Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Należąca do kanonu literatury światowej Wojna światów jest bodaj najsławniejszą powieścią z gatunku sciencefiction. Kreujące apokaliptyczną wizję przyszłości dziełoangielskiego pisarza Herberta George'a Wellsa wywarłoogromny wpływ na rozwój literatury fantastycznej.Powieść opisuje inwazję wrogich przybyszów z kosmosuna Ziemię. Marsjanie pragną przejąć wszelką władzęnad ludźmi i przemienić ich w źródło swojego pożywienia.Autor w mistrzowskim stylu opisuje emocjonującyprzebieg wydarzeń, a równocześnie w niezwykle głębokii zaskakująco aktualny sposób ukazuje rożne postawy –zarówno indywidualne, jak i społeczne, w obliczu globalnegozagrożenia zagładą.
Wojna światów jest uważana za jedną z najważniejszych książek XX wieku. Stała się przedmiotem licznych adaptacji filmowych, inspiracją dla wielu dzieł literackich, malarskich, a nawet muzycznych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 216
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Przedmowa
Autor, którego dzieło prezentujemy tutaj w przekładzie, jest bardzo popularnym pisarzem amerykańskim,znanym publiczności naszej z dwóch tłumaczonych już na język polski utworów w „Słowie” i „Kurierze Codziennym”.
H.G. Wells wybrał formę powieści fantastycznej jako ilustrację pewnych tez filozoficznych, społecznych lub ekonomicznych, a opowiadania budzą duże zainteresowanie czytelników amerykańskich i angielskich dzięki bogactwu fantazji pisarza i satyrycznej wymowie, jakich nadaje swoim utworom.
Jeden z angielskich krytyków porównuje rodzaj satyry Wellsa do humoru Swifta. Jest to uwaga niezmiernie trafna; ironia ukryta bywa w jego powieściach równie starannie jak u autora Przygód Guliwera.
* H.G. Wells, chociaż publikował także w USA, był jednak przede wszystkim pisarzem angielskim.
Memu bratu Franciszkowi Wellsowi –
powstanie tej historii zawdzięczam jego idei
„Lecz kto zamieszka te światy, jeżeli są zamieszkanymi?
...Czy my, czy oni są panami świata?...
...Jakże to wszystko stworzone zostało dla człowieka?”
Kepler (cytowany w Anatomii Melancholii*)
*Anatomia Melancholii – XVII-wieczne dzieło Roberta Burtona, książka legenda, tekst wzorcowo bezkompromisowy, który chciał zmieścić w sobie całą dostępną wówczas bibliotekę, opisać melancholijną przypadłość, a także zdiagnozować depresyjną cywilizację.
Księga I
Przybycie mieszkańców Marsa
I
W przeddzień wojny
W ostatnich latach dziewiętnastego wieku nikt z mieszkańców Ziemi nie przypuszczał, że sprawy ludzkie śledzone są uważnie przez inteligencje o wiele bardziej rozwinięte od ludzkich, ale nie mniej śmiertelne jak one. Nikomu nawet nie przyszło na myśl, że podczas gdy ludzie zajęci byli swoimi sprawami, ich działania były obserwowane i analizowane prawie tak uważnie, jak człowiek uzbrojony w mikroskop studiuje i bada tajemnicze mikroorganizmy, które roją się i mnożą w kropli wody. Ludzie z niczym niezakłóconym spokojem poruszali się na powierzchni tego globu, zaprzątnięci swoimi drobnymi zajęciami, przekonani o swoim panowaniu nad materią.
Kolonie pod mikroskopem zapewne czynią to samo. Nikomu na myśl nie przyszło martwić się choćby przez chwilę o to, że starsze światy w kosmosie mogłyby się stać źródłem niebezpieczeństwa dla mieszkańców naszej planety, lub też jeżeli ktoś o nich myślał, to tylko po to, aby czym prędzej oddalić od siebie możliwość istnienia na nich życia. Dobrze przypomnieć sobie niektóre nasze utarte schematy myślowe. Na przykład mieszkańcy Ziemi sądzili, że na Marsie mogą być ludzie, lecz pod każdym względem o wiele bardziej od nas zacofani i gotowi z wdzięcznością przyjąć od nas pierwsze próby ucywilizowania. A jednak w niezmierzonej przestrzeni umysły, które mają się do naszych tak, jak umysł ludzi ma się do umysłu zwierząt, potężne inteligencje, pewne siebie i bezwzględne, przypatrywały się naszej Ziemi zazdrosnym wzrokiem i powoli, i konsekwentnie układały plan działania. Na początku dwudziestego wieku – zaczęło się.
Planeta Mars, jak wiadomo, krąży w odległości stu czterdziestu milionów mil od Słońca, a światło i ciepło, które od niego odbiera, jest o połowę od naszego mniejsze. Jeżeli hipoteza o mgławicach jest jakkolwiek prawdopodobna, Mars jest znacznie starszy od Ziemi i życie na nim rozpoczęło się dawno przed powstaniem naszej planety. Fakt zaś, że jego powierzchnia stanowi zaledwie siódmą część powierzchni Ziemi, sprawił zapewne, iż Mars ostygł o wiele szybciej i życie na nim również wcześniej musiało się rozpocząć. Jest na nim i powietrze, i woda, i wszystko, co jest potrzebne do życia organicznego.
A jednak człowiek okazał się tak próżny i tak zaślepiony swoją próżnością, że żaden z naukowców aż do końca dziewiętnastego wieku nie miał pojęcia, że mogła się tam rozwinąć inteligencja, która daleko prześcignęła granice ziemskiego poznania. Nikt też nie przypuszczał, że ponieważ Mars jest starszy od Ziemi i leży dalej od Słońca, to naturalne jest też, że musi być dalej od początków życia, a bliżej jego końca.
Wiekowe zastyganie, które kiedyś ogarnie także naszą planetę, tam zaszło już bardzo daleko. Fizyczny stan Marsa jest nam jeszcze bardzo mało znany, lecz wiemy już, że nawet pod równikiem jego południowa temperatura równa się naszej najtęższej zimie. Powietrze tam jest rzadsze niż nasze, oceany skurczyły się do tego stopnia, że zajmują zaledwie jedną trzecią całej powierzchni, a w miarę powolnego zmieniania się pór roku olbrzymie czapy śniegowe zbierają się u północnego i południowego bieguna lub topniejąc, zalewają strefy umiarkowane. Ten ostateczny stopień wyczerpania, który dla nas jest jeszcze nieprawdopodobnie daleki, stał się kwestią jednego dnia dla mieszkańców Marsa. Bezpośredni nacisk konieczności zaostrzył ich umysły, wytężył siły i zahartował serca, a patrząc w przestrzeń przez przyrządy, o jakich się nam nie śniło, z pomocą wyższej niż nasza inteligencji widzą w najbliższej od siebie odległości tylko o trzydzieści pięć milionów mil w kierunku Słońca jutrzenkę nadziei, naszą cieplejszą planetę zieleniącą się roślinnością i srebrzącą się wodą, spowitą w atmosferę chmur, wymownie świadczącą o jej urodzajności, z przebłyskującymi czasem w przerwach chmur widokami gęsto zaludnionych krajów i pokrytych okrętami mórz.