Śmiertelny nieśmiertelny - Mary Shelley - ebook

Śmiertelny nieśmiertelny ebook

Mary Shelley

4,0

Opis

„Śmiertelny nieśmiertelny” to opowiadanie z 1833 roku napisane przez Mary Shelley. Bohater o imieniu Winzy, uczeń słynnego alchemika Korneliusza Agryppy, przypadkiem wypija eliksir nieśmiertelności. To, co na początku wydaje się błogosławieństwem, z czasem staje się przekleństwem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 25

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
0
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dominika198

Dobrze spędzony czas

Ciekawe krótkie opowiadanie oscylujące wokół tematyki nieśmiertelności, natury człowieka i sensu jego życia.
00



Mary Shelley

Śmiertelny nieśmiertelny

TłumaczMagda Bitner

© Mary Shelley, 1833

© Magda Bitner, tłumaczenie, 2024

„Śmiertelny nieśmiertelny” to opowiadanie z 1833 roku napisane przez Mary Shelley. Bohater o imieniu Winzy, uczeń słynnego alchemika Korneliusza Agryppy, przypadkiem wypija eliksir nieśmiertelności. To, co na początku wydaje się błogosławieństwem, z czasem staje się przekleństwem.

ISBN 978-83-8369-463-4

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

16 lipca 1833 roku. To dla mnie ważny dzień. Dziś kończę trzysta dwadzieścia trzy lata.

Żyd Wieczny Tułacz? Nic z tych rzeczy. On błąka się po świecie już ponad osiemnaście wieków. W porównaniu z nim jestem bardzo młody.

Czy zatem jestem nieśmiertelny? Sam zadaję sobie to pytanie w dzień i w nocy od trzystu trzech lat i nie potrafię na nie odpowiedzieć. Dzisiaj znalazłem siwy włos pośród moich brązowych loków. Czy to oznacza, że moje ciało wreszcie zaczęło się rozkładać, czy może tkwił tam sobie od ponad trzystu lat? Wszak niektórzy ludzie siwieją przed dwudziestym rokiem życia.

Opowiem swoją historię, a czytelnik niech sam osądzi. Opowiem swoją historię i wypełnię w ten sposób chociaż kilka godzin czekającej mnie wieczności, która stała się dla mnie tak nużąca. Żyć bez końca! Żyć wiecznie! Czy to w ogóle możliwe? Słyszałem o czarach, których ofiary pogrążały się w głębokim śnie, by po stu latach obudzić się tak samo rześko jak każdego ranka; słyszałem o Siedmiu Śpiących… Nieśmiertelność w objęciach snu nie wydaje się tak uciążliwa, ale, och, ciężar niekończącego się czasu, żmudne przemijanie wciąż następujących po sobie godzin! Jakże szczęśliwy był legendarny Nourjahad!… Ale wróćmy do mojej opowieści.

Cały świat słyszał o Korneliuszu Agryppie. Jego pamięć żyje po dziś dzień, a jego magiczne sztuki uczyniły mnie tym, kim jestem. Cały świat usłyszał również o jego uczniu, który podczas nieobecności swego mistrza, nieświadomy niczego, przywołał plugawego diabła i został przez niego zgładzony. Wieści o tym wypadku, prawdziwe czy fałszywe, nastręczyły słynnemu alchemikowi wielu problemów. Wszyscy jego uczniowie natychmiast go opuścili, a służba zniknęła. Nie został u jego boku nikt, kto mógłby dokładać węgla do płonącego zawsze w pracowni ognia, gdy mistrz spał, lub zająć się zmieniającymi kolory eliksirami, gdy ten studiował księgi. Jedna para rąk nie wystarczała, więc eksperyment za eksperymentem kończył się fiaskiem. Nawet duchy śmiały się z Korneliusza Agryppy, że nie jest w stanie utrzymać u swego boku ani jednego śmiertelnika.

Byłem wtedy bardzo młody, bardzo biedny i bardzo zakochany. Pobierałem nauki u mistrza już od około roku, ale gdy wydarzył się znamienny wypadek, byłem akurat nieobecny. Po moim powrocie przyjaciele błagali mnie, abym nie wracał do siedziby alchemika. Drżałem, słuchając ich strasznej opowieści. Nie potrzebowałem drugiego ostrzeżenia! Kiedy zjawił się Korneliusz i zaoferował mi sakiewkę złota, jeśli pozostanę pod jego dachem, poczułem się tak, jakby kusił mnie sam diabeł. Mimowolnie szczękałem zębami, a włosy stanęły mi dęba — uciekłem stamtąd tak szybko, jak tylko pozwalały mi na to uginające się pode mną nogi.