Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Cedrik Ivory, syn pastora, po dwudziestu latach wraca do Atherton Hall. Kiedyś spędzał tu wakacje jako przyjaciel obecnego gospodarza, lorda George'a Hastingsa, teraz będzie nauczycielem jego siostry Emily. Dziewczyna stoi u progu dorosłości, ale jej edukacja, wychowanie i maniery pozostawiają, zdaniem brata, wiele do życzenia. Dorastała w poczuciu winy za śmierć matki, która zmarła przy jej porodzie, zaniedbana przez ojca, który po odejściu żony odciął się od świata. Dlatego przypadkowe spotkanie Cedrika i George'a jest dla lorda wybawieniem - postanowił się ożenić i zdał sobie sprawę, że nie może przedstawić swojej siostry londyńskiej śmietance towarzyskiej. Cedrik szybko przekonuje się, że Emily jest inteligentną i wyjątkową młodą kobietą. Staje się jej opiekunem i powiernikiem, kimś, kogo nigdy nie miała - bliską osobą. Czy stanie się kimś więcej?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 357
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Rozdział 1
Londyn, rok 1889
George Hastings, lord Atherton, maszerował przez ulice Londynu bez żadnego celu. Kiedy miał jakiś kłopot, zwykle zastanawiał się nad nim podczas spaceru. Nie zwracał wtedy uwagi na to, że dżentelmenowi z jego pozycją nie wypada przemierzać ulic na piechotę. Ale on potrzebował czasu do namysłu. Szedł więc dalej i dalej, nie zastanawiając się nad kierunkiem, w którym zmierza. Ubrany nienagannie i podpierający się laską na przechodniach mógł sprawiać wrażenie zamyślonego lub znudzonego.
Przeszedł już spory kawałek i w dalszym ciągu nie znalazł rozwiązania swoich problemów. Zaczął mu dokuczać ból głowy. I wtedy dosłownie wszedł na kogoś. Na chodnik upadły książki. Potrącony przez George’a przechodzień natychmiast rzucił się do zbierania leżących na ziemi woluminów. Już na pierwszy rzut oka widać było, że traktuje je niczym skarb.
– Najmocniej pana przepraszam. – Lord się schylił, by podnieść kilka książek. – Zamyśliłem się i nie zauważyłem pana... Cedrik!
Mężczyzna podniósł głowę i uśmiechnął się na widok George’a.
– George! Cóż za spotkanie! Po tylu latach!
W pośpiechu dokończyli zbieranie książek.
– Masz zamiar je wszystkie przeczytać? – zażartował George.
– Właśnie wracam z biblioteki – wyjaśnił Cedrik. – Chcę się trochę dokształcić, zanim znajdę nowego ucznia. Co u ciebie?
– Długo by opowiadać. Minęło kilkanaście lat od naszego ostatniego spotkania. A ty zostałeś nauczycielem tak, jak chciałeś?
– Tak. Mam tu niedaleko mieszkanie. Może dasz się namówić na filiżankę herbaty. Jeżeli masz trochę czasu, moglibyśmy porozmawiać.
– Chętnie. Taka okazja nie trafia się często.
Dziesięć minut później znaleźli się w mieszkaniu Cedrika. Było to niewielkie dwupokojowe lokum na poddaszu, przytulne i miłe. Już od pierwszej chwili rzucały się w oczy stosy książek, mapa świata zawieszona na ścianie obok kominka, globus ustawiony pod oknem, gdzie było dużo światła.
– Widzę, że traktujesz swoją pracę bardzo poważnie. Ciągle się uczysz. Zupełnie jak w szkole. Czy przez te wszystkie lata znalazłeś czas na ustatkowanie się?
Cedrik się uśmiechnął.
– Do tej pory miałem czas tylko i wyłącznie dla moich uczniów. Każdy student to dla mnie nowe wyzwanie. Przez cały czas czytam, żeby móc ich czymś zadziwić, zainteresować.
– Widzę, że traktujesz zawód nauczyciela jak powołanie.
– Bo to jest powołanie. Nieważne, czy jesteś nauczycielem, pastorem, lekarzem, rolnikiem czy szwaczką. Wszystko, co robisz w życiu, musi mieć jakiś cel, wyższy sens!
– Mówisz jak pastor.
Obaj roześmiali się z tej uwagi.
– Nie zapominaj, George, że jestem synem pastora, a mój brat jest misjonarzem. Od dziecka słyszałem o powołaniu i życiu w zgodzie ze swoim sumieniem. Tak zostałem wychowany.
George z uwagą przypatrywał się przyjacielowi z czasów szkolnych. Cedrik miał trzydzieści pięć lat, ciemnokasztanowe włosy i pociągłą, pogodną twarz. Widać było, że jest zadowolony z tego, co robi, i z życia, jakie prowadzi. Już w szkole jego usta zawsze układały się do uśmiechu, a brązowe oczy patrzyły z sympatią. W tamtych czasach George nazywał go w myślach Świętym Cedrikiem. Kiedy inni załamywali się lub tracili wiarę, Cedrik ze zdwojoną werwą przystępował do pracy i im cięższe czekało go zadanie, tym więcej wkładał w nie serca i wysiłku.
Rozległo się pukanie do drzwi, a chwilę później stanęła w nich gosposia. Niosła na tacy imbryk z aromatyczną herbatą i talerzykiem ciastek. Cedrik odebrał tacę z jej rąk ze słowami:
– Dziękuję, pani Jenkins. Teraz sami już sobie poradzimy.
Wysoka kobieta o męskiej sylwetce i męskich rysach uśmiechnęła się do swego lokatora. George ocenił jej wiek na jakieś pięćdziesiąt lat.
– Gdyby panowie czegoś potrzebowali, będę w kuchni – powiedziała głosem, który nie pasował do jej kościstej, męskiej sylwetki, i wyszła.
– A więc chwilowo jesteś bezrobotny? – zagadnął George. – Co u twojego ojca?
– Ojciec zmarł osiem lat temu. Nie chorował... odszedł nagle. – Twarz Cedrika przybrała poważny wyraz. – Lekarz stwierdził atak serca. Minęło już tak dużo czasu, że zdążyłem się pogodzić z jego śmiercią. Wiesz, zawsze myślałem, że ojciec będzie żył wiecznie, że prędzej wygłosi kazanie na naszym pogrzebie, niż my będziemy płakać na jego. Zaraz po jego śmierci Philip wyjechał na misje do Indii. Pisujemy do siebie. Początkowo próbował nakłonić mnie do przyjazdu. Pisał, że potrzeba tam nauczycieli i można się wzbogacić, ale mnie to nie pociąga. Tu, w starej, dobrej Anglii, mam swoją misję. – Na moment przerwał. – Ale dość o mnie. Powiedz, co u ciebie.
– Mój ojciec także zmarł... cztery lata temu. Od tamtego czasu mam pewien kłopot.
George przerwał. Nie wiedział, jak powiedzieć przyjacielowi o tym, co go trapi. Cedrikowi mógł zaufać i być może ich spotkanie było zrządzeniem losu. Może okaże się odpowiedzią na jego usilne modły o jakikolwiek cud.
Cedrik cierpliwie czekał, aż George podejmie swoją opowieść. Wyczuł, że kłopot, o którym jego przyjaciel wzbrania się mówić, jest poważny.
– Właśnie przyszło mi do głowy, że mógłbym cię zatrudnić. Potrzebuję nauczyciela.
– Ty? – Cedrik wymownie uniósł brwi. – A czego ja mógłbym cię nauczyć?
– Potrzebuję nauczyciela dla kogoś mi bliskiego. Sprawa jest delikatna, a ty jesteś moim starym przyjacielem. Jesteś moją ostatnią deską ratunku. – Głos George’a zabrzmiał dramatycznie.
– Skoro mówisz o delikatnej sprawie... Czy chodzi o nieślubnego syna, którego miałbym uczyć?
– Nie. To jest o wiele bardziej skomplikowane.
George westchnął. Przypatrywał się szczeremu obliczu swego przyjaciela i dopiero po chwili podjął wątek.
– Może zacznę od początku. Pamiętasz lato, kiedy byłeś u mnie po raz ostatni?
Cedrik twierdząco skinął głową.
– To było ostatnie lato za życia twojej matki.
– Tak. Tamtego lata matka zaszła w ciążę. Zawsze marzyła, żeby urodzić dziewczynkę. Marzyła też, by urodziła się w kwietniu. Moja siostra Emily przyszła na świat pierwszego kwietnia, a matka zmarła przy porodzie. Ojciec się załamał, zdziwaczał. Wtedy przestałem cię zapraszać, bo wstydziłem się jego choroby. Przestał się interesować majątkiem, moją edukacją, wychowaniem Justina, a najmniej interesował się swoją córką. Musiałem sam zatroszczyć się o przyszłość swoją i Justina. Musiałem zająć się sprawami majątkowymi. Emily się nie interesowałem, rozpieszczałem za to młodszego brata. Początkowo nawet obwiniałem Emily o śmierć matki – wyznał z pochyloną głową. Czuł palący wstyd, jednak postanowił być szczery wobec przyjaciela. – Przez następne lata myślałem, że dziewczynka jest w domu pod dobrą opieką służby, ale oni, widząc nasz brak zainteresowania, także pozostawili ją swojemu losowi. Po śmierci ojca okazało się, że Emily nigdy nie miała guwernantki ani nawet własnych dziewczęcych strojów. Przez wszystkie te lata chodziła w rzeczach zostawionych przez Justina. Postanowiłem naprawić swój błąd i zatrudniłem guwernantkę, najpierw jedną, później następną i następną... W sumie było ich jedenaście. Żadna nie potrafiła okiełznać mojej siostry. Zdaję sobie sprawę, że ponoszę za to odpowiedzialność. Zamiast siostry mam niewychowanego, niewykształconego chłopaka. Mój problem polega na tym, że wkrótce zamierzam się ożenić z panną piękną i o nienagannych manierach i nie mogę Victorii przedstawić siostry takiej, jaka jest teraz. Muszę znaleźć dla Emily nauczyciela, kogoś, kto wpoi jej dobre maniery.
Cedrik słuchał w milczeniu. Jego twarz pozostała nieodgadniona. George kontynuował:
– Widzisz, Cedriku... uważam nasze dzisiejsze spotkanie za zrządzenie losu. Z tobą mogę być szczery. Jesteś nauczycielem. Jesteś moim przyjacielem. Potrzebuję twojej pomocy.
– Nigdy nie uczyłem dziewczyny.
– Kiedy ją poznasz, zrozumiesz, że ona z dziewczyną nie ma nic wspólnego.
– Ile lat ma twoja siostra? – zapytał Cedrik i w tym samym momencie policzył w myślach.
– Dziewiętnaście.
– To już panna na wydaniu. Nie mogę jej uczyć. Pomyślałeś, co by powiedzieli ludzie, gdybyś sprowadził dla niej nauczyciela mężczyznę?
– Ludzie mnie nie obchodzą. Liczę się tylko ze zdaniem Victorii. Nie mogę jej opowiedzieć historii, którą opowiedziałem tobie. Chcę przedstawić mojej narzeczonej siostrę, której nie musiałbym się wstydzić. Boję się, że Victoria zechce zerwać zaręczyny.
– Nie jesteś pewny swojej narzeczonej – zauważył sceptycznie Cedrik.
– Dlatego że znam Emily.
Mężczyźni w milczeniu patrzyli na siebie z uwagą. Cedrik nie mógł znieść spojrzenia George’a. Wstał z fotela i podszedł do okna. Wyglądało to tak, jakby spoglądał przez nie, ale on grał na zwłokę, potrzebował chwili do zastanowienia.
– Gdybym się zgodził, ile miałbym czasu?
– Za miesiąc są urodziny Victorii. Wtedy chciałbym przedstawić ją rodzeństwu. Ale żeby nauczyć Emily manier, miałbyś czas aż do wesela.
– Które planujesz na kiedy? – rzeczowo zapytał Cedrik.
– Za dwa, najpóźniej trzy miesiące.
Cedrik odwrócił się od okna i spojrzał kpiąco na George’a.
– Widzę, że ci się spieszy.
– Kiedy poznasz odpowiednią kobietę i zapragniesz ją poślubić, także będzie ci się spieszyć.
Cedrik powrócił do rozmyślań. Patrzył przez okno z założonymi na plecach rękoma. Historia opowiedziana przez George’a głęboko nim wstrząsnęła. Myślał o dziewczynie, której nikt nie kochał, której wstydziła się rodzina; dopiero po dziewiętnastu latach jej brat postanowił naprawić błędy z przeszłości.
Po wysłuchaniu przyjaciela powróciły wspomnienia z lat szkolnych, kiedy to George odsunął się od swoich kolegów, bliskich i stał się bardziej zamknięty w sobie i małomówny. Teraz Cedrik poznał wreszcie przyczynę tamtego stanu rzeczy. Wtedy nie zadawał pytań, tylko akceptował decyzje podejmowane przez George’a. Nawet tę, by ich przyjaźń została odłożona do lamusa, ale bynajmniej nie zapomniana.
Pomyślał o swoim ojcu. Pastor Ivory nigdy nikogo nie potępiał. Do największego grzesznika był gotowy wyciągnąć pomocną dłoń. Swoim synom wpajał przekonanie, że każdy zasługuje na drugą szansę. Uważał, że człowiek z natury swej jest dobry i tylko życiowe okoliczności sprawiają, iż wkracza na drogę zła.
Cedrik nie chciał potępiać George’a, ale wszystko w nim krzyczało: a czyja to wina, że jest taka, jaka jest?!
Nagle zdał sobie sprawę, że jego serce już podjęło decyzję. Tak więc czekała go kolejna misja, kolejne zadanie, być może najtrudniejsze w jego pedagogicznej karierze.
– Od kiedy mam zacząć?
– Najlepiej od jutra! – zawołał uradowany George. – Nawet nie spytałeś o swoje wynagrodzenie. A może będzie mnie to drogo kosztować? – zażartował.
Cedrik się uśmiechnął, wpatrując się w swoje buty.
– Zwykłe nauczycielskie wynagrodzenie plus ewentualne koszty leczenia.
Mężczyźni wymienili uśmiechy i George podniósł się z fotela.
– Ratujesz mi życie. Jestem twoim dozgonnym dłużnikiem. O której mogę jutro po ciebie przyjechać?
– O ile pamiętam, do twojego domu jedzie się około dwóch godzin, więc może być siódma rano – zadecydował Cedrik. – Chyba że to dla ciebie zbyt wczesna pora.
– Ależ skąd! Będę o siódmej.
Cedrik odprowadził George’a do głównych drzwi wejściowych. Poczekał, aż przyjaciel zniknie za rogiem kamienicy i dopiero wtedy wrócił do środka. Zamiast na górę do swojego pokoju, poszedł do kuchni, skąd dochodził odgłos krzątaniny pani Jenkins. Kiedy stanął w progu, zobaczył swoją gosposię ubijającą białka na ciasto biszkoptowe.
– Na podwieczorek będą ciasteczka – powiedziała, nie przerywając pracy, ani nawet nie patrząc w jego stronę.
– Pani Jenkins, dostałem nową posadę. Jutro rano wyjeżdżam. Czy będzie pani tak miła i zrobi dla mnie śniadanie?
– Na którą?
– Na szóstą trzydzieści. O siódmej przyjedzie po mnie powóz.
– Śniadanie będzie gotowe. Może też zrobię panu jakieś kanapki na drogę.
– To nie będzie konieczne. Droga zajmie nam tylko dwie godziny.
– W takim razie dostanie pan kilka ciasteczek – oświadczyła tonem nieznającym sprzeciwu.
Cedrik wiedział, że temat jego podróży został wyczerpany, więc uśmiechnął się tylko pod nosem i udał do pokoju. Powoli zaczął pakować swoje rzeczy, jednak tym razem zajęło mu to o wiele więcej czasu niż zwykle.
Zazwyczaj zabierał ten sam zestaw książek, mapę. Jednak do tej pory jego uczniami byli chłopcy, a teraz miał wychowywać młodą pannę. Cedrik skłamałby, mówiąc, że nie boi się tego zadania. Wiedział, jak wielka ciąży na nim odpowiedzialność i nie chciał nikogo zawieść. Nie na darmo był synem pastora. Wychowano go w przekonaniu, że każdym dobrym uczynkiem można kogoś zbawić. Wmawiał sobie, że robi to dla najlepszego przyjaciela z czasów szkolnych, jednak głęboko w zakamarkach jego duszy utkwiła historia dziewczynki pozostawionej na pastwę losu, niekochanej i zaniedbanej przez otoczenie. Wracał do Atherton Hall tylko dla niej, dla nieznanej mu panny o imieniu Emily.
Zanim położył się spać, wszystkie jego rzeczy były spakowane, a bagaże ustawione przy drzwiach. Postanowił nie zabierać zbyt wiele; zawsze mógł po coś wrócić do Londynu.
Tej nocy Cedrik bardzo długo nie mógł zasnąć. Był podekscytowany wyjazdem do Atherton Hall. Ostatni raz gościł tam dwadzieścia lat temu. Mimo to w pamięci pozostały mu żywe obrazy domu, ogrodu, okolicznych łąk, a przede wszystkim młodzieńczych eskapad z George’em. Był ciekaw, jak wiele zmieniło się od jego ostatniej wizyty.