Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Terapia wstrząsowa” to romantyczna historia wzbogacona o wątek psychologicznej zabawy.
Milena porzuca swojego narzeczonego Patricka i postanawia wykorzystać wykupioną już podróż poślubną do Grecji. W hotelowym pokoju znajduje zagadkowy list, w którym tajemniczy „Przewodnik” zaprasza ją do niezwykłej przygody. Podczas czasu spędzonego na wyspie kobieta poznaje kilku atrakcyjnych mężczyzn. Uwolnienie skrywanych przez lata traum oraz dotarcie do zakamarków swojej duszy, pozwalają bohaterce przypomnieć sobie o własnej wartości i kobiecości.
Czy uda jej się zawiązać relację z którymś z poznanych w Grecji mężczyzn? A może uda się odbudować wcześniejszą relację z Patrickiem?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 329
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Terapia wstrząsowa
M.B. Morgan
Terapia wstrząsowa
Warszawa 2022
Wydanie I
WYDAWNICTWO DLACZEMU
www.dlaczemu.pl
Dyrektor wydawniczy: Anna Nowicka-Bala
Redaktor prowadząca: Marta Burzyńska
Redakcja: Wielogłoska Katarzyna Mróz-Jaskuła
Korekta językowa: Anna Nowicka-Bala (tyleslow.pl)
Projekt okładki, skład i łamanie: Wielogłoska Katarzyna Mróz-Jaskuła
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
WARSZAWA 2022
Wydanie I
ISBN: 978-83-67357-27-2
Zapraszamy księgarnie i biblioteki do składania zamówień
hurtowych z atrakcyjnymi rabatami. Dodatkowe informacje
dostępne pod adresem: [email protected]
Zwolnijicieszsiężyciem.
Gdypędziszzaszybko, umykającinietylkopięknewidoki, alerównieżświadomość, dokądzmierzaszipoco.
Eddie Cantor
Kefalonia, 17.06.2011
Najukochańsza moja…
WkońcudotarłemdoTwojejwymarzonejGrecji. Takbardzopragnęłaśtuzemnąprzyjechać…
Niestetyniebyłonamtodane. Przezemnie. Przezmojągłupotę…
Niemaszpojęcia, jakbardzotegożałuję. Zrobiłbymwszystko, bycofnąćczasiprzywieźćCiebietutaj. Oddałbymwszystko, byjeszczerazzobaczyćTwójsłodkiuśmiech. Byzobaczyć, jaksłodkomrużyszoczyprzedsłońcem, któretutajteraztakmocnodajemisięweznaki. ByjeszczechoćrazobudzićsięprzyTobie. BypoczućTwojąbliskość, Twojeciepło…
Niestetyjestjużzapóźno. Ciebiejużniema. Odeszłaśnazawsze.
Towszystkomojawina. Byłemślepy. Ślepyigłupi. Niezauważyłemtego, cosięzTobądziało. Amożezwyczajnieniechciałemtegozauważyć? Możepoprostusiębałem? NiesłyszałemTwojegowołaniaopomoc, choćpomaganieinnymtoprzecieżmojapraca…
Myślałem, żezwyczajniejesteśzmęczona, maszjakiśgorszyczas… Gdybymtylkowiedział… Gdybymniebyłtakimidiotą…
Odeszłaśwsamotności… Nawetnieumiemsobiewyobrazić, jakmocnomusiałaścierpieć, żebyposunąćsiędoczegośtakiego… Takbardzożałuję…
DwadnitemuprzyleciałemnaKefalonię. Odkładałemtenwyjazdkilkalat, choćgdytylkoCiępochowaliśmy, podjąłemdecyzję, żemuszępoleciećdoEuropy. Myślałem, żetenwyjazdprzyniesiemiukojenie. Żeudamisięzamknąćpewienrozdział. Aletakniejest.
NiemogęprzestaćoTobiemyśleć. Takbardzochciałbym, żebyśbyłatuzemną. Żebyśmogłazobaczyćjaktupięknie…
Jestdokładnietak, jaktosobiewyobrażałaś, snującnagłosmarzeniaopodróżypogreckichwyspach… Tutajwszystkojestinne, piękniejsze, aczaspłyniejakbywolniej… Kolorysąintensywniejszeniżunas, turkusmorza, zieleńroślin… Acykady… Przezpierwsząnoczupełnieniepozwalałymizasnąć… Dotegomiejscowejedzenieiwino… Ech, wieszżetutajnawetpowietrzemasłonyposmak? Skarbie, byłabyśzachwycona!
Byłabyś. Aleniestetyniemiałaśszansytegoprzeżyć. TakbardzoCięzatoprzepraszam…Wiem, żetesłowaniemająjużznaczenia, alegdybymtylkomógł…
Aleniemogę. Nicjużniemogę. Pozostałomitylkospróbowaćjakośdalejżyć. Choćwtymmomenciemojeżyciekompletniestraciłosens… TakbardzoCiępotrzebuję. TakbardzozaTobątęsknię…
Tyzpewnościądoradziłabyśmicodalejrobić. Byłaśtakamądra… AjazupełnieniepotrafiłemCiędocenić…
Wybaczmi…
Wybacz, Farfallinamia…
Kefalonia, 30.06.2021
Silny wstrząs. Huk. A potem ciemność. Przerażająca ciemność. Nie wiem, co się dzieje… Próbuję otworzyć oczy, ale nie mogę… I ten ból… Tak jakby coś rozrywało mi klatkę piersiową… Nie mogę złapać oddechu… Boli… Tak bardzo boli… Cisza, że aż dzwoni mi w uszach… Boże, jaki piekielny ból… Czy ja umieram? Czy tak wygląda koniec?
Dwa tygodnie wcześniej
Wysiadając zsamolotu, poczułam podmuch ciepłego powietrza. Wzięłam głęboki wdech iuśmiechnęłam się dosiebie. Ipomyśleć, żejeszcze wczoraj zastanawiałam się, czy todobry pomysł, żeby przylecieć tutaj sama… Gdy tylko znalazłam się napłycie lotniska, wiedziałam już, żetobyła dobra decyzja. Wkońcu dwa tygodnie wakacji natej cudownej, greckiej wyspie oddawna było moim marzeniem. Kraków pożegnał mnie siąpiącym odkilku dni deszczem itemperaturą oscylującą wokół szesnastu stopni. Tutaj, mimo wczesnej pory, zpewnością było już blisko trzydziestu.
Wyciągnęłam ztorebki okulary przeciwsłoneczne izałożyłam je, przeglądając się wekranie mojej komórki.
To będzie dobry czas, pomyślałam, gdy tylko autobus ruszył wstronę terminala. Odbiór bagażu poszedł dość sprawnie jak naGrecję. Ze względu namoją pracę byłam wtym kraju już wiele razy imiejscowi ludzie nieodzownie kojarzyli mi się z– co tu dużo mówić – dość „luźnym”, żeby nie powiedzieć „wylajtowanym” podejściem dopracy. Zresztą nie tylko wGrecji tak było. Zasada „co możesz zrobić dzisiaj, zrób jutro, azyskasz dzień wolnego” zdawała się zpowodzeniem funkcjonować wwiększości krajów południa Europy, jakie miałam okazję odwiedzić.
No właśnie. Moja praca. To miał być mój pierwszy „poważny” urlop odkilku dobrych lat. Miałam świadomość tego, żejestem pracoholiczką, aleco wtym złego, żekobieta spełnia się wpracy, która daje jej satysfakcję? Po studiach zatrudniłam się wmałej firmie, która zajmowała się tworzeniem iwdrażaniem systemów zabezpieczeń, ostrzegających między innymi oulatnianiu się gazu, dymie wpomieszczeniu, azczasem również informujących otrzęsieniach ziemi, powodziach, huraganach iinnych kataklizmach.
Co prawda nigdy dokońca nie rozumiałam, jak towszystko działa, alebyłam świetna jeśli chodzi onegocjacje kontraktów. Mój szef dobrze otym wiedział, dlatego wysyłał mnie wszędzie tam, gdzie czekały nas twarde rozmowy. Świetnie czułam się wtej roli, szczególnie żezwykle podrugiej stronie stołu spotykałam mężczyzn, którzy przeważnie nawidok drobnej kobiety koło trzydziestki lekceważyli moje umiejętności. Atowprowadzało dodatkowy element zaskoczenia, który sprawiał, żeczułam się jak ryba wwodzie. Uwielbiałam moją pracę. Od dziecka marzyłam otym, żeby robić coś istotnego, pomagać innym, ajeśli przy okazji mogłam sporo podróżować, poznawać nowych ludzi ijeszcze dobrze zarabiać, toczego więcej mogłam chcieć?
Miałam oczywiście świadomość, żepraca tonie wszystko ijak każdy marzyłam otym, by wkońcu ułożyć sobie życie. Jednak moje przyzwyczajenia zawodowe nie pozwalały mi odpuścić kontroli również wżyciu prywatnym, przez co faceci zwykle zwyczajnie się mnie bali. Byłam władcza, pewna siebie, konkretna… Amoże tobyła tylko maska, którą nakładałam, bo tak było łatwiej? Maska, zaktórą chowałam tą delikatną, obawiającą się zranienia dziewczynę, którą byłam wśrodku.
Tak czy inaczej, zwykle odbiegałam odich wizji „przyszłej żonki”. Seks – „oczywiście, bardzo chętnie”. Ale coś więcej? „Nie, wybacz, ja potrzebuję kogoś spokojniejszego, kogoś takiego wiesz… Komu wystarczy dom, kto nie będzie szukał wrażeń, kto będzie czekał namnie zzupą, gdy wracam zpracy…”. Nawet nie potrafię zliczyć, ile razy padał zich ust ten idiotyczny argument ozupie… Tak jakby ugotowanie pomidorowej było najważniejszym zadaniem życiowym kobiety!
Wpewnym momencie pogodziłam się już ztym, żejestem skazana naprzelotne, acz intensywne znajomości. Wtedy nagle wmoim życiu pojawił się ON. Patrick. Przyjechał zeStanów zpropozycją połączenia swojej firmy znaszą. Mimo twardych negocjacji mój szef nie zgodził się nato. Patrick nie dawał jednak zawygraną iwiedząc, żejestem prawą ręką Adama, próbował jakoś namnie wpłynąć. Najpierw zabrał mnie nakolację. Potem naobiad. Nie wiedzieć kiedy wylądowaliśmy włóżku. Nagle temat fuzji stał się nieco mniej istotny… Zakochałam się. Po raz pierwszy wżyciu totalnie odleciałam. Zwariowałam najego punkcie ion chyba miał tego świadomość…
Ipomyśleć, żetomiała być nasza podróż poślubna…
Taksówkarz pomógł mi wrzucić walizki dobagażnika iruszył wstronę miejscowości Lourdata, wktórej znajdował się hotel zarezerwowany jakiś czas temu przez mojego niedoszłego męża.
Boże, jak ja się cieszyłam naten urlop… Wkońcu mieliśmy spędzić czas tylko we dwoje, bez laptopów, telefonów itych wszystkich pilnych spraw, które wdzierały się między nas podczas wspólnych weekendów. Patrick wydawał się taki idealny… Po ślubie miał przenieść się doPolski ipracować głównie zdalnie. Ponoć wszystko już nawet pozałatwiał. Miało być tak pięknie… Ale niestety los postanowił zemnie zadrwić.
Dwa miesiące przed naszym ślubem mój narzeczony zostawił wsypialni otwartego laptopa. Jakiś wewnętrzy głos podkusił mnie, by doniego zajrzeć… Ku mojemu zaskoczeniu znalazłam wnim nie tylko pełne seksownych zdjęć rozmowy zjakąś Samanthą zLA, aletakże erotyczne filmiki odMary Ann zDallas oraz pełne miłosnych wyznań rozmowy zeSwietłaną zKijowa. Zrobiło mi się niedobrze. Nawet nie zamieniłam znim słowa. Wyrzuciłam go zdomu, odwołałam ślub i… No cóż. Popadłam wcoś wrodzaju depresji.
Przez kilka tygodni nie wychodziłam zdomu. Spędziłam je wpiżamie, zajadając się pizzą zapijaną winem, aczasem rumem lub tequilą. Cierpiałam. Cierpiałam jak cholera. Nie wiem, co bardziej mnie zabolało – to, żeokazał się być totalnym dupkiem czy tocholerne upokorzenie, jakie czułam zakażdym razem, gdy inni patrzyli namnie ztym pieprzonym współczuciem.
Cała ta sytuacja wydawała im się zupełnie nieprawdopodobna… Kobieta „taka jak ja”, silna, pewna siebie, nagle zupełnie zidiociała napunkcie jakiegoś typa, który okazał się taki jak wszyscy… Co zabanał! Czułam się jak totalna kretynka. Nie miałam siły wracać dopracy, nie potrafiłam spojrzeć woczy mojej mamie… To był mój pierwszy poważny związek ispektakularność jego zakończenia zwyczajnie mnie przerosła.
Nagle powróciły wszystkie demony zprzeszłości. To wszystko, co przez lata skrzętnie ukrywałam przed światem, nagle zostało obnażone. Jedna porażka naoczach innych ijuż spadałam doparteru. Już nie było tej silnej, pewnej siebie dziewczyny. Była tylko nieradząca sobie zżyciem iwłasnymi emocjami kobieta, której wciąż nie udało się posklejać potym, co przeżyła wdzieciństwie.
Czasem odnosiłam wrażenie, żemam coś nawzór schizofrenii. Wpracy mogłam podbijać świat, zdobyć wszystko, wynegocjować każdy kontrakt, alegdy tylko przekraczałam próg mojego mieszkania, wlustrze znów widziałam tę malutką dziewczynkę. Dziewczynkę, której nikt nie kocha… Która musi ciągle uważać, by nie zrobić czegoś, co sprawi, żenagle stanie się niepotrzebna.
Tak bardzo potrzebowałam, by ktoś mnie pokochał. Tak naprawdę. Na zawsze. Tak, by wkońcu pozbyć się tego lęku, który rozdzierał moją duszę. Który krzyczał, żenigdy nie uda mi się utrzymać przy sobie bliskiej osoby. Że zawsze będę tą, która musi sobie radzić sama. Ijak naironię, poraz kolejny, tak właśnie nie stało.
Przez wiele długich dni rozdrapywałam swoje rany tylko poto, żeby znieczulić się kieliszkiem czegoś mocniejszego iwkońcu zasnąć. Zapomnieć. Żeby namoment poczuć, jak towszystko znika… Całe moje głupie życie. Nic niewnoszące, płytkie ibeznadziejne. Czułam się jak kompletne zero. Icoraz częściej wmojej głowie pojawiała się myśl, żemoże dla wszystkich byłoby lepiej, gdybym zwyczajnie zniknęła. Gdyby mnie nie było… Wiedziałam, żejedyną osobą, którą by tozraniło, byłaby moja mama. Może kilku przyjaciół też uroniłoby łezkę… Ale wizja ulgi, jaką poczułabym, znikając ztego świata, była cholernie kusząca.
Mój szef naszczęście nie naciskał, żebym wróciła dopracy. Miałam sporo zaległego urlopu, poza tym itak miało mnie nie być przez kilka tygodni przed ipoślubie… Ach, jakież ja miałam plany! Jakie towesele miało być idealne! Jakie dopracowane! Wszystko miało być jak zbajki. Machina przygotowań ruszyła już kilka dni pozaręczynach, aja oddałam się temu wariactwu jak jakaś desperatka, zupełnie ignorując sygnały, jakie wysyłał Patrick. Bo przecież było widać, żecoś jest nie tak. Któregoś dnia przyszła domnie Karolina, moja najlepsza przyjaciółka. Zcałych sił próbowała postawić mnie nanogi, aleniestety byłam dość oporna. Wkońcu sięgnęła pomojego laptopa, próbując namówić mnie nato, bym wreszcie wróciła dożywych izrobiła chociaż porządek wskrzynce. Karolina jest informatyczką iwedług niej wprowadzenie ładu wżyciu zawsze zaczyna się odposprzątania skrzynki mailowej, ztworzeniem folderów iopróżnieniem wirtualnego kosza włącznie. Wiem, żetodość odważna teza, aleśmiem twierdzić, żewłaśnie dzięki temu małemu sprzątaniu mojego gmaila wkońcu udało mi się wygramolić zpościeli.
Tego dnia, wśród ton spamu, jakie przetoczyły się przez moją skrzynkę, znalazłyśmy wiadomość odmanagera hotelu Zen Boutique naKefalonii, niejakiego Daniele Caputo, potwierdzającą rezerwację małżeńskiego luxurysuite dla Patricka Kellera iMileny Stankiewicz. Daniele prosił oodesłanie maila potwierdzającego godzinę naszego przylotu, dziękując równocześnie zaprzelew zkonta Patricka. Nie zastanawiając się długo, odpisałam żeoczywiście, skoro wszystko jest opłacone, toprzyjadę, jedynie prosiłabym ozmianę pokoju najedynkę, bowiem mój niedoszły mąż „jest obecnie wrozjazdach między swoimi licznymi kochankami iniestety nie znajdzie czasu naten luksusowy urlop”.
Kolejnego dnia zaczęłam się pakować itak oto siedziałam wtaksówce izmierzałam dotego bajecznego hotelu, który miał być dla mnie wstępem donowego, lepszego życia… Taki był plan… Niestety poraz kolejny okazało się, żeplany są dobre wpracy, awżyciu wszystko jest nieco bardziej skomplikowane.