Zapiski wrednego kota - Wojciech Cesarz, Katarzyna Terechowicz - ebook

Zapiski wrednego kota ebook

Wojciech Cesarz, Katarzyna Terechowicz

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Pamiętacie sforę z serii książek o malamucie Winterze, grzecznym psie? Był to miks psio-kocio-chomikowy. W tej zwariowanej opowieści nikt nie zauważył, że ignoruje się jej głównego bohatera – kota Mariana. No, to teraz się to zmieni!

Teraz Marian opowie Wam, jak się żyje z Egoistami, którym nawet nie chce się wstać z kanapy, żeby otworzyć biednym zwierzakom drzwi do ogrodu (średnio siedem razy na godzinę). Tylko by go drapali za uchem i przytulali do mdłości. I jeszcze ten malamut Winter i pokurcz Rudy, którzy regularnie śpią na kanapie Mariana, w jego ulubionym rogu. Zwariować można!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 137

Oceny
4,6 (25 ocen)
19
3
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kmatus

Nie oderwiesz się od lektury

Milion gwiazdek :)
00
Acarus

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
Arcando1805

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna książka polecam ją oi jest bardzo Zabawna lektura. BIANKA KRYGIER.
00
alicjawas2013

Nie oderwiesz się od lektury

Super❤❤❤
00
zaba30

Nie oderwiesz się od lektury

Super 📙
00

Popularność




Mam na imię Marian. Kot Marian. Dobrze zapamiętajcie, bo na pewno jeszcze o mnie usłyszycie.

Ludziom się wydaje, że jestem takim sobie zwykłym, pospolitym, szaroburym kotkiem. A tymczasem – niespodzianka! Powiem wam w sekrecie, że jestem dzikim, absolutnie wyjątkowym, zwinnym, mądrym i odważnym Super-Kotem górskim.

Czasami słyszę: „O, jaki ładny kotek, kici, kici…”.

Po pierwsze: nie reaguję na „kici, kici”.

Po drugie: nie jestem ładny i nie jestem żadnym „kotkiem”. Jestem kotem Wielkiej Urody i posiadam Godność Osobistą.

Ale nie przechwalam się tym, bo uroda to nie wszystko. W kocim życiu liczą się spryt, refleks, pomysłowość, no i ostre pazury. Czasem trzeba się bronić, czasem uciekać. Uwielbiam ten dreszczyk emocji, kiedy ruszam samotnie na swoje kocie nocne wyprawy.

– Marian! Maaaaarian! Maniuś, chodź! Kici, kici! – Henryk wybiegł na taras, żeby mnie zwabić na noc do domu.

Na wszelki wypadek przyczaiłem się za krzakiem róży. Henryk w najlepsze miotał się po tarasie.

– Maniuś, do domu! – wył Henryk. – Do domu, mówię! Dziś zapowiadali burzę z piorunami, dam ci wątróbki! Maaaaniek!

– Panie, ludzie chcą spać! – Z okna sąsiedniego domu wychylił się zirytowany Pan w Pidżamie.

– Przepraszam, muszę tylko zwabić do domu mojego kotka, to sprawa najwyższej wagi! Na dziś zapowiadali burzę z piorunami, a mój kotek należy do tych nerwowych, wie pan, delikatnych.

– A… znam, znam to pana kocisko! – zaśmiał się sąsiad. – Ale do nerwowych to on nie należy. Kiedyś żona go zastała w kuchni, na naszym stole, jak jadł nasze masło. Wyglądał raczej na zrelaksowanego. Łapką sobie nabierał i zlizywał. Bardzo sprytnie. U was też się tak zachowuje?

– Mój Marianek? Jak to? – zdenerwował się Henryk. – To jakieś straszne nieporozumienie, to nie mógł być on. Pełno tu łazi różnych kotów.

– Szarobury z białym gorsem?

– Marian ma biały gors, ale jeśli chodzi o maść, to jest raczej… srebrny – odpowiedział z godnością Henryk.

– Szarobury, proszę pana. Znam to kocisko jak zły szeląg! Srebrny, też coś… – roześmiał się nieprzyjemnie sąsiad i zatrzasnął okno.

– Słyszałaś, co on wygaduje o naszym Marianku? To skandal! – poskarżył się Hance Henryk. – Co za bzdury? Nie uwierzę, żeby wyjadał masło łapką! Na stole, u kogoś?! Coś okropnego! Czy ci ludzie serca nie mają, żeby posądzać Maniusia o takie rzeczy? To mogła być Czarna Pantera, ona nigdy nie miała dobrych manier, Czarno-Ruda, ta to jest dopiero bezczelna, czy Tygrys, co nie ma żadnych hamulców, albo ten Czarno-Biały zakapior, który ostatnio się tu włóczy. Ale Marian? NASZ Marian?

Trochę mnie znudziły te krzyki Henryka, więc prześlizgnąłem się przez dziurę w płocie na posesję sąsiada i wskoczyłem na parapet jego kuchni. Okno było niedomknięte, w kuchni ciemno.

To masełko, które ostatnio u nich jadłem, bardzo mi smakowało.

Poranek z życia kota

Nawet nie wiecie, jak pięknie i malowniczo wyglądają ślady moich ubłoconych łapek na szybie. Bardzo często jak wracam nad ranem do domu, trawa jest mokra od rosy. I czasem naprawdę długo muszę bębnić w szybę drzwi tarasowych, żeby Henryk mi otworzył. A potem narzeka, że szyba wciąż jest brudna. Mógłby po prostu nie zamykać drzwi. Albo czekać na mnie przy wejściu, a nie wylegiwać się bez opamiętania. Same kłopoty z tym Henrykiem. Ciągle coś go denerwuje, coś mu przeszkadza, coś mu nie pasuje. Niech się trochę rozejrzy po świecie. Zastanowi nad sobą. Radości życia mógłby uczyć się od kotów. Na przykład ode mnie.

Zwykle jestem radosny i pełen optymizmu. Uwielbiam spać, obserwować ptaki, polować na muchy. Kocham letnie, nocne wyprawy. Bardzo lubię leżeć w gęstej, pachnącej trawie i słuchać, jak grają świerszcze. Natomiast Henryk wprowadza w moje kocie życie dużo niepotrzebnego zamieszania. Krzyczy i wygaduje o mnie niestworzone rzeczy. Zresztą sami posłuchajcie…

Któregoś dnia spałem sobie zwinięty w kłębek w jednej ze swoich kryjówek (druga półka na regale za książkami, ale nie mówcie nikomu), gdy nagle obudziły mnie histeryczne krzyki Henryka:

– Gdzie on jest? Gdzie się podział ten wredny kot?

Przeciągnąłem się i zastrzygłem uszami. Zaraz… wredny kot? O jakim kocie on mówi?

– Marian? Maaarian!!!

To miało być o mnie, Nieustraszonym Łowcy Much i Myszy, Najszybszym i Najzręczniejszym Turbokocie, o jakim słyszałem i jakiego widziałem? Czy Henryk wie, co to znaczy WREDNY?

Wielokrotnie miałem do czynienia z wrednymi kocurami. Z nimi trzeba działać zdecydowanie, a Henryk jest chwiejny i w ogóle nie zna się na kotach. Nie dałby sobie rady z NAPRAWDĘ wrednym kotem. Ma szczęście, że jestem łagodny, miły i ustępliwy. Nic na to nie poradzę, taki się już urodziłem.

– Oka przez niego nie zmrużyłem! Czekałem do pierwszej w nocy. Jak przylazł do domu i się porządnie najadł, to wpakował mi się do łóżka i zaczął po mnie deptać, a potem położył mi się na brzuchu i sapał jak lokomotywa! – narzekał Henryk.

– Nie pomylił ci się z Winterem? – zaśmiała się Hanka.

– Winterek to jest święty przy tym kocie z piekła rodem – oburzył się Henryk.

– Jak zwykle przesadzasz.

– Słuchaj dalej. O trzeciej skoczył mi na twarz, o czwartej urządził koncert kociej muzyki i musiałem go wypuścić do ogrodu, a o szóstej sąsiad włączył piłę mechaniczną – nadawał Henryk. – Jak ja mam teraz iść do pracy?

– Nie wiem, Henryku – westchnęła Hanka. – Może po prostu rzuć pracę i zajmij się naszymi zwierzętami? Mamy już sporą gromadkę.

– Ha, ha! – zaśmiał się nerwowo Henryk. – Muszę to przemyśleć. Ale najpierw złapię tego wrednego kota i… i… pokażę mu, kto tu rządzi!

W tym momencie Henryk urwał, bo wyskoczyłem ze swojej kryjówki, zrzucając kilka książek. Musiałem się przy okazji zdemaskować, ale trudno. Zrozumiałem, że trzeba zdyscyplinować Henryka, bo trochę się zagalopował. Podszedłem bliżej i miauknąłem. Henryk wpatrywał się we mnie zbity z tropu.

– I co? – spytała Hanka.

– Ale z czym? – wybąkał Henryk.

– Z wrednym kotem? – uśmiechnęła się Hanka złośliwie. – Zdaje się, że chciałeś mu pokazać, kto tu rządzi?

– No przecież ja tu rządzę – zdziwił się Henryk. – To chyba oczywiste?

Hanka zrobiła dziwną minę i szybko się odwróciła.

– Co się z tobą dzieje? – zdenerwował się Henryk.

– Ze mną? Nic.

Miauknąłem. Henryk wpatrywał się we mnie zwężonymi oczami.

– Tylko popatrz na to kocisko – syknął do Hanki.

Teraz gapili się na mnie oboje.

Rozciągnąłem się na posadzce, a potem zrobiłem koci grzbiet. Cudowne uczucie. Poza tym rozciąganie się jest zdrowe na kręgosłup, polecam. Spojrzałem wymownie na pustą miseczkę i Henryk dość szybko ją napełnił. Chyba się zmęczył, bo usiadł w fotelu, otarł pot z czoła, odchylił głowę do tyłu i po kilku sekundach zaczął chrapać. Nie rozumiem tego Henryka, ile można spać? Przecież całą noc wylegiwał się w łóżku!

A wracając do minionej nocy, to jeśli chodzi o mnie – była wyjątkowo udana. Buszowałem po okolicy, goniłem bardzo szybkiego nietoperza, a potem pojawił się drugi, jeszcze szybszy. Później przyczaiłem się przy norce myszy i obserwowałem wyjście. Zawsze jest szansa, że mysz akurat wyjdzie z domu. Tym razem się nie pojawiła, ale sama obserwacja była dość emocjonująca. Jak już się znudziłem – to w środku nocy wpadłem na kolację (trzeba przyznać, że Henryk na mnie czekał, chociaż coś tam marudził pod nosem). Po jedzeniu położyłem się spać w łóżku, ale Henryk strasznie się kręcił, sapał i mi przeszkadzał. Więc nad ranem znowu wyruszyłem w świat.

– Henryku, może napij się kawy, bo zaraz musisz jechać do pracy – zmartwiła się Hanka.

Henryk zerwał się z fotela, jęknął i złapał się za głowę.

– Łeb mi pęka. Ten kot mnie wykończy – spojrzał na mnie ponuro.

Miauknąłem do niego porozumiewawczo. Nie warto się tak wszystkim przejmować, ale Henryk już taki jest, że lubi robić wokół siebie dużo szumu. Zresztą postanowiłem, że nie będę o tym dłużej myślał, bo miałem różne Bardzo Ważne Sprawy do załatwienia. Podbiegłem do drzwi na taras i zacząłem bębnić w nie łapkami.

– Co znowu, Marian? – mruknął Henryk niechętnie.

Niech teraz nie udaje, że nie wie, o co chodzi. Znów zabębniłem w szybę, wspomagając się jeszcze wokalizą*.

– Zwariuję, oszaleję! – marudził Henryk i powlókł się do drzwi balkonowych, które wreszcie mi otworzył.

Przed wyjściem spojrzałem na niego z wyrzutem. Czy ja zawsze muszę tak długo czekać?

Szybki nietoperz: 1

Jeszcze szybszy nietoperz: 1

Mysz: nieobecna (prawdopodobnie zajęta, jakieś sprawy domowe)

Histeryczni ludzie: 1

Wredny kot: 1 (podobno)

* W tym przypadku chodzi o... koci jazgot.

To ci historia

Już się wcześniej poznaliśmy, ale jeszcze wam nie opowiadałem, skąd się wziąłem u Henryka, Hanki, Julki i Alka. Pewnie jesteście ciekawi?

Kiedyś, jak byłem słodkim małym kociaczkiem, zauważyłem grupę dość hałaśliwych ludzi przechodzących przez moją wioskę. Sam nie wiem, dlaczego zwróciłem na nich uwagę. Pewnie znudziło mnie polowanie na muchy. Czegoś szukali, a ja też lubię szukać nowych przygód. Weszli do lasu, a ja za nimi. Szliśmy tak i szliśmy – w końcu zaczęło się robić ciemno i poczułem się trochę nieswojo. Dookoła wielkie drzewa, pełno groźnych tropów… a do domu daleko. Z tym domem to trochę przesadziłem, bo prawdę mówiąc – nie miałem domu. Nawet ledwo pamiętałem swoją mamę. Rodzeństwo? Było dość liczne, ale każdy poszedł w swoją stronę. Moim domem była wioska, w której prowadziłem monotonne i dość niebezpieczne życie. Czasem musiałem uciekać przed psami na drzewo, a z ludźmi też bywało różnie, podobnie jak z jedzeniem.

Wycieczkę prowadził energiczny pan w okularach. Za nim szło dwoje dzieci – dziewczynka z kucykiem i trochę starszy od niej chłopak, a na końcu miła pani. Pan w okularach głośno mówił, wymachiwał rękami i przekonywał wszystkich, że zaraz zobaczą wspaniały zabytek, jakąś starą cerkiew. Ale zabytku nigdzie nie było widać, a słońce pomału znikało za horyzontem. Łaziliśmy tam i z powrotem – i w końcu wszyscy, głodni i zmarznięci, zbuntowali się i stwierdzili, że nie chcą oglądać żadnego zabytku, tylko natychmiast wracać do domu.

Pan w okularach zawrócił z ociąganiem. I wtedy na scenę wkroczyłem JA (a właściwie to wyskoczyłem zza krzaków). Miauknąłem, żeby się trochę zapoznać. Miła pani ukucnęła i tak jakoś uspokajająco się uśmiechnęła, że na chwilę straciłem czujność – wtedy znienacka wzięła mnie na ręce. I tak zaczął się nowy rozdział w moim życiu.

Przyjechaliśmy w środku nocy do drewnianego domu na wzgórzu. Czekały na nas dwa psy. Pierwszy – ten mniejszy – wyglądał jak skrzyżowanie lisa ze szczotką klozetową (z przewagą szczotki). Na mój widok natychmiast się obraził i polazł na górę. Drugi był duży (nawet bardzo duży) i przypominał wilka skrzyżowanego z niedźwiedziem polarnym (z przewagą niedźwiedzia). Łypnął na mnie z ukosa, pokazał mi kły i poszedł pilnować swojej miski. Nie jestem bojaźliwy, z różnymi psami miałem do czynienia, więc tylko trochę się zjeżyłem i położyłem na kanapie. Postanowiłem, że miski zbadam później, kiedy sytuacja się uspokoi.

Już zasypiałem, jak przyleciał ten mniejszy i zaczął się awanturować, bo uważał, że kanapa należy do niego. Sami rozumiecie, że musiałem go pacnąć łapką, bo nie pozwalał mi się zrelaksować. Narobił jazgotu i hałasy zwabiły tego dużego, który przyczłapał i zajrzał mi głęboko w oczy. Zamrugałem niewinnie i poruszyłem wąsami. Niech wie, że znam dobre maniery. Gdy trącił mnie swoim wielkim, mokrym nosem, aż mnie zaświerzbiły pazurki, ale… coś mnie powstrzymało. Gdy zrobił tak drugi raz – już nie mogłem się opanować i strzeliłem malamuta łapą w ucho, no… może tuż obok ucha. Chociaż nie wyciągałem pazurków – to wielki usiadł lekko oszołomiony i zaczął się nad czymś zastanawiać. Trochę mnie to speszyło i zrobiłem się czujny.

Po namyśle pies (czy też niedźwiedź) wgramolił się na kanapę i ułożył obok mnie. Co to ma być, jakaś sjesta? Stanowczo za duży tłok jak dla małego kota. Już miałem zeskoczyć na podłogę, gdy znowu przyleciał z jazgotem ten mniejszy. To z kolei zdenerwowało malamuta, który tak ryknął, że małego wymiotło, a ja nabrałem trochę szacunku dla tego potwora. Potem się dowiedziałem, że potwór to Winter, a ten jazgotliwy – to Rudy.

Po kilku dniach wyruszyliśmy w długą podróż do ich prawdziwego domu. Jak już Hanka, Alek i Julia wsiedli do samochodu, do bagażnika wskoczył ten mały, jazgotliwy rudzielec, a potem wgramolił się ten duży – bury i niedźwiedziowaty. Mnie wsadzili do specjalnego transporterka, który stanął na tylnym siedzeniu, między Alkiem i Julią. Nie znoszę klatek, ale oczywiście nikt nie liczył się z moim zdaniem. Kogo w ogóle obchodzą uczucia kota?

Na szczęście nie narzekam i jestem przedsiębiorczy – wybiłem głową dziurę w dachu transporterka i resztę drogi spędziłem na kolanach Hanki.

Tak sobie czasem myślę, że ludzie powinni się uczyć życia od kotów.

Problemy

Podróż była długa i nudna jak deszczowy dzień – na wszelki wypadek ją przespałem. I tak nie miałem wyjścia.

Po przyjeździe szybko okazało się, że ludzie to urodzeni egoiści. Każdy myślał tylko o sobie, w dodatku co chwila słyszałem: „NIE WOLNO”. Nie wolno ostrzyć pazurków na kanapie, nie wolno wskakiwać na stół kuchenny i lizać masła, nie wolno wspinać się po zasłonach. Zacząłem podejrzewać, że w ogóle NIE WOLNO BYĆ KOTEM!

Winter snuł się naburmuszony i szczerzył kły, jak tylko mnie zobaczył przy swojej misce. Powiedzcie, jak mam przejść, gdy jego wielka miska zajmuje pół kuchni, a moja jest bardzo malutka i stoi za nią? Rudy z kolei ubzdurał sobie, że kanapa należy do niego. Z Henrykiem też były same kłopoty – okazało się, że jest leniwy i strasznie się guzdrze przy otwieraniu i zamykaniu drzwi.

To chyba normalne, że czasami wpadam do domu tylko na chwilę? Czy on wie, że przeleciałem spory kawał drogi tylko po to, żeby się otrzeć o białą ścianę w salonie (i przy okazji coś przekąsić)? Dlaczego otwieranie drzwi tak go złości? Ostatecznie można je zostawić otwarte, prawda?

Co do Hanki, to bardzo ją lubię, ale dziwi mnie jej brak zrozumienia potrzeb kota. Jak tylko wyjdę z domu – Hanka zaraz mnie woła, żebym wracał, w ogóle nie rozumie, że mam swoje sprawy i mogę nie mieć czasu.

Po pierwsze: przeważnie jestem bardzo zajęty.

Po drugie: koty nie przychodzą na wołanie.

I w tej kwestii dobrze rozumiemy się z Winterem, który – mimo że jest psem – też tak ma. A wracając do ludzi – to zauważyłem, że bywają naprawdę dziwni. Wydaje im się, że zwierzęta są po to, żeby spełniać ich zachcianki.

Podam wam przykład. Jest słoneczne popołudnie. Wieje lekki wietrzyk. Trawa pachnie niesamowicie, słychać brzęczenie pszczół. Wyleguję się na ciepłych od słońca kamieniach i obserwuję ptaki.

– Maniuś! Maaaniek! – słyszę donośny głos Henryka. – Gdzie on jest?! Maaarian! Proszę natychmiast wracać do domu!

Co ten Henryk sobie myśli? Że będę latał tam i z powrotem na żądanie? Jak ma coś pilnego, to sam się może do mnie pofatygować. Ja ZAWSZE staram się łapać w lot jego potrzeby i dlatego budzę Henryka kilka razy w nocy, żeby się przeciągnął i odprężył. Nie mogę patrzeć, jak leży skurczony z tym dziwnym wyrazem pyszczka, to jest, chciałem powiedzieć – twarzy. Jak można się tak męczyć i nie dbać o siebie? Bębnienie w szybę też jest zachętą do ruchu. Nie powinien za długo przesiadywać w fotelu i rujnować sobie zdrowia.

A wracając do moich problemów z ludźmi, to… weźmy na przykład głaskanie. Czy ktoś się zastanawia, czy JA mam na to ochotę? Jak mam ochotę, żeby ktoś mnie pogłaskał (choć zwykle nie mam) – to przychodzę sam. Ale kogo to obchodzi?

Szczególnie zastanawiające jest ich ociąganie się z napełnianiem mojej miseczki. Dlaczego muszę zawsze tak długo czekać? Przecież taki pracowity kot jak ja nie ma czasu na jakieś głupstwa. Muszę pilnować myszy, żeby nie harcowały w ogrodzie i nie zbliżały się do domu, muszę mieć oko na ptaki, o muchach nie wspominając – a potem dobrze zjeść i podrzemać sobie tu i ówdzie. A czyszczenie futerka? Wiecie, ile z tym roboty? Jestem porządnym kotem, więc toaleta zajmuje mi bardzo dużo czasu.

A na przykład taki Rudy, co on wie o higienie? Śpi na ogół pół dnia i ma w nosie stan swojego futra. Nie rozumiem, jak można chodzić tak zmierzwionym, ale w sumie to nie moja sprawa. Z kolei Winter często się otrzepuje – z wody, trawy czy piasku – i nauczyłem się, że lepiej nie być wtedy w pobliżu (można zostać zalanym albo zasypanym).

Winter – tak jak ja – jest szarobury z białymi elementami.

Chociaż po głębokim namyśle muszę się zgodzić z Henrykiem, że jestem raczej… srebrny.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Katarzyna Terechowicz, Wojciech Cesarz

Zapiski wrednego kota

© by Katarzyna Terechowicz

© by Wojciech Cesarz

© by Wydawnictwo Literatura

Okładka i ilustracje: Joanna Rusinek

Korekta: Lidia Kowalczyk, Joanna Pijewska

ISBN 978-83-8208-051-3

Wydawnictwo Literatura, Łódź 2019 91-334 Łódź, ul. Srebrna [email protected]. (42) 630 23 81www.wydawnictwoliteratura.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Anna Jakubowska