Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
58 osób interesuje się tą książką
Romans mafijny, idealny dla fanów Złączonych honorem!
„Niebezpieczny mafioso, zakazany związek i wątek hate-love – perfekcyjna mieszanka”.
Gorące Book Story
Elenę nazywają słodką Abelli. Kobieta uważa, że to ze względu na jej pogodne usposobienie, jednak w szeregach mafii z zupełnie innego powodu otrzymała taki przydomek… Mężczyźni wodzą za nią pożądliwym wzrokiem i wielu z nich oddałoby wszystko, żeby dowiedzieć się, jak słodka może być Abelli.
Szczególnie jeden z nich – szef mafii o pseudonimie „As”, z wytatuowanym na przedramieniu asem pik. Jednak w aranżowanym małżeństwie Nicolas ma poślubić młodszą, nie starszą siostrę Abelli.
Elena nie może zaprzeczyć, że mężczyzna jest bardzo seksowny i kiedy znajduje się w pobliżu, jej serce bije w rytmie uderzających o szybę kropli deszczu.
Tylko że on jest zbyt straszny, zbyt niebezpieczny i zostanie jej szwagrem…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 510
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału
The Sweetest Oblivion
Copyright © 2018 by Danielle Lori
All rights reserved
Copyright © for Polish edition
Wydawnictwo NieZwykłe
Oświęcim 2020
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Redakcja:
Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska
Korekta:
Angelika Oleszczuk
Katarzyna Olchowy
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Przygotowanie okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Dystrybucja: ATENEUM www.ateneum.net.pl
Numer ISBN: 978-83-8178-406-1
AJ’owi,mojej jedynej inspiracji, aby się zakochać.
World Gone Mad – Bastille
Rocket Man – Elton John
Human – Aquilo
Waterfalls – Eurielle
Her Life – Two Feet
Like I’m Gonna Lose You – Jasmine Thompson
Madness – Ruelle
Fireworks – First Aid Kit
Seven Nation Army – The White Stripes
Dirty Diana – Shaman’s Harvest
Holocene – Bon Iver
Hurt For Me – SYML
Soldier – Fleurie
Nie ma dobrych pieniędzy ani złych. Są tylko pieniądze.
Lucky Luciano
Long Island, stan Nowy Jork
Elena
Mieszkałam w domu jak z obrazka. Czerwone drzwi wejściowe ze złotą kołatką. Podłogi w szachownicę. Połyskujące, lakierowane, drewniane schody oraz błyszczący żyrandol. Jednakże zawsze się zastanawiałam, czy gdybym oderwała tapetę, to popłynęłaby czerwień? Gdyby ten świat był równie przejrzysty jak szkło, spadające cicho krople utworzyłyby kałużę na marmurowej podłodze.
Wpatrywałam się w telewizor stojący w rogu kuchni, ledwie przetwarzając słowa prezenterki, ale kiedy przez jej rubinowe usta przeszło „morderstwo”, dźwięk rozbrzmiał w mojej głowie. Obróciłam pierścionek na środkowym palcu i wtedy poczułam ucisk w gardle.
Mimo że mój dom oraz moje życie zostały zbudowane na stertach brudnych pieniędzy, zawsze mogłam powiedzieć, że nie przyczyniłam się do ich namnożenia. Do tego roku. Teraz miałam na rękach krew, a gdy spałam, wisiało nade mną poczucie winy.
Za każdym razem kiedy służący przygotowujący lunch wchodzili i wychodzili, otwierając drzwi wahadłowe, do moich uszu dobiegały dźwięki z foyer.
Świergotliwy śmiech kobiety, ożywiony tembr głosu mojego kuzyna Benito i jeszcze jeden, który słyszałam dość niewyraźnie, wychodząc rano z kościoła. Był niski, gładki i niewzruszony. Włoski na karku stanęły mi dęba. Wiedziałam, że należał do mojego przyszłego szwagra.
I częściowo – całkowicie – był powodem, dla którego chowałam się w kuchni, chociaż nigdy się do tego nie przyznam.
– Jesteś zbyt ładna, by się tak krzywić, słodka Abelli – powiedziała mamma1, a za nią podążyła kakofonia rozmów naszych gości.
Gdy dopadł mnie ciężar jej słów, przestąpiłam z nogi na nogę. Z oczywistych powodów dawno nie słyszałam tego przezwiska. Tak jakby z niego wyrosłam, zwłaszcza gdy uświadomiłam sobie, że darzono mnie uwielbieniem z niewłaściwych powodów: miło się na mnie patrzyło, milczałam, jak było trzeba, a kiedy się odzywałam, mówiłam grzecznie. Utknęłam w oczekiwaniach świata względem mnie niczym w sukience z dzieciństwa. Przez wiele lat czułam się jak ptak w klatce, aż nie mogłam tego znieść i uciekłam.
– Nie wiem, po co to oglądasz, Eleno – skomentowała matka, mieszając sos w garnku. – Te durnoty są przygnębiające.
Rodzicielka była żoną Salvatorego Abelli– wysoko postawionego bossa jednego z największych syndykatów przestępczych w Stanach Zjednoczonych. Czasami zastanawiałam się, czy wypierała prawdę naiwnością, czy może rzeczywiście wolała oglądać Dni naszego życia niż przejmować się romansamipapy2.
– Nie jestem pewna, na kogo mam zagłosować w wyborach – odparłam nieobecnym głosem.
Pokręciła z niedowierzaniem głową i chyba słusznie uważała, że to dziwne, aby córka mafiosa interesowała się polityką.
– Twój papá nie jest z ciebie zadowolony – oświadczyła, spoglądając na mnie spod ciemnych rzęs. Zacisnęła usta, przekazując mimiką, że wpadłam w tarapaty.
– A kiedypapá nie jest ze mnie niezadowolony?
– Czego się spodziewałaś po swoich czynach?
Minęło już pół roku, a mogłabym przysiąc, że poruszała ten temat każdego dnia. Nie odpuszczała i wydawało mi się, że cieszyła się z mojego błędu, ponieważ w końcu miała powód, by mnie besztać.
– Dlaczego po mszy nie podeszłaś przywitać się z Russo? – Wycelowała we mnie łyżką. – Nie przekonuje mnie wymówka, że zapomniałaś i niewinnie czekałaś w aucie.
Skrzyżowałam ręce na piersi.
– Nie chciałam. Jest… chamski.
– Elena – zrugała mnie. – Nawet go nie znasz.
– Nie trzeba poznać kogoś o takiej reputacji, by wiedzieć, jaki ma charakter, mammo.
– O Madonna, salvami3 – mruknęła.
– Nie zrozumie Adriany – dodałam zwięźle.
Prychnęła.
– Niewielu zrozumiałoby twoją siostrę, figlia mia4.
Ogrodnik rozumiał, ale nie zamierzałam powiedzieć o nim mammie, ponieważ do wieczora wylądowałby na dnie rzeki Hudson.
Tata ogłosił w tym tygodniu, że Adriana wyjdzie za Nicolasa Russo, dona jednej z pięciu nowojorskich rodzin. Moje przewinienia wciąż pozostawały świeżymi ranami, a wieść ta sprawiła, że miałam wrażenie, jakby ponownie się otworzyły.
Byłam najstarszą córką, toteż moim obowiązkiem było jako pierwszej wyjść za mąż. Jednakże przez moją pomyłkę ten los miał spotkać siostrę, w dodatku z mężczyzną o nieciekawej reputacji. Wszyscy wiedzieli, że jeśli ktoś w tym świecie miał takową, oznaczało to tylko jedno – należało trzymać się od takiej osoby z daleka.
– Poza tym Nico jest dżentelmenem. Gdybyś się z nim zapoznała po mszy, jak powinnaś, sama byś się przekonała.
Wyszłam z kościoła zamaszystym krokiem i dotarłam do samochodu, zanim zagoniono mnie do zapoznania się z przyszłym szwagrem. Papá traktował mnie niemal jak pariasa, więc zdziwiłam się, że zauważył moją nieobecność. Poza tym byłam pewna, że dżentelmeńskie zachowanie Nicolasa Russo było tylko picem na wodę.
W ciągu pięciu lat od śmierci jego papy dwudziestodziewięciolatek i najmłodszy zasiadający don stał się dobrze znany w podziemiu. Idąc w ślady ojca, został oszustem mającym więcej krwi na rękach niż cały nowojorski zakład karny i zero wyrzutów sumienia. To ostatnie domniemywałam. Chociaż wydaje mi się, że prezenterzy wiadomości nie informowaliby codziennie przez ostatnie kilka lat o nowej ofierze śmiertelnej o nazwisku Zanetti – z rodu, z którym Nicolas toczył waśń dotyczącą zabójstwa jego papy – gdyby doskwierało mu poczucie winy. Moim zdaniem takie nastawienie gwarantowało mu miejsce w piekle.
– Poznałam go, mamma.
Uniosła brew.
– Tak?
– Tak naprawdę to nie.
Spochmurniała.
– Ale wymieniliśmy spojrzenia – upierałam się. – Wystarczyło, bym wiedziała, że nie będzie dobrze traktował Adriany.
Matka przewróciła oczami.
– Ridicolo5.
Piorunowanie kogoś wzrokiem i patrzenie na kogoś oznacza to samo, prawda? To był przypadek, poważnie. Kiedy schodziłam ze schodków w kościele, moim oczom ukazało się spotkanie, w którym powinnam była brać udział. Rodzice stali po obu stronach Adriany, naprzeciw nich znajdował się Nicolas Russo – w tym świecie przeważnie tak zapoznawali się przyszli nowożeńcy. Aranżowane małżeństwa były typowe w Cosa Nostrze.
Podirytowana całą sytuacją zmrużyłam lekko oczy, nim wściekłym spojrzeniem objęłam swojego przyszłego szwagra, który już na mnie patrzył. Tym sposobem doszło do piorunowania wzrokiem – przypadkowo, rzecz jasna. Jednak nie mogłam zapewnić o tym mężczyzny, a gdybym się uśmiechnęła, wydawałoby się, że jestem protekcjonalna. Nie przestawałam więc patrzeć na niego wilkiem, mając nadzieję, że nie skończy się to dla mnie śmiercią.
W jego oczach mignęła surowość, przez którą okazał, że nie podobało mu się moje spojrzenie, nim zwrócił uwagę na papę, jakbym nie była niczym więcej niż liściem, poniesionym przez wiatr. Wypuściłam wstrzymywane powietrze i skryłam się w aucie. Nie było mowy, abym po czymś takim się z nim zapoznała. Zamierzałam unikać go do końca życia.
– Przestań się zamartwiać i zaufaj papie.
Mruknęłam pod nosem, ponieważ podsłuchałam kiedyś, jak kuzyn Benito mówił, że przymierze zawierano tylko z powodu współpracy przy czymś związanym z bronią. Siostra była jedynie pionkiem w układzie przemytniczym na ogromną skalę. Jak romantycznie. Niemniej wiedzieliśmy, że ten dzień nadejdzie. Nie spodziewałam się wyjść za mąż z miłości, Adriana również nie robiła sobie takich nadziei.
Problem w tym, że siostrze wydawało się, że się zakochała.
W ogrodniku.
– Eleno, zobacz, czy Adriana jest gotowa na lunch.
– Powiedziała mi wczoraj, że nie wybiera się na niego.
– Wybiera się! – warknęła mamma, po czym wymamrotała coś po włosku.
Niechętnie odsunęłam się od kredensu i wyszłam z kuchni. Przez drzwi poniósł się głos prezenterki i, niczym ostrzeżenie, z jej krwistoczerwonych ust znów spłynęło słowo „morderstwo”.
Ze starodawnego gramofonu dobiegał utwór On an Evening in Roma, gdy skierowałam się do schodów i przyjrzałam gościom w foyer: siostrze papy oraz jej mężowi, kilku kuzynom, a także mojemu bratu, który patrzył wilkiem na Nicolasa. Tony opierał się o ścianę, dłonie trzymał w kieszeniach marynarki czarnego garnituru, był bez osoby towarzyszącej. Miał dziewczynę, która nie była Włoszką, więc rzadko ją do nas zapraszano. Mamma nie lubiła kobiety tylko dlatego, że ta umawiała się z jej synem.
Kochałam brata, ale był lekkomyślny, impulsywny i wyznawał zasadę, że jeśli ktoś mu się nie podoba, należy go zastrzelić. A wyglądało na to, że miał ochotę wpakować kulkę w Nicolasa Russo. Coś się między nimi wydarzyło i nie było to nic dobrego.
Zatrzymałam wzrok na uderzająco pięknej kobiecie o interesującym ubiorze. Stała przy mężczyźnie, którego najpierw wzięłam za jej dziadka, ale zaraz położył rękę na jej tyłku. Zacisnęła tylko usta, jakby ją to zirytowało.
Miała na sobie szal z norek – w lipcu – cienką sukienkę w kolorze oliwkowej zieleni oraz kozaki do ud. Ciemne włosy opadały jej na plecy falami, a sztuczne rzęsy i duże koliste kolczyki dopełniały stylizacji rodem z lat siedemdziesiątych. I, jakby w poczuciu, że źle oddała charakter minionej dekady, zrobiła balon z różowej gumy do żucia, a następnie go przebiła, mrużąc na mnie oczy, jakbym to ja ubrała się w ciuchy modne czterdzieści lat temu. Jeżeli przeciwieństwa znalazły się kiedykolwiek w jednym pomieszczeniu, to niewątpliwie my nimi byłyśmy.
Myśląc, że mogę już odejść, położyłam rękę na poręczy – wtedy odezwał się ojciec:
– Eleno, podejdź.
Poczułam ucisk w żołądku i pokonana przymknęłam oczy, lecz wahanie trwało tylko chwilę, ponieważ jego ton nie pozostawiał miejsca na dyskusje.
Dłonie mi się spociły, gdy podeszłam do papy stojącego przy Nicolasie. Kiedy zatrzymałam się u boku ojca, ten ścisnął mnie za ramię i uśmiechnął się, jednak w jego oczach nie malowała się radość. Papá wyglądał na czterdzieści parę lat, choć był już po pięćdziesiątce. W czarnych włosach miał niewielkie pasma siwizny. Zawsze nosił idealnie wyprasowany garnitur, lecz prezencja w stylu dżentelmena stanowiła jedynie fasadę. Pierwszy raz przekonałam się o tym, kiedy zyskał swoją reputację. Miałam wtedy siedem lat i pamiętam, jak podglądałam go przez szparę w drzwiach jego gabinetu.
– Eleno, to Nicolas Russo. Nico, przedstawiam ci Elenę, moją najstarszą córkę.
Tańczyłam w ten sposób setki razy, różnił się tylko dzień i partner. Jednak gdy tym razem na niego spojrzałam, oddech uwiązł mi w gardle, jakby zrzucono mnie z trapu do wody pełnej rekinów. To tylko mężczyzna, zapewniłam siebie w duchu. Mężczyzna o najgorszej reputacji w całym stanie Nowy Jork.
Dlaczego spiorunowałam go wtedy wzrokiem?
Nabrałam powietrza dla odwagi i przechyliłam głowę, by przyjrzeć się twarzy delikwenta, osłoniętej rondem kapelusza. Przeszył mnie dreszcz, gdy napotykając jego surowy wzrok, rozpoznałam stojącego przede mną człowieka. Miał bursztynowe oczy, jak whiskey z lodem, oraz gęste, ciemne brwi, które nadawały mu zadumany wygląd, jakby spoglądał w słońce, a jednak przypatrywał mi się, jak gdyby przedstawiano go służącej, nie przyszłej szwagierce.
Byłam o kilka centymetrów wyższa niż Adriana, lecz mimo to nawet w szpilkach nie sięgałam czubkiem głowy do jego podbródka. Bardzo mnie kusiło, aby zerwać kontakt wzrokowy i skupić spojrzenie na jego czarnym krawacie, ale wtedy miałabym wrażenie, że mężczyzna wygra, więc nie przestawałam patrzeć mu w oczy. Odezwałam się równie życzliwie, jak zawsze w towarzystwie:
– Miło mi…
– Już się poznaliśmy.
Że co?
Niewzruszony ton mężczyzny wywołał u mnie ciarki, a następnie przeszył mnie dziwny dreszczyk. Ledwie Nicolas się odezwał, a poczułam się tak, jakbym znalazła się na ziemi należącej do rodziny Russo, nie Abelli. Wydawało się, że w pewnej mierze uznawał niemal dwumetrową przestrzeń wokół siebie za swoją, bez względu na to, gdzie się znajdował.
Papá zmarszczył brwi.
– Kiedy?
Przełknęłam ślinę.
W oczach Nicolasa pojawiło się coś wesołego i niebezpiecznego.
– Wcześniej w kościele. Pamiętasz, Eleno?
Serce biło mi tak szybko, że jego uderzenia wydawały mi się niebezpieczne. Dlaczego moje imię spłynęło z jego ust tak, jakby był z nim dobrze zaznajomiony?
Papá się napiął, a ja odgadłam przyczynę jego reakcji – pomyślał, że zrobiłam z tym mężczyzną coś nieprzyzwoitego, jak sugerował jego ton. Krew napłynęła mi do policzków. Z powodu błędu popełnionego pół roku temu tata myślał, że przystawiałabym się do narzeczonego siostry.
Zamrugałam i wzięłam głęboki wdech, aby chociaż trochę pozbyć się lęku. Mężczyzna zachowywał się w ten sposób przez krótkie i nie tak znowu wrogie spojrzenie? Wydawało mi się, że Nicolas odkrył moją słabość, a teraz ze mną pogrywał.
Frustracja trawiła moją pierś. Nie mogłam pogorszyć sytuacji przez niezgodzenie się z donem, któremu ojciec zapewne uwierzyłby prędzej niż mnie. Dlatego wysiliłam się na lekki ton:
– Tak, poznaliśmy się, papo. Wpadliśmy na siebie, gdy wróciłam po kurtkę, którą zostawiłam w kościele.
Za późno zrozumiałam swój błąd. Był lipiec; nie miałam na sobie kurtki. O czym Nicolas wiedział.
Wyjął rękę z kieszeni i powiódł kciukiem po dolnej wardze, lekko kręcąc głową. Wydawało się, że zaimponowałam mu improwizacją, lecz rozczarowałam go wykonaniem.
Nie lubiłam go – ani odrobinę.
Przez moje żyły przepłynął lód, gdy ojciec niepewnie patrzył to na mnie, to na gościa.
– No tak, w porządku – rzekł w końcu, klepiąc mnie po plecach. – To dobrze. W takim razie jestem pewien, że Nico ma kilka pytań dotyczących Adriany. Znasz ją najlepiej.
Gdy zaczerpnęłam tchu, płuca mi się rozszerzyły.
– Tak, oczywiście, papo.
Wolałabym zjeść garść ziemi, niż udzielać odpowiedzi.
Otworzyły się drzwi, przez które weszli Marco, brat mamy i consigliere6papy, z żoną. Ojciec pożegnał się z nami, nim ruszył, by ich powitać, po prostu zostawiając mnie z mężczyzną roztaczającym wokół siebie uczucie, od którego zaczynała palić mnie skóra.
Opuścił głowę, by spojrzeć na mnie, a ja zadarłam swoją, by zerknąć na niego.
Uniósł kącik ust, a wtedy dotarło do mnie, że go bawiłam. Zarumieniłam się z irytacji. Kiedyś mruknęłabym coś słodkiego i odeszła, ale to byłoby kiedyś. Teraz nie potrafiłam zachowywać się życzliwie, gdy napotkałam spojrzenie Nicolasa, Nico, czy jak się tam zwał.
– Niepoznaliśmy się – powiedziałam stanowczo.
Uniósł nonszalancko brew.
– Na pewno? Odniosłem wrażenie, że już mnie rozgryzłaś.
Serce kołatało mi bardzo szybko, w rytmie, który na pewno nie był zdrowy. Nie wiedziałam, co powiedzieć, ponieważ mężczyzna miał rację. Jednakże w żaden sposób nie udowadniał mi, że nie był tym, za kogo go miałam.
Przygładził krawat.
– Wiesz, dokąd prowadzą przypuszczenia?
– Do grobu? – zapytałam szeptem.
Spojrzał na moje usta.
– Bystrzacha – powiedział głębokim, cichym głosem, a ja poczułam, jakbym zrobiła coś dobrze.
Mój oddech stał się płytki, gdy mężczyzna, mijając mnie, przystanął. Dotknął mojego ramienia, a skóra zapiekła, jakby liznął ją najdelikatniejszy płomień. Kiedy Nicolas się odezwał, jego oddech owiał bok mojej szyi.
– Miło cię poznać, Eleno – wypowiedział moje imię tak, jak mógłby je rzec wcześniej; bez żadnych insynuacji. Jakbym była kimś, kogo mógł odhaczyć na liście osób do poznania, nim wyszedł.
Stałam w miejscu, patrząc przed siebie i nieobecnie uśmiechając się do członków rodziny.
Zatem taki był mój przyszły szwagier, mężczyzna, którego poślubi Adriana.
Może byłam okropna, bo wyrzuty sumienia nieco odpłynęły, gdy do gry weszła jeszcze moja siostra, ponieważ nagle ucieszyłam się, że to nie ja, lecz ona pierwsza miała związać się węzłem małżeńskim.
To nic osobistego; to czysty biznes.
Otto Berman
Elena
Było gorzej, niż się spodziewałam.
Adriana idealnie złożyła bluzkę i spakowała ją do leżącej na łóżku walizki. Miała na sobie luźny T-shirt z Tweetym oraz skarpetki świąteczne, a po pokoju walały się zwitki papieru toaletowego.
Siostra kilka lat temu przechodziła okres buntu i ścięła włosy na krótko. Nigdy nie widziałam, by matka była równie przerażona jak wtedy. Adriana straciła wówczas kartę kredytową, odebrano jej możliwość uczestniczenia w zajęciach z aktorstwa organizowanych w naszej szkole dla dziewcząt i przez cały miesiąc krzywo na nią patrzono. Włosy już odrosły – teraz miała gładkiego boba – ale ta sytuacja dała mi do zrozumienia, że skrócenie fryzury było w naszym domu postrzegane gorzej niż morderstwo.
Gdyby pokój Adriany nie wyglądał, jakby narzygał w nim kostiumograf, ciemnoniebieskie ściany, białe listwy oraz złote akcenty mogłyby sprawić, że pasowałby na home staging. Wszędzie wisiały plakaty reklamujące słynne sztuki, takie jak Wielki Gatsby. Na toaletce leżały przypadkowe rekwizyty: pióra, kapelusze i maski. Po całym pomieszczeniu walały się także rzeczy, których przeznaczenie było tak niejasne, że próby jego odgadnięcia kończyły się bólem głowy – na przykład wielka królicza głowa znajdująca się na łóżku.
Nie sądziłam, że papá był świadomy, iż zapłacił za te wszystkie rekwizyty potrzebne Adrianie do akademii teatralnej, lecz ojciec nie przejmował się szczególnie młodszą córką. Dopóki przebywała tam, gdzie powinna, rodzic był zadowolony. Nie rozumiał jej, a ona nie rozumiała jego.
Wzdychając, wzięłam bluzkę z walizki i przeszłam do garderoby, by ją odwiesić. Siostra nie poświęciła mi uwagi, ocierając się o mnie ramieniem, gdy przeszła obok, niosąc jeansy.
– O co chodzi z papierem toaletowym? – zapytałam, wsuwając koszulkę na wieszak.
Adriana pociągnęła nosem, ale nie odpowiedziała.
Ostatnim razem płakała na pogrzebie naszego nonno7, kiedy miała trzynaście lat. Moja młodsza siostra była jedną z najmniej wrażliwych spośród znanych mi osób. Właściwie odnosiłam wrażenie, że odczuwanie emocji ją przerażało. Ze zmartwienia żołądek zwinął mi się w supeł, niemniej wiedziałam, że Adriana lubiła litość mniej więcej tak samo jak dziewczyńskie filmy. Nienawidziła ich.
Wyjęłam umieszczone wcześniej przez Adrianę w walizce jeansy i ruszyłam do szafy, aby odwiesić je na miejsce.
– To dokąd się wybierasz?
Minęła mnie, niosąc bikini w żółte groszki.
– Na Kubę. Do Arabii Saudyjskiej, Korei Północnej. Wybierz sobie któreś miejsce.
Kontynuowałyśmy ten taniec pakowania i rozpakowywania niczym ludzki taśmociąg.
Ściągnęłam brwi.
– No tak, nie podałaś mi dobrej listy. Ale Arabia Saudyjska odpada, jeśli planujesz nosić ten strój kąpielowy. – Złożyłam go, po czym odłożyłam na miejsce.
– Poznałaś go? – zapytała, mijając mnie ze szlafrokiem w zebrę w ręce.
Wiedziałam, że chodzi o jej przyszłego męża.
Zawahałam się.
– Tak. Jest, yyy… bardzo miły.
– Gdzie zmieszczę rekwizyty? – Oparła dłonie na biodrach i wbiła wzrok w małą walizkę, jakby dopiero dotarło do niej, że nie była to torba Mary Poppins.
– Chyba będą musiały tu zostać.
Skrzywiła się, jakby miała się rozpłakać.
– Ale ja kocham swoje kostiumy. – Z jej oczu popłynęły łzy. – A co z Panem Królikiem? – Podniosła głowę gigantycznego miśka i przytrzymała ją przy swojej.
– No cóż… Nie znam prawa przewozowego Korei Północnej, ale mogę się założyć, że Pan Królik nie przejdzie.
– A co z Kubą? – zaczęła zawodzić po tym, jak padła na łóżko.
– Tam zapewne ma większe szanse.
Przytaknęła, jakby usłyszała dobrą wiadomość.
– Zbliża się premiera Alicji w Krainie Czarów. – Otarła policzki, skończywszy z płaczem.
– Kogo grasz? – Byłam pewna, że nie główną rolę. Siostra nie lubiła dominujących trendów ani blondynek.
– Kota. – Uśmiechnęła się.
– Pasuje ci ta rola. – Weszłam do garderoby, gdzie znalazłam czarną sukienkę na cienkich ramiączkach, którą Adriana mogłaby włożyć na lunch. Poszukiwania zajęły mi trochę czasu, ponieważ ciuch był wciśnięty między kostium z Legend of Zeldai Piotrusia Pana.
Położyłam kieckę na łóżku siostry.
– Lepiej się przygotuj. Prawie wszyscy już przyszli.
– Ryan ze mną zerwał – powiedziała śmiertelnie poważnie.
Przybrałam łagodniejszy wyraz twarzy.
– Przykro mi, Adriano.
– Nie rozumie, dlaczego wychodzę za mąż, i nie chce już się ze mną widywać. To chyba znaczy, że nie kocha mnie bardzo mocno, prawda, Eleno? – Spojrzała na mnie dużymi, brązowymi oczami.
Milczałam przez chwilę.
Miałam przedstawić siostrze racjonalne wyjaśnienie i odrobinę ulżyć jej w bólu czy zerwać plaster?
– Prawda.
Przytaknęła.
– Niedługo zejdę.
***
Po wyjściu na korytarz, na dole przy bibliotece, zderzyłam się z czymś ciepłym i twardym. Powietrze uleciało mi z płuc, gdy musiałam się cofnąć. Wiedziałam, na kogo wpadłam, nim spojrzałam na tę osobę.
Russo.
Niepokój smagnął mnie niczym wzniecony płomień. Nie byliśmy już w foyer pełnym ludzi, lecz zupełnie sami. Panowała taka cisza, że słyszałam uderzenia własnego serca.
Zrobiłam kolejny krok w tył, by złapać równowagę, chociaż moim głównym celem było odsunięcie się od mężczyzny; uaktywnił się we mnie instynkt nakazujący przetrwanie.
Russo stał przede mną w szarym garniturze oraz gładkim czarnym krawacie. Wydawał się wielki. A może pomieszczenie było małe? Nie, wyglądało normalnie.
Ech, ogarnij się, Eleno.
Przyglądał mi się w sposób, w jaki niektórzy oglądają Animal Planet – jakby patrzyli na inny gatunek i, być może, byli znudzeni. W ręce u boku trzymał komórkę, dlatego założyłam, że wcześniej z kimś rozmawiał.
Korytarz przypominał alkowę stworzoną pod układającymi się w łuk schodami. Wielkie rośliny doniczkowe skrywały nas przed oczami osób znajdujących się w głównym holu, a zielone szklane lampy ustawione na stolikach rzucały przytłumione światło, jednak wystarczyło ono, by dostrzec przebłysk niecierpliwości w oczach mężczyzny.
– Będziesz tak stać cały dzień i się na mnie gapić czy się przesuniesz?
Zamrugałam.
– A jeśli powiem, że będę stać i gapić się na ciebie? – Słowa przeszły mi przez usta, nim mogłam je powstrzymać, i od razu pożałowałam, że nie mogłam ich cofnąć. Nigdy nie odzywałam się do nikogo w ten sposób, nie mówiąc już o bossie. Żołądek fiknął mi koziołka.
Russo uniósł dłoń, w której trzymał telefon, i potarł kciukiem żuchwę. Wyobrażałam sobie, że czynił tak, gdy zastanawiał się, w jaki sposób kogoś zabić.
Zrobił niewielki krok w przód.
Cofnęłam się, jakbyśmy byli magnesami o tym samym ładunku.
Nicolas opuścił rękę do boku, w jego oczach pojawiła się odrobinka wesołości, jakbym zrobiła właśnie sztuczkę, która go rozbawiła. Nagle dopadła mnie świadomość, że nie chciałabym go zabawiać. A silniej przeczuwałam, że już byłam dla niego rozrywką.
– Myślałem, że słodka Abelli naprawdę jest słodka.
Skąd zna moje przezwisko?
Nie wiem, co mnie napadło, ale nagle poczułam, jakbym je straciła – może dlatego, że Nico nigdy nie poznał tej słodkiej dziewczyny. Chciałam być kimś innym. Zwłaszcza przy nim, z jakiegoś niewyjaśnionego powodu.
– No tak, chyba oszukano nas oboje. Mnie się wydawało, że dżentelmen przeprasza, gdy wpadnie na kobietę.
– Ktoś znów coś sobie wymyślił – powiedział, przeciągając samogłoski.
Serce dziwnie mi łomotało, pokręciłam głową.
– Nic nie wymyśliłam.
Zbliżył się o krok, natomiast ja znów się cofnęłam.
Wsunął dłonie do kieszeni spodni, taksując mnie wzrokiem. Raczej mnie nim nie obłapiał, tylko obserwował, jakbym rzeczywiście była przedstawicielką innego gatunku, a on się zastanawiał, czy byłam jadalna.
Zmrużył oczy, patrząc na moje różowe szpilki.
– Masz jakiś dowód, hę?
Przytaknęłam. Ledwo mogłam oddychać, kiedy mi się przyglądał.
– Mamma mówiła, że w kościele zachowywałeś się jak dżentelmen.
– Zachowywałem się jak dżentelmen.
– Zatem wszystko sprowadza się do tego, czy chcesz być dżentelmenem.
Nie odpowiedział, ale jego obojętny wyraz twarzy potwierdził moje przypuszczenia, gdy przesunął wzrokiem po moim ciele.
– Podejrzewam, że teraz nie chcesz zachowywać się jak dżentelmen? – Kiedy tylko wypowiedziałam te słowa, uświadomiłam sobie, że nie powinnam dalej dociekać.
Spojrzał mi w oczy, przewiercając mnie na wylot.
Powoli pokręcił głową.
Dobra.
Już wystarczająco długo się broniłam, z pewnością o wiele dłużej niż zrobiłaby to słodka Abelli. Ale teraz musiałam stąd zwiać.
– Dobra, no tak… To do zobaczenia.
Nie przyszła mi do głowy mniej idiotyczna odpowiedź, więc po prostu ruszyłam dalej korytarzem, lecz zanim minęłam Nicolasa, złapał mnie za nadgarstek. Obejmował go niczym ognista obręcz, która była zarazem szorstka i zrogowaciała. Do moich żył przesączył się mrożący strach wymieszany z czymś wrzącym.
Mężczyzna stał w pewnej odległości ode mnie, łączyła nas tylko jego ręka.
– Spisz listę zainteresowań siostry, tego, co lubi i czego nie lubi, zawrzyj rozmiar buta, sukienki i wszystko, co twoim zdaniem mi się przyda. Dobrze?
– Dobrze – szepnęłam. Ilu mężczyzn zginęło za to, że złapali mnie za nadgarstek? Mój ojciec nie lubił, gdy mężczyzna na mnie patrzył, a co dopiero mnie dotykał. Nico nie trzymał mnie ostro, ale chwyt był silny, pewny. Mężczyzna uświadamiał mi, że byłam o wiele mniejsza, że brakowało mi odwagi i czułam się nie na miejscu. Że nie mogłam odejść, dopóki nie zdecyduje się mnie puścić.
Przyglądał mi się dociekliwie. Moje serce niemal przestało bić, a skóra płonęła. Nie powinien mnie dotykać, nawet jeśli miał zostać moim szwagrem. W każdej chwili papá mógł wyjść z gabinetu, ale ten mężczyzna chyba miał to gdzieś. Chociaż ja się przejmowałam, zwłaszcza po wcześniejszym zajściu.
– Przekażę ci listę na piątkowym przyjęciu zaręczynowym – wydusiłam i spróbowałam uwolnić nadgarstek.
Nie puścił mnie. Żyła zapulsowała, gdy musnął kciukiem knykcie.
– Odniosłem wrażenie, że Abellich stać na pierścionek za więcej niż pięćdziesiąt centów.
Spojrzałam na błyskotkę na środkowym palcu. Była z automatu i miała fioletowy kamień o okrągłym szlifie. Ta myśl mnie otrzeźwiła.
– Czasami najcenniejszymi rzeczami są te najtańsze.
Nicolas ponownie utkwił we mnie wzrok i przez chwilę patrzyliśmy na siebie. Przesunął rękę z mojego nadgarstka na dłoń, a następnie na palce. Kiedy musnął je szorstkimi opuszkami, moje serce zgubiło rytm.
– Do zobaczenia na lunchu, Eleno.
Odszedł i zniknął za drzwiami do gabinetu mojego papy.
Cazzo8!
Oparłam się o ścianę, pierścionek mi ciążył. Mogłabym go zdjąć, odłożyć gdzieś, skąd bym go nie widziała, w konsekwencji czego wspomnienia o mężczyźnie, który mi go podarował by mnie nie prześladowały, za każdym razem, gdy patrzę na tę błyskotkę, ale wiedziałam, że tego nie zrobię. Jeszcze nie.
Nawet gdy wyszłam z holu, czułam, jakbym na nadgarstku miała ognistą obręcz.
Nico ponownie wypowiedział moje imię w najbardziej nieprzyzwoity sposób.
Mordercy przyszli z uśmiechem na ustach, zastrzelenie człowieka nie było wielką sprawą dla nas, chłopców z ferajny.
Henry Hill
Elena
Ze starego radia przy basenie dobiegał cichy śpiew Billie Holiday. Po kryształowych kieliszkach spływała skroplona para, a srebra stołowe pobłyskiwały w jasnym słońcu. Było gorące lipcowe popołudnie, a stale wiejąca bryza dawała lekkie wytchnienie.
Wokół drewnianych listewek podtrzymujących zadaszenie patio owinięto lampki, w pobliżu kwitły róże mammy. Krzesła były wygodne, jedzenie pyszne, jednak na lunchu z nieznajomymi trudno było zaznać pełni komfortu, nawet jeśli siedząca naprzeciw mnie osoba – wyglądająca, jakby wyrwała się z lat siedemdziesiątych – miała odmienne zdanie.
– W każdym razie, gliniarz mnie puścił i nawet nie zabrał mi koki…
– Gianno – padło ciche ostrzeżenie z ust Nicolasa.
Kobieta przewróciła oczami i hojnie pociągnęła wina z kieliszka, więcej się nie odzywając.
Zastanawiałam się, dlaczego Nicolas ją zrugał i co ich łączyło. Byli rodzeństwem? Wydawało się, że jedno bardzo irytowało drugie, ale gdzieś zasłyszałam, że mężczyzna był jedynakiem. Starszy pan siedzący obok Gianny – jej mąż – nie odezwał się ani słowem, tylko zaśmiewał w przypadkowych chwilach. Powoli przekonywałam się, że miał problemy ze słuchem.
Gianna stanowiła moje przeciwieństwo. Ja byłam cicha, ona opowiadała o wszystkim z przejęciem i głośno się śmiała. Ja znałam zasady savoir-vivre, ona… cóż, zanim sięgnęła po makaron, który zjadła, nie nawinąwszy go wcześniej na widelec, przykleiła gumę do materiałowej serwetki.
Po jej drugiej stronie siedział Tony. Rozparty na krześle, miał rozpiętą marynarką i sprawiał wrażenie znudzonego, lecz dobrze go znałam. Widziałam, jak z zadowoleniem pocierał zarost na podbródku, jakby był zarazem zły i rozbawiony. Nigdy nie oznaczało to niczego dobrego. Był przystojny, ale gdybym nie była jego siostrą, nie podeszłabym do niego bez kija. Brawurą zagrażał każdej związanej z nim osobie, a najbardziej sobie samemu.
Po ogrodzie poniosło się ciche brzęczenie oraz dzwonienie sztućców, lecz wiedziałam, że za tymi dźwiękami w powietrzu wisiało napięcie, które nie miało się rozwiać, pewna niezręczność, której nie zabierze ze sobą bryza. Chociaż wydawało się, że wszyscy dyskutowali między sobą, więc może tylko ja odnosiłam takie wrażenie.
Milczenie Gianny nie trwało długo, jednak więcej nie mówiła o działce koki. Zmieniła temat na wyścigi konne. Był akceptowalny i wielu gości dołączyło do rozmowy. Nie żebyśmy mieli tu strefę wolną od narkotyków – właściwie przez nasz dom codziennie przewijało się dużo osób mających przy sobie te substancje – niemniej etykieta Cosa Nostry nakazywała udawać, że stanowiliśmy przykładną rodzinę mieszkającą w domu z białym płotkiem. Nawet jeśli ogradzaliśmy go żelazem, a do tego mieliśmy ochronę.
Ucieszyłam się, że zamiast wsiąść na pokład samolotu lecącego na Kubę, Adriana zjawiła się na posiłku. Zajęła miejsce przy drugim końcu stołu, obok narzeczonego i papy.
Wydawało mi się, że byłam tchórzem, ponieważ cieszyłam się, że nie musiałam siedzieć przy Nicolasie. Zachowywałam się jak perfekcyjna gospodyni i odpowiadałam życzliwie na wszystko – nawet na nieprzyzwoite komentarze osób na rauszu – lecz przy nim odejmowało mi mowę. W jego towarzystwie zapominałam języka w gębie, traciłam rezon i, szczerze mówiąc, robiło mi się gorąco, jakby skórę stale znaczył rumieniec.
Rozmawianie z nim nie należało do łatwych, za to patrzyło się na niego aż zbyt przyjemnie. Gdyby był mniejszej postury i miał łagodniejszy wyraz twarzy, wpasowywałby się w typ Adriany, która gustowała w ładnych facetach. Był opalony, miał niemal czarne włosy, a mojej uwadze nie umykały rysujące się pod koszulką bicepsy. Mój przyszły szwagier w promieniach słońca prezentował się jeszcze bardziej przystojnie. Niestety jego usposobienie nie pasowało do powierzchowności.
Najbardziej intrygował mnie ciemny tusz, który przebijał się przez białą koszulę mężczyzny. Zarys był niewyraźny, niemniej wydawało mi się, że tatuaż ciągnie się od ramienia do złotego zegarka na nadgarstku. Nicolas Russo miał wytatuowany pełny rękaw. Wiedziałam, że styl dżentelmena to tylko pic na wodę.
Zerknął na mnie, a następnie spojrzał mi w oczy, jakby czuł, że go obserwowałam. Pomimo dzielących nas pięciu miejsc poczułam żar, który niosło ze sobą jego spojrzenie. Mój mózg nieustannie odtwarzał sposób, w jaki mężczyzna nie powinien był wypowiadać mojego imienia – z przejęciem, sugestywnie. Aby nie wyjść na tchórza, wstrzymałam na chwilę oddech i patrzyłam mu w oczy. Nagle doznałam przeczucia, że z troski o swoje zdrowie nie powinnam więcej wchodzić w interakcję z tym gościem.
– Słyszałem, że niedługo odbędzie się twój recital, Eleno – powiedział siedzący kilka miejsc dalej wujek Manuel. Po wydarzeniu sprzed pół roku, w którym mężczyzna brał udział, jego głos przypominał mi tylko o rozlewie krwi. Upiłam łyk wina, czując jedynie niechęć wobec Nicolasa i mierząc się z poczuciem winy.
Wszyscy, czyli całe dwadzieścia par oczu, zwróciło się w moją stronę, lecz byłam świadoma tylko jednej.
– Tak. – Wysiliłam się na uśmiech. – W sobotę.
– Tańczysz? – zapytała Gianna. – Fajnie! Tańczyłam kiedyś, ale… – ściszyła głos – …mówimy zapewne o innych stylach.
W moich oczach pojawiły się iskierki.
– Tango? – zapytałam ironicznie.
Zaśmiała się lekko i beztrosko.
– Tak, z pewnością. Długo tańczysz?
– Od dziecka.
– Jesteś w tym dobra?
Bezpośrednie pytanie wywołało u mnie śmiech.
– Szczerze mówiąc, nie jestem.
Mamma mruknęła coś o tym, że się nie zgadza. Musiała mieć inne zdanie – taka była rola matki – jednak byłam mierną tancerką i bez problemu się do tego przyznawałam. Taniec był tylko zajęciem. Czymś dla przełamania monotonii. W dzieciństwie go kochałam, ale teraz stał się jedynie rękawem przy tej niepasującej już sukience.
Rozmowy ucichły, a Gianna przesuwała brokuł po talerzu, jakby była siedmiolatką, która nie lubi warzyw. Jej mąż zaśmiewał się ze wszystkiego. Przewróciła oczami i upiła wielki haust wina.
Spotkanie przy dobrym jedzeniu oraz alkoholu ciągnęło się w akompaniamencie bezsensownych pogawędek, ale napięta atmosfera się nie rozwiała.
Brat odchylił się na krześle, a gdy powiódł palcem po kieliszku, rozległ się brzęk. Adriana zajadała się, jakby nie siedział przy niej nieznajomy mężczyzna, którego za trzy tygodnie miała poślubić.
Kiedy papá wspomniał, że kupił starą strzelnicę, rozmowy przy stole zeszły na ten temat. Na deser podano tiramisu, a ja marzyłam już tylko o tym, aby ten lunch się skończył. Niestety, to był dopiero początek napięcia, które miało się wkrótce skumulować.
Zaczęło się od niewinnej propozycji między mężczyznami, by odwiedzić strzelnicę. Przyglądałam się, jak akcja rozwija się niczym zły sen. Siedzący po mojej lewej stronie starszy Russo chrząknął. Choć nie zamieniłam z nim wielu słów, dowiedziałam się, że miał na imię Stefan.
Brat przestał brzęczeć kieliszkiem. Tony zwrócił spojrzenie ciemnych oczu na mojego sąsiada.
– Chyba nie załapałem żartu, Russo.
Stefan pokręcił głową.
– Mam lepsze zajęcia niż przyglądanie się chmarze Abellich, którzy nie trafiają do celu.
– Ojej – powiedziała pod nosem Gianna.
Zamknęłam oczy. Dzień, w którym brat odpuści coś takiego bez kłótni, będzie dniem, w którym skończy się świat.
– Tony, nie… – ostrzegł siedzący przy moim bracie Benito. Z nich dwóch to on był głosem rozsądku. Tony jednak nawet nie spojrzał na kuzyna, tylko uśmiechnął się do Stefana Russo, ale nie w taki życzliwy sposób.
Serce mi się ścisnęło i popatrzyłam w stronę papy, by przykuć jego uwagę, ale był zajęty rozmową z Nicolasem oraz moimi wujkami.
– Nie wiem, o co ci chodzi – powiedział Tony, przeciągając samogłoski. – Nie spudłowałem, strzelając do… Jak mu było? A tak, Piero? – Oczy brata zaiskrzyły z mrocznej uciechy. – U niego trafiłem w dziesiątkę.
Rozbawienie Tony’ego ustąpiło miejsca grobowej ciszy, na którą uwagę zwróciła nawet rodzina i goście siedzący przy drugim końcu stołu. Wszyscy zamarli niczym na stopklatce.
Nie spodziewałam się tego, co stało się po chwili.
Serce podeszło mi do gardła, gdy ktoś objął mnie w pasie i pociągnął, abym wstała. Do mojej skroni przystawiono zimną lufę, a następnie obrócono głowę.
Rozbrzmiały krzyki po włosku. Krzesła przewróciły się na podłogę, gdy wszyscy się poderwali. W każdą stronę celowano z broni.
Słyszałam, jak papá wydaje rozkazy, ale bicie mojego serca zagłuszyło jego głos. Ba-bum. Ba-bum. Ba-bum. Dudnienie było spowodowane coraz większym strachem.
Nie wiodłam barwnego życia, mimo że czerwone drzwi wejściowe ze złotą kołatką sprawiały odmienne wrażenie. Kiedy miałam siedem lat, widziałam, jak papá odcina pewnemu mężczyźnie palec. Widziałam, jak wujek postrzelił innego człowieka w głowę, aż ten leżał policzkiem na poplamionym krwią dywanie, oczy miał otwarte. Widziałam rany po ciosie nożem, po postrzale, tak wiele czerwieni. Jednak przez cały ten czas nie przystawiono mi broni do głowy. Nigdy nie poczułam zimnego metalu na skroni. Nigdy nie poczułam, jakby moje życie mogło się skończyć, ot tak.
Zmroziło mi krew w żyłach.
Przez szum krwi w uszach przedarł się głos Nicolasa. Był niski i gładki, uczepiłam się go jak deski ratunkowej.
– Odłóż to, Stefan.
– To on zabił Piero! – Lufa wciąż znajdowała się przy mojej głowie, płuca mi się zaciskały, ale nawet nie drgnęłam, wpatrując się w żywopłot rosnący wzdłuż żelaznego ogrodzenia.
– Tony! – warknął papá. – Nie.
Zerknęłam na brata tylko po to, aby spojrzeć w lufę. Zamierzał zastrzelić stojącego za mną Russo, tylko że miałam na sobie szpilki, więc napastnik nie był wiele wyższy.
– Jesteś beznadziejnym strzelcem, Tony. Wszyscy wiemy, że postrzelisz ulubioną małą Abelli! – Zdesperowany ton głosu sprawił, że zadrżałam.
– Odłóż to – słowa Nicolasa niosły za sobą spokój ze szczyptą wrogości jak ocean przed sztormem.
Sekunda, dwie. Stefan się wahał.
Pif-paf.
Trafiło mnie w twarz coś ciepłego i mokrego. W uszach mi dzwoniło, a głosy otaczających mnie osób słyszałam jakby spod wody. Mężczyzna puścił mnie, po czym padł na ziemię z głośnym uderzeniem.
Znów usłyszałam w myślach głos prezenterki wiadomości, słowo „morderstwo” raz po raz spływające z jej czerwonych ust. Poczułam odrętwienie. Dźwięki wróciły, wydarte z wody ciężkimi łańcuchami, ociekające.
– Siadać, kurwa mać! Już! – zabrzmiał donośny głos ojca. – Niech to szlag, dokończymy lunch!
Minęła chwila, nim przetworzyliśmy jego słowa i zanim zauważyłam, że każdy, prócz niego i Nicolasa, usiadł sztywno na swoim miejscu. Przyszły szwagier musnął poważnym, zamglonym wzrokiem moją skórę, gdy wpatrywałam się w trzymaną przez niego broń.
– Elena! Siadaj! – warknął papá.
Opadłam na krzesło.
Po policzku spływała mi ciepła krew. Czerwień chlapnęła na siedzenie oraz skrawek białego obrusu. Stopa martwego Russo dotykała mojej.
Siedziałam, przenosząc wzrok z gapiącej się Gianny na Tony’ego, który pałaszował deser.
– Eleno – przestrzegł lekko tata, a ponieważ tak mi kazano, zajęłam się jedzeniem tiramisu.
Przytrzymałam tył kapelusza i uniosłam wzrok do bezchmurnego, błękitnego nieba.
Pomijając okoliczności, dzień był naprawdę piękny.
A moim sługą jest ten syn ciemności.
William Shakespeare (tłum. Leon Ulrich)
Nico
W powietrzu poniósł się huk wystrzału, po którym narósł gwar głośniejszy niż brzęk sztućców o porcelanową zastawę. Członkowie rodziny Abelli rzucali mi ostrożne spojrzenia, moi bliscy zaś, sztywniejsi niż nogi od stołu, przy którym siedzieli, utkwili wzrok w deserze.
Rozsiadłem się wygodnie, położyłem przedramiona na stole, po czym zerknąłem na papieros, który obracałem między palcami. Złość była na tyle silna, że musiałem ją jakoś stłumić. Paliła mnie w gardle, w piersi i przesłoniła widok.
Chwilę później przeniosłem wzrok na Lucę, mojego podwładnego, a zarazem jedynego niezawodnego kuzyna. Przecierał dłonią usta w marnej próbie ukrycia rozbawienia. Patrzyłem na niego groźnie, przekazując w ten sposób, że dzisiaj mogę przystać na zastrzelenie dwóch członków rodziny. Wyprostował się, a dobry nastrój z niego uleciał.
Wygrał właśnie zakład o to, że ten dzień nie będzie bezkonfliktowy. Zwycięstwo było podwójne, ponieważ to, co dotyczyło słodkiej Abelli, liczyło się jako bonus. Rodzina wszystko traktowała jak hazard – naprawdę wszystko. Gdy trafiała się okazja na zdobycie paru dolców, korzystano z niej.
Wisiałem Luce pieprzone pięć tysiaków. I obarczałem za to winą małą, czarnowłosą primadonnę, ponieważ gdybym pomyślał teraz o jej bracie, wpakowałbym mu kulkę w przeklęty łeb.
Niektórych członków rodziny po prostu się nie lubi – i możliwe, że w odpowiednich okolicznościach samemu by się ich zastrzeliło. Ale kiedy zostaje się do tego zmuszonym… Wkurzyło mnie to, jakbym dostał szpicrutą. Zacisnąłem zęby; byłem niemal pewny, że w moich żyłach zaczął płynąć jad.
Papá lubił kopać mnie w żebra, gdy działałem bez namysłu.
Mamma po kłótni z ojcem paliła fajki przy kuchennym stole, odziana jedynie w koszulę nocną.
Odczuwając pieczenie w piersi i trzymając papierosa, uświadomiłem sobie, że naprawdę niedaleko pada jabłko od cholernej jabłoni. I chyba dlatego osoby znające Antonia Russo – nawet moja rodzina – bez wahania uznały tę sytuację za niefortunną.
Ukształtowali mnie ojciec i Cosa Nostra. Kombinacja równie zła jak beczka prochu oraz odrobina ognia. Braki w wychowaniu przez papę próbowała wypełnić mamma. Próbowała, przypłacając to powiększonymi źrenicami i zakrwawionym nosem. Świętej pamięci Caterina Russo z całych sił starała się wpoić jedynakowi szacunek do kobiet. Szczerze, jej nauki nic nie dały. Trudno było szanować matkę, kiedy w niektóre noce musiałem podnosić ją z podłogi. Nie wspominając już o tym, że dostawałem większość rzeczy, których zapragnąłem, gdy tylko podrosłem wystarczająco, aby o nie poprosić. Nie potrzebowałem uroku ani szacunku, żeby zdobywać kobiety – odkąd miałem trzynaście lat, robotę odwalały za mnie bogactwo oraz pozycja, jakie miałem zdobyć.
Mamma Luki jako pierwsza wykazała się męstwem, a na jej twarzy zagościł lekki grymas niezadowolenia. Rodzina mogła się wkurzać, ile chciała, ale ucieszyłbym się, gdyby chociaż jedna osoba podziękowała mi za powstrzymanie rozlewu krwi, który zepsułby idealną niedzielę.
Jezu. Przecież chodziło tylko o Stefana.
Nikt nie lubił Stefana.
Prawda była taka, że nie każdy mężczyzna radził sobie z byciem Russo. Nonna9mówiła kiedyś, że byliśmy gorącokrwiści. Chociaż może znajdowała tylko takie usprawiedliwienie faktu, że wszyscy jej męscy potomkowie byli chciwi, zaborczy względem rzeczy nienależących do nich, a także przekonani, iż zasługują na specjalne traktowanie. Russowie miewali własne zachcianki i kiedy czegoś zapragnęli, od razu musieli to dostać. Przeważnie zdobywali daną rzecz poprzez różnorodne nielegalne przedsięwzięcia. Ale może babcia miała rację, ponieważ odnosiłem wrażenie, że moja krew była za gorąca.
W przestronnym ogrodzie rozbrzmiewał utwór I’ll Be Seeing You Billie Holiday; ciche dźwięki wygrywane na pianinie przełamywały ciężką atmosferę pełną odchrząkiwania i odwracania wzroku. Obracałem papieros w palcach, próbując poskromić ochotę na zapalenie go. Paliłem wyłącznie wtedy, gdy byłem zbyt wściekły, by myśleć racjonalnie, lub – w rzadkich przypadkach – kiedy robiłem się nerwowy.
Salvatore wstał od stołu, aby odesłać służbę do domu. Wszyscy wiedzieli, kim był ich pracodawca i że miał jakieś powiązania z Cosa Nostrą, ale na pewno dla niektórych z nich widok trupa na patio oraz krwi wsączającej się w wyżłobienia w cegłach to było zbyt wiele.
Wychwyciłem tylko część rozmowy, która miała taki finał, jednak wystarczyło to, abym zrozumiał, że Tony przechwalał się zabiciem Piero, kolejnego z moich zidiociałych kuzynów. Nie zaskoczyła mnie ta informacja. Zaledwie ruszyła. Przetrawiłem jego śmierć tak samo, jak tę któregoś z Zanettich – whiskey nalaną na dwa palce. Głupota kosztuje życie. Ten świat rządził się swoimi prawami, a Piero zrobił wystarczająco wiele, by zapłacić cenę.
Szczerze miałem wielką nadzieję, że Stefan odłoży broń. Ale w pewnym stopniu nawet się nie przejąłem. W piersi poczułem złość, która została wywołana brakiem szacunku ze strony kuzyna i, co dziwne, odczułem ją dużo mocniej, ponieważ zagroził słodkiej Abelli. Zrodziło się we mnie irytujące przeświadczenie, że tylko ja mogłem jej grozić, więc zastrzeliłem Stefana, po czym patrzyłem, jak krew tryska na białą sukienkę Eleny.
Tony’emu stawał na myśl o mojej śmierci, odkąd jego kumpel spojrzał w lufę mojej czterdziestki piątki tyle lat temu, że wydawało się to już bez znaczenia. Założyłem, że będziemy mieli pewne problemy, ale źle oceniłem tego idiotę i nie przypuszczałem, iż przypomni sobie o nich podczas lunchu. Chyba bardziej niż sama moja obecność irytowała go świadomość, że zerżnę jego siostrę.
Zabębniłem papierosem o stół i, nim zdążyłem się powstrzymać, zerknąłem na słodką Abelli. Zmrużyłem oczy. Gdyby nie ona, byłbym winny Luce połowę pieniędzy.
Po oliwkowej skórze kobiety płynęła krew, a mimo to Elena jadła deser, ponieważ tak polecił jej papá. Przeważnie nie kręcił mnie sadyzm, ale, Jezu, wyglądała trochę seksownie. W kroczu poczułem niechciane mrowienie.
Myśl o sadyzmie sprawiła, że przeniosłem wzrok na Lorenzo – kuzyna siedzącego kilka miejsc dalej. Wpatrywał się w dziewczynę, jakby takie miał zadanie. I to nie jedno z tych wyznaczonych przeze mnie – ponieważ te zwyczajnie olewał – ale takie, do jakiego został powołany. Ani wizerunkiem, ani w rozmowach nie zdradzał swoich skłonności, jednak drania kręciło sado-maso. Wiedza o jego preferencjach i patrzenie na niego, gdy wbijał wzrok w Elenę Abelli, lekko mnie irytowały.
Zapewne lubiła na słodko, waniliowo.
Zapewne wolała, aby mężczyzna padł na kolana i trochę błagał.
Lorenzo by tak zrobił.
Ja wolałbym przytrzasnąć sobie fiuta drzwiami od auta.
Zastanawiałem się, co miała do mnie słodka Abelli, kiedy dziś w kościele piorunowała mnie wzrokiem. Poznałem to przezwisko, zanim spotkałem dziewczynę. Było niewinnym przydomkiem, który stał się rozpoznawalny – cóż, wśród mężczyzn, ponieważ Elena nie tylko była słodka, lecz także miała najsłodsze ciało.
Przez minione dwa lata słyszałem o jej tyłku więcej, niż chciałem usłyszeć przez całe życie. I szczerze mówiąc, miałem tego dość. Kiedy okazywało się, że coś było przereklamowane, odczuwałem zawód. W tym przypadku jednak padłem ofiarą własnego żartu, ponieważ nie spotkało mnie rozczarowanie.
Nigdy nie poświęcałem uwagi rozmowie, która schodziła na temat tej kobiety. Nigdy nie widziałem Eleny, ale drażniło mnie, że moi durni kuzyni marnowali czas na nawijanie o jakiejś cipce, jakbym im za to płacił. Jej imię wywoływało u mnie irytację, jakby zachodził wtedy odruch warunkowy. Kiedy zatem papá słodkiej Abelli powiedział, że córka nie nadaje się do zamążpójścia, nawet nie zapytałem o powód. Podpisałem tylko umowę na drugą z sióstr.
Później zobaczyłem Elenę w kościele.
Ja pierdolę.
Kuzyni taksowali wzrokiem każdą kobietę poniżej pięćdziesiątki. Jakąkolwiek kobietę, o ile miała przyzwoite krągłości, więc oczywiście nie wierzyłem plotkom.
Te myśli były jak mokry sen mężczyzny.
Jej ciało… zajebiście warte znalezienia się na plakacie, w gazecie, gdziekolwiek. Moją słabością były jej włosy: czarne, jedwabiste i na tyle długie, że mógłbym owinąć je wokół pięści dwa razy. Ta myśl samowolnie przemknęła mi przez głowę. I to w kościele. Jezu.
Ale to myśl spowodowana przez skromną, niewinną minę kobiety wydawała się przepalić przez moją skórę wprost do fiuta. Elena była cholernie słodka i zrozumiałem, skąd się wziął jej przydomek. Na pewno nie wynikał z osobowości Panienki Piorunującej Wzrokiem.
Obserwowałem ją z tylnej części kościoła o wiele dłużej, niż powinienem. Przyglądałem się, gdy każdemu podchodzącemu do niej parafianinowi posyłała ten sam uśmiech, jakby stali w kolejce, by zobaczyć się z Jej Wysokością. Miałem metr dziewięćdziesiąt dwa wzrostu – bynajmniej nie rzucałem się w oczy – a mimo to zauważyła mnie dopiero po pół godzinie i posłała śmiercionośne spojrzenie.
Słodka Abelli była słodka wobec każdego prócz mnie. Zaśmiałbym się, gdyby, z nieznanych powodów, mnie to nie wkurzyło. Pierwszy raz, odkąd zostałem bossem, ktoś otwarcie okazał mi brak szacunku. Może było to szczeniackie, ale zapragnąłem, by Elena Abelli wiedziała, że mnie również na niej nie zależy.
Żadna kobieta, której mężczyźni poświęcają tyle uwagi, nie mogła nie być nadęta i płytka. Po różowych szpilkach od projektanta wnosiłem, że lubiła wydawać pieniądze swojego papy. Jej siostra zaś miała na stopach japonki. Zapewne poślubiając młodszą z nich, oszczędzę kilka milionów dolarów.
Adriana była odrobinę osobliwa, aczkolwiek atrakcyjna. Gdyby nie porównywać jej do siostry, byłaby oszałamiająco piękna, jednak przy Elenie wtapiała się w tło. Pasowało mi to. Wolałem nie mieć żony, na myśl o której wszyscy moi kuzyni walili konia.
Nie żeby zależało mi na kobiecie, z którą się ożenię. Nadszedł czas na ślub, a w moim świecie oznaczał on zysk. Salvatore wdał się w sprzeczkę z Meksykanami, która przeradzała się w duży problem. Zmiękł na stare lata. Po ślubie pomogę mu odnaleźć przyczynę trudności i uporać się z nią w sposób, którego mnie nauczono: kulką w łeb. Przymierze miało mi przynieść kilka milionów, nie wspominając już o tym, że dzięki niemu przejmę kontrolę nad większością miasta.
Zaniepokoiłem się, gdy spoczął na mnie wzrok Eleny. Był jak ciepły, irytujący dotyk wyczuwalny na policzku. Nie zamierzałem poświęcać jej uwagi, lecz mimo wszystko na nią zerknąłem. Kark mnie swędział, niemniej patrzyłem jej w oczy, dopóki nie odwróciła wzroku.
Po spojrzeniu, jakie posłała mi w kościele, postanowiłem się dowiedzieć, dlaczego nie nadawała się do zamążpójścia. Okazało się, że słodka Abelli kiedyś uciekła i okazała słodycz jakiemuś mężczyźnie.
Wiedziałem jednak, że utracone dziewictwo córki nie było głównym powodem, dla którego Salvatore mi jej nie zaoferował. Wykorzystał je tylko jako wymówkę. Ojciec Eleny po prostu nie chciał, żebym się z nią ożenił, czego nie mogłem mu mieć za złe. Na jego miejscu też nie oddałbym córki facetowi takiemu jak ja. Łatwo było zrozumieć, dlaczego mężczyzna bez problemu zaproponował mi rękę młodszej z sióstr.
Ubrana w czarną sukienkę Adriana, siedziała przy mnie ze skrzyżowanymi nogami. Ciemne, sięgające do ramion włosy skryły jej twarz, gdy pochyliła się i nabazgrała coś długopisem na dłoni.
Nie odezwałem się do niej słowem, odkąd zjawiła się spóźniona. Szczerze mówiąc, niemal zapomniałem, że się przy mnie znajduje. Chyba nadeszła pora, żeby lepiej poznać moją przyszłą żonę.
– Co rysujesz? – Zapytałem.
Kobieta wahała się przez chwilę, po czym obróciła dłoń, by mi pokazać.
– Królika – stwierdziłem, zamiast zapytać, ponieważ rysunek był wyraźny.
Zacisnęła wargi i odsunęła rękę, aby wrócić do przerwanej czynności.
– Pana Królika – poprawiła mnie tonem, który normalnie by mnie wkurzył. Ale byłem już na granicy wytrzymałości, więc wzruszyłem ramionami, a następnie zacząłem planować, co zrobię z jej bratem
***
– Prawy czy lewy?
Mięsień na policzku Tony’ego drgnął, lecz on sam się nie odezwał, siedząc na krześle naprzeciw biurka swojego papy, jakby był na spotkaniu zarządu. Mimo że krew ciekła z jego ust na białą koszulę, wciąż miał rozbawiony wyraz twarzy.
Więc mu przyłożyłem. Ponownie.
Zapiekły obtarte knykcie.
Tony zacisnął zęby i przyjmował ciosy bez słowa. Należał do facetów, którzy byli na takim odlocie zafundowanym przez ich własny towar, że nie czuli bólu. Ale chłopak z pewnością coś poczuje, nim wyjdę z tego pomieszczenia.
Do gabinetu Salvatorego przesączały się przez żaluzje promienie słońca, oświetlając unoszące się w powietrzu pyłki kurzu. Goście już wyszli, więc można było powiedzieć, że lunch okazał się porażką. Co oznaczało, że będę musiał uczestniczyć w kolejnych przyjęciach. Żadna z rodzin nie chciała podjąć ryzyka związanego z zapoznaniem ze sobą wszystkich osób na wielkim spotkaniu, ponieważ mogłoby się wydarzyć coś podobnego do zajścia przy dzisiejszym posiłku, po czym przerodzić w rzeź na oczach kobiet i dzieci.
Luca stał przed drzwiami, wbijając chłodny wzrok w tył głowy Tony’ego. Benito i kolejny – poza Lucą – z jego młodszych kuzynów, który był w podobnym wieku do Adriany, opierali się o ścianę ze skrzyżowanymi na piersi rękami, podczas gdy Salvatore siedział za swoim biurkiem ze skruchą malującą się na twarzy.
Gdybym chciał, mógłbym rozpocząć wojnę z powodu śmierci Piero i zapewne dlatego Salvatore przystał na to, abym mógł torturować jego syna. A także dlatego, że przez głupotę syna życie jego córki zawisło na włosku.
– Spieprzyłeś, synu – powiedział ojciec Adriany i Eleny, zaciskając dłonie na blacie drewnianego biurka. – Ostrzegałem cię, a mimo to wpakowałeś się w tarapaty. Gdyby coś się stało Elenie, unosiłbyś się teraz na powierzchni rzeki Hudson. Masz szczęście.
– Szczęście – drwił Tony. Przesunął dłonią po żuchwie, po czym powiedział: – Lewy.
Pierś napełniła mi się satysfakcją.
W takim razie prawy.
Każda historia ma trzy wersje – moją, twoją i tę prawdziwą.
Joe Massino
Elena
W rytm ledwie słyszalnego utworu Misfits dobiegającego z pokoju siostry przeszłam pokrytym wykładziną korytarzem. Gdy tylko weszłam do swojej sypialni, skierowałam się do łazienki, po drodze zrzucając z siebie ubranie. Minęłam lustro, odkręciłam kran, puszczając strumień gorącej wody i weszłam pod prysznic.
Ciecz parzyła.
Musiałam jednak zmyć wspomnienie. Dziś cofnęłam się pamięcią o pół roku. Nie spodziewałam się, że czyjaś krew obryzga moją twarz.
Gorąca woda przyklejała mi włosy do twarzy i ramion. Wyobrażałam sobie, że ta czerwień spływająca po moim ciele do odpływu to farba. Gdyby tylko równie łatwo można było pozbyć się poczucia winy.
Zamknęłam oczy.
Krzyki. Zimna lufa przyciśnięta do mojej skroni. Sekunda, dwie. Wahanie.
Huk.
Otworzyłam oczy.
Ten strzał nie rozbrzmiał w mojej głowie.
Poczułam kłucie w karku. Miałam nadzieję, że to jedynie Tony znów strzelał do wazonów babci. Chociaż dopiero teraz przyszło mi do głowy, że po wydarzeniach, które zapoczątkowało jego wyznanie, brata mogą spotkać konsekwencje.
Wyskoczyłam z kabiny i jak najszybciej się wytarłam. Nie wysuszyłam ani nie rozczesałam włosów, tylko włożyłam T-shirt oraz spodenki, po czym zbiegłam po schodach. Bosymi stopami stąpałam po zimnej marmurowej podłodze, a gdy skręciłam w stronę gabinetu ojca, ponownie zderzyłam się z czymś twardym.
Uleciało ze mnie powietrze. Szłam tak szybko, że wylądowałabym tyłkiem na posadzce, gdyby ktoś nie objął mnie w pasie, kiedy się zatoczyłam, i nie przytrzymał. Ręka była niewiarygodnie ciepła i ciężka.
– Jezu – mruknął z irytacją Nicolas.
Żołądek mi się ścisnął, gdy przywarłam do mężczyzny, a następnie przeszył mnie dreszczyk, jednak nie miałam czasu, aby analizować jego przyczynę. Nico odsunął mnie sobie z drogi i ruszył w kierunku wyjścia, a ja mogłam tylko patrzeć na umięśnione plecy.
Nagle minął mnie jego podwładny, którego obojętność tak mnie przeraziła, że – o dziwo – ucieszyłam się, że wpadłam na Nicolasa.
Talia wciąż mnie paliła, a serce łomotało od zderzenia i zmartwienia.
– Zabiłeś mojego brata?
– Powinienem – powiedział Nicolas, nim za mężczyznami zamknęły się drzwi.
Odetchnęłam z ulgą, która nie trwała długo, ponieważ Tony wyszedł z gabinetu papy i zatoczył się na korytarzu, jakby był pijany. Miał odsłoniętą klatkę piersiową oraz koszulę owiniętą wokół nadgarstka. Na marmurową podłogę spadały krople jasnoczerwonej krwi.
Brat był wysoki, nieco krzepki i cały w bliznach. Począwszy od dwóch po kulach, do niezliczonych, których pochodzenie mogłam tylko zgadywać. Zapewne dorobił się ich podczas nielegalnych walk.
Chociaż Tony minął mnie bez słowa, poszłam za nim do kuchni. Gdy skrzydło drzwi wahadłowych nacisnęło na moje plecy, obserwowałam, jak brat bierze z kredensu whiskey, po czym z trudem próbuje ją otworzyć jedną ręką. W końcu dokonał tego, kręcąc korkiem przytrzymywanej przy piersi butelki. Zdrowo pociągnął trunku, nim usiadł przy wyspie.
– Odejdź, Eleno.
– Idź do Vito. – Poleciłam mu zobaczyć się z wikariuszem, który miał także doświadczenie medyczne, więc mógłby opatrzyć rany. Na tym polegało dzieło boże.
– Nic mi nie jest. – Brat upił jeszcze trochę alkoholu, a następnie wylał trochę na nagą klatę.
Coś mu jednak było. Umazał blat krwią i wydawał się pijany, zanim zaczął przełykać trunek, jakby chciał uleczyć złamane serce.
– Zadzwonię do Vito. – Ruszyłam po bezprzewodowy telefon, znajdujący się przy lodówce.
Tony zerknął na mnie ze skruchą.
– Przepraszam, Eleno. Nie wiedziałem, że tak się to potoczy. Naprawdę.
Serce mi się ścisnęło.
– Wybaczam ci.
Zaśmiał się słabo.
– Nie powinnaś.
Tony przeważnie miał na ustach zawadiacki uśmieszek, ale kiedy naprawdę był zadowolony, durnowaty wyraz twarzy znikał, a brat stawał się całkiem uroczy. Kochałam go, nawet jeśli niezbyt często ukazywał to oblicze. Czasami wydawało mi się, że aby przetrwać w tym świecie, trzeba było stać się kimś złym.
Nie wiedziałam, dlaczego zabił Piero, kimkolwiek by on nie był, i postanowiłam udawać, że zrobił to w samoobronie. Tony’ego wprowadzono w taki styl życia jako młodego mężczyznę i choć mnie ciasno pętał łańcuch, brat poniekąd był równie mocno skrępowany.
– Nic na to nie poradzę – odpowiedziałam.
Pokręcił głową, gdy wybierałam numer.
– Nie dzwoń do Vito. Nic mi nie jest.
– Nieprawda. Tony, nie wyglądasz za dobrze. – Opalona twarz mężczyzny była spocona i blada.
– Nic mi nie jest, Eleno.
Westchnęłam. Typowe, że papá zostawił zakrwawionego Tony’ego i nie zadzwonił po pomoc. Odłożyłam telefon, ponieważ brat użył zdeterminowanego tonu. Nawet jeśli Vito by przyjechał, Tony nie pozwoliłby się opatrzyć. Był za bardzo uparty.
Skrzyżowałam ręce na piersi i oparłam się o kredens; woda z włosów kapała na podłogę.
– Dlaczego nie lubisz Nicolasa?
Brat prychnął, po czym upił łyk trunku.
– Z wielu powodów.
– A jaki jest pierwszy?
– Bzykał się z moją dziewczyną.
Zrobiłam wielkie oczy.
– Z Jenny?
Kolejny łyk.
– Powiedziała ci o tym? – zapytałam.
Pokręcił głową.
– Wysłał mi zdjęcie.
Au.
– Na pewno to była ona?
– Motyl. Na krzyżu – odpowiedział, mając na myśli charakterystyczny tatuaż Jenny.
– Och… Cóż, chamsko.
Szczerze mówiąc, trudno mi było współczuć Tony’emu. Zdradzał Jenny ze służącą, Gabriellą, i nie wątpiłam, że miał też inne kobiety na boku. Nie przypuszczałam, że Nicolas był mężczyzną, który przespałby się z dziewczyną innego tylko po to, by go wkurzyć. Miałam przeczucie…
– Co mu zrobiłeś?
Kąciki ust Tony’ego uniosły się w niezbyt przyjemnym uśmiechu.
O to chodziło. Każda historia miała dwie wersje.
Pociągnął kolejny haust whiskey. Marszcząc brwi, obserwowałam krew, która skapywała z wyspy i tworzyła małą kałużę. Picie tylko wzmocni krwawienie. Odepchnęłam się od blatu, aby odciągnąć butelkę prosto od ust brata. Alkohol ochlapał jego podbródek oraz pierś.
Tony zmrużył oczy i wybełkotał:
– Jezu, Eleno. – Brat sprawiał wrażenie pijanego albo takiego, który wkrótce straci przytomność.
Odwiązałam koszulę z jego ręki, po czym odskoczyłam.
– O Boże! Musisz jechać do szpitala, Tony!
W nadgarstku zionęła dziura, jakby kula wystrzelona z bliskiej odległości przeszła na wylot. Zakryłam usta, ponieważ zbierało mi się na wymioty. Gdy ruszyłam, by poszukać Benito, Tony zemdlał. Zwalił się z krzesła, upadając na bok i zostawiając na blacie smugę krwi.
Kurczę, kurczę, kurczę.
– Benito! – wrzasnęłam.
– Dlaczego krzyczysz? – Adriana wpadła do kuchni w legginsach w galaktyczny wzór oraz sportowym biustonoszu.
– Twój narzeczony postrzelił Tony’ego!
– Na śmierć? – Uniosła brew, szukając najładniejszego jabłka w misie stojącej na kredensie.
– Gdzie mamma? – zapytałam.
Siostra wzruszyła ramionami, odrywając naklejkę z zielonego owocu.
Westchnęłam. Dobra. Skoro chcą się w to bawić… Popchnęłam drzwi wahadłowe i krzyknęłam na korytarz:
– Dzwonię po karetkę!
Jak na zawołanie do pomieszczenia wpadli Benito, Dominic oraz papá.
Ten ostatni, patrząc na mnie, zmrużył oczy, ale zaraz zauważył, że jego jedyny syn leży na podłodzie w dużej czerwonej kałuży. Odezwał się cicho do Benito; zawsze mówił cicho, o ile nie był zły. Chwilę później kuzyni unieśli Tony’ego – jeden wziął go pod pachy, drugi za kostki – i wynieśli go z kuchni.
– Nie do Vito – powiedziałam papie. – Do szpitala.
– Tak, tak, Eleno. Zabiorą go – rzekł lekceważąco ojciec, patrząc na zakrwawioną podłogę.
Przyjrzałam mu się, zastanawiając, czy mówił prawdę. Papá nigdy nie wiózł nas do szpitala bez kłótni.
Tata spojrzał na mnie, dostrzegając czające się w moim wzroku wątpliwości.
– W miejsce równie dobre jak szpital – warknął.
Uch. Nie miałam pojęcia, dokąd zabierają mojego brata. Zapewne do lekarza, którego opłacał papá.
– Hej, widział ktoś moje ołówki? – wtrąciła się do rozmowy Adriana.
Za każdą wielką fortuną kryje się zbrodnia.
Lucky Luciano
Elena
Możliwe, że na początku nie miałam dobrego powodu, aby nie lubić Nicolasa Russo, jednak po spotkaniu z nim, po staniu w pobliżu osoby, którą zabił, po tym, jak przestrzelił mojemu bratu rękę, zyskałam takowy powód, by ogromnie go znielubić.
Przyczyny nie miały znaczenia.
Tony’ego nie było całą noc. Dopiero przed dwudziestoma minutami, gdy wróciłam z treningu, dowiedziałam się, że brat wyzdrowieje. Miał siedemdziesiąt pięć procent szans na odzyskanie pełnej sprawności w ręce.
Okazało się, że Jenny zaproponowała, iż zamieszka ze swoim chłopakiem i się nim zajmie. Poinformowała mnie o tym mamma, przewracając oczami. Naprawdę nie lubiła dziewczyny brata. Kiedy dowiedziałam się, że Jenny zdradziła Tony’ego z Nicolasem, nie miałam pojęcia, co o niej myśleć. Jasne, na jej miejscu rzuciłabym Tony’ego lata temu, ale nie rozumiałam, dlaczego z nim była, jeśli nie zamierzała dochowywać wierności. Uznałam, że nie odeszła od niego z jednego powodu.
Ubrana w przepocone legginsy oraz bluzkę z odkrytymi ramionami, siedziałam po turecku na kanapie, oglądając dokument o niedawnych kryzysach humanitarnych. Zamyśliłam się, a wspomnienia natychmiast wypełniły moje myśli… To był jeden z najcieplejszych dni tego lata, Benito opuścił szyby w aucie, więc przez całą drogę dmuchało na nas gorące powietrze. Kuzyn twierdził, że wiatr świetnie wpływał na jego włosy, dlatego nie udało mi się choć trochę ochłodzić, ostatecznie przyłożyłam zimną butelkę z wodą do twarzy.
Gdy otworzyły się drzwi wejściowe w foyer rozległ się głos papy. Podświadomie coś wyczułam i przebiegł mnie dreszcz. Jeszcze zanim usłyszałam głęboki, obojętny głos należący do pewnego mężczyzny, uświadomiłam sobie, że przyszedł Nicolas. Poczułam dziwne trzepotanie w brzuchu.
Mimo że wpatrywałam się w telewizor, nie wiedziałam, co się dzieje na ekranie, ponieważ nadmiernie rejestrowałam każdy dźwięk dobiegający z holu.
Kiedy mężczyźni mijali dwuskrzydłowe drzwi do salonu, rozbrzmiał dzwonek telefonu.
– Odbierz – powiedział papá. – Będę w gabinecie.
Nie padła żadna odpowiedź, więc przypuszczałam, że Nicolas jedynie kiwnął głową. Kroki ojca nikły na korytarzu.
– Tak? – Nico przeciągnął samogłoskę. Po chwili ciszy dodał: – Ja pierdolę.
Spięłam się. Zabrzmiało to tak, jakby zamierzał kogoś zabić, i zbliżał się prosto do mnie. Nim zauważyłam, co się dzieje, sięgnął mi przez ramię, po czym ukradł pilot.
– Hej! – sprzeciwiłam się.
Nie odpowiedział, tylko zmienił kanał. Na dolnej części ekranu wyświetlił się napis: „pilne”, a blond prezenterka szczegółowo opowiadała o tym, że policja przejęła na granicy narkotyki.
Nicolas stał za mną, na tyle blisko, że kucykiem muskałam jego brzuch. Zacisnął dłonie na oparciu po obu moich stronach, gdy pochylił się, skupiając uwagę na odbiorniku, jakby znajdował się tutaj sam. Wkraczał w moją przestrzeń osobistą i był chamski.
Dudniło mi w uszach, kiedy serce przystawało w – nie dało się tego inaczej nazwać – oczekiwaniu. Samoczynna reakcja ciała wywołała u mnie rozdrażnienie. Nie lubiłam tego mężczyzny – bez względu na to, jak na niego reagowałam – i nagle przestało mnie obchodzić, że odpyskowanie mu mogłoby być niestosowne.
– Twoje? – zapytałam gładko, wskazując na telewizor. – A to peszek.
Pociągnął mnie za kucyk.
– Uważaj – powiedział cicho, rozproszony.
W mojej piersi rozlało się ciepło, jakby dopiero co igranie z ogniem uszło mi na sucho. Chciałam ponownie to poczuć. Czy w ten sposób zaczynało się uzależnienie?
– W tym domu jest jeszcze siedem innych telewizorów, Russo.
Kolejny raz pociągnął mnie za kucyk, lecz tym razem także szarpnął mocno, aż odchylił mi głowę, a ja patrzyłam na niego do góry nogami.
Zmrużył oczy.
– Zastanawiam się, czy ta słodka Abelli w ogóle istnieje.
Przełknęłam ślinę.
– Postrzeliłeś mojego brata.
Czy on…? Owinął kucyk wokół pięści. Raz. Drugi.
Przeniósł wzrok na telewizor, po czym oznajmił:
– Zasługiwał na coś gorszego.
Mężczyzna zamierzał oglądać wiadomości z ręką w moich włosach? O Boże. Może z powodu odchylenia głowy pod dziwnym kątem zatrzymało się u mnie krążenie, przez co mózg nie otrzymywał wystarczającej ilości tlenu. Przyjemny męski zapach białego mydła, którego używał Nicolas, sprawił, że nie mogłam się na niczym skupić.
– Nie jesteś sędzią i nie masz prawa wydawać wyroków – wyszeptałam.
Spojrzał na mnie.
– Omal przez niego nie zginęłaś, a mimo to go bronisz?
– To mój brat.
Nicolas przybrał surowy wyraz twarzy.
– Jest idiotą.
Z holu dobiegł głos mammy. Nico powoli wyplątał rękę z moich włosów, po czym cofnął się o krok.
Chwilę później do pomieszczenia weszła moja rodzicielka.
– Nico, nie wiedziałam, że dziś przyjdziesz – powiedziała napiętym głosem. Jej też nie spodobało się, że Russo postrzelił Tony’ego, jednak musiała spodziewać się czegoś takiego, bo schowała się na całą noc w swoim pokoju. – Zostaniesz na lunch?
– Nicolas na pewno ma wiele rzeczy do roboty, ma…
– Świetny pomysł, Celio.
– Wspaniale – mama skwitowała takim głosem, jakby miała na myśli coś przeciwnego. Ogromnie się cieszyłam, że znów stała po mojej stronie. – W takim razie nakryję też dla ciebie.
– Dziękuję.
Kroki mammy cichły, gdy się oddalała.
– Wiesz, co mnie wkurza? – Mimo że odezwał się ponuro, przeszył mnie dreszczyk podniecenia.
Znałam odpowiedź na to pytanie.
– Domysły?
Skupiłam się na telewizorze, udając, że nie obchodzi mnie, co robi Nico, chociaż serce biło mi nierównomiernie, gdy się zbliżył. Wstrzymałam oddech, kiedy powoli odłożył pilot na moje kolana, a następnie wyszeptał w zagłębienie za uchem:
– Bystrzacha. – Miałam ciarki, a mężczyzna rzucił przed odejściem: – Nie rób tego więcej.
***
Słońce mocno parzyło. Przypuszczałam, że jeśli położyłabym się na wyłożonym cegłami patio, byłabym równie dobrze wysmażona jak mój stek.
– Doprawdy, Celio – zrzędziła nonna. – Jest tu gorąco jak w piekarniku, a na patio wciąż widać plamy krwi.