Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Uczył się sztuki wojennej w warszawskiej Szkole Rycerskiej, walczył o niepodległość Stanów Zjednoczonych, przyjaźnił z przyszłym prezydentem tego kraju i z... wodzem Indian. Po powrocie do ojczyzny został obwołany naczelnikiem powstania przeciw Rosji i Prusom napastującym Polskę. Bohater dwóch krajów, o których wolność walczył: Polski i Stanów Zjednoczonych. Wielki zwolennik wolności, równości i braterstwa wszystkich ludzi.
Kiedy mama oznajmia Antosiowi, że spędzi wakacje u dziadków w Olszówce pod Krakowem, chłopiec nie jest zachwycony. Jednak szybko okazuje się, że nawet na wsi można się dobrze bawić, zwłaszcza jeśli ma się dziadka, który chciałby wcielić się w postać Tadeusza Kościuszki podczas widowiska historycznego. W tajemnicy Antoś i jego kuzyni, Sonia i Kuba, starają się pomóc dziadkowi w zdobyciu tej roli. Czy ich plan się powiedzie? Kto zostanie Naczelnikiem?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 70
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Polscy Superbohaterowie Tadeusz Kościuszko. Wakacje z wodzem
Izabela Degórska
Ilustracje: Elżbieta Moyski
Copyright © 2019 Wydawnictwo RM All rights reserved
Wydawnictwo RM 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25 [email protected], www.rm.com.pl
ISBN 978-83-7773-927-3 ISBN 978-83-8151-107-0 (ePub) ISBN 978-83-8151-108-7 (mobi) ISBN 978-83-8151-109-4 (pdf)
Edytor: Justyna MrowiecRedaktor prowadzący: Irmina Wala-PęgierskaRedakcja: Mirosława SzymańskaKorekta: Justyna MrowiecNadzór graficzny: Grażyna JędrzejecProjekt graficzny książki i okładki: Elżbieta MoyskiKoordynacja produkcji wersji elektronicznej: Tomasz ZajbtOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikcja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec
Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy. Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji.
Rozdział 1
Co takiego? Mam jechać do dziczy? — prychnął Antoś, kiedy dowiedział się, gdzie spędzi połowę wakacji.
— Jaka znowu dzicz? — obruszyła się mama. — To urocza miejscowość. A niedaleko jest Kraków, niemal o rzut beretem.
— Tiaaaa… Po prostu cudownie!
Antoś był pewien, że to fatalny pomysł. Maleńka Olszówka nie miała kablówki ani skateparku (marzenie ściętej głowy), prowadziła do niej droga pełna wertepów, a zasięg do Internetu był tylko na dwie kreski, w porywach do trzech. I po co się tam tak tłuc? Żeby się nudzić u dziadka, którego nie widział od lat! Dlatego do swojego plecaka zapakował głównie gry.
Kiedy wreszcie dotarli, Antoś wysiadł z samochodu naburmuszony, stanął i skrzyżował ręce na piersi. Słowo „porażka” to najmilsze z określeń, jakie znajdował na najbliższy miesiąc.
Mama zdjęła mu czapkę z daszkiem i pchnęła go lekko do przodu.
— Przywitaj się — powiedziała ciepło, ale on stał jak wmurowany.
— No, chłopie, chodź do mnie! — Dziadek Adam rozłożył szeroko ręce w oczekiwaniu na ukochanego wnuka. Był wysoki, łysy, a perkaty nos w ogóle nie pasował do jego twarzy. — Mam coś dla ciebie!
Antoś drgnął. Prezenty lubił i to bardzo.
— Tak? A co? — Ruszył wolno.
Dziadek gwizdnął przenikliwie na palcach (to akurat było fajne, sam chciałby tak umieć) i oto zza rogu domu wolno wychylił się brązowy łeb. Antoś zmarszczył czoło. Czy to…
— Koń! — Dziadek z zadowoleniem klepnął się dłonią o udo. — A dokładnie kucyk Amigo. Będziesz mógł na nim jeździć. Cieszysz się?
— Nie prościej wziąć z domu rower?
— Rower? — Dziadkowi zrzedła mina. Miał w swym obejściu kilkanaście koni, pięknych i bardzo zadbanych, na których jeździli sztywni jak kołki, wystrojeni panowie i jeszcze bardziej wystrojone panie. Jakby na konia nie można było wsiąść bez tych śmiesznych spodni, długich butów i dziwacznej czapeczki. — Rower nie umywa się do konia! A ty masz już osiem lat, najwyższa pora, żebyś umiał jeździć.
Antoś nie odpowiedział, tylko smętnym wzrokiem przesunął po okolicy. Dom dziadka prezentował się całkiem nieźle, ale ten zapach bijący od stajni i padoku! Ten ABSOLUTNY brak cywilizacji! Te lasy, chaszcze i łąki zamiast chodników i skwerków z huśtawkami. Ten rozczochrany rudy chłopak prowadzący kuca…
— A niech mnie…! — wrzasnął uradowany. — Kuba!
Kuba, który właśnie bardzo spokojnie przywiązał wodze konia do żerdzi, podszedł prężnym krokiem do kuzyna. Był duży, miał przecież już dziesięć lat, a co najważniejsze świetnie sobie radził ze wszystkimi strzelankami i wyścigami. A wiadomo, że gra się lepiej, kiedy ma się do dyspozycji drugiego gracza!
— No czeeeść — powiedział Kuba przyjaźnie. — Fajnie, że jesteś!
Zaraz potem uściskała Antosia babcia Kasia. Pachniała świeżo upieczonym ciastem, a jej rumiana twarz promieniała radością.
— Aleś ty chudy! — oceniła. Tylko ona tak uważała. — Ale wiem, jak temu zaradzić! — I zaprosiła wszystkich na pyszną chałkę z mlekiem.
To była sympatyczna godzina – pełna żartów, śmiechu i dobrego jedzenia. Niestety niebawem mama się pożegnała i zostawiła go na wygnaniu.
— Dzwoń do mnie codziennie! — poprosiła na odchodne.
— Po co? — mruknął, ponownie tracąc dobry humor.
— Jak to „po co”? Poopowiadasz, co się dzieje.
— A co tu się może dziać? — Sapnął. — Kuc zje trawę i zrobi kupę. To wszystko.
— No to nie dzwoń, skoro nie chcesz — odparła mama, nie kryjąc rozczarowania.
— Gdyby tatuś tu był… — zaczął Antoś, ale przerwał. Tatuś pracował za granicą i przyjeżdżał rzadko i na krótko. Chłopiec powoli zaczynał zapominać, jak tata wygląda.
Mama ucałowała go w czoło i już jej nie było. Antoś westchnął zrezygnowany i zrobił jedyną sensowną rzecz, to znaczy podłączył konsolę do telewizora. Już po chwili cały dom wypełnił łomot BANG! BANG!, kiedy walił z piąchy potwory, i głośne PIP! PIP!, ilekroć zdobył punkty. Wielka szkoda, że Kuba gdzieś zniknął, ale przecież sam też świetnie się bawił.
Dziadków i Kubę zobaczył dopiero wieczorem, na kolacji, kiedy wrócili od koni. Wszyscy uśmiechnięci i zadowoleni, nieustająco opowiadali o szczotkowaniu, kłusowaniu i takim tam nudziarstwie. Antoś podparł głowę dłońmi i się nie odzywał. Przecież nikogo nie zainteresuje, że zdobył kolejny poziom w starej grze, którą przeszedł już wiele razy. Babcia, stawiając gorące parówki na stole, spojrzała krzywo na rozłożoną konsolę, ale nic nie powiedziała. Może nie zdążyła? W drzwiach bowiem pojawiła się Sonia, najstarsza kuzynka Antosia. Była nastolatką i bez przerwy podkreślała, że jest mądrzejsza od dzieci, to znaczy, oczywiście, od niego i Kuby.
— Hej, mały! — przywitała się niezbyt grzecznie. Antoś, nawet jeśli był od niej mniejszy, to z pewnością nie mały!
— Ty też tu jesteś? — zdumiał się. To znaczyło, że przez miesiąc będzie dzielił pokój z Kubą. Dziewczyna, na bank, dostała drugą sypialnię tylko dla siebie.
— Aha. Jakbyś wyszedł z tej jaskini, to zobaczyłbyś wcześniej. Objechałam konno całą okolicę!
— Też mi atrakcja — powiedział cicho.
Niestety Sonia miała uszy jak nietoperz. To znaczy takie czułe, nie wielkie.
— A żebyś wiedział! — odparła, mierzwiąc mu grzywkę. Nic innego nie dałoby się zmierzwić, bo zaraz po zakończeniu roku szkolnego Antoś trafił pod nożyczki fryzjera, który zostawił mu tylko kępkę włosów na czubku. Od tamtej pory, kiedy mógł, chodził w czapce. — Tylko dzidziusie wolą siedzieć przy bajusiach i durnych grach, kiedy mogą wsiąść na prawdziwego konia i pognać przed siebie!
— Nie jestem dzidziusiem! I… i… jutro będę jeździł na Amisie!
— Amigo — poprawiła go babcia, uśmiechając się dziwnie.
— Okej, zobaczymy — odrzekła Sonia i, nie wiedzieć czemu, puściła oko do dziadka.
Po kolacji dziadek odprowadził chłopców do ich sypialni. Niestety za nimi, jak ogon, dreptała wścibska Sonia.
— Babcia rozpakowała już wasze rzeczy. — Dziadek wskazał na szafę, starą i trzeszczącą.
Chłopcy nie patrzyli na szafę, tylko skoczyli na łóżka, każdy na swoje. Sprężyny jęknęły, a oni, zadowoleni, zaczęli skakać w górę i w dół. To była świetna zabawa, dawali susy niemal pod sufit!
— Kuba! Antek! Chyba nie skaczecie po łóżkach? — dobiegło ich z kuchni.
— Nie! — odkrzyknęli chłopcy, siadając grzecznie na posłaniach.
Sonia zachichotała, ale ich nie zdradziła. A dziadek, cóż, dziadek patrzył gdzie indziej. Dziwnie pokasłując, jakby tłumił śmiech, prezentował im kolejny stary mebel, nieco podobny do biurka z nadstawką.
— A tu macie sekretarzyk — powiedział, sunąc sękatą dłonią po gładkim blacie. — Możesz na nim rozłożyć swój komputerowy sprzęt, Antosiu.
— Jaki on śliczny! — pisnęła zachwycona Sonia. Stary sekretarzyk miał sporo szufladek i zupełnie zbędnych rzeźbień oraz zdobień. — U mnie takiego nie ma!
— Oryginalny — pochwalił się dziadek. — Pochodzi z dawnych czasów. Kto wie, czy nie ma jakiejś tajemnej skrytki. Ale ja nie o tym. Skoro babcia nie słyszy… to… no, tego… chciałem was o coś spytać.
Dziadek stanął w dziwnej pozie — z dłonią na biodrze i dumnie uniesioną głową.
— I jak? Jestem podobny?
Antoś i Kuba popatrzyli na siebie zaintrygowani.
— Do kogo?
— Do niego, oczywiście! — Tu dziadek wskazał na portret, który wisiał tuż za nim. Przedstawiał mężczyznę z zadartym nosem w jakimś starodawnym mundurze. — Nie mówcie, że nie wiecie, kto to jest!
— Ja wiem! — oświadczyła przemądrzale Sonia. — To generał Tadeusz Kościuszko. Moja szkoła nosi jego imię.
— Phi! — Kuba wzruszył ramionami. — Patrona swojej szkoły każdy rozpozna. Ale jak trzeba coś więcej powiedzieć, to ani be, ani me.
— Łatwizna — prychnęła Sonia. — Dawno temu walczył o niepodległość Polski i Stanów Zjednoczonych. I był naczelnikiem insurekcji kościuszkowskiej.
— Kim był? — Skrzywił się Kuba.
— Naczelnikiem, takim przywódcą powstania.
Dziadek zacmokał nagląco, wciąż bowiem stał w tej śmiesznej pozie.
— Ale czy jestem podobny? No, mówcie!
— Zadarty nos masz — przyznała Sonia — ale poza tym… Nie, raczej nie.
— To już kuc jest bardziej podobny! — Antoś zachichotał. — Przynajmniej nie jest łysy.
— Łysinę można zakryć — kombinował dziadek, prężąc się przed lustrem. Wyjął z szuflady jakiś włochaty beret i włożył go na swą świecącą i zupełnie pozbawioną włosów głowę. — A teraz?
— Teraz to wyglądasz jak dziadek w czapce babci — oceniła Sonia.
— Iii! — zdenerwował się dziadek. — Nie znacie się! Podobieństwo jest uderzające. U-de-rza-ją-ce! I właśnie dlatego to JA będę w tym roku Naczelnikiem. Na koniu! I złożę przysięgę!
Sonia, Antoś i Kuba popatrzyli na niego wytrzeszczonymi oczami. Jak nic, dziadek zbzikował!
— Podobno — szepnął Kuba — jak ktoś spadnie z konia i uderzy się w głowę, to mogą mu się wydawać różne rzeczy.
— Aha — odszepnęła Sonia — na przykład, że jest Napoleonem albo jakimś celebrytą.
— Może i jestem stary, ale nie głuchy! — odparował dziadek Adam. — I wcale mi się nie wydaje, że jestem Kościuszką! Ja tylko go zagram. — I opowiedział wnuczętom o tym, jak razem z przyjaciółmi w roku kościuszkowskim[1] przebrali się w stroje polskich oficerów z dawnych lat, przejechali konno przez Kraków i odtworzyli słynne ślubowanie Naczelnika na samiutkim Rynku. I jak wszyscy wiwatowali, a telewizja to wszystko relacjonowała. I że znów planują to powtórzyć.
— Nie słyszałem o żadnym słynnym ślubowaniu — przyznał się Kuba.
— Ani w ogóle o Kościuszce — dorzucił Antoś.
Sonia zmarszczyła nos.
— Kościuszko był nudny. Przysiągł narodowi, że Polska będzie wolna. Jeździł na koniu i machał szablą, a jego insurekcja[2] i tak okazała się klapą.
— Dziecko drogie, czego was uczą w tej szkole? — oburzył się dziadek.
— Szczerze mówiąc, kiedy była o nim lekcja, chorowałam. Czytałam tylko streszczenie.
Dziadek załamał ręce. Chyba nie dowierzał, że jego wnuczka mogła powiedzieć coś równie niedorzecznego.
— Jak wielki bohater — odezwał się wreszcie — ktoś, kto skończył Szkołę Rycerską, był rozbitkiem na Karaibach, znał indiańskiego wodza i przeżył nieszczęśliwą miłość, może być nudny?
— Był rozbitkiem? — Antoś, wielki amator morskich przygód, aż podniósł się z łóżka.
— Kumplował się z wodzem Indian? — Kuba wytrzeszczył oczy. Właśnie przeczytał książkę o czerwonoskórych i uważał, że nie ma nic wspanialszego od skradania się i tropienia śladów.
— Nieszczęśliwa miłość? — Sonia nadstawiła uszu. — O tym nie było w szkole!
— No ale skoro jest taaaki nuuudny, nie będę wam zawracać nim głowy. — Dziadek włożył beret do szuflady i wyszedł z sypialni. Chyba tylko Antoś zauważył, że ma przy tym chytrą minę. Za nim szybciutko wysunęła się Sonia.
— Ale co to za miłość? Powiedz mi, powiedz! — prosiła przymilnie.
— Nie chcę cię zanudzić — odparł twardo dziadek i schował się w swojej bibliotece.
[1] Rok Tadeusza Kościuszki (2017) upamiętniał dwusetną rocznicę śmierci Naczelnika Tadeusza Kościuszki.
[2] Insurekcja kościuszkowska to polskie powstanie narodowe przeciwko Rosji i Prusom w 1794 roku. Zapoczątkowało je ślubowanie złożone 24 marca przez Naczelnika powstania Tadeusza Kościuszkę na Rynku Głównym w Krakowie.
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12