Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
48 osób interesuje się tą książką
HISTORIA PIĘKNA JAK GRUDNIOWY WIECZÓR I CIEPŁA JAK KUBEK GORĄCEJ CZEKOLADY
Nastała zima stulecia. Śnieg zasypał miasteczko i nadal pada. Czy to oznacza, że święta się nie odbędą? Niestety dorośli wydają się mieć ważniejsze sprawy.
Nadleśniczy Bęben sprowadza do Białej Doliny drugiego Łosia Albinosa. Chce zmienić Białą Dolinę w rezerwat tego gatunku. Tata Anaszki się zakochuje i dziewczynka boi się, że teraz wszystko się zmieni. Tata zachowuje się przecież zupełnie inaczej… W życiu Leśniczego Gałązki pojawia się nowy Leśniczy, a jego przełożony zapowiada wielkie zmiany. Gałązka żegna się z ukochaną Leśniczówką…
Mia i Anaszka postanawiają walczyć o idealne święta. Tylko co, jeśli „idealne święta” dla każdego znaczą coś zupełnie innego?
Zaproś do domu zimową magię! Czeka Cię masa przygód, śmiechu i wzruszeń, a przy tym, kto wie, może dowiesz się, co w Gwiazdce liczy się najbardziej?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 121
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla Mii i Anaszki – tych prawdziwych
Później mówiono, że to był znak. Że śnieg wyjątkowo zaczął prószyć w Białej Dolinie już pod koniec listopada, a pierwszego grudnia pokrył grubym białym kożuchem wszystko wokół i skrzył się przyjemnie, a czasami nawet mienił milionami iskier, kiedy nisko zawieszone słońce rzucało na niego złociste światło.
Mia i Anaszka, dziewczynki mieszkające w wysokim drewnianym domu tuż przy lesie, na obrzeżach otoczonego górskimi szczytami miasteczka, wprost nie mogły się nacieszyć tym, co dostrzegły za oknami zaraz po przebudzeniu. Pojedyncze płatki śniegu i coraz chłodniejsze powietrze były do tej pory zaledwie obietnicą nadchodzącej zimy i zbliżających się świąt. Lecz oto w tym roku owa obietnica ziściła się wcześniej, niż ktokolwiek mógł podejrzewać.
– Niewiarygodne – powtarzał Dziadek Bęben swoim tubalnym głosem. Nie trzeba było dobrze znać Dziadka, aby widzieć, że nie podziela on entuzjazmu wnuczek.
Pierwszego dnia, kiedy świat za oknami stał się całkowicie biały, Dziadek od rana co chwilę uchylał okno (jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom), a następnie wychylał się przez nie, pozwalając, aby wiatr czerwienił mu policzki. Potem stroszył wąsa i raz po raz drapał się po głowie. Po zamknięciu okna wspinał się na niedużą drabinę – która dla niego była ogromna, ponieważ sam ledwo sięgał ponad stół – i nadal ubrany w piżamę, przeczesywał regały po brzegi wypchane książkami.
– Czy to możliwe? – zastanawiał się głośno. – Czy to naprawdę możliwe?
Jego głos i charyzmatyczna prezencja były doskonale znane wszystkim mieszkańcom Białej Doliny i bynajmniej nie miało żadnego znaczenia, że jak na kogoś tak wielkiego, Dziadek Bęben, nazywany powszechnie Nadleśniczym Bębnem, jest stosunkowo niewielkich rozmiarów. Niektórzy twierdzili nawet, że kiedy Nadleśniczy zwracał się do kogoś, ten ktoś dosłownie kurczył się i na kilka chwil stawał się o wiele mniejszy od budzącego respekt rozmówcy.
Dla Babci Bęben jednakże nie miało znaczenia, jak mocno marszczył brwi, jak tubalnym głosem przemawiał ani jak wielkich słów używał – przeżyła wystarczająco dużo, żeby w kontaktach z mężem umieć stawiać zdrowe granice.
Mia i Anaszka nie raz i nie dwa widziały, jak Babcia po prostu patrzy na Dziadka, ten milknie w pół słowa, czerwieni się po same uszy, a później biega za nią, błagalnie mrucząc pod nosem:
– Ależ, moja duszko!
To odróżniało Dziadka Bębna od Nadleśniczego Bębna, którego wszyscy w Białej Dolinie znali, szanowali i trochę się bali. Zupełnie jakby każdy miał swojego własnego Bębna: rodzina swojego, a wszyscy pozostali swojego.
Dlatego też owego wyjątkowego dnia, kiedy wszystko za oknami było białe, Babcia Bęben całkowicie ignorowała niecodzienne zachowanie Dziadka. Miał on bowiem w zwyczaju co rusz wyszukiwać sobie nowe zadania do zrealizowania albo stawiać sobie nowe cele do osiągnięcia bądź dla zasady nieustannie podnosić sobie poprzeczkę, cokolwiek to znaczyło, bo dziewczynki nigdy nie zapytały, a na niezadane pytania próżno oczekiwać odpowiedzi. Konsekwencją niewyczerpanych pokładów energii Dziadka Bębna było mnóstwo zgromadzonych w domu medali, dyplomów uznania oraz mniejszych i większych odznaczeń.
Były to jedyne przedmioty, których Mia i Anaszka nie mogły dotykać, ale często musiały o nich słuchać, a czasami nawet wysłuchiwać. Tata Anaszki nazywał je „chwilami utrwalonymi w czasie”, a Babcia Bęben po prostu „trofeami”. Żadne z tych określeń nie mówiło dziewczynkom nic ponad to, co już wiedziały, a mianowicie, że Dziadek Bęben jest wymagający, zdyscyplinowany i bardzo lubi wygrywać.
Dziewczynki tak naprawdę nie były siostrami. Mia, ta młodsza, często bywała u swoich dziadków, na przykład kiedy jej rodzice, którzy mieszkali kilka domów obok, musieli pracować. Anaszka z kolei odwiedzała ją za każdym razem, kiedy przyjeżdżała na kilka dni do Białej Doliny do swojego taty, który zrządzeniem losu był wieloletnim sąsiadem Babci i Dziadka Bębnów i mieszkał w tym samym domu piętro wyżej.
Babcia Bęben tak bardzo polubiła Anaszkę, że oficjalnie mianowała ją swoją wnuczką i nawet dała jej komplet kluczy do ich części domu – tak na wszelki wypadek. A co do Dziadka Bębna… Cóż, jemu było to bez różnicy, bo nawet nie wiedział, że Anaszka nie jest jego prawdziwą wnuczką. Wszystkim mówił, że ma dwie. Tę pierwszą, starszą (obecnie lat 8, słownie: osiem), i tę drugą, młodszą (obecnie lat 5,5, słownie: pięć i pół). Nikt nie był do końca pewien, czy żartuje, ale po latach przestało mieć to jakiekolwiek znaczenie.
Tak naprawdę nie było wiadomo, jak do tego doszło ani kiedy Tata Anaszki zamieszkał po sąsiedzku z Bębnami, bo na pewno nie łączyło go z nimi żadne pokrewieństwo. Tak czy owak, Anaszka kochała swoich dziadków i swoją młodszą siostrę najbardziej na świecie i nie pamiętała żadnego życia, w którym ich nie było.
Co, swoją drogą, w pewnym sensie potwierdzało często powtarzaną teorię Taty Anaszki, że rodzinę można sobie stworzyć. Była w tych słowach jakaś sprawczość i coś, co sam Tata nazywał bezpieczeństwem.
– Niewiarygodne – powtórzył Dziadek Bęben, a kiedy w końcu znalazł książkę, której szukał, jednym susem zeskoczył z drabiny, poszedł do kuchni, gdzie Babcia Bęben właśnie przygotowywała śniadanie, wspiął się na krzesło, ucałował Babcię w policzek, oznajmił, że nie jest głodny, a później z książką pod pachą pognał do swojego gabinetu.
Mia i Anaszka, siedząc przy stole w oczekiwaniu na naleśniki, przyglądały się całej scenie w zdumieniu, ale nie na tyle dużym, żeby zapomnieć o tym, co najważniejsze, czyli o dżemie truskawkowym.
– Babciu, a czy jak zjemy, to będziemy mogły wyjść na dwór się pobawić? – zapytała Mia, zadzierając główkę. Zawsze tak robiła, kiedy zadawała pytanie, zupełnie jakby obawiała się, że jeżeli tego nie zrobi, nie zostanie usłyszana.
– Oczywiście, kochanie – odparła Babcia Bęben, rozstawiając na stole talerzyki, słoik z dżemem i półmisek pełen naleśników.
– To niesamowite, że zima przyszła w tym roku tak szybko – oznajmiła Anaszka, podsuwając sobie i siostrze talerzyki. – Na Dziadku też chyba zrobiło to wrażenie…
– Co to znaczy, że zrobiło na nim wrażenie? – zdziwiła się Mia.
– Kiedy na Dziadku coś robi wrażenie, to on bardzo szybko chodzi, mówi do siebie: „niewiarygodne!” i czasami skacze po meblach – wyjaśniła Anaszka.
– Ach, no tak. – Mia uśmiechnęła się i nałożyła na swój naleśnik dużą łyżkę dżemu.
W wypadku Dziadka Bębna podobne zachowania często miały miejsce, ale nigdy do końca nie było wiadomo, czy jest on poruszony, wzruszony, poirytowany, zdenerwowany czy zdeterminowany. Wychodziło na to, że kiedy coś „robiło na nim wrażenie”, zachowywał się identycznie jak w każdym z wymienionych stanów, a poza tym odmawiał śniadania.
Babcia Bęben wycałowała dziewczynki, nalała im ciepłej herbaty i usiadła razem z nimi przy stole.
– Anaszko, twój tata zejdzie? – zapytała.
Anaszka wzruszyła ramionami.
– Kiedy wstałam, siedział na podłodze i wyczesywał śnieg z futra Liska Pietruszka.
– O! – zdziwiła się Babcia.
– O! – zdziwiła się Mia.
– Tak. I powiedział, że zima zaskoczyła w tym roku wszystkich, nawet Pietruszka, co jest zaskakujące, ponieważ do tej pory Pietruszek zaskakiwał wszystkich innych i można by uwierzyć, że jego samego nic nie zdoła zaskoczyć.
Mia spojrzała z uznaniem na starszą siostrę, zastanawiając się, czy gdy podrośnie, też będzie mówić takimi długimi zdaniami.
Babcia Bęben uśmiechnęła się pod nosem i w zamyśleniu upiła łyk herbaty.
– Jak Pietruszek w ogóle dostał się do domu? Dobrze wiecie, moje podfruwajki, że Dziadek nie byłby zadowolony, gdyby się dowiedział, że po domu chodzi lis. W kwestii wpuszczania tu zwierząt jest bardzo zasadniczy. We wszystkich innych kwestiach również, ale w tej w szczególności.
Anaszka wzruszyła ramionami.
– Chyba wszedł po zaspie od razu na pierwsze piętro – wyjaśniła, jakby to było oczywiste, skoro nocą napadało aż tyle śniegu.
Babcia Bęben zachichotała.
– Mam wspaniały pomysł – oznajmiła w końcu, kiedy zza ściany znowu usłyszały tubalny głos Dziadka:
– TO NIEWIARYGODNE!
– Jaki pomysł? – zapytała Mia. Oczyma wyobraźni była już na dworze, ubrana w ciepłą kurtkę, szalik i czapkę, i budowała z Anaszką pałac ze śniegu.
– Powinniśmy ubrać choinkę i rozpocząć przygotowania do świąt.
Dziewczynki aż zapiszczały z radości.
– Tak szybko? – zdziwiła się Mia, a jej oczy lśniły, jakby ktoś zapalił w nich świąteczne lampki.
– Nie żartujesz? – upewniła się Anaszka.
Babcia Bęben spojrzała na dziewczynki z mieszaniną rozbawienia i udawanego zaskoczenia.
– Mówię zupełnie poważnie – odrzekła i wskazała na okno. – Skoro zima przyszła szybciej, to przygotowania do świąt też powinny się zacząć szybciej, prawda? Trzeba ubrać choinkę, udekorować dom. Nie wiem jak wy, ale ja uważam, że to świetny pomysł.
Tata Anaszki i Tata Mii przez pół dnia wnosili do domu kartony z piwnicy. Wcale nie było ich tak dużo, ale na początku pomylili wszystkie pudła i zamiast przynieść choinkę i dekoracje, wtaszczyli na górę kartony z jakimś dziadostwem. Babci Bęben nie spodobało się to określenie i pogroziła im palcem, a mężczyźni posłusznie znieśli wszystko z powrotem do piwnicy i dopiero później wnieśli właściwe pudła.
Praktycznie po każdym kursie stali kilka minut w salonie, trzymając się pod boki i posapując. Rozmawiali półsłówkami:
– No…
– Wiem…
– Tak…
– Nie…
– Co?
– Nic…
– Chociaż…
– Co?
– Nic.
Później obaj ocierali pot z czoła, po czym wracali do piwnicy, by zrobić kolejny kurs.
W końcu uporali się ze wszystkimi pudłami. Babcia Bęben napoiła ich kompotem z suszonych owoców, którego nagotowała Mama Mii, a kiedy rozpakowali kartony, wszyscy dorośli poza Babcią oznajmili, że muszą wracać do pracy. W wypadku Taty Anaszki było to dość podejrzane, ponieważ jego praca polegała na wymyślaniu rzeczy, a wymyślać rzeczy można było zawsze i przy każdej okazji, nawet robiąc coś zupełnie innego. Na przykład inne rzeczy. Babcia Bęben uznała jednak, że to nie problem i że będzie lepiej, jeżeli z kolejnym zadaniem uporają się same, zamiast wysłuchiwać dyszenia i marudzenia.
– Prawie każdy lubi świąteczną atmosferę, ale nie każdy ma dryg, żeby ją stworzyć, moje podfruwajki – oznajmiła, a dziewczynki wiedziały, że cokolwiek miała na myśli, miała rację.
Tego dnia Dziadek Bęben wyszedł ze swojego gabinetu kilka razy i za każdym wnętrze domu było coraz bardziej udekorowane. Kiedy do ubrania została już tylko choinka, którą Babcia ustawiła obok kominka w salonie, Dziadek stanął w progu jak wryty, potarł powieki i zapytał:
– Ile dni siedziałem w gabinecie?
– Tylko kilka godzin, kochanie – odparła Babcia. – Nic się nie martw. To nadal ten sam dzień.
Dziadek Bęben wyraźnie się uspokoił, choć jego mina przez chwilę mówiła co innego. Nic nie powiedział, pogładził się kilka razy po wąsie, a później poszedł do kuchni, żeby skorzystać z czerwonego telefonu z cyferblatem.
– Tak – wymruczał do słuchawki, kiedy już się dodzwonił do rozmówcy. – Tak. Tak jak rozmawialiśmy. To wszystko jest możliwe. Teraz w to uwierzyłem. Tak. Raz na kilka lat. Niewiarygodne. Potrzebuję…
Tu się zawahał, zerknął w kierunku Babci Bęben, a gdy ich spojrzenia się spotkały, resztę słów do słuchawki wypowiedział, zniżając głos do ledwie słyszalnego szeptu, który brzmiał jak:
psypsypsypsypsypsypsypsypsy
Czyli całkowicie niezrozumiale.
Święta w Białej Dolinie
Copyright © by Przemysław Corso 2024
Copyright © by Marcelina Misztal 2024
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2024
BIAŁĄ DOLINĘ WYMYŚLILI PRZEMEK CORSO I MARCELINA MISZTAL… ZWANA MARCELINĄ
Redakcja – Joanna Mika
Korekta – Agnieszka Zygmunt-Bisek, Jagoda Kubiesza
Projekt typograficzny i skład – Natalia Patorska
Okładka – Paweł Szczepanik
Ilustracje na okładce i wewnątrz książki – Marcelina Misztal
Wiersze Leśniczego Organka – Joanna Mika
All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
Drogi Czytelniku,
niniejsza książka jest owocem pracy m.in. autora, zespołu redakcyjnego i grafików.
Prosimy, abyś uszanował ich zaangażowanie, wysiłek i czas. Nie udostępniaj jej innym, również w postaci e-booka, a cytując fragmenty, nie zmieniaj ich treści. Podawaj źródło ich pochodzenia oraz, w wypadku książek obcych, także nazwisko tłumacza.
Dziękujemy!
Ekipa Wydawnictwa SQN
Wydanie I, Kraków 2024
ISBN mobi: 9788383305875
ISBN epub: 9788383305868
Wydawnictwo SQN pragnie podziękować wszystkim, którzy wnieśli swój czas, energię i zaangażowanie w przygotowanie niniejszej książki:
Produkcja: Kamil Misiek, Joanna Pelc, Joanna Mika, Grzegorz Krzymianowski, Natalia Patorska, Katarzyna Kotynia
Design i grafika: Paweł Szczepanik, Marcin Karaś, Julia Siuda, Zuzanna Pieczyńska
Promocja: Aleksandra Parzyszek, Piotr Stokłosa, Łukasz Szreniawa, Barbara Chęcińska, Małgorzata Folwarska, Marta Ziębińska, Natalia Nowak, Magdalena Ignaciuk-Rakowska, Martyna Całusińska, Aleksandra Doligalska
Sprzedaż: Tomasz Nowiński, Patrycja Talaga
E-commercei IT: Tomasz Wójcik, Szymon Hagno, Marta Tabiś, Marcin Mendelski, Jan Maślanka, Anna Rasiewicz
Administracja: Klaudia Sater, Monika Czekaj, Małgorzata Pokrywka
Finanse: Karolina Żak
Zarząd: Przemysław Romański, Łukasz Kuśnierz, Michał Rędziak
www.wsqn.pl
www.sqnstore.pl
www.labotiga.pl