Venom III. W otchłani spokoju - Aleksandra Kondraciuk - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Venom III. W otchłani spokoju ebook i audiobook

Kondraciuk Aleksandra

3,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

869 osób interesuje się tą książką

Opis

„Kłamca na zawsze pozostanie kłamcą”.

Minęły trzy długie lata i mogłoby się wydawać, że historia Vivian i Venoma już dawno otrzymała swoje zakończenie. Chłopak wyjechał z miasta, zostawiając ją w najgorszym możliwym momencie i dodatkowo z całą masą niewyjaśnionych spraw.

Mimo to dziewczynie udaje się poukładać swoje życie, ale nadal dużo ryzykuje, pracując na komisariacie. Jest wtyczką w policji, której potrzebowali jej przyjaciele.

Wszystko toczy się spokojnie do chwili, gdy w mieście znów pojawia się chaos. To właśnie wtedy Vivian słyszy słowa, które na nowo rozbrzmiały w jej głowie.

Venom wrócił.

A wraz z jego powrotem nadszedł czas, by dziewczyna poznała całą prawdę.

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                                                 Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 387

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 40 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Giurow DianaDiana Giurow

Oceny
3,5 (248 ocen)
94
40
41
39
34
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Fantasmagoriax1

Nie polecam

Tragiczne zakończenie
180
carinka2244

Nie polecam

Myślałam, że gorszej książki niż Venom II nie ma. Otóż się myliłam. Moi drodzy- jest - Venom III. A zakończenie dopełniło beznadziejnnosci tej całej opowieści. Dwa tomy dążenia do czegoś co zostało na koniec przekreślone. Jestem mega rozczarowana czego też się spodziewałam. Styl pisania do poprawy, bardzo słaby. Autorka powinna popracować nad słownictwem, bo momentami brzmi jak bełkot nastolatki. Nie rozumiem fenomenu tej serii.
170
karolinamajchrzycka

Z braku laku…

Jest bardzo dużo wątków,które niezostały dokończone. Autorka napisała, że to koniec historii Viviam i Venoma więc nie będzie kontynuacji tych wątków. Poza tym książka miała strasznie długie opisy. Miałam wrażenie że momentami czytam Pana Tadeusza z opisami jednej sytuacji na kilka rozdziałów.
150
Paulica

Nie polecam

Zakończenie słabe.
140
Oliwia1211

Nie polecam

Dawno nie przeczytałam czegoś tak okropnego XDDD
140



Copyright © for the text by Aleksandra Kondraciuk

Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2025

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Alicja Chybińska

Korekta: Anna Łakuta, Aleksandra Płotka, Iwona Wieczorek-Bartkowiak

Skład i łamanie: Paulina Romanek

Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek

ISBN 978-83-8418-083-9 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2025

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

Ostrzeżenie

Drogi Czytelniku! Niniejsza książka porusza tematy samobójstwa, przemocy w rodzinie, morderstwa, a także nadużywania substancji psychoaktywnych i innych używek. Bohaterowie, których wykreowałam, nie są wzorem do naśladowania i jako autorka nie popieram ich zachowania. Jeśli jesteś osobą wrażliwą na któryś z podejmowanych tematów, proszę, zastanów się, czy aby na pewno chcesz sięgnąć po tę lekturę.

Proszenie o pomoc nigdy nie było i nie jest oznaką słabości – to oznaka siły. Jeśli potrzebujesz wsparcia, nie bój się o nie prosić.

Bezpłatny telefon zaufania dla dzieci i młodzieży:

116 111

Prolog

Po tak długim czasie naszej znajomości w końcu wszystko zaczęło się układać. Tajemnice wyszły na jaw, co okazało się dla nas dobre. W końcu przecież byliśmy ze sobą szczerzy, prawda? Tak powinna wyglądać zdrowa relacja. Problem w tym, że my nigdy nie mieliśmy żadnej relacji. Nigdy nie było nas. W momencie, gdy znowu zaczęłam wierzyć, że coś może się zmienić, on postanowił to zniszczyć.

Venom opuścił Malibu bez słowa wyjaśnienia.

Bolało. Nie powinno, ale naprawdę bolało.

Ale tak było lepiej. Nigdy nie mieliśmy przed sobą żadnej przyszłości i powinnam zrozumieć to dawno temu. Stanowiliśmy swoje przeciwieństwa. A przeciwieństwa nie mogły się dopełniać, i każdy o tym wiedział, podczas gdy ja się łudziłam, że w naszym przypadku wszystko potoczy się inaczej.

Lecz dopiero gdy wyjechał, dotarło do mnie coś bardzo istotnego. Zrozumiałam, że kłamca na zawsze pozostanie kłamcą. Niezależnie od tego, kim był i kim jest.

Rozdział 1

Trzy lata później…

Czasami odnosiłam wrażenie, że moje życie nieustannie stało w miejscu, podczas gdy wszystko wokół się zmieniało. We wszechświecie tworzył się dziwny, ale dobry bałagan, ja natomiast się zatrzymałam i nie wiedziałam, jak ruszyć. Nie żyłam przeszłością ani przyszłością.

Po prostu egzystowałam.

Ale czy moje istnienie miało jakikolwiek większy sens?

Gdy miałam trzynaście lat, przeczytałam pewną książkę, według której każdy z nas urodził się po coś, miał jakieś zadanie do wypełnienia. Coś, dla czego żył. Gdy wpatrywałam się w grób taty, chyba powoli przestawałam w to wierzyć. Charlie przez całe swoje życie pracował, by utrzymać mnie i Allison. Czy właśnie to stanowiło powód, dla którego żył? Bo jeśli tak, to chyba nigdy nie chciałabym doświadczyć czegoś takiego. Czy odkryję jakąś głębszą przyczynę swojej egzystencji? Szczerze w to wątpiłam. A jednak chciałam, by okazało się inaczej.

Pragnęłam coś znaczyć, coś osiągnąć, ale najwidoczniej nie było mi to pisane, zważając na fakt, że ostatnie lata mojego życia wyglądały tak samo. Nie rozwijałam się, ciągle pracowałam i czasami wychodziłam z przyjaciółmi. I to tyle. Nie działo się nic nowego.

Od kiedy wyjechał, w moim życiu nie wydarzyło się nic ciekawego. Popadłam w monotonną codzienność. Miałam wrażenie, jakby wraz z nim zniknęły emocje pozwalające odróżnić każdy kolejny dzień od poprzedniego. A teraz? Teraz było po prostu nudno.

Choć od śmierci taty minął już ponad rok, to gdy przychodziłam na jego grób, nadal odczuwałam to samo. Schemat zawsze się powtarzał. Siadałam na ziemi i wpatrywałam się w kamień z wyrytym na nim nazwiskiem. Czasami zdarzało się, że mówiłam. I to dużo. Wyobrażałam sobie, że tata jest tuż obok i toczymy dialog. Rozmawialiśmy o wszystkim, czego nie powiedziałam mu za życia. Przechodzące obok osoby pewnie wzięłyby mnie za wariatkę, która kompletnie postradała zmysły. Nie widziałam w tym jednak niczego złego. To stało się moim sposobem na przeżycie żałoby i nie wstydziłam się tego. Zdarzały się też momenty, gdy zwyczajnie siedziałam i myślałam. Chciałam wierzyć, że mnie widzi. Może był teraz duchem i przyglądał mi się z uśmiechem na twarzy?

A może po prostu oszalałam i wmawiałam sobie coś, co nigdy by się nie wydarzyło?

Tak czy inaczej, nie zamierzałam stąd wyjeżdżać i już zawsze pojawiać się na tym cmentarzu. W dniu jego śmierci obiecałam ojcu, że nigdy go nie opuszczę, i zamierzałam się tego trzymać. Ten jeden raz powiedziałam całkowitą prawdę. Złożyłam obietnicę i chciałam jej dotrzymać.

– Viv! – usłyszałam nagle znajomy głos.

Odwróciłam się do tyłu, gdzie dostrzegłam zmierzających w moją stronę Laylę i Thomasa. Na twarzy dziewczyny wymalował się szeroki uśmiech, gdy zauważyła, że ją wypatrzyłam.

– Dzwoniłam, ale chyba nie widziałaś.

– Serio? – zapytałam, a następnie sięgnęłam po telefon leżący tuż obok na trawie. – Gdy tylko ekran się włączył, pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, było pięć nieodebranych połączeń od Layli i jedno od Thomasa. – A no, faktycznie. Wybacz, nie zauważyłam.

Podniosłam się z ziemi i otrzepałam brudne od trawy kolana. W tym samym czasie usłyszałam niezbyt głośny huk, a następnie śmiech przyjaciółki.

– Kurwa mać! – krzyknął chłopak w tym samym czasie.

Zaalarmowana jego wrzaskiem, podniosłam wzrok. To właśnie wtedy dostrzegłam niesamowicie zabawny widok.

– Pierdolone kamienie! – Leżał plackiem na trawie, wyklinając kamyk, o którego przed chwilą się potknął.

– Wyrażaj się, jesteś na cmentarzu – skarciła go dziewczyna.

Brunet posłał jej wymowne spojrzenie.

– Tu i tak są tylko trupy. – Wzruszył ramionami.

Sekundę później spojrzał na mnie wytrzeszczonymi oczami. Chyba w tamtym momencie dotarło do niego, co powiedział.

– O mój Boże – westchnęła Layla, kładąc opuszki palców na czole. – Jak ty coś powiesz…

– Wybacz, Viv. Wymsknęło mi się…

Po jego minie mogłam stwierdzić, że ewidentnie zrobiło mu się głupio, natomiast na mojej twarzy pojawił się uśmiech. O wiele bardziej wolałam, kiedy żartowali nawet z takich idiotycznych sytuacji, niż żeby uważali na każde słowo opuszczające ich usta. Nie chciałam, by śmierć mojego ojca jakkolwiek wpływała na wszystko wokół.

– Wyluzuj. – Zaśmiałam się. – Trupy przynajmniej mają jakąś rozrywkę, gdy przychodzi tutaj taka niezdara jak ty.

Po tych słowach na jego twarzy wyraźnie wymalowała się ulga. Podeszłam kilka kroków w jego stronę, a następnie wyciągnęłam rękę, by pomóc mu wstać. Chłopak prawie od razu po nią sięgnął i z moją pomocą podniósł się na nogi.

– Po co dzwoniliście? – zapytałam w końcu.

Trochę wątpiłam w to, że się za mną stęsknili, bo widzieliśmy się dosłownie dwie godziny temu.

Oboje spojrzeli na siebie i jakby zdawali się pomyśleć o tym samym.

– Mamy taką malutką sprawę – odezwała się dziewczyna, pokazując palcami niewielką odległość.

– Jak bardzo malutką? – westchnęłam.

– Nie tutaj, jedźmy do klubu – usłyszałam w odpowiedzi.

I zyskałam pewność, że przyjdzie mi pożałować tego pytania.

***

– To zdecydowanie nie jest malutka sprawa – stwierdziłam, patrząc prosto na całą czwórkę.

– Zależy, jak na to patrzysz – odezwała się Layla.

Posłałam jej wymowne spojrzenie.

Odkąd od ponad roku pracowałam na komisariacie, dość często zdarzało mi się spoglądać ukradkiem na różne dokumenty. Praca w segregowaniu akt przestępców (i nie tylko) była całkiem przydatna, skoro moi przyjaciele robili interesy z dziwnymi ludźmi.

– Ale co w tym trudnego? – prychnął Luca.

Akurat on zawsze miał najwięcej do powiedzenia. Nie zmieniło się to nawet po latach.

– Wystarczy, że podmienisz kilka papierków. I tyle – sarknął.

– Robienie zdjęć papierów i podmienianie ich to dwie całkowicie różne sprawy – wytknęłam. – I wcale nie są malutkie! – dodałam, widząc, że Layla szykuje się do powiedzenia tych właśnie słów. – Jeśli ktoś się zorientuje, że coś jest nie tak, to wszelkie podejrzenia spadną na mnie.

– Robisz problemy z niczego – skomentował Luca.

– Czy ktoś widział Camerona? – odezwał się Jasper.

– Ja? – Zaśmiałam się. – Odkąd pracuję na komisariacie, średnio trzy razy w tygodniu prosicie mnie, żebym coś dla was zrobiła. Nie wiem, jak radziliście sobie kiedyś.

Po tych słowach wszyscy zamilkli, a ja dopiero po wypowiedzeniu tego jednego cholernego zdania zdałam sobie sprawę, jak to zabrzmiało. Jakbym ich za to obwiniała. A przecież to nieprawda.

– Czy to ta słynna niezręczna cisza, o której zawsze piszą w książkach? – zapytał Thomas.

Tylko pogarszał już i tak beznadziejną sytuację.

– Nie udawaj, że czytasz książki – wytknął Jasper, by rozluźnić atmosferę. – I gdzie jest Cameron? – powtórzył pytanie, lecz nikt na nie nie odpowiedział.

– Kiedyś mieliśmy tutaj Venoma – wyjaśniła cicho Layla.

Czułam się jak wredna suka. Przecież to nie ich wina, że Jaiden wyjechał i zostawił na ich barkach utrzymanie klubu i reszty prowadzonych interesów. Tak naprawdę bardziej było to moją winą niż ich, więc to oni mieli prawo, aby na mnie zrzucić odpowiedzialność. A mimo tego żadne nigdy nie powiedziało nic, co utwierdzałoby mnie w przekonaniu, że to przeze mnie.

– Przepraszam – szepnęłam od razu. – Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało.

– Nie szkodzi, Viv. – Dziewczyna posłała mi uśmiech.

– Nie wiem, czy pamiętasz, ale jesteś w to zamieszana tak samo jak my – wytknął lodowato Luca. – Jeśli któryś z naszych dostawców odejdzie, a my tego nie zataimy, to policja zyska do nas łatwy dostęp – mówił dalej, tłumacząc mi coś, co słyszałam już tak wiele razy.

Znałam to na pamięć.

– A jeśli znajdzie dostęp do nas, to znajdzie też dostęp do ciebie. A wtedy nie pomoże ci, że jesteś córką policjanta. Wszyscy skończymy w więzieniu i nawet Venom nie uchroni nas od dożywocia za morderstwa, kradzieże, włamania i utrudnianie policji rozwiązania wielu spraw. Do tego oberwiemy za krycie przestępców, w tym Venoma, którego gliny próbują zamknąć od wielu lat. Więc albo jesteś z nami, albo jesteś przeciwko nam. Nie ma nic pomiędzy.

Mimo że znałam go już kilka lat, to nigdy nie udało nam się dojść do porozumienia. Zawsze się kłóciliśmy, nawet o te najmniej istotne rzeczy. Po odejściu Jaidena ta niechęć stała się po prostu jeszcze bardziej widoczna, a w dodatku nikt już nie starał się nas rozdzielić czy pogodzić. Co prawda nadal się przyjaźniliśmy wszyscy, ale mimo wszystko coś się zmieniło po jego wyjeździe. Zauważyłam to chwilę po tym, gdy nas zostawił. Zmiana w zachowaniu całej paczki stała się wyraźnie widoczna, przestaliśmy być tak zgrani, jak kiedyś, a utrzymanie interesów z ludźmi, z którymi nigdy nie powinnam mieć żadnego kontaktu, zrobiło się jeszcze trudniejsze. To właśnie w tamtym momencie dotarło do mnie, że Venom to łącznik. Okazał się tą jedną osobą w paczce odpowiedzialną za trzymanie nas razem. Bez niego wszystko się skomplikowało. Każda akcja niosła za sobą dwa razy większe ryzyko. Chodziło o zaufanie. W momencie, gdy Venom nam towarzyszył, mieliśmy pewność, że jego plany wypalą. Teraz, gdy go zabrakło, nie mogliśmy zaufać komuś tak jak jemu.

Brakowało łącznika.

I tak cholernie chciałam, by kiedykolwiek powrócił.

– Oczywiście, że jestem z wami – powiedziałam. – Zawsze byłam i zawsze będę. To się nie zmieni.

Luca przez chwilę mierzył mnie tym sceptycznym wzrokiem. Domyślałam się, że właśnie wyobrażał sobie czasy, gdy mnie nie znał. Pewnie do tego jeszcze wspominał te chwile jako te najlepsze w całym życiu.

W końcu kiwnął głową i ruszył w stronę wyjścia z tak dobrze znanego mi pomieszczenia należącego niegdyś do Venoma.

– Masz dobę. Nie spierdol tego – ostrzegł, zanim wyszedł i trzasnął za sobą drzwiami.

Między nami po raz kolejny zapadła ta okropna cisza.

– Przepraszam – westchnęłam. – To moja wina, że znowu będzie chodził nadęty przez cały dzień.

– Nie przejmuj się nim. – Machnęła ręką Layla.

– No właśnie, Viv – przytaknął Thomas. – Popierdoli i przestanie.

– Czy ktoś mi, kurwa, może łaskawie powiedzieć, gdzie jest Cameron?! – odezwał się po raz kolejny Jasper.

Wszyscy spojrzeliśmy na niego, by obserwować ten wybuch.

– Stary, ale nie musisz tak krzyczeć – skarcił go Thomas.

– No najwidoczniej tylko w taki sposób mogę zwrócić waszą uwagę – prychnął.

– Nie widziałam go dzisiaj – odparłam.

On jako jedyny z całej paczki był trochę odizolowany. Nikt nie wiedział dlaczego, ale od momentu jego powrotu z wyjazdu mającego miejsce dawno temu zachowywał się jakoś dziwniej.

Nagle drzwi szeroko się otworzyły, a moim oczom ukazał się blondyn, o którym rozmawialiśmy chwilę wcześniej. Niósł w ręce skrzynkę. Zmarszczyłam brwi i przyjrzałam się uważniej plastikowemu pojemnikowi.

– O, Cameron się znalazł – rzuciła Layla.

– Gdzie byłeś? Od rana do ciebie wydzwaniam. Tak trudno odebrać?! – krzyknął Jasper.

Chyba nie był dzisiaj w najlepszym humorze, co wydawało się nowością, bo zwykle panował nad emocjami.

Cameron zmarszczył brwi, a gdy wszedł do środka, zamknął drzwi, po czym powiedział:

– Trafiłem na promocję na piwo – wyjaśnił. – Grzech nie skorzystać. Chcecie trochę? – zapytał.

Podszedł do stolika i postawił na nim skrzynkę pełną alkoholu. Na moje oko znajdowało się tam z dwadzieścia butelek piwa.

– Pewnie! – krzyknął Thomas, podbiegając do blondyna.

– Nie ma chlania – wtrącił się Jasper.

– Jest – kłócił się Cameron. – Specjalnie kupiłem tyle, żeby dla każdego wystarczyło.

– No właśnie – przytaknął Thomas.

– Jak dzieci – skomentowała stojąca tuż obok Layla.

Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Akurat ta jedna rzecz nigdy się nie zmieniła i chyba już nie zmieni. Lata mijały, wszyscy robiliśmy się coraz starsi, ale mimo to nadal zachowywaliśmy się jak te same dzieciaki, którymi byliśmy dawno temu.

Być może już zawsze nimi pozostaniemy.

– Nie ma żadnego picia, do cholery! – zaprotestował Jasper. – Mamy robotę do wykonania.

Cameron zmarszczył brwi, przyglądając się dokładniej kumplowi. Na moment zerknął na Thomasa, a ten odwzajemnił spojrzenie. Ostatecznie obaj spojrzeli na blondyna, który nadal wlepiał w nich oczy.

– Co znowu? – zapytał Walker, marszcząc brwi.

– Jaka robota? – zainteresował się Cam. – Nic nie wspominałeś.

Z odległości kilku stóp mogłam dostrzec, że żyła na skroni Jaspera pulsuje. Chłopak ewidentnie zaczął się denerwować i nawet tego nie ukrywał. Mało tego! Jeszcze chciał nas w to wplątać.

– Czy wy ich słyszycie, dziewczyny?! – zawołał, zwracając się tym razem do nas.

Wytrzeszczyłam oczy na jego wybuch. Nie miałam pojęcia, co powinnam powiedzieć. Layla tak samo. I właśnie dlatego tak po prostu stałyśmy i wpatrywałyśmy się w rozgrywającą się przed nami scenkę. Brakowało tylko popcornu i czułabym się jak w kinie.

– O co ci chodzi, ziom? – zapytał Thomas.

Jasper powędrował wściekłym spojrzeniem prosto na chłopaka, a ten, widząc, że zwrócił na siebie uwagę wkurwionego przyjaciela, natychmiast się przymknął.

– O co mi chodzi?! Może o to, że wydzwaniam do tego idioty od rana, a on udaje, że o niczym nie wie! Mamy paczki do ogarnięcia, więc jazda!

– O kurwa, zapomniałem o tym – rzucił Cam, przykładając dłonie do twarzy.

– Upsi. – Zaśmiał się Thomas.

– Jedziemy – oznajmił Jasper, wskazując na wyjście z pomieszczenia. Dostrzegłszy, że chłopaki nie ruszyły się ani o cal, natychmiast dodał: – Teraz, kurwa!

– Ja pierdolę, nie wyklinaj tak na nas! – krzyknął Thomas i od razu skierował się w stronę wyjścia, podobnie jak Cameron.

– To było w chuj niemiłe – skomentował ten drugi.

– Czy wy możecie być choć przez chwilę poważni? – zapytał Jasper.

Nie słyszałam ich odpowiedzi, bo w tamtym momencie drzwi się zamknęły.

Nie miałam pojęcia, o jakich paczkach mówił, ale na pewno miało to jakiś związek z naszymi interesami. A było ich całkiem sporo. Odkąd zabrakło Venoma, staraliśmy się po prostu podtrzymać już wtedy prowadzone działalności. Głównie opierało się to na prochach. Od stałych i zaufanych dostawców braliśmy narkotyki i inne gówna, a następnie przekazywaliśmy je dalej dilerom, a ci oddawali nam zarobioną na nich kasę. W zamian za to dostawali ochronę i spłacali długi. Właśnie tak to działało, i to od wielu lat. Ludzie pożyczali pieniądze bezpośrednio od Venoma, a następnie musieli je zwracać. Nie było niczego za darmo. Wszystko w tym mieście miało swoją cenę. Jeśli chciałeś przeżyć, musiałeś dostosować się do panujących tu zasad.

Do zasad ustanowionych przez Venoma.

Rozdział 2

– Przepraszam za niego – powiedziała niespodziewanie Layla. Przeniosłam na nią spojrzenie i wtedy natknęłam się na jej wzrok. – Za Lucę – sprostowała.

– Przecież nie masz za co – rzuciłam.

Przyjaciółka miała w sobie ogromne pokłady empatii i pozytywnej energii, przez co często zdarzały się sytuacje, kiedy zwyczajnie przepraszała za zachowanie swojego chłopaka, mimo że tak naprawdę nie ponosiła za nic winy. To po prostu Luca nie wiedział, kiedy powinien się zamknąć.

– Niby tak, ale okropnie się na to patrzy, bo przecież nic nie zrobiłaś, a on zaczyna cię opieprzać…

– Layla – wtrąciłam. – Naprawdę nic się nie stało. Właściwie to ja zaczęłam. Doskonale wiedziałam, jak wygląda cała sytuacja, a i tak rzuciłam nieodpowiednim tekstem.

Gdy byłam młodsza, znacznie częściej zdarzały mi się takie sytuacje, ale z każdym kolejnym rokiem wydawało mi się, że zwyczajnie uczyłam się, co należy powiedzieć w danych momentach. Może właśnie na tym polegała słynna dorosłość? Na myśleniu, co się mówi, zanim się to robiło?

– Nie chodzi o twój żart, Viv – wyjaśniła. – To wszystko przez Venoma.

Venom. Kiedyś, gdy słyszałam to słowo, po całym ciele przechodziły mnie dreszcze. Właśnie tak na mnie działał. Z czasem zaczęłam jednak dostrzegać, że stopniowo przestawałam w jakikolwiek sposób reagować na wzmianki o nim w dyskusjach. Zwyczajnie pogodziłam się z faktem, że to już nigdy nie wróci. Nie mógł wrócić, bo oboje staliśmy się teraz zupełnie innymi osobami. Mimo to wiedziałam, że nadal potrzebowałam jego obecności w swoim życiu. Stanowił jego część i ze wstydem przyznawałam sama przed sobą, że oddałabym wszystko, by było tak, jak kiedyś. Czułam się skłonna wybaczyć mu każdą krzywdę.

Zrobiłabym wszystko, by do mnie wrócił. Nie myślałam, że można nienawidzić kogoś, kogo szczerze kochałam.

– To znaczy? – zapytałam, zaintrygowana.

Nieczęsto nadarzała się okazja, by o niego podpytać, a nie ukrywałam, że bardzo ciekawiło mnie, co się z nim działo.

Może był na drugim końcu świata? A może ożenił się z jakąś kobietą i założył z nią rodzinę? Wersji istniało tak wiele, a ja nie miałam pewności co do którejkolwiek z nich.

– Nie odzywał się od miesiąca i nikt nie wie dlaczego – przyznała. – Okropnie się o niego martwimy, wiesz?

– Jak to? – zdziwiłam się.

Jej słowa trochę mnie zmartwiły, ale nie zamierzałam pokazywać tego w żaden sposób. Nie chciałam, by ktokolwiek wiedział, że nadal mi zależało.

– Nic nie wiemy, Viv – rzuciła.

Widziałam, że w kącikach jej oczu powoli zaczynały zbierać się łzy. I nagle wszystko zaczęło nabierać sensu. Zrozumiałam zachowanie Luki i te pojedyncze momenty, gdy każdy z nich co chwilę spoglądał na telefon, zapewne spodziewając się ujrzeć tam wiadomość od niego. I ten zawód, gdy jej nie odnaleźli.

– Miesiąc temu znajdował się w Dallas. Nie wiemy, co tam robił ani do kogo pojechał, ale tak cholernie się o niego boję, wiesz? – dodała.

Serce mi się łamało, gdy na nią patrzyłam. Słyszałam ból w głosie dziewczyny i widziałam go na jej twarzy.

– Jestem pewna, że nic mu nie jest – zapewniłam, uśmiechając się delikatnie.

– Nie możesz być tego pewna, Viv – odparła. – Nikt z nas nie może. No bo co, jeśli on nie żyje? Albo wpadł przy jednej z akcji? Co jeśli siedzi teraz w więzieniu?

Widziałam panikę, która z każdym kolejnym słowem stopniowo przejmowała kontrolę nad ciałem przyjaciółki. Layla na ogół była optymistyczną osobą i właśnie dlatego jej negatywne nastawienie bardzo mnie dziwiło, ale równocześnie martwiło, bo to oznaczało, że coś działo się nie tak. Szybko podniosłam się z miejsca i podeszłam do niej tylko po to, by mocno ją przytulić. Chciałam w ten sposób okazać jej wsparcie. Chciałam, by wiedziała, że nie została z tym wszystkim sama.

– Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? – zapytałam w końcu. – Dlaczego ukrywałaś to przez miesiąc?

Przez kilka sekund panowała cisza. W pewnym momencie blondynka powoli się ode mnie odsunęła i wypowiedziała słowa, które rozpaliły we mnie nadzieję.

Nadzieję na to, że to nadal nie koniec.

– Bo mnie o to poprosił – wykrztusiła. – Viv, nawet nie wiesz, jak wiele razy pytał mnie, jak sobie radzisz. Czy jesteś na niego zła, czy już sobie kogoś znalazłaś. Pytał mnie o to przy każdej rozmowie, prosząc, bym nie mówiła ci niczego o nim. On zawsze chciał cię chronić przed całym złem tego świata. A przynajmniej próbował – dodała ciszej.

Zmarszczyłam brwi. Owszem, może i Venom mnie chronił, ale tak wiele razy sprawiał mi ból. Tak wiele razy mnie zawodził. Być może właśnie dzięki tym wątpliwościom nie byłam w stanie uwierzyć w słowa Layli. Po prostu nie umiałam. Skoro tak bardzo chciał wiedzieć, co u mnie, dlaczego nie zadzwonił? Albo nie odebrał, gdy ja to robiłam? Doskonale pamiętałam noc po jego wyjeździe. Wykonałam do niego dokładnie siedemdziesiąt osiem połączeń. Nie wiem, co bardziej bolało – fakt, że okazałam się tak głupia i zdesperowana, by ciągle do niego wydzwaniać, czy to, że nie odebrał ani jednego z nich. Nie oddzwonił. Nie napisał wiadomości. Opuścił moje życie prawie tak szybko, jak do niego wtargnął.

I właśnie to stanowiło powód, dla którego nie wierzyłam w ani jedno słowo Layli.

– Przepraszam, ale nie umiem ci uwierzyć – wykrztusiłam. – Naprawdę bym chciała, ale zwyczajnie nie umiem. Dzwoniłam do niego – wyznałam. – Nawet nie wiesz, jak wiele razy. Gdyby chciał, toby odebrał, ale z jakiegoś powodu tego nie zrobił. Widocznie nie zależało mu na mnie tak bardzo, jak zapewniał.

Poczułam ukłucie. Wypowiadane przeze mnie słowa najzwyczajniej w świecie bolały. I wtedy dotarło do mnie też to, że skoro czułam się źle, gdy o nim mówiłam, to znaczyło, że nadal coś do niego czułam. Gdzieś w głębi serca wciąż za nim tęskniłam. Nie wykluczałam, że już zawsze będę.

Na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech. Tym razem to ona mnie przytuliła.

– Och, Viv… – wyszeptała. – Nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo mu zależało, ale musisz wiedzieć jedną rzecz – kontynuowała. – Czasami, gdy kogoś kochamy, musimy tę osobę opuścić. To właśnie przejaw prawdziwego uczucia. Kochamy kogoś tak bardzo, że zostawiamy tę osobę, by była bezpieczna. Nawet jeśli bardzo tego nie chcemy.

Odsunęłam się od niej. Już nie wiedziałam, o czym rozmawiałyśmy.

– Co masz na myśli?

– Nie powinnam ci tego mówić…

– Layla, proszę – powiedziałam błagalnie. Przez tak długi czas żyłam w niewiedzy. W końcu nadszedł ten jeden moment, kiedy mogłam choć w małym stopniu poznać prawdę. – Muszę wiedzieć. Proszę, powiedz mi.

Widziałam, że ze sobą walczyła. Miała świadomość, że nie powinna mi tego zdradzać.

– Venom cię pokochał, Viv – przyznała w końcu. – Pokochał cię tak bardzo, że mimo odczuwanego bólu zdołał cię zostawić, byś pozostała bezpieczna. Nie skreślaj go, proszę.

– Co? Bym pozostała bezpieczna? Ale przed czym on chciał mnie chronić? – zadawałam kolejne pytania, chciałam otrzymać odpowiedzi na każde z nich. Po raz pierwszy w życiu aż tak bardzo pragnęłam poznać prawdę.

– Viv…

– Proszę.

Zrobiłabym wszystko, by wyznała mi całą prawdę.

Wszystko.

– Nikt z nas tego nie wie – odparła w końcu. – Nie znamy prawdziwego powodu jego wyjazdu.

Zatkało mnie. Byłam pewna, że wiedzieli.

– Wiecie chociaż, kiedy wróci?

To pytanie padło z moich ust po raz pierwszy. Przez bite trzy lata nigdy nie podjęłam z nikim tego tematu. Nigdy nie pytałam, co u niego. Wyrzuciłam jego istnienie ze swojej codzienności, ale nigdy nie zrobiłam tego samego z głową. Często o nim myślałam.

Być może zbyt często?

– Nie wiemy, czy kiedykolwiek to zrobi – oznajmiła.

I to właśnie te słowa doszczętnie mnie złamały. Sprawiły, że przestałam wierzyć, że kiedykolwiek go jeszcze zobaczę.

Ale może tak było lepiej? Może to już ten czas w moim życiu, kiedy powinnam iść dalej i zapomnieć?

Zapomnieć o nim.

Tak. To zdecydowanie dobry moment, by to zrobić.

***

Gdy późnym wieczorem przekroczyłam próg domu, marzyłam jedynie o swoim łóżku. Nic więc dziwnego, że skierowałam się prosto do mojego pokoju znajdującego się tuż naprzeciwko sypialni Charliego. Choć od śmierci taty minął już ponad rok, ja nadal nie odnalazłam w sobie dość siły, by wejść do tego pomieszczenia. Mijałam te drzwi kilka razy w ciągu dnia. Patrzyłam na nie z cholerną świadomością, że już nigdy więcej nie zobaczę, że zza nich wychodzi. Byłam zła. Głównie na siebie, że wcześniej nie zauważyłam, że działo się coś nie tak. Przecież Charlie tak wiele razy znikał z domu. Pamiętałam dokładnie, że podejrzewałam go o spotykanie się z jakimiś ludźmi. Jak widać, były to błędne przypuszczenia. Mój ojciec tak często dokądś jeździł z powodu ciągłych wizyt u lekarzy.

Walczył o życie.

Widziałam to zawsze, gdy patrzyłam w jego oczy, a iskierka w nich gasła z każdym kolejnym dniem. Umierał, ale mimo to na jego ustach nadal gościł uśmiech. Bolało mnie to. Bolało, i to cholernie. Przez prawie dwa lata byłam zmuszona patrzeć, jak jedyna bliska mi osoba umiera. Lekarze dawali mu rok, a ten czas wydłużył się prawie dwukrotnie. Pewnie powinnam cieszyć się z tego powodu, prawda? W końcu miałam możliwość spędzić z nim więcej czasu.

Nic bardziej mylnego.

Ostatnie kilka miesięcy jego życia tkwiłam w okropnej niewiedzy. Nie miałam pewności, czy umrze za miesiąc, dwa, czy może jego stan się nagle pogorszy i spędzam z nim ostatnie dni. Nic nie wiedziałam. I to wydawało się najgorsze.

Wzięłam głęboki wdech, mijając drzwi do jego sypialni. Moja noga nigdy więcej tam nie stanie. Złożyłam tę sekretną obietnicę i zamierzałam się jej trzymać.

Przekroczyłam próg swojego pokoju i zapaliłam lampkę. Westchnęłam na widok góry ubrań leżących na krześle przy biurku. Ta jedna rzecz chyba już nigdy się nie zmieni. Już zawsze pozostanę okropną bałaganiarą.

Rzuciłam telefon na łóżko i wolnym krokiem ruszyłam do okna. Chciałam je zasłonić. Gdzieś kiedyś czytałam, że całkowita ciemność i przewietrzony pokój dobrze wpływają na jakość snu. W momencie, gdy chciałam zaciągnąć rolety, zauważyłam ruch po drugiej stronie. Przymrużyłam oczy, by móc bliżej przyjrzeć się osobie naprzeciwko.

W tym samym czasie zostałam dostrzeżona. Intruz uśmiechnął się, a chwilę później mi pomachał. Być może zachowywałam się dziecinnie, ale od trzech lat unikałam Aarona jak ognia. Niby nie zrobił mi żadnej krzywdy, ale sam fakt, że przez moment chciał wydać mnie ojcu, w zupełności wystarczył, bym nigdy więcej mu nie zaufała. Znałam takich jak on. I doskonale wiedziałam, że nie można dać im drugiej szansy.

Z kamiennym wyrazem twarzy zasłoniłam okno roletą, całkowicie go ignorując. Szybko przebrałam się w piżamę i weszłam pod kołdrę, zanurzając się w miękkiej pościeli. Potem zamknęłam oczy, by w końcu zasnąć po ciężkim dniu, ale nie dane mi było zaznać spokoju, bowiem w tym samym czasie mój telefon zaczął dzwonić. Na ekranie wyświetlił się numer Aarona.

Za jakie grzechy?

– Czego chcesz? – rzuciłam, odebrawszy połączenie.

– Jak długo zamierzasz się jeszcze na mnie złościć? – zapytał. – Nie sądzisz, że oboje jesteśmy już dorośli? Nie zachowujmy się jak dzieci, Viv.

– Vivian – poprawiłam szybko.

– Co? – zapytał.

Niemal widziałam, że w tym momencie marszczył czarne brwi.

– Viv dla przyjaciół, Vivian dla nieznajomych – odparłam lodowato.

– Ale przecież my się znamy. – Zaśmiał się. – O czym ty mówisz? Przecież się kolegujemy.

– Czyżby? – prychnęłam.

– O co ci chodzi, co? – sarknął w końcu. – Mieszkamy obok siebie od dawna, a ty zachowujesz się, jakbyśmy byli dla siebie obcy.

Jego lekceważący ton powoli zaczynał działać mi na nerwy. Najgorsze z tego wszystkiego wydało mi się to, że chłopak nawet nie przeprosił mnie za to, co zrobił. Osobom trzecim być może wydawało się, że zwyczajnie w świecie przesadzałam. I okej. Może faktycznie to prawda, ale mimo wszystko nie miałam wpływu na urazę, którą po latach nadal do niego czułam. Aaron podawał się za mojego przyjaciela, a gdy przyszło co do czego, najzwyczajniej w świecie chciał wydać mnie ojcu.

Ja nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego drugiej osobie.

– Gdybyśmy się kolegowali, tobyś mnie krył, zamiast na mnie donosić – oznajmiłam.

Po drugiej stronie usłyszałam westchnienie, a po nim przez kilka sekund panowała cisza. W pewnym momencie nawet chciałam się rozłączyć, ale wtedy dotarł do mnie jego głos. Znowu ten głos.

– Dalej się o to gniewasz? – zdziwił się.

– A ty dalej o to pytasz? – odparłam takim samym tonem jak on. – Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo zależy ci, żeby mieć ze mną kontakt – przyznałam. – Naprawdę tego nie rozumiem.

– No po prostu – rzucił. – Jesteśmy sąsiadami. Od kogo mam pożyczać cukier, jeśli nie od ciebie?

Westchnęłam. Miałam dość tej rozmowy, a w dodatku następnego dnia musiałam wstać do pracy i podmienić tamte papiery. Nie mogłam wpaść dlatego, że byłam zwyczajnie zaspana.

– Nie dzwoń do mnie więcej, Aaron. Między nami i tak nic się nie zmieni – wytknęłam, a następnie rozłączyłam się, nie czekając na jego reakcję.

Odłożyłam telefon na drugi koniec materaca i w końcu zamknęłam oczy. Ten dzień okazał się wykańczający. O ile kłótnia z Lucą nie zrobiła na mnie większego wrażenia, tak rozmowa z Laylą wyczerpała mnie z całej energii. Miałam świadomość, że blondynka zawsze mówiła prawdę. Niemal przepełniała mnie pewność, że i tym razem również mnie nie okłamała. Z jakiegoś powodu jednak nie potrafiłam uwierzyć w jakiekolwiek jej słowo. Może zwyczajnie potrzebowałam jakiegoś potwierdzenia tego, co mówiła?

A może w głowie nadal miałam obraz Venoma całującego obcą dziewczynę na wyścigach?

On wyjechał.

Gdyby mnie kochał, to nigdy by tego nie zrobił, prawda?

Nagle mój telefon po raz kolejny zaczął dzwonić. Przeszło mi przez myśl, że mogłabym zablokować numer Aarona, bo to już podchodziło pod nękanie. Z nadal zamkniętymi oczami, sięgnęłam ręką na drugą stronę łóżka. Na ślepo znalazłam swój telefon, po czym odebrałam, nie spojrzawszy na imię na ekranie.

– Mówiłam ci, żebyś więcej do mnie nie dzwonił – powiedziałam od razu. – W końcu zgłoszę to na policję – zagroziłam.

Po drugiej stronie jednak trwała cisza.

– Halo?

Nadal cisza.

Zmarszczyłam brwi, odsuwając komórkę od ucha. Serce zaczęło mi szybciej bić, gdy dostrzegłam, że to nie Aaron, tylko nieznany numer.

– Kim jesteś? – zapytałam w końcu.

W tamtej sekundzie do moich uszu zaczął docierać dźwięk głośnego oddechu, lecz to wszystko. Osoba po drugiej stronie nadal milczała.

W końcu, gdy nie dostałam żadnej odpowiedzi, zwyczajnie się rozłączyłam. Całkiem prawdopodobne, że to żart jakiegoś dzieciaka albo nawet Thomasa. Nie zdziwiłabym się, gdyby specjalnie wykupił nową kartę tylko po to, by mnie przestraszyć.

Zignorowałam tamtą sytuację. Po godzinie w końcu udało mi się zasnąć, choć dalej czułam niepokój.

Dopiero po czasie dotarło do mnie to, że w momencie, gdy odebrałam tamto połączenie, historia zaczęła zataczać koło.

To właśnie wtedy chaos na nowo zagościł w moim życiu.