Zaniedbany ogród - Laurencja Wons - ebook + książka
NOWOŚĆ

Zaniedbany ogród ebook

Laurencja Wons

3,7

10 osób interesuje się tą książką

Opis

Cedrik Ivory, syn pastora, po dwudziestu latach wraca do Atherton Hall. Kiedyś spędzał tu wakacje jako przyjaciel obecnego gospodarza, lorda George'a Hastingsa, teraz będzie nauczycielem jego siostry Emily. Dziewczyna stoi u progu dorosłości, ale jej edukacja, wychowanie i maniery pozostawiają, zdaniem brata, wiele do życzenia. Dorastała w poczuciu winy za śmierć matki, która zmarła przy jej porodzie, zaniedbana przez ojca, który po odejściu żony odciął się od świata. Dlatego przypadkowe spotkanie Cedrika i George'a jest dla lorda wybawieniem - postanowił się ożenić i zdał sobie sprawę, że nie może przedstawić swojej siostry londyńskiej śmietance towarzyskiej. Cedrik szybko przekonuje się, że Emily jest inteligentną i wyjątkową młodą kobietą. Staje się jej opiekunem i powiernikiem, kimś, kogo nigdy nie miała - bliską osobą. Czy stanie się kimś więcej?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 357

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (11 ocen)
5
3
0
1
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
2323aga

Nie polecam

Mam wrażenie że autorka wybrała Anglię jako tło swojej powieści cokolwiek na siłę. Z romansami osadzonymi w realiach angielskich nie ma to nic wspólnego.
00
Anisa15

Nie oderwiesz się od lektury

Główny bohater powieści, Cedrik Ivory podejmując pracę nauczyciela w posiadłości swojego przyjaciela z lat dzieciństwa, nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo ta decyzja odmieni jego życie. Jego uczennica, młodziutka siostra lorda. Nieokrzesana, młoda dziewczyna odegra istotną rolę w jego życiu. Stanie się nie tylko wyzwaniem pedagogicznym, ale także sprawi, że... A to już przekonacie się sami sięgając po książkę. Powieść określana jak romans historyczny, to lektura, która niesie w sobie wiele życiowych prawd i potrafi zainteresować czytelnika nie tylko lekkim językiem, ale i niebanalną fabułą. To swoista podróż do czasów dawnej Anglii, Londynu, życia arystokracji i jej przekonań i konwenansów. Mnie jako byłą nauczycielkę szczególnie zainteresował aspekt pedagogiczny. Podejście nauczyciela do uczennicy. Podejścia niebanalnego, które sprawia, że młoda dziewczyna, zaniedbana przez brata, pragnąca uwagi i zainteresowania przemienia się w najpiękniejszy kwiat tytułowego zaniedbaneg...
00
Deotyma

Nie polecam

Jedyne co można powiedzieć pozytywnego to to, że autorka zna, przynajmniej pobieżnie polskie romanse z czasów międzywojnia. Przeniesienie akcji książki z polskich kresów do Anglii i dodanie pikantnych scen nie zmienia faktu, że to nędzny plagiat "Dzikuski" Ireny Zabrzyckiej.
00

Popularność




Co­py­ri­ght © Lau­ren­cja Wons Co­py­ri­ght © 2024 by Lucky
Pro­jekt okładki: Ilona Go­styń­ska-Rym­kie­wicz
Źró­dło ob­razu: ana (stock.adobe.com)
Skład i ła­ma­nie: Mi­chał Bog­dań­ski
Re­dak­cja i ko­rekta: Ka­ta­rzyna Pa­stuszka
Wy­da­nie I
Ra­dom 2024
ISBN 978-83-68261-14-1
Wy­daw­nic­two Lucky ul. Że­rom­skiego 33 26-600 Ra­dom
Dys­try­bu­cja: tel. 501 506 203 48 363 83 54
e-mail: kon­takt@wy­daw­nic­two­lucky.plwww.wy­daw­nic­two­lucky.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Roz­dział 1

Lon­dyn, rok 1889

Geo­rge Ha­stings, lord Ather­ton, ma­sze­ro­wał przez ulice Lon­dynu bez żad­nego celu. Kiedy miał ja­kiś kło­pot, zwy­kle za­sta­na­wiał się nad nim pod­czas spa­ceru. Nie zwra­cał wtedy uwagi na to, że dżen­tel­me­nowi z jego po­zy­cją nie wy­pada prze­mie­rzać ulic na pie­chotę. Ale on po­trze­bo­wał czasu do na­my­słu. Szedł więc da­lej i da­lej, nie za­sta­na­wia­jąc się nad kie­run­kiem, w któ­rym zmie­rza. Ubrany nie­na­gan­nie i pod­pie­ra­jący się la­ską na prze­chod­niach mógł spra­wiać wra­że­nie za­my­ślo­nego lub znu­dzo­nego.

Prze­szedł już spory ka­wa­łek i w dal­szym ciągu nie zna­lazł roz­wią­za­nia swo­ich pro­ble­mów. Za­czął mu do­ku­czać ból głowy. I wtedy do­słow­nie wszedł na ko­goś. Na chod­nik upa­dły książki. Po­trą­cony przez Geo­rge’a prze­cho­dzień na­tych­miast rzu­cił się do zbie­ra­nia le­żą­cych na ziemi wo­lu­mi­nów. Już na pierw­szy rzut oka wi­dać było, że trak­tuje je ni­czym skarb.

– Naj­moc­niej pana prze­pra­szam. – Lord się schy­lił, by pod­nieść kilka ksią­żek. – Za­my­śli­łem się i nie za­uwa­ży­łem pana... Ce­drik!

Męż­czy­zna pod­niósł głowę i uśmiech­nął się na wi­dok Geo­rge’a. 

– Geo­rge! Cóż za spo­tka­nie! Po tylu la­tach!

W po­śpie­chu do­koń­czyli zbie­ra­nie ksią­żek.

– Masz za­miar je wszyst­kie prze­czy­tać? – za­żar­to­wał Geo­rge.

– Wła­śnie wra­cam z bi­blio­teki – wy­ja­śnił Ce­drik. – Chcę się tro­chę do­kształ­cić, za­nim znajdę no­wego ucznia. Co u cie­bie?

– Długo by opo­wia­dać. Mi­nęło kil­ka­na­ście lat od na­szego ostat­niego spo­tka­nia. A ty zo­sta­łeś na­uczy­cie­lem tak, jak chcia­łeś?

– Tak. Mam tu nie­da­leko miesz­ka­nie. Może dasz się na­mó­wić na fi­li­żankę her­baty. Je­żeli masz tro­chę czasu, mo­gli­by­śmy po­roz­ma­wiać.

– Chęt­nie. Taka oka­zja nie tra­fia się czę­sto.

Dzie­sięć mi­nut póź­niej zna­leźli się w miesz­ka­niu Ce­drika. Było to nie­wiel­kie dwu­po­ko­jowe lo­kum na pod­da­szu, przy­tulne i miłe. Już od pierw­szej chwili rzu­cały się w oczy stosy ksią­żek, mapa świata za­wie­szona na ścia­nie obok ko­minka, glo­bus usta­wiony pod oknem, gdzie było dużo świa­tła.

– Wi­dzę, że trak­tu­jesz swoją pracę bar­dzo po­waż­nie. Cią­gle się uczysz. Zu­peł­nie jak w szkole. Czy przez te wszyst­kie lata zna­la­złeś czas na ustat­ko­wa­nie się?

Ce­drik się uśmiech­nął.

– Do tej pory mia­łem czas tylko i wy­łącz­nie dla mo­ich uczniów. Każdy stu­dent to dla mnie nowe wy­zwa­nie. Przez cały czas czy­tam, żeby móc ich czymś za­dzi­wić, za­in­te­re­so­wać.

– Wi­dzę, że trak­tu­jesz za­wód na­uczy­ciela jak po­wo­ła­nie.

– Bo to jest po­wo­ła­nie. Nie­ważne, czy je­steś na­uczy­cie­lem, pa­sto­rem, le­ka­rzem, rol­ni­kiem czy szwaczką. Wszystko, co ro­bisz w ży­ciu, musi mieć ja­kiś cel, wyż­szy sens!

– Mó­wisz jak pa­stor.

Obaj ro­ze­śmiali się z tej uwagi.

– Nie za­po­mi­naj, Geo­rge, że je­stem sy­nem pa­stora, a mój brat jest mi­sjo­na­rzem. Od dziecka sły­sza­łem o po­wo­ła­niu i ży­ciu w zgo­dzie ze swoim su­mie­niem. Tak zo­sta­łem wy­cho­wany.

Geo­rge z uwagą przy­pa­try­wał się przy­ja­cie­lowi z cza­sów szkol­nych. Ce­drik miał trzy­dzie­ści pięć lat, ciem­no­kasz­ta­nowe włosy i po­cią­głą, po­godną twarz. Wi­dać było, że jest za­do­wo­lony z tego, co robi, i z ży­cia, ja­kie pro­wa­dzi. Już w szkole jego usta za­wsze ukła­dały się do uśmie­chu, a brą­zowe oczy pa­trzyły z sym­pa­tią. W tam­tych cza­sach Geo­rge na­zy­wał go w my­ślach Świę­tym Ce­dri­kiem. Kiedy inni za­ła­my­wali się lub tra­cili wiarę, Ce­drik ze zdwo­joną we­rwą przy­stę­po­wał do pracy i im cięż­sze cze­kało go za­da­nie, tym wię­cej wkła­dał w nie serca i wy­siłku.

Roz­le­gło się pu­ka­nie do drzwi, a chwilę póź­niej sta­nęła w nich go­spo­sia. Nio­sła na tacy im­bryk z aro­ma­tyczną her­batą i ta­le­rzy­kiem cia­stek. Ce­drik ode­brał tacę z jej rąk ze sło­wami:

– Dzię­kuję, pani Jen­kins. Te­raz sami już so­bie po­ra­dzimy.

Wy­soka ko­bieta o mę­skiej syl­wetce i mę­skich ry­sach uśmiech­nęła się do swego lo­ka­tora. Geo­rge oce­nił jej wiek na ja­kieś pięć­dzie­siąt lat.

– Gdyby pa­no­wie cze­goś po­trze­bo­wali, będę w kuchni – po­wie­działa gło­sem, który nie pa­so­wał do jej ko­ści­stej, mę­skiej syl­wetki, i wy­szła.

– A więc chwi­lowo je­steś bez­ro­botny? – za­gad­nął Geo­rge. – Co u two­jego ojca?

– Oj­ciec zmarł osiem lat temu. Nie cho­ro­wał... od­szedł na­gle. – Twarz Ce­drika przy­brała po­ważny wy­raz. – Le­karz stwier­dził atak serca. Mi­nęło już tak dużo czasu, że zdą­ży­łem się po­go­dzić z jego śmier­cią. Wiesz, za­wsze my­śla­łem, że oj­ciec bę­dzie żył wiecz­nie, że prę­dzej wy­głosi ka­za­nie na na­szym po­grze­bie, niż my bę­dziemy pła­kać na jego. Za­raz po jego śmierci Phi­lip wy­je­chał na mi­sje do In­dii. Pi­su­jemy do sie­bie. Po­cząt­kowo pró­bo­wał na­kło­nić mnie do przy­jazdu. Pi­sał, że po­trzeba tam na­uczy­cieli i można się wzbo­ga­cić, ale mnie to nie po­ciąga. Tu, w sta­rej, do­brej An­glii, mam swoją mi­sję. – Na mo­ment prze­rwał. – Ale dość o mnie. Po­wiedz, co u cie­bie.

– Mój oj­ciec także zmarł... cztery lata temu. Od tam­tego czasu mam pe­wien kło­pot.

Geo­rge prze­rwał. Nie wie­dział, jak po­wie­dzieć przy­ja­cie­lowi o tym, co go trapi. Ce­dri­kowi mógł za­ufać i być może ich spo­tka­nie było zrzą­dze­niem losu. Może okaże się od­po­wie­dzią na jego usilne mo­dły o ja­ki­kol­wiek cud.

Ce­drik cier­pli­wie cze­kał, aż Geo­rge po­dej­mie swoją opo­wieść. Wy­czuł, że kło­pot, o któ­rym jego przy­ja­ciel wzbra­nia się mó­wić, jest po­ważny.

– Wła­śnie przy­szło mi do głowy, że mógł­bym cię za­trud­nić. Po­trze­buję na­uczy­ciela.

– Ty? – Ce­drik wy­mow­nie uniósł brwi. – A czego ja mógł­bym cię na­uczyć?

– Po­trze­buję na­uczy­ciela dla ko­goś mi bli­skiego. Sprawa jest de­li­katna, a ty je­steś moim sta­rym przy­ja­cie­lem. Je­steś moją ostat­nią de­ską ra­tunku. – Głos Geo­rge’a za­brzmiał dra­ma­tycz­nie.

– Skoro mó­wisz o de­li­kat­nej spra­wie... Czy cho­dzi o nie­ślub­nego syna, któ­rego miał­bym uczyć?

– Nie. To jest o wiele bar­dziej skom­pli­ko­wane.

Geo­rge wes­tchnął. Przy­pa­try­wał się szcze­remu ob­li­czu swego przy­ja­ciela i do­piero po chwili pod­jął wą­tek.

– Może za­cznę od po­czątku. Pa­mię­tasz lato, kiedy by­łeś u mnie po raz ostatni?

Ce­drik twier­dząco ski­nął głową.

– To było ostat­nie lato za ży­cia two­jej matki.

– Tak. Tam­tego lata matka za­szła w ciążę. Za­wsze ma­rzyła, żeby uro­dzić dziew­czynkę. Ma­rzyła też, by uro­dziła się w kwiet­niu. Moja sio­stra Emily przy­szła na świat pierw­szego kwiet­nia, a matka zmarła przy po­ro­dzie. Oj­ciec się za­ła­mał, zdzi­wa­czał. Wtedy prze­sta­łem cię za­pra­szać, bo wsty­dzi­łem się jego cho­roby. Prze­stał się in­te­re­so­wać ma­jąt­kiem, moją edu­ka­cją, wy­cho­wa­niem Ju­stina, a naj­mniej in­te­re­so­wał się swoją córką. Mu­sia­łem sam za­trosz­czyć się o przy­szłość swoją i Ju­stina. Mu­sia­łem za­jąć się spra­wami ma­jąt­ko­wymi. Emily się nie in­te­re­so­wa­łem, roz­piesz­cza­łem za to młod­szego brata. Po­cząt­kowo na­wet ob­wi­nia­łem Emily o śmierć matki – wy­znał z po­chy­loną głową. Czuł pa­lący wstyd, jed­nak po­sta­no­wił być szczery wo­bec przy­ja­ciela. – Przez na­stępne lata my­śla­łem, że dziew­czynka jest w domu pod do­brą opieką służby, ale oni, wi­dząc nasz brak za­in­te­re­so­wa­nia, także po­zo­sta­wili ją swo­jemu lo­sowi. Po śmierci ojca oka­zało się, że Emily ni­gdy nie miała gu­wer­nantki ani na­wet wła­snych dziew­czę­cych stro­jów. Przez wszyst­kie te lata cho­dziła w rze­czach zo­sta­wio­nych przez Ju­stina. Po­sta­no­wi­łem na­pra­wić swój błąd i za­trud­ni­łem gu­wer­nantkę, naj­pierw jedną, póź­niej na­stępną i na­stępną... W su­mie było ich je­de­na­ście. Żadna nie po­tra­fiła okieł­znać mo­jej sio­stry. Zdaję so­bie sprawę, że po­no­szę za to od­po­wie­dzial­ność. Za­miast sio­stry mam nie­wy­cho­wa­nego, nie­wy­kształ­co­nego chło­paka. Mój pro­blem po­lega na tym, że wkrótce za­mie­rzam się oże­nić z panną piękną i o nie­na­gan­nych ma­nie­rach i nie mogę Vic­to­rii przed­sta­wić sio­stry ta­kiej, jaka jest te­raz. Mu­szę zna­leźć dla Emily na­uczy­ciela, ko­goś, kto wpoi jej do­bre ma­niery.

Ce­drik słu­chał w mil­cze­niu. Jego twarz po­zo­stała nie­od­gad­niona. Geo­rge kon­ty­nu­ował:

– Wi­dzisz, Ce­driku... uwa­żam na­sze dzi­siej­sze spo­tka­nie za zrzą­dze­nie losu. Z tobą mogę być szczery. Je­steś na­uczy­cie­lem. Je­steś moim przy­ja­cie­lem. Po­trze­buję two­jej po­mocy.

– Ni­gdy nie uczy­łem dziew­czyny.

– Kiedy ją po­znasz, zro­zu­miesz, że ona z dziew­czyną nie ma nic wspól­nego.

– Ile lat ma twoja sio­stra? – za­py­tał Ce­drik i w tym sa­mym mo­men­cie po­li­czył w my­ślach.

– Dzie­więt­na­ście.

– To już panna na wy­da­niu. Nie mogę jej uczyć. Po­my­śla­łeś, co by po­wie­dzieli lu­dzie, gdy­byś spro­wa­dził dla niej na­uczy­ciela męż­czy­znę?

– Lu­dzie mnie nie ob­cho­dzą. Li­czę się tylko ze zda­niem Vic­to­rii. Nie mogę jej opo­wie­dzieć hi­sto­rii, którą opo­wie­dzia­łem to­bie. Chcę przed­sta­wić mo­jej na­rze­czo­nej sio­strę, któ­rej nie mu­siał­bym się wsty­dzić. Boję się, że Vic­to­ria ze­chce ze­rwać za­rę­czyny.

– Nie je­steś pewny swo­jej na­rze­czo­nej – za­uwa­żył scep­tycz­nie Ce­drik.

– Dla­tego że znam Emily.

Męż­czyźni w mil­cze­niu pa­trzyli na sie­bie z uwagą. Ce­drik nie mógł znieść spoj­rze­nia Geo­rge’a. Wstał z fo­tela i pod­szedł do okna. Wy­glą­dało to tak, jakby spo­glą­dał przez nie, ale on grał na zwłokę, po­trze­bo­wał chwili do za­sta­no­wie­nia.

– Gdy­bym się zgo­dził, ile miał­bym czasu?

– Za mie­siąc są uro­dziny Vic­to­rii. Wtedy chciał­bym przed­sta­wić ją ro­dzeń­stwu. Ale żeby na­uczyć Emily ma­nier, miał­byś czas aż do we­sela.

– Które pla­nu­jesz na kiedy? – rze­czowo za­py­tał Ce­drik.

– Za dwa, naj­póź­niej trzy mie­siące.

Ce­drik od­wró­cił się od okna i spoj­rzał kpiąco na Geo­rge’a. 

– Wi­dzę, że ci się spie­szy.

– Kiedy po­znasz od­po­wied­nią ko­bietę i za­pra­gniesz ją po­ślu­bić, także bę­dzie ci się spie­szyć.

Ce­drik po­wró­cił do roz­my­ślań. Pa­trzył przez okno z za­ło­żo­nymi na ple­cach rę­koma. Hi­sto­ria opo­wie­dziana przez Geo­rge’a głę­boko nim wstrzą­snęła. My­ślał o dziew­czy­nie, któ­rej nikt nie ko­chał, któ­rej wsty­dziła się ro­dzina; do­piero po dzie­więt­na­stu la­tach jej brat po­sta­no­wił na­pra­wić błędy z prze­szło­ści.

Po wy­słu­cha­niu przy­ja­ciela po­wró­ciły wspo­mnie­nia z lat szkol­nych, kiedy to Geo­rge od­su­nął się od swo­ich ko­le­gów, bli­skich i stał się bar­dziej za­mknięty w so­bie i ma­ło­mówny. Te­raz Ce­drik po­znał wresz­cie przy­czynę tam­tego stanu rze­czy. Wtedy nie za­da­wał py­tań, tylko ak­cep­to­wał de­cy­zje po­dej­mo­wane przez Geo­rge’a. Na­wet tę, by ich przy­jaźń zo­stała odło­żona do la­musa, ale by­naj­mniej nie za­po­mniana.

Po­my­ślał o swoim ojcu. Pa­stor Ivory ni­gdy ni­kogo nie po­tę­piał. Do naj­więk­szego grzesz­nika był go­towy wy­cią­gnąć po­mocną dłoń. Swoim sy­nom wpa­jał prze­ko­na­nie, że każdy za­słu­guje na drugą szansę. Uwa­żał, że czło­wiek z na­tury swej jest do­bry i tylko ży­ciowe oko­licz­no­ści spra­wiają, iż wkra­cza na drogę zła.

Ce­drik nie chciał po­tę­piać Geo­rge’a, ale wszystko w nim krzy­czało: a czyja to wina, że jest taka, jaka jest?!

Na­gle zdał so­bie sprawę, że jego serce już pod­jęło de­cy­zję. Tak więc cze­kała go ko­lejna mi­sja, ko­lejne za­da­nie, być może naj­trud­niej­sze w jego pe­da­go­gicz­nej ka­rie­rze.

– Od kiedy mam za­cząć?

– Naj­le­piej od ju­tra! – za­wo­łał ura­do­wany Geo­rge. – Na­wet nie spy­ta­łeś o swoje wy­na­gro­dze­nie. A może bę­dzie mnie to drogo kosz­to­wać? – za­żar­to­wał.

Ce­drik się uśmiech­nął, wpa­tru­jąc się w swoje buty.

– Zwy­kłe na­uczy­ciel­skie wy­na­gro­dze­nie plus ewen­tu­alne koszty le­cze­nia.

Męż­czyźni wy­mie­nili uśmie­chy i Geo­rge pod­niósł się z fo­tela.

– Ra­tu­jesz mi ży­cie. Je­stem twoim do­zgon­nym dłuż­ni­kiem. O któ­rej mogę ju­tro po cie­bie przy­je­chać?

– O ile pa­mię­tam, do two­jego domu je­dzie się około dwóch go­dzin, więc może być siódma rano – za­de­cy­do­wał Ce­drik. – Chyba że to dla cie­bie zbyt wcze­sna pora.

– Ależ skąd! Będę o siód­mej.

Ce­drik od­pro­wa­dził Geo­rge’a do głów­nych drzwi wej­ścio­wych. Po­cze­kał, aż przy­ja­ciel znik­nie za ro­giem ka­mie­nicy i do­piero wtedy wró­cił do środka. Za­miast na górę do swo­jego po­koju, po­szedł do kuchni, skąd do­cho­dził od­głos krzą­ta­niny pani Jen­kins. Kiedy sta­nął w progu, zo­ba­czył swoją go­spo­się ubi­ja­jącą białka na cia­sto bisz­kop­towe.

– Na pod­wie­czo­rek będą cia­steczka – po­wie­działa, nie prze­ry­wa­jąc pracy, ani na­wet nie pa­trząc w jego stronę.

– Pani Jen­kins, do­sta­łem nową po­sadę. Ju­tro rano wy­jeż­dżam. Czy bę­dzie pani tak miła i zrobi dla mnie śnia­da­nie?

– Na którą?

– Na szó­stą trzy­dzie­ści. O siód­mej przy­je­dzie po mnie po­wóz.

– Śnia­da­nie bę­dzie go­towe. Może też zro­bię panu ja­kieś ka­napki na drogę.

– To nie bę­dzie ko­nieczne. Droga zaj­mie nam tylko dwie go­dziny.

– W ta­kim ra­zie do­sta­nie pan kilka cia­ste­czek – oświad­czyła to­nem nie­zna­ją­cym sprze­ciwu.

Ce­drik wie­dział, że te­mat jego po­dróży zo­stał wy­czer­pany, więc uśmiech­nął się tylko pod no­sem i udał do po­koju. Po­woli za­czął pa­ko­wać swoje rze­czy, jed­nak tym ra­zem za­jęło mu to o wiele wię­cej czasu niż zwy­kle.

Za­zwy­czaj za­bie­rał ten sam ze­staw ksią­żek, mapę. Jed­nak do tej pory jego uczniami byli chłopcy, a te­raz miał wy­cho­wy­wać młodą pannę. Ce­drik skła­małby, mó­wiąc, że nie boi się tego za­da­nia. Wie­dział, jak wielka ciąży na nim od­po­wie­dzial­ność i nie chciał ni­kogo za­wieść. Nie na darmo był sy­nem pa­stora. Wy­cho­wano go w prze­ko­na­niu, że każ­dym do­brym uczyn­kiem można ko­goś zba­wić. Wma­wiał so­bie, że robi to dla naj­lep­szego przy­ja­ciela z cza­sów szkol­nych, jed­nak głę­boko w za­ka­mar­kach jego du­szy utkwiła hi­sto­ria dziew­czynki po­zo­sta­wio­nej na pa­stwę losu, nie­ko­cha­nej i za­nie­dba­nej przez oto­cze­nie. Wra­cał do Ather­ton Hall tylko dla niej, dla nie­zna­nej mu panny o imie­niu Emily.

Za­nim po­ło­żył się spać, wszyst­kie jego rze­czy były spa­ko­wane, a ba­gaże usta­wione przy drzwiach. Po­sta­no­wił nie za­bie­rać zbyt wiele; za­wsze mógł po coś wró­cić do Lon­dynu.

Tej nocy Ce­drik bar­dzo długo nie mógł za­snąć. Był pod­eks­cy­to­wany wy­jaz­dem do Ather­ton Hall. Ostatni raz go­ścił tam dwa­dzie­ścia lat temu. Mimo to w pa­mięci po­zo­stały mu żywe ob­razy domu, ogrodu, oko­licz­nych łąk, a przede wszyst­kim mło­dzień­czych eska­pad z Geo­rge’em. Był cie­kaw, jak wiele zmie­niło się od jego ostat­niej wi­zyty.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki