Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
150 osób interesuje się tą książką
Książka zawiera opisy przemocy, w tym seksualnej, oraz drastyczne sceny.
Roxy Great, gdy miała dwanaście lat, w wyniku wypadku samochodowego została sierotą. Opiekę nad nią przejęła koleżanka jej rodziców Sofia Weeston, którą dziewczyna znała niemal od zawsze, podobnie jak jej syna Timothy’ego.
Życie w nowej rodzinie stało się dla Roxy trudne, tym bardziej że podczas tragedii straciła pamięć i nie mogła sobie przypomnieć niczego z czasów dzieciństwa. Jakby tego było mało, zarówno w nowej rodzinie, jak i w szkole zaczęły piętrzyć się kłopoty. W dodatku Tim stawał się coraz bardziej zaborczy.
Teraz, już jako dorośli ludzie, mieszkają razem. Mężczyzna kontroluje każdy jej krok i próbuje ją całkowicie od siebie uzależnić.
Przypadek sprawia, że Roxy poznaje dwudziestosześcioletniego szefa kuchni – Mike’a Riosona, u którego otrzymuje zatrudnienie, co zdecydowanie nie podoba się jej partnerowi.
Między Roxy a jej nowym szefem zaczyna iskrzyć, choć żadne z nich nie chce się do tego przyznać. Natomiast Timothy dba, aby jego dziewczyna nigdzie się bez niego nie ruszała.
Roxy nie zdaje sobie jednak sprawy, że jej przeszłość skrywa wiele tajemnic, a jedna z nich dotyczy właśnie Mike’a.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 390
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Nikola Czerwińska
Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024
All rights reserved· Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Kamila Recław
Korekta: Katarzyna Chybińska, Martyna Góralewska, Dominika Kalisz
Skład i łamanie: Paulina Romanek
Oprawa graficzna książki: Weronika Szulecka
ISBN 978-83-8362-875-2 Wydawnictwo NieZwykłe ·Oświęcim 2024
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Wspieramy czytelnictwo w Polsce razem z Fundacją Powszechnego Czytania
W książce pojawiają się pełne przemocy sceny, które mogą być drażliwe dla niektórych odbiorców. Nadmieniam, że nie popieram takiego zachowania, oraz informuję, iż sytuacje ukazane w książce miały pokazać to, jak ciężko wyjść z toksycznej relacji i jak myśli osoba ulegająca manipulacji.
Pamiętajcie, by zwrócić się do kogoś o pomoc, gdy jesteście ofiarami przemocy nie tylko ze strony swojego partnera, ale i innych. Dbajcie o siebie i zdrowe relacje.
Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w rodzinie tel.: 800 120002
Oboje są przekonani,że połączyło ich uczucie nagłe.Piękna jest taka pewność,ale niepewność jest piękniejsza.Sądzą, że skoro
nie znali się wcześniej,nic między nimi nigdy się nie działo.
A co na to ulice, schody, korytarze,na których mogli się od dawna mijać?Chciałabym ich zapytać,czy nie pamiętają –może w drzwiach obrotowychkiedyś twarzą w twarz?jakieś ,,przepraszam” w ścisku?głos ,,pomyłka’’ w słuchawce?– ale znam ich odpowiedź.Nie, nie pamiętają.Bardzo by ich zdziwiło,że od dłuższego już czasubawił się nimi przypadek.Jeszcze nie całkiem gotówzamienić się dla nich w los,zbliżał ich i oddalał,zabiegał im drogęi tłumiąc chichot,odskakiwał w bok.Były znaki, sygnały,cóż z tego, że nieczytelne.Może trzy lata temualbo w zeszły wtorekpewien listek przefrunąłz ramienia na ramię?Było coś zgubionego i podniesionego.Kto wie, czy już nie piłkaw zaroślach dzieciństwa?Były klamki i dzwonki,na których zawczasudotyk kładł się na dotyk.Walizki obok siebie w przechowalni.Był może pewnej nocy jednakowy sen,natychmiast po zbudzeniu zamazany.Każdy przecież początekto tylko ciąg dalszy,a księga zdarzeńzawsze otwarta w połowie1.
Roxy Great
Kilkanaście lat wcześniej
– Roxy! Pośpiesz się! – krzyknęła moja mama z dołu, kiedy pakowałam swoje zabawki do plecaka.
Jak co roku jechałyśmy do babci na święta.
Babcia była już w takim wieku, że ciężko było jej się poruszać, więc musiałyśmy jej pomóc ustroić choinkę i przygotować się na święta.
Ale czy mama nie mogła zrozumieć, że dwunastolatka po prostu musi spakować swoje pamiętniki, lalki oraz misie? A to wymaga czasu.
Kiedy włożyłam ostatniego pluszaka do siatki, zeszłam w końcu na dół.
– No wreszcie. – Mama aż westchnęła z ulgą.
Miał również z nami jechać mój sąsiad, Timothy. Babcia znała jego rodzinę, od kiedy byliśmy wszyscy zupełnie mali i oni też zawsze przyjeżdżali do niej na święta. Tim był ode mnie starszy. Miał szesnaście lat. Zastanawiałam się, czy mu się podobam. Czasami wykazywał zachowania, które o tym świadczyły, lecz nigdy nie dawałam mu nadziei. Nigdy też na mnie nie napierał. Poza tym byłam dla niego stanowczo za młoda.
Moje myśli w tym momencie zaprzątała inna osoba. Zastanawiałam się dlaczego nie przyszła się chociaż ze mną pożegnać.Czy to przez to, co się wydarzyło u mnie w pokoju?
Czasami wyobrażałam sobie nas jak przeżywamy romans niczym Barbie i Ken. Oni byli tacy romantyczni… O kurde! Ken! Zapomniałam go z domu. No trudno… Pojadę do babci tylko z Barbie, pomyślałam smętnie.
– Hej, Roxy – przywitał się ze mną Tim.
Lubiłam jego długawe czarne włosy. Moje, blond i do ramion, teraz uczesane w mały koczek, też nie były najgorsze. Zawsze mi się wydawało, że blondynki powinny mieć niebieskie oczy. Tak jak Barbie. A ja miałam zielone. Co za pech.
– Czy Tim może zabrać się z wami? Bardzo chciał jechać z Roxy – zapytała sąsiadka.
– Mamo! – jęknął zawstydzony Tim.
– No pewnie – zgodziła się moja mama. – Wsiadajcie, dzieciaki.
Tim jednak zrezygnował. Nie wiem, dlaczego tak się stało. Może za bardzo się wstydził? Stwierdził, że musi załatwić jeszcze parę rzeczy i nie zdąży z nami jechać. Jego strata.
Po jakimś czasie, kiedy już jechaliśmy ulicami miasta, wyciągnęłam z siatki pluszaka z odciętą głową. Ostatnio bawiłam się w szpital i moja operacja na nim nie do końca się powiodła.
Po chwili z radia zaczęły lecieć świąteczne piosenki.
– Laaast Chriiistmas… – zaczęłam, a potem już rodzice śpiewali razem ze mną.
Śmialiśmy się, a tata opowiadał nam o swoich świętach u babci, o tym jak dziadek przebrał się za Mikołaja, wszedł do komina i utknął.
W tym samym momencie przypomniałam sobie, że ja przecież mam spakowane świąteczne ubranko do mojej lalki Barbie. Postanowiłam zmienić jej stylówkę już teraz.
Sięgnęłam po plecak.
– UWAŻAJ! – Usłyszałam nagle przeraźliwy krzyk mojej mamy, a chwilę później poczułam się tak, jakbym leciała w powietrzu.
Krzyczałam, że się boję.
A potem zapadła ciemność.
– Tam są! Jeszcze dziewczynka! – Dochodziły do mnie różne stłumione dźwięki.
Nie mogłam się ruszyć.
Bolała mnie głowa.
Bolały mnie nogi.
Mamo!
Tato…
Pomocy.
Znów zapadła cisza.
Pip.
Pip.
Pip.
Zanim otworzyłam oczy, słyszałam tylko to. Obudziłam się na szpitalnym łóżku. Miałam coś na szyi i nie mogłam nią ruszać. Zabandażowano mi też głowę. Zobaczyłam kątem oka kroplówkę i coś dziwnego na jednym z moim palców u rąk. Zaczęłam się gorączkowo zastanawiać, gdzie się podziali mama i tata. I wtedy przyszła do mnie pielęgniarka.
Uśmiechnęła się, choć jej twarz wydała się zmartwiona.
– Hej, słoneczko. Jak się czujesz? – spytała.
Nie chciałam z nią rozmawiać. Nie chciałam jej widzieć. Chciałam do mamy. Gdzie ona jest? Chcę do mamy… Gdzie jesteś, mamo?!! Po moim policzku spłynęła łza, a za nią kolejne. Spojrzałam na pielęgniarkę.
– Chcę do mamy – wydusiłam.
Kobieta pogłaskała mnie po głowie. Nie mówiła nic. A ja znowu zasnęłam.
Kiedy kolejny raz się obudziłam, obok mojego łóżka siedział Tim. Spoglądał na mnie.
– Hej, smarku – zaczął delikatnie.
Widziałam, że jest smutny. Po chwili przyszli też do mnie rodzice Tima. Mieli czerwone oczy, ale wyraźnie ucieszyli się na mój widok. Rozejrzałam się w poszukiwaniu moich rodziców. Czemu ich tu nie było? Może zajęli się czymś ważnym? Na pewno przyjdą. Nie zostawiliby mnie.
Spędziłam kilkanaście dni w szpitalu i już było ze mną o wiele lepiej. Wciąż nie doczekałam się rodziców i czułam ogromny smutek. Mama zawsze przychodziła do mnie wieczorem razem z tatą…
Do rodziców Tima, którzy tego dnia znów odwiedzili mnie w sali, podeszła właśnie pielęgniarka i dała im dokumenty do podpisania. A dlaczego mama i tata nic nie podpisywali? W ogóle, gdzie oni byli? Siedziałam na łóżku w oczekiwaniu.
– Hej, kochanie, musimy już iść – powiedziała do mnie mama Tima.
Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
– Bez mamy i taty nie pójdę.
Lekko westchnęła. Kucnęła przy łóżku i wsunęła mi włosy za ucho.
– Chodź, Roxy, pójdziemy razem z Timem, co ty na to?
Pokręciłam głową.
– Długo nie widziałam mamy i taty. Chcę ich w końcu zobaczyć. Przyjdą po mnie, bo nigdy by mnie nie zostawili.
Kobieta zacisnęła usta w wąską linię.
– Pamiętasz, że mieliśmy jechać do babci pomóc jej z przygotowaniami?
Kiwam głową.
– Mama i tata pojechali szybciej, kiedy jeszcze spałaś. Pewnie są już na miejscu.
Faktycznie! Czemu ja nie pomyślałam o tym wcześniej!
– A byli tu, w sali, kiedy spałam?
– Nie mogli o tym zapomnieć.
Uśmiechnęłam się szeroko.
– W takim razie idę z wami!
Podałam rękę kobiecie i wszyscy ruszyliśmy do windy. Zadowolona spojrzałam na Tima, który, nie wiedzieć czemu, był smutny. Przecież jechaliśmy do babci, gdzie w końcu zobaczę mamę i tatę. Przytulę ich, bo się za nimi stęskniłam. Nie mogłam się wprost doczekać!
Nie było ich u babci. Nie było ich nigdzie. W takim razie, gdzie się podziali?
Dlaczego muszę się przeprowadzić do Tima? Ja nie chcę…
Roxy Great
Teraz
Cóż, podobno znalezienie pracy w Bostonie nie powinno być ciężkie. Ale takie się okazało. Albo ja byłam zbyt wybredna.
Miałam dopiero dwadzieścia trzy lata i co? Cały czas byłam bezrobotna, ponieważ przez całe swoje nastoletnie życie nie musiałam pracować. Timothy pochodził z bogatej rodziny, dlatego dostawałam to, co chciałam. Ciocia dużo fundowała, choć nigdy bym się tego po niej nie spodziewała. Nie miałam jednak nic do powiedzenia. Moje zdanie się nie liczyło.
Namówiłam w końcu Tima, abyśmy przeprowadzili się do własnego domu. I udało się. Teraz musiałam już tylko znaleźć jakąś pracę. Nigdy nie byłam nigdzie zatrudniona, więc planowałam zacząć od jakiejś restauracji. Tam zatrudniali ludzi nawet bez doświadczenia. To była moja ostatnia deska ratunku. Wiedziałam, że mam dwie lewe ręce do gotowania, ale może coś się uda znaleźć. Kto nie umiałby zrobić burgera na przykład? Bułka, ser, mięso i lecisz.
Pogoda w Bostonie była dziś typowo jesienna. Lubiłam tę porę roku, co jest dziwne, bo jesienią wszystko umiera. Ale ja cała byłam trochę dziwna…
A teraz, w taką właśnie jesienną pogodę roznosiłam swoje podania i życiorys do różnych miejsc. Zajęło mi to prawie całe przedpołudnie, choć wyniki były marne, bo ludzie zastanawiali się, czemu nigdzie nie pracowałam, skoro mam dwadzieścia trzy lata. Co im miałam powiedzieć? Że nie pozwalano mi pracować?
Mój telefon zawibrował. Wyjęłam go z kieszeni i odczytałam wiadomości od Tima.
Od Timothy:
Kolacja będzie niedługo. Nie spóźnij się
Przewróciłam oczami.
Szukam pracy, będę, jak skończę
Piszę tylko, żebyś się nie spóźniła. Widzimy się za dwadzieścia minut
Cholerny Tim…
Tupnęłam, zezłoszczona, nogą. No to tyle z mojego roznoszenia.
Kiedy już biegłam ile sił, aby zdążyć na kolację z tym dupkiem, niestety, wpadłam na kogoś wychodzącego zza rogu przy przejściu dla pieszych, przez co runęłam na ziemię i zmoczyłam wszystkie dokumenty w kałuży.
– Kurwa – wyrwało mi się, kiedy dostrzegłam, na kogo wpadłam.
Był to nawet dość przystojny chłopak o kasztanowych włosach i zielonych oczach.
– Jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy – odezwał się do mnie, po czym podał mi dłoń.
Złapałam go za rękę i wstałam. Miał na sobie fartuch kucharski.
– Mike jestem – przedstawił mi się.
– Roxy – odpowiedziałam.
Mike wziął moje resume i je przejrzał, a potem skwitował:
– Widzę, że masz duże doświadczenie.
– Jeśli masz zamiar się ze mnie naśmiewać, to sobie daruj – prychnęłam, usiłując mu wyrwać mokre kartki.
Podniósł ręce w geście obronnym.
– Nie naśmiewam się z ciebie! Szukam właśnie kogoś do pomocy w kuchni. Myślę, że bez powodu byśmy na siebie nie wpadli. Jesteś chętna?
Wytrzeszczyłam oczy.
– Że do pracy?!
Uśmiechnął się lekko.
– No tak.
Musiałam się zastanowić.
– A jaka to restauracja?
– Sushi.
Bardzo lubiłam sushi. I wydało mi się to śmieszne, że dostałam pracę, bo wpadłam na kogoś na ulicy. Prawdziwy hit.
– To jestem chętna.
Mike wyszczerzył białe zęby.
– Podaj mi swój numer.
– To będziemy w kontakcie – zadeklarował, kiedy go już zapisał. – Od kiedy możesz zacząć?
Wzruszyłam ramionami.
– Raczej od zaraz.
– To dziś wieczorem na pewno się do ciebie odezwę.
– A nie powinnam najpierw pogadać z właścicielem?
Jego zielone oczy zabłysły.
– Właśnie z nim rozmawiasz, Roxy – powiedział z uśmiechem, po czym przeszedł przez ulicę.
Ja to miałam jednak fart.
Kiedy odprowadzałam wzrokiem mojego potencjalnego przyszłego pracodawcę, zawibrował mi w kieszeni telefon. Kurwa, to Tim, przypomniałam sobie. Spóźniłam się na kolację!
Dobiegłam do domu zdyszana. Rozebrałam się i ruszyłam do kuchni, gdzie Timothy siedział już przy stole, a przed nim parował talerz z nałożoną porcją.
– Hej – powiedziałam najmilej, jak się dało.
– Spóźniłaś się – rzekł.
Usiadłam na swoje miejsce i zaczęłam nakładać sobie jedzenie.
– Znalazłam pracę! – odparłam, nie patrząc na niego. – I rozmawiałam już z właścicielem.
– Czego właścicielem?
– Restauracji sushi.
– Aż tak bardzo chcesz się poniżać?
Spojrzałam na niego. Miał kamienny wyraz twarzy.
– Tak, Tim, chcę się tak właśnie poniżyć.
Wzruszył ramionami.
Po skończonej kolacji, która nie przebiegła w najlepszej atmosferze, Timothy nalał nam po lampce wina.
– Cóż, mimo że nie jestem za tym, trzeba to uczcić.
Nie miałam na to ochoty. Ale co ja miałam do gadania?
– No jasne. – Wymusiłam uśmiech.
Timothy miał słabą głowę do alkoholu. Ja wręcz przeciwnie, choć wcale go dużo w życiu nie wypiłam. On po dwóch kieliszkach był już wstawiony. Chciałam iść jak najszybciej położyć się spać, ale mnie zatrzymał.
– Masz ochotę na małe co nieco? – mruknął mi w szyję.
Zacisnęłam powieki.
– Jestem zmęczona, Tim.
– Trzeba przecież uczcić to wszystko.
– Uczcimy innym razem.
Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. I po co ja się produkowałam?
I tak moje słowo nic nie znaczyło.
– Nie daj się prosić – szepnął mi do ucha, kładąc mnie na łóżko.
Westchnęłam i uśmiechnęłam się lekko, dając mu zgodę. Ściągnął ze mnie ubrania. Nawet się nie poruszyłam, kiedy we mnie wszedł. A po wszystkim zszedł ze mnie ucieszony.
– Było super. – Pocałował mnie w czoło. – Kupię ci za to coś w nagrodę.
Dostawałam prezent za każdym razem, kiedy pozwalałam mu się dotknąć. Sęk w tym, że to on sobie sam pozwalał. Nawet na niego nie spojrzałam. Wstałam, a następnie poszłam się umyć. Zmyć z siebie jego zapach.
Kiedy wyszłam z łazienki, on już spał. To dobrze, bo po chwili zawibrował mój telefon. Spojrzałam na wiadomość:
Od Nieznany:
Jeśli możesz przyjść jutro na dziewiątą, to byłoby super
Zgadywałam, że to Mike.
Będę.
Odpisałam i odłożyłam telefon.
Cóż, pomyślałam, jutro nauczę się robić sushi. W mojej głowie od razu pojawiła się nikła nadzieja, że może coś się zmieni… Ale kogo ja chciałam oszukać… Zawsze będę należeć do Tima. To się nie zmieni. Nigdy.
Kiedy rano wstałam, Tima nie było obok mnie. Na szczęście. Ubrałam się i delikatnie pomalowałam. Spojrzałam w lustro.
– Dasz radę, to twój wielki dzień! – powiedziałam do siebie, aby dodać sobie otuchy.
Wzięłam torebkę, po czym ruszyłam na umówione spotkanie. Restauracja znajdowała się bardzo blisko miejsca, w którym mieszkałam. Kiedy weszłam do środka, od razu poczułam zapach sushi. Był nawet przyjemny. A wystrój restauracji wydawał się nieco inny niż zazwyczaj w takich knajpach. Kanapy i fotele miały kształt sushi i były ustawione przy okrągłych, czarnych stołach.
– Dzień dobry! – Uśmiechnęła się do mnie dziewczyna zza lady. – W czym pomóc?
Czułam, jak nogi się pode mną uginają. Cholera, jednak byłam lekko zestresowana.
– J-ja do pracy… czy zastałam Mike’a?
Dziewczyna wykonała telefon i z zaplecza wyłonił się chłopak, na którego wczoraj wpadłam.
Jego zielone oczy błądziły po moim ciele.
– O, przyszłaś! – zdziwił się.
Uniosłam brew.
– A nie byliśmy umówieni?
Zaśmiał się.
– Myślałem, że nie przyjdziesz.
– Aha – odpowiedziałam zmieszana.
Podszedł bliżej i wtedy poczułam miętę. Byłam przyzwyczajona do woni perfum Tima, dlatego od razu zaciągnęłam się nowym zapachem, co nie uszło uwadze właściciela restauracji.
Kurwa.
– Pokażę ci to i owo – rzekł, machając ręką, bym ruszyła za nim.
Pokazał mi, gdzie jest zaplecze oraz jego biuro, w którym panował nieład. Na koniec zaprowadził do kuchni, gdzie był tylko jeden kucharz. Zdziwiłam się na ten widok.
– Jest jeden, bo to ja zazwyczaj tu dyryguję, a on jest do pomocy. Ostatnio mam za dużo pracy, dlatego pomyślałem, że przyjmę kogoś nowego – powiedział, jakby czytał mi w myślach.
Kucharz chyba właśnie kończył swoją zmianę, bo ściągnął fartuch i chciał wyjść.
Kiwnęłam pomału głową, analizując każde słowo właściciela tego przybytku.
– To co? Zaczynamy? – Spojrzał na mnie, a ja aż chłonęłam zieleń jego tęczówek.
– Tak. – Podwinęłam rękawy.
Najpierw mi wyjaśnił, co do czego służy, a potem z teorii przeszliśmy do praktyki. Robił sushi, a ja powtarzałam jego czynności, choć rolki wychodziły mi o wiele brzydsze i wszystko robiłam wolniej niż on. Miał zwinny chwyt i równie dobrze posługiwał się palcami. Gdy tworzył to dzieło, oczy zamieniały mi się w spodki. Brakowało jeszcze chórków. Tymczasem mnie robienie sushi, a nawet przygotowanie głupich krewetek szło po prostu okropnie. W ogóle nie miałam do tego wprawy i zastanawiałam się, czy nie lepiej poradziłabym sobie jako kelnerka. Już po którymś razie, kiedy zaczęło dochodzić więcej zamówień, trzęsły mi się ręce.
– Muszę do łazienki – powiedziałam do niego, po czym wręcz do niej wpadłam.
Od razu się popłakałam, osuwając po ścianie.
Potem wstałam i oparłam się rękami o umywalkę. Spojrzałam w lustro na swoją zapuchniętą twarz.
Uspokajałam oddech. Wzięłam papier, a następnie otarłam ślady po rozmazanym tuszu. Nabrałam kilka wdechów, po czym opuściłam łazienkę i wróciłam do kuchni. Mike sam radził sobie o wiele lepiej niż ze mną. Podeszłam bliżej, nie wiedząc, czym się zająć. Zacisnęłam pięści.
– Co mam robić? – zapytałam go niepewnie.
Pokazał mi palcem karteczki z zamówieniami. Kiwnęłam głową i wzięłam jedną do ręki.
Było to małe zamówienie, więc zabrałam się do roboty. Lepiłam oraz smażyłam, wzbijając się na wyżyny mojego ubogiego talentu. Kiedy udało mi się skończyć, byłam jednak z siebie zadowolona. Podałam Mike’owi talerz, a on go odłożył.
– Już je zrobiłem. Nie możesz tak długo realizować zamówienia, Roxy. Tym bardziej takiego małego.
Spuściłam głowę. Nie płacz. Nie płacz, powtarzałam w myślach.
Po ośmiogodzinnej zmianie restauracja została zamknięta, co mnie zdziwiło, bo inne zazwyczaj są otwarte dłużej.
Dziewczyna, która mnie dziś przywitała, już poszła, więc zostałam w kuchni sama z Mike’em. Gdy weszłam, on miał już wszystko posprzątane. Wzięłam swoją torebkę i kiedy chciałam wyjść, złapał mnie delikatnie za rękę. Obróciłam się i znów natknęłam na uważne spojrzenie jego zielonych oczu.
– Zostań jeszcze chwilę – powiedział, a ton jego głosu sprawił, że to zrobiłam.
Wziął dwa krzesła, rozstawił je, po czym wziął moje sushi, to samo, przy którym się tak guzdrałam, i postawił na stole.
– Zjemy?
Cóż… Po co miało się zmarnować?
Usiadłam przy blacie w kuchni.
Mike nalał nam wina.
– Prowadzisz? – zapytał.
– Nie, a ty?
Uśmiechnął się.
Kurwa, przecież to oczywiste, że nie prowadził, skoro sam zaproponował drinka.
– Nie jeżdżę w ogóle. – Postawił przed nami kieliszki.
Cholera, miałam nadzieję, że Timothy nie wyczuje ode mnie alkoholu, bo będzie przypał.
Wypiłam łyk.
– Cóż, obydwoje już wiemy, że nie poradziłaś sobie dziś najlepiej…
Dlatego poczęstował mnie winem? Aby było łatwiej powiedzieć, że się nie nadaję. Odsunęłam kieliszek i wstałam.
– Nie musiałeś przygotowywać tej scenki, żeby mi oznajmić, że się nie nadaję. Zniosłabym to na trzeźwo.
Szybkim krokiem podeszłam do drzwi. Kiedy chwyciłam za klamkę, on szybko mnie ubiegł i je zamknął. Znów poczułam zapach mięty.
Odwróciłam się. Mike stał bardzo blisko mnie, podpierając się o ścianę jedną dłonią powyżej mojej głowy. Jego oczy lustrowały każdy cal mojej twarzy.
– Dlaczego w siebie wątpisz, Roxy? – szepnął.
Z trudem przełknęłam ślinę.
– Bo do niczego się nie nadaję… – odpowiedziałam, spuszczając wzrok.
Mike podniósł mój podbródek, bym na niego spojrzała.
– Nie zamierzałem cię zwolnić – oznajmił. – Wiem, jak to jest być pierwszy dzień w pracy. Doskonale wiem, jak się czułaś i że płakałaś w łazience, choć mam nadzieję, że to będzie ostatni raz.
Doznałam dziwnego uczucia. Nieznajomego mi dotąd.
– Chcę, żebyś tu pracowała. Nauczysz się wszystkiego z czasem i nie patrz tak na mnie. Ja siedzę już w tym dobre parę lat. Niedługo przychodzą do mnie krytycy kulinarni… Potrzebuję pomocy, by nie zwariować.
Przełknęłam ślinę.
– Czyli mam pracę?
Uniósł kąciki ust. Polubiłam to, jak się uśmiecha.
– Tak, Roxy, masz pracę.
Pisnęłam, skacząc mu niemal na szyję.
– Dziękuję, Mike!
Przytulił mnie, również się przy tym śmiejąc. Kiedy się od siebie odsunęliśmy, wróciliśmy do stołu, by wziąć po kęsie mojego „słynnego” sushi. O mój Boże. Cóż to była za ohyda. Wyplułam wszystko, nie mogąc nawet przełknąć. Spojrzałam na Mike’a.
– O rany, ale to okropne – stwierdził. – Muszę cię jeszcze dużo nauczyć.
Zaśmiałam się. Ja w restauracji… Kto by pomyślał? Wzięłam swoje danie na wynos do domu, by nafaszerować tym Tima.
Zastałam go w domu.
– Jak w pracy, kochanie? – zapytał.
– Dobrze – oznajmiłam. – Mam sushi, które zrobiłam sama.
Tim podszedł do mnie i zajrzał do środka. Ruszyliśmy do kuchni, gdzie wypakowałam wszystko na stół.
– Zjedz – zachęcałam.
Wziął jedno, po czym włożył do ust. Od razu wszystko wypluł. Udałam zaskoczoną.
– Och… coś nie tak?
Przetarł usta wierzchem dłoni.
– Okropne to jest! Pewnie nie przyjęli cię za takie coś.
Szach mat, kurwa.
– Przyjęli! Mam pracę, Tim.
– Z takimi umiejętnościami nie nadajesz się do takiej restauracji, Roxy. Zrezygnuj i nie rób z siebie pośmiewiska.
Zaklęłam w duchu.
– Cóż… nie zrezygnuję z tego, Tim.
Prychnął.
– Będziesz tego żałować, ale rób, jak chcesz.
Podszedł do mnie, po czym wtulił się w moją szyję i zamruczał.
– Masz ochotę się odstresować? – Mrugnął do mnie znacząco.
– Nie dziś.
– Musisz być ostatnią deską ratunku szefa tej kuchni, skoro wybrał ciebie.
Odepchnęłam go. Pokazałam mu środowy palec i ruszyłam na górę.
– Oj, mała, nie obrażaj się…
Zatrzasnęłam drzwi od łazienki. Spojrzałam znów na swoje odbicie w lustrze. Jesteś silna Roxy, powtarzałam sobie, uzbierasz na własne mieszkanie i po prostu znikniesz. Na tę myśl się uśmiechnęłam. Po kąpieli ułożyłam się na świeżej pościeli w łóżku. Myślami byłam przy miętowym zapachu i tak oto w spokojny sposób zasnęłam.
Roxy Great
Wcześniej
– Tim! – zawołałam wściekła, wchodząc do jego pokoju.
Chłopak przerwał grę na komputerze, po czym się odwrócił.
– Czego, smrodzie?
Tupnęłam nogą.
– Znowu twoi znajomi grzebali mi w rzeczach! Jak ich tutaj zobaczę, to im fiuty urwę!
Timothy przewrócił oczami.
– Za bardzo się nakręcasz – oznajmił. – Daj se siana.
Prychnęłam ze złością.
– Nie pozwolę, aby zaglądali mi do rzeczy bez mojego pozwolenia.
Uniósł brew.
– A pozwoliłabyś im, gdyby zapytali?
– TIM! – ryknęłam.
Podniósł ręce w geście obronnym.
– Musisz w takim razie zamykać swój pokój – stwierdził.
– Jestem u siebie w domu, więc nie muszę, a to oni powinni okazać kulturę.
– Niech ci będzie, już tam nie wejdą, daję ci słowo.
Ulżyło mi.
– Dzięki – burknęłam.
– Później mi się odwdzięczysz – wytknął mi język.
Pokazałam mu na to środkowy palec, bo wiedziałam, że jak zwykle są to jego głupie żarty.
Czy jak ja będę miała siedemnaście lat, też będę taka dziwna? Zastanawiałam się nad tym kolejny raz. Oby nie. Wiadomo, że dziewczyny dorastają szybciej, więc podsumowując, jestem już bardziej rozwinięta niż on, stwierdziłam na koniec i już zamierzałam się stamtąd ulotnić, kiedy zażądał:
– Chodź tu.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
– Po co?
– Przekonasz się, smrodzie.
Przewróciłam oczami, ale podeszłam do niego.
Tim złapał mnie w talii i pociągnął tak, że usiadłam na nim okrakiem. Na moich policzkach zakwitł rumieniec. Nie odezwałam się słowem, bo wiedziałam, że zaczęłabym bełkotać.
Tim natomiast ze spokojem włożył mi kosmyk za ucho.
– Lubię te twoje blond włosy – oznajmił.
Patrzył na mnie tak intensywnie, że czułam dziwny ucisk żołądka. Siedziałam pierwszy raz okrakiem na chłopaku. Na chłopaku! A on sunął dłonią po moim udzie.
– Chciałbym zrobić tyle rzeczy, ale muszę poczekać, aż trochę podrośniesz – westchnął rozczarowany.
Otworzyłam lekko usta, a Tim zrzucił mnie ze swoich bioder.
– Skąd wiesz, że nie będę miała w szkole kogoś innego na oku? – zapytałam, zaciskając pięści.
– Bo nikt się do ciebie nie zbliży. A teraz wynocha.
Tim odwrócił się do komputera, założył słuchawki i zaczął grać. Specjalnie nie zamknęłam drzwi do jego pokoju, bo doskonale wiedziałam, że go to wkurzy.
Poszłam do kuchni zrobić sobie coś na obiad. Padło na zupkę chińską, bo do gotowania miałam niestety dwie lewe ręce. Obym nie skończyła kiedyś w restauracji, pomyślałam. Już współczułam wszystkim, którzy zdecydowaliby się mnie zatrudnić.
Ciocia wróciła z pracy wieczorem. Zjedliśmy w ciszy kolację, którą przyniosła. Po skończonym posiłku ja i Tim umyliśmy naczynia i posprzątaliśmy ze stołu.
Tim miał gorsze relacje z ciocią. W ogóle nie rozmawiali. Żadne nie interesowało się sobą nawzajem. Było to dość smutne, rok wcześniej sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. No ale wiadomo, okres dojrzewania… Matka Tima nie była też chyba w najlepszym humorze, skoro bez słowa po prostu wyszła z kuchni.
– Może lepiej jej dziś nie denerwować – szepnął Tim.
– A czym my ją denerwujemy?
– Swoją obecnością, smrodzie.
– Nie mów tak do mnie!
– Mały smrodek.
– W takim razie sam sprzątaj – oznajmiłam i wyszłam z pomieszczenia.
– Ciociu? – szepnęłam do niej, wchodząc nieśmiało do pokoju.
Odwróciła się z uśmiechem na twarzy. Przełknęłam nerwowo ślinę.
Faktycznie nie była dziś w dobrym nastroju i to, że się do mnie uśmiechała, wcale mi nie pomagało. Już wtedy wiedziałam, że dorośli w większości maskowali swoje emocje przed dziećmi. Mnie też ciężko było o tym mówić, ale nie mogłam już wytrzymać. Jutro miałam wrócić do szkoły po długiej przerwie spowodowanej śmiercią moich rodziców.
W tym czasie też bardzo się zamknęłam i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, że będzie mi trudno. Ze stresu bolał mnie nawet brzuch.
– Nie chcę tam iść – przyznałam.
Pokazała mi ręką, abym usiadła koło niej na łóżku.
– Pewnie stresujesz się powrotem do szkoły.
Nie byłam w niej od tamtej tragedii… Ale ciocia w końcu musiała mnie do tego namówić. A ja nie chciałam być dla niej ciężarem. Pogłaskała mnie lekko po policzku.
– Będzie dobrze, Roxy.
Nie umiałam się odnaleźć w tym nowym świecie.
– Dość dużo czasu minęło. Nie chcę, aby na mnie dziwnie patrzyli.
– Cokolwiek się wydarzy, musisz pokazać, jaka jesteś silna. Wtedy dasz im do zrozumienia, że nie mogą z tobą pogrywać.
Miała rację. Podniosło mnie to trochę na duchu.
– Poza tym jesteś już prawie w takim wieku, gdzie twoją uwagę zacznie przyciągać płeć przeciwna.
– Jeszcze nie teraz!
– Tylko mów mi o każdej rzeczy…
– Ciociu! – zaprotestowałam cicho. Zastanowiłam się przez moment po czym dodałam: – To wszystko jest dla mnie trudne…
– Idź się wykąpać, zrelaksuj się.
Westchnęłam tylko, kiwając głową. To oznaczało, że ciotka nie chce drążyć tematu. Nikt nigdy nie chciał ze mną porozmawiać dłużej. Tym bardziej o moich rodzicach.
Kiedy już wchodziłam do pokoju, drzwi znajdujące się trochę dalej uchyliły się i wyłonił się zza nich Tim. Spojrzeliśmy sobie w oczy.
– Nie dam cię nikomu skrzywdzić – szepnął, zupełnie tak, jakby podsłuchiwał naszą rozmowę.
Czułam dziwne ukłucie w okolicach żołądka.
– Poradzę sobie – oznajmiłam.
Tim lekko się uśmiechnął.
– Żaden chłopak się do ciebie nie zbliży. Nie pozwolę mu.
Przełknęłam ślinę.
– Dlaczego?
– Bo jesteś moja, smrodzie – powiedział, po czym zamknął drzwi, zostawiając mnie w lekkim osłupieniu.
Pomyślałam, że to kolejne jego żarty. Zawsze to robił.
Do pokoju weszłam tylko po strój i ręcznik.
Mimo wszystko chciałam już dorosnąć. Życie byłoby lepsze.
Wzięłam ciepłą kąpiel w wannie. Miałam na sobie oczywiście strój kąpielowy. Za dużo razy ktoś mi wszedł bez ostrzeżenia do łazienki, a w drzwiach nie było możliwości zamknięcia się od środka. I tak też było tym razem. Bez pukania. Bez żadnego nawet słowa.
– Umiesz pukać? – zapytałam.
– To mój dom, smrodzie – zerknął na mnie Tim.
Poczułam dziwny dreszcz.
– Z chęcią bym się przyłączył – dodał.
Co?
Poczułam rumieniec na policzku.
– Tim, a to nie byłoby trochę dziwne? Jesteśmy właściwie jak rodzeństwo.
W sumie już kilka razy kąpaliśmy się razem, ale to było wtedy, gdy jeździliśmy na basen. Wanna czy basen… Jak jesteśmy w strojach kąpielowych to przecież to samo. Był zdziwiony moim pytaniem. Podszedł bliżej wanny. Gdybym nie miała na sobie stroju, zobaczyłby mnie nagą.
– Nie traktuję cię jak siostrę, Roxy. Nigdy nie traktowałem.
Spojrzałam na niego, niczego nie rozumiejąc.
– To jak kogo?
Zamiast odpowiedzi przesunął ręką po moim mokrym kolanie.
– Musisz jeszcze trochę dorosnąć – wyznał, po czym szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia.
– Drzwi! – ryknęłam!
W wieku trzynastu lat coraz więcej rozumiałam, a głównie to, że Tim nigdy nie mówił niczego wprost. Na tyle go już poznałam. Co może sobie myśleć taki siedemnastolatek?
Umyłam włosy limonkowym szamponem. Westchnęłam, przypominając sobie wypadek, a łzy same napłynęły mi do oczu. Gdybym chociaż mogła się z rodzicami pożegnać. Gdybym mogła wypowiedzieć do nich ostatnie słowa, jak bardzo ich kocham. Zostały mi tylko zdjęcia w telefonie. Tylko to. I pustka, która będzie ze mną do końca życia. Nigdy się po tym nie pozbieram. Zbyt wielka trauma i zbyt głębokie rany, bym mogła żyć z tym spokojnie. Zanurzyłam się pod wodę.
Wdech wydech.
Wstałam, kiedy tylko zadzwonił budzik. Czułam taki stres, że nie umiałam niczego przełknąć. Po śniadaniu, które ledwo tknęłam, ciocia zawiozła mnie i Tima do szkoły. On znał tam wszystko i wszystkich. Pożegnałam się z ciocią, po czym razem z Timem weszliśmy do budynku.
Nie zdałam do następnej klasy, więc musiałam powtarzać rok, co wiązało się z tym, że będą mnie otaczali nowi ludzie. Tacy, których nie znam. Znalazłam swoją klasę, wszyscy stali już przed drzwiami. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi, kiedy przyszłam.
Pierwsza lekcja minęła spokojnie. Siedziałam sama, bo już każdy znalazł swojego towarzysza. W czasie przerwy na lunch nie miałam pojęcia, do kogo się przysiąść na stołówce. Czułam się strasznie skrępowana.
– Nowa? – zapytał ktoś koło mnie, a ja aż podskoczyłam.
Spojrzałam w stronę osoby, która mnie przestraszyła.
– Jestem Luke. – Chłopak podał mi rękę, a kiedy zdumiona spojrzałam na jego zielone włosy, od razu wyjaśnił: – Tak, pofarbowane.
Z uśmiechem podałam mu dłoń.
– Nie do końca nowa, ale tak się czuję – odpowiedziałam na jego pytanie.
– Też się stresujesz?
– Strasznie – przyznałam, zdając sobie po chwili sprawę z tego, że się mu nie przedstawiłam. – Jestem Roxy.
Luke uśmiechnął się szeroko, po czym objął mnie ramieniem.
– Cóż, skoro jesteśmy już znajomymi, to zapraszam cię do wspólnego zajęcia ławki.
Zachichotałam zawstydzona, a wtedy usłyszałam za plecami:
– Wypierdalaj, gościu.
Odwróciłam się. To był Tim. Chłopak spojrzał groźnie na mojego towarzysza.
– Masz jakiś problem, Timothy? – zapytał Luke.
– Tak, ciebie. – Podszedł do niego bliżej, zatrzymując na mnie wzrok. – Jeszcze raz się do niej odezwiesz, nawet na nią spojrzysz, to nie chcesz wiedzieć, co się z tobą stanie.
Patrzyłam to na jednego, to na drugiego. Ja pierniczę… co tu się dzieje!
– Tim… – zaczęłam.
– Cicho, Roxy, niech ludzie wiedzą, że nie mają prawa się do ciebie zbliżać.
– Ja tylko chciałem się z nią zakolegować – powiedział Luke.
Tim wskazał na niego palcem.
– I to już było za dużo.
Spojrzałam na ludzi, którzy zatoczyli koło, aby zobaczyć, co się dzieje.
Niektórzy już zaczęli szeptać. Narobił mi takiego wstydu… Chciałam się z nim tylko zaprzyjaźnić. Luke się już nie odezwał, a Tim podszedł do mnie, wziął za rękę i wyprowadził z tłumu.
– Przegiąłeś, Timothy! – podniosłam na niego głos.
Lekko popchnął mnie na szafki i podparł się rękoma po obu stronach mojej głowy.
Wstrzymałam oddech.
– Nie pozwolę, aby ktokolwiek się do ciebie zbliżył, Roxy – szepnął.
– On chciał się zapoznać! Potrzebuję przyjaciół!
– On nie chciał być tylko przyjacielem.
Prychnęłam.
– Bo ty idealnie znałeś jego zamiary!
Zbliżył swoją twarz do mojej.
– Widzę więcej i wiem, jak chłopak potrafi patrzeć na dziewczynę. Nie każ mi być o ciebie zazdrosny, Roxy.
Rozległ się dzwonek, a Tim się ode mnie odsunął.
Ledwo oddychałam…
Roxy Great
Teraz
Wstałam w miarę wyspana. Cholera… Zerknęłam na miejsce obok siebie i nie dostrzegłam Tima. O nie. Spojrzałam na zegarek. Kurwa, jest dwunasta, pomyślałam spanikowana. Spóźniona. Jestem, kurwa, spóźniona.
Timothy wyłączył mi budzik! Wiedział, jakie to dla mnie ważne, a i tak zrobił coś takiego.
Wyskoczyłam z łóżka niczym torpeda i zaczęłam się ubierać. Włosy spięłam byle jak w kok, po czym szybko umyłam zęby.
Kiedy zeszłam na dół, na blacie w kuchni leżał bukiet róż. Zaśmiałam się na ten widok. On serio myślał, że kwiaty uratują jego sytuację? Żałosne… Wyrzuciłam je do kosza na śmieci. Niech sobie je wsadzi w dupę. Trochę go pokłują przynajmniej.
Kiedy weszłam do restauracji, panował w niej już spory ruch. Mike obsługiwał każdego sam. Starając się pozostać niezauważoną, ruszyłam na zaplecze i kiwnęłam kucharzowi, który był zajęty przygotowaniem zamówień. Zacisnęłam usta w wąską linię. Cholera i co teraz?
– Roxy? – Usłyszałam za sobą głos Mike’a.
Nie płacz. Nie płacz. To nie ty dałaś ciała… Wzięłam głęboki wdech, po czym się do niego odwróciłam. Jego zielone tęczówki pociemniały. Był zły, że przyglądał mi się tak intensywnie?
– Spóźniłaś się do pracy już drugiego dnia – zauważył.
Poczułam ucisk w żołądku. Chciałabym mu powiedzieć, że to nie moja wina… Że ten sukinsyn wyłączył mi budzik. Ale nie mogłam. Spuściłam wzrok zrezygnowana.
– Na to wygląda – przyznałam.
Mike tylko westchnął.
– Będziesz musiała pójść za bar, bo ja muszę pomóc w kuchni.
Popatrzyłam na niego zaskoczona, po czym kiwnęłam głową.
– Jasne! Co mam robić?
Mike podrapał się po głowie, jakby odpowiedź była oczywista.
– Zbierać zamówienia?
No tak… głupie pytanie.
Powędrowałam w wyznaczone miejsce.
Ruch był dziś dość spory. Najgorsze okazało się jednak to, że byłam we wszystkim kompletnie zielona. Czy ja się w ogóle nadawałam do jakiekolwiek pracy?
– Przepraszam panią! – krzyknął klient przy stoliku.
Podeszłam do niego żwawo.
– Tak?
– Woda miała być bez cytryny. – Pokazał na szklankę, w której pływał plaster cytryny.
Wzięłam naczynie, po czym palcami wyłowiłam owoc i oddałam napój. Mężczyzna patrzył na mnie z szokiem wypisanym na twarzy.
– Ten lokal coraz bardziej schodzi na psy! – warknął i natychmiast wyszedł z restauracji.
– Roxy, co to miało do cholery być! – Podszedł do mnie Mike, cały spocony, i spojrzał na cytrynę, którą miałam w rękach.
Pociągnął mnie dość mocno za ramię i zaprowadził prosto na zaplecze.
– Dlaczego tak potraktowałaś klienta? – szepnął.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie umiałam. Czułam się jak głupia kretynka.
– W-wybacz… – zaczęłam, splatając trzęsące się ręce.
Mike to zauważył i chwycił je w swoje dłonie.
– Ej… spokojnie… to nie koniec świata.
– Wiem… nie mam pojęcia, czemu tak reaguję…
Jego dłonie były gorące, a zielone oczy skanowały moją twarz.
– Nie możesz tak robić. Następnym razem daj nową wodę – poinformował łagodnie.
Kiwnęłam głową. Spojrzałam na jego ręce, a on zrobił to samo. Znajdowaliśmy się niebezpiecznie blisko siebie. Poczułam falę gorąca przepływającą przez mój organizm.
– Mike! – krzyknął ktoś z kuchni, a chłopak jak oparzony odskoczył ode mnie, chrząkając.
– Co jest, Aiden? – zapytał Mike.
– Robi się dość duża kolejka.
Spojrzał na mnie, a ja na Mike’a.
– Pójdę już – oznajmiłam, wymijając ich obydwu.
Kiedy weszłam za bar, kolejka sięgała aż za same drzwi. Zaczęłam znów zbierać zamówienia i szło mi bardzo dobrze. Podawałam już drinki bez żadnej pomyłki.
Zawibrował mój telefon. Przewróciłam oczami, bo wiedziałam, kto do mnie pisze.
Od Timothy:
Gdzie jesteś????
W pracy, Tim
Nie zwolnili cię?
Ścisnęłam mocniej telefon.
Masz szczęście, że nie.
Nie odpisał już na nic.
Po zakończonym dniu poszłam po swoje rzeczy na zaplecze. Zauważyłam, że Mike jeszcze sprzątał w kuchni, więc do niego weszłam. Spojrzał na mnie, a ja na moment przystanęłam.
– Ruch był dzisiaj dość spory – zauważył. – Nie jesteś zmęczona?
Fakt, był dziś duży zapierdziel, ale, kurczę, jakie to było super!
Całe życie siedziałam na kanapie, a teraz czułam, że żyję.
– Jestem, i to było cudowne – odpowiedziałam.
Chłopak przekrzywił głowę i spojrzał na mnie intensywnie. Niewątpliwie był przystojny. Bardzo przystojny. I pewnie zajęty… Wróć, Roxy, upomniałam się w duchu. O czym ty myślisz?
Jego zielone oczy przeszyły mnie na wylot. Ja pierdolę. Przybliżył się do mnie, a ja się cofnęłam. Zawsze to robiłam. Krok w tył.
– Dlaczego się cofasz? – spytał Mike.
Przełknęłam głośno ślinę.
– A dlaczego się zbliżasz?
– Nie ufasz mi, Ro?
Zdrobnił moje imię. Kurwa. Miód na moje serce.
– Znamy się dopiero ze trzy dni – odpowiedziałam stanowczo.
– Fakt – przyznał chłopak. – Ale wiedz, że możesz mi zaufać.
Prychnęłam.
– Na zaufanie trzeba sobie zasłużyć.
W jego oczach pojawił się błysk.
– Chcesz zagrać w grę?
Podniosłam brew.
– Jaką?
– Przekonasz się.
Ton głosu, jakim to powiedział, wywołał u mnie dziwny dreszcz. Popatrzyłam na niego, a on na mnie. Przygryzłam dolną wargę, co nie umknęło jego uwadze. Mam się zgodzić? Nawet nie wiem, na co. A może o to w tym chodzi? Pierwszy raz zrobię coś, o czym nie będę miała pojęcia. Poczułam ekscytację.
– Chcę – oznajmiłam.
Był zaskoczony tą odpowiedzią.
– Ale nawet nie wiesz, w co będziesz grać.
Byłam zdeterminowana.
– Dlatego chcę.
Mike uśmiechnął się do mnie i skrzyżował ramiona na torsie.
– Chciałbym wierzyć, że wpadłem na ciebie nie przez przypadek, Ro.
Moje serce zabiło dwa razy mocniej.
– Nie chcesz niczego, co jest związane ze mną. Uwierz mi…
Po chwili poczułam wibrację telefonu. Kurwa. To on. Muszę wracać na kolację. Przełknęłam ślinę i spuściłam głowę.
– Muszę iść – oznajmiłam smutno i zostawiłam go samego w kuchni. – Do jutra.
– Tylko się nie spóźnij.
Kiwnęłam głową, po czym opuściłam pomieszczenie, za którym już w tej samej chwili zaczynałam tęsknić.
Nienawidzę cię, Timothy. Nienawidzę za to, że tak mnie zniszczyłeś. Pierdol się, sukinsynie!
1 Wisława Szymborska „Miłość od pierwszego wejrzenia”.