Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
70 osób interesuje się tą książką
Jej ojciec zdradził Organizację. On miał jej przewodzić. Czy może być bezpieczna pod jego dachem?
Alessandro DeMarco to przyszły capo – cichy, opanowany, niebezpieczny. Plotki mówią, że zabił swoją pierwszą żonę, ale by przejąć władzę po ojcu, musi ożenić się ponownie. Zamiast wybrać którąś z godnych kandydatek, zwraca swoje spojrzenie na zupełnie niespodziewaną kobietę – Gabriellę Rossi.
Niegdyś kolorowa i wygadana, Gabriella żyje w cieniu ojcowskiej zdrady. Jej życie po śmierci rodziców zmieniło się w koszmar. Jedynym ratunkiem okazał się Alessandro. Mimo początkowego strachu zaczyna się przed nim otwierać i odnajduje w sobie dawną radość życia. Ich związek budzi oburzenie w Organizacji, a lojalność dziewczyny zostaje zakwestionowana. Alessandro nie wie już, komu może zaufać. Czy Gabriella jest szczera, czy też jest zdrajczynią, która działa na rzecz wroga?
Jedno jest pewne – miłość w świecie mafii to niebezpieczna gra, w której stawką jest wszystko.
Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 292
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Alessandro
W pomieszczeniu panowała cisza. Wszyscy mężczyźni kierowali wzrok na siedzącego u szczytu stołu Enrica, który rozmawiał przez telefon. Ja również wpatrywałem się w zimne oblicze mojego ojca, lecz w przeciwieństwie do innych widziałem lekkie drżenie jego lewej powieki zdradzające, że sytuacja była zła.
O wiele gorsza, niż zakładaliśmy.
Enrico zakończył połączenie i z hukiem odłożył telefon na stół. Przejechał dłonią po zmęczonej twarzy, która w ostatnim czasie postarzała się o kilka lat. Nie mogłem uwierzyć, że najniebezpieczniejszego człowieka w mieście nie zabije jeden z jego licznych wrogów, tylko coś tak błahego jak stres.
Moje spojrzenie przesunęło się po posiwiałych włosach ojca, jego przerzedzonych brwiach, a w końcu spoczęło na otoczonych licznymi zmarszczkami oczach. Przepełnione zmęczeniem i rezygnacją zdradzały to, co przeczuwałem już od jakiegoś czasu: coraz większymi krokami zbliżał się moment, gdy będę musiał zająć jego miejsce i stanąć na czele Organizacji.
Odwróciłem lekko głowę i przyjrzałem się siedzącym wokół stołu mężczyznom. Nie wątpiłem, że są lojalni wobec mojego ojca, ale wiedziałem, że będę musiał zasłużyć sobie na ich szacunek – że rozszarpią mnie niczym stado sępów, jeżeli tylko wyczują moją słabość.
– Ilu? – przerwał ciszę Sergio.
– Siedmiu – odparł Enrico.
Tak jak się spodziewałem, było znacznie gorzej, niż sądziliśmy. Godzinę temu dostaliśmy wiadomość o ataku na jeden z naszych magazynów wraz z informacją o zabitych. Zakładaliśmy, że chodzi o dwie, maksymalnie trzy osoby, ale nawet w najczarniejszym scenariuszu nikt nie przewidział siedmiu ofiar śmiertelnych. Nie przypominałem sobie, żebyśmy kiedykolwiek stracili aż tylu ludzi w jedną noc.
Od kilku lat mieliśmy problem z kretem. Mimo zastosowania wszelkich środków ostrożności i ograniczenia przepływu informacji ktoś nadal zdradzał nasze sekrety wrogom. A dokładniej jednemu wrogowi – Bratvie. Czułem, że po dzisiejszej nocy nacisk na znalezienie zdrajcy będzie jeszcze większy niż dotychczas, a sądząc po zrezygnowanej twarzy ojca, zadanie spocznie na moich barkach.
– Kto nie żyje?
– Wiemy, kto to zrobił?
– Bratva?
Zebrani przy stole mężczyźni przerzucali się pytaniami, starając się dowiedzieć czegoś więcej o zamachu. Enrico podniósł dłoń i czekał, aż zamilkną.
– Nie mam dokładnych informacji. Marco zadzwoni, kiedy opanuje sytuację.
Nie musiał mówić nic więcej. Wszyscy dobrze wiedzieliśmy, na czym polegało „opanowanie sytuacji”. W tej chwili Marco pozbywał się ciał, ukrywał nielegalną broń i czyścił teren z dowodów, które mogłyby doprowadzić kogoś do Organizacji. Musiał zdążyć przed przyjazdem zaalarmowanej strzelaniną policji, więc każda minuta była na wagę złota.
Zawibrował telefon i w pokoju ponownie zapanowała cisza. Enrico bez słowa wysłuchał rozmówcy, po czym się rozłączył.
– Conti, Cattaneo, Sala, bracia Messinowie, Testa oraz Parisi – wymienił.
– Fillippo Sala? – dopytał Sergio, a gdy uzyskał potwierdzenie, dodał: – Co z dziewczyną?
– Jaką dziewczyną?
– Gabriellą Rossi.
– Zapomniałem o niej – przyznał ojciec, a jego wzrok odruchowo powędrował w moją stronę.
W naszym świecie za grzechy rodziców nierzadko płaciły ich dzieci. Nie inaczej było w przypadku Gabrielli, córki Lorenza i Carli zabitych za zdradę Organizacji. To, że ona nie zrobiła nic złego, niczego nie zmieniało. Nie miała męża ani rodziny, która chciałaby się nią zaopiekować, więc Enrico przystał na jedyne możliwe wówczas rozwiązanie. Fillippo Sala zaproponował, że skoro nie jest żonaty, przygarnie dziewczynę pod swój dach jako pomoc domową. Nietrudno było odgadnąć, co w ustach naczelnego kobieciarza Organizacji oznaczała „pomoc domowa”, dlatego nie kryłem zaskoczenia, gdy ojciec bez wahania zaaprobował ten pomysł. Była to jedna z nielicznych sytuacji, gdy nie zgadzałem się z jego decyzją.
– Z chęcią się nią zaopiekuję – powiedział Luca. – Nadawałaby się na goomah*. Zwłaszcza jeżeli choć trochę przypomina z wyglądu Carlę.
Zmierzyłem kuzyna lodowatym spojrzeniem, ledwo powstrzymując się przed uderzeniem go w twarz. Tylko on potrafił doprowadzić mnie do utraty kontroli nad sobą. Uosabiał wszystko, czym pogardzałem. Był agresywny, zadufany w sobie i pełen pogardy. Uważał, że jedynie przemocą zdobywa się władzę. Nie oszczędzał nawet własnej żony, Giulii, która po niecałym roku małżeństwa przypominała cień dawnej siebie. Nie inaczej obchodził się ze swoimi licznymi kochankami. Byłem świadkiem, jak zapłakane i obolałe kobiety opuszczały prywatne pokoje w naszym klubie, z których chwilę później z zadowolonym uśmieszkiem wychodził Luca. Za każdym razem, gdy widziałem ten durny wyraz jego twarzy, nie pragnąłem niczego innego, jak zetrzeć mu go mocnym uderzeniem pięścią.
– Luca! – warknął Vito, karcąc syna spojrzeniem.
– No co? – Mężczyzna wzruszył ramionami. – Jako jedyny miałem jaja, aby powiedzieć na głos to, o czym każdy z was myślał. Wszyscy słyszeliśmy historie Fillippa i założę się, że nawet nasz święty Alessandro z chęcią by sprawdził, czy Szalona Gabriella naprawdę jest taka szalona.
Na jego twarzy ponownie pojawił się ten obrzydliwy uśmieszek. Nie wiedziałem, czy to właśnie on, czy może stające mi przed oczami obrazy zmaltretowanych przez Lucę kobiet sprawiły, że bez zastanowienia powiedziałem:
– Ja wezmę dziewczynę.
* Goomah – słowo używane przez Włochów żyjących w Ameryce do określenia kochanki.
Gabriella
Od rana czułam, że coś jest nie tak. Nieustannie towarzyszył mi niepokój, przez który nie mogłam się na niczym skupić. Sprawdziłam po raz kolejny telefon, lecz nadal nie dostałam żadnej odpowiedzi od Fillippa. Było to do niego na tyle niepodobne, że naprawdę zaczynałam się martwić. Co gorsza, nie miałam nikogo, kogo mogłabym spytać, czy coś się stało. Fillippo był moim jedynym oknem na świat, więc nie pozostawało mi nic innego, jak cierpliwie czekać.
Przejrzałam jeszcze pobieżnie wiadomości w internecie, choć dobrze wiedziałam, że niczego tam nie znajdę. Organizacja wydawała ogromne pieniądze, żeby ludzie z zewnątrz wiedzieli jak najmniej o tym, co się dzieje w środku. Była na tyle dobra w tuszowaniu swoich spraw, że w prasie nie pojawiały się żadne informacje, nawet te dotyczące największych strzelanin.
Po kilku minutach bezowocnego szukania wyłączyłam telefon i zrezygnowana rozejrzałam się dokoła, szukając czegoś do zabicia czasu. Niestety w salonie panował idealny porządek. Fillippo nie tolerował bałaganu, a każda rzecz w jego domu miała swoje wyznaczone miejsce i jakiekolwiek odstępstwo od normy sprawiało, że mężczyzna wpadał w szał. Pilnowałam więc, aby całe mieszkanie było zawsze wysprzątane na błysk i nie inaczej było w tej chwili.
Westchnęłam i otworzyłam notatnik, po raz kolejny upewniając się, że wszystkie punkty z listy są odhaczone. Nienawidziłam planować, ale tylko w ten sposób mogłam zapanować nad chaosem panującym w mojej głowie. Przesunęłam wzrokiem po zapisanych kartkach. Wszystko było gotowe na jutrzejszą imprezę, potrzebowałam jedynie potwierdzenia od Fillippa, że zgadza się na zaproponowane menu.
Zamknęłam zeszyt i ruszyłam w stronę schodów, nie mogąc znieść bezczynnego czekania. Po drodze upewniłam się, że piloty leżą równolegle do siebie, i odruchowo poprawiłam poduszki na kanapie. Miałam już paranoję. Czasem budziłam się w środku nocy i nie mogłam zasnąć, dopóki nie sprawdziłam, czy wszystko jest na swoim miejscu.
Weszłam do mojego pokoju i odetchnęłam z ulgą, widząc panujący tu bałagan. Było to jedyne miejsce w całym domu, gdzie choć przez chwilę mogłam poczuć się jak dawna Gabriella. Gdzie mogłam się skryć przed swoimi problemami i udawać, że nic się nie zmieniło. Że nadal jestem zwykłą nastolatką, a nie traktowanym jak przedmiot wyrzutkiem.
Zerknęłam ponownie na telefon, gdy rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Zamarłam. Moje serce biło jak oszalałe, a głowę zalały najczarniejsze myśli. Nigdy nie mieliśmy niezapowiedzianych gości, a już na pewno nie wtedy, gdy Fillippa nie było w domu.
Stałam jak sparaliżowana, zastanawiając się, co zrobić, gdy ktoś zadzwonił ponownie. Zebrałam się w sobie i wyszłam z pokoju. Czułam, że ktokolwiek stoi teraz pod domem, przyszedł właśnie do mnie. Na drżących nogach zeszłam po schodach i zatrzymałam się przed drzwiami. Podskoczyłam, gdy do dzwonka doszło głośne, wściekłe pukanie. Wzięłam głęboki oddech i przekręciłam klamkę.
Na progu stało dwóch wysokich, ubranych na czarno mężczyzn. Jeden z nich, z wielką blizną na policzku, zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu, zatrzymując się dłużej na moim biuście. Skrzyżowałam ramiona na piersi, chcąc choć trochę zasłonić się przed jego obślizgłym spojrzeniem.
– Patrz, jaką zgrywa teraz cnotkę – powiedział, uśmiechając się szeroko. – Szkoda, że się spieszymy, chętnie bym się z nią zabawił. Chociaż… daj mi parę minut, nie zajmie mi to długo.
– Nie mamy czasu – odparł drugi mężczyzna, z wielkimi odstającymi uszami. – Spakuj się, masz pięć minut.
Byłam tak oszołomiona, że dopiero po chwili pojęłam, że mówił do mnie. Wiedziałam, że należał do Organizacji, więc powinnam bez słowa wykonać jego polecenie, ale nie mogłam.
– Głucha jesteś? – warknął ten z blizną. – Możemy cię zabrać bez twoich rzeczy.
Zrobił krok w moją stronę, sprawiając, że wreszcie odzyskałam kontrolę nad nogami. Odskoczyłam do tyłu i wyciągnęłam dłoń przed siebie, żeby zachować jak największy dystans od mężczyzny.
– Nigdzie nie pójdę, dopóki nie powiecie mi, o co chodzi – wydusiłam z siebie z trudem.
– Jeszcze stawia warunki. Daj mi kilka minut, a przypomni sobie, gdzie jej miejsce.
Próbowałam utrzymać z nimi kontakt wzrokowy, żeby pokazać, że się ich nie boję, ale moje drżące ciało zdradzało prawdę. Byłam zbyt niska i zbyt słaba. Nie stanowiłabym dla nich najmniejszego zagrożenia.
– Słuchaj, mała – powiedział ten z odstającymi uszami. – Nie mam czasu na twoje gierki. Albo grzecznie zrobisz to, o co cię proszę, albo będę musiał użyć siły. Twój wybór.
Coś w jego głosie zdradziło mi, że nie blefował, a ja nie miałam zamiaru po raz kolejny przekonywać się, jak brutalni potrafią być mężczyźni. Przytaknęłam i na miękkich nogach ruszyłam w stronę schodów.
– Trzy minuty! – usłyszałam, gdy wchodziłam już do mojego pokoju.
Zamknęłam za sobą drzwi i przez moment stałam, wpatrując się niewidzącym wzrokiem przed siebie. Serce waliło mi w piersi, głowa pulsowała. Czułam, że zaraz zwymiotuję. Nie mogłam uwierzyć, że historia znów się powtarza, że po raz kolejny traktują mnie jak przedmiot, który można przestawiać z kąta w kąt.
– Dwie minuty!
Podskoczyłam, słysząc stłumiony głos mężczyzny. Wzięłam głęboki oddech i wytarłam spocone dłonie o koszulkę. Musiałam się wziąć w garść, nie czas teraz na użalanie się nad sobą.
Wyciągnęłam z szafy wielką walizkę i zaczęłam zapełniać ją rzeczami. Działałam jak na autopilocie, wrzucając do środka wszystko, co wpadło mi w ręce. Rozejrzałam się po raz ostatni po pokoju, który dawał mi namiastkę normalności przez minione dwa lata, po czym wyszłam, ciągnąc za sobą ciężki bagaż. Żaden z mężczyzn nie kwapił się, żeby mi pomóc, więc z trudem zniosłam ją po schodach.
– Gotowa? – spytał ten z odstającymi uszami i nie czekając na odpowiedź, wyszedł z domu.
Odwróciłam się, żeby po raz kolejny dźwignąć walizkę, gdy duże dłonie ścisnęły moje pośladki. Wstrzymałam oddech, niezdolna się poruszyć.
– A mogliśmy się świetnie bawić – powiedział, sunąc dłońmi w kierunku moich piersi. – Może kiedyś.
Coś we mnie pękło. Odwróciłam się i z całej siły odepchnęłam go od siebie. Mężczyzna poczerwieniał ze złości. Uderzył mnie w policzek tak mocno, że moja głowa odskoczyła w bok. Złapał mnie za brodę i przycisnął do ściany.
– Słuchaj, dziwko, nie zabiję cię tylko dlatego, że tam, dokąd cię zabieramy, będziesz miała gorzej niż w piekle – warknął, po czym uśmiechnął się szeroko. – Było mi cię szkoda, że do niego trafisz, ale teraz widzę, że może on nauczy cię szacunku do lepszych od ciebie. Założę się, że już po paru dniach będziesz chodzić jak w zegarku.
Odsunął się i wyszedł. Wstrzymywane do tej pory łzy spłynęły mi po twarzy. Otarłam je szybko, nie chcąc pokazać mu, jak bardzo uderzyły mnie jego słowa. Wyprostowałam się dumnie i wyszłam na zewnątrz.
Mężczyźni stali oparci o maskę samochodu, paląc papierosy. Ku mojemu zaskoczeniu ten z odstającymi uszami zgasił swojego i wziął ode mnie walizkę.
– Wsiadaj – burknął, otwierając mi tylne drzwi.
Jechaliśmy w ciszy, która tylko potęgowała mój strach. Nie miałam pojęcia, co się stało, gdzie mnie zabierali ani co ze mną będzie. Musiałam się czegoś dowiedzieć. Zebrałam się na odwagę i wreszcie spytałam o to, co od rana nie dawało mi spokoju.
– Gdzie jest Fillippo?
Nic. Zero reakcji. Zachowywali się tak, jakby w ogóle mnie nie usłyszeli. Dopiero gdy ponowiłam pytanie, ten z blizną uśmiechnął się złośliwie i odparł:
– Nie żyje.
Spodziewałam się tej odpowiedzi, lecz jakaś cząstka mnie nadal chciała wierzyć, że to nieprawda. Odwróciłam twarz w stronę szyby, próbując pozbierać myśli. W mojej głowie panował chaos. Starałam się zgadnąć, co się ze mną stanie, ale wiedziałam, że to bez sensu. Dwa lata temu też próbowałam się domyślić, jaki będzie mój dalszy los, lecz nawet w najczarniejszym scenariuszu nie zakładałam, że oddadzą mnie Fillippowi. Miałam tylko dziewiętnaście lat, a potraktowali mnie jak dziwkę.
„Tam, gdzie cię zabieramy, będziesz miała gorzej niż w piekle. Było mi cię szkoda, że do niego trafisz, ale może on nauczy cię szacunku do lepszych od ciebie”.
Te dwa zdania wciąż zaprzątały mi myśli. Fillippo był okropnym człowiekiem, ale był też złem, które znałam. Odkąd nauczyłam się, jak z nim postępować i na co mogę sobie pozwolić, żyło nam się raczej bezproblemowo. Inną sprawą było to, że i ja miałam nad nim władzę. Poznałam jego największą tajemnicę, co sprawiło, że byliśmy od siebie zależni.
Zatrzymaliśmy się na wielkim parkingu. Wysiadłam z auta i przyjrzałam się budynkowi. Był to jeden z najbardziej znanych klubów Organizacji, słynący z tego, że można w nim zatrudnić panią do towarzystwa. Czułam, że za chwilę nogi odmówią mi posłuszeństwa. Nie wiedziałam, jak udało mi się pokonać tych kilka metrów dzielących mnie od wejścia. Zemdliło mnie, gdy zrozumiałam, jaki czeka mnie los.
Z prywatnej dziwki stanę się publiczną.
Szłam za mężczyznami słabo oświetlonym korytarzem, ledwo słysząc głośną muzykę i dochodzące do nas z oddali rozmowy. Byłam przerażona jak jeszcze nigdy wcześniej. Nawet w dniu, gdy dowiedziałam się, co zrobili moi rodzice, nie czułam się tak sparaliżowana swoją niemocą jak w tej chwili.
Zatrzymaliśmy się przed drzwiami i jeden z mężczyzn z wyraźnym wahaniem w nie zapukał. Po usłyszeniu stłumionego „proszę” wszedł do środka, ciągnąc mnie za sobą.
– Przyprowadziliśmy dziewczynę, Szefie – powiedział, popychając mnie na środek pomieszczenia.
Przełknęłam ślinę i z trudem uniosłam wzrok. Napotkałam zimne spojrzenie zielonych oczu.
Alessandro
Złapałem za wieżę i z wahaniem ustawiłem ją na pustym polu. Ojciec westchnął, wyraźnie niezadowolony z marnego poziomu mojej gry, ale nic nie powiedział. Oparłem się o zagłówek i ukradkiem sprawdziłem godzinę. Tak jak się spodziewałem, nie spałem od ponad doby. Przetarłem zmęczone oczy i wbiłem wzrok w szachownicę, czekając na swój ruch.
– Jesteś pewien, że to dobry pomysł? – spytał po chwili ojciec, patrząc na mnie zza okularów w prostokątnych oprawkach.
Z jego intensywnego spojrzenia wyczytałem, że bynajmniej nie pytał o szachy.
– Nie, ale nie wpadłem na lepszy – odparłem szczerze.
– Możemy pomyśleć nad innym rozwiązaniem.
– Jakim? Oddamy ją Luce? A może do klubu? Słyszałeś historie Fillippa. Myślę, że już wystarczająco ją skrzywdziliśmy.
– Twoja matka nie będzie zadowolona.
– Cokolwiek bym zrobił i tak będzie niezadowolona – zauważyłem.
Ojciec skinął głową i ponownie skupił uwagę na szachownicy, lecz coś w jego twarzy mówiło mi, że to jeszcze nie koniec tematu.
– Musisz zacząć rozglądać się za żoną – odezwał się, potwierdzając moje przypuszczenie.
– Wiem.
W moim głosie słychać było rezygnację. Nie chciałem ponownie się żenić, ale nie miałem wyboru. W naszym świecie capo bez żony to przepis na katastrofę. Brak małżeństwa oznaczał brak prawowitego potomka, który zająłby moje miejsce, gdy nadejdzie właściwa pora. Doprowadziłoby to do walk wewnątrz Organizacji, a te wykrwawiłyby ją i w końcu nie zostałoby z niej nic.
– Zleciłem Sergiowi przygotowanie listy kobiet w odpowiednim wieku.
Milczałem. Pulsowały mi skronie, nieuchronnie zwiastując migrenę. Nie mogłem się doczekać, aż ten dzień wreszcie się skończy.
– Szach mat – powiedział ojciec, kręcąc z niezadowoleniem głową. – To nie była satysfakcjonująca rozgrywka, Sandro.
– Odegram się za tydzień.
– Liczę na to.
Podniosłem się z fotela, gdy do pomieszczenia wszedł Sergio. Miał na sobie białą koszulę w kolorowe ptaki i czerwone materiałowe spodnie. Jak zwykle przyjaźnie się uśmiechał. Przesunął wzrokiem z szachownicy na skwaszoną minę Enrica i pokręcił głową, wyraźnie rozbawiony.
– Znów przegrałeś? – spytał mnie.
– Tak.
– Nie chodzi o to, że przegrałeś, ale o to, jak przegrałeś. Jakbyś w ogóle nie myślał – wtrącił ojciec, chowając okulary do futerału i podnosząc wzrok na Sergia. – Co masz dla mnie?
– Przechwyciliśmy nowe informacje, ale nie dość, że są napisane tą pieprzoną cyrylicą, to na dodatek użyli jakiegoś szyfru. Nic z tego nie rozumiem. Zresztą sam zobacz.
Ojciec zmarszczył brwi, próbując odczytać wiadomość. W końcu poddał się i odłożył kartkę na stół.
– Myślicie, że znów zaatakują? – spytał.
– Wątpię – odparł Sergio, po czym wzruszył ramionami. – Ale te dzikusy nigdy nie postępują rozsądnie, więc wszystko możliwe.
Przytaknąłem. Nie mógłbym bardziej się z nim zgodzić. Ilekroć myśleliśmy, że wreszcie zrozumieliśmy ich sposób działania, ludzie z Bratvy pokazywali nam, jak bardzo się myliliśmy. Wczorajsza noc po raz kolejny to potwierdziła.
Zawibrował mój telefon, informując mnie o wiadomość od Luigiego.
Jedziemy.
Schowałem komórkę do kieszeni i skinąłem głową, dając ojcu znać, że wychodzę.
Zaparkowałem przed klubem i zgasiłem silnik, ale nie wysiadłem z samochodu. Oparłem się o zagłówek i zapatrzyłem się przed siebie, korzystając z rzadkiej chwili samotności. Byłem wyczerpany, ale wiedziałem, że minie jeszcze sporo czasu nim będę mógł wrócić do domu… z Gabriellą.
Przymknąłem oczy i wróciłem myślami do mojego pierwszego spotkania z małą Gabby.
Siedziałem w gabinecie Lorenza, starając się nadążyć za mężczyzną, lecz przez brak snu i stres nie mogłem się skupić. Zmieniłem pozycję, walcząc z ciężkimi powiekami. Spokojny głos Lorenza nie pomagał w walce z sennością. Właśnie ukrywałem ziewnięcie, gdy w domu rozległ się przerażający kobiecy krzyk, a po chwili drzwi do gabinetu otworzyły się gwałtownie i odbiły od ściany.
Zerwałem się na równe nogi, odruchowo sięgając po pistolet. Po zmęczeniu nie było już śladu.
Jakie było moje zaskoczenie, gdy do pokoju weszła bardzo barwna dziewczynka. Przeszła obok mnie, nic sobie nie robiąc z wycelowanej w jej stronę broni, i wyciągnęła złączone ręce w stronę Lorenza. Schowałem pistolet i zerknąłem na mężczyznę patrzącego na mnie przerażonym wzrokiem.
– Zobacz, tatusiu, co znalazłam – powiedziała piskliwym głosem, rozchylając dłonie. – Myszkę. Możemy ją zatrzymać? Proszę, proszę, proszę.
Dziewczynka miała na sobie sukienkę z białą górą, wielobarwną pastelową spódnicą i małymi przeźroczystymi skrzydłami. W czarne kręcone włosy wpięła kilkanaście dużych spinek, każdą w innym kolorze, a jakby tego było mało, na czubek głowy założyła koronę i srebrny róg. Jej ubiór i cała ta sytuacja były tak komiczne, że uśmiechnąłem się po raz pierwszy od wielu dni.
– Mówiłem ci, Gabby, że nie możesz mi przeszkadzać w pracy – powiedział Lorenzo.
– Wiem, dlatego poszłam najpierw do mamy, ale kiedy pokazałam jej myszkę, zaczęła krzyczeć i uciekać… Może u nas zostać? Proszę, proszę, proszę.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł. Twoja mama boi się myszy.
– Ona boi się wszystkiego. Myszy, szczurów, pająków, nawet tych małych robaczków, co jej przyniosłam kilka dni temu.
Gabby wydęła dolną wargę i wyciągnęła ręce w stronę Lorenza. Nie wiem, kto był bardziej biedny – on czy piszcząca w dłoniach dziewczynki mysz.
– Może z nami zamieszkać? Będę ją trzymała u siebie w pokoju. Mama nawet się nie zorientuje. Proszę, proszę, proszę! – powtórzyła, podskakując tak szybko, że z głowy spadła jej korona.
Podniosłem ją i podałem Gabby, która popatrzyła na mnie wyraźnie zaciekawiona.
– Oboje dobrze wiemy, że mama nigdy się na to nie zgodzi – powiedział Lorenzo, ciągnąc córkę w stronę drzwi.
Gabby zatrzymała się i odwróciła w moją stronę. Korona, którą znów założyła, zakołysała się niebezpiecznie, lecz dziewczynka przytrzymała ją wolną ręką.
– Kim jesteś? – spytała, wyciągając w moją stronę mysz. – Chcesz zobaczyć mojego zwierzaka? Nazywa się Księżniczka Celestia. No wiesz, jak z kucyków Pony. Jest starszą siostrą Luny, a jej znaczek to słońce, bo ona wznosi i opuszcza słońce. Fajnie, nie? Chcesz się ze mną pobawić? Możesz nawet ponosić koronę, ale i tak to ja będę królową jednorożców.
Nie przepadałem za dziećmi. Może to dlatego, że najczęściej reagowały na mnie płaczem i krzykiem, lecz ta kolorowa dziewczynka sprawiła, że po raz drugi tego dnia się uśmiechnąłem. Wyobraziłem sobie minę moich ludzi, gdyby dowiedzieli się, że spędziłem wieczór, nosząc koronę i bawiąc się z kilkulatką w jednorożce.
– Możesz być księżniczką Twilight Sparkle – dodała, nim zdążyłem odpowiedzieć na wcześniejsze pytania. – Była kiedyś jednorożcem, ale w najnowszym odcinku zmieniła się w alikorna. Wiesz, co to jest alikorn? To jednorożec, ale ze skrzydłami. Super, co? Możesz latać po niebie i…
– Wystarczy, Gabby. Wychodzimy. – Lorenzo wziął dziewczynkę na ręce i wyszedł z gabinetu, posyłając mi przepraszające spojrzenie.
Od tamtej pory Lorenzo robił, co mógł, aby córka nie przeszkadzała nam w pracy, lecz nadal co jakiś czas wpadała bez pukania do gabinetu, żeby pokazać ojcu swój nowy obrazek albo pochwalić się, że rusza jej się ząb. Nieraz znajdowałem koślawe rysunki namalowane na przetłumaczonych dokumentach. Normalnie byłbym wściekły na Lorenza, że oddaje mi swoją pracę pomazaną przez dziecko, lecz po poznaniu Gabrielli byłem zaskoczony, że mężczyzna w ogóle potrafił się przy niej skupić. Mogłem opisać małą Gabby w trzech słowach: energiczna, kolorowa i głośna. Bardzo głośna. Nie rozumiałem, jak ktoś tak niewielkiego wzrostu mógł robić aż tyle hałasu.
Ledwo usiadłem na fotelu, gdy rozległo się pukanie do drzwi, a po chwili do gabinetu weszli Luigi i Matteo, ciągnąc za sobą niską dziewczynę. Jej twarz prawie w całości ukryta była za burzą ciemnych loków, które tak dobrze pamiętałem. Gdy Gabriella wreszcie podniosła głowę, ze smutkiem zauważyłem, że włosy to jedyne, co zostało z tamtej żywiołowej dziewczynki.
Jej jasnoszare oczy były pozbawione dawnego blasku. Miała bladą cerę, jakby od dawna nie widziała światła słonecznego, pełne wargi zacisnęła w wąską linię. To właśnie na ich widok coś ścisnęło mnie w żołądku. Mała Gabby wryła mi się w pamięć jako rozgadana kilkulatka. Nie przestawała mówić, nawet gdy otwierała buzię, aby pokazać ruszający się ząb. I teraz stała przede mną tak nienaturalnie cicha, że miałem ochotę nią potrząsnąć.
Gabriella drżącymi rękami odgarnęła włosy z twarzy. Zacisnąłem zęby, widząc jej zaczerwieniony policzek. Podszedłem do niej i złapałem ją za brodę. To był świeży ślad, sprzed maksymalnie kilku godzin. Czułem, że dziewczyna trzęsie się ze strachu pod moim dotykiem, i po raz kolejny nie mogłem uwierzyć, że to ta sama osoba, która kiedyś jak gdyby nigdy nic przeszła obok wycelowanego w nią pistoletu.
– Czego nie zrozumiałeś w prostym poleceniu: przywieź dziewczynę? – spytałem Mattea.
– Ta dziwka sama się prosiła, Szefie – odparł, uśmiechając się szeroko.
Wbiłem wzrok w mężczyznę, nie rozumiejąc, jak można być aż tak pozbawionym instynktu samozachowawczego. W naszym świecie słowo było prawem, więc odkąd powiedziałem, że wezmę Gabriellę, należała do mnie.
– W jaki sposób sama się prosiła? – wycedziłem lodowatym głosem.
Matteo przestąpił nerwowo z nogi na nogę, a głupi uśmieszek zniknął z jego twarzy.
– Nie słuchała nas – odpowiedział. – Prawda, Luigi?
Luigi nie odpowiedział, jedynie podniósł znudzony wzrok na Mattea i odsunął się kawałek od niego.
– Wynocha – warknąłem, wracając za biurko.
Nie musiałem się odwracać, aby wiedzieć, że mnie posłuchali. Nie byli aż tak głupi. Zamknąłem szufladę na klucz i schowałem laptopa do teczki.
– Chodźmy – powiedziałem, mijając Gabriellę.
Podążyła za mną, nie mówiąc słowa, nawet nie patrząc w moim kierunku. Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie obok mojego samochodu stał Luigi i palił papierosa.
– Rzeczy dziewczyny, Szefie – powiedział, gdy podeszliśmy bliżej.
Popatrzyłem na walizkę i odwróciłem się do Gabrielli.
– To wszystko? – spytałem lekko zaskoczony. Przytaknęła w milczeniu. – Zadałem pytanie i oczekuję odpowiedzi.
– Tak, to wszystko – wyszeptała drżącym głosem.
Schowałem jej walizkę do bagażnika i otworzyłem drzwi pasażera.
– Wsiadaj – rozkazałem ostrzej, niż zamierzałem.
Gdy ruszyliśmy z parkingu, cisza, której tak pragnąłem przez cały dzień, zaczęła mnie drażnić. Włączyłem radio i wybrałem stację z muzyką klasyczną.
– Dokąd jedziemy? – spytała Gabriella po kilku minutach.
Jej głos był tak cichy i słaby, że ledwo ją zrozumiałem. W ciemności nie mogłem jej zobaczyć, ale bez problemu odgadłem, że jest przerażona.
– Do mojego domu – odparłem.
Gabriella
Drżałam. Oblał mnie zimny pot, mój oddech przyspieszył. Nie należałam do tchórzy. Zawsze stawałam twarzą w twarz ze strachem, ale dzisiaj nie miałam już na to siły. Czułam się tak, jakby ktoś wyssał ze mnie resztkę chęci do walki.
Głowa pulsowała mi od informacji, jakie przez lata usłyszałam na temat Alessandra DeMarco. W szkole rozmawiało się głównie na jego temat. To o nim dyskutowaliśmy na przerwach, wymieniając się przerażającymi historiami zasłyszanymi od rodziców. Nic nie poruszyło nas jednak tak, jak wiadomość, że zamordował swoją żonę zaledwie kilka miesięcy po ślubie.
Skuliłam się w siedzeniu, zastanawiając się, co zrobiła Caterina, aby zasłużyć na śmierć w tak młodym wieku. Za dzieciaka snuliśmy domysły, próbując odgadnąć, co jej się stało. Wymyślaliśmy różne powody: od zdrady aż po coś tak błahego jak przypalenie obiadu. Wtedy stanowiło to dla mnie rozrywkę, coś abstrakcyjnego. Nie znałam Alessandra ani Cateriny. Traktowałam ich jak swego rodzaju gwiazdy filmowe, plotkowałam o nich, ale nie sądziłam, że kiedykolwiek spotkam któreś z nich.
A teraz byłam całkowicie zdana na łaskę tego mężczyzny.
„Do mojego domu”.
Było to ostatnie miejsce, którego się spodziewałam i o którym chciałam usłyszeć z jego ust. W mojej pamięci jeszcze żywe były opowieści jednego z kolegów o sali tortur, którą Alessandro miał zaprojektować w swoim domu. Wiedziałam, że to tylko dziecinne wymysły, lecz w żaden sposób mnie to nie uspokajało. Zrobiło mi się niedobrze. Przerażona, że ten mężczyzna mnie zabije – albo zamknie w lochach – jeżeli zwymiotuję mu w aucie, zaczęłam oddychać przez usta, starając się zapanować nad nudnościami.
Na szczęście Alessandro nie zwracał na mnie uwagi. Popatrzyłam na niego kątem oka i przyjrzałam się jego profilowi na tyle, na ile pozwalało na to słabe światło mijanych latarni. Miał krótko przystrzyżone czarne włosy, wysokie czoło, duży nos i wąskie wargi, na których pewnie nigdy nie pojawiał się uśmiech. Wyglądałby całkiem normalnie, gdyby nie otaczająca go jakaś mroczna aura. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby wyczuć, że jest to mężczyzna posiadający władzę i przyzwyczajony, że inni wykonują jego polecenia.
Mój wzrok przesunął się po jego sylwetce odzianej w dopasowany garnitur. Był umięśniony, lecz w naturalny sposób. Nie jak Fillippo, który wyglądał karykaturalnie z chudymi nogami i za bardzo muskularną górną partią ciała. Widać było, że Alessandro ćwiczy, co mnie nie zaskoczyło. Każdy mężczyzna w Organizacji musiał dbać o swoje ciało i kondycję. Otyły żołnierz to bezużyteczny żołnierz.
Poczułam, że zwalniamy, a po chwili zatrzymaliśmy się przed słabo oświetlonym domem. Z trudem odpięłam pas i podążyłam za Alessandrem w stronę drzwi. Weszliśmy do pogrążonego w ciemności wnętrza, a moje ciało znów zaczęło drżeć ze strachu. Nie potrafiłam nad tym zapanować. Instynkt podpowiadał mi, żeby uciekać, ale dobrze wiedziałam, że nie mam szans. Nie dość, że nie znałam okolicy, to jeszcze ze swoimi krótkimi nogami nie miałam szans z mężczyzną, który przewyższał mnie o dobre trzydzieści centymetrów.
Poza tym w naszym świecie nie ma czegoś takiego jak ucieczka. Wiedziałam zbyt wiele o Organizacji, jej członkach i działalności, aby móc ot tak przestać do niej należeć. Słyszałam o ludziach, którzy uciekli, i karze, jaka ich za to spotkała – śmierci.
Alessandro włączył światło, a moim oczom ukazało się skromnie urządzone wnętrze, kompletnie odbiegające od tego, co podsuwała mi wyobraźnia. Byłam zbyt zdenerwowana, żeby przyjrzeć mu się dokładniej, zamiast tego skupiłam się z powrotem na mężczyźnie.
Poluzował krawat i stanął naprzeciwko mnie. Jego bliskość sprawiła, że znów zaczęłam mieć mdłości. Byłam tak przerażona, że docierało do mnie co drugie jego słowo.
Na miękkich nogach podążyłam za nim, gdy pokazywał mi dom. Czekałam, aż za którymiś z otwieranych przez niego drzwi ukaże się sala tortur, której obraz nie opuszczał mojej głowy. Odetchnęłam z ulgą, gdy wreszcie dotarliśmy do ostatniego pomieszczenia.
– To będzie twój pokój – oznajmił Alessandro, kładąc moją walizkę przy dużym drewnianym łóżku.
Mój pokój?
Miałam mnóstwo pytań, lecz głos uwiązł mi w gardle. Rozejrzałam się dokoła, nie mogąc uwierzyć, jak normalnie wyglądało to pomieszczenie. Ściany miały ciepły kremowy odcień, identycznego koloru były zasłony przy sięgających od sufitu do podłogi oknach i narzuta na łóżku. W rogu stała spora szafa, wykonana z takiego samego drewna co łóżko i małe biurko.
Mój wzrok spoczął na fioletowej walizce, która wydała mi się bardzo nie na miejscu w tym urządzonym prosto, ale ze smakiem wnętrzu.
– Zostawię ci w kuchni pieniądze na zakupy – odezwał się Alessandro. – Kup wszystko, co uważasz za niezbędne. Dobrze?
Przytaknęłam ze wzrokiem wbitym w podłogę.
– Jeżeli zadaję pytanie, to oczekuję, że na nie odpowiesz. Nie mam czasu zgadywać, co oznaczają twoje skinienia głową.
Przełknęłam ślinę. Było mi wstyd za moje zachowanie. Stałam się tchórzem, który tylko potakuje i ukrywa twarz za włosami. Podniosłam więc wzrok i spojrzałam mężczyźnie prosto w oczy.
– Tak, zrozumiałam – odpowiedziałam pewnym siebie głosem, który kompletnie nie odzwierciedlał tego, co w rzeczywistości czułam.
– Masz może jakieś pytania?
Tylko jakiś milion! Co się ze mną stanie? Czy zostanę oddana do klubu jako dziewczyna do towarzystwa? Czy nie możecie zostawić mnie w spokoju?
– Nie, nie mam – usłyszałam własne słowa.
Alessandro wpatrywał się we mnie przez chwilę, po czym bez słowa wyszedł z pokoju.
Usiadłam na łóżku i ukryłam twarz w dłoniach. Byłam kompletnie zagubiona. Czułam się jak w dniu, gdy trafiłam do Fillippa. Wtedy przynajmniej wiedziałam, czego ode mnie oczekiwano, a teraz zastanawiałam się, czy jest w ogóle sens rozpakowywać walizkę.
Po raz kolejny zwyzywałam siebie od tchórzy. Prawda była taka, że bałam się spytać, co ze mną będzie. Choć niepewność zjadała mnie od środka, to chwilowo wolałam żyć w niewiedzy, niż wiedzieć, co rzeczywiście się ze mną stanie.
Siedziałam, patrząc przed siebie, i starałam się uporządkować chaos w głowie. Nie miałam pojęcia, ile czasu trwałam w takiej pozycji, z zamyślenia wyrwał mnie dopiero ból promieniujący z dłoni. Przeklęłam pod nosem, widząc sączącą się z kciuka krew. Znów rozdrapałam sobie skórkę przy paznokciu. Był to tik nerwowy, którego nie potrafiłam się pozbyć.
Uznałam to za znak, że powinnam wziąć się w garść. Wstałam i sięgnęłam po walizkę, aby wyciągnąć piżamę i kosmetyczkę. Dopiero gdy wyrzuciłam wszystkie rzeczy na podłogę, udało mi się znaleźć to, czego szukałam. Pakowanie nigdy nie należało do moich mocnych stron, zwłaszcza gdy miałam na nie tylko kilka minut. Pospiesznie upchnęłam wszystko z powrotem w walizce i z wahaniem wyszłam z pokoju, starając się sobie przypomnieć, za którymi drzwiami znajdowała się łazienka.
Z ulgą ściągnęłam przepocone ubranie i weszłam pod prysznic. Pierwsze krople wody zmyły ze mnie brud i ciężar całego dnia. Zapomniałam zabrać swój szampon, więc po chwili wahania sięgnęłam po jedyną butelkę stojącą na półce. Przypomniałam sobie, jak wiele kosmetyków miał Fillippo, i prawie parsknęłam, wyobrażając go sobie używającego tego samego produktu do włosów i do ciała, jak najwyraźniej robił to Alessandro.
Dopiero gdy się spłukałam i zakręciłam wodę, zorientowałam się, że nie tylko szamponu zapomniałam spakować. Otworzyłam stojącą w rogu drewnianą szafkę i wyciągnęłam z niej granatowy ręcznik. Owinęłam się nim i podeszłam do umywalki. Wyglądałam upiornie w zaparowanym lustrze. Przyjrzałam się mojej twarzy, która była najlepszym dowodem na to, jak bardzo zmieniłam się przez ostatnie dwa lata. Czułam się, jakby patrzyła na mnie obca osoba.
Odgarnęłam wilgotne włosy na plecy i przyjrzałam się swojemu policzkowi. Był lekko zaczerwieniony, lecz siniak nie powinien się pojawić. Dokończyłam toaletę i jak najciszej wróciłam do pokoju. Przekręciłam klucz w drzwiach, choć dobrze wiedziałam, że jeżeli Alessandro będzie chciał do mnie przyjść, to coś tak prostego jak zamek go nie powstrzyma.
Mimo ogromnego zmęczenia nie mogłam zasnąć. Kręciłam się z boku na bok, nasłuchując odgłosów dochodzących z korytarza. Każdy, nawet najmniejszy szmer sprawiał, że sztywniałam, wpatrując się wyczekująco w drzwi. Gdy do pokoju wpadły pierwsze promienie słońca, zmęczenie wreszcie wzięło górę.
Po raz pierwszy od prawie dwóch lat zasnęłam, płacząc.
Gabriella
Obudził mnie dźwięk zamykanych drzwi. Przez kilka długich sekund wpatrywałam się w sufit, nie rozumiejąc, gdzie jestem. Dopiero gdy usłyszałam szum wody, przypomniałam sobie wydarzenia poprzedniego dnia i ze smutkiem stwierdziłam, że to nie był tylko zły sen.
Sprawdziłam godzinę. Było kilka minut przed szóstą rano. Serce biło mi jak oszalałe, gdy próbowałam przypomnieć sobie wczorajsze instrukcje Alessandra. Czy wspominał coś o śniadaniu? Spanikowana, że nie zdążę nic przygotować, zerwałam się na równe nogi i wybiegłam z pokoju. Ostatnie, czego potrzebowałam, to zdenerwować mężczyznę już pierwszego poranka.
Bez problemu odnalazłam kuchnię i otworzyłam lodówkę, licząc, że jej zawartość cokolwiek mi podpowie. Niestety, w środku znajdowały się tylko brokuł i pierś z kurczaka. Nic więcej. Może Alessandro, tak jak Fillippo, żywił się głównie odżywką białkową? Sprawdziłam kilka szafek, lecz nie znalazłam w nich nic, co nadawałoby się do jedzenia.
– Szukasz czegoś?
Podskoczyłam i uderzyłam czołem o blat. Łzy napłynęły mi do oczu; nie wiedziałam, czy z bólu, czy ze strachu. Wzięłam głęboki oddech i powoli się podniosłam.
Alessandro stał obok wyspy kuchennej, zapinając ostatnie guziki śnieżnobiałej koszuli. Włosy miał wilgotne po prysznicu, twarz świeżo ogoloną.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Alessandro
Dostępne w wersji pełnej
Alessandro
Dostępne w wersji pełnej
Alessandro
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Alessandro
Dostępne w wersji pełnej
Alessandro
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Alessandro
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Alessandro
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Alessandro
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Alessandro
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Gabriella
Dostępne w wersji pełnej
Alessandro
6 lat później
Dostępne w wersji pełnej
Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska
Wydawczyni: Joanna Pawłowska
Redakcja: Anna Jasińska
Korekta: Małgorzata Lach
Projekt okładki: Łukasz Werpachowski
Zdjęcie na okładce: © tomertu / Stock.Adobe.com
Copyright © 2025 by Anna Smol
Copyright © 2025, Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2025
ISBN 978-83-8371-852-1
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Weronika Panecka