Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Osiemnastoletnia Peri Willis mieszka w Londynie, ale najbliższy rok w ramach wymiany szkolnej planuje spędzić w Los Angeles. Zatrzyma się u swojej koleżanki Fergie, z którą do tej pory kontaktowała się tylko przez telefon. Peri pochodzi z rodziny należącej do klasy średniej więc gdy trafia do ogromnego domu, od razu widzi, że jest to zupełnie inny świat. Świat bogatych dzieciaków uwielbiających wyjątkowo niebezpieczne zabawy.
Dziewczyna poznaje Ashera i Liama Sheeranów – braci Fergie – i szybko zauważa, że są bardzo popularni w szkole. A ona błyskawicznie zaczyna być postrzegana przez pryzmat znajomości z nimi, co ma dobre i złe strony.
Jej największą uwagę przykuwa Liam. Mimo że Peri zdaje sobie sprawę, że nie jest mu obojętna, wie, że nic z tego nie będzie. Chłopak ma dziewczynę, a Peri nie lubi brać udziału w takich gierkach. Zresztą będzie tu przecież tylko przez jakiś czas i niedługo wróci do Londynu. Prawda? Opis pochodzi od wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 422
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2023
Julita Sarnecka
Wydawnictwo NieZwykłe
All rights reserved
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja:
Alicja Chybińska
Korekta:
Karina Przybylik
Joanna Boguszewska
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8320-393-5
Drogi Czytelniku,
Zanim zaczniesz czytać tę książkę, chciałabym zaznaczyć, że pewne przedstawione w niej zachowania w realnym życiu byłyby nieakceptowalne. Ich romantyzowanie uznawane jest za złe. Proszę, nie róbcie tego. Cechy nadane bohaterom są fikcyjne.
Niektórzy czytelnicy mogą znaleźć w niej odbicie swoich smutnych historii – pamiętajcie o tym, że jest możliwość skorzystania z telefonów zaufania. Czasami łatwiej nam otworzyć się przed kimś obcym.
Niebieska Linia
Tel: 800 120 002
Telefon zaufania
(22) 828 11 12
Telefon zaufania dla młodzieży
116 111
Dbajcie o siebie!
– Peri, jeśli się nie pośpieszysz, to nie zdążymy na samolot! – Mama krzyczy tak głośno, że słyszą ją pewnie wszyscy sąsiedzi.
Ostatni raz spoglądam przez ramię na swój pokój, po czym cicho zamykam drzwi, czując nagłą potrzebę, aby tam natychmiast wrócić. Powinnam się cieszyć, że w końcu mogłam się stąd wyrwać, ale strach przed tym, co nowe, paraliżuje mnie od środka.
– Idę, już idę! – krzyczę równie głośno i zbiegam po schodach, starając się zapisać w pamięci skrzypnięcie każdego stopnia.
Wchodzę do kuchni i widzę rodziców, którzy dziś zachowują się trochę inaczej niż zwykle. Tata siedzi przy stole i nie czyta gazety, a mama, która powinna jeszcze spać, zajmuje miejsce koło niego, popijając kawę.
Muszą widzieć moją zszokowaną minę, bo mama uśmiecha się do mnie i pyta:
– Jak spałaś, kochanie?
– Dobrze. – Tylko na tyle mnie stać.
Nagle czuję, że całe moje ciało się spina i brakuje mi tchu. Doskonale wiem, kto właśnie wszedł do kuchni, bo zawsze tak na niego reagowałam.
Dzień, w którym rodzice oznajmili mi, że będę miała brata, w założeniu miał być najszczęśliwszym dniem mojego życia. Mama wróciła z pracy z wielkim pudełkiem lodów i już wtedy wiedziałam, że coś się szykuje. Coś wielkiego, bo ona nigdy nie kupowała lodów ot tak sobie. Uważała, że są niezdrowe i szkoda na nie pieniędzy. Dopiero po obiedzie nastąpiła wielka chwila i pozwolono mi wyciągnąć deser z zamrażalki.
– Peri, chcielibyśmy o czymś z tobą porozmawiać. – Mama postawiła przede mną miseczkę z lodami czekoladowymi i usiadła naprzeciwko, koło taty, który czyścił swoje okulary, choć widziałam, że są wypucowane na błysk. Dobrze wiedziała, że nienawidzę lodów czekoladowych i byłampewna, że zrobiła to specjalnie, żebym nie zjadła za dużo.
– Peri, mama i ja bardzo chcielibyśmy, abyś miała rodzeństwo. – Tata w końcu odważył się odezwać. – Nie będę ci tłumaczył wszystkiego od początku, ale kiedy przyszłaś na świat, mama bardzo źle się czuła. – Spojrzał wymownie na swoją żonę, dając jej tym znać, że jego rola na tym się kończy. Chociaż miałam dopiero sześć lat, domyślałam się, co chcą mi powiedzieć.
– Mama będzie miała dzidziusia? – zapytałam, nie przestając jeść lodów, chociaż nie smakowały mi tak, jak powinny.
Najwidoczniej nie spodziewali się takich słów z mojej strony, bo mama zaczęła się nerwowo śmiać, a tata wstał i wyciągnął piwo z lodówki.
– Kochanie, tak jak powiedział tata, bardzo źle się czułam, będąc z tobą w ciąży i byłam ostatnio u lekarza, który powiedział, że lepiej byłoby, gdybym nie miała już nigdy dzidziusia w brzuszku – przerwała, wyczekując mojej reakcji.
Tak naprawdę nie do końca wiedziałam, o czym mówili, ale najwyraźniej tak im było łatwiej, więc kiwnęłam tylko głową na znak, że rozumiem.
Mama uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco i pogłaskała po ręce.
– Jest mnóstwo dzieci, które szukają domu i miłości, bo nie mają rodziców. Ty masz to szczęście, ale nie każdy tyle go miał. Dlatego postanowiliśmy z tatą, że chcielibyśmy zabrać do nas do domu właśnie takie dziecko. Zdecydowaliśmy się na synka. Będziesz miała brata, kochanie.
Czy się cieszyłam? Wtedy wydawało mi się, że jestem największą szczęściarą na całym świecie, bo w końcu, jak to powiedział potem tata, nie wszyscy mogą ot tak przyprowadzić do domu brata czy siostrę. Trzeba być idealną rodziną, a my taką właśnie byliśmy. Przynajmniej tak myślałam. Na początku czułam trochę zawód, że to nie siostra, ale mama szybko wytłumaczyła mi, że brat jest lepszy, bo zawsze będzie mnie bronił.
W dniu, kiedy miałam zobaczyć go po raz pierwszy, wyciągnęłam z szafy najlepszą sukienkę, jaką miałam. Była piękna i zakładałam ją tylko na specjalne okazje. Mama przygotowała jego pokój, a ja postanowiłam podarować mu coś od siebie i położyłam na poduszce moją ukochaną maskotkę. Wiedziałam, że będę za nią tęsknić, ale on potrzebował jej teraz bardziej.
Wszyscy razem pojechaliśmy po niego do wielkiego domu, w którym mieszkało mnóstwo dzieci takich jak on. Już w samochodzie rodzice powiedzieli mi, że Rinke ma osiem lat, ale dopiero kiedy go zobaczyłam, zdałam sobie sprawę, że jest ode mnie starszy. Wyglądał na dużo więcej niż osiem lat. Był wysoki i miał ciemne, trochę przydługie włosy, które delikatnie wchodziły mu do oczu. Pamiętam, że zastanawiałam się nawet, czy on cokolwiek widzi, ale szedł tak pewnym krokiem, że doszłam do wniosku, iż nie mógł mieć z tym problemu. Kiedy do nas podszedł, mama objęła go mocno i zaczęła płakać. Tata poklepał go delikatnie po plecach, a ja stałam cały czas z tyłu, czując na sobie wzrok mojego nowego brata. Obserwował mnie uważnie z taką miną, jakby decydował, czy nadaję się na jego siostrę. To on decydował, nie ja. Już wtedy miał w sobie coś, co sprawiało, że w jego obecności mnie paraliżowało. Ta sytuacja spowodowała, że nie mogłam wydusić z siebie głosu, a ktoś z boku mógłby pomyśleć, że mój nowy brat mnie zaczarował.
W końcu, po dłużącej się w nieskończoność chwili, tata odchrząknął i zaczął teatralnie:
– Rinke, poznaj swoją siostrę Peri.
Dlaczego nie powiedział: Peri, poznaj swojego brata Rinke? Na pewno dodałoby mi to wtedy więcej odwagi.
Rinke tylko skinął głową, a ja zauważyłam, jak lśnią jego oczy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że chciałam, aby rzucił mi się na szyję i powiedział, że od teraz będzie moim bohaterem, jednak nic takiego się nie stało. Staliśmy jak zupełnie obcy sobie ludzie, a mnie przerażało, że od teraz on z nami zamieszka, a ja będę się czuła jak nie na swoim miejscu.
Wzięłam głęboki wdech i zrobiłam krok do przodu. Chciałam udowodnić rodzicom i jemu, ale przede wszystkim sobie, że się go nie boję i ta sytuacja wcale nie sprawiła, że serce waliło mi jak oszalałe. Jakaś część mnie bardzo chciała, aby mnie pokochał.
– Cześć – odezwałam się.
– Cześć. – Jego głos był taki inny. Nie był dziecięcy, podobny do głosów moich kolegów ze szkoły. Serce zaczęło mi szybciej bić. Głośno przełknęłam ślinę, połykając łzy, które zaczęły palić mnie w gardle.
Tak bardzo jednak nie chciałam rozczarować rodziców, dlatego znalazłam w sobie jeszcze odrobinę nadziei i sięgnęłam do kieszeni, by wyjąć z niej cukierek, którego zabrałam ze sobą z myślą o moim nowym bracie, bo przecież dzieci lubią słodycze. Prawda?
Wyciągnęłam w jego kierunku rękę i dałam mu go. Wpatrywał się we mnie dziwnie i wydawało się, że minęła wieczność zanim się odezwał.
– Dzięki. Nie lubię słodyczy.
Bum. Wszystko we mnie pękło. Nie chciałam, żeby ktoś zobaczył moje łzy, więc po prostu skinęłam głową na znak, że nic się nie stało, po czym odwróciłam się i wsiadłam do samochodu.
Jakie dziecko nie lubi słodyczy?
Od tej chwili wiedziałam, że moje życie się zmieni, nie wiedziałam tylko, czy na lepsze, czy na gorsze.
Znowu myślami jestem w kuchni. Próbuję ominąć wzrokiem swojego brata, który stoi oparty o framugę drzwi. Od pasa w górę jest nagi, a dresowe spodnie zwisają mu niebezpiecznie nisko.
Rinke obserwuje każdy mój ruch i kiedy nalewam soku pomarańczowego do szklanki, czuję, że pod jego bacznym spojrzeniem trzęsie mi się ręka.
– Wyduś to w końcu z siebie, tato – wzdycham.
– Chyba nie chcesz w tym jechać? – Ma karcący ton.
– A dlaczego niby nie? – Zaczynam teatralnie oglądać się ze wszystkich stron. Dziś założyłam białe krótkie spodenki i do tego jasnozielony top, który trochę odsłaniał brzuch.
– A może dlatego, że jesteś ubrana zbyt wyzywająco? – Unosi brew tak, że od razu mam ochotę wybuchnąć śmiechem.
Powstrzymuję się jednak, zakładam ręce na piersi, przewracając oczami, bo wiem, że takie zachowanie doprowadza go do szału.
– Tato, lecę do Kalifornii. Tam każdy tak się ubiera, a ja nie chcę już na samym początku się wyróżniać. I tak na tle tych wszystkich opalonych blondynek będę wyglądać jak jakieś UFO.
Mama nie odzywa się ani słowem, bo wie, że to i tak nic nie da. Zamiast tego podchodzi, by mnie przytulić.
– Tak bardzo nie chcę, żebyś wyjeżdżała.
Słyszę, że pociąga nosem. Nienawidzę, kiedy to robi.
– Mamo, nie płacz. Przecież istnieją komputery, mamy internet i możemy widzieć się przez kamerkę codziennie. Nie będzie mnie tylko rok, a nie całe życie.
Wyciera mokre policzki i patrzy mi w oczy. Nie wiem, czy mnie rozumie, ale coś w tym spojrzeniu mówi mi, że doskonale zna powody, dla których zdecydowałam się na tak długi wyjazd. Tak naprawdę nie potrzebuję jej zrozumienia i aprobaty, chcę jak najszybciej stąd zniknąć.
– Pośpieszmy się, bo samolot odleci bez ciebie. – Znowu odzywa się normalnym tonem.
W samochodzie mam ochotę się wyłączyć i nie słyszeć ich trajkotania. Nie chcę też pokazać, jak bardzo cieszę się z tego, że nie jedzie z nami Rinke.
– Spakowałaś stroje kąpielowe? – Tata zerka na mnie w lusterku.
– Lecę do Los Angeles, więc to była pierwsza rzecz, którą spakowałam – odpowiadam.
– To dobrze, dziecko, to dobrze. – Znowu patrzy wprost przed siebie. Ręce zaciska tak mocno na kierownicy, że aż bieleją mu knykcie i kiedy myślę, że już więcej się nie odezwie, wypala: – Pamiętaj, uważaj na siebie i nie zapomnij, że Jason na ciebie czeka. Nie chciałbym się za ciebie wstydzić.
– Taaaatoooo! – jęczę.
– Nie tatuj mi tutaj, tylko mnie posłuchaj!
Wzdycham. Zanosi się na wykład połączony z kazaniem.
– Tom, czy naprawdę musimy teraz o tym rozmawiać? – Mama w końcu próbuje ratować mnie z opresji. – Peri jest dużą dziewczynką i jestem pewna, że wzięła sobie do serca te wszystkie rozmowy, które z nią na ten temat przeprowadziłeś. Prawda, Peri? – Odwraca się do mnie i puszcza oczko.
– Oczywiście! Trzy palce na sercu. – Przykładam trzy palce do piersi, na znak tego, że to, co mówię, biorę na poważnie.
Reszta drogi nie jest już tak krępująca. Zamykam oczy i moje myśli kierują się w stronę Jasona. Znaliśmy się od dziecka i siłą rzeczy musieliśmy zostać parą. Nasze rodziny były mocno zaprzyjaźnione.
Straciliśmy ze sobą dziewictwo, ale nie był to seks wysokich lotów, od którego miękną kolana, a podczas orgazmu widzi się gwiazdy przed oczami. Nie jestem nawet pewna, czy kiedykolwiek miałam orgazm. Podobno jeśli nie jest się w stanie powiedzieć, czy się go przeżyło, to znaczy, że go nie było. Podobno. Dla mnie najważniejszym jest, że się kochamy. Namiętność przyjdzie z czasem. Przyrzekliśmy sobie, że co by się nie działo, będziemy kontaktować się ze sobą codziennie i planowałam dotrzymać słowa.
Po ckliwym pożegnaniu w końcu siedzę w samolocie. Nie mogę w to uwierzyć, dlatego szczypię się w ramię, aby się przekonać, że nie jest to sen.
– Dużo słyszałam o sposobach pokonywania lęku przed lataniem, ale szczypanie się widzę pierwszy raz w życiu. Działa? – Dopiero po chwili orientuję się, że te słowa są skierowane do mnie.
Odwracam się w stronę, z której dochodzi przyjemny głos i widzę piękną kobietę. Jej oczy przeszywają mnie na wylot i przez krótką chwilę mam ochotę się schować, jednak ona wyczuwa mój niepokój i uśmiecha się do mnie szeroko. Ma piękny uśmiech, taki, który dodaje odwagi w najbardziej krytycznych momentach życia. Zazdroszczę jej, że może się tak uśmiechać, ja nie potrafię.
– Nie, nie. Nie boję się latać. Po prostu nie mogę uwierzyć, że siedzę tu i to wszystko dzieje się naprawdę.
– Och, to musisz mi koniecznie to wszystko opowiedzieć, bo tak się składa, że ja strasznie boję się latać, a rozmowa trochę mnie od tego odciąga. – Ruchem ręki zatrzymuje przechodzącą stewardesę i szepcze do niej: – Kochanie, byłabym bardzo wdzięczna za szklankę czegoś mocniejszego. – Kobieta uśmiecha się do niej i przytakuje szybkim skinieniem głowy.
Na pierwszy rzut oka widzę, że też jest nią oczarowana. Chciałabym, żeby ktoś kiedyś tak na mnie patrzył – z szacunkiem i podziwem.
Chrząkam zawstydzona, bo wiem, że przyłapała mnie właśnie na obserwowaniu.
– Tak naprawdę nie ma o czym opowiadać. Lecę na rok do Los Angeles na wymianę uczniowską. Wzięłam udział w specjalnym programie u nas w szkole i tadam! Udało się.
– Cudownie! Pewnie nie możesz się już doczekać. – Klaszcze w dłonie, a mnie powoli opuszcza stres.
– Tak, potrzebuję takiej przerwy od Londynu, ale mam też trochę obaw. Nie znam rodziny, u której będę mieszkać i nie wiem, co mnie czeka.
– Zobaczysz, będziesz się świetnie bawić. Los Angeles jest jedyne w swoim rodzaju. Trudno ci będzie stamtąd wyjeżdżać. Wspomnisz moje słowa.
Patrzę jej prosto w oczy i wiem, że już ją lubię. Takie rzeczy wie się od początku, od pierwszego wypowiedzianego słowa, pierwszego spojrzenia.
– Mam nadzieję. Zazdroszczę pani takiego pozytywnego myślenia.
– Nie martw się, tak się składa, że mieszkam w Los Angeles. Dam ci swoją wizytówkę i w razie gdybyś czegoś potrzebowała, możesz zawsze do mnie zadzwonić. I jeszcze jedno: mów mi Eva. – Puszcza do mnie oczko.
– Ja jestem Peri – przedstawiam się i biorę od niej pozłacaną wizytówkę, po czym szybko chowam ją do torebki, nawet na nią nie spoglądając, bo wiem, że i tak pewnie do niej nie zadzwonię.
W tym momencie stewardesa przynosi wcześniej zamówionego przez Evę drinka, a ja rozsiadam się wygodnie w fotelu. Zdaję sobie sprawę, że wystartowaliśmy, a ja, zajęta rozmową z nieznajomą kobietą, to przegapiłam. Nie wiem, czy zrobiła to specjalnie, ale coś mi podpowiada, że ona wcale nie boi się latać, wygląda na zrelaksowaną.
Uśmiecham się sama do siebie i przymykam oczy, czując, że odpływam. Mam dziwne przeczucie, że przy tej kobiecie nic mi nie grozi.
Gdy wysiadam z samolotu, gorące powietrze uderza we mnie jak obuchem. Przyjemna odmiana od ponurego Londynu, w którym pada przez większą część roku. Od razu czuję, że włosy przyklejają mi się do czoła, a po karku spływają strużki potu. Zgarniam kosmyki i niedbale związuję je gumką, którą mam na nadgarstku. Wyglądam pewnie jak zmokła kura, na szczęście nikogo tutaj nie znam i nikt nie zobaczy mnie w takim stanie.
Stoję właśnie w kolejce po swoje bagaże, gdy słyszę za sobą ostrożny głos.
– Peri?
Odwracam głowę i widzę filigranową blondynkę z burzą loków na głowie. Odkąd zobaczyłam ją przez kamerkę, wiedziałam, że właśnie tych włosów będę jej zazdrościć.
– Fergie? – odpowiadam niepewnie, choć już jestem pewna, że to ona. Na żywo wygląda jeszcze piękniej.
Uśmiecha się do mnie, ukazując idealnie proste i białe zęby podkreślone krwistoczerwoną szminką na ustach, po czym, ku mojemu zaskoczeniu, zarzuca mi ręce na szyję i mocno obejmuje. Jest południe, a ona ma na sobie pełny makijaż, jakby szła na jakąś imprezę.
– Pokaż się! – Dziewczyna odsuwa się ode mnie i zaczyna mi się przyglądać.
Cmoka i przygryza dolną wargę.
– No, no, kochana, wyglądasz oszałamiająco. Wszyscy padną z zachwytu, jak cię dziś zobaczą. Wiesz, ile osób czeka, żeby cię poznać?
– Spokojnie, daj mi się oswoić. – Wybucham śmiechem. – Dopiero co przyjechałam, a ty już rzucasz mnie na pożarcie lwom.
– Wszyscy i tak już wiedzą i dlatego robimy dziś małe party – wypala, jak gdyby nigdy nic.
– Oszalałaś. Mam nadzieję, że to nie z powodu mojego przyjazdu?
– Nie stresuj się. To jest ostatni weekend wakacji i imprezka odbyłaby się tak czy siak. Myślałam, że się ucieszysz. To jest Kalifornia, a ty przyjechałaś, aby przeżyć najlepszy rok w całym twoim życiu. – Patrzy na mnie figlarnie, a ja znowu czuję nieodparte wrażenie, że chyba się polubimy.
– Tylko jeśli nauczysz mnie tego twojego fenomenalnego amerykańskiego akcentu. – Patrzę na nią przymrużonymi oczami. – A po drugie, nie przyjechałam tu imprezować, tylko się uczyć.
– Chyba sobie żartujesz! – Fergie nachyla się jeszcze bliżej. – Twój akcent jest tak podniecający, że sama mam mokre majtki, kiedy cię słucham. Zobaczysz, wszyscy padną. A co do tej drugiej rzeczy, pogadamy za rok.
Wybucha śmiechem, zarzuca ręce na moje ramiona i zaczyna prowadzić do wyjścia. Coś mi podpowiada, że to naprawdę będzie niezapomniany rok. Nikt nigdy nie odzywał się do mnie takimi słowami, a zwłaszcza dziewczyna, jednak Fergie robi to tak naturalnie, że już po chwili o tym zapominam.
– Gdzie są twoi rodzice? – zagaduję, gdy w końcu wychodzimy na zewnątrz.
– W zeszłym miesiącu wyjechali na wakacje i wracają dopiero jutro wieczorem. Kazali cię przeprosić i powiedzieli, że masz się czuć jak u siebie w domu.
Zatrzymuję się, a Fergie dopiero po jakimś czasie orientuje się, że nie idę koło niej, a rozmowę prowadzi sama ze sobą.
– I rodzice zostawili cię tak samą? – pytam ostrożnie.
– Kochana, jestem już pełnoletnia, zresztą tak samo jak ty, a po drugie jestem pod opieką braci. Moi rodzice bardzo im ufają i wiedzą, że przy nich nic mi nie grozi.
– Ja nie mam takiego luzu, moi rodzice kontrolowali mnie na każdym kroku.
Fergie patrzy na mnie ze współczuciem.
– A tak w ogóle, to stresuję się, bo nie wiem, jak zareagują na mnie twoi bracia.
– Naprawdę? Uwierz mi, nie ma czym. Zresztą sama zobaczysz. Liam i Asher są, ale jakby ich nie było. Chodzą swoimi ścieżkami, na które ja wolę się nie zapuszczać. A teraz chodź, bo kierowca czeka. – Łapie mnie za ramię i ciągnie w stronę samochodu, który właśnie zaparkował przy wejściu. – Wsiadasz? – Głos Fergie przebija się przez moje myśli.
Stoję i przyglądam się, jak szofer pakuje moje walizki do bagażnika i jest to tak absurdalnie dziwne, że mam ochotę się roześmiać. Nikt nigdy nie pomagał mi w taki sposób, no może oprócz ojca, ale to co innego.
Kręcę z niedowierzaniem głową, wsiadam i zamykam oczy, pławiąc się w przyjemnym chłodzie. Dopiero teraz czuję, jak gorąco było na zewnątrz.
Kierowca rusza. Włosy odklejają mi się od spoconego czoła, a ja mam ochotę jęknąć. Fergie wygląda tak, jakby ten skwar w ogóle nie robił na niej wrażenia, na jej skórze nie zauważam ani jednej kropelki potu, za to ja wyglądam, jakbym właśnie wzięła prysznic. Zapowiada się cudowny czas.
Nagle odwracam się w stronę nowej przyjaciółki i wypalam:
– Masz własnego kierowcę?
– Yhy – mruczy pod nosem, chociaż nie jestem pewna, czy się nie przesłyszałam.
Nie chcę ciągnąć tematu, dlatego nie komentuję tego w żaden sposób.
W samochodzie usta nam się nie zamykają. Nie czuję żadnego skrępowania, ale może wynika to z faktu, że naprawdę rozmawiałyśmy ze sobą często przez kamerkę. Fergie zapytała, jak mi się układa z Jasonem, chociaż wiedziałam, że go nie polubiła. Poznała go, kiedy parę razy był u mnie podczas naszych rozmów. Uważa, że zasługuję na kogoś lepszego. Nie mogę pojąć, jak ona mogła wyrobić sobie o nim zdanie, prawie go nie znając.
Podróż z lotniska nie trwa długo. Nie zauważam nawet, kiedy otoczenie za oknem samochodu zaczyna się zmieniać. Zjeżdżamy z autostrady i po chwili mijamy piękne domy, podobne do tych, które często widziałam w filmach. Na żywo robią jeszcze większe wrażenie. Nie mogę się napatrzeć, każdy z nich otoczony jest przez równo przycięte zielone krzewy. Zastanawiam się nawet, czy mieszka tu ktoś sławny, ale nie mam odwagi zapytać o to Fergie.
Jedziemy jeszcze kawałek i zatrzymujemy się przed wielką bramą. Kierowca naciska przycisk na pilocie i wrota zaczynają się otwierać, ukazując to, co jeszcze przed chwilą było niewidoczne dla oczu.
Czuję, że za chwilę braknie mi tchu, dlatego dopiero po kilku sekundach jestem w stanie cokolwiek z siebie wydusić.
– To twój dom? – pytam, choć w głębi duszy wiem, jaka będzie odpowiedź.
– Tak, choć będąc bardziej dokładnym, to dom moich rodziców.
– O czym mi jeszcze nie powiedziałaś?
Zbywa mnie machnięciem ręką.
– Peri, może o paru rzeczach ci nie powiedziałam. – Przewraca oczami.
Przed moim przyjazdem dużo ze sobą pisałyśmy albo rozmawiałyśmy przez telefon. Po części czułam się tak, jakbym znała tę dziewczynę od bardzo dawna, za to teraz nie byłam tego taka pewna.
– Ale teraz to już nie ma żadnego znaczenia, bo jesteś tu i spędzimy ze sobą zarąbisty rok.
– O jakich rzeczach jeszcze mi nie powiedziałaś? – pytam po raz drugi, akcentując słowo jeszcze.
– Musisz mnie zrozumieć – mówi i zauważam, że ucieka wzrokiem.
– W czym muszę cię zrozumieć? Jak zaraz mi nie powiesz, to przysięgam na wszystko co święte, że wsiadam w powrotny samolot do Londynu i jeszcze dziś wracam do domu.
– No dobra, dobra. Przestań już tak krzyczeć. Pamiętasz, jak ci mówiłam, że jesteśmy troszkę zamożni?
– Pamiętam – przytakuję.
– No właśnie, to może troszkę cię oszukałam. – Nie patrzy mi w oczy.
– Fergie, w czym dokładnie mnie oszukałaś?
– Tylko w słowie „troszkę”. – Śmieje się niepewnie.
– Możesz mówić jaśniej? – Moja cierpliwość jest już na wyczerpaniu.
Wypuszcza wstrzymywane powietrze.
– Bo my jesteśmy troszkę bardziej bogaci niż troszkę.
– Przysięgam, że jak jeszcze raz użyjesz słowa „troszkę”, to nie ręczę za siebie. Dlaczego mi nie powiedziałaś na początku?
Spogląda na mnie, unosząc idealnie wypielęgnowaną brew.
– A jak myślisz? Peri, jak mówię troszkę więcej, to, cholera, znaczy na maksa bogaci. Nie chcę, żeby ktoś zaprzyjaźnił się ze mną ze względu na to, że mam pieniądze.
Mrużę oczy.
– Ej, hola, hola. Ty miałaś mnie za taką osobę?
Otwiera usta, zamyka je, a potem znowu otwiera.
– Nie! Matko święta, nie myślałam tak, ale ty też musisz mnie zrozumieć. Dookoła naszej rodziny kręci się pełno ludzi, ale garstka z nich to ci, którzy życzą nam dobrze. Mam wpojony taki system obronny.
– Straszna z ciebie zołza, wiesz? – Z niedowierzaniem kręcę głową, ale w głębi duszy rozumiem ją. Nie jestem pewna, jak sama zachowałabym się na jej miejscu.
– Wiem, ale muszę ci powiedzieć, że zdałaś test śpiewająco.
Prycham.
– Jeszcze ci nie wybaczyłam.
Ma na sobie okulary przeciwsłoneczne, ale nawet one nie przeszkadzają mi dostrzec w jej oczach uśmiechu. Na ich boku zauważam nazwę znanej marki, na którą ja mogłabym sobie pozwolić tylko w snach.
– Chodź, musisz trochę odpocząć po podróży, a potem przygotujemy się do imprezy. Będzie mnóstwo ludzi. Zobaczysz, nikt nie robi takich imprez jak Sheeranowie. – Fergie próbuje otworzyć drzwi, ale te ani drgną.
– Cholera, moi bracia musieli je zamknąć, a ja nie mam kluczy – mruczy pod nosem. Chodź, wejdziemy przez ogród. Są w domu, bo widzę ich samochody.
Idę za przyjaciółką i po chwili dochodzą nas wybuchy śmiechu, a mnie ogarnia coraz większy strach.
Ogród jest tak ogromny, że można byłoby postawić tu jeszcze raz taki dom, a i wtedy zostałoby jeszcze sporo miejsca.
Nagle słyszę hałas. Podążam wzrokiem tam, skąd dobiegają rozmowy. Dziewczyny chichoczą, jakby nie potrafiły robić nic innego. Ich ciała są jakby nierealne, zaokrąglone tam, gdzie trzeba i szczupłe w odpowiednich miejscach. Nagle zwracam ich uwagę, zatrzymują się i patrzą na mnie, jakbym była jakąś małpką w zoo.
– Chodź, nie zwracaj na nich uwagi. Myślą, że skoro moi bracia zaprosili je do domu, to wszystko im wolno – szepcze Fergie.
W końcu patrzę na chłopaków. Jest ich trzech i każdy z nich grzeszy urodą. Jeden z nich przygląda się mi badawczo, a ja czuję pełzające po ciele ciarki.
Kiedy przechodzimy koło basenu, staram się na nich nie patrzeć, co jest trudne, bo cały czas czuję ich wzrok na sobie.
W tym momencie ktoś lekko mnie popycha, ale to wystarczy, abym straciła równowagę. Próbuję jeszcze zatrzymać się w miejscu, ale to nic nie daje i lecę wprost do basenu.
Na zewnątrz jest bardzo ciepło, ale woda jest lodowata i mam wrażenie, że to tylko moja wyobraźnia.
Jednak nie to jest problemem, tylko to, że nie potrafię pływać.
Szamoczę się, próbując wydostać się na powierzchnię i zaczerpnąć powietrza, ale to jak walka z niewidocznym przeciwnikiem. Cały czas spadam na dno i powoli tracę siły. Kiedy już myślę, że to koniec, czuję, że czyjeś silne ręce ciągną mnie w górę.
– Kurwa! Chloe! Pojebało cię! – krzyczy Fergie. – Asher, połóż ją tutaj – rozkazuje.
– Chloe, wypierdalaj z tego domu. – Ten głos jest tak głęboki, że na ciele czuję dreszcze, ale zrzucam to na karb tego, że wyciągnięto mnie właśnie z lodowatej wody.
– Asher, ale to był tylko żart – jęczy jakaś dziewczyna. – Wyglądała na spiętą…
– Wypierdalaj stąd! – Tym razem odzywa się Fergie.
Podnoszę się i próbuję odetchnąć.
– Wszystko dobrze? – pyta chłopak, a ja nie mogę oderwać wzroku od jego oczu.
– Tak, muszę się tylko przebrać – oznajmiam, zauważając w spojrzeniu chłopaka łobuzerskie iskierki rozbawienia.
Pomaga mi wstać, po czym Fergie łapie mnie za rękę i prowadzi do wejścia do domu.
– Zabierzcie stąd tę wywłokę, bo jeśli ją tu jeszcze raz zobaczę, to nie ręczę za siebie – krzyczy jeszcze przez ramię.
Dom naprawdę robi wrażenie. W powietrzu czuć zapach oceanu. Przymykam oczy i staram się zapamiętać każdy powiew wiatru. Gdybym nie była w tym momencie cała mokra, byłabym w raju.
Wnętrze domu utrzymane jest w jasnych kolorach. Muszę zamknąć usta i wziąć się w garść, bo wyglądam jak dziecko w sklepie ze słodyczami.
– Muszę się chyba czegoś napić – mówię i rozglądam się dookoła.
– Chodź szybko do kuchni, bo zaraz musisz się przebrać. Nie chcę, żebyś się rozchorowała i przepraszam cię za tę jędzę. Mogłam się domyślić, że coś kombinuje. Pewnie myślała, że to będzie śmieszne.
Idę za przyjaciółką, nie mogąc oderwać wzroku od każdego mijanego przedmiotu. Nie wierzę, że w żadnej naszej rozmowie nie powiedziała mi, że pochodzi z tak bogatej rodziny. Z jednej strony rozumiem jej argumenty, ale z drugiej boli mnie to, że nie zaufała mi w takim stopniu, aby opowiedzieć wszystko o sobie.
Fergie wyciąga z szafki dwie szklanki, nalewa do nich soku pomarańczowego, po czym wciska mi do ręki jedną z nich. Jest wyjątkowo dobry, dlatego od razu wiem, że to nie jest zwykły sok z kartonu.
– Ten, który cię uratował, to Asher. Mój brat – słyszę głos Fergie nad uchem.
Patrzę w stronę basenu, a ten, jak na zawołanie odwraca się i uśmiecha do nas.
– Muszę mu podziękować, gdyby nie on, pewnie bym się utopiła – mruczę pod nosem.
– Nie zawracaj sobie tym głowy, zrobił to, co musiał. Ci dwaj z nim, to Kai i Hunter. Imionami dziewczyn nie zawracaj sobie nawet głowy, bo już jutro przyjdą pewnie inne. Te tutaj myślą, że są tymi jedynymi, ale poranek będzie dla nich bardzo bolesny. Każda z nich uważa, że jest jedyna, a potem surprise! – Unosi ręce. – Chloe za to, co dziś zrobiła, nie będzie miała już tutaj wstępu.
– Może zrobiła to niechcący? – Próbuję ją bronić, ale sama w to nie wierzę.
Przyjaciółka patrzy na mnie spod opuszczonych powiek.
– Chloe to jest jedna z największych zdzir w naszej szkole. Uwierz mi, ta dziewczyna wszystko co robi, robi z premedytacją. – Kręci głową i dodaje: – Nigdzie nie widzę Liama. To drugi z moich braci. Cała czwórka jest nierozłączna.
Wiem, że nie powinnam się gapić, ale nie mogę oderwać od nich wzroku. Oni wszyscy są tacy idealni i to jedyne określenie, jakie przychodzi mi w tym momencie do głowy. Tak, jakby byli nierealni. Nikt nie może być aż tak idealny, bo nawet ci idealni mają jakieś skazy.
– Najlepiej zrobisz, gdy będziesz trzymać się od nich z daleka. Podziękujesz mi kiedyś za to, że cię ostrzegłam, a teraz chodźmy na górę, a potem przedstawię cię wszystkim.
Ruszam po schodach za dziewczyną.
– O nie! – jęczy Fergie, zatrzymując się tak nagle, przez co wpadam na nią i obijam się o jej plecy. – Zapomniałam telefonu z samochodu. Wejdź do mojego pokoju, zaraz przyjdę. To ten po lewej. – Macha palcem gdzieś przed siebie, po czym zbiega po schodach i już jej nie ma.
– Hej… ja… który to twój pokój? – mówię już sama do siebie. Stoję na korytarzu i czuję się jak w jakimś pieprzonym show, gdzie mam wybrać tylko jedną opcję. Wszystkie drzwi są zamknięte, oprócz jednych. Domyślam się, że to jest właśnie pokój Fergie.
– Okej – wzdycham. – Zabiję ją później, teraz wybieram bramkę numer jeden.
Podchodzę, popycham je lekko i zamieram. Na fotelu siedzi chłopak i gdy na niego patrzę, zdaję sobie sprawę, że jeżeli przed chwilą mówiłam o nierealnym pięknie, to dopiero teraz mogę poznać, czym ono tak naprawdę jest.
Nieznajomy jest nagi od pasa w górę, dlatego mam możliwość dokładnie przyjrzeć się jego idealnym mięśniom brzucha. Robię to, nie myśląc o konsekwencjach faktu, że tu stoję.
Jego ciemne włosy są lekko potargane tak, jakby przed chwilą, ktoś wsunął w nie palce i się nimi bawił. Dopiero po chwili przyglądam się dziewczynie, która klęczy i najzwyczajniej w świecie robi mu dobrze. Przynajmniej tak to wygląda. Z tego miejsca mam doskonały widok na jej tyłek, który – swoją drogą – jest całkiem niezły. Widocznie mnie nie usłyszała, bo nawet się nie odwróciła. Za to on jest bardzo świadomy mojej obecności. Nie mówi nic, ale jego wzrok wystarczy, abym na plecach poczuła pełzające ciarki. Z całych sił staram się odwrócić i uciec, ale stoję jak zahipnotyzowana. Patrzę szeroko otwartymi oczami na rozgrywającą się przede mną scenę, zła na samą siebie za to, jak bardzo mi się podoba. Gdybym dopuściła do siebie tę myśl, mogłabym nawet stwierdzić, że byłam podniecona.
On też nie może oderwać ode mnie wzroku. Przyciągamy się nawzajem, a ja mam nieodparte wrażenie, że nie wyniknie z tego nic dobrego.
Nie zdradza swojej dziewczynie, że im się przyglądam, a lekki uśmiech na jego twarzy świadczy, że bardzo mu się to podoba.
– Peri?! Co ty robisz? – Fergie stoi za mną z rękami założonymi na piersi.
Szybko przymykam drzwi i patrzę na nią speszona. Czy ja muszę mieć takiego pecha? Czuję, że policzki palą mnie ze wstydu.
– Szukałam twojego pokoju, a te drzwi były uchylone. Myślałam, że to twój.
– Taaa. I niby przypadkiem trafiłaś do pokoju Liama. – Mruży oczy, bierze mnie pod ramię i prowadzi do drzwi na końcu korytarza. – Wiesz, co by było, gdyby cię tu przyłapał? Nienawidzi, kiedy ktoś pod jego nieobecność wchodzi do jego pokoju.
– Eee… on mnie chyba widział. Jeżeli to był on, bo nie wyglądał mi na twojego brata.
Siada na łóżku i marszczy brwi.
– Nie był sam – dodaję. Przez moje skrępowanie musiała się domyślić, co chciałam przez to powiedzieć.
– Był z jakąś dziewczyną, tak?
Kiwam głową.
– I co powiedział, jak cię zobaczył?
– W sumie to nic. Patrzył tylko na mnie i głupkowato się uśmiechał.
Fergie kręci głową i głośno wzdycha.
– Nigdy go nie rozgryzę. Normalnie już by się wściekał albo rozpętałby trzecią wojnę światową.
– Tak naprawdę nie wiem nawet, czy to był twój brat. Widziałam już Ashera na dole i jego byś się nie wyparła. Jesteście jak dwie krople wody. A ten chłopak, którego widziałam, był twoim przeciwieństwem.
– Czarne włosy, dobrze zbudowany i mocno opalony? – Fergie unosi brew.
Przed oczami wyskakuje mi scena, której byłam świadkiem, i ciało chłopaka. Nie chcę myśleć, że bardzo mi się podobało to, co widziałam.
– Dokładnie – przytakuję.
– Taaadaaam. – Teatralnie unosi ręce. – Właśnie poznałaś Liama, mojego drugiego brata. Liam jest adoptowany, dlatego odbiega od nas wyglądem.
– Ach! Rozumiem. Nic nie wspominałaś, że jeden z twoich braci jest przybrany. – Dopiero gdy kończę mówić, orientuję się, jaką głupotę palnęłam. Rinke też jest adoptowany, tylko że ja ani trochę nie traktowałam go jak członka rodziny.
– Bo mam. Liam jest mi bardzo bliski, pomimo że nie płynie w nas ta sama krew. Wiesz, Asher, jakby to powiedzieć, uważa, że należy mu się to, co ma. Urodził się w tej rodzinie. Liam inaczej na to wszystko patrzy. – Fergie wstaje z łóżka i włącza muzykę.
Leci Slow And Nice Ushera.
– Jako dzieciak musiał wszystkim udowadniać, że zasługuje na to wszystko, a uwierz mi, nie miał łatwo.
– Przepraszam, nie to miałam na myśli.
Wzrusza ramionami.
– Jeśli będziesz chciała, to kiedyś opowiem ci wszystko, a teraz chodź, pokażę ci twój pokój.
Prowadzi mnie do drzwi obok swojego pokoju i otwiera je.
– Podoba się? – słyszę głos tuż za sobą.
Odwracam się i przytulam do niej mocno.
– Nie wiem, jak możesz zadawać tak głupie pytania. Jestem zachwycona.
– Ogromnie się cieszę. Zostawię cię samą, żebyś mogła doprowadzić się do porządku, a najlepiej to prześpij się trochę, bo zmiana czasu daje ci pewnie w kość. Przyjdź potem do mnie, to wybierzemy dla ciebie kilka szmatek na imprezę.
Wychodzi, a ja wyciągam telefon z torebki i dzwonię do mamy. Z tego wszystkiego nie dałam jej nawet znać, że ze mną w porządku.
Po rozmowie ściągam przepoconą koszulkę i wchodzę pod prysznic. Czuję się o wiele lepiej, choć nadal nie przejawiam ochoty na żadne imprezy. Obiecałam jednak Fergie, że na niej będę, a nie chcę jej zranić już pierwszego dnia mojego pobytu tutaj.
Postanawiam posłuchać rady nowej przyjaciółki i gdy kończę się myć, kładę się do łóżka. Przyrzekam sobie, że zamknę oczy tylko na moment, ale nie wiem nawet, kiedy odpływam.
***
Budzę się i musi minąć krótka chwila, abym przypomniała sobie, że nie jestem u siebie w domu w Londynie, tylko w Los Angeles. Na tę myśl uśmiecham się szeroko i rozluźniam mięśnie. Ucisk w żołądku znika. Przewracam się na plecy i zaciągam zapachem unoszącym się w powietrzu. Do nozdrzy wpada mi aromat oceanu i chcę zatrzymać tę chwilę na zawsze.
Spoglądam na zegarek i właśnie w tej sekundzie cały czar pryska. Wygląda na to, że spałam prawie dwie godziny i zostało mi już niewiele czasu, aby przygotować się do imprezy. Ile bym dała, aby nie musieć już dziś wstawać.
Pół godziny później jestem gotowa.
Skupiłam się na oczach, które mocniej podkreśliłam czarną kredką. Powieki pomalowałam delikatnym różowym cieniem, a włosy zostawiam w lekkim nieładzie. Wyglądają tak, jakbym w ogóle nie poświęciła im czasu, co zresztą jest prawdą.
Postanawiam założyć coś zupełnie zwykłego, bo nie mam ochoty zwracać na siebie zbytniej uwagi. Decyduję się na biały kombinezon na ramiączkach. Wiem, że Fergie chciała mi coś pożyczyć, ale mam przeczucie, że byłoby to coś bardziej wyzywającego.
Jestem na korytarzu, gdy drzwi do pokoju Liama otwierają się z impetem i wybiega z nich zapłakana dziewczyna.
– Liam, o co ci, kurwa, chodzi! – skomle i pociąga nosem.
Przypuszczam, że to jest ta sama, z którą się zabawiał.
– Każesz mi spadać do domu? Za niedługo zacznie się impreza i wiesz, co będzie oznaczało, jeśli się na niej nie pojawię!
Dziewczyna naprawdę jest w rozsypce, a on stoi w drzwiach z założonymi na piersi rękami i zdaje się jej nawet nie słuchać. Jego uwaga skupiona jest na mnie, co w ogóle mi się nie podoba. Co za dupek! Traktuje dziewczyny przedmiotowo, a właśnie tego nienawidzę najbardziej. Tacy jak on myślą, że wszystkie kobiety będą padać im do stóp. Nieważne, jaką idiotkę robi z siebie ta dziewczyna, w tym momencie jest mi jej okropnie żal.
– Nie mówię, że nie możesz zostać na imprezie. Po prostu nie mam ochoty się z tobą pieprzyć – odzywa się do niej, nie odrywając ode mnie wzroku.
Jego głos działa pobudzająco, co doprowadza mnie do furii. Nie chcę tego. Wszystkie włoski na moim ciele stają dęba i jest to tak dziwne uczucie, że przez moment jest mi nieswojo.
Dziewczyna podąża za jego spojrzeniem i gdy orientuje się, co jest przyczyną jego rozkojarzenia, syczy przez zaciśnięte zęby:
– Co się tak gapisz?
Pomyśleć, że przez chwilę jej współczułam. W pierwszej chwili mnie zamurowało, ale gdy odzyskuję jasność myślenia, odzywam się:
– Jakbyś nie robiła z siebie idiotki, to bym nie patrzyła.
Nigdy nie potrafiłam trzymać języka za zębami i to zawsze kończyło się dla mnie źle.
Dziewczyna o mało co nie pęka ze złości.
– Ty… ty! Jak śmiesz tak do mnie mówić!
W tym momencie z pokoju wychodzi Fergie i dosłownie chwilę zajmuje jej rozeznanie się w sytuacji.
– Daj spokój, Katy. Miej chociaż trochę godności. Tak bardzo ci zależy, aby mój brat cię przeleciał?
Auć! Nawet mnie zabolały te słowa, choć nie były wycelowane w moją osobę. Nie chciałabym nigdy poznać Fergie z takiej strony. Była oschła, a jej głos przyprawiał o ciarki.
– Wszyscy jesteście siebie warci – zwraca się Katy do Liama. – Jeszcze będziesz błagał i dobrze o tym wiesz. Nie muszę ci przypominać, kim jestem, więc lepiej uważaj na to, co robisz. A na dodatek wiesz, że nigdzie nie znajdziesz nikogo lepszego, tylko ze mną jest ci dobrze w łóżku.
Desperatka.
Fergie marszczy nos i zasłania uszy.
– Fuuuj! Możesz, proszę, nie wspominać o życiu seksualnym mojego brata! Nie chcę mieć tego przed oczami.
Albo mi się wydaje, albo na twarzy Liama widzę zarys uśmiechu.
– Wchodź, Peri, mój brat sam umie posprzątać po sobie bałagan. – Wciąga mnie do pokoju, ale zanim zatrzaskuje za nami drzwi, słyszymy krzyk Katy:
– Pierdol się, Fergie!
Fergie rzuca się plecami na łóżko i wzdycha głośno.
– Tłumaczyłam im milion razy, żeby swoje brudy zamiatali sami. Z Asherem jest jeszcze gorzej. Przyprowadza do domu każdą dziewczynę, którą chce zaciągnąć do łóżka, a potem każda z nich chodzi za mną w szkole i wypłakuje mi się w rękaw. Czasami nie wiem, kto jest dla mnie miły, bo mnie lubi, a nie dlatego, że tylko chce dobrać się do majtek moich braci.
– Nie sądzę, żeby Katy była dla ciebie miła. Upokorzyłaś ją.
Prycha.
– Żeby to tak było, życie byłoby piękniejsze, ale z Katy to jest zupełnie inna bajka. Ona nie jest taka jak inne. Jakbym miała moc, aby sprawić, żeby zniknęła z życia Liama, to uwierz mi, zrobiłabym wszystko, żeby to się wydarzyło. Oddałabym nawet swoją nerkę. – Słyszę sarkazm w jej głosie, choć tak naprawdę, nie wiem, czy nie byłaby zdolna do czegoś takiego. – Ale nie mam teraz ochoty o niej rozmawiać, naprawdę. Szkoda na nią naszego czasu.
Uśmiecha się, ale mogę przysiąc, że w tym uśmiechu widzę smutek. Nagle zmienia temat.
– Jak byłaś u siebie, dzwoniły do mnie Alison i Keira. Będą tu za chwilę. – Nagle omiata mnie wzrokiem i wypala: – Co ty masz na sobie? – Bierze mnie pod ramię i prowadzi do garderoby. – Nie ma mowy, abyś pokazała się na mojej imprezie w czymś takim. Tu masz przygotowane zestawy, wybierz ten, który podoba ci się najbardziej.
Nigdy nie widziałam, żeby ktoś z sekundy na sekundę tak się zmieniał. Fergie miała tę zdolność opanowaną do perfekcji.
Przyglądam się temu, co dla mnie przygotowała. Moją uwagę przykuwa sukienka, której nie założyłabym za nic w świecie. Jest tak wyzywająca, że zastanawiam się, ile materiału użyto, aby ją uszyć.
Z niedowierzaniem kręcę głową i właśnie mam zamiar wyjść, ale słyszę głosy. Domyślam się, że to pewnie dziewczyny, o których wspominała Fergie.
– Widziałaś, jak Asher się do mnie uśmiechnął? – Jedna z nich zapiszczała jak nastolatka.
– Och, Keira! Nie przesadzaj, był po prostu grzeczny i przywitał się z tobą. Fergie, Liam będzie na imprezie? Bo nie widziałam go na dole.
Wiedziałam, że tej dziewczyny już nie polubię. Jej głos jest tak wyniosły, że zaczęłam ją sobie wyobrażać jako królową z koroną na głowie i berłem w ręku.
– Będzie, o ile pozbył się ze swojego pokoju Katy.
Mam wrażenie, że Fergie specjalnie wspomniała o dziewczynie, bo w sumie nie musiała nic mówić.
– Jak ja tej suki nie znoszę.
Pierwszy raz słyszę jakąś emocję w głosie królowej.
– Na pewno ją pieprzył.
– Nie, no co ty! Pokazywał jej swoje znaczki pocztowe. – Fergie odpowiada tak poważnie, że, pomimo iż byłam tego świadkiem, jestem w stanie w to uwierzyć.
Zasłaniam ręką usta, aby się nie roześmiać, a Fergie wzdycha głośno.
– Nie załamuj mnie! Co mogła robić Katy w pokoju Liama? Pieprzyli się, a potem wykopał ją na korytarz jak zepsutą zabawkę. Ta dziewczyna nie ma za grosz honoru.
– Nie wiem, dlaczego tak zależy ci na tym, abym nie zaczęła spotykać się z twoim bratem. – W głosie królowej da się wyczuć wściekłość.
– Ali, tyle razy już rozmawiałyśmy na ten temat. Liam nie będzie z tobą i albo to zaakceptujesz, albo nie możesz przebywać w jego towarzystwie. Jest jeszcze jedna opcja: prześpij się z nim, ale nie mam potem zamiaru wysłuchiwać, jaka to jesteś nieszczęśliwa, bo dojdziesz w końcu do tego, że nie pieprzy się tylko z tobą. A po drugie są inne sprawy, o których lepiej, żebyś nie wiedziała. Jest jak jest i musisz to zaakceptować.
Czuję się głupio, podsłuchując, tym bardziej że temat robi się coraz prywatniejszy, więc w tym momencie wychodzę z garderoby. Dziewczyny odwracają się w moją stronę.
Fergie szybko do mnie podchodzi.
– To jest właśnie Peri, o której wam tyle opowiadałam. Cieszę się, że możecie w końcu ją poznać. – Dokonuje oficjalnego przedstawienia.
– Hej, jestem Keira. – Podchodzi do mnie brązowowłosa piękność i podaje mi rękę. To była ta milsza, poznaję po głosie. – Fajnie, że jesteś, bo Fergie bez przerwy o tobie mówiła.
Nie słyszę ironii, choć w innych ustach mogłoby to właśnie tak zabrzmieć. Jej oczy się śmieją i od razu czuję, że nadajemy na tych samych falach.
Fergie szturcha drugą dziewczynę łokciem. To musi być królowa Alison.
Postanawiam przywitać się z nią pierwsza. Na jej twarzy nie dostrzegam żadnego skrępowania, nie przejmuje się tym, że słyszałam, o czym przed chwilą rozmawiały.
– Ty pewnie jesteś Alison.
Mierzy mnie z góry na dół. Ocenia mnie i bardzo dobrze wiem dlaczego. Chce wiedzieć, jak bardzo jej zagrażam. Nie wiem, do jakich dochodzi wniosków, ale w końcu podaje mi rękę, uśmiechając się sztucznie.
– Tak, jestem najlepszą przyjaciółką Fergie.
Fergie przewraca oczami.
– Nie przejmuj się, Peri. Ali jest jak piesek, który musi zaznaczyć swój teren.
Keira wybucha takim śmiechem, że za moment ten śmiech udziela się nam wszystkim.
Po rozładowaniu atmosfery Fergie podchodzi do barku i wyciąga z niego cztery kieliszki oraz złotą butelkę.
– Najdroższy szampan, jaki obecnie znajduje się w tej magicznej szafce. – Zręcznie otwiera butelkę, po czym rozlewa alkohol.
W Londynie zdarzało mi się wypić coś mocniejszego, ale były to raczej trunki z niższej półki cenowej. Nie mam odwagi spytać, ile kosztują te uciekające bąbelki.
Po godzinie Fergie na moment znika w garderobie i wychodzi z niej ubrana w tak krótką sukienkę, że materiał ledwo zakrywa jej tyłek, a momentami można nawet dostrzec, jakiego koloru ma majtki.
– Poważnie, Fergie? – Alison ledwo powstrzymuje się od śmiechu. – Chcę zobaczyć reakcję twoich braci.
– Szczerze? Mam to w dupie. – Chichocze i rusza do drzwi. – Sami się puszczają na prawo i lewo, a mnie trzymają na krótkiej smyczy.
– Czemu nie wspomnisz o mnie Liamowi?
W pierwszej chwili nie rejestruję tych słów. Padły one tak szybko, że nie wiem nawet, kto je wypowiedział.
– Myślałam, że ten temat mamy już wyjaśniony, Alison – odpowiada jej Fergie, przeglądając się w lustrze.
W pokoju panuje cisza, która nie zwiastuje niczego dobrego.