9,99 zł
„Cisza między nimi zgęstniała, rozgrzała się do czerwoności. Nacisk palców na jej brodzie sprawił, że westchnęła. Te jego oczy! Wydawało jej się, że dostrzega w nich to samo pożądanie, które spalało ją od środka. Patrzyła, jak skóra napina się na jego kościach policzkowych. „Czy zdajesz sobie sprawę, jak na ciebie reaguję. Jestem chciwy. Samolubny. Pozbawiony sumienia, zatem... przyjmę chętnie wszystko, co mi zaoferujesz. Więc co mi zaoferujesz, Nadio?”. „Siebie – szepnęła. – Na dzisiejszą noc. Całą siebie”…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 164
Naima Simone
Uwielbiam się z tobą kochać
Tłumaczenie: Stanisław Tekieli
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021
Tytuł oryginału: Blame It on the Billionaire
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2020
Redaktor serii: Ewa Godycka
© 2020 Naima Simone
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-6715-1
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
„Czcij ojca swego i matkę swoją”.
Przysięgi? Nic przy niej nie zdziałają.
Milczenie? Zmusi cię do mówienia.
Symulowanie zawału, aby uniknąć jej narzekania? I to nie pomoże.
Grayson Chandler stłumił westchnienie. Z całym szacunkiem dla Mojżesza, ale gdyby zapoznał się on z przypadkiem matki Graysona narzekającej nieustannie na to, że chłopak nie ma poczucia obowiązku, lojalności, no i nie znalazł sobie dotychczas żony, prorok zapewne poprosiłby Boga o doprecyzowanie szczegółów przykazania.
W Graysonie odezwało się poczucie winy, ale w tej samej chwili poczuł na sobie przenikliwy wzrok matki. Pitbul ze szczękościskiem nie mógłby konkurować z Cherise Chandler. Jak się raz do czegoś przyczepi, nie odpuści, dopóki się z tym nie upora.
Miał trzydzieści lat i był prezesem KayCee Corp, jednego z technologicznych startupów odnoszących największe sukcesy w skali kraju. Od lat polegał tylko na sobie i nie musiał nikomu się z niczego tłumaczyć.
Ale krystalicznie błękitne spojrzenie oczu matki sprawiało, że czuł się jak mały chłopiec, który został przyłapany na tym, że przez tydzień ukrywał pod łóżkiem bezpańskiego psa.
Wyrzuty sumienia wobec rodziców to jego krzyż.
- Grayson, twój upór staje się bzdurny – powiedziała matka z nutką irytacji w głosie. – Pokazałeś, co potrafisz z tym swoim biznesikiem, którego zresztą nie rozkręciłbyś bez Gideona Knighta. Ale czas skończyć z dziecinadą, teraz potrzebny jesteś ojcu. Czas przestać bawić się w prezesa. Zrób krok naprzód i zajmij swoje miejsce w Chandler International. To twój obowiązek wobec rodziny.
Zacisnął zęby, zatrzymując strumień słów, które cisnęły mu się na usta. Biznesik... Czas skończyć z dziecinadą... Coś takiego! Jakby samodzielna walka bez emocjonalnego czy finansowego wsparcia ze strony rodziny – jednego z najzamożniejszych chicagowskich rodów – była czymś w rodzaju partyjki Monopoly. Tymi kilkoma zjadliwymi słowami matka podsumowała lata ciężkiej pracy jego i Gideona, które doprowadziły ich obu do sukcesu.
Powinien był już się do tego przyzwyczaić: do ciągłego lekceważenia jego osiągnięć i jego samego. Drugiego, najwyraźniej nieplanowanego syna Daryla i Cherise Chandlerów. Od urodzenia żył w cieniu brata i te uwagi go wciąż bolały.
Dlaczego nasz Grayson nie jest taki jak Jason? Czemu się buntuje? Dlaczego jest tak samolubny? I nielojalny...
Nie miało znaczenia, że odegrał kluczową rolę w rozkręceniu platformy technologicznej, która służy obecnie wielkim firmom, pomagając im śledzić notowania akcji za pomocą bezkonkurencyjnego oprogramowania. Nie miało znaczenia, że jego firma była jednym z najbardziej udanych startupów sektora finansowego w ciągu ostatnich pięciu lat.
Nic z tych rzeczy nie miało znaczenia, ponieważ nie była to Chandler International, firma ojca.
Cholera jasna!
Grayson wsunął ręce do kieszeni smokingu i odwrócił twarz od kontrolującego wzroku matki. Czuł się winny i zawstydzony. Jedyną przewagą, jaką miał nad bratem, było to, że żył. Czego o Jasonie nie dałoby się powiedzieć.
I tylko fakt, że matka straciła syna, tego ulubionego, powodował, że Grayson, ten gorszy syn, miał zwyczaj gryźć się w ostatniej chwili w język i nie odpowiadać z agresją na podobne zaczepki.
- Traktuję moje stanowisko i udziały w KayCee Corp tak samo poważnie, jak tata traktuje Chandler Int. Jestem też świadom moich zobowiązań wobec rodziny. Ale jak już powiedziałem wam obojgu, moja firma jest moim dzieckiem, tak jak Chandler jest dzieckiem taty.
- Co za uparciuch... – jęknęła Cherise.
- Mamo – przerwał jej lodowatym tonem. – To nie jest ani czas, ani miejsce na tę rozmowę.
Rozchyliła usta, ale po chwili je zamknęła.
- Cherise! Jak wspaniale cię znowu widzieć! – wdarł się w ich rozmowę kobiecy głos.
Przyjemny miękki ton normalnie nie powinien wywoływać w człowieku odruchu obrzydzenia, ale nie w tym przypadku. Grayson nie musiał zerkać za siebie, by zidentyfikować kobietę. Wszędzie byłby w stanie rozpoznać ten słodkawy zapach, który wokół siebie rozsiewała.
Dlaczego ja jej jeszcze nie zabiłem?
- Adalyn! – zawołała równie melodyjnym głosem matka. Podeszła do Adalyn Hayes z rozłożonymi ramionami. – Pewnie jesteś zmęczona?
Grayson odsunął się, przyglądając się matce, która ciepło obejmowała jego byłą dziewczynę. Kobietę, która miała zostać panią Grayson Chandler. Kobietę, która dźgnęła go nożem tak głęboko w plecy, że półtora roku później wciąż odczuwał ból w okolicach blizny.
W ogóle się nie przez ten czas zmieniła. Była wciąż olśniewająco piękna, miała owalne zielone oczy, delikatne rysy, ładne usta i długie gładkie włosy, ciemne jak skrzydła kruka. Albo jak jej serce. Niebieska suknia wieczorowa przylegała do niewielkich piersi i smukłej kibici, by przelać się przez kształtne biodra, opaść i zebrać wokół stóp.
Nie, nie zmieniła się ani odrobinę. Ale on się zmienił. Ta piękność nie wzbudzała już w nim pożądania.
- Grayson! – zamruczała jak kotka, odwracając się do niego, a zarazem dotykając dłonią ramienia Cherise. – Nie wiedziałam, że będziesz na tej gali. Wspaniale cię widzieć.
- Cześć, Adalyn – powiedział chłodnym, lecz uprzejmym tonem.
- Tęskniłam za tobą – szepnęła, jakby tuż obok nie było matki Graysona i w pełnej gości sali balowej rezydencji w North Shore znajdowali się tylko oni dwoje. – Musimy się spotkać na kolacji i dogonić stracony czas.
- Podoba mi się ten pomysł – wtrąciła pani Chandler, poklepując Adalyn po dłoni. – Też tęskniliśmy za tobą. Planuję przyjęcie w przyszłym tygodniu. Jesteś oczywiście zaproszona, razem z rodzicami. Zadzwonię do twojej matki, żeby oficjalnie przekazać zaproszenie.
Głosy obu kobiet brzmiały łagodnie, ale też trochę sztucznie. Zbyt grzecznie. Zbyt fałszywie.
- Bawisz się w swatkę, mamo? – zapytał. Próbował nadać głosowi ton znudzenia, które miało ukryć buzującą w nim wściekłość. – Nie uważasz, że to trochę poniżej twej godności?
- Nie w sytuacji, kiedy zmieniasz kobiety jak rękawiczki i zachowujesz się jak męska dziwka – warknęła.
Grayson słyszał te słowa nie po raz pierwszy.
Podrywacz. Playboy. Wstyd dla rodziny. Zniewagi matki go bolały. Wykrzywiając usta w ironicznym uśmieszku, skłonił się lekko.
- Dziękuję, mamo. A teraz powiedz mi, co naprawdę o mnie myślisz. Bo mam wrażenie, że coś ukrywasz.
Prychnęła, przenosząc uwagę ponownie na Adalyn, która cały czas wpatrywała się w Graysona z błyskiem w oczach. Błyskiem, który zwiastował kłopoty.
- Masz trzydzieści lat i czas przestać chodzić w krótkich spodenkach. Przyszły prezes Chandler International potrzebuje kobiety, która będzie go wspierać. Zarząd nie zaakceptuje mężczyzny, którego nazwisko i zdjęcie można znaleźć na plotkarskich portalach równie często jak na biznesowych.
Zesztywniał. Jego uśmiech zgasł.
- Dobrze zatem, że nie planuję zostać dyrektorem generalnym Chandler International. Co powoduje, że moje życie prywatne nie będzie już dla zarządu takim problemem. A teraz raczą panie wybaczyć, ale widzę tu kilka osób, z którymi muszę porozmawiać.
Ukłonił się, po czym pocałował matkę w policzek.
- Mamo, Adalyn...
Nie czekając na tyradę o nieuprzejmości, odsunął się od obu kobiet. Z każdym krokiem, który go od nich oddalał, czuł, jak pętla na jego szyi się rozluźnia.
Powinien był to przewidzieć. Matka niezwykle natrętnie powtarzała, by się ustatkował i ożenił. Zwłaszcza od sześciu miesięcy. Odkąd zabrakło Jasona.
Na wspomnienie brata poczuł ból. Nie ochłonął jeszcze i nie pogodził się z jego śmiercią. Nie byli z sobą szczególnie blisko – Jason był trzynaście lat starszy, no i był ulubieńcem rodziców. Ale mimo wszystko Grayson kochał swego starszego brata. A to, że tętniak mózgu dopadł Jasona w dość młodym wieku, sprawiało, że jego śmierć wydawała się jeszcze trudniejsza do zaakceptowania.
Ale Grayson nie miał czasu na żałobę, bo rodzice właśnie zaczęli naciskać na niego, by porzucił firmę, którą stworzył, i wrócił do rodzinnego biznesu. Chandlerowie należeli do amerykańskiej arystokracji, a wraz z odejściem naturalnego spadkobiercy na scenę musiał wejść spadkobierca rezerwowy. Wejść na scenę, wypełniając swój obowiązek. Co oznaczało kierowanie Chandler International i związanie się z kobietą pochodzącą z powszechnie szanowanego, według matki, środowiska.
Węzeł, który przed chwilą się rozluźnił, ponownie się zacisnął. Grayson poprawił muszkę. Boże, myśl o tym, że ponownie miałby się znaleźć we władzy ojca, tłumaczyć ze swych decyzji przed nim i zarządem pełnym ludzi takich jak on, była straszna. Odebrano by mu niezależność, musiałby żyć zgodnie z surowymi zasadami, które rządziły światem Chandlerów, jednej z najstarszych i najbogatszych rodzin w Chicago…
Dusił się.
Niech to szlag, potrzebował powietrza.
Ruszył szybko przed siebie i nie zwalniał, póki nie opuścił tej jaskini wypełnionej śmietanką towarzyską Chicago. To mieli być jego przyjaciele, jego kontakty biznesowe, jego ludzie...
Dokładnie tacy, od których próbował uciec.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej