zakochał się w córce rolnika, którego ziemia sąsiadowała z Baskerville Hall. Dziewka unikała go jednak jak ognia ze względu na jego złą reputację. Któregoś dnia Hugo w towarzystwie swoich pięciu czy sześciu kompanów udał się na farmę i porwał dziewkę. Wiedział bowiem, że jej ojca i braci nie ma w domu. Po powrocie do posiadłości zamknęli ją w komnacie na górze, a sami zasiedli do uczty. Biedaczka z przerażeniem słuchała odgłosów pijackiej burdy. W końcu zdobyła się na śmiały czyn. Zeszła na dół po bluszczu, który porastał (wtedy i teraz) południową ścianę zamku, i ruszyła w drogę powrotną przez wrzosowisko. Od gospodarstwa ojca dzieliło ją szesnaście kilometrów.

Po pewnym czasie Hugo zostawił swoich gości, żeby zanieść dziewce coś do jedzenia i picia. Kiedy wszedł do komnaty, zorientował się, że uciekła. Tak się wściekł, że zbiegł po schodach prosto do sali jadalnej. Wskoczył na stół, rozrzucając talerze i kieliszki na wszystkie strony. Wrzeszczał, że zrobi wszystko, by ją odzyskać. Koledzy Baskerville’a byli w większości zszokowani jego wybuchem, ale jeden – podlejszy niż reszta – wpadł na pomysł, żeby poszczuć dziewkę psami. Hugo wyskoczył z zamku, wołając do stajennych, żeby osiodłali jego klacz i spuścili psy. Dał im do powąchania chusteczkę dziewczyny, po czym kazał psom ruszyć w pogoń. Puściły się biegiem przez wrzosowisko, ujadając w świetle księżyca.

Mężczyźni stali przez jakiś czas z rozdziawionymi gębami, zdumieni sceną, która się przed nimi rozegrała. W końcu jednak dotarło do nich, że omija ich zabawa. Całą trzynastką wskoczyli na konie i pognali za Hugonem oraz dziewką. Księżyc świecił im jasno nad głowami. Jechali szybko, ramię przy ramieniu, tą samą ścieżką, którą wracała do domu córka rolnika.

Po przejechaniu może dwóch kilometrów spotkali na wrzosowisku jednego z nocnych pasterzy. Zapytali go, czy widział pogoń. Chłopak, jak głosi legenda, był tak przestraszony, że ledwo wydobył z siebie głos. W końcu wyjąkał, że widział nieszczęsną dziewkę, za którą pędziły brytany. »Ale zobaczyłem coś jeszcze – dodał. – Przejechał koło mnie Hugo Baskerville na swej czarnej klaczy, a za nim pędził pies straszniejszy od samego diabła«. Mężczyźni pojechali dalej. Wkrótce jednak minęła ich śmiertelnie przerażona czarna klacz, którą dosiadał wcześniej Hugo, ale już bez jeźdźca na grzbiecie. Mężczyźni zbili się w ciasne stadko. Wreszcie udało im się całą grupą zbliżyć do brytanów. Chociaż do tej pory wszyscy się ich bali, teraz one kuliły się ze strachu i skamlały żałośnie. Niektóre próbowały uciekać, inne wpatrywały się w dolinę przed sobą.

Mężczyźni od razu stracili rezon. Większość nie ośmieliła się zrobić ani kroku, ale trzech najodważniejszych wjechało do doliny, gdzie wyrastały z ziemi dwa wielkie głazy, które stoją tam aż do dzisiaj. Księżyc jasno oświetlał polanę, pośrodku której leżały zwłoki Hugona Baskerville’a. Wielka czarna bestia przypominająca psa, ale większa niż jakikolwiek pies, którego widziało ludzkie oko, wgryzała mu się w gardło. Na ich oczach rozszarpała ciało Hugona, po czym zwróciła na nich swoje rozjarzone ślepia i pokazała ociekające krwią zębiska. Trzej mężczyźni wydali z siebie okrzyk przerażenia i wrzeszcząc w niebogłosy, pognali wrzosowiskiem, aż się za nimi kurzyło. Jeden podobno padł trupem na miejscu. Pozostali dwaj nigdy nie odzyskali zdrowych zmysłów.

Jak się potem okazało, dziewka wróciła do domu konno. Na ziemi znaleziono co prawda ślady końskich kopyt, ale nie udało się ustalić, kto jej wtedy pomógł. Tak się kończy, moi drodzy synowie, legenda o psie, który od tamtej pory prześladuje naszą rodzinę. Spisałem ją dlatego, że w tej formie brzmi mniej przerażająco niż powtarzane sobie przez ludzi plotki. Wielu członków naszej rodziny zginęło nagłą i brutalną śmiercią w niewyjaśnionych okolicznościach. Ostrzegam was, żebyście nie szwendali się nocami po wrzosowisku, bo wtedy budzą się demony”.

W tym miejscu rękopis się kończył. Spisał go potomek Hugona Baskerville’a dla swoich synów, Rodgera i Johna.

Po przeczytaniu tej niezwykłej opowieści doktor Mortimer podniósł okulary na czoło i spojrzał na siedzącego naprzeciwko niego Sherlocka Holmesa. Detektyw ziewnął i zapatrzył się w ogień.

– No i…? – zagaił.

– Pana zdaniem to nie było ciekawe?

– Dla pasjonata legend na pewno.

Doktor Mortimer wyciągnął z kieszeni złożoną gazetę.

– Mam tu coś bardziej współczesnego. Oto wydanie dziennika „Devon County Chronicle” z 14 maja bieżącego roku. Artykuł opisuje okoliczności śmierci sir Charlesa Baskerville’a.

Detektyw nachylił się z poważną miną. Nasz gość poprawił okulary i zaczął czytać:

– „Nagła i niespodziewana śmierć sir Charlesa Baskerville’a zasmuciła mieszkańców całego hrabstwa. Chociaż sir Charles nie zabawił w Baskerville Hall zbyt długo, jego niezwykła hojność i wspaniałomyślność były powszechnie znane. Pomimo kiepskiej reputacji jego przodków udało mu się zbić majątek i przywrócić rodowi Baskerville’ów dobre imię. Sir Charles, jak powszechnie wiadomo, dorobił się wielkich pieniędzy w Afryce Południowej, po czym wrócił do Anglii. W ciągu dwóch lat, które minęły od jego przeprowadzki do Baskerville Hall, usiłował doprowadzić posiadłość przodków do dawnej świetności, jednak śmierć pokrzyżowała mu plany. Sir Charles nie miał dzieci i chętnie dzielił się swoim majątkiem z okolicznymi mieszkańcami. Dlatego tak wielu z nich opłakuje jego śmierć. Na łamach naszego dziennika często pisaliśmy o tym, jak hojnie wspierał miejscowe organizacje pożytku publicznego.

Okoliczności śmierci sir Charlesa wciąż pozostają niejasne. Nie mamy jednak powodu sądzić, że został zamordowany ani że jego zgon nastąpił z przyczyn innych niż naturalne. Sir Charles był wdowcem i pomimo bogactwa wiódł raczej skromne życie. W swej posiadłości zatrudniał lokaja i gosposię, państwa Barrymore. Jak wynika z ich zeznań, popartych słowami kilkorga przyjaciół sir Charlesa, miał on problemy zdrowotne. Chorował na serce, co wiązało się z objawami takimi jak nagła bladość, duszności i napady paniki. Potwierdził to jego bliski przyjaciel, doktor James Mortimer.

Sprawa jest z pozoru prosta. Każdego wieczoru przed położeniem się spać sir Charles Baskerville miał w zwyczaju spacerować słynną aleją cisów na terenie swojej posiadłości. Czwartego maja, czyli nazajutrz, planował podróż do Londynu. Poprosił lokaja o spakowanie walizki. Wieczorem jak zwykle wybrał się na spacer, z którego już nie wrócił.

O północy pana Barrymore’a zaniepokoił fakt, że drzwi posiadłości wciąż są otwarte. Wziął więc lampę i udał się na poszukiwania swojego pana. W ciągu dnia padało, więc ślady butów sir Charlesa w alei były dobrze widoczne. W połowie ścieżki znajduje się furtka prowadząca na wrzosowisko. Sir Charles stał w tym miejscu przez jakiś czas, po czym ruszył w dalszą drogę. Na samym końcu alei znaleziono później jego zwłoki.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

[5] Mowa o rewolucji angielskiej w latach 1642–1651.

 

 

 

 

 

 

Ilustrowana Klasyka Literatury

 

 

Moby Dick

Herman Melville

Opracowanie: Margaret McGuire Novak

Ilustracje: Maïté Schmitt

Tłumaczenie: Agnieszka Walulik

 

Klasyczna morska powieść przygodowa Hermana Melville’a w wersji ilustrowanej – wymarzonej dla dzieci. Tej książki nie sposób odłożyć na półkę!

Kapitanem Ahabem targa obsesja zemsty za wszelką cenę na Moby Dicku – gigantycznym białym wielorybie, z którym podczas ostatniego rejsu stoczył śmiertelną walkę.

Młody marynarz Izmael oraz jego przyjaciel Queequeg, a także reszta załogi statku wielorybniczego „Pequod”, opływają w poszukiwaniu Moby Dicka połowę kuli ziemskiej. Napotykają na swojej drodze wszystko: od ogromnych kałamarnic i tajfunów aż po syreny i piratów! Ale czy uda im się schwytać kaszalota?

Amerykański autor Herman Melville napisał książkę o Moby Dicku ponad 100 lat temu i jest ona uznana za arcydzieło literatury światowej. Poznajcie „Moby Dicka” – edycję stworzoną specjalnie z myślą o młodych czytelnikach i jednocześnie wierną oryginałowi. Kiedy będziecie już na to gotowi, koniecznie musicie przeczytać wersję oryginalną – o ile starczy Wam odwagi!

 

 

 

 

Sherlock Holmes. Pies Baskerville’ów

Ilustrowana Klasyka Literatury

 

Kid Classics Sherlock Holmes: The Hound of the Baskervilles

Polish language copyright © 2022 by Grupa Wydawnicza FILIA

Original English language edition: Copyright © 2022 Whalen Book Works LLC.

Published by arrangement with Whalen Book Works LLC,

An Imprint of Cider Mill Press

c/o Simon & Schuster Children’s Publishing Division.

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Wydanie pierwsze, Poznań 2022

 

Autor: Arthur Conan Doyle

Opracowanie: Margaret McGuire Novak

Ilustracje: Maïté Schmitt

 

Tłumaczenie: Grażyna Woźniak

Redaktor prowadząca: Natalia Szenrok-Brożyńska

Redakcja: Natalia Słomińska

Korekta: Aleksandra Deskur, Małgorzata Kuśnierz

Skład i łamanie: Monolitera Piotr Przepiórkowski

Druk: EDICA

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

 

eISBN: 978-83-8280-372-3

 

 

Wydawnictwo FRAJDA

Imprint Grupy Wydawniczej FILIA Sp. z o. o.

www.wydawnictwofrajda.pl

Grupa Wydawnicza FILIA Sp. z o. o.

ul. Franciszka Kleeberga 2

61-615 Poznań

www.wydawnictwofilia.pl