The Stereotype of a Hockey Player - Gabriela Rygiel - ebook + audiobook

The Stereotype of a Hockey Player ebook i audiobook

Gabriela Rygiel

3,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

18 osób interesuje się tą książką

Opis

Daisy Green myślała, że jej życie jest idealne. Miała wspaniałego chłopaka, w dodatku będącego jednym z najpopularniejszych hokeistów na kampusie. Znano ją i lubiano. Jednak wszystko się zmieniło, kiedy ukochany Calum Robinson ją zdradził. 

 

Po tym zdarzeniu dziewczyna usunęła się w cień i stała się zupełnie inną osobą. Poprzysięgła też, że już na zawsze znienawidzi hokeistów i nigdy nie pozwoli, aby którykolwiek się do niej zbliżył. 

 

Jedno zdarzenie w bibliotece przewraca jej świat do góry nogami. Daisy przyłapuje na gorącym uczynku zawodnika drużyny – Jacoba Wrighta. Chłopak spędza upojne chwile z jakąś studentką. 

 

W dziewczynie coś pęka i w sekundzie w jej głowie pojawia się plan zemsty nie tylko na byłym chłopaku, ale na całej drużynie hokejowej. Zamierza wykorzystać do tego przypadkowo nakrytego hokeistę.

 

Jacob Wright jej w tym pomoże. Czy tego chce, czy nie. 

 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                  Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 478

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 57 min

Lektor: Magdalena Emilianowicz
Oceny
3,5 (145 ocen)
51
30
21
26
17
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
gonick

Nie polecam

Koleś mieszka ze swoim najlepszym przyjacielem i nigdy nie poznał jego dziewczyny, ani nie słyszał o wielkim skandalu, o którym słyszał cały kampus 😂🙈 Tyle dziur w fabule, że szok. Szkoda, bo autorka ma całkiem fajne pióro.
154
Angie156

Nie polecam

Nie dam rady skończyć tej książki. Mam wrażenie, że bohaterowie w ogóle nie myślą nad tym co robią. Te zachowania są tak absurdalne, że aż nie wiem jak na to reagować. Bohaterka sama nie wie czego chce, nastrój zmienia na pstryknięcie palcami. Bohater w jednej chwili za nią lata jak głupi, ryzykuje przyjaźń, a za chwilę myśli o tym, że chętnie wyjdzie z inną do pokoju. Gdzie w tym sens i logika? Czy naprawdę nikt nie zauważa tych nieścisłości? Albo dziur fabularnych? Naprawdę dużo trzeba, żebym porzuciła jakąś książkę, bo zwykle docieram do końca, ale nie dałam rady, szanuję mimo wszystko swój czas i ta książka nie zasługuje by go tracić.
92
2323aga

Nie polecam

Dziewczyna jest po prostu głupia, chłopak się miota, a cała historia chaotyczna
82
ramcia97

Nie polecam

Naprawdę na siłę kończyłam książkę... główna bohaterka jest tak irytująca..
83
supernova_

Z braku laku…

Ciężko ocenić, puszczalska dziewczyna niby mszcząca się a naprawdę jest tylko "puszczalska i taka denna." Nie dotrwałam do końca
62

Popularność




Copyright © for the text by Gabriela Rygiel

Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Kamila Recław

Korekta: Sara Szulc, Dominika Kalisz, Iwona Wieczorek-Bartkowiak

Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek

Projekty ilustracji i wewnętrznego zadruku okładki: Gabriela Rygiel

ISBN 978-83-8362-572-0 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2024

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

PLAYLISTA:

Call It What You Want – Taylor Swift

Superman – Taylor Swift

Teenage Dirtbag – Wheatus

Poison – Rita Ora

Not In The Same Way – 5 Seconds of Summer

Lying Is the Most Fun a Girl Can Have Without Taking Her Clothes Off – Panic! At The Disco

Stockholm Syndrome – One Direction

Lie to Me – 5 Seconds of Summer

First Date – blink-182

I Think I’m In Love – Kat Dahlia

crushcrushcrush – Paramore

My Own Worst Enemy – Lit

Better Than Revenge – Taylor Swift

Still into You – Paramore

We Are Never Ever Getting Back Together – Taylor Swift

If You Don’t Know – 5 Seconds of Summer

Now That We Don’t Talk – Taylor Swift

a thousand years – Christina Perri

How Does It Feel – Tom Grennan

Electric Touch – Taylor Swift feat. Fall Out Boy

I Write Sins Not Tragedies – Panic! At The Disco

I’m In Love With You – The 1975

TW PROLOG

Największy problem w życiu stanowi znalezienie jego celu. Szczegółowe plany są rozpisane zazwyczaj na wiele lat, a to oznacza, że mniej musisz się zastanawiać, co zrobisz z resztą życia, bo już dawno to zaplanowałeś. Niestety nie należę do osób z takim planem. W liceum lubiłam kółko teatralne, w którym spełniałam się jako odtwórczyni głównych ról, stwierdziłam więc, że powinnam iść w tę stronę i zostać aktorką. Myślałam o Juliard, ale to nie wchodziło w grę. Potem wymyśliłam sobie Kalifornię, ale ojciec się tam wyprowadził z nową żoną, a ja niekoniecznie chciałam być blisko nich, i tym sposobem skończyłam dokładnie w okolicach Kolorado. Czy przy wyborze miejsca studiowania kierowałam się tym, że zaczyna się na K? Może. Uznałam to za znak, nie wiedząc jeszcze, że najczęściej będą mnie tam spotykać znaki zakazu lub nakazu.

Teraz siedzę w korytarzu budynku dziekanatu i czekam, aż pani zza biurka wezwie mnie do gabinetu mojego dziekana. Przebieram nogami, bo nie mogę usiedzieć bez ruchu. Mam na sobie najbardziej oficjalny strój, jaki wygrzebałam z otchłani szafy. Spojrzenie przykuwa mi dziurka w rajstopach tuż nad kostką. Czy nawet to nie może iść po mojej myśli? Właśnie zaczynam się zastanawiać, jak powinnam ją zakryć i czy w ogóle ktoś poza mną ją zauważy, ale wtedy pani Eden mnie wzywa i informuje, że mogę już wejść do dziekana Goldfisha.

Nie wyrzuci mnie ze studiów.

Nie zrobi tego.

Nie mógłby.

To nie tak, że popełniłam coś złego, nielegalnego.

Wszystko jest jak najbardziej pod kontrolą.

Tak, ale nie moją.

Moje życie jest w jego rękach!

No dobra, nie życie, ale ostatnie kilka lat, które mogą się nagle okazać totalnie zmarnowane.

Naciskam na pozłacaną klamkę, aby otworzyć ciężkie, mahoniowe drzwi, i już od progu dostrzegam dziekana siedzącego przy wielkim biurku, na pierwszy rzut oka wykonanym z jakiegoś innego rodzaju drewna. Tak mi się wydaje, bo nie jestem specjalistką w tej dziedzinie. A może powinnam wybrać taką ścieżkę kariery? Technologia drewna? Kto wie, co się ze mną stanie po wizycie tu.

– Dzień dobry. – Skoro ja słyszę, jak mój głos się łamie, to on na pewno słyszy to samo. Może to moja skrucha? Może te nerwy działają na moją korzyść? Przecież mi zależy.

Z każdym kolejnym krokiem nogi mam coraz bardziej jak z galarety. Jestem ciekawa, czy Goldfish jest w stanie to zobaczyć, czy może to siedzi tylko w mojej głowie. Nasze spojrzenia się krzyżują w momencie, w którym zasiadam na pasującym do biurka krześle.

– Dzień dobry – wita się, a potem odczytuje moje nazwisko z akt: – panno Daisy Green.

Trzyma moje dokumenty w teczce, która wydaje się całkiem gruba. Czy to ma znaczenie? Czy naprawdę aż tak nabroiłam przez cztery lata studiowania? Samo słowo „nabroiłam” sprawia, że czuję się jak dziecko, no ale w sumie zostałam wezwana na dywanik, więc chyba nim jestem.

– Dzień dobry – powtarzam, nie wiedząc, co innego mogę powiedzieć. Mam sama zacząć się tłumaczyć? Jedno, czego się nauczyłam, to żeby nie mówić za dużo, gdy nie pytają.

– Jestem dziekanem od ponad dwudziestu lat, a nigdy nie spotkałem cheerleaderki drużyny futbolowej, która dostała zakaz wchodzenia na trybuny na arenie hokejowej i której film jest wyświetlany na telebimach na każdym boisku na terenie kampusu.

Nie zarumień się.

Nie zrób tego.

Nie możesz.

To nie powód do wstydu.

– Film… – kontynuuje – który nigdy nie powinien zostać nagrany, a tym bardziej uczelnianym sprzętem.

– To nie tak, że nie powinien…

Najgorsze, co mogę powiedzieć. Widzę to po jego minie.

– Rozumie pani, o co mi chodziło. Jesteśmy uczelnią z tradycjami, a nawet gdybyśmy nie byli, wolelibyśmy, aby takie sytuacje nie miały miejsca.

Nie mogę nic odczytać z jego twarzy. Jest śmiertelnie poważny, ale nie wydaje się ani zniesmaczony, ani zgorszony, choć jego ton i słowa chyba temu przeczą.

– Wszystko to jest wynikiem pomyłki – zapewniam.

– Zdecydowała się pani studiować reżyserię, a ja panią przyjąłem, bo było to w jakiś sposób pokrewne z aktorstwem i nowymi mediami. – Patrzy na mnie tak, jakby szukał na mojej twarzy skruchy, a ja naprawdę staram się ją wyrażać. – Studenci często szukają swojego miejsca, ale ja nie jestem pewny, czy pani w ogóle zajmuje się studiowaniem.

Kiwam głową.

Nie powinnam, bo to tak, jakbym się z nim zgadzała.

Zaczynam więc kręcić głową, aby zgłosić sprzeciw.

– Dlaczego właściwie dostała pani zakaz wejścia na arenę hokejową? – docieka.

– Skoro jestem tak blisko z hokeistami? – silę się na żart i to raczej mało zabawny.

Na filmie, który widział cały kampus, mam na sobie jedynie koszulkę z hokejowym numerem.

Ale może zacznijmy od początku…

1HOKEJOWY KRÓLICZEK CALUMA

Myślę, że najlepszym opisem miejsca, w którym się znajdujemy, będzie ten na broszurze uczelni otrzymywanej przez studentów pierwszego roku.

Uniwersytet Waverly to prestiżowa uczelnia położona w malowniczych okolicach Kolorado. Uczelnia słynie z bogatej tradycji w sporcie, a szczególnie w hokeju na lodzie. Drużyna hokejowa „Waverly Icehawks” cieszy się ogromnym uznaniem i jest uważana za jedną z najbardziej utalentowanych i konkurencyjnych drużyn w regionie.

Uczelnia oferuje doskonałe warunki do treningów hokejowych, w tym nowoczesną arenę, profesjonalne zaplecze treningowe oraz doświadczonych trenerów. Studenci, którzy przybywają na Uniwersytet Waverly, mają okazję nie tylko doskonalić swoje umiejętności hokejowe, ale także osiągnąć wybitne wyniki w nauce, dzięki wysokiej jakości programom edukacyjnym.

Uniwersytet Waverly to miejsce, gdzie pasja do hokeja idzie w parze z doskonałym wykształceniem, a wszystko w inspirującej atmosferze dla ambitnych studentów i utalentowanych sportowców.

Popularność na kampusie można zyskać na wiele sposobów. Jednym z nich jest zostanie dziewczyną hokeisty, najlepiej kapitana drużyny, którego największe marzenie to przejście na zawodowstwo. Oczy wszystkich zainteresowanych sportem i dużymi pieniędzmi są skupione na nim.

Jestem Daisy Green.

Znana bardziej jako była dziewczyna kapitana drużyny hokejowej, której złamał serce, po czym rozpuścił w kampusie plotkę o tym, że jest puszczalska. Nie mam nic do tego, kto z kim sypia i jak rozwiązłe życie prowadzi, ale nie wypada robić takich rzeczy, gdy jest się w monogamicznym związku, takim jak nasz, jak oboje twierdziliśmy. Wokół kręciło się wiele dziewczyn, które tylko czekały, aż się rozstaniemy, żeby zająć moje miejsce, więc gdy tylko on rozpuścił plotkę o mojej rozwiązłości, wszyscy od razu chcieli w nią uwierzyć. Słowo najlepiej rokującej na przyszłość osoby na całej uczelni przeciwko słowu cheerleaderki, na dodatek studiującej w tamtym okresie aktorstwo. Moja kariera w przedstawieniach została zakończona w chwili, gdy Calum postanowił zrobić ze mnie kogoś, kim nie jestem. Reżyser nie chciał narażać się kampusowej gwieździe. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, mój eks poszedł do niego bezpośrednio, żeby zawiadomić, że sale podczas wystawianych przedstawień będą puste, jeśli ja wciąż będę grać. Dla reżysera wybór był prosty. Nie byłam warta tyle co ciągle rozsławiany i zdobywający kolejne sukcesy Calum Robinson.

Zostało mi pół roku na uczelni, a z każdym dniem coraz trudniej było mi się pogodzić z tym, jak zostałam potraktowana przez reżysera, przez Caluma i przez większość ludzi, o których myślałam, że mnie znają. Praktycznie nikt poza moją przyjaciółką i kilkoma innymi osobami, które miały w dupie hokej, nie uwierzyły mi, że nie oszukałam gwiazdy hokeja.

Już nawet nie wspominam o tym, że wraz z utratą pracy jako aktorka, straciłam także miejsce w drużynie. Nie mogłam więcej występować przed meczami. Tworzyć układów tanecznych. Chodzić w stroju cheerleaderki. Być częścią ekipy. Uważałam te dziewczyny za swoje przyjaciółki, ale one też dały się zwieść cholernemu hokeiście. Nie były z nim blisko, ale wystarczyło, że zagrał przed nimi zranionego i oszukanego. Nigdy nie zapomnę, jak wrzeszczał obelgi na środku domu mojego bractwa, z którego – tu spoiler – też zostałam wyrzucona za rzekomą zdradę, i to nie sióstr, a kolesia z drużyny hokejowej!

Ktoś nawet nagrał tę scysję i wrzucił do Internetu.

Nienawidziłam tego.

Tej uczelni, tych ludzi, tego, co koleś mi zrobił.

Nie czuję się winna, ponieważ próbowałam z nim rozmawiać, wytłumaczyć mu, że nic, co mi zarzucał, nie miało miejsca, ale on nie chciał słuchać. Zaufał pieprzonemu wrogowi z przeciwnej drużyny, innej uczelni, a nie mnie, swojej dziewczynie.

Nikt nigdy mnie tak nie zranił.

*

Siedzimy właśnie z Nelly w bibliotece, jak zwykle tuż przed jej zamknięciem, pracując nad zadaniem z kreatywnego pisania, gdy w którymś momencie dochodzą do nas dziwne dźwięki. Praktycznie nigdy nie zasiadamy do stołów, tylko zostajemy gdzieś między półkami, bo łatwiej tak sięgnąć po kolejną niezbędną do napisania pracy książkę, niż nosić je wszystkie do strefy współdzielonej.

– Ściągnij to – słychać zdyszany szept zza rzędu książek.

– Zdejmij to ze mnie. – Do szeptu dołącza chichot.

Po drugiej stronie półek zaczyna się szamotanina. Zostało jakieś pół godziny do zamknięcia biblioteki i w piątkowy wieczór raczej nikt nie szukałby książek z takim zaangażowaniem i na ostatnią chwilę. Przyjaciółka posyła mi jednoznaczne spojrzenie, a kiedy je ignoruję, sama zabiera się do przesuwania książek, aby podejrzeć, co się dzieje po drugiej stronie.

– Zaskakuje mnie, z jaką wprawą ci to idzie – szepczę z nadzieją, że robię to ciszej niż para po drugiej stronie regału i że tamci mnie nie usłyszą.

Udaje jej się zrobić prześwit na drugą stronę. Na widok jej triumfalnego uśmiechu, zaczynam się bardzo powoli przesuwać w kierunku szpary.

– Oczywiście! – Niemal warczę do ucha Nelly na widok pleców zawodnika drużyny hokejowej, a właściwie jego granatowej kurtki z numerem i nazwiskiem.

Nelly postanawia zaś zacząć komentować wydarzenia na żywo:

– Żadne z nich nie czyta, więc dlaczego robią to tutaj?

– Proszę, proszę, proszę – piszczy nagle zza książek dziewczyna. – Jak duży jesteś? Tak wielki, jak mówią?

Mogę sobie tylko wyobrazić, jak wpatruje się w niego wielkimi, sarnimi oczami. Zastanawiam się, czy to jest właśnie to, co faceci najbardziej chcą słyszeć. I czy ta laska mówi tak przesłodzonym głosem na co dzień. Może tak bardzo chce go zaliczyć, że jest w stanie się poświęcić? Żałuję, że nie jestem w stanie połączyć nazwiska z twarzą, chociaż jakkolwiek przystojny by nie był, pozostaje hokeistą.

– Pokażę ci, kochanie.

– Och! – Dziewczyna chyba aż podskakuje.

Czyżby włożył jej rękę w swoje majtki, a ona nic tam nie znalazła?

Na tę myśl nie mogę się już powstrzymać od śmiechu i głośno parskam. Moja przyjaciółka patrzy na mnie z przerażeniem, nie mogąc uwierzyć, co właśnie zrobiłam.

Akcja po drugiej stronie zamiera. Oboje zaczynają się rozglądać na wszystkie strony, a my dostrzegamy, jak brunetka opuszcza krótką spódniczkę.

– Kto tu jest?! Co to za podglądacze?!

Nie wiem, dlaczego, ale postanawiam, że się ujawnię. W końcu to nie ja chciałam uprawiać seks w miejscu publicznym i nawet dobrze się nie rozejrzałam, czy nie ma tu ludzi. Nelly miała rację – biblioteka na pewno nie powinna być pierwszym wyborem w wiadomym celu, bo tutaj przychodzi się zdobywać wiedzę, a nie kogoś puknąć.

– Tu się czyta książki, numerze dwadzieścia – odzywam się i staję przed nimi twarzą w twarz z założonymi na piersiach rękoma.

– Zaraz zamykają. – Farbowany blondyn przygląda mi się z wściekłością w oczach.

Pierwszy raz od tamtej sytuacji z przeszłości stoję przed hokejowym chłoptasiem.

Naprawdę to jego tłumaczenie?!

Prycham z niedowierzaniem.

– Biblioteka to miejsce do nauki.

– Przecież chciałem ją czegoś nauczyć. – Szczerzy zęby w śnieżnobiałym uśmiechu.

– Fu! – słyszę za sobą Nelly. – To drogocenne książki.

– Mogłeś to chociaż zrobić w sekcji romansów. Oprzeć ją o jakiegoś harlequina i zacząć walić tekstami prosto z kart. – Nie mam pojęcia, czemu nie potrafię się przymknąć… Bo stoi przede mną hokeista? – „Jak duży jesteś”? – Zaczynam trzepotać rzęsami, przesadnie akcentując każde słowo. – Zmieścisz mi się w buzi? – przedrzeźniam. – Och, och! Ach, ach! – Na koniec zmuszam się do wydobycia z siebie tak wysokich dźwięków, że aż bolą mnie uszy.

Koleś patrzy szeroko otwartymi oczami. Dziewczyna stoi za nim, zawstydzona. On tymczasem odwraca się, żeby na nią spojrzeć.

– Nie brzmię tak – oburza się brunetka. – Jesteś jakąś świruską!

– To wy zaczęliście działać przy widowni.

– Trochę tak brzmiałaś – zwraca się do niej blondyn.

Stojąca za mną Nelly parska donośnym śmiechem.

– Myślałam, że to lubisz – tłumaczy się dziewczyna.

Koleś wzrusza w odpowiedzi ramionami.

– Polecisz mi jakiegoś harlequina? Co to w ogóle jest harlequin? – Ogląda się na sąsiednie półki. – Mają je tutaj?

Po chwili wpatruje się we mnie, licząc, że udzielę mu wskazówek.

– Radź sobie sam, ale następnym razem sprawdź, czy nie ma kogoś w pobliżu. Dobre rozpoznanie to podstawa.

Już chcę poklepać go w ramię, a choć jestem dosyć wysoka, on okazuje się jeszcze wyższy, więc muszę podnieść rękę, ale ostatecznie się cofam. Nie chcę go dotykać. Nie kojarzę ani jego nazwiska, ani tym bardziej nie wpadłabym na to, jak ma na imię.

Nagle zjawia się bibliotekarka i informuje nas, że to najwyższa pora, żebyśmy stąd wyszli.

Wracamy z Nelly do naszej alejki, żeby zabrać swoje rzeczy. Nagle czuję, że ktoś za mną stoi.

– Pójdziesz ze mną na randkę?

Nie obracam się nawet, chyba nie wierząc, że to do mnie.

– Halo? – słyszę znów za sobą męski głos.

– Daisy, on chyba mówi do ciebie – szepcze do mnie przyjaciółka, ale on jest na tyle blisko, że to słyszy.

– Jesteś Daisy?

Obracam się, aby zobaczyć wyraz jego twarzy. Jest hokeistą, a ja byłą dziewczyną jednego z chłopaków z drużyny. Przygląda mi się z jeszcze większą intensywnością niż przed chwilą.

– Daisy Green.

Zawsze uważałam, że nie mam się czego wstydzić, i dalej się tego trzymam.

– Daisy Green – powtarza, po czym taksuje mnie wzrokiem od góry do dołu.

Mam wrażenie, że gdy usłyszał moje imię, zorientował się, kim jestem, ale chyba się jednak mylę. Wyciąga do mnie rękę.

To hokeista.

Przed chwilą miał przelecieć jakąś dziewczynę w dziale mówców motywacyjnych.

Omijam go bez słowa.

Co on sobie, do licha, myśli?

2HOKEJOWY NASTRÓJ

DAISY

Nelly wkracza do pokoju z szerokim uśmiechem. Po tym, jak wyrzucono mnie z domu bractwa Zeta, Beta, sreta, a w rzeczywistości Rozeta, musiałam znaleźć inne miejsce zamieszkania. Traf chciał, że współlokatorka Nelly zaszła w ciążę i zwolniła łóżko. Myślałam o tym, żeby wyprowadzić się poza kampus, ale to byłoby zbyt męczące, żeby każdego dnia tutaj dojeżdżać.

– Co jest powodem twojej radości?

– Co? – Siada na łóżku naprzeciw mnie. Nie przestaje się szczerzyć, tylko patrzy na mnie pytającym wzrokiem.

Wskazuję na jej twarz.

– Zapytał, czy pójdę z nim na dzisiejszą imprezę.

Moja przyjaciółka należy do redakcji gazety uczelnianej, przez którą regularnie przewijają się nowi ludzie, z mniejszym lub większym talentem pisarskim. Jest zauroczona jednym chłopakiem z pierwszego roku, który studiuje fizykę kwantową, a ten wpadł na pomysł, że to najwyższa pora, aby zaznajomić ludzi z tym tematem. Nelly słucha go z podziwem, ale nie rozumie ani słowa.

– Jest w domu bractwa ludzi z wydziału fizyki. Słyszałaś, że mają planetarium na suficie jednego z pokoi? – ekscytuje się dalej. – Proszę, proszę, chodź ze mną! Nigdy go nie widziałam! Nigdy nie byłam w planetarium!

– Podejrzewam, że nie możesz wpaść na imprezę i tak po prostu sobie tam wejść.

Nie jestem fanką imprez i poznawania ludzi, bo w bardzo krótkim czasie odwrócili się ode mnie wszyscy znajomi, a nawet większość przyjaciół. Czasem mam wrażenie, że nie chodzi o prawdę, tylko o to, kto głośniej krzyczy i pierwszy zacznie. Z jakiegoś powodu bardzo rzadko się zdarza, że osoba, która pierwsza cię oskarża, staje na przegranej pozycji.

– To kolesie studiujący astronomię, fizykę kwantową i inne rzeczy, o których nie mam pojęcia. Nie będzie ich tam wielu. – Zapewnia mnie. – Proszę!

– Myślałam, że to ma być randka. – Przypominam jej powód, dla którego sama tam idzie.

– Powiedział, że mogę zabrać, kogo chcę. – Wzrusza ramionami, jakby przed chwilą się przesadnie nie ekscytowała. – No chodź… – Ciągnie mnie za ramię. – Jeśli to nie ma być randka, tylko zaproszenie na imprezę, a zazwyczaj na takie nie chodzę, to będzie dziwnie, jeśli nie wezmę przyjaciółki, a jeśli wyczujemy, że to randka, możesz się po prostu ulotnić.

– Nie prościej byłoby go zapytać?

Patrzy na mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.

– Po pierwsze bawimy się w kotka i myszkę tak długo, że nie wiem, czy chcę to już popsuć. – Wyciąga drugi palec chociaż zapomniała pokazać mi pierwszego. – Po drugie, co z tego, że mi to powie? Ty powiedziałaś Calumowi, że nic nie zrobiłaś i co? Uwierzył ci? Zdaję się na czyny.

– Uważasz, że zrobiłam za mało? – Nie wiem, dlaczego tam właśnie biegną moje myśli. – Że za mało mu pokazałam, że jestem jego? – Taki tok myślenia jest bardzo krzywdzący. W szczególności, że już to przeżyłam i nie chciałam wracać do tego miejsca.

– Nie! Chryste, Daisy! Raczej chodzi mi o to, że on tylko to usłyszał, co nie? A zaprzepaścił wszystko pomiędzy wami. Twoje słowo kontra słowo tego dupka z przeciwnej drużyny.

– Nie mam pojęcia, jak on się o tym dowiedział. – Chowam twarz w dłoniach. Nie chcę wracać myślami do tego dnia.

– Nie uważasz, że wszyscy już zapomnieli? Ten wczoraj nawet nie wiedział, kim jesteś.

Czy gdyby tak faktycznie było, mogłabym znów zagrać jakąś główną rolę w przedstawieniu?

Z jednej strony marzę, żeby wrócić do życia sprzed Caluma, ale z drugiej – czy ono nie było kompletnym kłamstwem, skoro tak łatwo zniknęło wraz z nim?

Nigdy mu tego nie wybaczę.

– Ty mi nawet nie powiedziałaś, co się wtedy stało – słyszę to z jej ust cały czas, chce mnie przekonać, żebym jej opowiedziała, dlaczego to wszystko rozpadło się z dnia na dzień jak domek z kart.

– I nie licz, że to zrobię.

Nelly też zna tylko wersję Caluma i wolałabym, żeby tak pozostało. Nie wierzy w nią, ale to nie zmienia faktu, że nie opowiedziałam jej tego ze swojej perspektywy. Nie płakałam, gdy to się wydarzyło. Byłam wściekła. Chciałam jak najszybciej zapomnieć o zmarnowanym na niego czasie. Tylko że wraz z nim ulotniło się wszystko, co znałam.

– Będzie tam tłum przyszłych pracowników NASA albo innych rozwalających mózg rzeczy. Tona pierwszaków. My zaraz kończymy. Nie sądzisz, że zwyczajnie nie będą wiedzieć, kim jesteś?

Tak bardzo się z Nelly od siebie różnimy.

Ją kręcą chłopcy, którzy mogą się pochwalić najdziwniejszą wiedzą świata, a mnie kręcą sportowcy, którzy nie zawsze błyszczą inteligencją, ale co się dziwić – wszyscy są tu tak ogromnymi fanami sportu, że wpisują im piątki bez sprawdzania ich prac, a przy gorszych wiatrach naciągają im średnie. Podobno sportowcowi się należy, bo tak ciężko pracuje na boisku, że nie ma czasu się uczyć. To, do licha, niech nie idzie na studia!

Boję się, że Nelly się myli i znów mnie ktoś rozpozna, a potem zacznie pokazywać mnie palcem i rzucać tekstami „Ta naiwna”, „Ta głupia”, „Ona nawet nie jest ładna”.

Byłam naiwna, bo sądziłam, że nie dowie się prawdy?

Byłam głupia, bo się w nim zakochałam?

Czasem mam wrażenie, że ludzie są tak emocjonalnie niedorozwinięci, że każdą sytuację potrafią zinterpretować w odwrotny sposób do stanu rzeczywistego.

– Daisy, czy ty go cały czas kochasz? – pyta przyjaciółka z niepokojem w głosie.

– Oczywiście, że nie!

Czy ta przesadna reakcja może dać mylne wrażenie? 

Pewnie tak.

– To zabaw się i pokaż mu, że masz jaja.

Mogłam tylko prychnąć. Ma tego nawet nie zobaczyć, bo go tam nie będzie.

A może Nelly ma rację?

Za pół roku skończymy studia i nigdy więcej moja noga nie postanie na terenie tego kampusu. Wyjadę do Nowego Jorku albo innego dużego miasta.

Ostatecznie postanawiam, że nie spędzę kolejnego sobotniego wieczoru na czytaniu jakichś głupot w Internecie czy graniu w Simsy i zabijaniu w basenie chłopców przypominających hokeistów. Czas najwyższy wyjść z domu do ludzi i liczyć na to, że nerdy nie mają pojęcia, kim jestem.

Dlaczego by nie zrobić tego w mojej najlepszej sukience?

Miałam ją na sobie ostatni raz, gdy Calum zabrał mnie na oficjalną pierwszą randkę, która co prawda skończyła się szybko na tyle jego samochodu i na nic zdał się oficjalny strój, ale sukienka zrobiła wrażenie.

Powinnam była ją wyrzucić.

Dlaczego więc tego nie zrobiłam?

Czarna krótka mini opina mnie we wszystkich właściwych miejscach. Tiulowe długie rękawy dodają jej elegancji, która może i nie jest potrzebna na tego typu imprezach, ale mi to nie przeszkadza. Dla przełamania wkładam trampki, bo wygodne buty to podstawa.

Może to najwyższa pora zaliczyć pierwszy pocałunek po hokeiście?

Może czas, żeby on przestał być moim ostatnim we wszystkim?

Śmieję się sama do siebie.

Może jednak jestem naiwna tak, jak wszyscy myślą.

Miłość jest najbardziej skomplikowanym uczuciem na tej planecie, bo wpływa na każdy aspekt twojego życia, a tym bardziej ta miłość, która kończy się złamanym sercem.

Może boję się po prostu ruszyć do przodu?

Dlatego zamierzam dzisiaj się doskonale bawić i liczę, że nikt mnie nie zapyta, dlaczego zdradziłam kogoś takiego, jak Calum Robinson, i jak mi nie wstyd.

3TO ZALEŻY OD HOKEISTY

DAISY

Na ścianie przy wejściu do bractwa Kwadrat do kwadratu wisi ogromny zegar astronomiczny. Nie wiem, dlaczego nigdy wcześniej tu nie dotarłam. Dom już z zewnątrz wydaje się miejscem dla prawdziwych nerdów. Liczba wynalazków stojących przed budynkiem jest oszałamiająca. Nie potrafię ich nawet poprawnie nazwać. Podobno warunkiem dostania się do bractwa jest skonstruowanie jakiejś maszyny czy wprowadzenie ulepszenia w domu, czego dowód stanowi to słynne i nieco mityczne planetarium.

Dan – chłopak, przez którego, a może raczej – dla którego tu jesteśmy, czeka na Nelly na ganku. Mamy styczeń w Kolorado, a co za tym idzie wieczory bywają mroźne. Na twarzy chłopaka pojawia się uśmiech, gdy dostrzega moją przyjaciółkę. Uśmiech jednak szybko znika, kiedy orientuje się, że nie jest sama. Tymczasem ona trzyma mnie mocno pod rękę, jakby się bała, że jeśli mnie puści, to od razu wpadnie w jego ramiona. Nie wiem, dlaczego postanawia zgrywać taką niedostępną. Ja nigdy czegoś takiego nie praktykowałam. Nie było wyczekiwania deseru, bo dawałam go od razu. Nelly z kolei ledwo pokazuje zainteresowanie.

Brunet wydaje się zmieszany moją obecnością. Nie dziwi mnie to, skoro z tego, co przekazała mi Nelly, wynikałoby, że chodzi mu o randkę, choć nie zapytał wprost. Zastanawiam się, jak długo można się bawić w kotka i myszkę, zanim któraś ze stron się zniechęci? Czy ta gra jest dobra, jeśli stosuje się ją od początku, czy dopiero wtedy, kiedy coś już się da, a potem ogranicza do tego dostęp, a chłopak cierpi, bo wie, na co czeka?

Osobiście preferuję testowanie towaru przed deklaracjami, choć na razie nie zaprowadziło mnie to do niczego dobrego.

Wpatrują się w siebie, nie mówiąc ani słowa. Mam wrażenie, że powinnam wkroczyć i zostawić ich samych. Mogę być matką chrzestną tego związku.

– Może pójdziecie po coś do picia? – proponuję. – A potem nas oprowadzisz?

Zamierzam sobie gdzieś zniknąć i stanąć w kącie. Może oczaruję jakiegoś chłopaka na tyle, by pokazał mi ten słynny pokój. Przy okazji przetestuję, czy słyszeli o mnie także chłopcy, których bardziej interesuje oglądanie sportu niż uprawianie go.

Dan otwiera przed nami drzwi. Doceniam ten gest, o czym dyskretnie informuję przyjaciółkę.

– Jest uroczy i tak nieśmiało na ciebie patrzy.

Nelly chichocze w odpowiedzi.

– Ja się rozejrzę – dodaję i obracam się do chłopaka, aby dać mu jasny sygnał, że zamierzam zostawić ich samych i może na spokojnie działać.

Mam nadzieję, że jest wystarczająco domyślny. Uśmiecha się do mnie, co traktuję jako podziękowanie. Cmokam przyjaciółkę w policzek, salutuję Danowi na pożegnanie i życzę dobrej zabawy, a sama ruszam poszukać własnej rozrywki.

Może to już naprawdę czas, aby zacząć znowu umawiać się na randki?

Może nawet zdecyduję się zastosować technikę Nelly w postaci uwodzenia i zwodzenia.

Czy to dobry sposób, żeby przekonać się, na ile chłopakowi zależy?

Na tej imprezie jest zdecydowanie więcej płci przeciwnej. Gdzie się nie obejrzę, tam stoi jakiś koleś bez pary. Zauważam mnóstwo gier, których nigdy wcześniej nie widziałam oraz te tradycyjniejsze, jak piwny ping pong. Rzekłabym, że to idealne miejsce do znalezienia chłopaka. Niektórzy są zajęci przez dziewczyny i rozmawiają z nimi po kątach. Nie widzę żadnej cheerleaderki, bo na pewno pojawiłyby się w swoich strojach. Tak samo inni sportowcy. Szukam beczki z piwem, aby nalać sobie do czerwonego kubeczka nieco procentów. Szybko się jednak przekonuję, że od tego są tutaj maszyny skonstruowane przez studentów. Serwują nawet różne rodzaje piwa!

– Pomóc ci? – Ktoś staje nade mną, gdy dostrzega moje wahanie. –Trzeba tylko nadusić przycisk i wybrać, to nie jest takie trudne.

– A które jest najlepsze? – Unoszę wzrok na chłopaka, który koło mnie stanął, ale szybko okazuje się, że właściwie jesteśmy tego samego wzrostu i nie muszę patrzeć do góry.

– Um… – Spogląda na maszynę i zaczyna się zastanawiać.

Chciałabym się już czegoś napić, więc wybieram przypadkowe i obserwuję, jak pojawia się kubeczek.

– To taka maszyna do kawy, tylko z piwem? – pytam zafascynowana.

– Można tak powiedzieć. Dokonaliśmy trochę zmian w oprogramowaniu…

Przeczesuje włosy, jakby denerwował się moją obecnością. Gdy piwo się leje, postanawiam obczaić go od góry do dołu. Wygląda na młodszego, ale jest całkiem uroczy. Ma kruczoczarne włosy, przydługie, ale nie na tyle, żeby musieć je zakładać za uszy. Na zębach nosi aparat, co bardzo doceniam, bo lubię ludzi z ładnym uśmiechem.

– Jestem Daisy. – Wyciągam do niego rękę z nadzieją, że ją uściśnie. – Daisy Green – dodaję, bo może on już to wie i dlatego ignoruje moją rękę, która przypadkowo dźgnęła go w brzuch.

Szybko ją zabieram.

– Tom. Jestem Tom. – Chłopak nie nalega na uścisk mojej dłoni. – Co tutaj robisz?

– Przyszłam na imprezę? – odzywam się nerwowo w obawie, że znają mnie nawet przyszli fizycy i nie chcąc mieć do czynienia z hokeistami, wolą schodzić im z drogi.

– Z kimś? – Rozgląda się, jakby szukał mojej drugiej połówki.

– Z przyjaciółką – tłumaczę.

– Aha… – Chłopak drapie się po karku, a na jego policzkach pojawia się soczysty rumieniec.

Co tu się dzieje?

– Jesteś bardzo, bardzo ładna – szepcze nieśmiało, patrząc w dół, jakby zawstydzony.

Na mojej twarzy pojawia się mały uśmiech. Piwo się już nalało, więc po nie sięgam.

– Dziękuję, to przemiłe. Dawno tego nie słyszałam.

Chcę, żeby na mnie spojrzał, ale to dziwne go o to poprosić. Nie zamierzam wyjść na dominującą świruskę. Skomplementował mnie i się tego wstydzi, co za uroczy chłopaczek.

– Przypominasz mi jedną cheerleaderkę.

Niemal krztuszę się piwem. To jednak wie, kim jestem?

– Słucham? – Spoglądam na niego, ale on cały czas unika patrzenia na mnie.

– One tutaj nigdy nie przychodzą.

– Chodzi o moje blond włosy czy o to, że mam taką krótką sukienkę? – zadaję to pytanie wprost, bo na ogół jestem dość bezpośrednia.

Onieśmiela go to, jak wyglądam, to jasne.

Tom bardzo powoli unosi głowę, aby nasze oczy znów były na równym poziomie. Jest czerwony jak pomidor.

Fascynujące.

Postanawiam odwdzięczyć się komplementem.

– Też jesteś niczego sobie. Mógłbyś być tyczkarzem.

Jest dosyć drobny, stąd moje skojarzenie pada na tę dyscyplinę, skoro już tak się komplementujemy różnymi rodzajami sportu. Trochę bawi mnie ten wymyślony naprędce komplement i się uśmiecham pod nosem, ale on wtedy marszczy brwi i znów spuszcza głowę.

Nagle słychać z głośników kawałek Rihanny. Zawsze rozpoznam ją po głosie, nawet jeśli nie znam tytułu.

– Chcesz zatańczyć? – proponuję, niezrażona jego nieśmiałością. – Napij się. – Chcę podać mu kubeczek w nadziei, że alkohol pomoże mu nieco się rozluźnić.

Chłopak próbuje odebrać ode mnie kubek, ale drżą mu ręce. Nie mija nawet pięć sekund, a piwo ląduje na mojej najlepszej sukience.

Czy to znak, że nie powinnam była tu przychodzić?

Winowajca zaczyna energicznie mnie przepraszać, ale mnie to już nie interesuje. Muszę iść to namoczyć i zmyć, a potem postanawiam, że też się stąd zmyję.

Chryste, cała się kleję.

Mam nadzieję, że wieczór Nelly jest lepszy niż mój.

Nie mam pojęcia, gdzie tu jest łazienka. Zaczynam w tym celu otwierać każde napotkane drzwi, nie przejmując się zbytnio tym, że mogę naruszyć czyjąś prywatność.

Zaczynam się denerwować, bo wciąż błądzę po pokojach. Wbijam wzrok w ostatnie drzwi, które zostały na tym piętrze, i ruszam do nich.

Problem jest tylko taki, że nie docieram do celu, ponieważ coś zderza się z moim czołem. Coś twardego. Odbijamy się od siebie niczym postacie z kreskówek, potem ja łapię się za czoło, a ten ktoś za brodę. Winię za to swój wzrost. Mam cholerne metr osiemdziesiąt, więc odbiłam się od twardej szczęki zamiast od miękkiego torsu.

– Przeklęty numer dwadzieścia! – wrzeszczę, gdy nagle orientuję się, na kogo wpadłam, a raczej kto wpadł na mnie.

Wyszczerza swoje idealne zęby, które na szczęście nie ucierpiały na tym zderzeniu. Nie byłabym jednak pewna, co do moich.

– Kochanie, możesz śmiało krzyczeć moje imię. – Prezentuje mi swój perfekcyjny uśmiech.

Dopiero pochwaliłam w duchu to, że nie ma tu nikogo z elity.

Wykrakałam.

Mam ochotę udać odruch wymiotny na jego słowa.

Chcę go wyminąć i sprawdzić te ostatnie drzwi, bo mokry materiał zdążył mi się przykleić do brzucha.

Chcę do domu.

On jednak ma inne plany. Obchodzi mnie dookoła.

– Łoo, ja cież pierdziupam.

Unoszę brwi zdziwiona tym doborem słów, a także samą jego obecnością w tym miejscu. Nigdy nie słyszałam, żeby którykolwiek hokeista wybierał się na imprezy do tego miejsca, a przez rok byłam dziewczyną jednego z nich.

– A co ty, moja babcia? – Unoszę głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. On nie ma problemu, aby odwzajemnić się tym samym. I wiem, że podoba mu się to, co widzi. – Przesuń się, muszę do łazienki.

Stoi naprzeciw mnie, torując mi drogę. Nie mam ochoty na pogaduszki, ale jego to nie interesuje.

– To nie łazienka.

– Dlaczego na tym przeklętym piętrze nie ma łazienki?! – krzyczę sfrustrowana. 

Tym miejscem.

Piwem na sobie.

Nim.

– Wiem, gdzie jest łazienka. – Łapie mnie za nadgarstek, ale po chwili go puszcza, gdy orientuje się, że się cały klei. – Co, do licha? – Spogląda na mnie z obrzydzeniem.

– To piwo, ciołku.

– W tę stronę. – Wskazuje kierunek ręką, więc ruszam przodem.

Czuję go za sobą, gdy wprowadza mnie we wnękę przy kuchni, w której faktycznie jest łazienka. On najwyraźniej nie uznaje zwyczaju chodzenia tam w pojedynkę, ponieważ pakuje się do środka za mną. Siada na łazienkowym blacie, gdy ja przeglądam się w lustrze. Na czarnej sukience widać tylko plamę, która śmierdzi piwskiem. Szoruję ręce, aby zmyć z nich zapach piwa.

– Co tu robisz? I dlaczego wpadasz na ludzi? – Moje pytania wydają się uzasadnione. Nie ma na sobie kurtki z nazwiskiem, tylko białą koszulkę, która wygląda na za dużą, do tego czarne jeansy, zupełnie jakby wyszedł właśnie z jakiejś sesji zdjęciowej. No i te przeklęte pofarbowane na blond włosy. To dlatego ciemny odrost wygląda na nim tak dobrze… Cholera.

Wodzi po mnie wzrokiem od góry do dołu. Wystarczyłoby, żeby zrobił to raz, aby miał pełen obraz mojej osoby, ale on zamiast tego powtarza tę czynność, mam wrażenie, po stokroć.

– Na niektóre przeszkody aż chce się wpadać.

Coś mi mówi, że nie ma na myśli mojej pięknej buzi, uroczej osobowości ani żadnej cechy charakteru, a głównie cycki. Mogłabym mieć problem z odgadnięciem tego, gdyby właśnie się na nie nie gapił.

Dlaczego na swojej drodze spotykam tylko albo do bólu nieśmiałych chłopców, albo zbyt pewnych siebie buraków? No dobra, nie jest dosłownie tym drugim, bo wydaje się nieskrępowany tą sytuacją, więc jego policzki nie przybrały buraczanego odcienia.

– Nie odpowiedziałeś na moje pierwsze pytanie – wytykam mu.

Powinnam go po prostu wyprosić, ale to jest zbyt dziwne. Nie rozumiem, co tu robi ani dlaczego zachowuje się, jakby nie wiedział, kim jestem.

– Ratuję ci dupę.

Po tym oświadczeniu wychodzi z łazienki. Wkładam pod kran ręcznik wiszący przy zlewie, aby w końcu namoczyć te przeklętą sukienkę.

Gdybym miała zinterpretować tę sytuację, uznałabym to za kolejny znak, że warto zostawić przeszłość za plecami, łącznie z ubraniami, które się nosiło w poprzednim życiu. Czuję, że cała się lepię pod sukienką, więc zaczynam ją podnosić, aby przetrzeć skórę na mokro, po czym napchać tam papieru i jakoś dotrzeć do domu.

Po chwili drzwi od łazienki znów się otwierają, na co niemal wrzeszczę, że zajęte, ale wtedy w lustrze nade mną widzę, że to on wrócił.

– Trzymaj.

Kładzie przede mną czarną koszulkę i dresowe spodnie.

Nasze spojrzenia krzyżują się w lustrze.

– Naprawdę mnie nie kojarzysz? – stawiam sprawę jasno, bo tak będzie najprościej.

– Daisy Green.

Chyba wymieniliśmy już te grzeczności, ale z trudem uwierzyłam, że nic mu to nie mówi. A może to ja mam wybujałe ego?

Ja za to nie pamiętam nawet nazwiska z jego koszulki, choć z jakiegoś powodu liczbę kojarzę.

– A coś więcej? – dopytuję.

Mogłabym się po prostu obrócić i spojrzeć mu w oczy, zamiast tylko w ich odbicie, ale tego nie robię. Chyba trochę stresuje mnie ta sytuacja.

– Jesteś jakaś sławna czy coś? – Robi krok w moją stronę.

– Zapomnij. – Macham na niego ręką, nie chcąc kontynuować tej rozmowy.

Zastanawiam się, gdzie jest haczyk. Ale najbardziej denerwuje mnie ten mokry materiał ocierający się o moje ciało, więc chcę się go jak najszybciej pozbyć.

– Do mnie za każdym razem zwracasz się numer dwadzieścia. To może urazić moje ego, bo ja też mam imię i nazwisko, wiesz?

– Właśnie nie wiem – przyznaję szczerze.

Nie obchodzi mnie nawet, czy mi wierzy. Ostatnie, co mnie interesuje, to to, jak się nazywa.

Znów spogląda na moje cycki, a raczej na ich odbicie. No cóż, ta sukienka ma wycięte plecy, a co za tym idzie nie włożyłam stanika. Część piwa wylała się też nieszczęśliwie na dekolt, więc bardzo wyraźnie widać mi sutki. Czy tu jest zimno?

– Świetne, co nie? – Nie mogę się powstrzymać. Nie ukrywa, że interesuje go jedno. Nie przeszkadza mu nawet brak pytania o jego dane osobowe.

Co za dziwak.

Dlaczego spotykam tylko takich?

Jest hokeistą.

Poznałam go, próbował zaliczyć dziewczynę, zmiękczając ją tekstami z tanich romansów, co nasuwa mi pewien pomysł…

Jak szalone byłoby, gdybym…

Pieprzyć to.

Jeśli udaje, że nie wie, kim jestem, to i tak nie mógłby powiedzieć o mnie niczego gorszego, niż już powiedziano.

Możemy się zabawić.

Wyciągam ręce do tyłu, aby rozpiąć zamek, ale on chyba stwierdza, że bardzo chce mi w tym pomóc. Niemal odpycha moje ręce i sam sięga do suwaka mojej sukienki.

– Pozwól mi sobie pomóc. – Jego usta ocierają się o moje ucho.

Patrzę na jego odbicie.

Nie znoszę siebie za to, że mi się podoba.

Jest taki ładny, chociaż to złe słowo, lepiej: przystojny. Na jego twarzy widać cień zarostu, którego nie było, gdy spotkałam go w bibliotece.

Nie jest w moim typie. Wolę lepiej zbudowanych kolesi, może nawet nieco niższych, bo on to ma chyba jakieś dwa metry.

Igram z ogniem.

Sam sięga do moich tiulowych rękawów, żeby powoli zacząć ściągać mi je z ramion. Zbliża się i ociera o mnie. Może nawet na niego napieram, a nasze spojrzenia ani na chwilę nie odrywają się od siebie w lustrze. Widzę, jak jego oczy robią się coraz większe, a na moich ustach tańczy flirciarski uśmiech. Łapię za przód sukienki, aby ją zsunąć. Jestem już o krok od zaprezentowania mu swoich cudeniek, co on kwituje bardzo zmysłowym pomrukiem.

– To jak się nazywam? Coś ci świta? – zadaje mi pytanie, a jego zęby muskają moje ucho.

Cholera.

Czy ja niemal odmruknęłam w odpowiedzi?

– W jaki sposób to miałoby mi pomóc w przypomnieniu sobie twoich danych osobowych? – odgryzam się bez zastanowienia.

Opuszkami palców dotyka moich nagich ramion, a wtedy dzieje się coś dziwnego.

Odsuwa się ode mnie.

Tak po prostu.

Mam wrażenie, że zaraz sięgnie po ubrania i po prostu je zabierze, a ja nawet jeszcze nie podjęłam decyzji, czy je włożę, czy, gdy skończę się z nim bawić, po prostu wskoczę z powrotem w mokrą kieckę i stąd wyjdę. A może chciał mnie rozebrać, a potem zwinąć moją sukienkę i swoje rzeczy i zostawić mnie tu nagą, bo tak naprawdę zna o mnie plotki?

– Pozwolę ci się przebrać.

Dostrzegam na jego ustach uśmieszek, jakby to on ze mną pogrywał, a nie ja z nim.

Co on wyczynia?

Nie czeka na moją odpowiedź, po prostu stamtąd wychodzi.

Co tu się właśnie wydarzyło?

Poszłam z Calumem do łóżka w dzień, w którym go poznałam. Nigdy tego nie żałowałam.

Ale tego tu… nie wiem, co miałam w głowie, próbując go uwieść. Chyba zbyt długo nie flirtowałam ani nie robiłam czegoś innego… Przecież i tak na nic bym mu nie pozwoliła, tylko go przegoniła, zanim do czegoś by doszło.

To hokeista.

A ja jestem Daisy Green.

Biorę głęboki wdech. Jeden nie wystarcza, więc oddycham jeszcze głęboko przez chwilę.

Czy można mieć swój typ sportowca?

On nawet do niego nie pasuje.

Obmywam twarz zimną wodą.

Nie powinnam wracać do randkowania ani do facetów, bo kończy się to takimi głupimi pomysłami, jak ten.

Przebieram się w jego ciuchy, które na szczęście pachną jak świeżo wyprane. Postanawiam skorzystać z tego gestu dobrej woli. W tym samym czasie piszę do Nelly, że ja już spadam, ale jeśli ona chce, to powinna zostać. Dostaję odpowiedź, że jeszcze tu posiedzi, bo jest całkiem miło.

Wychodzę z łazienki prosto do wyjścia, ale wtedy ktoś łapie mnie za łokieć i przyciska plecami do ściany obok drzwi. Mam sekundę, żeby spojrzeć, kto mnie zaatakował, i już otwieram usta do krzyku, ale wtedy czuję na nich gorące wargi numeru dwadzieścia.

Czy ja w ogóle jeszcze pamiętam, jak się całować?

Nie robiłam tego od rozstania z Calumem, a ten chłopak postanawia mi pokazać, co traciłam. Choć sam przycisnął mnie do ściany, to jego wargi ledwo muskają moje, jakby czekał na moją reakcję.

Pieprzyć to.

Oddaję pocałunek.

Tak dawno tego nie robiłam.

Gdy odpowiadam, on już nie czeka. Znika delikatność, która miała mi dać czas na wycofanie się. Wdziera się językiem do moich ust. Jego dłonie suną po moich bokach i ściskają z całej siły materiał jego koszulki, który mam na sobie. Mój język plącze się z jego, nie chcąc mu oddać całej kontroli, a sprawić za to, że to on wyda z siebie pierwszy jęk albo pierwszy pomruk. Mam wrażenie, że mnie pożera, a ja, żeby nie do końca mu na to pozwolić, wplatam palce w jego włosy, aby odzyskać trochę kontroli. Wtedy on przygryza moją wargę, co sprawia, że wydaję z siebie pomruk. Oplatam go rękami wokół szyi, ponownie pogłębiając pocałunek, bawiąc się z nim.

Chcę go usłyszeć.

Jego miękkie wargi suną po moich z równą intensywnością. Nie daje mi pogłębić pocałunku, co niemal wywołuje u mnie jęk zawodu. Łapię go za kark i dociskam do siebie.

Chryste, jak mi tego brakowało.

Dlaczego odmawiałam sobie tak dobrego całowania?

Odrywa się od moich ust, aby przysunąć się do mojego ucha. Jestem gotowa go błagać, żeby pocałował mnie raz jeszcze, ale wtedy on się odzywa:

– Tak całuje Jacob Wright. Może teraz uda ci się zapamiętać moje imię i nazwisko.

Pieczętuje swoje słowa pocałunkiem w ucho, po czym zsuwa moje ramiona ze swojej szyi i robi krok do tyłu.

Jacob Wright.

Hokeista.

Który umie całować.

Który umie się bawić.

Który nie wie, kim jestem.

Który chce, żebym go szanowała, zanim pozwoli mi się ze sobą zabawić.

Zostawia mnie pod tą ścianą.

– Scena jak z pieprzonego taniego romansu! – krzyczę za nim.

Odwraca się przez ramię, zaszczycając mnie tak szerokim uśmiechem, że mogę dojrzeć jego ósemki nawet z pewnej odległości.

– Nie udawaj, że ci się nie podobało!

Czy jemu nigdy nie kończą się te banalne teksty?

Krzyczę z wściekłości i frustracji.

Nie powinnam była do tego dopuścić! 

Mam ochotę tupać ze złości.

Nienawidzę jego gadki szmatki!

Nienawidzę go.

Nienawidzę hokeistów.

Nagle wpada mi do głowy pomysł, który pozwoli upiec kilka pieczeni na jednym ogniu.

Mam z jednym z nich niedokończone sprawy, a raczej niewyrównane rachunki. 

Ten tutaj mnie pragnie.

Może i ja też mam na niego ochotę. No dobrze, nie „może”, tylko na pewno. Nie musiałabym tego udawać.

Rozkocham w sobie Jacoba Wrighta i rzucę go minuty przed początkiem finałowego meczu o mistrzostwo, do którego muszą w końcu dojść. Wiem, że w tym roku szczególnie się do tego przygotowują, bo to ostatni rok wielu chłopaków w drużynie. Sprawię, że Calum Robinson przegra ostatnie uczelniane mistrzostwa, a co za tym idzie, nie zapisze się na karcie studentów, którzy poprowadzili drużynę do zwycięstwa.

4WPADNIJ, WYBIJ, WRÓĆ

DAISY

Jacob Wright.

Cholerny Jacob Wright.

Całą wczorajszą drogę do domu próbowałam sobie przypomnieć, co o nim wiem, cokolwiek. Musiał być częścią drużyny, gdy byłam z Calumem. Tyle że nie spędzaliśmy za dużo czasu z jego znajomymi, a ja jako cheerleaderka niespecjalnie się interesowałam pozostałymi hokeistami, bo to nie na ich meczach biegałyśmy i skakałyśmy z pomponami, tylko na rozgrywkach drużyny futbolowej. Dlatego zupełnie go nie kojarzę. Nie mam też kogo zapytać, od dawna przecież nie obracam się w tym towarzystwie.

To, że ja nic o nim nie wiem, jest dziwne, ale to, że on mnie nie rozpoznaje, wydaje się jeszcze dziwniejsze.

To jest prawie niemożliwe.

Co robił na tej imprezie? I dlaczego miał tam swoje ciuchy?

Nienawidzę mieć więcej pytań niż odpowiedzi.

Knując cały ten plan, zapomniałam o lukach, a jest ich sporo. Gdy tylko się dowie, kim jestem, nie będzie chciał kontynuować tej znajomości. Wystarczy, że kogoś o mnie spyta. Chyba jest też mała szansa na to, że nie dotrwają do finałów. Wiedziałabym więcej, gdybym śledziła to, jak im idzie w tym sezonie, ale tego nie robię.

Muszę się za to szybko zabrać.

Zrealizować swój plan, zanim Jacob zacznie rozpytywać.

Wydaje mi się jednak, że to nie będzie takie trudne. Jest mną widocznie zainteresowany.

Czy to takie złe złamać serce kumplowi z drużyny twojego ekschłopaka, który złamał ci całe życie i plany na resztę studiów?

Wszyscy stanęli po jego stronie i unikali mnie jak ognia.

Calum nauczył mnie jednej rzeczy – że pewność siebie decyduje o tym, jak postrzegają cię ludzie. Dlatego wypinam pierś do przodu, na twarz naklejam uśmiech, który po chwili zmieni się w zdziwienie, i prę do przodu.

Skoro nie pomoże mi reputacja, którą zszargał mój były chłopak, to muszę polegać na wyglądzie.

W życiu trzeba mieć grubą skórę. Życie po prostu takie jest i tego wymaga. A moje spędzam ostatnio na ciągłym wpadaniu na numer dwadzieścia.

Ściskam w rękach trzy książki o całkiem nieprzypadkowych tytułach, ale to bardziej taki smaczek dla mnie, bo nie wierzę, że zrozumie mój wysublimowany żart. Wybrałam nie za duże, nie za małe, a na pewno nie takie, które niefortunnie upadając, połamią mi palce u stóp.

Naprawdę wszystko przemyślałam.

Znam przyzwyczajenia hokejowych chłopców, dlatego postanawiam, że najprościej będzie go złapać w okolicy kampusowej siłowni. Zakładając, że codziennie ćwiczy, wybieram najdogodniejszy dla mnie dzień i niczym prawdziwa stalkerka czekam, aż wyłoni się zza drzwi siłowni. Mam nadzieję, że mi się poszczęści i nie będę tu stała w nieskończoność.

Głupi ma szczęście, bo po niespełna godzinie zauważam go, gdy wychodzi z budynku.

Ruszam zza rogu, dumnie krocząc przed siebie i udając głębokie zamyślenie. Spuszczam wzrok, ale uważnie szukam w tłumie przechodniów właściwych butów. Gdy zauważam znoszone nike do biegania, skręcam lekko w prawo i bum! Wtedy to się dzieje! Kompletnie przypadkiem wpadam na jego klatkę piersiową.

– Hej, ty! – krzyczy.

Cóż, książki nie wypadły mi z rąk wcześniej, więc robią to właśnie teraz, ale on ze swoją zręcznością hokeisty łapie je w locie.

– O mój Boże. – Udaję, że nie wiem, co się dzieje, gdy moje czoło ląduje na jego klatce piersiowej.

Jestem zażenowana. To nie tak miało być!

– Daisy, czy możesz zejść z mojej stopy? Proszę?

O cholera!

To też nie było planowane. Wow, chyba się rumienię. A nie miałam tego w scenariuszu…

– Przepraszam!

Spoglądam w górę dosłownie na sekundę, nim wyrywam mu książki z rąk, obracam się na pięcie i odchodzę.

No i gdzie ta moja pewność siebie?

Miałam uwodzicielsko na niego wpaść. Spojrzeć na niego spod rzęs, złapać go za jego wielki biceps i uśmiechnąć się tak, że od razu zacznie błagać o mój numer. Miał znowu zwrócić uwagę na moje cycki, a jedyne, na czym się skupił, to moja stopa.

Gdy znikam za rogiem, orientuję się, że brakuje mi jednej z trzech książek, które miały przed nim upaść. Jak to możliwe?

Zamiast tego mam jego zeszyt zapisany w najdziwniejsze wzory matematyczne, jakie widziałam w całym życiu, ale może to dlatego, że nigdy nie byłam na zajęciach z rozszerzonej matematyki. Tylko, do licha, dlaczego on na takie chodzi?

*

Przeglądam te notatki w nieskończoność, siedząc w uczelnianej bibliotece, miejscu mojej pracy po tym, jak straciłam wszystkie inne możliwości rozwoju. Praca w bibliotece jest tak nudna, że mógł ją otrzymać nawet ktoś znienawidzony przez kampus.

Układam właśnie książki w dziale z historią sztuki i zastanawiam się nad tym, jak zdybać Jacoba inaczej niż przed siłownią. A nie mogę przecież zapukać do domu bractwa i zapytać, czy tutaj mieszka, bo nie mam pewności, który z bliskich przyjaciół Caluma otworzy mi drzwi. Znajomych, którzy lubią hokej, też już nie mam… Mogę go jedynie wystalkować w necie, ale nie mam czasu czekać na przypadkowe spotkanie w jednym z miejsc, w których mógłby się zjawić. Mogę też spróbować dodać go do znajomych na fejsie i zwyczajnie spróbować oddać mu jego zeszyt i zasugerować, że chcę za to coś w zamian. Tyle że nawet nie wiem, o co miałabym poprosić.

– Nieprawdopodobnie trudno cię znaleźć – słyszę za sobą jedyny męski głos, jaki ostatnio pieści moje uszy.

Jacob wyciąga mi książkę z ręki i odstawia ją na jedną z wyższych półek.

– Dałabym radę – warczę na niego. – Jakbyś nie zauważył, jestem całkiem wysoka.

On postanawia to sprawdzić, wodząc po mnie wzrokiem od góry do dołu.

– Nie mogę uwierzyć, że tutaj pracujesz – mówi, gdy zatrzymuje spojrzenie na moich ustach. – Nie pasujesz mi do wizji bibliotekarki.

– Nawet takiej z niegrzecznych filmów? – Zaczynam trzepotać rzęsami. Nie jestem w tej chwili poważna, ale nie wiem, czy on o tym wie.

– Już bardziej. – Uśmieszek igra na jego ustach. – Chociaż do tego wydajesz się za bardzo ubrana. – Wskazuje na moje jeansy. – I zdecydowanie zbyt ładna.

Odchrząkuję w reakcji na ten komplement.

– Chociaż nie pogardziłbym, gdybyś uraczyła mnie widokiem, jak w tej sukience z przedwczoraj próbujesz odłożyć książkę na najwyższą półkę…

– Czy biblioteka to jakiś twój fetysz? – pytam z całkowitą powagą, przypominając sobie, że przyłapałam go tu z dziewczyną.

Wodzi wzrokiem po mojej twarzy, a mnie zaczyna to strasznie irytować. Zerka na mnie jak na towar na jakimś bazarku.

– Numerze dwadzieścia – odzywam się zirytowanym tonem.

– Cóż, brakowało mi tego zdania rano.

Kiedy na niego wpadłam? Czy rano w łóżku? Co jest ze mną nie tak?

Robi krok w moim kierunku. Nie należę do strachliwych myszek, więc się nie wycofuję.

Nie dam mu się dzisiaj przycisnąć do żadnej płaskiej powierzchni. Postanowione i kropka.

– Jak twoja stopa? – pyta i oboje w tym samym czasie spoglądamy w dół. – Powinienem cię nadepnąć w odwecie, prawda?

Tak, bo mamy po sześć lat i depczemy się tak długo, aż któreś się popłacze.

– Zależy, jak bardzo cię zabolało. – Uśmiech pojawia się na moich ustach.

Ten chory pojedynek podoba mi się o wiele bardziej, niż powinien.

– Na tyle, że powinnaś przyjść na mój mecz i kibicować numerowi dwadzieścia najgłośniej, jak potrafisz?

Mam cichą satysfakcję, że sam nazywa się teraz numerem dwadzieścia.

– Nie chodzę na mecze hokejowe – mówię prawie z obrzydzeniem.

– Nie rób tego dla mnie, zrób to dla mojej stopy. – Podnosi ją nawet jako dowód, że nie ucierpiała i jest w pełni sprawna.

Spoglądam na nią.

– Stopy są ostatnim, co skłoni mnie do przyjścia na mecz.

– A co powiesz na to, że odzyskasz swoją książkę? – Wyjmuje ją z tylnej kieszeni spodni i macha mi nią przed twarzą.

Chcę mu ją wyrwać, ale chowa ją za plecami.

– Po to się tu zjawiłeś?

Zaplatam ręce na piersiach z wkurzonym wyrazem twarzy.

– Uznałem, że możemy dokonać wymianki: twój harlequin za mój zeszyt, ale potem przypomniałem sobie, że ja ucierpiałem bardziej, więc powinnaś zrobić dla mnie coś jeszcze.

– Na przykład zapamiętać twoje imię?

Liczę nieco na to, że się oburzy, ale on tylko parska śmiechem.

Robi jeszcze jeden krok w moją stronę. Widzę na jego twarzy irytację, że się nie cofam, nawet gdy jego klatka piersiowa przyciska się już do moich piersi. Od półki z książkami dzieli nas jeszcze kilka kroków.

– Mam ci je przypomnieć? – Chowa książkę z powrotem do tylnej kieszeni, jakby potrzebował wolnych rąk.

Tym razem robię krok w tył, żeby przypadkiem nie położył ich na mnie.

Nie chcę go znudzić.

Chcę go zaciekawić, przyciągać, odpychać i grać z nim w kotka i myszkę.

Podoba mu się to.

– Nie do wiary, że mnie nie kojarzysz… – Jest mi tak ciężko w to uwierzyć, że znów o tym wspominam.

Jacob przewraca oczami, jakby go to już nudziło.

– Kojarzę cię z tego, że wpadasz na facetów i udajesz, że nie pamiętasz ich imion. Powinienem wiedzieć coś więcej? – Skonsternowany marszczy czoło, jakby to „coś więcej” zamierzał wyczytać z mojej twarzy.

Robi kolejny krok do przodu.

Te przeklęte wolne ręce…

Chyba jednak będzie miał mnie tam, dokąd chciał zagonić.

Unosi rękę jakby z zamiarem dotknięcia mnie. Postanawiam wykorzystać tę okazję, aby przemknąć mu pod ramieniem.

– Do zobaczenia, numerze dwadzieścia! – krzyczę, udając się do kolejnej alejki, aby odłożyć następną partię książek.

– Możesz mówić mi Jacob! – krzyczy za mną. – Do zobaczenia na meczu!

Naprawdę myśli, że zamierzam się na nim zjawić?