W głąb - Katarzyna Bonda - ebook + audiobook + książka

W głąb ebook

Katarzyna Bonda

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

444 osoby interesują się tą książką

Opis

Czy można odkryć prawdę tam, gdzie najbezpieczniej jest milczeć?

W dziecięcym szpitalu psychiatrycznym dochodzi do wstrząsającej zbrodni – jedna z pacjentek zostaje znaleziona z poderżniętym gardłem. Władze szpitala, chcąc uniknąć medialnego skandalu, dążą do szybkiego zamknięcia sprawy. Podejrzenia kierują na dziewczynkę, z którą ofiara dzieliła pokój.

Podejrzana twierdzi, że nie pamięta niczego z tragicznej nocy, a gdy odzyskała przytomność, w ręku miała zakrwawiony nóż. Personel, śledczy i opinia społeczna natychmiast wydają wyrok, uznając, że problemy psychiczne nastolatki są dowodem jej winy.

Detektyw Jakub Sobieski musi zanurzyć się w głąb mrocznych zakamarków szpitala, aby odkryć prawdę ukrytą za jego murami. W tej klaustrofobicznej scenerii każde słowo może być kłamstwem, a każdy krok – pułapką.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 333

Oceny
4,6 (81 ocen)
56
18
6
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Zaczytana40

Nie polecam

Ono/jego,już się zaczyna w książkach🤦‍♀️
30
zabcia542

Nie oderwiesz się od lektury

świetnie się czyta. polecam bardzo
10
Matoszka

Nie oderwiesz się od lektury

super temat, dobrze, że o tym się pisze
10
Kasiakira1979

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam,swietna ksiazka.
00
lsmedowski

Nie oderwiesz się od lektury

.
00

Popularność




Ilustracja na okładce: Andrzej Pągowski

Opracowanie graficzne: Magdalena Błażków Kreacja Pro

Redaktor prowadzący: Mariola Hajnus

Redakcja: Irma Iwaszko

Redakcja techniczna: Maciej Grzmiel

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Katarzyna Szajowska, Monika Łobodzińska-Pietruś, Renata Jaśtak

© by Katarzyna BondaAll rights reserved

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2024

ISBN 978-83-287-3189-9

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2024

–fragment–

Zgódźmy się przez chwilę na sceptyczny punkt wyjścia: przypuśćmy, że nie ma innego świata, świata metafizycznego, i że wszelkie objaśnienia świata jedynie nam znanego, zaczerpnięte z metafizyki, są dla nas do niczego: jakim wzrokiem patrzylibyśmy wtedy na ludzi i rzeczy?

F. Nietzsche, Ludzkie arcyludzkie,

Kraków 2019, przeł. K. Drzewiecki

Kasi, Markowi, Wiktorii i Liliance Silewiczom

– za wasz hart ducha w walce o dobro stada i miłość wzajemną.

Jedziecie razem w potężnym czołgu i nic Was nie złamie!

Dziękuję za to, że mi zaufaliście!

Część 1PODEJRZANA

13 lutego, Warszawa

W trzeciej godzinie obserwacji pojawiła się w oknie. Zsunęła z ramion satynową narzutkę i całkiem naga znieruchomiała, jakby wyczekiwała braw. W okienku aparatu widział dokładnie każdy detal jej twarzy. Zakręcony lok, czerwona szminka na ustach, delikatny meszek nad górną wargą. Rozświetlone okno wydawało się ramą dla tego obrazu, ale Jakub zwlekał z naciśnięciem spustu migawki. Czekał w napięciu, aż mężczyzna podejdzie do kobiety, i dopiero wtedy rozpoczął ostrzał. Robił zdjęcia jedno za drugim. Kolejne pocałunki, namiętny dotyk, a wreszcie zbliżenie kochanków. Byli głodni siebie i nie zwracali uwagi na odsłonięte okna. W końcu Sobieski uznał, że ma wystarczająco materiału dla klienta, i odłożył teleobiektyw na siedzenie obok. Sięgnął po iqosa, ale jeszcze nie odjeżdżał. Wpatrywał się w skupioną na sobie parę i myślał, jak nisko upadł po odejściu ze służby.

W ostatnim czasie trafiały się wyłącznie tego typu zlecenia. Brał je, bo były dobrze płatne i nie wymagały większego wysiłku, ale mierziła go taka robota. Tęsknił za prawdziwym śledztwem. Włączył silnik auta i już miał odjechać, gdy nagle mężczyzna w oknie zacisnął dłonie na szyi kobiety. Jakub chwycił aparat, zrobił kilka fotografii, ale w głowie kołatała mu się drażniąca myśl, czy nie powinien interweniować. Chwycił za klamkę i już zamierzał biec do furtki, gdy pojął, że to tylko zabawa. Mężczyzna rozluźnił chwyt, a kobieta z twarzą w ekstazie miękko opadła w jego ramiona. Śmiała się, jednocześnie pokasłując. Sama podała kochankowi szarfę, którą przewiązał jej oczy, i zaprowadził ją w głąb domu.

Jakub wypuścił powietrze ustami, ale nie czuł ulgi. Raczej niepokój. Wahał się, co robić: wchodzić do mieszkania i sprawdzać, czy kobieta jest bezpieczna, ale tym samym się ujawnić, czy zostawić kochanków w ich intymnym świecie, a zdjęcia dostarczyć jej mężowi i odebrać zapłatę. Chwilę siedział bez ruchu i wpatrywał się w puste, wciąż rozświetlone okno, chociaż nikogo już w nim nie było widać, gdy nagle drzwi hiluxa trzasnęły i do auta wsiadła Ada Kowalczyk. Kuba aż się wzdrygnął i spojrzał na przyjaciółkę z niedowierzaniem.

– Po robocie? – Podała mu hot doga i parującą kawę. – Patrzyłeś na nich jak oczarowany. Zawsze podejrzewałam, że to was podnieca. – Zaśmiała się drwiąco. – Nie musisz zaprzeczać.

– Co tutaj robisz? – spytał po dłuższej pauzie, starając się, by jego głos nie zdradzał napięcia. Zdecydowanie nie wyszło. – Sekundę wcześniej byś ich spłoszyła! Wiesz, jak długo czatowałem na tę schadzkę?

Wzruszyła ramionami, ale już się nie uśmiechała.

– Oziu dał mi cynk, gdzie jesteś – wyjaśniła i urwała.

Gryzła swojego hot doga, jakby od początku akcji siedziała obok Jakuba.

– Ma do ciebie słabość – mruknął. – Nie powinien tego robić. Opierdolę go, jak wrócę do biura, a jeszcze lepiej obetnę mu premię. To go nauczy, żeby następnym razem trzymać gębę na kłódkę!

– Nie bądź zły – poprosiła i spojrzała na niego łagodniej. – Przyjechałam, bo mam pilną sprawę.

– Co to za sprawa, która nie może poczekać? – wyburczał, ale sięgnął po jedzenie, które przyniosła, bo właśnie sobie uświadomił, że od rana nic nie jadł. – Chcesz odwołać jutro?

– W żadnym razie! – Pochyliła się, żeby cmoknąć go w policzek.

Natychmiast tak przechylił twarz, że dotknęli się ustami. Miała miękkie, wilgotne wargi. Pachniała kabanosem i musztardą, ale to go nie zniechęcało. Całował ją delikatnie, a potem wsunął palce w jej miękkie włosy. Oddawała jakiś czas pocałunki i nagle się odsunęła.

– Kuba, naprawdę chcę pogadać – wyszeptała. – Musisz coś dla mnie zrobić.

– Robota? – Łypnął na nią wilkiem. – Serio, tylko dlatego przyjechałaś na to zadupie?

Potwierdziła bez słowa i mocniej zacisnęła usta. Chyba oczekiwała, że będzie ją prosił o streszczenie sprawy, ale Kuba nie zamierzał jej niczego ułatwiać. Odpalił silnik i ruszył.

Działał jak na automacie. Chciał zająć głowę czymś innym niż jej odurzający kwiatowy zapach zmieszany z wonią jedzenia i kawy. To wszystko działało na niego podniecająco, a obawiał się, że znów będzie z niego kpiła. Co gorsza, może utwierdzić się w przekonaniu, że podnieca go śledzenie niewiernych żon.

– Co to za zlecenie, które warunkuje naszą jutrzejszą randkę? – odezwał się, kiedy byli już na Wisłostradzie.

Uśmiechnął się nareszcie i spojrzał na nią rozpromieniony. Liczył, że Ada się zaśmieje. Bez skutku.

– To nie tak – wyszeptała. – I wolałabym, żebyś nie prowadził, kiedy będę mówiła. Chcę ci pokazać kilka rzeczy. Może jedźmy do twojego biura?

– Mam podzielną uwagę – fuknął niezadowolony. – Jak długo zamierzasz budować napięcie?

– Chodzi o córkę mojego kumpla – zaczęła niepewnie. – O mały włos byłabym jej chrzestną. Jego żona się nie zgodziła, bo nie mam bierzmowania… – Znów się zacięła. – To dziecko po urodzeniu dostało imię Gabrysia, ale woli, żeby nazywać je Ryś.

– Jest w trakcie tranzycji?

– Jeszcze nie – zaprzeczyła i znów umilkła.

Zaczynało to Kubę irytować, ale kiedy wznowiła wątek, głos jej się łamał, więc pojął, że Ada jąka się i lawiruje, bo bardzo jej na tym zależy.

– Mów, o co chodzi – pośpieszył ją. – Wiesz, że jesteś moją ulubioną osobą i nie mógłbym ci niczego odmówić.

Wreszcie się uśmiechnęła. To był bardzo smutny grymas. W jej oczach widział wdzięczność.

– Ryś ma dopiero szesnaście lat i różne kłopoty ze sobą – zaczęła nareszcie gadać normalnie. – Zaburzenia odżywiania, stany depresyjne, a ostatnio stwierdzili u niego zespół Aspergera, chociaż nie wiem, czy to teraz poprawna nazwa. W każdym razie jest w spektrum. Podejrzewano u niego nawet schizofrenię… U niego, w sensie dziecka – poprawiła się. – Ryś woli, żeby używać nijakich zaimków. Jeśli miałbyś szansę z nim rozmawiać, traktuj go po prostu jako „ono”.

– Grubo.

– No… – przytaknęła Ada. – Ponieważ Ryś się okaleczał i próbował popełnić samobójstwo, regularnie lądował w szpitalach psychiatrycznych. A jeszcze niedawno Paweł, jego ojciec, cieszył się, że Rysiowi się poprawi, bo jeden z prywatnych lekarzy odkrył, że mógł być źle zdiagnozowany i na przykład zamiast depresji cierpi na chorobę dwubiegunową. By to potwierdzić i dopasować leki, potrzebna była obserwacja w placówce państwowej. – Umilkła.

– I? – Spojrzał na Adę pytająco. – Co się stało w tym szpitalu?

– Ktoś poderżnął gardło jednej z pacjentek, a Ryś jest o ten mord podejrzany.

Kuba nie wiedział, co powiedzieć. Patrzył na Adę oniemiały.

– Tylko że ja mogę cię zapewnić, a nawet przysiąc: to dziecko nie jest agresywne wobec innych – kontynuowała z jeszcze większym zaangażowaniem. – Owszem, Ryś ciął się i łykał prochy, żeby zwrócić na siebie uwagę, ale nigdy, przenigdy nie uwierzę, że zabił! Znam go. Wiele razy byłam u nich w odwiedzinach. Kiedy Gabrysia postanowiła, że nie chce być dziewczynką, sama strzygłam jej włosy na emo. Paweł Gajda, ojciec Rysia, to mój ziom z kursu podstawowego w Pile. Wcześnie się ożenił i dlatego z opóźnieniem kończył szkołę policyjną, ale to rodzinny, odpowiedzialny facet. Jego żona Ula jest bezgranicznie oddana dzieciom. Ciepła, kochająca matka. Jak zaczęły się problemy z Rysiem, zamknęła swoją firmę, a obsługiwała eventy sportowe, głównie bokserskie. Paweł też nie został w mundurze. Mają teraz kilka kiosków, dwie żabki i dodatkowo podnajmują auta na taksówki. Ich sytuacja finansowa jest stabilna, są wręcz zamożni. Wszystko by zrobili dla dzieciaków, bo poza Rysiem mają jeszcze młodszego synka Henia. Gajdowie zawsze byli dla mnie wzorem rodziny. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego akurat ich dotknęła taka tragedia… – Umilkła.

Jakub wjeżdżał już na Sowińskiego. Zatrzymał się przed szlabanem i bez słowa machnął strażnikowi przepustką. W milczeniu czekali, aż wjazd się otworzy, i Sobieski wolno podjechał pod biuro. Wyłączył silnik, ale jeszcze jakiś czas siedzieli w aucie, bo w agencji była cała ekipa. Oziu palił przed wejściem i przyglądał się im znacząco. Merkawa rozwalił się na sofie i posilał jak zwykle kolejną paczką chrupek, a Gniewko z porucznikiem Chrobakiem zajęli miejsce w głębi. Z namaszczeniem czyścili broń i zdawało się, że nie zwracają uwagi na Jakuba i Adę. Kuba wiedział jednak, że każdy z jego ludzi skupia się teraz na nich. Zastanawiał się, ile wiedzieli i czy Ada swoim zwyczajem wszystko chłopakom wygadała.

– Więc córka twojego kumpla, która wierzy, że jest chłopcem, i na dodatek jest zdiagnozowaną wariatką, zamordowała na oddziale koleżankę? – upewnił się, wykrzywiając pogardliwie usta. – Fajnych masz znajomych.

– Nie mów tak! – Ada zareagowała gwałtownie. – Ryś nie radzi sobie ze sobą, ale przede wszystkim to nieśmiałe, zagubione dziecko. Nic nie mówiłam o tym, że Ryś chciałby być chłopcem. Po prostu nie chce być dziewczynką.

– A to jakaś różnica?

– Ogromna! Poza tym nie jest wariatką! – mówiła zaperzona. – Przechodzi kryzys! Ale właśnie przez to ma tak niskie poczucie własnej wartości, że nie potrafi się obronić. Przyznał się do czynu, ale jestem pewna, że tylko dlatego, że jakiś dorosły mu kazał. A może był na lekach i nie bardzo wiedział, co się dzieje? Wyobrażam sobie, że zwyczajnie nie zaprzeczył, a potem już poszło…

– Więc ta Ryś przyznała się do zabójstwa? – żachnął się Jakub. – Co miałbym niby zrobić? Czego ode mnie oczekujesz? Cudu?

– Rozmawiałam z Pawłem. – Ada spojrzała na Kubę z nadzieją. Chwyciła go za rękę. – Jest wkurzony, zrozpaczony i chce działać. On uważa, że ktoś wrabia jego dziecko w zbrodnię!

– I ja miałbym to udowodnić? Dla ciebie… – Jakub uśmiechnął się krzywo. – Zwariowałaś?!

Spojrzała na niego z wyrzutem.

– O, przepraszam, chyba cię pogięło – poprawił się. – To jakiś absurd!

– Nie spytasz o szczegóły?

– Nie zamierzam się w to mieszać! – Kuba podniósł ramiona w geście poddania się. – Skoro Ryś się przyznała, nic tam po mnie! Gdyby faktycznie istniały przesłanki, że ktoś zrzucił winę na dzieciaka, może bym się zastanowił…

– Mówię ci jeszcze raz – weszła mu w słowo. – Problemy, które ma ze sobą Ryś, nie uzasadniają agresji wobec kogokolwiek. Przez całe lata krzywdził samego siebie. Nie wiemy, dlaczego zachorował, ale nigdy nie było zagrożenia, że komuś w szkole albo młodszemu bratu zrobi krzywdę. Rozumiesz?

– Nie, nie rozumiem – zapierał się Jakub. – Byliście tam podczas zdarzenia? Są świadkowie, którzy zaręczą, że Ryś jest niewinna? Na jakiej podstawie uważacie, że to nie ona? Policja zapewne przeprowadzi skrupulatne śledztwo, a sama powiedziałaś, że Ryś jest zaburzona. Skoro od lat nie jest stabilna, ostatnio mogło się jej pogorszyć i zaatakowała.

– Nie, bo dziewczyna, która zginęła, była Rysiowi bliska! – Ada podniosła głos. – Mieszkali w jednym pokoju. Ryś od lat z nikim się nie przyjaźnił, a na tej Róży mu zależało. Bardzo.

– O Boże! – Jakub chwycił się za głowę. – I to jest wszystko?

Ada potwierdziła. Nic więcej nie dodała.

– Kiedy i gdzie do tego doszło?

– W szpitalu w Koćwinie, niedaleko Krakowa. Placówka słynie z okropnych warunków. Jak wejdziesz do sieci, to upewnisz się, że chore przeżywają tam gehennę. Do zbrodni doszło przedwczoraj po południu, tuż przed kolacją, a praktycznie cała kadra lekarska wychodzi do domu o czternastej trzydzieści. Na dyżurach zostały trzy pielęgniarki. Każda obsługuje jedno piętro, ale wtedy wszystkie były w stołówce i jadły swój posiłek. Ofiarę znaleziono w pokoju Róży i Rysia. Miała poderżnięte gardło, a nóż do cięcia tapet, którym dokonano zbrodni, znajdował się w dłoni córki Gajdów. Najpierw Ryś zapewniał, że spał po lekach i nic nie pamięta, a potem, kiedy zabrali go do izolatki i zaczęli przesłuchiwać, po prostu się przyznał. Paweł uważa, że został do tego zmuszony. Powiedział „tak”, bo chciał, żeby mu dali święty spokój…

Przez chwilę siedzieli w milczeniu.

– Miejsce zdarzenia zostało zbadane – pierwszy odezwał się Kuba. – Byli technicy i mają ślady. Dobrze wiesz, że oględziny wykonuje się zgodnie ze sztuką. Nie ma znaczenia, czy to jest szpital, lokal prywatny, czy miejsce publiczne. Skoro twój kumpel jest byłym gliną, z pewnością dotarł do swoich kumpli, żeby się wszystkiego wywiedzieć. Mają na Rysia coś mocnego, jeśli planują postawić mu zarzuty. Z tym nie możesz dyskutować!

– Paweł twierdzi, że policję wezwano, dopiero jak pokój został posprzątany – zaprotestowała Ada. – A zresztą ślady i tak zostały skontaminowane podczas reanimacji poszkodowanej, bo próbowano ją ratować. Nie od razu zeszła. Zabójca wykonał tylko jedno cięcie. Krew do tej pory jest na ścianach. Pryskało jak z fontanny. I tak, masz rację, pobrano próbki, ale od początku śledztwo jest prowadzone przeciwko Rysiowi. Choćby formalnie taka sytuacja jest niedopuszczalna! Jakby to, że mieszkał w tym samym pokoju, uzasadniało jego winę – zakończyła dobitnie.

Kuba się nie odzywał. Podniósł kubek z kawą i dopił resztę napoju.

– Kim była ofiara? Też zagubiona duszyczka z depresją i licznymi zaburzeniami? Skąd wiadomo, że to nie była próba samobójcza?

– Jasne! – żachnęła się Ada. – I przed śmiercią zdążyła wcisnąć nóż do tapet w rękę swojego jedynego przyjaciela? Wybacz, ale wątpię. Wszystko to jest, delikatnie mówiąc, naciągane…

– Sorry, Adusiu, wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wiele, ale do tej sprawy wolałbym się nie mieszać – powtórzył Jakub. – Tragedia rozegrała się pod Krakowem. Miałbym teraz rzucić wszystko i jechać do tamtejszego szpitala dla obłąkanych? Nie wchodzi w grę.

– Prosiłam cię, żebyś nie używał takich klisz – przerwała mu. – To homofobiczne, stereotypowe, po prostu oburzające. Te dzieci nie są niczemu winne! I powstrzymaj się przed ocenami, bo to nie wariaci! Są po prostu zagubione!

– Czyżby? – parsknął.

– Mają swoje problemy, ale znalazły się w tym szpitalu, żeby je rozwiązać. To wszystko. Życzyłabym sobie, żebyś uszanował ich chorobę, tak samo jak nie mówisz źle o chorych na raka.

Nie słuchał jej.

– W tym szpitalu nikt nie zechce ze mną rozmawiać! – podkreślił z niechęcią. – Skoro policja zebrała ślady, sprawa jest prowadzona konwencjonalnie, a potem będzie umorzona, bo sprawca okaże się niepoczytalny. Twoja Ryś zmieni tylko piętro i przeniosą ją na skrzydło dla niebezpiecznych. Koniec pieśni. Nic nie wskóramy.

– Ryś już jest na oddziale zamkniętym i Paweł boi się, co mu tam robią… Mówi się, że zazwyczaj pakują takiego nastolatka w kaftan bezpieczeństwa, a kiedy się broni – faszerują środkami zwiotczającymi. To kwalifikuje się do rangi tortur! Nie myśl, że jakiś psychiatra będzie się nim zajmował, skoro jest tam od miesiąca i tylko raz zobaczył się z lekarzem prowadzącym, ale nie dostał się na terapię, bo taka jest kolejka…

Jakub podniósł brew i nic nie powiedział, ale nie był w stanie ukryć zdumienia.

– Ojciec Rysia jest gotów zapłacić każdą kwotę, jeśli zgodzisz się zbadać sprawę. – Ada mówiła cicho, lecz pewnie. Patrzyła na Kubę błagalnie. – Rodzice żałują, że po próbie nie posłali dziecka do prywat­nego ośrodka, bo mieli na to pieniądze, ale liczyli, że w państwowej placówce dobrze się nim zajmą i będzie wreszcie miało diagnozę, na której im tak bardzo zależy. Chodzi też o szkołę i różne formalne kwestie. – Umilkła, prawie płakała. – Teraz Paweł z Ulą chcą zainwestować tę forsę w wyjaśnienie sprawy i ratować Rysia przed dożywotnim wyrokiem osadzenia w zakładzie, bo jeśli zostanie uznany za winnego i niepoczytalnego, spędzi życie w izolatce. Nigdy go nie wypuszczą! Mówię ci, że ten szpital ma bardzo złą renomę i wszyscy w sieci piszą, że tam musiało dojść do czegoś strasznego, a Ryś jest koz­łem ofiarnym. To nie była pierwsza kryminalna sprawa, którą opisywano na forach. Wejdź sobie na TikTok i posłuchaj relacji dzieciaków, które przebywały na tamtejszych oddziałach. W sieci jest tego multum!

– I żadnych dowodów – mruknął Kuba, ale zaraz umilkł speszony jej gniewnym spojrzeniem.

W odpowiedzi Ada wyciągnęła komórkę i wyszukała kilka zdjęć. Na pierwszym z nich Jakub zobaczył rząd materacy ułożonych na korytarzu, a potem Ada pokazała mu szereg zbliżeń ścian. Były tam wulgarne napisy i ślady nieokreślonego koloru. Pościel również była cała w plackach, chociaż w pierwszej chwili Sobieski myślał, że to raczej wzór.

– Widzisz te brunatne zabrudzenia na ścianach? – Wskazała palcem. – To krew. Paweł zrobił zdjęcia, kiedy Rysia przyjmowano do placówki. Nie chcieli zostawiać tam dziecka, ale nie mieli wyjścia. Według polskiego prawa kiedy niepełnoletni targnie się na swoje życie, obowiązkowo musi być hospitalizowany i przebywać pod obserwacją tyle czasu, ile lekarze uznają za właściwe po kryzysie. Żeby była jasność, nikt tam tych dzieci nie leczy. Siedzą w swoich pokojach jak w celach i nie mogą wyjść na spacer, bo nie ma infrastruktury i wystarczającej liczby kadry, żeby ich pilnować. Pielęgniarki faszerują je tabletkami powodującymi senność i otępienie, żeby nie sprawiały kłopotów. Czy zostawiłbyś swojego syna w takich warunkach?

– Nie zadawaj mi takich pytań! – obruszył się Kuba. – To nie fair!

– Proszę cię tylko, żebyś spróbował! – Ada chwyciła go za obie ręce, a w jej oczach dostrzegł łzy. – Zrób to dla mnie. Jeśli udowodnisz, że Ryś to zrobił, powiemy Gajdom prawdę. Będą musieli to zaak­ceptować, żyć z tym jakoś dalej… Ale może znajdziesz coś na obronę Rysia i dostarczymy te informacje policji. Morderca może zaatakować kogoś następnego!

Kuba wahał się jeszcze, aż wreszcie mocno Adę przytulił. Położyła mu głowę na ramieniu i cicho chlipała.

– Nie powiedziałaś mi, kim jest ofiara. O podejrzanej już trochę wiem – zaczął łagodniej. – Zanim podejmę decyzję, chcę pogadać z twoim znajomym i jego żoną. Zadzwonimy do nich albo umówimy się na Zooma. Może być?

Ada podniosła głowę i pokiwała nią na znak zgody.

– Dziewczyna, która została zamordowana, właściwie nie powinna być w tym szpitalu – oświadczyła. – Policja kilka dni wcześniej zgarnęła ją z bulwarów nad Wisłą. Róża Bernaś, bo tak się nazywała, siedziała ze znajomymi na ławce, pijąc piwo i paląc jointy. Nie mówię, że to pochwalam, ale to, co się wydarzyło później, podobno jest normą dla patroli w całym kraju. Pozostali byli pełnoletni i odwieziono ich do izby wytrzeźwień, a potem do komendy, żeby ich przesłuchać. Róża nie skończyła siedemnastu lat, a ponieważ się awanturowała i ubliżała funkcjonariuszom, odwieźli ją na SOR, zrobili rewizję i test na obecność narkotyków. Wyszedł pozytywny, więc musiała zostać w szpitalu psychiatrycznym na obserwacji. Zginęła dzień przed swoim wyjściem. Nie była zaburzona. Nigdy wcześniej nie badał jej psychiatra. Ryś opowiadał matce, że Róża wiele razy stawała w jego obronie i że się zaprzyjaźniły.

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz