Twisted. Seria Never After - Emily McIntire - ebook

Twisted. Seria Never After ebook

McIntire Emily

4,5
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

17 osób interesuje się tą książką

Opis

Yasmin Karam, córka jednego z najbogatszych ludzi na świecie, nigdy nie zaznała w życiu trudności. Dlatego gdy jej ukochany tata choruje, postanawia uszczęśliwić go w ostatnich dniach życia. Jakie jest jego ostatnie życzenie? By poślubiła wybranego przez niego mężczyznę. Tyle że serce Yasmin należy już do kogoś innego. Służącego. Biedaka. Mężczyzny, którego jej ojciec nigdy nie uznałby za godnego. Znajdując się między młotem a kowadłem, Yasmin w desperacji postanawia wejść w układ z prawą ręką ojca, Julianem, nieświadoma, że on ma swój własny, pokrętny plan.

 

Julian Faraci ma w życiu jeden cel: chce stać się najpotężniejszym człowiekiem na świecie. Swoją przyszłość zbudował na połamanych kościach i blednących siniakach, nie dbając o to, kogo po drodze skrzywdzi. Gdy jego mentor zapada na śmiertelną chorobę, jest bliski utraty wszystkiego, na co pracował, a on nie powstrzyma się przed niczym, by odziedziczyć to, co mu się należy. Nawet jeśli oznacza to zmuszenie znienawidzonej kobiety do małżeństwa.

 

Yasmin to smarkula, która odzywa się nieproszona, a on jest czarnym charakterem jej historii. Ale postanawia, że będzie jego… bez względu na to, co będzie musiał zrobić, by ją do tego przekonać.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 402

Rok wydania: 2025

Oceny
4,5 (4 oceny)
2
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

 

 

 

 

 

 

Playlista

 

 

 

 

Devil on My Shoulder – Faith Marie

Changes – Hayd

In the End – Beth Crowley

Boyfriend – Dove Cameron

Love Is Madness – Thirty Seconds to Mars (feat. Halsey)

idfc – blackbear

Under The Influence – Chris Brown

Demons – Imagine Dragons

Girls Like Us – Zoe Wees

Infinity – Jaymes Young

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla tych, którzy wiecznie zadowalają innych.

Czasami dobrze jest być trochę samolubnym.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

„To niesamowite,

do czego są zdolne zakochane kobiety”.

 

Baśnie tysiąca i jednej nocy

 

 

 

 

 

 

Od Autorki

 

 

 

 

Twisted jest mrocznym współczesnym romansem slow-burn. To mroczna baśń, nie fantastyka ani też historia opowiedziana na nowo.

Główna postać stanowi czarny charakter. Jeśli szukasz bezpiecznej lektury, nie znajdziesz jej na stronach tej książki.

 

*

 

Twisted zawiera treści erotyczne oraz bardzo drastyczne opisy, które nie są odpowiednie dla każdego. Czytelnik decyduje się na lekturę na własną odpowiedzialność.

Zdecydowanie wolę, byś czytała, nie znając zawartości, jeśli jednak chcesz poznać treści wrażliwe, całą listę znajdziesz na EmilyMcIntire.com.

 

 

 

 

 

PROLOG

 

 

 

Julian

 

 

 

MATKA ZAZWYCZAJ KAZAŁA MI SAMEMU WYBIERAĆ SOBIE RÓZGI. Kręciłem się wtedy po niewielkim, zadrzewionym terenie za naszym domem i znajdowałem najmniejszą możliwą gałąź: taką, która była wystarczająco gruba, by zastąpić pas, ale nie sprawiała zbyt wielkiego bólu.

A potem matka tłukła mnie nią aż do krwi.

– To zaboli tylko trochę, piccolo[1] – mruczała zawsze.

Po wszystkim przepraszała i zabierała mnie na lody.

Czekoladowo-malinowe. Jej ulubione.

Czasami naprawdę zasługiwałem na lanie. Byłem chłopcem, który buntował się na myśl o podążeniu w ślady ojca i przejęciu pralni chemicznej, którą założyli moi dziadkowie po imigracji z Kalabrii we Włoszech. W pozostałych wypadkach przyczyny trzeba by było szukać głębiej.

Za każdym razem, gdy ojciec wracał do domu po tym, jak został wyśmiany i potraktowany z góry przez klientów, którym czyścił ubrania, bił moją matkę niemal do nieprzytomności. Mieliśmy w domu cienkie ściany, a ja leżałem w łóżku, słuchając męskiego przeklinania i dźwięków wydawanych przez katowaną kobietę. Zawsze wiedziałem, że niedługo po tym matka przyjdzie do mojego pokoju, zwiąże kruczoczarne włosy, identyczne jak moje, w ciasny kucyk i z pełnym napięcia uśmiechem odda mi wszystkie tortury, jakich sama przed chwilą doznała.

Pod tym względem moja rodzina zawsze była przewidywalna – odbierała władzę tym, którzy byli za słabi, by ją utrzymać.

Może właśnie dlatego zacząłem wymykać się z domu i obserwować zajęcia z hapkido, które odbywały się na końcu naszej ulicy. Widziałem te treningi i zastanawiałem, jak to jest być takim potężnym. Jak by to było, gdybym posiadał nad swoim przeciwnikiem taką kontrolę, że przestałbym się bać potencjalnych ciosów i bólu.

Wyobrażałem sobie, że nauczyłbym się używać krótkiego kija albo laski, żeby stłuc mojego beznadziejnego starego na kwaśne jabłko. Wtedy miałbym pewność, że już nigdy nie tknie mojej matki.

Gdyby zaznała trochę spokoju, może i mnie żyłoby się lepiej.

To zaboli tylko trochę.

Wyrywam się z zamyślenia i pozwalam, by wspomnienie wycofało się w głąb mojego umysłu, gdzie trzymam pozostałe szczelnie zamknięte, po czym odpycham się od ściany ukrytego pokoju w moim domu. Plastikowa płachta, którą zawiesiłem wcześniej pod sufitem, leży teraz na podłodze i tworzy kokon wokół mężczyzny przywiązanego do stojącego na samym środku krzesła.

Oddech ma ciężki, a temu dźwiękowi towarzyszy jedynie syczenie Isabelli, mojego siedmiometrowego pytona. Wije się wokół stóp faceta, a w chwili, gdy dotyka jego łydek, ten drga. Jego niegdyś idealny garnitur jest przesiąknięty potem.

– Ostrożnie – cmokam. – Lubi, gdy się z nią walczy. To ją ekscytuje.

Pocieram palcami szorstki trzydniowy zarost. Wzdycham i sięgam do kieszeni, gdzie trzymam robiony na zamówienie kompaktowy metalowy kij. Wyciągam go i przyciskam boczny guzik, a wtedy kij rozkłada się do pełnej długości. Jego metalowe końce błyszczą na tle czarnego metalu. Obracam go w ręce i ruszam w jego stronę.

– B-błagam – zawodzi.

Śmieję się, a Isabella owija się wokół jego ciała.

– Masz nienaganne maniery, Samuelu. Tego się zapewne oczekuje od syna zamożnego biznesmena – mówię leniwym głosem. – Ale nie są mi one do niczego potrzebne. – Zatrzymuję się naprzeciwko niego i napinam mięśnie w oczekiwaniu. – Wiesz, dlaczego tu jesteś?

Marszczy czoło, a krople potu spływają po jego poszarzałej twarzy.

– Przyjechałem po dziewczynę – sapie. Drży mu przy tym dolna warga. – Kazali mi przyjechać. Ja…

– Dziewczyna i wszystko to, co z nią związane, należy do mnie – mówię z błyskiem w oczach.

Wyciągam kij przed siebie i obracam nim szybko, pławiąc się w strachu, który bije z jego ciemnych oczu.

– Bez obaw. – Uśmiecham się szeroko. – To zaboli tylko trochę.

 

 

 

[1] Piccolo (wł.) – mały

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

 

 

Yasmin

 

 

 

– NIE WYGLĄDA NA CHOREGO.

Słowa tną przez ubrania i ranią w pierś. Gdybym nie została wychowana na politycznie przebiegłą oraz serdeczną, warknęłabym w odpowiedzi coś w styl: „Użyj mózgu, Debbie. Brzmisz jak kretynka”.

Zamiast tego przygryzam wnętrze policzka i sięgam po wodę, pozwalając, by ciężar kryształu w mojej dłoni i chłodny płyn na moich ustach pomogły mi zachować milczenie.

Poza tym jestem przekonana, że Debbie, młoda, atrakcyjna żona gubernatora Nowego Jorku, nie chciała, żebym to usłyszała. A może chciała? To niemiłe z jej strony, biorąc pod uwagę to, że jesteśmy w moim domu. Zgaduję jednak, że nie wszyscy mamy maniery.

Podążam za jej spojrzeniem w stronę szczytu stołu, aż dostrzegam tatę. Choć ma ciemną karnację, wyraźnie widać, że zbladł i zmarniał. Pod zmęczonymi oczami ma ciemne wory, które wyraźnie wskazują na chorobę. Chociaż myślę sobie, że jeśli ktoś nie spędził wielu lat swojego życia na zapamiętywaniu najmniejszych zmian na jego twarzy, to rzeczywiście może uznać go jedynie za przemęczonego. A u człowieka, który jest właścicielem wielomiliardowego imperium i nim zarządza, a ponadto kontroluje większość światowego wydobycia i handlu klejnotami, przemęczenie to synonim normalności.

Jestem pewna, że będzie zachwycony tym, że ludzie nie widzą zmian wywołanych jego pogarszającym się zdrowiem.

Od zazdrości aż skręca mnie w środku i przez chwilę naprawdę chciałabym zamienić się z kimś miejscami – z kimkolwiek z tego pomieszczenia, jeśli to by oznaczało, że mogłabym przestać być sobą i zacząć udawać, że nic mu nie jest.

Niedawno podana tilapia[2] zaraz zawróci z mojego żołądka, co zwiastują już mdłości, bo wiem, że to marzenie jest niemożliwe do spełnienia. Może oni nie widzą różnicy w wyglądzie mojego ojca, ale ja dostrzegam ją wyraźnie. W jego sztywnych i pozbawionych płynności ruchach, jakby miał kości pokryte niemożliwym do zrzucenia betonem. Wyraźnie dostrzegam, jak opadają mu kąciki ust, gdy myśli, że nikt nie patrzy, jak chłonie najmniejsze, mało ważne detale, które każdego dnia bierzemy za pewnik.

Przede wszystkim widzę to jednak w jego nieobecności. Zawsze odcina się ode mnie, gdy przechodzi wyniszczające radio- i chemioterapię, bo nie chce, bym na to patrzyła.

Właśnie to robi z człowiekiem rak. Niszczy od środka bez względu na to, kim jesteś. Nie ma znaczenia, czy trzymasz cały świat w garści albo masz więcej pieniędzy niż sam Bóg.

On zwyczajnie karmi się śmiercią.

A ona zawsze wygrywa, w ten czy inny sposób.

Przenoszę wzrok z taty na francuskie drzwi na przeciwległej ścianie, otwarte i prowadzące na tył naszej posiadłości. Skupiam się na migotaniu gwiazd i na tym, jak niebieskie światła wielkiego basenu rzucają na całe otoczenie niepokojącą poświatę.

Robię wszystko, by nie myśleć o problemach, których nie jestem w stanie rozwiązać.

Debbie chichocze, czym ściąga na siebie moją uwagę. Praktycznie ociera się o siedzącego obok mężczyznę.

Julian Faraci.

Jego ciemne oczy, czarne i bezdenne, są już skupione na mnie, przedzierają się przez maskę uprzejmości i rozbierają mnie, aż czuję się małą, bezwartościową dziewczynką, gotową na to, by ją zdeptał.

Przypominam sobie, jak się tu pojawił osiem lat temu i objął stanowisko dyrektora operacyjnego Sultans. Miałam wtedy piętnaście lat i zupełnie naiwnie się w nim zadurzyłam. Był głodnym władzy, dwudziestoośmioletnim mężczyzną i za każdym razem, gdy wracałam ze szkoły z internatem na święta albo wakacje, oddawałam się uwielbianiu go, zaślepiona jego wyglądem i przyciągana władczością, która niemal wylewała się z jego porów.

Wystarczyła jedna chwila, gdy usłyszałam, jak przekonywał mojego ojca, by trzymał mnie z daleka, żeby motyle w moim brzuchu przestały trzepotać w jego obecności.

„Szkodzi biznesowi. Nie powinieneś pozwalać córce się tu pokazywać i cię rozpraszać, gdy masz być skupiony na czymś innym. Straszna szkoda, że nie jest chłopcem. Komu to wszystko zostawisz?”.

To ostatnie zdanie było jak kubeł zimnej wody i całkowicie zgasiło ogień mojego zadurzenia w Julianie Faracim. Od tamtej pory pielęgnowałam w stosunku do niego wyłącznie nienawiść.

Żadna strata, naprawdę. Wtedy i tak już skupiłam się na moim najlepszym przyjacielu.

Patrzę na Juliana spod przymrużonych powiek, a irytacja kłuje mnie w skórę niczym setki igieł. Uśmiecha się pod nosem, podnosi kieliszek z winem i kiwa nim w moją stronę. Tatuaże na jego drugiej dłoni ożywają wraz z ruchami palców, którymi przeciąga po zmierzwionych czarnych włosach.

Malutka kropla wody kapie na mój nadgarstek, a ja szybko odstawiam szklankę i odrywam wzrok od jego szyderczego spojrzenia, a potem wciskam drżące palce pod uda.

Czuję wibrujący na kolanach telefon. Pochylam głowę i widzę powiadomienie od chłopca, który posiadł moje serce, gdy byliśmy jeszcze dziećmi.

 

Aidan: Wyglądasz pięknie.

 

Serce bije mi szybciej i mimowolnie się uśmiecham. Rozglądam się, żeby zobaczyć, gdzie on jest. Jego mama stoi w kącie pomieszczenia ze spuszczonym wzrokiem, blond włosy ma związane w ciasny kucyk, tak jak przykazano całemu personelowi w naszym domu.

Aidan dziś z nią pracuje?

– Yasmin. – Głos mojego ojca przedziera się jak przez ścianę, a ja szybko przenoszę wzrok na dwadzieścia osób zebranych przy stole. Wszyscy na mnie patrzą.

– Przepraszam. – Uśmiecham się z przymusem i podnoszę ręce, by chwycić sztućce. – Musiałam przegapić, co powiedziałeś.

– Gubernator zapytał, co sądzisz o nowym zakupie swojego ojca. – Głos Juliana jest zimny, a jednocześnie gładki jak jedwab, sprawia, że po moich plecach przebiega dreszcz. To naprawdę nieuprzejme, że ma taki głos i taką twarz, gdy jego dusza przesiąkła zgnilizną. Przenosi wzrok na gubernatora Cassuma i uśmiecha się przy tym sardonicznie. – Yasmin nie ma pojęcia, co się dzieje w naszej firmie. Była zajęta dokazywaniem w… – Zerka na mnie. – Gdzie to było? College w Oregonie?

Widelec stuka o talerz, kiedy go odkładam i skupiam uwagę na wspomnianym urzędniku. Zaciskam zęby, bo potrzebuję naprawdę wiele kontroli, by nie cisnąć nożem przez stół z nadzieją, że trafi Juliana prosto w jego zimne, i tak już martwe serce.

Wbrew pozorom i opinii innych doskonale wiem, co się dzieje w biznesie mojego ojca. Może próbować to przede mną ukrywać, ale dorastanie w towarzystwie tak potężnego człowieka oznacza, że widziałam sporo i równie dużo słyszałam na temat szemranych interesów.

Coroczne odwiedziny Memfiego Romana, rzekomego capo włoskiej mafii, który osobiście przywozi prezenty świąteczne, naprawdę tylko to potwierdzają.

Dla większości świata mój ojciec specjalizuje się w sprzedawaniu idei miłości w postaci przecenianych klejnotów. Sama nazwa marki oszałamia, ale jeśli dodać do tego chwytliwe slogany i ładowanie milionów dolarów rocznie w marketing, który sprawia, że diamenty Sultans pokazywane są w telewizji i na billboardach, to tata zwyczajnie urasta do symbolu elegancji i blichtru.

„Uczyń swoją miłość spektakularną z diamentami Sultans”.

– Może to jeszcze nie dość oczywiste, że znam szczegóły biznesu mojego ojca – mówię, podkreślając słowo „mojego” tylko ze względu na Juliana – ale jeśli pyta mnie pan o opinię na temat moralności w kontynuowaniu handlu diamentami w strefach objętych konfliktem, to bardzo chętnie podzielę się moimi przemyśleniami.

Ktoś po mojej lewej prycha, a ja znowu przenoszę wzrok na Juliana. Jego kanciasta szczęka drga, a poruszony tym cień zarostu tylko podkreśla ostre rysy jego opalonej twarzy.

Teraz moja kolej na uśmiechnięcie się pod nosem i właśnie to robię, unosząc kąciki ust i patrząc prosto na mężczyznę będącego prawą ręką mojego ojca. Mruży oczy, a irytacja wykrzywia jego piękną buźkę. Przepełnia mnie satysfakcja, że udało mi się zaleźć mu pod skórę tym komentarzem.

W końcu powiedziałam na głos to, czego nigdy nie powinno się mówić.

Wszyscy przy tym stole wiedzą, że mimo oznaczania towarów Sultans jako diamentów pochodzących ze stref „wolnych od konfliktów”, wcale tak nie jest. To po prostu zostało… uregulowane. A ja znam rodzinny biznes wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że te regulacje to bardziej zasłona dymna niż coś, co naprawdę zostało zrobione. To pozostaje niezmienne, odkąd mój ojciec migrował z Libanu i zbudował Sultans od zera, nawiązując współpracę z każdym, kogo potrzebował, by dostać się do przemysłu diamentowego.

Ojciec rozładowuje napięcie śmiechem.

– W dzisiejszych czasach dzieciaki idą na studia i myślą, że są gotowe zawładnąć światem. To tylko kolejny przykład, dlaczego mężczyźni powinni nim rządzić, a kobiety siedzieć w domu i zajmować się dziećmi.

Czuję na policzkach gorący rumieniec i spuszczam wzrok na kolana, gdy rozlega się śmiech. Tak naprawdę nie jestem zawstydzona. Przywykłam do mizoginistycznych komentarzy mojego ojca i wbrew temu, mówi, wiem, że mnie kocha. Może nie być dobrym człowiekiem, ale zawsze był dobry dla mnie, a ja kocham go mimo jego starodawnych poglądów i stosowania nieakceptowalnych praktyk biznesowych.

To niesamowite, na jak wiele jesteśmy w stanie przymknąć oko – co jesteśmy gotowi zrobić – gdy chodzi o ludzi, których darzymy uczuciem.

Jego spojrzenie łagodnieje, kiedy na mnie patrzy.

– Będziesz wspaniałą matką z twoim pełnym troski sercem, habibti[3].

Prawda jest taka, że nigdy nie chciałam być matką. Ja tylko chcę robić zdjęcia. Ale to nie jest możliwa do zaakceptowania ścieżka kariery dla córki Alego Karama. Nie wiem, czy jakakolwiek kariera byłaby w jego oczach akceptowalna. Ojciec jest przeszczęśliwy, że wróciłam do domu na dobre i skończyłam z „doświadczaniem” wyższej edukacji.

Julian nachyla się i mówi do mojego ojca, a pozostali zebrani przy stole wznawiają swoje konwersacje o niczym, których jedyny cel stanowi podbudowywanie własnego ego. Tym oto sposobem uwaga nie jest już skupiona na mnie.

Mój telefon znowu wibruje.

 

Aidan: Nie mogę się doczekać, aż cię dotknę.

 

Przesuwam palcami po ustach, a w brzuchu czuję ekscytację. Zastanawiam się, jak uciec z tej nudnej kolacji i znaleźć Aidana. Stukam stopą o marmurową podłogę w jadalni i się rozglądam.

Pewnie mogłabym wyjść niezauważona.

Wiem, że tego nie zrobię, bo choć bardzo tego chcę, etykieta, którą wtłaczano mi do głowy od dziecka, pozostaje najważniejsza. Dopiero po deserze, gdy mężczyźni udają się do palarni ojca, przykładam rękę do ust i udaję ziewnięcie.

– Wszystko w porządku, Yasmin? – pyta Debbie, marszcząc brwi w kolorze miedzi.

Kilka kobiet, które zostały przy stole – w większości żony, ale też parę kochanek – patrzą na mnie z udawanym zaniepokojeniem.

– Obawiam się, że zbliża się ból głowy. Ale na to pomoże przespana noc. – Zerkam w stronę korytarza. – Wybaczą panie.

Chwytam podłokietniki i wstaję od stołu, po czym mijam kilka osób z obsługi, które sprzątają brudne naczynia, i rozglądam się za Aidanem. Nie dostrzegam go. Gdy tylko skręcam za róg, wyciągam telefon i śmigam palcami po ekranie, wysyłając mu wiadomość z informacją o miejscu, gdzie się spotkamy, a przez cały ten czas motyle trzepoczą w moim brzuchu.

 

 

 

[2] Słodkowodna ryba o białym, wilgotnym i łagodnym w smaku mięsie

[3] Habibti (arab.) – moja droga

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 2

 

 

 

Julian

 

 

 

KOŁYSZĘ SZKLANKĄ, A JOHNNIE WALKER BLUE ZATACZA KRĘGI PO JEJ ŚCIANCE. Powietrze w palarni Alego, w której wnętrzu opieram się o bogato zdobiony drewniany stół, wypełnia zapach książek i tytoniu. Zegar po lewej stronie wybija jedenaście razy. Jest późno i wszyscy już poszli. Wypuszczam powietrze, biorę łyk whisky, a w skroniach czuję pulsujący ból po tym, jak musiałem udawać energicznego gospodarza.

Choć to nie jest moja posiadłość i nie była to moja kolacja, wszyscy wiedzą, że gdziekolwiek widnieje nazwisko Alego Karama, tam ja działam z cienia i pociągam za sznurki. Organizowanie wieczorów takich jak dzisiejszy jest naprawdę nudne, ale są one niezbędne. I nie mają końca.

W tym tygodniu padło na gubernatorów i prezesów z całego świata. W przyszłym tygodniu możemy siedzieć przy jednym stole z capo i innymi liderami w zależności od tego, czyjej przychylności będziemy w danej chwili potrzebować. To bardzo subtelna gra, bycie panami wszechświata, ale akurat ja ją bardzo lubię.

Kontrolowanie większości rynku diamentowego na świecie oznacza kontrolę większości świata, a diament nigdy nie jest po prostu diamentem.

Nie chodzi o to, że Sultans nie jest poważaną firmą. Bo jest.

Pracujemy w wyjątkowy sposób. Większość sprzedawców diamentów znajduje się na samym końcu łańcucha pokarmowego, ale Sultans zbudowała sobie silną pozycję w każdym segmencie tego przemysłu. Prowadzimy sklepy z biżuterią w niemal każdym dużym mieście w Stanach Zjednoczonych, kilka w innych krajach, a każdego roku poszerzamy działalność.

Tyle że żeby dotrzeć do prawdy, trzeba odsłonić kotarę, którą są wszystkie te sklepy i wyniki sprzedaży. A prawdą pozostaje to, że kontrolujemy większą część czarnego rynku.

Nikt nie może zaprzeczyć, że przez ostatnie osiem lat zrobiłem więcej, by polepszyć naszą pozycję polityczną oraz społeczno-ekonomiczną, niż Ali przez całe swoje życie. Przejęcie Sultans jest moim celem, odkąd byłem młodym chłopakiem, kiedy patrzyłem na Alego Karama w telewizji, gdzie po śmierci ojca i zajęciu jego miejsca, został okrzyknięty najpotężniejszym człowiekiem na ziemi.

Jest tym, kim ja chciałbym być.

Istnieje jeden kłopot.

Jeden powód, dla którego nie chce, żebym przejął stery. W każdym razie nie oficjalnie, co jest w ogóle jakimś cholernym żartem, bo nikt nie włożył w jego dziedzictwo więcej pracy niż ja.

W obliczu jego pogarszającego się stanu zdrowia – o którym całą prawdę znają tylko jego najbardziej zaufani ludzie – w powietrzu unosi się niepokój, zwłaszcza gdy mówi o swojej córce, Yasmin. Wróciła sześć miesięcy temu, świeżo po skończeniu studiów, gdziekolwiek to było, a on zaczął sprowadzać kandydatów na jej męża. Tak jakby to był osiemnasty wiek, a jemu kończył się czas.

Jakaś część mnie niemal współczuje biednemu głupkowi, który skończy uwiązany do tego rozpieszczonego bachora. Nie ma żadnych zalet poza urodą i tym, że jest dziedziczką wielomiliardowej fortuny, a wszystko to psuje jej desperacja, by zwrócić na siebie uwagę tatusia.

Gdy Ali powiedział, że zacznie sprowadzać kandydatów, zrobiłem się podejrzliwy. Po krótkiej wizycie u jego prawnika i jednym machnięciu kijem poznałem szczegóły testamentu Alego. Zostawia wszystko swojej córce, ale ta musi wyjść za mąż za kogoś „odpowiedniego”.

Co za głupota.

Nie wątpię, że bez namysłu rzuci się na rodzinną fortunę, bo to uszczęśliwi jej tatusia, nawet jeśli przez to zostanie zmuszona wyjść za mąż za kogoś, kim w ogóle nie jest zainteresowana. Nigdy nie stanie się osobą, która sprzeciwi się woli ojca, szczególnie jeśli dzięki temu jeszcze bardziej zyska w jego oczach.

Ona go zrujnuje. I jednocześnie zrujnuje mnie.

Chyba że to mnie poślubi.

Na samą myśl skręca mnie w żołądku.

Samuel, głupek, który myślał, że zostanie dzisiaj przedstawiony Yasmin, był pierwszym z – jak mniemam – wielu trupów. Po ostrożnym rozważeniu tego wszystkiego postanowiłem, że tak długo, jak mam gotowy plan, nikt nie zbliży się do Yasmin Karam.

Ali wzdycha i zatapia się głębiej w burgundowej skórze wielkiego fotela. Kaszle nagle, rzucając się do przodu. Dźwięk jest ostry i dudniący, jakby ktoś siłą wyciskał go z jego płuc i musiał przedrzeć się przez drut kolczasty w jego gardle.

Marszczę czoło, coś ściska mnie w mostku.

– Podać ci wodę, staruszku?

Macha ręką, a oczy zachodzą mu łzami.

– Nie, nie. Nic mi nie będzie. – W końcu się uspokaja i przesuwa palcem po krótko przystrzyżonej, przetykanej siwizną brodzie. Patrzy gdzieś niewidzącym wzrokiem. – Dowiedziałeś się, co się stało z Samuelem?

Staram się przybrać współczującą minę.

– Nigdy nie dotarł na pokład samolotu. Próbowałem się z nim skontaktować, ale mi się nie udało.

– Hmm – mruczy, garbiąc się. – A lampa? Jakieś wieści?

Frustracja przeszywa moje wnętrze i rozlewa się niczym melasa. Ta cholerna lampa szybko staje się moim przekleństwem, zwłaszcza że dosłownie wszyscy jej szukają, a nikt nie wie, czy tak naprawdę istnieje.

Jeśli tak, to muszę ją zdobyć. Wejście w posiadanie tego zaginionego artefaktu, który jest rzekomo czarodziejską lampką starożytnego egipskiego faraona, może dać ogromną władzę, dlatego bardzo wielu chce ją odnaleźć.

Sam pomysł, że jest czarodziejska, to jakiś absurd, ale mit połączony z historią wystarczy, by stała się bezcenna. A jeśli ja zdobędę lampę, wtedy w końcu będę mógł zagwarantować, że Sultans stanie się potęgą nie tylko w handlu diamentami, lecz także antykami, a jest to jedna z części czarnego rynku, na którą nie weszliśmy. Nie wystarczy mi być jednym z graczy. Chcę kontrolować wszystko.

Przekonanie Alego o ważności tej lampy było łatwe. Problem sprawia odnalezienie tego cholerstwa.

Zaciskam usta, a palcami stukam o brzeg szklanki.

– Wciąż szukamy.

Ali wychyla się do przodu, ale nieruchomieje, gdy dostaje kolejnego napadu kaszlu.

Wypuszczam oddech, odstawiam szklankę z whisky i podchodzę do niego, wyciągając rękę.

– Chodź, staruszku. Przy mnie nie musisz udawać. Zaprowadzę cię do pokoju, żebyś mógł odpocząć. Wszystko inne może poczekać do jutra.

W jego oczach pojawia się błysk, a po pogłębionych zmarszczkach na jego czole widzę, że go uraziłem. Ale wtedy znowu zaczyna kasłać, aż wychodzą mu żyły.

Sięgam do kieszeni na piersi, wyjmuję chusteczkę i mu ją podaję. Szybko po nią sięga i przyciska do ust, oczy ma zmrużone w kącikach, a wolną rękę przyciska do brzucha.

Stoję obok w milczeniu, patrząc z zaciśniętymi szczękami na człowieka, który od dziecka był dla mnie wzorem, a teraz rozpada się na moich oczach.

W końcu kaszel ustaje, a on opuszcza chusteczkę na kolana.

Jest poplamiona krwią.

Na ten widok skręca mnie w żołądku.

Wyciąga rękę i wykorzystuje moje ramię jako podparcie, by wstać. Kręci głową i mija mnie, po czym wychodzi na korytarz. Nie podążam za nim, bo wiem, że musi zachować resztki godności. Na jego miejscu zrobiłbym to samo.

Rozglądam się po pomieszczeniu, wracam do mojej szklanki i dopijam jej zawartość, po czym ruszam skąpanym w półmroku korytarzem, klucząc w wielkiej posiadłości, którą znam jak własną kieszeń, bo w końcu mogę jechać do domu.

Budynek jest naprawdę potężny, ma ponad tysiąc osiemset metrów kwadratowych, a ja zaparkowałem na prywatnym parkingu koło części mieszkalnej dla służby, bo nie chciałem, żeby ktokolwiek widział, jak tu przyjeżdżam, a potem odjeżdżam.

Właśnie skręcam w korytarz prowadzący do mojego samochodu, gdy słyszę stłumiony jęk.

Nieruchomieję.

Obracam się na pięcie z przekrzywioną głową, bo staram się namierzyć, skąd dochodzi dźwięk. Kolejny jęk, tym razem nieco głośniejszy, a mój brzuch napina się w rozkosznym uczuciu. Bez namysłu ruszam w stronę źródła dźwięku, bo chcę zobaczyć, kto jest odpowiedzialny za pożądanie, które nagle się we mnie obudziło. Ostatnie drzwi na końcu korytarza są zamknięte, ale wyciągam rękę i sprawdzam gałkę. Serce bije mi przy tym szybciej. Przekręcam powoli, aż zamek puszcza, a między drzwiami i framugą powstaje malutka szpara, przez którą na ciemny korytarz wylewa się smuga światła.

Przyglądam się rozgrywającej przede mną scenie, kutas drga na widok profilu nagiej kobiety rozciągniętej na małym podwójnym łóżku ustawionym na końcu pokoju. Potrzebuję chwili, by zrozumieć, kto to, a wtedy jestem zbyt zainteresowany, by odejść. Perwersyjna przyjemność przepływa przeze mnie i sprawia, że mój kutas staje się twardy jak skała.

Yasmin.

Ma duże i pełne piersi, ciemne sutki sterczą sztywno i błagają o to, by je ssać, gdy młody mężczyzna w nią wchodzi.

Cóż, interesujące.

Znowu jęczy, a kutas sztywnieje mi jeszcze bardziej, gdy chłonę wygłodniałym spojrzeniem każdy skrawek jej skóry. W tej chwili dostrzegam ją w zupełnie innym świetle niż wcześniej.

Oczywiście w przeszłości nie interesowała mnie nastolatka, która się we mnie durzyła.

Teraz nie jestem jednak w stanie nie podziwiać miękkich krągłości jej ciała i wyrazistych rysów twarzy, mimo obrzydzenia, które się w to wszystko wplątuje, kiedy myślę o tym, kim jest.

Rozpieszczona bogata dziewczynka z wygodnym życiem, w którym nie musiała nawet kiwnąć palcem, by cokolwiek osiągnąć.

Mam na wyciągnięcie wystarczającą liczbę osób, które mnie zadowalają seksualnie, więc nigdy nawet trochę mnie nie kusiło, choć wyrosła na oszałamiającą kobietę.

Mężczyzna nad nią chrząka, jego ruchy stają się nieskoordynowane, aż nieruchomieje, a mnie przepełnia rozbawienie na widok niezadowolenia na twarzy Yasmin.

– Doszłaś, księżniczko? – pyta.

Skoro musisz o to pytać, odpowiedź brzmi „nie”.

Yasmin uśmiecha się lekko i kręci głową.

– Nic się nie stało.

– Pozwól, że o ciebie zadbam – mruczy, wyciągając z niej okrytego fioletowym kondomem kutasa i klękając z twarzą między jej udami.

Yasmin sapie lekko, ale nawet stąd widzę, że to są ruchy chłopca, nie mężczyzny.

Ona nie ma pojęcia, że mogłoby być lepiej. Że przyjemność mogłaby zostać wydobyta z jej ciała. Kutas mi pulsuje, gdy przez głowę przetacza mi się jej obraz, skrępowanej w moim łóżku, z obrzmiałą i siną cipką na widoku, błagającej o litość.

Tłumię jęk i chwytam za przód spodni, przyciskając dłoń do erekcji. Ten ruch wywołuje we mnie impuls przyjemności, a w piersi aż mnie ściska, gdy Yasmin obraca głowę w moją stronę. Powinienem się schować, zanim mnie zauważy.

I może bym to zrobił, gdybym był lepszym człowiekiem.

Ale nigdy nie byłem dżentelmenem.

Zamiast tego stopą otwieram drzwi szerzej, wystarczająco, by widziała, że stoję w progu, patrzę i czekam, pocierając ręką kutasa, który napiera na rozporek.

Nasze spojrzenia się spotykają, a ona otwiera oczy, policzki jej różowieją, usta rozchylają się szeroko, aż tworzą idealne „o”.

Czuję napięcie w jądrach, gdy mnie dostrzega, przepełnia mnie chęć, by wejść do tego pokoju i dać jej ustom coś, do czego mogłoby się przyssać, a jest to tak silny impuls, że kręci mi się w głowie, jednak stoję w miejscu i postanawiam chwycić się przez spodnie i zacząć poruszać ręką.

Kurwa.

Patrzę jej intensywnie w oczy, czuję wyciekający ze mnie preejakulat, a dzieje się to dlatego, że jest taka odsłonięta, rozłożona przed innym mężczyzną, zdecydowanie niepewna tego, co zrobić z faktem, że ich obserwuję.

Spodziewam się, że zacznie krzyczeć. Że przerwie żałosne próby robienia jej dobrze i się przykryje.

Ale tego nie robi.

Zamiast tego wygina plecy i przewraca oczami z rozkoszy, oddycha ciężko i z trudem chwyta powietrze. Przygryzam wnętrze policzka, bo jestem tak kurewsko twardy, że obraz mi się rozmazuje.

Czy podnieca ją to, że ktoś trzynaście lat starszy od niej, ktoś, kto jest najbliższy pozycji najlepszego przyjaciela jej ojca, patrzy, jak ktoś ją posuwa? Owszem, to ten chłopiec trzyma w niej teraz język, ale to o mnie teraz myśli, czy tego chce, czy nie.

Znowu otwiera oczy i natychmiast na mnie patrzy, jakbyśmy byli dwoma przyciągającymi się magnesami. Wtedy wiedzie wzrokiem wzdłuż mojego ciała, aż dociera do miejsca, gdzie się pocieram, obserwując ją.

Uśmiecham się pod nosem, a ona oblizuje dolną wargę.

Ściska mnie w żołądku, gdy wyobrażam sobie, jakby to było, gdyby tym samym językiem przesuwała po moim fiucie, patrząc na mnie z klęczek.

Jestem dwie sekundy od tego, by powiedzieć „jebać to”, rozpiąć rozporek i pozwolić jej zobaczyć, co mogłaby mieć, ale gdy przesuwam palcami po sprzączce palca, mój mózg w końcu zaczyna funkcjonować, a ja się zastanawiam, co wyprawiam.

Zabieram rękę, obracam się na pięcie i odchodzę, moje ciało domaga się spełnienia, ale obrzydzenie tym nagłym brakiem kontroli tłumi całe podniecenie.

Nie interesuje mnie córka Alego, ani seksualnie, ani emocjonalnie, i zawsze była niczym więcej jak niuansem, głupią dziewczynką, która stoi mi na drodze, myśląc, że zasługuje na cały świat tylko dlatego, że się urodziła.

Tylko że teraz jej obraz został wypalony w mojej głowie.

I nie jestem pewien, jak się go stamtąd pozbyć.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

 

 

Tytuł oryginału: Twisted

 

Copyright © 2023 by Emily McIntire

 

All rights reserved.

 

 

Copyright for the Polish edition © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2025

 

Wszelkie prawa zastrzeżone.

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2025

 

Projekt okładki: TRC Designs

 

Redakcja: Kamila Recław

Korekta: Ida Świerkocka

Skład i łamanie: Andrzej Owsiany

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

eISBN: 978-83-8402-125-5

 

 

 

Grupa Wydawnicza Filia Sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

Seria: HYPE