Trzecia szansa na miłość. Men of Manhattan #2 - Smoak Ivy - ebook

Trzecia szansa na miłość. Men of Manhattan #2 ebook

Smoak Ivy

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Wieczór panieński Aliny musiał być cudowny i niepowtarzalny. Dlatego Daphne z przyjaciółkami wybrały Blue Parrot Resort w Kostaryce. Było tak, jak sobie wymarzyły: tropikalny raj w sercu lasu deszczowego, słońce, woda, muzyka i szalona zabawa. I właśnie w samym środku tego raju, dziwnym zbiegiem okoliczności, Daphne spotkała Roba. Chłopaka, w którym podkochiwała się jeszcze w college'u. Nigdy nie miała odwagi, by się do niego odezwać. Był zbyt seksowny, zbyt przystojny i zdecydowanie za bardzo ją pociągał. Było coś jeszcze: z całą pewnością nie był monogamistą.

Rob od razu zauważył ślicznotkę z kampusu. Przyjechał do Blue Parrot na wieczór kawalerski brata. Postanowił skorzystać z szansy i poznać Daphne bliżej. Ściślej biorąc, bardzo blisko. Zabawa z bransoletkami ułatwiła mu nawiązanie kontaktu, a potem już nie był w stanie oprzeć się wdziękowi ślicznej Daphne. Ale wyczuwał w niej rezerwę, jakiś dziwny lęk czy może skrywaną głęboko tajemnicę... Wkrótce Rob był pewien: Daphne to jego ideał kobiety. Dziewczyna jednak nie uznawała jednonocnych przygód, a on przecież uważał, że związki są dla frajerów...

Kolejna szansa może się już nie trafić!

Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 411

Oceny
4,0 (5 ocen)
3
0
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KatarzynaSlabosz

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajny romans
00
aniapiekut

Z braku laku…

hmm..taka sobie🥴 główna bohaterka starszniee irytująca 😒
00
Mamoja2007

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna . Czekam na 3 część o Tyler
00
Lenka884

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna 👍
00

Popularność




Ivy Smoak

Trzecia szansa na miłość

Men of Manhattan #2

Przekład: Agnieszka Górczyńska

Tytuł oryginału: Third Chances (Men of Manhattan #2)

Tłumaczenie: Agnieszka Górczyńska

ISBN: 978-83-832-2987-4

Ivy Smoak © 2016

Polish edition copyright © 2024 by Helion S.A.

All rights reserved. No part of this book may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photocopying, recording or by any information storage retrieval system, without permission from the Publisher.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Drogi Czytelniku!

Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres

https://editio.pl/user/opinie/trzmm2_ebook

Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

HELION S.A.

ul. Kościuszki 1c, 44-100 GLIWICE

tel. 32 230 98 63

e-mail: [email protected]

WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Prolog

Rob

Siedziała tam, gdzie zwykle. Promienie słońca przenikające pomiędzy drzewami tworzyły grę światłocieni wokół jej twarzy. Mój oddech zwolnił. Za każdym razem gdy ją widziałem, było, jakbym dostrzegał jej piękno po raz pierwszy. Zatrzymałem się i oparłem ręce na kolanach, udając, że odpoczywam i łapię oddech. Patrzyłem na nią, gdy wiatr rozwiewał jej włosy. Boże, chciałbym trzymać dłonie w tych włosach. Posmakować tych ust. Poczuć miękkość jej skóry.

Zamknęła książkę i przeczesała palcami włosy. Odwróciła głowę w moją stronę, ale nie wiedziałem, czy na mnie patrzyła. Jej spojrzenie zawsze zasłaniały okulary przeciwsłoneczne.

Szybko wyjąłem z kieszeni telefon i udawałem, że zmieniam piosenkę. Pomimo że nigdy nie słuchałem muzyki podczas biegania, słuchawki zawsze były podłączone do telefonu. Lubiłem, kiedy wyglądało, że biegając, słuchałem muzyki. Wtedy nikt mnie nie zaczepiał. Nie znosiłem, gdy ktoś mi zakłócał bieganie.

Kątem oka zobaczyłem, że wyciąga z plecaka notatnik. Znowu te same światłocienie pojawiły się wokół jej twarzy, gdy przygryzała końcówkę długopisu. Wydawało się po prostu niemożliwe, żeby na nią nie patrzeć. Była moim przeciwieństwem, całkowicie pochłonięta tym, nad czym pracowała. Zawsze wydawała się całkowicie skupiona. To było niezwykle urzekające.

Powiedziałem sobie, że jeśli kiedykolwiek spotkam ją w barze, to z nią porozmawiam. Ale nie mogłem tego zrobić tutaj. Przynajmniej nie teraz, gdy siedziała na trawie pochłonięta nauką. Wyglądała na taką poukładaną i żyjącą w zgodzie ze sobą. Nie chciałem psuć takiej idealnej chwili.

W moim świecie panował chaos. Nie chciałbym jej w to wszystko wciągać, chyba żebym mógł najpierw spojrzeć jej w oczy. Wtedy wiedziałbym, czy ona też mnie pragnie. Ale ta dziewczyna zawsze nosiła okulary przeciwsłoneczne. Ponownie przygryzła czubek długopisu. Niech to szlag. Poczułem, że robię się twardy. Trochę kiepsko, bo byłem w spodenkach sportowych.

Mój telefon zaświecił się i na ekranie pojawiło się imię Penny. Nie było niczym dziwnym siedzieć sobie tutaj, obserwować ludzi i rozmawiać z przyszłą szwagierką. To fantastyczny pretekst, by móc się bezkarnie gapić na piękną kobietę na trawie. Zwykle nie miałem ku temu dość dobrego powodu. Wyciągnąłem słuchawki i przesunąłem palcem po ekranie.

— Cześć, kochanie, co tam?

— Hej. Czemu jesteś taki zdyszany? — zapytała.

Była tak przyzwyczajona do drażnienia się ze mną, że już nie reagowała na moje zaczepki. Powinienem wymyślić jakieś lepsze określenie niż „kochanie”. Może następnym razem zagotuję ją jakimś tekstem w stylu „cycata lalka”.

Odchrząknąłem.

— Właśnie biegałem.

— Fuj.

Roześmiałem się.

— Fuj? Czemu fuj?

— Czy właśnie przeszkodziłam ci w… no wiesz?

— Waleniu konia? Nie. A wolałabyś mi w tym przeszkodzić? — zapytałem prowokująco. Już oczyma wyobraźni widziałem, jak przewraca oczami. Uwielbiałem ją tak wkurzać.

— Nie, Rob. Dzwonię w sprawie urodzin Jamesa.

— Czyżbyś miała jakiś problem z wymyśleniem prezentu dla faceta, który ma wszystko?

Westchnęła.

— Można tak powiedzieć. Wydaje mi się, że zawsze jest zadowolony ze wszystkiego, co mu daję, jednak w tym roku bardzo, ale to bardzo mi zależy, aby naprawdę go ucieszyć prezentem. Od kilku miesięcy tak ciężko pracuje, żeby rozkręcić firmę. Chcę mu pokazać, jak bardzo to doceniam.

— Zrób mu loda.

Roześmiała się.

— Nie pomagasz.

— No poważnie. Z tego najbardziej by się ucieszył.

— To nie jest specjalny prezent, Rob. Chcę mu dać coś miłego.

— Dlaczego? Bo robisz mu loda na okrągło? — zapytałem.

W myślach już widziałem Penny na kolanach przede mną. Nietrudno było sobie wyobrazić jej pełne usta wokół mojego fiuta. Kurwa, znowurobiłem się twardy. Spojrzałem na dziewczynę na trawie. Coś pisała w swoim notatniku.

— Rob, daj spokój, znasz go lepiej.

— No przecież już ci powiedziałem, z czego by się ucieszył. To marzenie każdego faceta.

— To jego ostatnie urodziny z dwójką z przodu. Chcę, żeby były wyjątkowe.

— No to może jeszcze załóż do tego coś seksownego. Myślę, że jakiś strój niegrzecznej uczennicy byłby najbardziej odpowiedni.

Roześmiała się.

— Okej, naprawdę nie pomagasz. Wracaj do biegania — powiedziała, przeciągając i podkreślając słowo „bieganie”.

— Naprawdę biegałem. Przysięgam, że nie waliłem konia. Ale wszystkie te gadki o robieniu loda…

— Cześć, Rob.

— Zaczekaj. Właściwie to mam pomysł.

— Cała zamieniam się w słuch.

— Bilety na Metsów. Uwielbia chodzić z tobą na te mecze. Ale tym razem wybierz dobre miejsca. Ostatnim razem siedziałem za jakąś kobietą o rozmiarach mamuta.

— Czyli, jak rozumiem, jeśli wybiorę tę opcję, też będziesz chciał pójść?

— Tak. No w końcu to był mój pomysł. Z tym że ty możesz dać mu do zrozumienia, co się będzie działo później, na przykład uwodzicielsko jedząc hot doga.

Roześmiała się.

— Uhmmm. Rozłączam się.

— Ale ja jeszcze nie skończyłem.

— Przestań być obleśny. Cześć, Rob.

— Cześć, cycata lalko — odpowiedziałem.

Uśmiechnąłem się, odsuwając telefon od ucha. Kochałem Penny jak siostrę, ale jednocześnie bez trudu potrafiłem ją sobie wyobrazić związaną i nagą w moim łóżku. Kiedy to minie? Przeczesałem dłonią włosy, gdy zerknąłem znowu na uczącą się dziewczynę. Teraz, całkowicie skupiona, czytała książkę.

Zdecydowanie nie mogłem z nią porozmawiać. Nie chciałem jej wystraszyć i zmusić do zmiany harmonogramu nauki. W każdy dzień roboczy, gdy tylko było słonecznie, pojawiała się tutaj o piętnastej. Punktualnie jak w zegarku. Dlatego też tutaj byłem. Nie prześladowałem jej. Piętnasta to doskonały czas na bieganie. Zawsze uwielbiałem biegać w upale. Pewnie przyzwyczaiłem się do tego za granicą, gdzie spędziłem pół życia.

Dziewczyna potarła dłonią bok swojej szyi. Dlaczego to było tak zajebiście seksowne? Marzyłem, żeby przyszpilić ją do drzewa, pod którym tak bardzo lubiła czytać. Wyobrażałem sobie, jak mnie błaga, abym ją przeleciał. Ponownie przygryzła końcówkę długopisu. Czy ona w ogóle zdawała sobie sprawę, jak może działać na faceta?

Chociaż zawsze tak spokojnie się uczyła, nie miałem zamiaru wypuścić tej dziewczyny z rąk. Już prawie zaczynała się sesja. Jeśli nie wpadłbym na nią do końca semestru, musiałbym ją zaczepić tutaj. Przeszkodziłbym jej w końcu w nauce, ponieważ wiem, że mnie chce. Nie mogła przecież wiecznie chować się za tymi okularami.

Okej. Może nie masturbowałem się podczas rozmowy z Penny, ale jeśli wkrótce tego nie zrobię, będę musiał wyrzucić spodenki. Wstałem i poprawiłem je, próbując ukryć wzwód. Nie pomogło za bardzo. Na szczęście mieszkałem niedaleko. Zerknąłem jeszcze przez ramię na tę dziewczynę i zacząłem biec. Zdecydowanie wkrótce będę musiał do niej zagadać.

***

Za kilka minut będą ostatnie zamówienia przed zamknięciem baru. Regulując rachunek, rozejrzałem się jeszcze po sali z nadzieją, a raczej modląc się o to, żeby ta dziewczyna się nagle pojawiła. Sesja dobiegała końca. Nadchodził koniec semestru, a ja raczej straciłem szansę na rozmowę. Kilka dni temu przestała pojawiać się pod drzewem. Najprawdopodobniej zdała egzaminy wcześniej. Zapadła się pod ziemię.

Zerknąłem na grupę dziewczyn, które najwyraźniej świętowały dwudzieste pierwsze urodziny. Jedna z nich miała na głowie tiarę i wyglądała, jakby była pijana. Myśl o niej pode mną wcale nie wydawała mi się pociągająca. Chciałem wyzwania. Czegoś zupełnie innego. Chciałem dziewczyny na trawie.

Zerknąłem na piwo w swojej dłoni. Gdyby ktoś mnie zapytał, ile mam lat, pewnie odpowiedziałbym, że dwadzieścia jeden. Wciąż się czułem na tyle. Wciąż miałem takie wrażenie, jakbym był jeszcze na studiach. Potrzebowałem się wyrwać z tego miasta. Czymkolwiek było to, czego szukałem, nie było tego tutaj.

— Kto jest dzisiaj szczęściarą?

Odwróciłem głowę do barmanki. Nie poznałem jej, choć powinienem był, zważywszy na to, jak często tutaj bywałem. Miała na sobie dżinsowe spodenki i koszulkę z logo baru zawiązaną w taki sposób, że odsłaniała jej idealny brzuch.

Uniosłem brew i pochyliłem się do przodu.

— Ty.

Roześmiała się.

— Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, jaką cieszysz się reputacją.

— Czy plotki głoszą coś o tym, jak dobry i hojny jestem w rozdawaniu orgazmów?

Przewróciła oczami.

Uwielbiałem, kiedy dziewczyny to robiły. Tak się składało, że istniał bardzo wyraźny związek pomiędzy dziewczynami, które przewracały oczami, a tymi, które lubiły dostawać klapsy. Z pewnością nie miałbym nic przeciwko temu, żeby wymierzyć dziś wieczorem klapsa w jej zgrabny tyłek.

— To może chcesz się przekonać, jaka jest prawda?

Zignorowała mnie, nalewając drinka innemu klientowi i ogłaszając ostatnie zamówienie. Kiedy skończyła, podeszła do mnie. Było zupełnie jasne, że kołysała przy tym biodrami o wiele bardziej, niż musiała. Nachyliła się nad ladą naprzeciwko mnie, eksponując przy tym górną część piersi.

Mógłbym mieć jej usta wokół fiuta po zamknięcia baru.

— Robie Hunterze, jeśli myślisz, że pójdę z tobą do domu, to chyba jesteś szalony.

Kurwa, znała mnie. Myślałem, że tylko blefuje. Nie do końca byłem pewien, jaką cieszyłem się reputacją, ale najwyraźniej chciała sprawdzić co nieco z tego, co usłyszała.

— Całe szczęście nie muszę zabierać cię do domu, żeby ci pokazać, ile prawdy jest w plotkach.

Roześmiała się, ale najpierw przełknęła ślinę. A widok jej zarumienionych policzków sprawił, że natychmiast zrobiłem się twardy. W tej chwili potrzebowałem tylko zapomnieć o dziewczynie, którą przegapiłem. Potrzebowałem zapomnieć o wszystkim.

Dopiłem piwo i zerknąłem na plakietkę dziewczyny. Tiffany. Dziś to Tiffany pozwoli mi o tym zapomnieć. Poza tym zawsze miałem marzenie, żeby przelecieć jakąś dziewczynę na ladzie baru. Nie było powodu tracić takiej okazji tylko dlatego, że wpadłem w sentymentalny nastrój. W kieszeni zabrzęczał mi telefon. To SMS od Penny. Nacisnąłem palcem wiadomość:

„Chcę kupić bilety na Metsów. Czy sektor B, rząd 7 będzie dobry? Wygląda nieźle.”

Roześmiałem się i szybko jej odpisałem:

„Penny, to bardzo gówniane miejsca.”

„Pomożesz mi? Proszę! Potrzebuję Twojej pomocy. Zjem nawet hot doga na meczu. Ale nie jakoś seksownie.”

Westchnąłem i zsunąłem się ze stołka barowego. Nie chciałem pieprzyć Tiffany. Nie chciałem dziś wieczór kolejnej przygody na jedną noc.

— Dokąd idziesz? — zapytała Tiffany. Miała przy tym bardzo seksowną minę.

— Do domu — odpowiedziałem.

Pomyślałem o swoim pustym mieszkaniu. Tak naprawdę to nie był mój dom. Nie przebywałem w nim wystarczająco dużo, żeby mógł nim być. I korciło mnie, żeby znowu wyjechać. Dzisiaj kupię bilet w jedną stronę do jakiegoś miejsca, w którym jeszcze nie byłem. Może tam znajdę dom.

Ale najpierw chciałem pomóc Penny. Bo mnie potrzebowała. Lubiłem, jak mnie potrzebowała.

Rozdział 1.

Daphne

Rok później

Jeszcze raz sprawdziłam listę i na wszelki wypadek dorzuciłam parę dodatkowych szkieł kontaktowych. Kiedy się pakowałam, szkła kontaktowe zawsze były najważniejszą pozycją na liście. Wszystko inne mogłam kupić po dotarciu na miejsce. Ale spędzić tydzień w okularach? Nie ma mowy. Kostiumy kąpielowe nie komponowały się zbyt dobrze z okularami. Szczególnie jeśli trzeba też było nosić okulary przeciwsłoneczne. Co prawda dawniej ratowałam się, nosząc przeciwsłoneczne na zwykłych, jednak chciałam, aby to pozostało w przeszłości. Razem z kolorowymi gumkami do włosów.

Wsunęłam listę do kieszeni walizki, żeby móc sprawdzić wszystko przed drogą powrtoną. Moje przyjaciółki na pewno będą miały ze mnie ubaw. Jednak również podziękują mi za dodatkowy krem z filtrem, który zabrałam.

Kristen prosiła mnie, bym niczego nie sprawdzała na temat miejsca, do którego się wybierałyśmy. Zerknęłam na laptopa. Od tygodni się do tej prośby stosowałam. Pokręciłam bransoletką na nadgarstku. Miałam jeszcze dziesięć minut do przyjazdu limuzyny. Cały ranek spędziłam na sprzątaniu, żeby później móc wrócić do idealnie czystego domu. To zawsze była moja ulubiona część wakacji — powrót do domu.

Kusiło mnie, aby zadzwonić do przyjaciółek i powiedzieć im, że się źle czuję. Moi uczniowie zawsze przyprawiali mnie o jakieś dolegliwości. Gdyby nie fakt, że był sam środek lata, byłaby to świetna wymówka. Jednak trwały wakacje, a ja od kilku dni nie wychodziłam z domu. Zatem nawet nie byłam narażona na kontakt z jakimikolwiek zarazkami. Nie było więc sposobu, żeby się z tego wymigać. Poza tym to miała być przyjemność, prawda? Od miesięcy nie miałam okazji spędzić tyle czasu z przyjaciółkami. Zawsze były takie zajęte. A ja nie miałam wakacji chyba od ferii wiosennych na studiach.

Żałowałam, że się nie zgodziłam uczyć w wakacje. Przewróciłam oczami. To tylko tydzień. Potrzebowałam tego wyjazdu. Moje oczy powędrowały z powrotem do komputera.

Pieprzyć to. Włączyłam laptopa i usiadłam przy biurku. Wygooglowałam Blue Parrot Resort i nacisnęłam Enter. I… nic. Nic? Jeszcze raz wpisałam, myśląc, że może popełniłam jakąś literówkę. Ale wynik był taki sam. Dokąd, do diabła, zabierała nas ta Kristen?

W kieszeni zaczął mi brzęczeć telefon. Wyjęłam go i odebrałam, przyciskając urządzenie ramieniem do ucha, gdy ponownie wpisywałam w wyszukiwarce nazwę ośrodka.

— Myślałam, że już będziesz na nas czekać na dole — powiedziała Kristen. — Mamy pięć minut spóźnienia.

— No tak. Przepraszam za spóźnienie — powiedziałam i wyłączyłam komputer.

— Daphne i spóźnienie? Jestem więcej niż pewna, że nikt nigdy nie słyszał połączenia tych słów.

Roześmiałam się.

— Zaraz schodzę, mądralo.

Rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni, a potem, dwukrotnie sprawdziwszy, czy wszystkie palniki kuchenki są wyłączone, chwyciłam walizkę i wyszłam z mieszkania.

Limuzyna stała przy krawężniku. Kristen otworzyła drzwi z szampanem w ręku i szerokim uśmiechem na twarzy. Chyba impreza już się zaczęła.

— Daphne!

Layla też wystawiła głowę.

— Daphne! — odezwała się jeszcze głośniej niż Kristen, z okropnym, brytyjskim akcentem. Nie znałam Layli zbyt dobrze, a ona z jakiegoś powodu nie mogła uwierzyć, że urodziłam się w Ameryce. Najwyraźniej moje imię było zbyt brytyjskie. Winiłam za to serial Frasier.

Tak, obie są wstawione. Będą mi wdzięczne za tabletki od bólu głowy, które też spakowałam.

— Cześć, dziewczyny — powiedziałam, wsiadając do samochodu.

Kristen zarzuciła mi ręce na szyję.

— Tęskniłam za tobą, Niedźwiedzia Mamo!

Westchnęłam. Nie dlatego, że za nią nie tęskniłam. Ale miałam nadzieję, że może zapomniała o tym okropnym przezwisku. Kto chciałby być Niedźwiedzią Mamą całej grupy?

— Też za tobą tęskniłam. Łał, ta limuzyna jest niesamowita — dodałam.

Ostatni raz jechałam limuzyną na swój bal studniówkowy. I wtedy myślałam, że to najfajniejsza limuzyna na świecie. Ale najwyraźniej taka nie była, ponieważ nawet nie mogła się równać z tą, którą teraz jechałyśmy. Chłodzone drinki, wymyślne kieliszki, dziwne neony i nowiutkie, skórzane siedzenia.

— Prawda? — przyznała Kristen, opadając na siedzenie tuż obok mnie. — Zalety posiadania bogatych przyjaciółek.

Layla się roześmiała.

— Nie jestem bogata.

— Obie widziałyśmy twój dom. Owszem, jesteś bogata.

— Już nawet niczego nie reklamuję. Skupiam się na swojej karierze.

— Nie wygrasz żadnego sporu z Kristen — stwierdziłam. — Gdyby to było możliwe, nie nazywałaby mnie wciąż Niedźwiedzią Mamą.

— Nie musisz mi tego mówić — odparła Layla, nalewając kieliszek szampana.

— Och, nie, nie, dziękuję — powiedziałam, kiedy mi go podała.

— Niedźwiedzia Mama — wyszeptała Kristen, kierując we mnie palec.

— Wcale nie — odparłam i wzięłam kieliszek od Layli. — Widzisz? Piję — powiedziałam, upijając mały łyk szampana. Była dopiero dziesiąta rano. Dlaczego my w ogóle piłyśmy? — Czy Alina wie, że przyjeżdżamy? Nie widziałam jej piekarni od czasu rozbudowy. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć.

— Po pierwsze — powiedziała Kristen, unosząc palec wskazujący — Aliny nie ma w Wilmington, jest tutaj, w Nowym Jorku. Po drugie, musisz zobaczyć tę metamorfozę, jest słodka. Zachwycisz się tym, co udało im się zrobić. A po trzecie — dodała, nadal trzymając palec wskazujący w górze — nie, to niespodzianka. Porywamy ją.

Zerknęłam na Laylę. Wzruszyła ramionami. Nie mogłam stwierdzić, czy dlatego, że zgadzała się ze wszystkim, co przed chwilą oznajmiła Kristen, czy dlatego, że też była zdziwiona tym, jak bardzo nasza przyjaciółka była wstawiona.

— Okej — powiedziałam i wyrwałam butelkę szampana z rąk Kristen. Nawet nie próbowałam jej wytłumaczyć, że ma już dość alkoholu. Po porostu wolałam zgarnąć tę butelkę, aby pomyślała, że jestem zabawna, a nie, że znowu zachowuję się jak Niedźwiedzia Mama. — To w którym miejscu w Nowym Jorku ona jest?

— Ulokowałyśmy ją w hotelu na Manhattanie — odpowiedziała Layla. — Myśli, że po prostu spędzimy miły tydzień w Nowym Jorku. Będzie bardzo zaskoczona.

— Założę się, że tak. Dokąd dokładnie jedziemy?

— Nie wiem. Mnie też Kristen nie powiedziała.

Odwróciłam się z powrotem do Kristen. Pokręciła głową i tylko się uśmiechnęła.

— Nawet nie próbuj. Nie powiem ci. Wkrótce dowiesz się wszystkiego na lotnisku.

— Próbowałam wyszukać jakieś informacje o Blue Parrot Resort, ale niczego nie mogłam znaleźć.

— Wyraźnie ci powiedziałam, żebyś tego nie robiła — powiedziała Kristen.

— I dlatego nie podałaś mi prawdziwej nazwy ośrodka?

— Nie. Ośrodek jest prawdziwy. Dziewczyny, to najbardziej szalony, tajemniczy i ekskluzywny kurort na świecie. Jesteśmy prawdziwymi szczęściarami, że udało się nam dostać tam pokój.

Roześmiałam się.

— Jestem pewna, że gdyby to była prawda, to nikt by nas tam nie wpuścił.

— Poznajesz Laylę Torrez, sensacyjną pogodynkę, która stała się kontrowersyjną twarzą kampanii reklamowej firmy Sword Body Wash? A każdy, kto oglądał ITA, zna też Alinę po jej… hmm… programie. Obie są sławne.

Prawda.

— Świetnie. W takim razie nie wpuszczą tylko ciebie i mnie.

Kristen roześmiała się.

— Tim ma znajomości.

— Nie, Kristen, powiedz, że nie zleciłaś Timowi zorganizowania wieczoru panieńskiego Aliny. Ona cię zabije! — powiedziałam.

Tim to chłopak Kristen. On i Alina często mieli odmienne zdanie w wielu kwestiach.

— Oczywiście, że nie. On tylko polecił mi ten ośrodek. I szczerze mówiąc, wygląda on o wiele lepiej niż miejsce, o którym wcześniej pomyślałam.

— Czyli o czym?

— O wypełnionym zabawą tygodniu w Nowym Jorku.

— Czy nie tego właśnie chciała?

— Phi — parsknęła Kristen i machnęła ręką. — Sama nie wiedziała, czego chciała. Zaufaj mi, będzie o wiele zabawniej.

Zaczęłam się bawić bransoletką na swoim nadgarstku. Kristen i ja miałyśmy nieco odmienne zdanie na temat tego, czym jest zabawa. Ale może potrzebowałam właśnie takiego tygodnia.

Limuzyna zatrzymała się przed Trump International Hotel. Alina stała przy wejściu.

— Cholera, nie powinna tutaj być — powiedziała Layla.

— Możemy jej po prostu powiedzieć, żeby zabrała swój bagaż — zaproponowałam i wyciągnęłam rękę, aby chwycić za klamkę.

Kristen uderzyła mnie w dłoń.

— Auć — syknęłam.

Nie wiem dlaczego, ale od kiedy poznała Tima, zaczęła bić ludzi. Chyba to lubił.

— Nie może widzieć, że idziemy. To ma być porwanie.

— Ale przecież nawet jeśli nas zobaczy, nie musi wiedzieć, co chcemy zrobić — wtrąciła Layla. — Wszystko się uda. Przynajmniej nie umrze ze strachu, że została porwana przez nieznajomych.

— Dobrze, myślę, że to może wypalić — uznała Kristen. — Chciałam, aby to wyglądało na prawdziwe porwanie, ale macie rację. Tak będzie chyba bezpieczniej.

Zanim zdążyłam zapytać, jaki konkretnie mamy plan, już wysiadały z limuzyny. Cholera. Szybko podążyłam za nimi w stronę budynku.

Kiedy Alina nas zobaczyła, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Co prawda ślub miał się odbyć dopiero za kilka tygodni, ale to był jedyny termin, w którym wszystkie cztery mogłyśmy razem gdzieś wyjechać. Nic nie mogłam na to poradzić, ale trochę źle się z tym czułam. Alina chciała spędzić miły i zabawny babski tydzień w mieście. A my zorganizowałyśmy jej… Właściwie sama nie wiedziałam, co to miało być. Lepiej, żeby to nie było zbyt szalone.

Alina pisnęła na nasz widok.

— Dziewczyny, jestem taka podekscytowana, że widzę was wszystkie! Co chcecie najpierw robić? Słyszałam o musicalu…

Jej głos został stłumiony, gdy Layla zarzuciła jej czarną poszewkę od poduszki na głowę.

— Co ty, do diabła, wyprawiasz? — zapytałam o wiele głośniej, niż zamierzałam.

I skąd, u licha, wzięła się ta poszewka? Przechodzący ulicą ludzie zaczynali się na nas gapić. Chociaż głos Aliny był stłumiony, przez cienką poszewkę i tak było słychać jej krzyki.

Kristen wyciągnęła z kieszeni Aliny jej kartę hotelową i rzuciła nią we mnie.

— Idź po jej walizkę. I sprawdź, czy jest tam paszport. Bryce obiecał, że przemyci go do przedniej kieszeni, zanim Alina wyjdzie.

— Ja nie…

Ale Kristen i Layla już ciągnęły Alinę do limuzyny. Teraz już prawie wszyscy przechodnie się na nas gapili. Kilka osób rozmawiało przez komórki. Dzwonili na policję? Nie chciałam zostać aresztowana za to, że bawię się w porwanie przyjaciółki. Może policja nie potraktowałaby tego jako zabawy… W końcu zabierałyśmy Alinę bez jej zgody w jakieś nieznane miejsce.

— Daphne, idź! Zaraz mamy wylot! Pokój dziewięćset siedemnaście!

Cholera! Teraz wszyscy na tym chodniku znali moje imię. I tylko moje imię. Nie mogłam pójść do więzienia! Odwróciłam się i wbiegłam do hotelu, prawie przewracając przy tym jakąś starszą osobę, która stamtąd wychodziła.

— Przepraszam — powiedziałam.

Zupełnie nie pasowałam do tych pełnych przepychu wnętrz. Wszędzie były lustra i mnóstwo złota, a za biurkiem w recepcji stała bardzo osądzająca kobieta.

Uśmiechnęłam się niezdarnie i weszłam do windy. Gdy tylko zamknęły się za mną drzwi, oparłam się o ścianę. Co się działo z moimi przyjaciółkami? Przecież nie zarzuca się nikomu poszewki na głowę i nie okłamuje go, aby uzyskać efekt zaskoczenia. Mogłyśmy po prostu powiedzieć, dokąd jedziemy, i to już byłaby wystarczająca niespodzianka. A tak to nawet ja sama nie wiedziałam, dokąd się wybierałyśmy.

Potrząsnęłam głową, wysiadając na dziewiątym piętrze. Zgodnie z tabliczką pokój dziewięćset siedemnaście znajdował się na prawo. Wsunęłam kartę do zamka i otworzyłam drzwi, a światło zmieniło się na zielone. Gdyby nie to, że zaraz mogli się pojawić gliniarze, a moje przyjaciółki czekały na mnie na dole, mogłabym zostać w tym pokoju już na zawsze. Podeszłam do okna z zapierającym dech w piersiach widokiem na Central Park. Nigdy wcześniej nie widziałam Central Parku z góry.

Skup się. Odwróciłam się i znalazłam walizkę Aliny. Wyglądało na to, że nie zdążyła jeszcze niczego rozpakować. Otworzyłam przednią kieszonkę i znalazłam paszport dokładnie tam, gdzie miał być według Kristen. Uśmiechnęłam się na widok liściku, który zostawił tam Bryce.

„Kocham Cię, Alino. I nie mogę się doczekać, kiedy Cię poślubię. Baw się dobrze ze swoimi przyjaciółkami… Ale nie tak, jak w dogrywce w ITA. Życzę Ci normalnej, dobrej zabawy. Będę odliczał dni do Twojego powrotu.

PS. Mam nadzieję, że dzisiejszy poranek pozwoli Ci dotrwać do powrotu.

Kocham

Bryce”

Włożyłam paszport z powrotem do walizki. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie zazdroszczę im tego związku. Alina i Bryce byli idealną parą. Wspólnie tworzyli dla siebie nowy sens. Nigdy tak nie miałam z żadnym z moich chłopaków. Ale nie wiedziałam, o co właściwie byłam zazdrosna. Ostatnio wcale nie szukałam żadnego związku. Byłam skupiona na pracy. Jest środek lata, kłamczucho.

Odrzuciłam tę myśl i szybko wyszłam z pokoju. Musiałam wrócić do limuzyny, zanim przez moje stuknięte przyjaciółki trafię do więzienia.

Rozdział 2.

Daphne

Przed wyjściem z hotelu dyskretnie się rozejrzałam. Limuzyna stała sobie spokojnie, tak jak wcześniej, a dookoła nie było nawet śladu gliniarzy. Wyglądało na to, że było czysto. Ale jeśli szybko stąd nie wyjdę, to ta dziwna kobieta z recepcji z pewnością wezwie policję.

Otworzyłam drzwi i wyszłam stamtąd najszybciej, jak potrafiłam, kierując się wprost do limuzyny.

— Daphne? — usłyszałam męski głos zza swoich pleców.

Jestem zbyt młoda, aby umierać!

— Nie, to pomyłka — powiedziałam i przyspieszyłam kroku.

— Daphne! Zaczekaj!

Poczułam czyjąś rękę na ramieniu i o mało nie wrzasnęłam. Jakby wrzeszczenie na gliniarzy mogło w czymkolwiek pomóc.

— To ja, Rick. Tata Justina. Poznaliśmy się na meczu lacrosse’a, prawda?

Rick? Odwróciłam się i podniosłam na niego wzrok.

— Och — roześmiałam się. — Rick, racja. Miło cię widzieć — odpowiedziałam.

Pamiętałam go. Jeden z moich kolegów z pracy się pochorował i musiałam go zastąpić na stoisku z jedzeniem podczas meczu lacrosse’a. Unikałam jak ognia wszelkich wydarzeń sportowych. Głównie dlatego, że wszyscy zwykle zakładali, iż jestem uczennicą, a nie nauczycielką. Co właściwie nie było jakimś wielkim problemem. Jednak chciałam, aby uczniowie mnie szanowali. A nie flirtowali ze mną.

Ale podczas tamtego meczu lacrosse’a żaden uczeń ze mną nie flirtował, przede wszystkim dlatego, że to Rick pochłaniał mój czas i uwagę. Od razu mu oznajmiłam, że jestem nauczycielką. Szybko przypomniałam sobie i przejrzałam w głowie swoją mentalną listę. Był inteligentny, miał dobrą pracę i był zdecydowanie przystojny. Miał też parę siwych włosów na głowie, co tylko czyniło go jeszcze bardziej seksownym i dystyngowanym. Były także dwie czerwone flagi. Po pierwsze — był trochę ode mnie starszy. Po drugie — był ojcem jednego z moich uczniów. Pierwsza kwestia nie byłaby szczególnie istotna, w przeciwieństwie do drugiej, która stanowiła problem. Łamałaby moją zasadę. Nigdy nie umawiałam się z rodzicami swoich uczniów. Przenigdy. To byłoby całkowicie nieprofesjonalne.

Uśmiechnął się.

— Wszystko w porządku? Nie chciałem cię wystraszyć.

— Och, tak, wszystko dobrze. Ja tylko… bardzo się spieszę — powiedziałam i spojrzałam na limuzynę.

Byłam pewna, że moje przyjaciółki bacznie nas obserwują. Z wyjątkiem Aliny, rzecz jasna. W końcu ma na głowie tę poszewkę.

— Rozumiem. Wyjeżdżasz?

— Ta — odpowiedziałam jakoś niezgrabnie. Głównie dlatego, że nie bardzo mogłam mu powiedzieć, dokąd jadę, ponieważ sama nie miałam bladego pojęcia. — Co u Justina?

— Wszystko dobrze. Uczy się do egzaminu.

— Fantastycznie. Wielka szkoda, gdy dzieci nie ćwiczą swoich umysłów również w wakacje — wypaliłam. To zabrzmiało jak kazanie nudnego dorosłego.

Uśmiechnął się.

— Nie mógłbym tego ująć celniej. Właściwie cieszę się, że cię spotkałem. Wiem, że nie umawiasz się z rodzicami swoich uczniów. Ale są wakacje. Praktycznie rzecz biorąc, w tym momencie Justin nie jest twoim uczniem.

Uśmiechnęłam się sztucznie. Czy on chce niezobowiązującego letniegoromansu? To była trzecia czerwona flaga.

— Przepraszam, Rick, ale naprawdę uważam, że to nie jest dobry pomysł.

— Proszę, tylko mi nie mów, że to dlatego, iż Justin się w tobie podkochuje. Znasz dzieciaki, to u nich przelotne.

Kurwa, co? Czwarta czerwona flaga. Znowu niezgrabnie się uśmiechnęłam.

— Nie, nie w tym rzecz — odpowiedziałam. No, może teraz trochę jednak tak.

Wyciągnął z kieszeni portfel i wyjął z niego wizytówkę.

— Proszę tylko o jedną randkę, Daphne. Daj mi szansę, a może zmienisz zdanie — powiedział i wręczył mi wizytówkę.

Przy czterech czerwonych flagach? Nie sądzę.

— Pomyślę o tym — odpowiedziałam i wsunęłam wizytówkę do przedniej kieszeni walizki Aliny.

Nie potrzebowałam tego. Nie umiałam znaleźć racjonalnego powodu, dla którego miałabym się z nim umówić na randkę. Nawet pomimo tego, że nie byłam na żadnej od wielu miesięcy. Już samo wyobrażenie sobie Justina nazywającego mnie mamusią sprawiało, że całkowicie bez znaczenia było to, jak seksowny i dystyngowany był Rick. Pewne sprawy znajdowały się na mojej liście nie bez powodu. Gdybym ot tak porzucała swoje zasady, nie byłoby po co tworzyć listę.

— Baw się dobrze na wakacjach.

— Dziękuję.

— I mam nadzieję, że wkrótce się odezwiesz — dodał z uśmiechem. — Do zobaczenia, Daphne.

— Do zobaczenia, Rick — odpowiedziałam.

Miałam nadzieję, że już nigdy go nie zobaczę. Pociągnęłam walizkę Aliny w stronę limuzyny. Layla otworzyła drzwi i wystawiła głowę.

— Łał, łał! — krzyknęła.

Moja twarz prawdopodobnie przybrała kolor buraka. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Ricka. Mrugnął do mnie, a ja szybko wsiadłam do limuzyny.

— A co ci chodzi? — zapytałam.

— Kim jest ten szpakowaty przystojniak? — odpowiedziała pytaniem Layla.

— Ojcem jednego z moich uczniów.

— Jest piekielnie seksowny.

Spojrzałam przez szybę limuzyny na odchodzącego Ricka. Może i był seksowny, ale nie był facetem, którego szukałam. A jakiego szukałam?

— Chyba tak — odpowiedziałam.

— Chyba tak? Pozwoliłabym mu zrobić ze sobą okropne rzeczy — odezwała się Kristen. Wstała i uderzyła głową w sufit limuzyny. — Auć, dlaczego wszystko na świecie projektuje się pod kątem niskich osób?

Roześmiałam się.

— Wcale nie. To ty jesteś nienaturalnie wysoka. A obie zdecydowanie za dużo wypiłyście — dodałam i chwyciłam butelkę szampana, która teraz znajdowała się w rękach Layli. — Layla, jesteś żoną Ethana, który, nawiasem mówiąc, jest niezłym ciachem. A ty, Kristen, spotykasz się z Timem. I najwyraźniej go lubisz z jakiegoś powodu. Kristen, usiądź.

Kristen się nadąsała i z powrotem usiadła na swoim miejscu.

— Przecież wiesz, Tim jest niezłym ciachem. Bez dwóch zdań, Daphne. Alina, czy Tim jest ciachem?

— Czy możecie mi zdjąć, do cholery, to coś z głowy? — wrzasnęła Alina spod poszewki.

— Może powinnyśmy ją jeszcze zakneblować? — zapytała Layla.

Nie wiem dlaczego, ale ryknęłam głośnym śmiechem, którego nie mogłam powstrzymać. Okazał się zaraźliwy, ponieważ dopadł też Laylę i Kristen.

— Jeśli którakolwiek z was mnie dotknie, uderzę ją w cycki — oznajmiła Alina.

— Właśnie dlatego związałyśmy jej ręce — powiedziała Kristen.

Zaczęłyśmy się jeszcze bardziej śmiać.

— O mój Boże, powinnyśmy jej zdjąć to z głowy — stwierdziłam, gdy tylko znowu mogłam oddychać. — W końcu już udało się nam pomyślnie ją porwać.

— Nie, dopóki nie dotrzemy do celu — zaprotestowała Kristen.

Layla się roześmiała.

— Nie ma mowy, żeby przeszła przez odprawę w tej poszewce.

— Odprawę? — zapytała Alina. — Jedziemy na lotnisko? Dokąd, wy idiotki, mnie zabieracie?!

Kristen klepnęła Laylę w ramię.

— Rzeczywiście, chyba trzeba się tego pozbyć. Dobrze, myślę, że możemy zdjąć ci z oczu zasłonę i rozwiązać ręce, skoro i tak już wiesz, że jedziemy na lotnisko — powiedziała Kristen i przysunęła się do Aliny, żeby zdjąć jej z głowy poszewkę i rozwiązać ręce.

Alina natychmiast walnęła ją pięścią w cycek.

— Cholera, to boli! — krzyknęła Kristen i złapała się za prawą pierś.

— Co wam odbiło, dziewczyny?! — wrzasnęła Alina.

— Nam? To ty przed chwilą walnęłaś mnie w pierś!

— Ostrzegałam was, że to zrobię. Nie wiem, dlaczego mi nie uwierzyłaś — powiedziała Alina i wybuchnęła śmiechem. — Niedźwiedzia Mamo! Dlaczego pozwoliłaś, żeby mi to zrobiły? — zapytała Alina i opadła na siedzenie obok mnie.

Niedźwiedzia Mama. Westchnęłam. Sądziłam, że współudział w porwaniu pozbawi mnie tego przydomka. Może powinnam zrobić coś jeszcze bardziej popapranego. Na przykład umawiać się z ojcami swoich uczniów i pić szampana od samego rana. Fuj. Co do pierwszej kwestii, to nawet nie było mowy, żebym zmieniła zdanie. Ale szampan od samego rana? Dlaczego nie, do cholery? Pociągnęłam łyk z butelki, którą skonfiskowałam Layli. Poza tym nienawidziłam latać, miałam więc nadzieję, że szampan mnie trochę uspokoi.

Rozdział 3.

Daphne

Kristen przycisnęła bilety do piersi.

— Drogie panie, czy jesteście gotowe, żeby się dowiedzieć, dokąd udajemy się w ten weekend?

— Tak — odpowiedziałyśmy wszystkie trzy zgodnym chórem.

— Cóż, tym gorzej. W tej chwili mogę wam powiedzieć jedynie to, że kierujemy się do bramki A.

— Czy to nie są loty międzynarodowe? — zapytałam.

— Mhmm — mruknęła Kristen i klasnęła w dłonie.

— Kristen, nie wzięłam paszportu — powiedziała Alina. — Dlaczego po prostu nie powiedziałaś mi, co zamierzamy robić? To katastrofa.

— Wzięłaś paszport — odpowiedziałam i rozsunęłam zamek przedniej kieszeni jej walizki, po czym chwyciłam dokument wraz z przyklejonym do niego liścikiem od Bryce’a i jej wręczyłam.

Alina uśmiechnęła się, gdy przeczytała wiadomość na karteczce.

— Wychodzisz za mąż za najmilszego i najsłodszego faceta pod słońcem — powiedziała Kristen. — Był bardzo przybity tym, że pomagał nam cię porwać.

Alina podniosła wzrok znad karteczki. Wyglądała na taką szczęśliwą i zakochaną.

I znów pojawiło się to uczucie. Jakieś ukłucie zazdrości, gdzieś z tyłu mojej głowy. Starałam się odpędzić te myśli. Kiedy stałam się zazdrosna o to, że moje przyjaciółki wychodzą za mąż? Jak mogłam być o to zazdrosna, skoro w tym momencie nawet się z nikim nie spotykałam? Sama byłam tak daleka od zamążpójścia, że to wszystko nawet nie było śmieszne. Może w tym tkwił problem. Ale to wcale nie powinien być żaden problem. Miałam dopiero dwadzieścia trzy lata. To nawet dobrze, że nie znalazłam jeszcze drugiej połówki. Wciąż miałam na to czas. Miałam jeszcze co najmniej dziesięć lat płodności przed sobą. To zdecydowanie mnóstwo czasu.

— Tu Ziemia, Daphne — powiedziała Kristen i pomachała mi ręką przed oczyma. — Nie domyślasz się, dokąd jedziemy?

Najwyraźniej bardzo starały się zwrócić moją uwagę, gdy byłam całkowicie pochłonięta przeliczaniem, kiedy się skończy moja pula komórek jajowych.

— Uhm… na Bahamy?

— Layla przed chwilą tak powiedziała.

— Racja. Zatem Dominikana?

— Nie.

Dotarłyśmy do bramki A. Kristen musiała w końcu dać nam nasze bilety, żebyśmy mogły przejść przez odprawę.

— Dźwięk werbla, proszę — powiedziała Kristen.

Jak na komendę Alina zaczęła klepać dłońmi w uda.

— Kostaryka!

— Ach! — Alina objęła Kristen. — Pamiętałaś!

Roześmiałam się. Podczas studiów wszystkie trzy chciałyśmy polecieć na ferie wiosenne do Kostaryki. Ale nasi rodzice nie zgodzili się, żebyśmy wyjechały za granicę. Ostatecznie wylądowałyśmy w Fort Lauderdale na Florydzie. To było tak, jakby Kristen zorganizowała nam podróż, którą wszystkie wtedy chciałyśmy odbyć.

Jednak poczułam jakiś niepokój w żołądku. Być może na studiach chciałam polecieć do Kostaryki, ale teraz już nie. Spojrzałam na bransoletkę na nadgarstku. Chciałam tylko wrócić do swojego mieszkania i zwinąć się w kłębek na kanapie z dobrą książką w ręku. Wzięłam głęboki oddech. Po prostu musiałam się skupić na wieczorze panieńskim Aliny.

— Czuję się teraz całkowicie wykluczona — powiedziała Layla.

Alina wypuściła Kristen ze swojego uścisku.

— Na studiach chciałyśmy tam polecieć na ferie wiosenne, ale rodzice nas nie puścili.

— Cóż, dobrze zrobili. Wszyscy wiedzieli, co się stało, gdy wyjechałaś z kraju podczas kursu ITA.

Twarz Aliny poczerwieniała.

— Proszę, czy możemy o tym nie rozmawiać? Ile razy mam jeszcze powtórzyć, że to był błąd?

— Skarbie, to nie był błąd — powiedziała Layla. — To był pieprzony cud.

Alina roześmiała się.

— Bez względu na to, co to było, nie powtórzy się podczas tej wycieczki. Powiedziałam Kristen, że chcę przyjemnego, spokojnego tygodnia panieńskiego spędzonego wspólnie z wami. Nawet nie użyłam słowa „impreza”.

— Tak, przyjemnego i spokojnego — powiedziała Kristen do Aliny. — Oczywiście. Jaka byłaby ze mnie druhna, gdybym nie zapewniła ci dokładnie tego, o co prosiłaś? — zapytała, po czym do mnie wyszeptała: — Będzie zajebiście odlotowo.

O Boże. Przypomniałam sobie, że w internecie nie można było znaleźć żadnej informacji na temat Blue Parrot Resort. Chciałam, żeby Kristen żartowała, ale wszystko wskazywało na to, że mówiła serio. Jeśli zabierała nas na jedną z tych pieprzonych prywatnych „pływających wysp”, na których wszyscy wszystkich zdradzają, to ja jako następna przyłożę jej w cycka.

***

Moje serce przyspieszyło, jak tylko usłyszałam ryk silników.

Alina ścisnęła moją rękę.

— Przecież wiesz, że latanie jest bezpieczniejsze od jazdy samochodem, prawda?

— Wiem, że statystycznie to rzeczywiście prawda. Ale człowiek jest zamknięty w wielkiej, metalowej, latającej tubie. To bez sensu!

— Jesteś nauczycielką w liceum. Jakim cudem nie rozumiesz zasad fizyki?

— Nauki ścisłe nigdy nie były moją najmocniejszą stroną.

— Przyszłość edukacji naszych dzieci jest skazana na niepowodzenie — powiedziała i przyłożyła sobie rękę do czoła.

— Och, przestań dramatyzować. Kiedy skończą ze mną zajęcia, będą doskonale przygotowane do rachunku różniczkowego i całkowego.

— To taka przydatna umiejętność.

— Jest bardzo przydatna! Matematyka jest niedoceniana. Używasz jej na co dzień.

— Ja nie używam.

— Musisz na przykład odmierzać składniki podczas pieczenia ciast, dodając lub odejmując ułamki, żeby zachować proporcje, gdy chcesz zrobić czegoś więcej lub mniej.

— Wszystkie przepisy mam w głowie. I odmierzam na oko. A Bryce zajmuje się za mnie wszystkimi sprawami finansowymi. Żyję wolnym od matematyki życiem i uwielbiam to.

Przewróciłam oczami.

— Świetnie. A ja codziennie używam rachunku różniczkowego.

— Tylko dlatego, że codziennie uczysz dzieciaki tych bezużytecznych umiejętności — stwierdziła Alina i wskazała mi okno.

Spojrzałam. Skutecznie udało jej się odwrócić moją uwagę od startu samolotu.

— Dzięki — powiedziałam i odchyliłam się na siedzeniu.

— A skoro mowa o szkole — zaczęła Alina — czy podkochiwał się w tobie w tym roku któryś z seksownych piłkarzy?

Roześmiałam się.

— Nie wiem, dlaczego zawsze zakładasz, że moi uczniowie się we mnie podkochują.

— Ponieważ jesteś seksowna — wtrąciła się Kristen. — A uczniowie zawsze kochają się w swoich seksownych nauczycielkach. To jest fakt.

— Ale ja jestem o pięć lat starsza od swoich najstarszych uczniów.

— Wiek nie ma znaczenia. Znaczenie ma seksapil. A ty tam rządzisz. No i jesteś jakby poza zasięgiem, zakazana, niedostępna. Wszyscy chłopcy pewnie ślinią się na twój widok.

— Ale jesteś śmieszna — odpowiedziałam.

Pomyślałam jednak o tym, co mi powiedział Rick. Że jego syn się we mnie podkochuje. Czy to normalne, że nauczyciele dostają od swoich uczniów prezenty na urodziny? A bycie przyjaciółmi na Facebooku chyba nie jest dziwne? Czy jest? Czyżbym przekroczyła już tak wiele granic i nawet sobie z tego nie zdawałam sprawy? Kurwa, czy wielu moich uczniów się we mnie podkochuje?

Alina się roześmiała.

— Kristen miałaby coś do powiedzenia na ten temat. Jest specjalistką w tej dziedzinie.

— Dlaczego? Ponieważ prześladowała profesora Huntera? — zapytałam.

—Hola, hola. Nie prześladowałam profesora Huntera. Prześladowanie to takie nieprzyjemne słowo.

Layla zaczęła się śmiać.

— To prawda. Prześladowanie jest takie przerażające. A z tego, co słyszałam na temat zachowania Kristen, to ona była po prostu głupiutką, zauroczoną studentką.

— Widzisz. Layla musiała wnieść o zakaz zbliżania się przeciwko swoim stalkerom. Zna się na rzeczy. A ja przez ten jeden semestr byłam po prostu zakochana po uszy w profesorze Hunterze. I chciałabym się dowiedzieć, jak tamtej studentce udało się z nim przespać, podczas gdy to ja w oczywisty sposób dawałam mu do zrozumienia, że go pragnę. To było takie… jasne i czytelne. Zaspokoiłabym wszystkie jego potrzeby. Wszystkie. A szczególnie te najbardziej wyuzdane. Wciąż się zastanawiam, co on robi w nocy. I oczywiście nadal chciałabym spełniać wszystkie jego naprawdę niegrzeczne zachcianki.

— Stalkerka — powiedziałam i zakaszlałam w dłoń.

— Wcale nie. A poza tym obecnie jestem zakochana w Timie. Wiecie o tym. Ale żadna z was nie może z ręką na sercu powiedzieć, że profesor Hunter nie jest przystojny. To przykład idealnego faceta. A do tego jest taki mądry. Mogłabym słuchać jego wykładów przez cały dzień.

Alina wzruszyła ramionami.

— Nie sądziłam, że wciąż jesteś w nim zakochana.

— Bo nie jestem. Ale kiedy tak wszystkie o nim rozmawiamy, to po prostu cieknie mi ślinka.

— To powiedz mi, Layla — kontynuowała Alina — czy zdobycie adresu profesora Huntera i wystawanie pod jego domem w nadziei, że się w końcu go spotka, to jest stalking, czy nie?

— Uhmm…

— A ciągłe chodzenie do jego gabinetu, zadawanie głupich pytań i powtarzanie w kółko jednego zdania: „Jestem bardzo dojrzała jak na swój wiek” po wykonaniu każdego zadania?

Layla spojrzała na Kristen.

— Nie mówiłaś mi tego, wariatko.

Kristen się roześmiała.

— Świetnie. Prześladowałam profesora Huntera. Nieważne. Jezu, gdybym tylko miała świadomość, że byłam jego stalkerką, włamałabym się do jego mieszkania albo zrobiła nawet coś jeszcze bardziej szalonego. Zmarnowałam okazję.

— A co by było, gdybyś go znowu zobaczyła? Co byś zrobiła? — zapytała Layla.

— Pocałowałabym jego piękną twarz. Chciałabym poczuć smak jego skóry.

Roześmiałam się.

— Kristen, on jest zaręczony — powiedziałam.

— No i?

— No i to byłoby zupełnie tak, jakby teraz jakiś maniak próbował całować się z Aliną.

— Gdyby ktoś inny niż Bryce spróbował mnie pocałować, zarobiłby pięścią między oczy — oznajmiła Alina.

Kristen się roześmiała.

— Cóż, zdecydowanie nie chciałabym oberwać fangi w nos od profesora Huntera. Ma takie seksowne, wyraziste mięśnie — powiedziała i przygryzła wargę.

— Jest stalkerką bez dwóch zdań. Powinna mieć zakaz zbliżania się do tego biednego profesora — stwierdziła Layla i podniosła broszurę ze spisem filmów. — Ktoś chce obejrzeć film?

— Wybiera panna młoda — oświadczyła Alina i wyrwała Layli spis. — Co? — zapytała, gdy wszystkie na nią spojrzałyśmy. — Byłam taka grzeczna podczas planowania ślubu. Ale teraz zostały już tylko trzy tygodnie. Najwyższy czas, żebym stała się panną młodą z piekła rodem, prawdziwą Bridezillą, która da wam popalić.

Rozdział 4.

Daphne

— Patrz! — krzyknęła Kristen i szturchnęła mnie łokciem w żebra. — Tam jest małpa!

Powoli otworzyłam oczy i spojrzałam we wskazane miejsce. Byłyśmy w samym środku lasu deszczowego. Pewnie zasnęłam. Otarłam ślinę z boku twarzy.

— Niesamowite. Jak daleko mamy jeszcze do hotelu? — zapytałam.

Międzylądowanie i siedem godzin spędzonych w powietrzu to naprawdę długa podróż. A teraz siedziałyśmy w tym głupim samochodzie kolejne kilka godzin. Marzyłam tylko o tym, żeby się zwinąć w kłębek w swoim łóżku.

— No właśnie — odezwała się Alina. — Gdzie to, do cholery, jest?

— Drogie panie, prawie jesteśmy na miejscu — odezwał się kierowca.

— Widzicie, prawie jesteśmy na miejscu — powtórzyła Kristen, znowu wskazując okno. — Kolejna małpa!

Layla jęknęła przez sen.

— Powinnyśmy jej dorysować wąsy — zaproponowała Kristen. — Chyba mam gdzieś długopis — powiedziała i chwyciła torebkę.

— Nie — odezwała się Alina i wyrwała ją Kristen z rąk. — Nie bądź złośliwa. Wiesz, jak bardzo Layla mi pomogła po tym wszystkim, co zdarzyło się podczas ITA. Nie wiem, jak przetrwałabym to bez niej.

— Masz na myśli cały ten rozgłos? My też przy tobie byłyśmy. A poza tym nie jestem złośliwa. Robię po prostu klasyczny żart, jak na wieczór panieński przystało.

— Nie w tym rzecz i dobrze o tym wiesz. Poprzyj mnie, Niedźwiedzia Mamo.

Patrzyłam w okno. Pomyślałam, że może nawet zabawnie byłoby narysować wąsy na idealnej twarzy Layli. Jednak wiedziałam, że jeśli nie poprę Aliny, wkrótce sama obudzę się z dorysowanymi wąsami. A ja nie wyglądałabym w nich tak dobrze jak Layla.

— Przestańcie się wykłócać. Żadnych wąsów.

Kristen westchnęła.

— Dobrze. O, spójrzcie!

Las deszczowy nagle się rozstąpił i naszym oczom ukazał się wysoki budynek. Podjechaliśmy do zadaszonej bramy wjazdowej. W holu zauważyłam grupę kobiet w szpilkach i bikini. Kto nosi szpilki do kostiumu kąpielowego? Przewróciłam oczami. Alina, Kristen i Layla będą tutaj świetnie pasować. I było całkiem jasne, że ja będę znacząco odstawać od reszty. Zwłaszcza w jednoczęściowym kostiumie, który zabrałam ze sobą. Nawet nie leżał obok seksownego. Zwykły, jednoczęściowy strój kąpielowy, w sam raz dla starszej pani.

Szturchnęłam Laylę.

— Jesteśmy na miejscu.

Natychmiast otworzyła oczy.

— Dziękuję za uchronienie mnie przed wąsami — wyszeptała. — Jestem twoją dłużniczką.

— Nie spałaś?

— Nie. Chciałam tylko zobaczyć, czy Kristen rzeczywiście się odważy. Gdyby tylko spróbowała, zamierzałam jej przyłożyć w drugiego cycka.

Roześmiałam się. Nie znałam Layli za dobrze, ale zdecydowanie pasowała do nas.

— Tak długo jak nie będziesz po mnie rysować, jesteśmy kwita.

— Załatwione. Łał, to miejsce wygląda niesamowicie.

Kierowca otworzył drzwi i Layla wysiadła. Szybko podążyłam za nią, a Alina i Kristen wysiadły z drugiej strony.

— Tak mi smutno, że Em nie mogła lecieć z nami — powiedziała Alina, podchodząc do mnie. — Zawsze chciała pojechać za granicę.

Em to młodsza siostra Bryce’a. Wszystkie bardzo się z nią zżyłyśmy.

— Mogła wziąć urlop albo na wesele, albo na ten wyjazd — powiedziałam. — Sądzę, że podjęła właściwą decyzję.

Alina się roześmiała.

— Ale mimo wszystko. Bardzo by jej się tutaj spodobało.

— Tak — powiedziałam.

A mnie rozbolał brzuch, gdy spojrzałam na hotel. Założyłam ręce na piersiach. Było gorąco i wilgotno, ale mnie nagle zrobiło się zimno.

— Hej — powiedziała Alina. — Przepraszam, mogłam to lepiej ująć. Nie pomyślałam.

— Co? — zaśmiałam się niezgrabnie. — Wszystko w porządku. Jest dobrze — dodałam i potrząsnęłam głową.

Dobry sen spowoduje, że poczuję się lepiej. Musiałam tylko oczyścić umysł i skupić się na zabawie w stylu Kristen.

— W takim razie będziemy musiały dzisiaj wieczorem wszystkie wypić za Em — oznajmiła Kristen i chwyciła Alinę pod ramię.

— Czy nie powinnyśmy po prostu najpierw się trochę przespać? — zapytałam. Ja byłam wykończona.

— Jest dopiero dwudziesta! To miejsce jest znane z niesamowitych klubów. Zameldujmy się i zacznijmy imprezę!

Pozostałe dziewczyny wyglądały na podekscytowane, idąc za Kristen do hotelu. Poczłapałam za nimi z założonymi rękami. Miałyśmy być tutaj przez tydzień. Jeśli nie będę się wysypiać, stanę się po prostu zrzędliwą marudą.

— Witamy w Blue Parrot Resort — powiedział mężczyzna w recepcji. — Jestem Javier. W czym mogę pomóc? — zapytał.

Był kilka lat od nas starszy i miał na sobie czarny smoking. Nigdy nie widziałam tak elegancko ubranego recepcjonisty.

— Dobry wieczór, mamy tutaj rezerwację dla czterech osób, na nazwisko Kristen Dwyer — powiedziała Kristen.

— Proszę chwileczkę poczekać, pani Dwyer — odparł Javier, wpisując coś do komputera i uważnie wpatrując się w monitor. — Ach, jest. Zatrzymują się panie u nas na siedem nocy w pokoju czteroosobowym. Czy to się zgadza?

— Tak.

— Doskonale. Czy któraś z pań była już u nas wcześniej?

— Nie.

— Zatem pozwólcie, że pokrótce opowiem o naszej ofercie — zaczął Javier, chwytając broszurę i przesuwając ją po ladzie w naszą stronę. — Mamy tutaj trzy restauracje, które są czynne codziennie od szóstej rano do drugiej w nocy. Jeśli macie ochotę na szybkie przekąski, to w waszym pokoju znajduje się minibar. Ponadto mamy też minibar z przekąskami tutaj po lewej — powiedział, wskazując ręką.

Rozejrzałam się i zobaczyłam, że ten minibar był w pełni zaopatrzony we wszystko, od czipsów, poprzez lody, po wino. Nagle zdałam sobie sprawę, jak bardzo byłam głodna. Zaburczało mi w brzuchu, gdy przyglądałam się tym smakołykom.

— Mamy cztery baseny, w tym basen bez krawędzi na dachu. Roztacza się z niego spektakularny widok na las deszczowy, zwłaszcza podczas zachodu słońca. Ponadto każdego dnia organizujemy przeróżne atrakcje. Możecie zapoznać się z ofertą i zapisać się tam, na tablicy. Aby zaostrzyć wasz apetyt, powiem tylko, że między innymi oferujemy wycieczki po lesie deszczowym, zjazdy tyrolką, park linowy i o wiele więcej — powiedział Javier, pokazując w broszurce imponujące zdjęcia roześmianych ludzi zjeżdżających na linach pomiędzy drzewami.

— Łał, wygląda niesamowicie — uznała Alina.

— Tak, tyrolka to jedna z naszych najpopularniejszych atrakcji. Tylko szybko się zapiszcie, żeby nie przegapić okazji. Miejsca rozchodzą się jak świeże bułeczki.

— Zdecydowanie tak zrobimy — powiedziała Kristen i oparła się o ladę. — Czy wieczorem w restauracjach można potańczyć?

Javier wskazał korytarz po naszej lewej stronie.

— W Jaguar’s Den. Mają tam świetne steki i jeszcze lepszą muzykę do tańca.

— Doskonale.

— Nie chcę wam już zabierać więcej czasu, ale muszę jeszcze powiedzieć o ostatniej rzeczy. O naszej grze bransoletkowej. Znacie ją?

Wszystkie cztery popatrzyłyśmy na siebie, a potem potrząsnęłyśmy głowami.

— Nie ma problemu — powiedział Javier, a potem wyjął cztery piękne złote bransoletki i zapiął każdej z nas taką na nadgarstku. — Będą wasze przez cały tydzień.

Moja własna bransoletka wyglądała teraz o wiele mniej atrakcyjnie. Próbowałam odpiąć bransoletkę, którą dostałam od Javiera, ale nie mogłam znaleźć zapięcia. Może było zepsute. Nie potrzebowałam nowej. Chciałam tylko tę, którą już miałam.

— Musimy je nosić? — zapytałam. — Moja jest chyba zepsuta.

Javier roześmiał się i wyjął jakąś kartę kredytową.

— Każda kobieta, która u nas gości, otrzymuje taką bransoletkę i musi ją zakładać codziennie rano. A każdy mężczyzna otrzymuje jedną z tych kart. Kiedy macie na ręce bransoletkę, każdy facet może do was podejść i poprosić, abyście wykonały polecenie znajdujące się na jego karcie. Gdy je wykonacie, mężczyzna może przesunąć kartą nad waszą bransoletką, aby aktywować czip RFID, dzięki czemu będziecie mogły odpiąć i zdjąć bransoletkę.

— Jakiego rodzaju polecenia znajdują się na tych kartach? — zapytałam.

— Przeróżne — odpowiedział Javier i odwrócił kartę, którą akurat trzymał w dłoni. — Zrób masaż.

Alina roześmiała się.

— Nie tak źle. Przez chwilę pomyślałam, że chodzi o seks.

Javier się nie roześmiał. Tylko wzruszył ramionami. Jego reakcja spowodowała jakiś niekomfortowy ucisk w moim brzuchu.

— A co, jeśli nie chcemy grać w tę bransoletkową grę? — zapytałam.

— Przestań zrzędzić, Niedźwiedzia Mamo — odezwała się Kristen. — Będzie zabawnie. To tylko drobne polecenia. Idealne na wieczór panieński.

Mam nadzieję.

Javier pokiwał głową.

— Dokładnie tak, pani Dwyer.

Może Kristen miała rację. Przykład podany przez Javiera wydawał się nieszkodliwy. Wykonanie masażu jakiemuś nieznajomemu facetowi byłoby niezręczne, ale jeszcze nie jakieś straszne. Nie zdążyłam zadać więcej pytań dotyczących gry, bo Javier wręczył nam po karcie hotelowej z elektronicznym kluczem do pokoju.

— Macie pokój numer pięćset dziesięć. Skorzystajcie z windy, a potem, na piątym piętrze, skręćcie w lewo. Czy jeszcze mogę w czymś pomóc?

— Jeśli chodzi o ten masaż, to jak długo musiałabym go wykonywać? Są na to jakieś ramy czasowe? — dopytywałam.

Kristen chwyciła mnie za ramię.

— Nie, w niczym więcej nie może nam pan pomóc.

Javier uśmiechnął się do mnie.

— Bardzo dobrze. Życzę miłego pobytu. W razie jakichkolwiek pytań i wątpliwości będę tutaj w recepcji.

Rozdział 5.

Daphne

Gdy tylko weszłyśmy do pokoju, padłam na podwójne łóżko. Było takie miękkie i wygodne. Czułam się jak w niebie.

Layla padła obok mnie.

— To najwygodniejsze łóżko, na jakim kiedykolwiek leżałam.

— Też tak uważam — powiedziałam, mocno ziewając.

— Wy dwie, wstawajcie. Wychodzimy! — krzyknęła Kristen, już grzebiąc w swojej walizce. Wyjęła krótką, błękitną sukienkę i zaczęła się przebierać.

Jęknęłam.

— Kristen, w domu jest już dwudziesta druga. Podróżowałyśmy przez cały dzień. Nie jesteś wykończona? Może mogłybyśmy wypożyczyć jakiś film albo coś takiego? — zapytałam i spojrzałam na Alinę. Zwykle popierała tego rodzaju pomysły.

— Nie patrz tak na mnie — powiedziała. — Chcę zwiedzać.

Layla wstała.

— Jeśli nie położę się spać przed północą, pewnie gdzieś zasnę na stojąco — oznajmiła, po czym zsunęła się z łóżka i otworzyła walizkę.

Może później uda mi się przeciągnąć ją na swoją stronę i dokonać jakiegoś przewrotu. Ale teraz byłam naprawdę głodna. Usiadłam i się przeciągnęłam. Dziewczyny przebierały się w obcisłe sukienki i szpilki. Spakowałam kilka sukienek. Jedna z nich pewnie będzie się nadawać. Wyciągnęłam pierwszą z brzegu i założyłam.

— Co to ma być, do cholery?

Zerknęłam na wpatrującą się we mnie Kristen.

— Letnia sukienka. Niedawno ją kupiłam. To idealne połączenie uroku i wyrafinowania, nie sądzisz?