Zdarzyło się pewnego lata - Bailey Tessa - ebook + książka
BESTSELLER

Zdarzyło się pewnego lata ebook

Bailey Tessa

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

13 osób interesuje się tą książką

Opis

Piper Bellinger jest ikoną mody i influencerką, ma opinię dzikiego dziecka, a paparazzi nieustannie depczą jej po piętach. Zwariowana i nieobliczalna. Po jednej z szalonych imprez na dachu wieżowca w Los Angeles ojczym odcina ją od funduszy i wysyła do Westport, by wraz z siostrą poprowadziła portowy bar ich zmarłego ojca.

Zaraz po przyjeździe na miejsce Piper poznaje rosłego, brodatego kapitana Brendana, który nie daje jej nawet tygodnia na przetrwanie poza Beverly Hills. Rzeczywiście, Piper na samą myśl, że ma spać w obskurnym mieszkaniu z piętrowym łóżkiem dostaje wysypki. Ale jest zdeterminowana, by pokazać ojczymowi – i seksownemu miejscowemu ponurakowi – że ma coś więcej do zaoferowania poza śliczną buzią.

Westport jest małym miasteczkiem, więc Piper i Brendan wpadają na siebie kilka razy dziennie. Choć są jak dwa bieguny – kochająca zabawę lwica salonowa i szorstki rybak – coś ich do siebie przyciąga. Początkowo Piper nie chce żadnych rozrywek, nie też ma zamiaru poświęcać czasu mężczyźnie, który tygodniami żegluje w stronę zachodzącego słońca. Kiedy jednak odległa przeszłość do niej wraca, młoda kobieta zaczyna się czuć w Westport coraz bardziej jak w domu. Zastanawia się, czy wystawne życie, jakie wiodła, jest tym, czego faktycznie pragnie. Pewnego dnia LA upomina się o nią, ale niewykluczone, że Brendan i to miasteczko pełne wspomnień, już skradli jej serce.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 410

Oceny
4,3 (1362 oceny)
725
381
180
61
15
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KasiaOk

Nie oderwiesz się od lektury

To była piękna i letnia historia, której po prostu potrzebowałam w swoim życiu. Słodka, urocza i seksowna. Postacie były niesamowite, a ich rozwój był bardzo ciekawy. Polubiłam wiele postaci, nie dało się ich nie lubić!
100
szmacianka

Nie oderwiesz się od lektury

super. łatwa i przyjemna na wieczór z winkiem
jagusia27

Dobrze spędzony czas

Kiedy zaczynałam czytać, myślałam, że nie dotrwam nawet do połowy. Tymczasem pochłonęłam całą w mgnieniu oka! Bardzo fajna. Lekka a zarazem z przesłaniem. Z poczuciem humoru, ale poważna. Troszkę za słodka na koniec i za to delikatny minus. Polecam.
40
AgaDy

Całkiem niezła

czegoś tutaj zabrakło, wszystko dzieje się bardzo szybko (uczucia instant), niby rozmawiają szczerze i otwarcie, a w finale tej otwartości zabrakło. Nie jest zła, ale mocno przeciętna
30
Dobronika

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna
31

Popularność




Tytuł oryginału: It Happened One Summer

Projekt okładki: Nastka Drabot

Redakcja: Kornelia Dąbrowska

Redaktor prowadzący: Mariola Hajnus

Redakcja techniczna: Grzegorz Włodek

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Justyna Techmańska, Beata Kozieł

Copyright © 2021 by Tessa Bailey

All rights reserved

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2023

© for the Polish translation by Karolina Stańczyk

ISBN 978-83-287-2702-1

MUZA SA

Wydanie I 

Warszawa 2023

–fragment–

Podziękowania

Ta książka była moją mentalną ucieczką podczas Wielkiej Kwarantanny 2020 roku i zawsze będzie miała szczególne miejsce w moim sercu. Kiedy wszystko stało się zbyt przytłaczające, zamknęłam drzwi do gabinetu i udałam się w podróż do Westport, aby pomóc dwóm osobom zakochać się w sobie, i jestem bardzo wdzięczna za tę możliwość. Nie napisałabym tej książki bez mojego męża Patricka, który przez wiele miesięcy zajmował się zdezorientowanym dziewięciolatkiem, pozbawionym szkolnej rutyny i poczucia normalności. Dziękuję również moim przyjaciołom: Nishy, Bonnie, Patricii, Michelle, Jan i Jill, którzy podnosili mnie na duchu, pisząc esemesy lub odwiedzając mnie z zachowaniem społecznego dystansu. Stali na chodniku, a ja krzyczałam do nich z werandy, ubrana we wzorzyste piżamy. Dziękuję postaci Alexis Rose z serialu Schitt’s Creek, w której tak szaleńczo się zakochałam, że musiałam napisać dla niej szczęśliwe zakończenie za pośrednictwem Piper. Dziękuję wszystkim pracownikom i personelowi medycznemu, którzy pracowali niestrudzenie z narażeniem własnego zdrowia w 2020 roku i w kolejnych latach. Jesteście bohaterami. Jak zawsze dziękuję mojej fantastycznej redaktorce Nicole Fischer, mojej agentce Laurze Bradford i oczywiście czytelnikom, którzy nadal sięgają po moje historie. Cenię każdego z was.

Rozdział 1

Działo się coś nie do pomyślenia.

Jej najdłuższy jak dotąd związek… zakończył się w okamgnieniu.

Trzy tygodnie życia zmarnowane.

Piper Bellinger spojrzała na swoją czerwoną sukienkę na jedno ramię od Valentino, na próżno usiłując znaleźć jakąś niedoskonałość. Jej idealnie opalone nogi lśniły takim blaskiem, że niemal mogła się w nich przejrzeć. Na górze również wszystko zdawało się w najlepszym porządku. Taśmę, która teraz unosiła jej biust, zwinęła za kulisami pokazu na Mediolańskim Tygodniu Mody, a mówimy tu o mercedesie wśród taśm modelujących, i oba cycki były na swoim miejscu. Wystarczająco duże, by przyciągnąć uwagę mężczyzn, i wystarczająco małe, by utrzymać sportowy klimat w co czwartym poście na Instagramie. Wszechstronność utrzymuje zainteresowanie ludzi.

Spojrzenie Piper, zadowolonej, że wszystko, co dotyczyło jej wyglądu, było bez zarzutu, powędrowało ku Adrianowi i nogawkom jego klasycznego garnituru od Toma Forda, uszytego z najwyższej jakości wełny, którego faktura przypominała gładką skórę rekina. Nie udało jej się stłumić westchnienia na widok luksusowych klap marynarki i guzików z monogramem. Sposób, w jaki jej chłopak niecierpliwie zerkał na zegarek Choparda i wzrokiem skanował tłum ponad jej ramieniem, jedynie dodawał mu uroku znudzonego playboya.

Czy to nie ta chłodna wyniosła postawa przyciągnęła ją do niego w pierwszej kolejności?

Jezu, ich pierwsze spotkanie wydawało się tak odległe, jakby doszło do niego ze sto lat temu. Od tamtej pory miała już co najmniej dwa zabiegi na twarz. Zresztą, czym był dziś czas? Piper pamiętała, jak się poznali, jakby to było wczoraj. Omal nie wdepnęła w wymiociny na urodzinowym przyjęciu Rumer Willis, przed czym uratował ją właśnie Adrian. Tkwiąc w jego ramionach i wpatrując się w idealnie zarysowany podbródek, miała wrażenie, że znalazła się w czasach starego Hollywood, epoki smokingów i kobiet snujących się po salonach w długich pierzastych sukniach. To był początek jej własnej klasycznej historii miłosnej.

A teraz leciały napisy końcowe.

– Nie mogę uwierzyć, że wszystko to przekreślasz – szepnęła Piper, wciskając kieliszek szampana między swoje piersi. Może gdy skieruje jego uwagę w to miejsce, zmieni zdanie? – Tak wiele razem przeszliśmy.

– Naprawdę dużo, co nie?

Adrian machnął ręką do kogoś po drugiej stronie tarasu na dachu, dając tym samym do zrozumienia, że zaraz do niego dołączy. Przyszli razem na biało-czarno-czerwoną imprezę zorganizowaną w celu zebrania pieniędzy na niezależny projekt filmowy pod tytułem Styl życia uciśnionych i sławnych. Reżyser i scenarzysta w jednej osobie jest kumplem Adriana, co oznaczało, że większość ludzi na tym spotkaniu elity Los Angeles to jego znajomi. Piper zatęskniła za swoimi dziewczynami, które nie mogły jej teraz pocieszyć ani ułatwić eleganckiego wyjścia z tej sytuacji.

– Zaraz, co mówiłaś? – Adrian niechętnie skupił na niej swoją uwagę.

Piper uśmiechała się niewyraźnie. Spróbowała wykrzesać z siebie trochę entuzjazmu, jednak na tyle oszczędnie, by nie wpaść w euforię. Rozchmurz się, kobieto. To nie pierwsze twoje zerwanie, prawda? Miała za sobą mnóstwo rozstań, często niespodziewanych. W końcu żyła w mieście fanaberii.

Nigdy wcześniej nie zwróciła uwagi na tempo zmian. Dopiero ostatnio.

W wieku dwudziestu ośmiu lat Piper nie była stara, ale była jedną z najstarszych kobiet na tym przyjęciu. Jak się nad tym zastanowić, dotyczyło to każdej imprezy, w której ostatnio uczestniczyła. O szklaną balustradę, z której roztaczał się widok na Merlose, opierała się wschodząca gwiazdka muzyki pop, która nie mogła mieć więcej niż dziewiętnaście lat. Nie potrzebowała taśmy z Mediolanu do podtrzymywania biustu. Jej cycki były lekkie i sprężyste, a sutki przywodziły Piper na myśl lodowy rożek.

Sam gospodarz miał dwadzieścia dwa lata i rozpoczynał filmową karierę.

A to była kariera Piper: imprezowanie, rzucanie się w oczy, okazjonalne reklamowanie wybielającej pasty do zębów za kilka dolców.

Nie żeby potrzebowała pieniędzy. Przynajmniej tak sądziła. Wszystko, co miała, zawdzięczała karcie kredytowej. Co się z nią działo po wprowadzeniu do terminala, nie miała pojęcia. Zakładała, że rachunki trafiają do skrzynki mejlowej jej ojczyma. Miała nadzieję, że nie zwróci uwagi na majtki bez krocza, które zamówiła z Paryża.

– Piper? Halo?

Adrian machnął dłonią przed jej twarzą, co uświadomiło jej, jak długo gapiła się na gwiazdkę pop. Na tyle długo, że piosenkarka zaczęła wpatrywać się w nią gniewnym wzrokiem.

Piper uśmiechnęła się i pomachała do niej, wskazując nieśmiało na kieliszek szampana, po czym wróciła do rozmowy z Adrianem.

– Czy to dlatego, że niechcący wspomniałam o tobie swojemu terapeucie? Przysięgam, że nie zgłębialiśmy tego tematu. Przez większość moich sesji ucinamy sobie drzemki.

Wpatrywał się w nią przez kilka sekund. W sumie to było całkiem miłe. Nie poświęcił jej tyle uwagi, odkąd omal nie poślizgnęła się na wymiocinach.

– Spotykałem się w życiu z kilkoma idiotkami, Piper – westchnął. – Ale ty bijesz je wszystkie na głowę.

Nadal się uśmiechała, choć wymagało to więcej samozaparcia niż zazwyczaj. Wokół byli ludzie. W tej chwili znajdowała się na drugim planie co najmniej pięciu selfie robionych na dachu, między innymi przez Ansela Elgorta. Nie mogła dać po sobie poznać, że pęka jej serce. To mogłoby się okazać katastrofalne w skutkach, zwłaszcza w momencie, gdy rozejdzie się wiadomość o ich rozstaniu.

– Nie rozumiem. – Zaśmiała się perliście, odrzucając do tyłu różowe blond włosy.

– Szokujące – odparł sucho. – Posłuchaj, mała. Świetnie się bawiliśmy przez te trzy tygodnie. Zajebiście wyglądasz w bikini. – Wzruszył ramionami przyodzianymi w elegancką marynarkę od Toma Forda. – Próbuję to zakończyć, zanim powieje prawdziwą nudą, rozumiesz?

Nudna. Stara. Żadna reżyserka ani piosenkarka.

Ładna dziewczyna z ojczymem-milionerem.

Piper nie mogła teraz o tym myśleć. Chciała ulotnić się z tej imprezy na tyle dyskretnie, na ile to możliwe, i porządnie się wypłakać. Wcześniej musiała oczywiście łyknąć xanax i wrzucić na swój Instagram jakiś inspirujący post. To potwierdziłoby rozstanie i pozwoliłoby jej kontrolować narrację. Może coś o rozwijaniu i kochaniu samej siebie?

Jej siostra Hannah miałaby idealny tekst piosenki do dołączenia. Całymi dniami siedziała na stosie winyli, z tymi paskudnymi wielkimi słuchawkami na uszach. Cholera, szkoda, że nie przykładała większej wagi do opinii Hannah o Adrianie.

Co ona o nim mówiła? Ach, tak.

Wygląda jak mydłek.

Piper znowu odpłynęła myślami, a Adrian po raz drugi zerknął na zegarek.

– Skończyliśmy? Muszę z kimś pogadać.

– Ach, tak – zapewniła szybko przerażająco nienaturalnym głosem. – Masz absolutną rację, jeśli chodzi o to, by rozstać się, zanim dopadnie nas nuda. Nie pomyślałam o tym. – Stuknęła swoim szampanem o jego kieliszek. – Rozstajemy się z pełną świadomością. To bardzo dojrzałe.

– Jasne. Nazywaj to, jak chcesz. – Adrian uśmiechnął się wymuszenie. – Dzięki za wszystko.

– Nie, to ja dziękuję tobie. – Ściągnęła wargi, starając się za wszelką cenę nie wyglądać jak idiotka. – Przez ostatnie trzy tygodnie bardzo wiele się o sobie nauczyłam.

– Daj spokój, Piper. – Adrian wybuchnął śmiechem, taksując ją wzrokiem od stóp do głów. – Bawisz się w przebieranki i wydajesz kasę tatusia. Nie masz powodu, by czegokolwiek się uczyć.

– A czy muszę mieć powód? – spytała lekko, choć kąciki ust nieznacznie jej zadrżały.

– Chyba nie – westchnął Adrian, zirytowany, że dalej tu tkwi. – Ale zdecydowanie potrzebujesz mózgu, który działa niezależnie od tego, ile polubień dostaniesz pod zdjęciem swojego wieszaka. W życiu chodzi o coś więcej, Piper.

– Tak, wiem – przyznała. Brała nad nią górę irytacja i niepożądane uczucie wstydu. – To właśnie życie dokumentuję na swoich zdjęciach. Ja…

– Jezu – na wpół jęknął, na wpół parsknął. – Dlaczego zmuszasz mnie, bym zachował się jak dupek?

Ktoś ze środka apartamentu krzyknął jego imię, ale Adrian uniósł jedynie rękę, nie odrywając od Piper wzroku.

– Nic w tobie nie ma, rozumiesz? – kontynuował. – W tym mieście są tysiące takich Piper Bellinger. Jesteś jedynie sposobem na zabicie czasu. – Wzruszył ramionami. – A twój czas właśnie minął.

Adrian ruszył w stronę wołających go kolegów, a Piper cudem udało się utrzymać ujmujący uśmiech na twarzy. Zgromadzeni na tarasie goście wpatrywali się w nią, szepcząc coś między sobą i współczując jej – wszystkie te okropności. Pozdrowiła ich ruchem kieliszka, który, jak się okazało, był pusty. Odstawiła go na tacę, z którą przechodził kelner. Z całą godnością, na jaką mogła się zdobyć, sięgnęła po swoją satynową kopertówkę od Bottega Veneta i ruszyła przez tłumek gapiów. Zamrugała kilka razy, by odegnać wilgoć zalewającą jej oczy i zlokalizować przycisk przywołania windy.

Gdy drzwi wreszcie się za nią zamknęły, przywarła plecami do metalowej ściany, kilka razy nabrała głęboko powietrza i wypuściła je ustami. Wiadomość, że Adrian ją rzucił, pewnie już zalała media społecznościowe, może ktoś nawet zamieścił z tego nagranie. Po czymś takim nawet trzeciorzędni celebryci nie będą chcieli zapraszać jej na przyjęcia.

Była synonimem dobrej zabawy. Kimś pożądanym. It-girl.

Jeśli nie będzie miała swojego społecznego statusu, co jej zostanie?

Piper wyjęła z kopertówki komórkę i z roztargnieniem zamówiła luksusowego ubera, którego kierowca był niespełna pięć minut stąd. Zamknęła aplikację i otworzyła listę ulubionych kontaktów. Jej kciuk zawisł na chwilę nad imieniem Hannah, ale w końcu wylądował na Kirby. Przyjaciółka odebrała po pierwszym sygnale.

– O mój Boże. Czy to prawda, że błagałaś Adriana, by z tobą nie zrywał, i to w obecności Ansela Elgorta?

Było gorzej, niż się spodziewała. Ilu ludzi dostało już cynk od TMZ? Jutro o osiemnastej trzydzieści będą wykrzykiwać jej imię w redakcji, a Harvey[1] będzie popijał ze swojego kubka wielokrotnego użytku.

– Nie błagałam Adriana, by mnie nie rzucał. Proszę cię, Kirby, przecież mnie znasz.

– Do diabła, jasne, że tak. Ale ja nie jestem wszystkimi innymi. Musisz zająć się ograniczaniem strat. Masz rzecznika prasowego?

– Już nie. Daniel stwierdził, że moje wyprawy na zakupy nie wymagają komunikatów prasowych.

– A to dziad – prychnęła Kirby.

– Ale masz rację, muszę ograniczyć straty.

Drzwi windy otworzyły się i Piper wysiadła. Stukając obcasami szpilek z czerwoną podeszwą, przeszła przez lobby i znalazła się na bulwarze Wilshire. Powiew ciepłego lipcowego powietrza osuszył jej wilgotne oczy. Wysokie budynki śródmieścia Los Angeles niknęły w zadymionym letnim nocnym niebie. Piper zadarła głowę, by zobaczyć ich wierzchołki.

– Jak długo jest czynny basen na dachu hotelu Mondarian? – spytała.

– W takiej chwili pytasz mnie o godziny otwarcia? – jęknęła Kirby i po chwili rozległo się kliknięcie e-papierosa. – Nie wiem, ale minęła już północ. Jeśli jeszcze nie jest zamknięty, to wkrótce będzie.

Czarny lincoln podjechał do krawężnika. Sprawdziwszy dwukrotnie numer licencji, Piper wsiadła do środka i zamknęła za sobą drzwi.

– Czy wskoczenie do basenu i zabawa na całego nie byłoby najlepszym sposobem na ugaszenie pożaru pożarem? Adrian wyjdzie na kolesia, który rzucił legendę.

– Cholera – stęknęła Kirby. – Wskrzeszasz Piper z dwa tysiące czternastego.

To była odpowiedź, czyż nie? Nie było lepszego czasu w jej życiu niż wtedy, gdy skończyła dwadzieścia jeden lat i szalała jak dzika po Los Angeles, stając się sławną z tego, że była sławna. Wpadła w rutynę, to wszystko. Może nadszedł czas, by odzyskać koronę? Może wtedy nie słyszałaby z tyłu głowy powtarzających się w kółko słów Adriana, które zmuszały ją do zastanowienia się, czy przypadkiem on nie ma racji.

Czy jestem jedną z tysiąca?

A może jestem dziewczyną, która wskakuje do basenu o pierwszej nad ranem?

Piper zdecydowanym ruchem kiwnęła głową i nachyliła się do kierowcy.

– Mógłbyś zawieźć mnie do Mondarian?

Po drugiej stronie kabla Kirby gwizdnęła przeciągle.

– Spotkamy się na miejscu – rzuciła.

– Mam lepszy pomysł. – Piper skrzyżowała nogi i zapadła się w skórzanym siedzeniu. – A gdyby tak wszyscy spotkali nas na miejscu?

Rozdział 2

Więzienie było zimnym, ciemnym miejscem.

Piper, drżąc i tuląc do siebie ramiona, stała na samym środku celi, by niechcący nie dotknąć niczego, co wymagałoby natychmiastowego zastrzyku przeciw tężcowi. Do dziś słowo „tortura” było dla niej mglistą definicją czegoś, czego sama do końca nie rozumiała. Jednak powstrzymywanie się od wysikania się do zapleśniałej toalety po wypiciu sześciu dużych drinków było udręką, której żadna kobieta nie powinna doświadczać. Nocny incydent w toalecie na festiwalu Coachella był niczym w porównaniu z tym brudnym metalowym tronem, który szydził z niej z kąta celi.

W zasięgu wzroku nie było żadnych strażników, ale z oddali dochodziły do niej charakterystyczne dźwięki gry Candy Crush.

– Przepraszam! – krzyknęła Piper przez kraty, chwiejąc się na obcasach. – Halo, to ja, Piper. Czy jest inna łazienka, z której mogłabym skorzystać?

– Nie, księżniczko! – odkrzyknęła jakaś kobieta znudzonym głosem. – Nie ma.

Piper podskakiwała z boku na bok, pęcherz domagał się natychmiastowego opróżnienia.

– A pani gdzie chodzi do łazienki?

Prychnięcie.

– Tam, gdzie chodzą inni nie-kryminaliści.

Piper jęknęła cicho, choć w jej przekonaniu strażniczka posunęła się za daleko, udzielając takiej obcesowej odpowiedzi, i to bez chwili wahania.

– Nie jestem kryminalistką – spróbowała ponownie Piper. – To wszystko jest wielkim nieporozumieniem.

Wybuch śmiechu odbił się echem od szarych ścian komisariatu. Ile razy przechodziła obok budynku policji na North Wilcox? Teraz sama była więźniem.

Ale serio, to była megaimpreza.

Strażniczka powoli podeszła pod celę Piper, z dłońmi w kieszeniach beżowych mundurowych spodni. Beżowych. Ktokolwiek stał za sterami modowych kolekcji dla służb porządkowych, powinien zostać skazany za tak okrutny wybór.

– Włamanie się dwustu osób do hotelowego basenu nazywasz nieporozumieniem?

Piper skrzyżowała nogi i wciągnęła nosem powietrze. Jeśli zsika się w sukienkę od Valentino, dobrowolnie podda się karze więzienia.

– Czy zdaje sobie pani sprawę, że godziny otwarcia basenu nie były podane w widocznym miejscu?

– Tego argumentu użyje twój kosztowny prawnik? – Strażniczka pokręciła głową, wyraźnie rozbawiona. – Ktoś musiał rozbić szklane drzwi, by wejść do środka i wpuścić wszystkie te bogate dzieciaki. Ciekawe, kto to zrobił? Jakiś niewidzialny człowiek?

– Nie mam pojęcia, ale się dowiem – zapewniła uroczyście Piper.

– Za późno, kochanie – westchnęła strażniczka z uśmiechem. – Twoja przyjaciółka z fioletowymi tipsami już to zrobiła. Wskazała ciebie jako prowodyrkę.

Kirby.

To musiała być ona.

Nikt inny nie miał fioletowych paznokci. Przynajmniej tak jej się wydawało. Gdzieś pomiędzy walkami kurczaków w basenie a nielegalnym odpalaniem petard Piper straciła kontrolę nad przychodzącymi gośćmi. Powinna wiedzieć, że nie należy ufać Kirby. Były przyjaciółkami, ale nie na tyle bliskimi, by tamta skłamała dla niej przed policją. Podstawą ich znajomości były wzajemne komentarze swoich postów w mediach społecznościowych i robienie niedorzecznych zakupów, jak kosztująca cztery tysiące dolarów torebka w kształcie szminki. Zazwyczaj ten rodzaj powierzchownej znajomości był wystarczający, ale nie dziś wieczorem.

Dlatego przysługujący jej telefon wykonała do Hannah.

À propos, gdzie się podziewała jej siostrzyczka? Dzwoniła do niej godzinę temu.

Piper przeskakiwała z nogi na nogę, gotowa użyć własnych dłoni, by powstrzymać mocz.

– Kto każe pani nosić beżowe spodnie? – sapnęła. – I dlaczego ten ktoś nie siedzi tu ze mną?

– Dobre. – Strażniczka machnęła ręką. – Tu się z tobą zgodzę.

– Każdy inny kolor byłby lepszy. Brak spodni byłby lepszy. – Próbując odwrócić uwagę od zbliżającej się katastrofy w dolnej części ciała, Piper przechadzała się nerwowo, jak to miała w zwyczaju w niekomfortowych sytuacjach. – Ma pani bardzo ładną figurę, ale noszenie beży powinno być oficjalnie zakazane.

Kobieta uniosła brwi.

– Ty mogłabyś je nosić.

– Ma pani rację – zachlipała Piper. – Mogłabym.

Śmiech strażniczki przeszedł w westchnienie.

– Co ty sobie myślałaś, wzniecając ten chaos dziś w nocy?

– Chłopak mnie rzucił – przyznała, załamana. – On… ani przez chwilę nie spojrzał mi w oczy. Chyba chciałam, żeby ktoś mnie zauważył. Dostrzegł. Wolałam to uczcić, niż zostać zlekceważoną. Rozumie pani?

– Wzgardzona kobieta, działająca jak wariatka. Nie mogę powiedzieć, że jest mi to obce.

– Naprawdę? – spytała Piper z nadzieją w głosie.

– Jasne. Kto nie wrzucił wszystkich ciuchów swojego chłopaka do wanny i nie polał ich wybielaczem?

Na myśl o garniturze od Toma Forda i pojawiających się na nim odbarwieniach Piper zadrżała.

– To okrutne – szepnęła. – Może powinnam po prostu pociąć mu opony. To przynajmniej jest legalne.

– To akurat NIE jest legalne.

– Och. – Piper mrugnęła do kobiety porozumiewawczo. – Jaaasne.

Strażniczka pokręciła głową i rzuciła okiem w głąb korytarza.

– No dobrze. Noc jest spokojna. Jeśli nie wywiniesz mi żadnego numeru, pozwolę ci skorzystać z nieco mniej gównianej łazienki.

– Och, dziękuję, dziękuję, dziękuję.

Kobieta spojrzała na nią poważnie, wsuwając klucz do zamka.

– Mam paralizator – ostrzegła.

Piper poszła za swoją wybawicielką do toalety, gdzie starannie podciągnęła suknię od Valentino i zwolniła ten cholerny ucisk w pęcherzu, jęcząc z ulgą do ostatniej kropelki. Umyła ręce w małej umywalce, gdy zwróciła uwagę na swoje odbicie w lustrze. Spojrzały na nią podkrążone oczy. Miała rozmazaną szminkę i oklapnięte włosy. Daleko jej od tego, jak wyglądała, gdy zaczynała ten wieczór. Nic nie mogła na to poradzić, ale czuła się jak żołnierz wracający z bitwy. W końcu wyruszyła po to, by odwrócić uwagę od swojego zerwania, prawda?

Krążący nad nią helikopter policji Los Angeles, gdy ona sama prowadziła roztańczony pociąg, zdecydowanie potwierdził jej status królowej imprez. Chyba. Podczas robienia zdjęć do policyjnej kartoteki i pobierania odcisków palców skonfiskowano jej komórkę, więc nie miała pojęcia, co się dzieje w internecie. Świerzbiły ją dłonie, by móc kliknąć w niektóre aplikacje, i będzie to pierwsza rzecz, jaką zrobi, gdy Hannah wreszcie ją stąd wyciągnie.

Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, zaskoczona, że perspektywa zawładnięcia wirtualnym światem nie przyprawiła jej o drżenie serca, jak zwykle się działo wcześniej. Czy coś jej było?

Piper prychnęła i odsunęła się od umywalki. Łokciem nacisnęła klamkę i wyszła z łazienki. Niewątpliwie ta noc zebrała swoje żniwo, w końcu dochodziła piąta nad ranem. Jak tylko trochę się prześpi, spędzi resztę dnia, upajając się wiadomościami z gratulacjami i nowymi followersami. Wszystko będzie dobrze.

Strażniczka ponownie ją skuła i ruszyły do celi, gdy z drugiego końca korytarza dobiegł ich głos innego oficera.

– Hej, Lino, wpłacono kaucję za Bellinger. Przyprowadź ją tu.

– Tak! – Piper uniosła ręce w zwycięskim geście.

– No, chodź, królewno – roześmiała się Lina.

Piper, odzyskawszy wigor, podskoczyła do kobiety.

– Masz na imię Lina? Jestem twoją dłużniczką. – Ujęła jej twarz w dłonie i się uśmiechnęła. – Dziękuję, że byłaś dla mnie taka miła.

– Nie dopatruj się w tym zbyt wiele – rzuciła oschle strażniczka, choć na jej twarzy malował się wyraz zadowolenia. – Nie miałam ochoty sprzątać po tobie sików.

Piper wybuchnęła śmiechem i ruszyła za Liną, która otworzyła drzwi na końcu szarego korytarza. Po drugiej stronie Hannah, w piżamie i bejsbolowej czapce na głowie, wypełniała jakieś papiery z na wpół przymkniętymi oczami.

Na widok młodszej siostry fala ciepłych uczuć zalała serce Piper. Nie były do siebie podobne, niewiele miały ze sobą wspólnego, ale tylko do niej mogła zadzwonić, gdy była w potrzebie. Z obu sióstr to na Hannah można było polegać, mimo że miała w sobie coś z rozleniwionej hipiski.

Piper była wyższa, w dzieciństwie wszyscy nazywali Hannah krewetką, ale ona sama nigdy nie wystrzeliła gwałtownie w górę. Teraz swoją drobną figurę skrywała pod obszerną bluzą z logo kalifornijskiego uniwersytetu UCLA, a piaskowo blond włosy wystawały spod czerwonej czapeczki.

– Jest wolna? – spytała Lina mężczyznę z cienkimi ustami, zgarbionego za biurkiem.

– Pieniądze rozwiążą każdy problem. – Machnął ręką, nie patrząc na nie.

Lina rozpięła kajdanki i Piper rzuciła się do przodu.

– Hanns – jęknęła, zarzucając siostrze ramiona na szyję. – Odwdzięczę ci się za to. Na cały tydzień przejmę wszystkie twoje obowiązki.

– Nie mamy żadnych obowiązków, wariatko. – Hannah ziewnęła, pocierając dłońmi powieki. – Dlaczego pachniesz kadzidłem?

– Och. – Piper powąchała swoje ramię. Wyprostowała się, mrużąc oczy. – Chyba wróżka jakieś zapaliła. Nie mam pojęcia, skąd dowiedziała się o imprezie.

Hannah wpatrywała się w siostrę, sprawiając wrażenie, jakby trochę się rozbudziła. Jej piwne oczy były przeciwieństwem jasnoniebieskich tęczówek Piper.

– Czy zobaczyła w twojej przyszłości rozgniewanego ojczyma?

– Uff. – Piper się skrzywiła. – Czułam, że nie uniknę gniewu Daniela Q. Bellingera. – Wyciągnęła szyję, by dojrzeć, czy gdzieś tu nie było jej komórki. – Jak on się o tym dowiedział?

– Wiadomości, Piper. Wiadomości.

– No tak – westchnęła, wygładzając dłońmi zmiętą sukienkę. – Nie jest to nic, z czym jego prawnicy nie umieliby sobie poradzić, prawda? Mam nadzieję, że zanim udzieli mi kolejnego słynnego wykładu, da mi się wyspać i wziąć prysznic. Jestem klasycznym przykładem zdjęcia „dzień po”.

– Och, zamknij się, świetnie wyglądasz – powiedziała Hannah, wypełniając dokumenty i składając na dole zamaszysty podpis. – Zawsze świetnie wyglądasz.

Piper zakręciła biodrami.

– Pa, Lino! – krzyknęła, opuszczając posterunek policji z ukochanym telefonem, który spoczywał w jej ramionach niczym noworodek.

Palce same rwały się do wyświetlacza komórki. Kazano jej pójść do tylnego wyjścia, gdzie Hannah mogła podjechać samochodem. „Procedury”, wyjaśniono.

Ledwo postawiła stopę za drzwiami komisariatu, kiedy otoczyła ją chmara fotografów.

– Piper! Tutaj!

Jej próżność jęknęła z rozkoszy.

Czuła nerwowy ucisk w brzuchu, ale posłała im przelotny uśmiech i ze spuszczoną głową ruszyła szybkim krokiem w stronę terenówki Hannah.

– Piper Bellinger! – krzyknął jeden z paparazzi. – Jak minęła ci noc w areszcie?

– Żałujesz, że zmarnowałaś pieniądze podatników?

Wpadła obcasem w pękniętą płytę chodnikową i omal nie wylądowała twarzą na asfalcie, ale udało jej się przytrzymać drzwi, które Hannah przed nią otworzyła, i wsiadła na siedzenie pasażera. Zamknęła drzwi, ucinając tym samym wykrzykiwane pod jej adresem pytania, ale to ostatnie ciągle rozbrzmiewało jej w uszach.

Marnowanie pieniędzy podatników? Urządziła tylko imprezę, co nie?

Niech będzie, jej zakończenie wymagało zaangażowania sporej liczby policjantów, ale przecież to jest Los Angeles. Czy policja nie czekała tylko, aż coś takiego się wydarzy?

No dobra, nawet dla niej samej brzmiało to uprzywilejowanie i zuchwale.

Nagle nie była już tak chętna do sprawdzenia tego, co działo się w jej mediach społecznościowych.

Wytarła spocone dłonie o sukienkę.

– Nie chciałam, by ktoś miał przeze mnie kłopoty, ani nie zamierzałam marnować niczyich pieniędzy. Nie wybiegałam myślami tak daleko – powiedziała cicho Piper, odwracając się do siostry na tyle, na ile pozwalały jej pasy bezpieczeństwa. – Czy to źle, Hanns?

Hannah przygryzła dolną wargę i z rękami na kierownicy wolno przedzierała się przez tłumek ludzi pstrykających Piper zdjęcia.

– Nie jest dobrze – odparła w końcu po krótkiej przerwie. – Ale spoko, kiedyś ciągle odstawiałaś takie numery, pamiętasz? Prawnicy zawsze znajdą sposób, by ukręcić łeb sprawie, a jutro wszyscy ci ludzie zajmą się czymś innym. – Nachyliła się, dotknęła ekranu i cicha melodia wypełniła wnętrze samochodu. – Zobacz. Mam świetną piosenkę na tę chwilę.

Z głośników popłynęły posępne dźwięki Prison Woman[2] w wykonaniu REO Speedwagon.

– Bardzo śmieszne.

Piper oparła głowę o zagłówek. Przez kilka sekund stukała telefonem o kolano, w końcu wyprostowała się i otworzyła swój Instagram.

Oto i ono. Zdjęcie, które umieściła o 2.42 nad ranem, zgodnie z wyświetlaną godziną. Kirby, ta zdradziecka suka, pstryknęła je jej telefonem. Piper siedzi na ramionach mężczyzny, którego imienia nie była w stanie sobie przypomnieć, chociaż mgliście pamiętała, jak mówił, że gra w rezerwowym składzie Lakersów. Jest obnażona do majtek i taśm podtrzymujących biust, ale całość ujęcia ma zadatki artystyczne. W tle na leżaku widać jej sukienkę od Valentino. Wokół niej wybuchają petardy, jak w Dniu Niepodległości, otulając ją iskrami i dymem. Wygląda jak bogini powstająca z elektrycznej mgły. Zdjęcie miało prawie milion lajków.

Choć wcale nie chciała, Piper i tak kliknęła w ikonkę, która pokazała jej, kto dokładnie polubił zdjęcie. Nie było wśród tych ludzi Adriana.

Nie szkodzi. Milion innych osób polubiło, prawda?

Ale oni nie spędzili z nią trzech tygodni.

Dla nich była jedynie dwuwymiarowym zdjęciem. Czy gdyby spędzili z nią trzy tygodnie, też minęliby ją obojętnie? Pozwolili rozpłynąć się wśród tysiąca innych dziewczyn jej podobnych?

– Hej – odezwała się Hannah, zatrzymując piosenkę. – Wszystko będzie dobrze.

Piper roześmiała się wymuszenie.

– Wiem – ucięła. – Zawsze dobrze się kończy. – Zacisnęła usta. – Opowiedzieć ci o wyborach mistera mokrych bokserek?

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

[1] TMZ – internetowa gazeta brukowa należąca do Fox Corporation, założona w 2005 roku. Jej naczelnym jest Harvey Levin [przyp. tłum.].

[2]Prison woman (ang.) – więzienna kobieta [przyp. tłum.].

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz