Wybuch (The Hunted #3) - Ivy Smoak - ebook + książka

Wybuch (The Hunted #3) ebook

Smoak Ivy

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

5 gwiazdek dla absolutnie odjechanej powieści, którą po prostu trzeba przeczytać!!!!!

Daisy na blogu Crazy Daisy Book Whore

Był taki moment, kiedy James postanowił zakończyć związek z Penny. Widocznie wtedy uważał, że miłość, która sprzeciwia się wszelkim normom społecznym, jest skazana na zagładę. Ale to już przeszłość. Penny i James nie przetrwali próby rozstania. Musieli być razem. Przeprowadzili się do Nowego Jorku. Tam mieli zacząć od nowa, aby potem żyć długo i szczęśliwie. Jednak radość Penny trwała krótko. Pierwszym wstrząsem była wyraźna niechęć rodziców Jamesa, nie chcieli nawet poznać wybranki swojego syna. Później doszły intrygi Isabelli, byłej żony Jamesa.

Prawdziwym problemem jednak okazały się jego tajemnice. Poczucie, że nie wszystko jest w porządku, że gdzieś czai się coś, co zrujnuje jej miłość, dręczyło Penny z coraz większą mocą.

Dlaczego James z takim uporem coś przed nią ukrywał? Przecież ona była dla niego jak otwarta księga.

Jeszcze niedawno Penny chciała wyjść za Jamesa. Uważała go za mężczyznę swojego życia. Dla niego zgadzała się na łamanie własnych zasad. Sądziła, że kiedy uciekną od plotek, uda im się znaleźć szczęście. A teraz zrozumiała, że właściwie wcale go nie znała. I to był jej największy problem, bez prawdy bowiem nie ma prawdziwej miłości.

Tyle że w tym wypadku prawda ma niszczycielską moc.

Kiedy już zaczniesz czytać, nie będziesz w stanie przestać!

Saints and Sinners Books

Ta książka jest elektryzująca!!!

opinia z blogu Lina's Reviews: A Book Blog

Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 409

Oceny
4,6 (13 ocen)
10
2
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Bozena_1952

Nie oderwiesz się od lektury

Historia super, mnie wciągnęła na maxa. Polecam❤️
00
Melania22

Nie oderwiesz się od lektury

Idealna historia przepełniona emocjami ♥️🥰
00
Mamoja2007

Nie oderwiesz się od lektury

O boziu płacze
00

Popularność




Ivy Smoak

Wybuch

(The Hunted #3)

Przekład: Marta Czub

Tytuł oryginału: Eruption (The Hunted #3)

Tłumaczenie: Marta Czub

ISBN: 978-83-283-9096-6

Ivy Smoak © 2016

Polish edition copyright © 2024 by Helion S.A.

All rights reserved. No part of this book may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photocopying, recording or by any information storage retrieval system, without permission from the Publisher.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Drogi Czytelniku! Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adreshttps://editio.pl/user/opinie/wybuh3_ebookMożesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

Helion S.A. ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 230 98 63 e-mail: [email protected]: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Część I

Rozdział 1.

Sobota

Podeszłam do podium, uważając, żeby się nie potknąć. Za wszelką cenę chciałam uniknąć upadku na oczach tysięcy ludzi. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na dziekana Mullinsa, który wyczytywał kolejne nazwiska. Miałam poczucie, że przebyłam daleką drogę. Przez całe życie koncentrowałam się na dobrych wynikach w nauce, a teraz, kiedy wreszcie kończyłam studia, nie miałam pojęcia, czym właściwie chcę się zajmować. Pragnęłam cieszyć się tą chwilą, jednak bardzo się stresowałam.

— Penny Taylor — powiedział dziekan.

Weszłam powoli na scenę, odebrałam dyplom i uścisnęłam dłonie kilku osób, których nie znałam. Z uśmiechem zeszłam po schodach po przeciwnej stronie podium. Udało się. Skończyłam studia! Nie miało znaczenia, że nie wiem, co chcę robić. Ukończenie studiów było ogromnym osiągnięciem. Przerzuciłam frędzel przy birecie na lewą stronę i uśmiechnęłam się do fotografa, który czekał, aby uwiecznić tę chwilę. Oficjalnie stałam się absolwentką wyższej uczelni.

W drodze na swoje miejsce wpatrywałam się w tłum. Nie dostrzegałam żadnej znajomej twarzy. Przy takiej liczbie osób odnalezienie kogokolwiek po uroczystości będzie graniczyło z cudem. Usiadłam na krześle i słuchałam kolejnych wyczytywanych nazwisk. Rozpoznałam tylko kilka. Kampus był dużo większy niż ten na Uniwersytecie New Castle, a przybycie tu w połowie drugiego roku nie ułatwiło poznawania ludzi. Wcześniej nie poświęcałam temu zbyt wiele uwagi. Dopiero teraz uderzył mnie widok tylu obcych twarzy.

Ten rozdział mojego życia zamykał się na zawsze. Nagle odniosłam wrażenie, że tak naprawdę nie przeżyłam go w pełni. Szybko otrząsnęłam się z tej myśli. Fakt, że nie kojarzyłam setek nazwisk wyczytywanych przez dziekana, nie oznaczał przecież, że czas spędzony w college’u nie był satysfakcjonujący. Przeżyłam kilka cudownych lat. Niczego bym nie zmieniła.

Spojrzałam w lewo, znów wpatrując się w tłum. Gdzie on jest?

— Gratulacje dla rocznika dwa tysiące osiemnaście!

Wszyscy wokół wstali. Poszłam za ich przykładem i zaczęłam klaskać. Gdy tylko ludzie wokół się ruszyli, przecisnęłam się między osobami z mojego rzędu i skierowałam się do głównego holu. Wiedziałam, że będą tam podawane napoje i że jeśli nie dotrę tam jak najszybciej, nigdy nie uda mi się nikogo znaleźć.

Po otwarciu drzwi zobaczyłam, że w pomieszczeniu już znajdują się setki ludzi. Przecisnęłam się przez morze świętujących osób.

— Penny! Tutaj!

Uśmiechnęłam się i odwróciłam w stronę znajomego głosu.

— Tyler! — Podbiegłam do niego i zarzuciłam mu ręce na szyję.

Roześmiał się i poderwał mnie do góry, kręcąc się ze mną przez chwilę.

— Gratulacje — powiedział i cmoknął mnie w policzek, stawiając z powrotem na ziemi.

— Dzięki, Tyler. Bardzo się cieszę, że udało ci się przyjść.

— Za nic bym tego nie przegapił — powiedział i wypuścił mnie z objęć.

— Nie mogę uwierzyć, że to koniec. Jestem oficjalnie dorosła.

Roześmiał się.

— Wydaje mi się, że musisz znaleźć zatrudnienie, żeby można cię było uznać za dorosłą.

— Pracuję nad tym. Nie wszyscy kończą studia z obietnicą roboty na pełen etat, ważniaku.

Parsknął i włożył ręce do kieszeni.

— Gdzie reszta?

— Musiałem iść do łazienki, więc wyszedłem zaraz po tym, jak cię wyczytali. Zaraz powinni się zjawić.

— Melissie udało się przyjechać?

— Tak, przyjechała. — Tyler podrapał się w kark. — Tak właściwie, Penny, to chciałem z tobą porozmawiać o…

Zanim zdążył skończyć zdanie, ktoś zaatakował mnie mocnym uściskiem.

— Penny! — wrzasnęła Melissa.

Roześmiałam się.

— Witaj w Nowym Jorku!

— Dziękuję. — Melissa wypuściła mnie z objęć.

— Przewiozłaś bez problemu wszystkie rzeczy? Kiedy wychodziłam, a ciebie jeszcze nie było, martwiłam się, że coś ci się stało.

Zaśmiała się.

— Nie, nie, wszystko gra. Przewiozłam graty… tylko nie do ciebie.

— Co chcesz przez to powiedzieć?

— Uznałam, że lepiej będzie, jak zatrzymam się u Tylera, póki czegoś sobie nie znajdę. Podrzuciłam dziś rano do niego rzeczy.

— Och. — Poczułam, że coś ściska mnie za gardło. — A tak się cieszyłam, że znów będziemy razem mieszkać.

— Wiem. — Uśmiechnęła się i znów mnie uściskała. — Ale to i tak miało być tylko na kilka dni. Szybko znajdę coś swojego.

— Tyler na pewno nie ma nic przeciwko?

Melissa się roześmiała.

— Nie, właściwie sam mnie o to błagał. Prawda, Tyler?

Tyler zrobił dziwną minę i odwrócił się od nas.

Melissa znów się roześmiała.

— Słyszałam o twojej nowej pracy. Brzmi naprawdę super.

— Jezu, ciebie też próbuje przekonać, że to dobry pomysł? To nie jest dobry pomysł. Raczej nie przyjmę tej oferty.

— Dlaczego nie?

— Bo Penny nie chce ze mną pracować — odezwał się James.

Odwróciłam się z uśmiechem.

— Wiesz, że nie o to chodzi.

— Hm. — Położył mi dłoń na policzku. — Później możemy o tym porozmawiać. Gratulacje, Penny. — Pochylił się i pocałował mnie delikatnie w usta. Zaplotłam mu ręce na szyi.

Tata chrząknął. Poczułam, że robię się czerwona na twarzy.

— Cześć, tato! — Szybko odsunęłam się od Jamesa i uściskałam tatę, a potem mamę. — Cześć, mamo.

— Gratulacje, skarbie — powiedziała mama. — Jesteśmy z ciebie tacy dumni. I bardzo się cieszymy, że poznamy twoich rodziców, James. Już się nie możemy doczekać.

— Skoro o tym mowa… — James objął mnie ramieniem i spojrzał na mnie. — Nie mogli przyjechać.

Zacisnęłam usta. Boże. Tym razem naprawdę miałam nadzieję. Ale kogo ja próbowałam oszukać? Zawsze miałam nadzieję. Myślałam jednak, że teraz, kiedy ukończyłam studia, być może będą chcieli mnie poznać. Więc nie chodziło o mój wiek. Wygląda na to, że w ogóle nie zamierzali mnie poznawać. Przełknęłam z trudem ślinę.

James ścisnął mnie za ramię.

— Przykro mi, Penny.

— Nic nie szkodzi — powiedział tata. — Tak czy inaczej wybierzmy się na lunch. Ja stawiam.

Przywołałam uśmiech na twarz.

— Wspaniały pomysł.

— My będziemy się zbierać — oznajmiła Melissa.

— Oboje jesteście zaproszeni — powiedziała mama.

— Ja muszę się jeszcze rozpakować, więc chyba powinnam się za to zabrać. Do widzenia państwu. — Melissa uścisnęła ich krótko na pożegnanie.

— Ale jutro z nami idziesz, prawda, Melisso? — zapytała mama.

— Nie przepuściłabym takiej okazji. — Melissa mrugnęła do mnie.

Trudno było mi w tej chwili myśleć o sukni ślubnej. Rodzice Jamesa ewidentnie nie chcieli mnie w swojej rodzinie. Za każdym razem, kiedy odwoływali kolejne spotkanie, żeby mnie poznać, James mi powtarzał, żebym się nie przejmowała. Ale jak miałam się nie przejmować? Pod koniec miesiąca mieliśmy wziąć ślub, a w tej chwili wyglądało na to, że jego rodzice nawet na niego nie przyjdą.

— Jeszcze raz gratuluję, Penny. — Tyler uśmiechnął się do mnie i zaczął się przeciskać za Melissą przez tłum.

***

Oparłam głowę o ramię Jamesa. Świetnie się bawiłam podczas lunchu. Uwielbiałam rozmawiać z rodzicami i nadrabiać zaległości z Delaware. Dzięki temu czułam się wciąż związana z życiem, które zostawiłam za sobą. A przynajmniej tak sądziłam. Chciałam znaleźć sobie miejsce w życiu Jamesa. Nie chciałam dokładać mu niepotrzebnego stresu, ale właśnie to robiłam. Nie wiedziałam, jak sprawić, żeby jego rodzice mnie polubili. Do lubienia było jednak daleko. Byliśmy z Jamesem parą od dwóch i pół roku i dotąd ich nawet nie poznałam.

Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w odgłosy miasta, gdy nasz kierowca, Ian, wprawnie wiózł nas ulicami metropolii. Dźwięk klaksonów nie denerwował mnie już, tylko relaksował. Nowy Jork to był teraz mój dom. Żałowałam tylko, że bardziej tu nie pasuję.

— Hej. — James ujął mnie pod brodę i odwrócił do siebie moją twarz. — Jesteś podejrzanie milcząca.

Zagryzłam wargę.

— Penny, powinniśmy świętować.

Poczułam narastającą w gardle gulę.

— Oni nie przyjdą na nasz ślub, prawda?

Westchnął i oparł się czołem o moje czoło.

— Tak może będzie lepiej.

Odsunęłam się.

— Jak możesz tak mówić? To twoi rodzice. Powinni przyjść.

— Kocham cię. Tylko to się liczy.

— Idę jutro oglądać suknie.

Uśmiechnął się.

— Wiem.

— Twoja mama też powinna z nami być.

— Uwierz mi, nie chcesz, żeby ci doradzała w sprawach mody. — Pocałował mnie lekko w szyję. — Może skupimy się na czymś innym? — Znów pocałował mnie w szyję i położył dłoń na moim udzie, przesuwając palce wzdłuż rąbka sukienki.

Roześmiałam się i przytrzymałam jego rękę.

— Już prawie jesteśmy w domu.

— Do czego zmierzasz? — Pocałował mnie w obojczyk, wydobywając z moich ust jęk.

— Zmierzam do tego, że Ian będzie wiedział, że uprawiamy seks w samochodzie, jeśli nie wysiądziemy po zaparkowaniu.

James parsknął śmiechem.

— Zachowujesz się tak, jakbyśmy nigdy wcześniej tego nie robili. Dyskrecja jest wpisana w pełnioną przez niego funkcję.

Wsunęłam dłoń we włosy Jamesa.

— Za pięć minut będziemy w domu.

Westchnął i zdjął mi rękę z uda.

— Skoro nalegasz na rozmowę, to chciałbym wrócić do pomysłu ze stażem.

— Wciąż się nad nim zastanawiam.

— Melissie powiedziałaś co innego. — Wziął mnie za rękę i pomasował kciukiem wnętrze mojej dłoni.

— Wiem. — Spojrzałam na jego dłoń. — Co sobie ludzie pomyślą?

— Czy to naprawdę jest powód? Nigdy jakoś specjalnie się nie martwiłaś tym, co sobie ludzie pomyślą.

Podniosłam na niego wzrok. Miał rację. To nie był prawdziwy powód.

— Nie zasłużyłam sobie na to stanowisko, James.

— Właśnie ukończyłaś z wyróżnieniem Uniwersytet Nowojorski. Masz równie duże kwalifikacje co pozostali stażyści, których zatrudniamy. Chciałem dać ci normalną pracę, ale odmówiłaś. Jeśli koniecznie chcesz udowodnić, że się nadajesz, to właśnie jest sposób.

— Sama nie wiem…

— Nie musisz przyjmować tej propozycji. Nie zmuszę cię, żebyś ze mną pracowała. W ogóle nie musisz pracować. Wiesz o tym.

Roześmiałam się.

— Oczywiście, że muszę pracować. Już i tak dużo ci zawdzięczam.

— Niczego mi nie zawdzięczasz. — Zmarszczył lekko brwi. — Mam nadzieję, że nie mówisz serio.

— Wszystko ci zawdzięczam.

— Penny…

— Nie mówię o pieniądzach. Wiesz o tym. Mówię o tobie. Kim bym była bez ciebie?

— Bezrobotną, to na pewno.

— Nie odpuścisz, co?

— Nie ma szans.

— Jeśli do przyszłego tygodnia nikt inny się nie odezwie, to przyjmę ten staż.

Uśmiechnął się.

— Będzie naprawdę fajnie.

— Powiedziałam „jeśli”. Nic nie jest jeszcze przesądzone.

— Jestem przekonany, że będziesz ze mną pracowała.

Roześmiałam się.

— Kiedy cię prosiłam, żebyś nie wtrącał się w moje poszukiwania pracy, nie przypuszczałam, że będziesz mówił ludziom, żeby mnie nie zatrudniali.

— Co? Uważasz, że obdzwoniłem wszystkie firmy, w których miałaś rozmowę, i powiedziałem im, jaka jesteś beznadziejna?

— Mam nadzieję, że nie. Może to samo zrobiłeś w przypadku twoich rodziców? Czy to z tego powodu nie chcą mnie poznać? Opowiedziałeś im o moich wadach i ich zniechęciłeś?

— Kocham wszystkie twoje wady.

Samochód się zatrzymał.

— A co uważasz za moje wady? — zapytałam.

Uśmiechnął się i wysiadł z auta. Szybko zrobiłam to samo i wzięłam go za rękę.

— James, jakie mam wady?

Ścisnął moją dłoń i wpisał kod do windy. Drzwi od razu się otworzyły. Wciągnął mnie do środka.

Podniosłam na niego wzrok i zacisnęłam usta.

— Jest ich za dużo, żeby wymienić wszystkie — powiedział. — To niekończąca się lista.

Szturchnęłam go lekko w ramię.

— W takim razie wymień te najgorsze.

— Hm. — Winda zatrzymała się, a on przesunął kartę przez czytnik. Drzwi za moimi plecami się rozsunęły.

— Wiesz, że jestem dobra w wydobywaniu z ciebie informacji. — Zsunęłam dłoń wzdłuż jego koszuli i zatrzymałam ją na wysokości paska.

Chwycił ją i się uśmiechnął.

— Odwróć się, Penny.

Obejrzałam się przez ramię. W naszym salonie stało mnóstwo ludzi.

— Niespodzianka! — zawołała Melissa. Wszyscy pozostali zawtórowali mojej przyjaciółce.

Poczułam, że robię się czerwona na twarzy. Czy oni słyszeli, co przed chwilą powiedziałam? Odwróciłam się znów do Jamesa.

Uśmiechał się do mnie.

— Jedną z twoich wad jest to, że nie umiesz się zorientować, kiedy ktoś ci urządza imprezę niespodziankę. Gratulacje, kotku.

Rozdział 2.

Sobota

— Wcale nie wyszło niezręcznie — powiedział Rob, nachylając się i obejmując mnie.

— To znaczy, że wszyscy słyszeli? — zapytałam. Prawie z każdym zamieniłam słowo, a potem schowałam się w kuchni, żeby złapać oddech. Nie radziłam sobie na imprezach tak dobrze jak James. Kontakty społeczne nie były moją mocną stroną. A przed chwilą narobiłam sobie wstydu na oczach wszystkich moich przyjaciół i kilku osób, które uznałabym raczej za zwykłych znajomych. Teraz już pewnie na zawsze nimi pozostaną.

— Że chciałaś zrobić Jamesowi loda, aby wyciągnąć z niego jakieś informacje? O tak, wszyscy to słyszeli — powiedział, wypuszczając mnie z objęć, a potem podał mi drinka.

Roześmiałam się.

— Cóż, poza tobą nikt inny się o tym nie zająknął. Nie każdy ma takie kosmate myśli jak ty.

— Albo ty. — Puścił do mnie oko. — Jak się udał lunch z moimi rodzicami?

— Znów go odwołali.

— Chyba żartujesz. Naprawdę robią sobie nadzieję.

— Robią sobie nadzieję na co?

— Pewnie na to, że James się rozmyśli.

No tak. Najbardziej bałam się tego, że zaczną podsuwać mu kobiety, które bardziej nadawały się na ich synową. Spojrzałam na drinka, którego wręczył mi Rob.

— Co to jest?

— Zaufaj mi, będzie ci smakowało.

— Nie dorzuciłeś tam pigułki gwałtu, co?

Roześmiał się.

— Dziewczynie, z którą zamierza się ożenić mój brat? Nigdy bym tego nie zrobił.

— Wiesz, że nie wierzę w to, co mówisz.

— I tak właśnie ma być. Ale to tylko sex on thebeach. Jeśli jednak wolałabyś prawdziwy seks na plaży, to chyba dałoby się to jakoś załatwić.

— Drink mi wystarczy. Dalej podoba ci się życie na kampusie? — Spróbowałam drinka. Był słodki i bardzo mocny.

— Oczywiście. Absurdalne pytanie. To życie jak marzenie.

— Wykorzystywanie niewinnych młodych kobiet?

— Co? Czyli takich jak ty? — Uśmiechnął się do mnie. — Bzykanie się ze swoim wykładowcą nie miało nic wspólnego z niewinnością, Penny.

— Czyżby Rob znów cię molestował? — zapytała Bee i oparła się obok mnie o wyspę kuchenną.

Rob roześmiał się i spojrzał na zegarek.

— Czyżby nadeszła pora, żebym zajął się tobą?

— Dziś możesz się skupić na Penny — powiedziała Bee. — To jej święto. Jeszcze raz moje gratulacje. — Ścisnęła mnie za rękę.

— Dzięki, Bee.

— I gratulacje z okazji nowej pracy. James właśnie nam powiedział.

— Naprawdę? — Spojrzałam na Jamesa. Siedział na kanapie razem z Masonem. Jakby wyczuwając mój wzrok, odwrócił się i uśmiechnął się do mnie. Uniósł lewą brew i wzniósł lekko kieliszek. Siedzący obok Mason roześmiał się i skinął na Roba, żeby do nich dołączył.

— Wzywają mnie — oznajmił Rob. — Pozwolę wam, drogie panie, porozmawiać w spokoju. Wrócę, kiedy skończysz drinka, Penny. Nie będziesz w stanie mi się oprzeć. — Podszedł do kanapy i klapnął między Masonem a Jamesem.

Popatrzyłam na koktajl. Żartował, prawda?

— W skali od jednego do dziesięciu jak duże jest prawdopodobieństwo, że w tym drinku znajduje się pigułka gwałtu?

Bee się roześmiała.

— Mniej więcej pięćdziesiąt.

— Tak właśnie myślałam. — Odsunęłam od siebie drinka i wzięłam kieliszek szampana z tacy, z którą kelner krążył po salonie. — No dobra, mam do ciebie pytanie. Jak się pracuje z Masonem?

Bee się uśmiechnęła.

— Wspaniale.

— Naprawdę? Nie jest ci trudno oddzielić życie zawodowe od prywatnego?

Jej policzki zaróżowiły się lekko.

— My właściwie tego nie rozdzielamy.

Parsknęłam śmiechem.

— Domyślam się, że rozmazana granica nie oznacza, że wieczorem w łóżku wspólnie przeglądacie raporty?

— Nie do końca. Ale mamy wspólny gabinet. Czego się spodziewasz?

— No tak. W moim przypadku tak jednak nie będzie, jeśli zacznę pracować z Jamesem. Czy raczej należałoby powiedzieć: dla niego. — Bee i Mason stanowili niesamowitą biznesową parę. Zaledwie w kilka miesięcy od rozpoczęcia działalności ich agencja reklamowa zaczęła zarabiać miliony. Teraz była to jedna z najlepszych w mieście. I mimo że oboje dużo pracowali, to wciąż patrzyli na siebie w ten rozczulający sposób.

— Wątpię, że będzie ci pokazywał, że pracujesz dla niego. Tak czy inaczej zapewni ci to świetną pozycję w CV. Nadal macie inne nazwiska, możesz to wykorzystać. Potraktuj to jako szczebelek na drabinie kariery. Twój następny pracodawca nie musi o niczym wiedzieć, kiedy powołasz się na referencje od Jamesa.

Roześmiałam się.

— Jestem pewna, że James sabotuje moje wysiłki w otrzymaniu innej pracy.

— To na pewno nie jest prawda.

— Nie wiesz, co mówisz. — Napiłam się szampana.

Bee się roześmiała.

— Wydaje mi się, że on i Mason są do siebie dosyć podobni. Obaj przyzwyczaili się do tego, że dostają, co chcą. Nie jestem pewna, czy rozumieją słowo „nie”.

Roześmiałam się.

— Cii, właśnie tu idą.

Bee uśmiechnęła się, gdy Mason ją objął.

— O czym rozmawiacie?

— O tym, że jesteście uparci — odrzekła. — A wy o czym rozmawialiście?

— O wieczorze kawalerskim Jamesa — powiedział Mason. — Rob i ja mamy dużo ciekawych pomysłów.

— Uwierz mi — odezwała się Bee, biorąc mnie za rękę. — Nie chcesz, żeby Mason organizował Jamesowi wieczór kawalerski.

Roześmiałam się, choć ona wcale nie wyglądała, jakby żartowała.

— Wolę, żeby on się tym zajął, niż Rob. Za każdym razem, kiedy Rob i James się spotykają, robią coś głupiego.

— Nie musisz się o nic martwić — powiedział James i objął moje ramiona. — Nie będę miał wieczoru kawalerskiego.

— Oczywiście, że będziesz miał — sprzeciwił się Mason. — Już kupiłem bilety. Będzie super.

Bee zmarszczyła czoło.

— A gdzie dokładnie się wybieracie?

— Nie mogę powiedzieć — odparł Mason. — To niespodzianka.

Bee pokręciła głową.

— Nigdzie się nie wybieramy — oznajmił James. — Nie przejmuj się tym.

— Powinieneś mieć wieczór kawalerski — zdecydowałam i podniosłam na niego wzrok. — Czy to nie jest coś w rodzaju rytuału przejścia?

— Tak, ale mam już to za sobą.

Niekiedy zapominałam o jego przeszłości. Dokończyłam szampana i sięgnęłam po sex on the beach. W pewnym sensie miałam nadzieję, że jest czymś zaprawiony. Wkurzało mnie myślenie o szukaniu pracy. Wkurzało mnie myślenie o rodzicach Jamesa, którzy nie chcieli mnie poznać. Ale przede wszystkim wkurzało mnie wszystko, co przypominało mi o Isabelli. Upiłam duży łyk drinka.

— I tak powinieneś jechać, James. Będziesz się dobrze bawił.

— Widzisz? — odezwał się Mason. — Ona chce, żebyś jechał.

James ścisnął mnie za ramię.

— Zastanowię się nad tym.

— Gotowa do wyjścia, Bee? — zapytał Mason. Szepnął jej coś do ucha, na co ona się roześmiała.

— Chyba musimy już iść — powiedziała. — Cześć, James. — Uściskała go szybko. — Do jutra, Penny — pożegnała się i przytuliła mnie. — Nie zachęcaj ich — szepnęła. — Naprawdę nie chcesz, żeby Mason organizował tę imprezę. Zaufaj mi. — Odsunęła się. — Gratulacje. — Uśmiechnęła się lekko.

Dziwne.

— Dzięki, Bee. Do jutra.

Mason uściskał mnie.

— Gratuluję, że w końcu ukończyłaś studia. Chyba nie mogę już dłużej nabijać się z Jamesa, że ma taką młodą dziewczynę.

— Na pewno znajdziesz inny powód do kpin.

Mason zachichotał i wypuścił mnie z objęć.

— Będzie super, stary — powiedział i poklepał Jamesa po plecach. — Chociaż może nie będzie aż takiej zabawy, jaką tu sobie urządzicie we dwoje, kiedy wszyscy już pójdą, prawda, Penny? — Puścił do mnie oko.

O Boże. Naprawdę wszyscy słyszeli. Zakryłam twarz dłonią, gdy wychodzili z mieszkania.

— Umieram ze wstydu.

James się roześmiał.

— Zapewniłaś ludziom temat do rozmów na cały wieczór. — Położył mi ręce na plecach i przyciągnął mnie do siebie.

— Mogłeś mnie powstrzymać dwie sekundy wcześniej, wiesz? Zwykle kiedy ktoś urządza komuś imprezę niespodziankę, nie dopuszcza do tego, żeby gość honorowy skompromitował się na oczach zaproszonych osób.

— No nie wiem. Ile imprez niespodzianek dla ciebie urządzono?

— No żadnej, ale…

— Więc jestem pewny, że dokładnie tak to miało wyglądać. — Nachylił się i skubnął lekko zębami moje ucho. — Zastanawiałem się nawet, czy nie pozwolić ci posunąć się dalej. Więc… nie ma za co.

Roześmiałam się i zajrzałam do salonu. Zostało tylko kilka osób. Melissa i Tyler siedzieli na kanapie i śmiali się z czegoś.

— Powiedziałeś coś Melissie? Żeby nie chciała się u nas zatrzymać? Naprawdę bardzo na to liczyłam.

— Choć cieszę się, że będę miał cię tylko dla siebie, to nie wydaje mi się, żeby zmiana decyzji miała coś wspólnego ze mną. — James skinął głową w ich kierunku.

— Co masz na myśli?

Roześmiał się.

— Widać, że ci dwoje ze sobą sypiają.

— Nie sypiają. — Tyler i Melissa na pewno się nie spotykali. To był absurdalny pomysł. Popatrzyłam znów na Jamesa.

— A co? To cię zdenerwowało? — Zmarszczył lekko brwi.

— Oczywiście, że nie. Ale oni ze sobą nie sypiają. — Tyler był słodki i dobry, a Melissa była moją najlepszą przyjaciółką, ale to była Melissa. Nie pasowali do siebie.

James parsknął.

— Jestem pewny, że to robią.

— Melissa by mi powiedziała. I Tyler też.

— Może uznali, że to by było krępujące.

Roześmiałam się.

— Dlaczego to miałoby być krępujące? — Przełknęłam z trudem ślinę i znów się na nich obejrzałam. Tylko się ze sobą przyjaźnili. Cała nasza trójka tylko się ze sobą przyjaźniła. Melissa roześmiała się i pacnęła Tylera lekko w ramię. Tylko się ze sobą przyjaźnią, prawda?

James pocałował mnie w policzek.

— Spróbujmy subtelnie wyprosić gości. Chcę dać ci twój prezent na osobności.

— Mówiłam, żebyś niczego mi nie kupował. Zapłaciłeś już za…

Uciszył moje protesty pocałunkiem.

— Moja narzeczona właśnie skończyła studia. To jasne, że coś dla niej mam. — Wziął mnie za rękę i poprowadził z powrotem do salonu.

Zostali tylko Melissa, Tyler, Rob i młodszy brat Masona, Matt. James usiadł na pustym krześle i posadził mnie sobie na kolanach.

— Jak ci smakowała reszta drinka? — zapytał Rob. — Zrobiłaś się już odrobinę namiętna?

Roześmiałam się.

— Nie dokończyłam go. — Byłam lekko napalona, ale na pewno nie na Roba. Pragnęłam wyłącznie faceta, który właśnie mnie obejmował.

— W takim razie co ja zrobię z dalszą częścią wieczoru? — powiedział Rob i rozsiadł się wygodniej.

— Przestań świntuszyć — powiedziała Melissa.

— Myślałem, że lubisz świntuszenie — odparł i uśmiechnął się do niej.

Spojrzałam na Tylera, ale on nie zareagował w żaden sposób na to, co powiedział Rob. Po mojej przeprowadzce do Nowego Jorku Rob i Melissa wdali się w przelotny romans. Tyler wiedział, bo rozmawialiśmy o tym, że to dziwne. Jeśli Melissa i Tyler teraz ze sobą chodzili, poczułby się niekomfortowo na taką wzmiankę. Ale miałam wrażenie, że Tylera wcale nie obchodzi, że Rob chce świntuszyć z Melissą. A nie miałam wątpliwości, że oboje by świntuszyli.

— Mam pomysł — wtrącił się James. — Możesz po prostu uznać, że wieczór się zakończył, i położyć się wcześnie spać.

— To wcale nie było subtelne, James — zauważyłam.

Matt się roześmiał.

— A co? Musicie dokończyć to, co mieliście zamiar zrobić, zanim Penny się zorientowała, że patrzy na was mnóstwo osób?

— Nie miałam zamiaru niczego robić — powiedziałam. — To było nieporozumienie. Po prostu się upewniałam, że James dobrze wygląda. Sprawdzałam, czy ma zapięte guziki. — Najgorsza wymówka świata.

— A wyglądało na coś zupełnie innego — odezwał się Tyler. — Jestem pewny, że dzieliło nas ledwie kilka sekund od tego, żeby być świadkiem naprawdę wybuchowego uczczenia rozdania dyplomów.

Melissa spiorunowała go wzrokiem. Nie umiałam stwierdzić, czy była zazdrosna, czy po prostu wściekła się na niego za to, że jeszcze bardziej mnie zawstydza. Dziś wieczorem nie potrafiłam rozgryźć żadnego z nich.

— No dobra, było fajnie, ale chyba powinniśmy już iść — zdecydowała Melissa i położyła Tylerowi dłoń na kolanie.

Spojrzałam na jej dłoń, a potem na twarz. Natychmiast cofnęła rękę. O Boże, oni ze sobąsypiają. Dlaczego mi nie powiedziała? Zagryzłam wargę od środka.

— Tak, faktycznie powinniśmy się zbierać. — Tyler się podniósł.

Melissa natychmiast stanęła obok niego.

— Do jutra, Penny.

— Super. Dzięki, że przyszliście.

— Oczywiście. Świetna impreza, James.

— Nawet się ze mną nie pożegnasz? — zapytał Rob.

Melissa przewróciła oczami.

— Jakbyś zasługiwał na pożegnanie. Cześć, Matt. Miło było znów cię zobaczyć.

— Cześć, Melisso — odpowiedział ze śmiechem. — Do zobaczenia, Tyler.

Tyler skinął głową i oboje podeszli do windy.

Chciałam, żeby Melissa i Tyler byli szczęśliwi. Dlaczego uważała, że zdenerwuje mnie to, że ze sobą chodzą? Spuściłam wzrok na kolana. W pierwszym odruchu uznałam, że do siebie nie pasują. Może dobrze zrobiła, że mi nie powiedziała.

— Chyba masz rację — szepnęłam do Jamesa.

— W związku z czym? — zapytał Matt.

Obejrzałam się przez ramię. Tyler i Melissa już wyszli.

— Czy ja aż tak głośno szepczę? — zapytałam.

— Wszystko robisz bardzo głośno — powiedział Rob i puścił oko.

Poczułam, że się rumienię.

— Mówiła o tym, że Melissa i Tyler ze sobą sypiają — poinformował James.

Matt się roześmiał.

— Nie ma mowy, żeby się bzykali. Nie widzisz, jak on na ciebie patrzy, Penny? Pewnie pragnie cię jeszcze bardziej niż Rob.

Poczułam, że ręce Jamesa tężeją wokół mnie. Niech cię szlag, Matt.

— Ja i Tyler jesteśmy tylko przyjaciółmi.

— A ja nie pragnę Penny — oświadczył Rob. — To ona pragnie mnie.

Roześmiałam się.

— No jasne.

— Wszyscy żyjecie w zakłamaniu — stwierdził Matt. Wstał i ziewnął. — No dobra, ja chyba też będę leciał. Ty kimasz tutaj? — zapytał Roba.

Rob spojrzał na mnie.

— To zależy, czy Penny chce, żebym został.

Westchnęłam.

— Wydaje mi się, że powinieneś nocować u Matta. Nakręciłeś mnie tym koktajlem, więc teraz muszę porobić bardzo nieprzyzwoite rzeczy z twoim bratem. A nie chcemy, żebyś przez całą noc nie zmrużył przez nas oka.

James się roześmiał.

— Brzmi fantastycznie. — Jego ciało wyraźnie się rozluźniło pod wpływem moich słów.

— Fuj. Dobra, spadamy stąd — powiedział Rob i poklepał Matta po plecach.

— Gratki, Penny — powiedział Matt. — Aha, moi rodzice prosili, żeby ci to przekazać. — Wręczył mi kopertę.

— Co to jest?

Wzruszył ramionami.

— Chyba jakiś prezent. Siemka, James — powiedział, gdy podawali sobie na pożegnanie ręce na jeden z tych swoich dziwnych sposobów.

— Otworzysz? — zapytał James po wyjściu Roba i Matta.

— Wiesz, co to jest?

Pokręcił głową.

Rozerwałam kopertę i wyciągnęłam z niej kartkę.

Penny,

znamy Jamesa od zawsze. Jako dziecko spędzał w naszym domu niemal tak dużo czasu jak Mason i Matthew. Jest dla nas jak syn. I nie wyobrażamy sobie dla niego nikogo lepszego niż Ty, Penny. Będziemy zaszczyceni, jeśli pozwolisz nam wydać na Waszą cześć spóźnione przyjęcie zaręczynowe w naszym domu. Nieduże, aby oficjalnie powitać Cię w rodzinie. Zadzwoń do nas, żebyśmy mogli ustalić termin. I gratulacje z okazji ukończenia studiów!

— Caldwellowie

Poczułam, że do oczu napływają mi łzy. Rodzice Jamesa nie chcieli mnie poznać, ale znałam już Caldwellów. Od przeprowadzki do Nowego Jorku spędzałam z nimi dużo czasu. Podczas każdego spotkania pytali, czy miałam już okazję poznać Hunterów. Starałam się udawać optymizm, ale wiedzieli, że to mnie dołuje. Caldwellom wyraźnie zależało na mnie i na Jamesie. Może wcale nie szkodzi, że rodzice Jamesa nie chcieli, abym należała do rodziny. Może to, co miałam, wystarczało.

Podniosłam wzrok na Jamesa.

— To naprawdę miłe, prawda?

— Nie wiedziałem, że tak o mnie myślą. — Miał dziwną minę. Nie tyle skołowaną, ile prawie smutną.

Zmieniłam pozycję tak, aby siedzieć na nim okrakiem.

— James, tak bardzo cię kocham. Jesteś najsłodszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poznałam. Ale naprawdę nie potrafisz zobaczyć, że ludziom na tobie zależy.

Uśmiechnął się.

— Wiem, że tobie na mnie zależy.

— Mhm. I wszystkim, którzy tu dzisiaj przyszli. I rodzicom Masona i Matta — powiedziałam, unosząc list.

— Wydaje mi się, że ludzie po prostu lubią ciebie.

Pokręciłam głową.

— Nie sądzę.

— Jak Tyler.

Roześmiałam się.

— O Boże. Wiesz, że to nieprawda.

Wzruszył ramionami.

— Odkąd się z nim przyjaźnię, to już chyba i tak nie ma żadnego znaczenia. To dobry facet. Teraz nie będzie próbował mi ciebie ukraść.

— Wygląda na to, że lubi Melissę, więc nie masz się czym przejmować.

— Nie przejmowałem się. — Pocałował mnie w policzek, a potem w szyję. — Pójdę po twój prezent.

Niechętnie zeszłam z jego kolan. Tylko częściowo żartowałam podczas wcześniejszej rozmowy z Robem. Zdecydowanie zamierzałam pofiglować dziś z Jamesem.

Kiedy zniknął w swoim gabinecie, spojrzałam znów na list. Chcieli powitać mnie w rodzinie. Zrobiło mi się ciepło, nie tylko z powodu drinka, którego przyrządził mi Rob. Tak bardzo próbowałam odnaleźć się w Nowym Jorku. Ale na początku bardzo tęskniłam za przedmieściami. Za uprzejmością mijanych na chodniku obcych ludzi, za rosnącą wszędzie trawą i za tym, że nie musiałam się martwić, że wieczorem ktoś mnie obrabuje. Trudno mi było się przystosować.

Nie byłam pewna, kiedy to się stało, ale nagle odnalazłam się tutaj. Przyjaciele Jamesa stali się moją nową rodziną, a Nowy Jork moim domem. Teraz już wyłącznie fakt, że rodzice Jamesa nie chcieli mnie poznać, sprawiał, że czułam się tak, jakby nie powinno mnie tu być, jakby to nowe życie nie było moje.

Ale być może tyle wystarczy. Wpatrywałam się w list w moich dłoniach. Będzie musiało wystarczyć.

Rozdział 3.

Sobota

James usiadł na dywanie przed krzesłem, na którym siedziałam, i podał mi szarą kopertę. Położył mi rękę na kolanie, masując kciukiem jego wewnętrzną stronę. Unikał mojego spojrzenia.

Nauczyłam się dość dobrze interpretować jego zachowanie. Zawsze gdy zrobił coś, co wiedział, że mi się nie spodoba, nie patrzył mi w oczy. Cokolwiek znajdowało się w tej kopercie, sądził, że nie będę tym zachwycona. Serce zaczęło mi szybciej bić.

— Co to jest?

— Twój prezent. — Oderwał wzrok od mojego kolana i popatrzył na mnie. — Otwórz. — Pochylił się i pocałował mnie.

Odsunęłam nogę od jego dłoni. Teraz próbował tylko odwrócić moją uwagę. Rozdarłam kopertę na górze i wyciągnęłam mały plik zdjęć. Były to fotografie pięknych pokojów. Naprawdę pięknych, ogromnych pokojów. Każde pomieszczenie było eleganckie, a zarazem nowoczesne. Dokładnie w stylu Jamesa. To był teraz również mój ulubiony styl. Spojrzałam mu w oczy.

— Zanim cokolwiek powiesz…

— Nie chcę się przeprowadzać. — Rozmawialiśmy o tym. I myślałam, że uzgodniliśmy, że zostaniemy tu jeszcze przynajmniej przez jakiś czas. Uzyskanie dyplomu, rozpoczęcie nowej pracy, ślub — to trochę za dużo. Nie chciałam do tego wszystkiego jeszcze musieć się wyprowadzać.

— Skarbie — powiedział i wziął mnie za rękę. — Po ślubie będziemy potrzebowali większego domu.

— To mieszkanie jest duże. A nawet za duże.

James się roześmiał.

— Jest przytulne. Dlatego je wybraliśmy.

— Chyba sobie przypominam, że ci mówiłam, że jest o wiele za duże, żeby mogło być przytulne, ale tobie się podobało. Więc się zgodziłam.

— A teraz je uwielbiasz.

— Dokładnie. Więc nie chcę się stąd wyprowadzać.

— Ale będziemy rodziną.

Wpatrywałam się w niego. Rzadko kiedy rozmawialiśmy o posiadaniu dzieci. Za każdym razem, kiedy poruszałam ten temat, James niezbyt subtelnie przekierowywał rozmowę na bezpieczniejsze tory. Czyżby zaczął zmieniać zdanie? Ścisnęłam go za rękę.

— James, myślałam, że nie chcesz…

— Zostaniesz moją żoną. — Chrząknął. — Będziemy rodziną.

Och. Ja i on. No jasne, że to miał na myśli. I tylko tego chciałam. Zawsze chciałam tylko jego.

— Ponieważ będziemy małżeństwem, chcesz mieć więcej miejsca, żeby móc przede mną uciekać? — Uśmiechnęłam się do niego.

Parsknął śmiechem.

— Nie, nie do końca. — Złapał mnie w pasie i zsunął na brzeg krzesła. — Może raczej więcej pokojów, w których mógłbym z tobą przebywać. — Jego dłoń przesunęła się w górę mojego uda.

Zaśmiałam się.

— Jesteś pewny, że nie chcesz po prostu ode mnie uciec, bo mam tak dużo wad?

— Hm. — Pochylił się i pocałował wewnętrzną stronę mojego uda.

Boże, potrafił odwrócić moją uwagę.

Powoli podsunął w górę dół sukienki, podążając pocałunkami w ślad za opuszkami palców. Zahaczył kciuki po bokach moich stringów.

— Kotku, ty nie masz wad.

I wiedział dokładnie, co powiedzieć, żeby złamać mój opór. Uniosłam biodra i pozwoliłam mu ściągnąć z siebie majtki.

— Dobrze, niech będzie. Możemy umówić się z pośrednikiem i obejrzeć mieszkanie. Zadowolony?

Uśmiechnął się.

— Nie musimy się z nikim umawiać. Już je kupiłem.

— James! — Mój okrzyk szybko przerodził się w jęk, gdy on wepchnął język głęboko we mnie. Kurwa. — James, nie możesz… Boże! — Głowa opadła mi na oparcie, gdy on rozsunął mi szerzej nogi. W takiej sytuacji nie byłam w stanie myśleć logicznie. Niech to szlag.

Zadarł mi sukienkę do pasa, a ja szybko zdjęłam ją przez głowę. Złość ustąpiła bardziej pierwotnej potrzebie, w jakiś sposób jeszcze potęgując moją żądzę. Rozpięłam stanik, gdy jego usta znalazły się na mojej łechtaczce i zaczęły ją mocno ssać.

— Tak!

Jego palce zastąpiły język, zanurzając się głęboko w moją pulsującą cipkę. Język na łechtaczce poruszał się w tym samym rytmie co palce, przesuwając mnie coraz bliżej szczytu. Dlaczego zawsze mu ulegałam? Dlaczego zawsze pozwalałam mu manipulować sobą za pomocą seksu? Ugiął palce i dotknął miejsca, które zwykle pozbawiało mnie panowania nad sobą.

OBoże. Czułam ciepło w całym ciele od połączenia alkoholu krążącego mi w żyłach i pożądania narastającego w moim brzuchu. Znów jęknęłam, a dłoń Jamesa pojechała w górę i uszczypnęła jedną z moich brodawek. Odczucie popłynęło aż do mojej cipki.

Złapałam go za głowę, podczas gdy on znów zaczął mocno ssać łechtaczkę.

— James! — Zalała mnie fala rozkoszy. Ale odurzenie nie trwało długo. Szybko wróciła bolesna świadomość tego, co zrobił. Jezu. Odepchnęłam jego ramiona.

Polizawszy po raz ostatni moją wilgoć, odsunął się i popatrzył na mnie.

Wiedziałam, dlaczego zawsze się zgadzałam, żeby dostał to, czego chciał. Bo nie potrafiłam mu się oprzeć. Zwłaszcza wtedy, kiedy patrzył na mnie w ten sposób. Kogo ja próbowałam oszukać? Nigdy nie byłam w stanie mu się oprzeć.

James zaczął rozpinać koszulę.

Moja pierś unosiła się i opadała, gdy próbowałam unormować oddech. Wstałam i wycelowałam w niego palec.

— Nie możesz tak po prostu kupować nowego mieszkania i o niczym mi nie mówić! Bierzemy ślub. Musimy wspólnie podejmować tego rodzaju decyzje. Poza tym już o tym rozmawialiśmy. To za duża zmiana, zbyt szybka.

On też się podniósł.

— Naprawdę jestem na ciebie wściekła — dodałam, kiedy nic nie powiedział.

Ignorując mnie, powoli zdjął pasek i rozpiął spodnie, uwalniając swój wzwiedziony członek.

Szybko popatrzyłam znów na jego twarz.

— Co ty robisz? James, musimy o tym porozmawiać.

Jego wzrok płonął.

— Lubię, kiedy jesteś na mnie wściekła.

Pieprzyćto. Chwyciłam go za tył głowy i przybliżyłam do siebie jego usta. Zawsze miał rację. Kiedy byłam na niego wściekła, tylko bardziej go przez to pragnęłam.

***

James oparł głowę na dłoni i spojrzał na mnie.

— Wydaje mi się, że wiem, co ci się podoba, Penny.

Próbowałam powstrzymać uśmiech i pokręciłam głową. Po wszystkim, co przed chwilą ze mną zrobił, nie miałam siły teraz z nim o tym rozmawiać. Skrzywiłam się lekko, obracając się twarzą do niego. Była nikła szansa, że nie mam tyłka otartego od dywanu.

— Jednak miło by było współuczestniczyć w podejmowaniu decyzji.

— Przepraszam.

Uśmiechnęłam się do niego.

— Ale to był prezent i…

Przyłożyłam palec do jego ust.

— Nie psuj swoich przeprosin.

Złapał mnie za rękę i pocałował po kolei wszystkie palce.

— Będziesz zachwycona. Obiecuję.

— Będę, o ile ty tam będziesz. — Przesunęłam palce wzdłuż zarysu mięśni na jego brzuchu. — Więc gdzie to jest?

— Bliżej miejsca, w którym oboje będziemy pracować.

— Jesteś niemożliwy. Masz tego świadomość, prawda?

Wzruszył ramionami i uśmiechnął się do mnie.

— Możemy codziennie chodzić razem na piechotę do pracy. I co wieczór wracać razem do nowego domu. Możemy spacerować okrężną drogą przez Central Park, kiedy tylko zatęsknisz za przedmieściami. Będzie cudownie.

— Dziękuję, James.

Wsunął luźne pasmo włosów za moje ucho.

— Dlaczego mam wrażenie, że wcale nie dziękujesz mi za nowe mieszkanie?

— Dziękuję. Ale nie tylko za to. Dziękuję, że nie irytowałeś się, kiedy przez tyle wieczorów długo się uczyłam. I za to, że czekałeś ze ślubem, aż skończę studia. Że odłożyłeś swoje plany na później, żebym mogła zdobyć wykształcenie. I że nie złościsz się na mnie, kiedy upieram się bez powodu. I za to, że jesteś po prostu sobą.

— Jesteś dziś okropnie sentymentalna. — Przyciągnął mnie do piersi.

Nigdy nie nasycę się słodkim zapachem jego skóry.

— Zrezygnowałeś z tak wielu rzeczy, żeby ze mną być.

Wsunął palce w moje włosy.

— Ja tego w ten sposób nie postrzegam.

Wiedziałam, że nie patrzył na to w ten sposób, ale tak właśnie było. Przez kilka ostatnich lat byłam dla niego ciężarem.

— Nie da się na to patrzeć inaczej, James. Chcę po prostu, żebyś wiedział, że bardzo doceniam wszystko, co dla mnie robisz. Wszystko, co mi dajesz, i wszystko, co dla mnie poświęcasz.

— Penny, to działa w obie strony. To, co moje, należy również do ciebie. A to, co twoje, należy do mnie.

— Ale ja niczego nie mam.

Przeturlał się i przygwoździł mnie do dywanu.

— Ty jesteś wszystkim, czego kiedykolwiek chciałem. Ostatnie dwa i pół roku to były najpiękniejsze lata mojego życia. Za kilka tygodni bierzemy ślub. To ty mi wszystko dajesz.

— Boję się, że zawsze będę dla ciebie obciążeniem. Nie wiem, co chcę robić po ukończeniu studiów. Nie wiem, kim chcę być.

Uśmiechnął się.

— Cóż, możesz zacząć od pracy ze mną w Hunter Technologies. I od bycia moją żoną. Czy to naprawdę brzmi aż tak źle?

Zacisnęłam wargi. Oczywiście miał rację co do stażu. Nawet jeśli będę tam pracowała tylko do czasu, aż wymyślę, co naprawdę chcę robić. Znał mnie lepiej niż ja sama.

— Brzmi idealnie. — Położyłam dłoń na jego policzku i pogładziłam szczecinkę na brodzie. — I nie mogę się doczekać, żeby zostać Penny Hunter.

— Boże, uwielbiam, jak to mówisz.

Rozdział 4.

Niedziela

Mój telefon zadzwonił w tej samej chwili, w której samochód podjechał pod lotnisko JFK. Wyciągnęłam szybko komórkę z torebki, w nadziei że dzwoni siostra Jamesa, Jen. Zamiast tego zobaczyłam, że to Melissa. Przesunęłam palcem po wyświetlaczu.

— Cześć, Melisso. Właśnie jestem na lotnisku, żeby odebrać Jen. Minie przynajmniej czterdzieści minut, zanim do ciebie dojedziemy.

— Właśnie w tej sprawie dzwonię. Spotkam się z wami na miejscu, jeśli nie masz nic przeciwko temu, dobrze?

— Jasne, nie ma sprawy.

— Super. Mogę się trochę spóźnić. Muszę najpierw załatwić kilka spraw. Próbuję się tu zorganizować. — Tyler powiedział coś w tle, ale nie zrozumiałam co.

— Spotkanie jest za godzinę — powiedziałam. — Jak bardzo się spóźnisz?

— Tylko trochę. Muszę kończyć. Do zobaczenia na miejscu.

— Melisso? — powiedziałam, ale ona zdążyła się już rozłączyć. Zabrzmiało to tak, jakby w ogóle nie miała ochoty przychodzić. Nie mogłam jej zmusić do tego, żeby mi zdradziła, czy spotyka się z Tylerem, ale teraz miałam wrażenie, jakby w ogóle mnie unikała. Kiedyś będziemy musiały przeprowadzić tę rozmowę. Im dłużej zwlekałyśmy, tym bardziej niezręcznie się robiło.

Mój telefon znów zadzwonił i tym razem to była Jen.

— Cześć, Jen!

— Właśnie wychodzę. Jesteś już? Nieważne, widzę Iana. Do zobaczenia za chwilę. — Rozłączyła się.

Wyjrzałam przez okno. Już biegła do samochodu. Upuściła torby na ziemię, objęła Iana i pocałowała go w policzek, podczas gdy ja wysiadałam. Ian zawsze bardzo się cieszył z wizyt Jen. Było dla mnie jasne, że mu się podoba. Nie wiedziałam tylko, czy jest to równie jasne dla Jen. Nie spieszyłam się, chciałam dać im chwilę dla siebie.

Jen pisnęła i zarzuciła mi ręce na szyję.

— Nie wierzę, że za niecały miesiąc wychodzisz za mojego brata! Naprawdę powinnyśmy były zabrać się za szukanie sukni wcześniej. Konsultantki wpadną w szał.

Ian otworzył nam drzwi i wsiadłyśmy do samochodu.

— Trudno — powiedziałam. — Po prostu miałam nadzieję, że przed zakupem sukni uda mi się poznać twoją mamę. Wyobrażałam sobie, że pójdzie z nami, wiesz?

Jen machnęła ręką w powietrzu.

— Jeszcze się przekona. Nie pozwól jej tego zepsuć. Będzie super. — Ścisnęła mnie za rękę.

— Wiem. Bardzo się cieszę. Po prostu nie mam zielonego pojęcia, jaką suknię wybrać.

— I właśnie dlatego tu jestem.

Jechałyśmy do Kleinfeld’s. Jen zarzekała się, że suknię muszę mieć właśnie stamtąd. Zwykle to Melissa udzielała mi rad w sprawach mody, ale Jen miała większe niż ktokolwiek inny wyczucie stylu. Potrzebna mi była jej pomoc w podjęciu decyzji, bo kompletnie nie wiedziałam, jakiego stroju oczekiwał ode mnie James.

— Jak się czujesz na Zachodnim Wybrzeżu? — zapytałam Jen. Była opalona i znacznie bardziej zadowolona niż ostatnim razem, kiedy ją widziałam kilka miesięcy temu. Zerwała wtedy z chłopakiem i zastanawiała się, czy kupić bilet i uciec na drugi koniec kraju. Ja miałam wątpliwości, ale wyglądało na to, że wyszło jej to na dobre.

— Cudownie. Pracuję nad nową książką, a nie ma nic lepszego niż pisanie z widokiem na ocean.

— Brzmi świetnie. Brakuje mi plaży. Kiedyś co lato jeździłam z rodzicami nad morze.

— Powiedz Jamesowi, żeby cię zabrał. Bóg wie, że ten chłopak potrzebuje wakacji. — Poruszyła się na swoim siedzeniu. — A swoją drogą, jak on się ma? Denerwuje się?

— Ślubem? Nie sądzę. Oboje naprawdę bardzo się cieszymy. A co? Mówił ci coś?

Roześmiała się.

— Nie, nie musisz się martwić. Po prostu wiem, jak on się wszystkim przejmuje. Ta sprawa z moimi rodzicami sprawia mu równie dużo przykrości co tobie.

— Wiem. Ale ja chyba wreszcie się z tym pogodziłam. Nie mogę ich zmusić, żeby mnie poznali, więc po prostu spróbuję o tym nie myśleć.

— Zachowują się absurdalnie. Założę się, że cię pokochają, kiedy cię poznają. Może skoro jestem w mieście, mogę im trochę nagadać?

— Nie trzeba. Proszę, nie rób tego z mojego powodu. Nie jestem już nawet pewna, czy w tym momencie James chce, żeby przychodzili na nasz ślub. Postanowiłam już na to nie zważać. A tak w ogóle to państwo Caldwellowie zamierzają wydać w piątek na naszą cześć spóźnione przyjęcie zaręczynowe w swoim domu. — Dziś rano zadzwoniliśmy do nich z Jamesem i ustaliliśmy termin.

— Naprawdę?

— Tak. Więc staram się po prostu z tego cieszyć. Mam nadzieję, że zostaniesz wystarczająco długo, żeby przyjść.

— Nie przepuściłabym takiej okazji.

***

Usiadłam na aksamitnej kanapie i spojrzałam na wiszący nad głową żyrandol. Wszystko wokół tchnęło elegancją. Ten salon będzie absurdalnie drogi. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek miała przyzwyczaić się do wydawania niebotycznych pieniędzy, tak jak lubił robić to James. Sam nasz ślub będzie kosztował więcej niż moje czesne na Uniwersytecie Nowojorskim.

— Kiedy zjawi się świadkowa? — zapytała Bee z uśmiechem, zajmując miejsce obok mnie.

Po odebraniu Jen z lotniska pojechałam po mamę i po Bee.

— Spóźni się, ale na pewno niedługo będzie. — Miałam nadzieję, że Melissa pojawi się lada moment. Nie chciałam przeciągać tej dziwnej atmosfery między nami. Wiedziała, jak ważna jest dla mnie jej pomoc przy wyborze sukni. Nie byłam w stanie nawet myśleć o tym, że miałabym to zrobić bez niej. Była moją najlepszą przyjaciółką.

Podeszła do nas młoda kobieta w czarnej sukience.

— Dzień dobry, jestem Anna i będę dziś waszą konsultantką ślubną. Która z was jest panną młodą?

Uniosłam rękę. Nadal zachowywałam się jak na uczelni.

— To ja — powiedziałam i szybko opuściłam rękę. — Jestem Penny — przedstawiłam się, po czym wstałam i uścisnęłam jej dłoń.

— A kto dziś z tobą przyszedł?

— To jest moja mama i dwie druhny, Bee i Jen.

— Miło was poznać — ucieszyła się Anna.

Spojrzałam ponad jej ramieniem na drzwi. Gdzie się podziewa Melissa?

— Możemy zaczynać? — zapytała Anna.

Zacisnęłam wargi.

— Czekałyśmy jeszcze na jedną osobę — odezwała się mama. — Ale chyba równie dobrze możemy zacząć, prawda, Penny? Nie wiemy, kiedy Melissa tu dotrze.

— Tak. — Usiadłam z powrotem na kanapie. — Zaczynajmy.

Anna się roześmiała.

— W porządku. W takim razie powiedz, o jakim fasonie myślałaś?

— Naprawdę nie wiem. A jakie są możliwości?

— Może przymierzymy po jednym z każdego rodzaju, żebyś mogła zobaczyć, co ci się podoba? — podsunęła Anna i uśmiechnęła się do mnie serdecznie.

— Świetny pomysł.

— Kiedy jest ślub?

— Trzydziestego czerwca.

Anna wpatrywała się we mnie przez chwilę.

— Zaraz, masz na myśli trzydziestego czerwca tego roku?

— Tak. — Nie rozumiałam, dlaczego aż tak się zdziwiła.

— To za niecałe trzy tygodnie!

— Trzy tygodnie bez jednego dnia. Więc w zasadzie za trzy tygodnie.

Anna gapiła się na mnie niewzruszona szczegółami.

— Przykro mi, ale w takim razie nie wiem, czy będziemy mogli pomóc.

— Co takiego? Nic nie macie? Nie mogę kupić po prostu sukni z wystawy? — Cholera. Zbyt długo to odkładałam.

Jen się roześmiała.

— Nie kupisz sukni z wystawy, Penny. To absurd. Anno, wasi projektanci zawsze robią wyjątki na pewnych warunkach, prawda?

Anna popatrzyła na Jen, a potem znów na mnie.

— Tak, na ściśle określonych warunkach. A jaki masz budżet? Pilne zamówienia zaczynają się od…

— Nie ma limitu — poinformowała Jen.

Czułam na sobie spojrzenie Jen. Byłam ubrana w prostą niebieską letnią sukienkę i sandały. Anna uznała pewnie, że to niemożliwe, aby było mnie stać na pilne zamówienie. Pewnie nie sądziła też, że w ogóle stać mnie na tutejszy asortyment.

— Pieniądze nie stanowią problemu — zapewniła Jen.

Konsultantka się do niej odwróciła.

— Dobrze, ale będzie tylko kilku projektantów, którzy zechcą z nami pracować. Pójdę zamienić słowo z kierowniczką i zaraz wracam. — Wydawała się odrobinę zażenowana i oddaliła się pospiesznie.

— No nie wiem — powiedziałam, zwracając się do Jenny. — Może powinnyśmy sprawdzić gdzieś indziej? Nie chcę wydawać majątku na suknię, którą założę tylko raz.

— Nie ma mowy, Penny. Dostałam wyraźne instrukcje. Mam dopilnować, abyś dostała suknię, która najbardziej ci się spodoba, bez względu na cenę. James powiedział, żeby zapłacić kartą kredytową, którą ci dał. Wszystko jest pod kontrolą. — Machnęła lekceważąco ręką, jakby w ogóle nie było o czym rozmawiać.

Zagryzłam wargę. James dał mi kartę kredytową po naszej przeprowadzce do Nowego Jorku. Użyłam jej tylko kilka razy, żeby kupić eleganckie sukienki na imprezy, na których mu towarzyszyłam. Nie wiedziałam nawet, jaki jest tam limit. I na pewno nie chciałam go przekraczać.

— Rozmawiałaś z Jamesem?

— Tak, rozmawiałam z Jamesem.

Bee się roześmiała.

— Rozumiem cię, Penny, ale jestem pewna, że w tej kwestii James będzie nieugięty. Jezu, wyobrażam sobie, że ze mną może być podobnie.

— Zaraz, Bee — powiedziałam. — Mason ci się oświadczył? — Czułam, że na twarz wypływa mi szeroki uśmiech, i miałam nadzieję, że nie wyglądam jak wariatka.

Bee z miejsca się zarumieniła.

— Nie. To znaczy rozmawiamy o przyszłości i… Wydaje mi się, że kiedyś to zrobi, ale jeszcze nie teraz.

Lubiłam Masona i Bee. Idealnie do siebie pasowali. Kiedy poznałam Masona, nie byłam pewna, co o nim sądzić. Miał w sobie jakąś ostrość, którą nie do końca umiałam wyjaśnić. Ale ponieważ był przyjacielem Jamesa, odsunęłam tę myśl na bok i też się z nim zaprzyjaźniłam. Zmienił się, odkąd zaczął się spotykać z Bee. Ona go w jakiś sposób równoważyła. Co przypominało mi, że naprawdę muszę ją zapytać, co miała na myśli, mówiąc, że Mason nie powinien organizować wieczoru kawalerskiego Jamesa. Bo byłam niemal pewna, że już przejął stery w tym względzie. Lepiej jednak, żebym pogadała z nią o tym na osobności.

— Wiem, że to zrobi, Bee. A kiedy tak się stanie, myślisz, że każe ci kupić sukienkę, która kosztuje tyle co nowy samochód?

Bee się roześmiała.

— Nie zdziwiłabym się, gdyby to zrobił.

— Cóż, może nie mam wyboru — powiedziałam. — Za długo to odwlekałam.

Mama pogłaskała mnie po ręce.

— Słyszałam o przyjęciu, które rodzice Masona wydają dla was w przyszły weekend — odezwała się Bee, starając się rozluźnić atmosferę. — Będzie super.

— Będzie ekstra. Oboje są tacy mili. Naprawdę żałuję, że nie możecie przyjechać, mamo.

— Twój ojciec i ja już wzięliśmy urlop na wizytę w tym tygodniu. A pod koniec miesiąca kolejny z okazji ślubu. Przykro mi, że będziemy musieli zrezygnować z imprezy.

— Nie szkodzi, poznacie się na ślubie.

Anna wróciła do nas z uśmiechem na twarzy.

— W porządku, przepraszam za zamieszanie. Może pójdziesz ze mną i zaczniemy?

Jeszcze raz spojrzałam nad jej ramieniem, ale Melissa się nie pojawiła.

— Dobrze. — Podniosłam się.

— A jeśli wy macie ochotę rozejrzeć się za sukniami, które mogłyby się waszym zdaniem spodobać Penny, to się nie krępujcie.

Jen zerwała się na nogi i zaczęła przeglądać kreacje na wieszakach, zanim zdążyłam zrobić parę kroków za Anną. Wyminęłam kilka sukni i poszłam za nią do przymierzalni.

Anna zamknęła drzwi i poprosiła, żebym usiadła. Zapisała coś na trzymanej w dłoni podkładce.

— Wiesz, jaki nosisz rozmiar, Penny?

Próbowałam przypomnieć sobie ostatnią uroczystość, na której byłam.

— Chyba trzydzieści cztery.

— Dobrze, w takim razie w sukni ślubnej to prawdopodobnie będzie trzydzieści sześć. Nie pytaj, dlaczego zawyżają rozmiarówkę. Wydaje mi się, że to najgorszy moment, żeby to komuś robić.

Roześmiałam się.

— Projektanci nie chcą, żeby kobieta czuła się dobrze w dniu ślubu?

— Wygląda na to, że nie. — Uśmiechnęła się. — Czyli nie wiesz do końca, jaki styl ci odpowiada, ale czy jest coś, czego na pewno nie chcesz?

— Naprawdę nie mam pojęcia.

— Na przykład bufiaste rękawy, błyszczący materiał, koronki… — Urwała, kiedy nie doczekała się żadnej reakcji z mojej strony.

— Przepraszam, to chyba zajmie całe wieki. Jestem potwornie niezdecydowana.

— Nie szkodzi. Przyniosę ci kilka sukni, żebyśmy miały jakiś punkt zaczepienia. A jaki nosisz rozmiar stanika?

— 32B.

— Doskonale, zaraz wracam.

Gdy wyszła, wyjęłam z torebki telefon i wybrałam numer Melissy. Po kilku sygnałach uruchomiła się poczta głosowa.