Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Tajniki sztuki pisarskiej jednego z największych pisarzy XX wieku
Suzanne McConnell, była uczennica Kurta Vonneguta, ukazuje nowe oblicze mistrza literatury
amerykańskiej – jako nauczyciela pisania. Vonnegut nieraz w swoich powieściach, esejach i
wypowiedziach poruszał zagadnienia związane z pisarskich rzemiosłem, jednak nigdy wcześniej
nie ukazała się książka w całości poświęcona jego naukom. McConnell zręcznie przeprowadza
czytelnika przez labirynt wskazówek pisarza, przywołując doświadczenia z życia Vonneguta,
opowiadając anegdoty o nim i pokazując, w jaki sposób wszyscy możemy skorzystać z jego
mądrości.
Powieści Vonneguta przetrwały próbę czasu i nadal wpływają na nowe pokolenia odbiorców i
twórców, urzekając każdego niezrównaną ironią, ciętym językiem oraz trafnymi i nadal
aktualnymi diagnozami dolegliwości współczesnego społeczeństwa. Książka McConnell to nowe
spojrzenie na twórczość autora, którego rady przydadzą się czytelnikom, pisarzom, nauczycielom
i wszystkim innym.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 426
Kurt Vonnegut, Barnstable Bay, Massachusetts, 1969 r. Zdjęcie: Suzanne McConnell.
Pisz jak człowiek. Pisz jak pisarz.
Kurt Vonnegut Jr. do uczestników warsztatów pisarskich w Iowa, 1966 r.
A więc jeszcze raz przebieramy samo życie i poglądy za wielkie, nieprawdopodobne zwierzę, przypominające wytwory bujnej wyobraźni Dr. Seussa (wielkiego pisarza oraz ilustratora książek dla dzieci), takie jak odąg, trząsł, loraks albo choćby świszcz1.
Kurt Vonnegut, Losy gorsze od śmierci
Pod koniec lat sześćdziesiątych chodziłam na warsztaty pisarskie Kurta Vonneguta Jr. na University of Iowa i od tej pory przyjaźniliśmy się aż do jego śmierci. Wiele zawdzięczam jego mądrości jako pisarka, jako nauczycielka i jako człowiek. Ta książka ma być opowieścią o radach Vonneguta dla pisarzy, nauczycieli, czytelników i wszystkich innych ludzi.
Vonnegut nie był sławny, kiedy zaczął prowadzić warsztaty w Iowa. Opublikował wcześniej cztery powieści. Pracował nad Rzeźnią numer pięć. Miał czterdzieści dwa lata.
Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy (nic o nim wtedy nie wiedziałam), wydał mi się zabawny. Stał przed salą wykładową z innymi pisarzami, którzy mieli nas uczyć. Wysoki, zaokrąglone ramiona (człowiek w kształcie banana, jak sam siebie kiedyś określił), palił papierosa w długiej czarnej lufce, przechylał głowę i wydmuchiwał dym z widoczną świadomością absurdalności i pretensjonalności tego zachowania: innymi słowy, przybrał pozę — a jak powiedział Oscar Wilde, jest to nasz naczelny życiowy obowiązek.
Jak się później dowiedziałam, używał lufki, bo chciał ograniczyć szkodliwe skutki palenia.
Studia trwały dwa lata, czyli dostatecznie długo, aby studenci jakby osmotycznie zdążyli rozpoznać nauczycieli, z którymi czuli największą więź. Na drugim roku trafiłam na zajęcia Vonneguta.
Przeczytałam wtedy Kocią kołyskę i Matkę noc, czyli jego najnowsze książki. Dzięki tym powieściom poznałam go jako pisarza, a jednocześnie jako nauczyciela i człowieka.
Na pierwszym roku mieszkałam obok rodziny Vonnegutów w Black’s Gaslight Village, miasteczku studenckim dla doktorantów. Później dystans geograficzny między nami nie zwiększył się jakoś dramatycznie. Odwiedzałam Kurta w Barnstable, widywałam go w Michigan, kiedy zaczęłam pracę akademicką, a on prowadził tam wykłady, przeprowadziłam się do Nowego Jorku mniej więcej w tym samym czasie, co on, a od trzydziestu pięciu lat spędzam wakacje godzinę drogi od miejsca, w którym Kurt mieszkał przez dwie dekady na Cape Cod. Od czasu do czasu jedliśmy razem lunch, pisaliśmy do siebie, rozmawialiśmy przez telefon, wpadaliśmy na siebie na imprezach. W prezencie ślubnym przysłał mi piękny wazon z dmuchanego szkła. Nigdy nie straciliśmy ze sobą kontaktu.
Wy przypuszczalnie również poznaliście Vonneguta za pośrednictwem jego książek, znajdujących się na liście lektur w szkole średniej lub na studiach, albo czytanych z własnej inicjatywy, w zależności od wieku. Jeśli czytaliście Rzeźnię numer pięć, jego najbardziej znaną powieść, to dowiedzieliście się też o jego doświadczeniu, które skłoniło go do napisania tej książki, ponieważ mówi o nim w rozdziale początkowym: jako dwudziestoletni Amerykanin pochodzenia niemieckiego podczas drugiej wojny światowej został schwytany przez Niemców i przewieziony do Drezna, następnie zbombardowanego przez Brytyjczyków i Amerykanów. Razem z innymi współwięźniami trzymano go w podziemnej rzeźni, dzięki czemu przeżyli. Tylko nielicznym innym ludziom, a także zwierzętom i roślinom, się to udało.
Wydarzenie to, obok paru innych, stało się pożywką dla jego pisarstwa i ukształtowało jego poglądy. (Wbrew rozpowszechnionemu przekonaniu nie skierowało go jednak na drogę kariery literackiej. Zmierzał w tę stronę już w momencie zaciągnięcia się do wojska). Zamierzam przeprowadzić was przez labirynt jego rad niczym reżyser-lalkarz, przywołując te doświadczenia z jego życia, w których dostrzegam źródło przekazywanej przez niego mądrości, w miarę możliwości wskazując, z jakiego etapu jego życia — początkujący literat, pisarz o ugruntowanej pozycji i wreszcie dojrzały autor — pochodzi dana rada oraz opowiadając anegdoty z jego życia, również z własnym udziałem, jeśli wnoszą coś istotnego.
O napisanie tej książki poprosiła mnie fundacja Vonnegut Trust. Miał to zrobić Dan Wakefield, był jednak zmęczony pracą nad dwoma innymi wyborami tekstów Vonneguta, Listami oraz If This Isn’t Nice, What Is? (antologia przemówień), i tęsknił za powrotem do własnej twórczości, zadzwonił więc do mnie. „Idealnie się do tego nadajesz — przekonywał. — Uczysz pisania, sama jesteś prozaikiem, byłaś jego studentką i znałaś go. Czego więcej potrzeba?”
Książka miała w około 60% składać się ze słów Kurta Vonneguta. Poza tym miałam wolną rękę.
Wystarczy — powiedział Dan — napisać wstępną propozycję i razem z artykułami o Vonnegucie, które opublikowałam w „Brooklyn Rail” i „Writer’s Digest”, jako próbką moich możliwości i stylu, wysłać do szefa Vonnegut Trust, przyjaciela i prawnika Vonneguta, Dona Farbera, oraz wydawcy e-booków Arthura Klebanoffa, szefa RosettaBooks. Dan Wakefield już im o mnie powiedział.
Miesiąc później, przy stoliku Muzeum i Biblioteki Kurta Vonneguta na Brooklyńskich Targach Książki, dyrektorka biblioteki, Julia Whitehead, przedstawiła mnie Danowi Simonowi, założycielowi wydawnictwa Seven Stories Press, który wydał dwie ostatnie książki Vonneguta i dobrze go znał. Nakreśliłam mu zamysł projektu. „Bardzo chciałbym wydać tę książkę” — powiedział Simon. Wynikła z tego nowa umowa pomiędzy Vonnegut Trust, RosettaBooks, Seven Stories Press i mną. Voilà. A zatem niezależnie od tego, jak czytacie książki — w wersji elektronicznej czy papierowej — nie zostawimy was na lodzie.
Wilfred Sheed powiedział o Vonnegucie: „Nie da się skrępować żadnemu izmowi, nawet pozytywnemu”. Wolał „grać swoją politykę, a nawet swój pacyfizm, ze słuchu”2. Vonnegut lubił zaglądać pod podszewkę, dostrzegać dwuznaczności i sprzeczności.
Został przecież pojmany, uwięziony i zmuszony do pracy przy wożeniu trupów przez wrogi reżim, przeżarty bałwochwalstwem, zepsuty przez lud pragnący łatwych, autorytarnych rozwiązań.
Doceniłby palindrom autorstwa szwajcarskiego artysty André Thomkinsa: „DOGMA I AM GOD” („dogmat jestem bogiem”).
Bardzo zależy mi na tym, abyśmy ani ja, ani moi czytelnicy nie robili z rad Kurta Vonneguta dogmatów. Posłuży mi do tego między innymi koncepcja „ociemnienia” (endarkenment).
Pojęcie to zapożyczyłam z Profound Simplicity Willa Schutza, wydanej w 1979 roku, „jedynej książki, która nadaje sens Human Potential Movement”, jak głosi okładka. Schutz, jeden z najwybitniejszych psychiatrów, którzy działają w tym ruchu, już na wstępie przedstawia swoje referencje: przetestował wszystkie metody rozwoju umysłu, ciała i duszy, jakimi zaowocował ten ruch. Prowadzi również niezliczone seminaria w Esalon Institute. Jest to zwięzła, rzeczowa, naprawdę pomocna książka (niestety nakład wyczerpany). Najbardziej utkwił mi w pamięci jej ostatni rozdział, „Endarkenment”. Zaczyna się od słów: „Czasami moje dążenie do rozwoju staje się źródłem rozbawienia dla tej części mnie, która mnie obserwuje”. Dążenie to od czasu do czasu go męczyło i buntował się.
Wymyślił więc warsztaty zatytułowane „Ociemnienie”. Uczestnicy mieli się zachowywać nieszczerze i bezmyślnie, taplać się w nieszczęściu, które sami na siebie ściągnęli. Ostro pili, palili jak kominy, obżerali się śmieciowym jedzeniem i obwiniali wszystkich za swoje problemy, poczynając od innych uczestników warsztatów, a kończąc na Bogu Wszechmogącym. Na zajęciach każdy przedstawiał swoją najgorszą cechę i wyjaśniał, jak inni mogliby ją sobie przyswoić. Ktoś mówił na przykład, że nigdy niczego nie kończy, i obiecał, że w następną środę nauczy ich tego. Zanim przyszła następna środa, wypisał się z warsztatów.
Warsztaty z ociemnienia przyniosły zaskakujące rezultaty. Okazały się równie skuteczne jak warsztaty z podnoszenia świadomości komizmu ludzkiego losu oraz tego, że ludzie sami podejmują decyzje o swoim życiu i mogli dokonać innego wyboru.
Pożyczyłam słowo „ociemnienie” i zaadaptowałam je na swoje potrzeby, aby móc się nim posługiwać jako zasadą przewodnią. Koncepcję tę należy uruchamiać w chwilach, kiedy pojawiają się alternatywy, paradoksy, przestrogi lub sytuacje podważające wcześniejsze rady czy pomysły. Mam nadzieję, że termin ten i związana z nim metodologia pozwolą czytelnikom zrozumieć, że prawda (która jest czymś innym niż fakty) może mieć wiele stron oraz że Vonnegut był człowiekiem, a nie bogiem dogmatu3.
Zaraz po tym jak zaproponowano mi ten projekt, Julia Whitehead zwróciła moją uwagę na artystę Tima Youda, który właśnie robił performance w Muzeum i Bibliotece Kurta Vonneguta. Jego działalność artystyczna polegała na przepisywaniu powieści danego autora na tej samej maszynie do pisania, której ów autor używał, w miejscu, w którym pracował lub w którym rozgrywa się akcja powieści. Przepisuje całą powieść na tej samej stronie (pod spodem umieszcza drugą kartkę w roli bufora), cały czas czytając na głos, „jakby mamrocząc”, aby nie zgubić wątku i zachować koncentrację. Jeśli kartka się rozerwie, to przykleja w tym miejscu taśmę maskującą i pisze dalej. Przypadkowe przebicia i rozdarcia tworzą materialne dzieło sztuki: na koniec Youd oddziela kartki od siebie i każdą z nich oprawia.
W Muzeum i Bibliotece Kurta Vonneguta Tim Youd w pierwszym tygodniu przepisał na maszynie Śniadanie mistrzów, a w drugim Slapstick, używając elektrycznej Smith Corona Coronamatic 2200.
Powyżej i na następnej stronie: Tim Youd, Śniadanie mistrzów Kurta Vonneguta, 2013, tusz maszynowy. 303 strony zapisane przy użyciu Smith Corona Coronamatic 2200, Muzeum i Biblioteka Kurta Vonneguta, Indianapolis, Indiana, wrzesień 2013.
„Doświadczenie zanurzenia się w lekturze na dwa bite tygodnie pozwoliło mi docenić geniusz Vonneguta. A zwłaszcza jego ponurość” — powiedział Youd.
Jednym z celów Youda jest skupienie uwagi ludzi na twórczości danego pisarza. „Doszliśmy do punktu, w którym bardziej nas interesuje oglądanie zwojów Kerouaca niż czytanie Kerouaca. To samo z domem Hemingwaya w Key West”. Fetyszyzujemy sławnych pisarzy, zasugerował, bo „czytanie książek to strasznie ciężka robota”.
Mnożą się związane z Vonnegutem pamiątki: kubki, kartki z życzeniami, zakładki, karteczki do robienia notatek, podkładki pod mysz, koszulki. W Indianapolis można go zobaczyć na muralu w centrum miasta. Frazami z jego książek nazywane są kawiarnie, bary, zespoły muzyczne. Ludzie tatuują sobie cytaty z Vonneguta.
Czy te bibeloty sławią czy kalają pamięć o Vonnegucie, działają jak talizman czy kicz, wie tylko Bóg i kupująca je osoba.
Tim Youd przyznaje, że jego performance mogą mieć swój udział w tej fetyszyzacji. Mam obawy, że nie inaczej będzie z moją książką, bo wyrywam cudowne słowa Vonneguta z kontekstu. Na potrzeby tej książki przestawiam je, skracam, zniekształcam i wciskam w różne szablony.
Tak samo jest z cytatami z Vonneguta, które często pojawiają się w sieci. Są wyrwane z kontekstu, jak to cytaty, a czasem wprowadzają w błąd. Na przykład zasady pisania opowiadań wymienione w zbiorze Tabakiera z Bagombo nie mają zastosowania do powieści. Tymczasem pojawiają się jako zasady pisania każdego rodzaju prozy.
Zlituj się nad czytelnikiem może przeczytać nawet ktoś, kto nigdy nie czytał prozy Vonneguta. Ale właściwe miejsce na zamieszczone tutaj słowa jest tam, gdzie się narodziły.
Kiedy w latach pięćdziesiątych Dan Wakefield wydał swoją pierwszą bestsellerową powieść, jego wydawca, który publikował też powieści Vonneguta, zapytał autora Rzeźni numer pięć, czy nie zechciałby zostać redaktorem tekstów Wakefielda. Owoce pracy redakcyjnej Vonneguta, jak mówi Dan, „składały się z dwustronicowego listu do mnie z siedmioma sugestiami dotyczącymi ulepszenia mojej powieści. Zastosowałem się do czterech z nich i mojej powieści wyszło to na dobre. Najważniejsza z jego rad brzmiała, żebym nie stosował się do żadnej sugestii »tylko dlatego, że wyszła ode mnie«. Podkreślił, że powinienem uwzględnić tylko te sugestie, »które do ciebie przemawiają«. Powiedział, że nie powinienem niczego dodawać ani zmieniać tylko dlatego, że on (lub jakikolwiek inny redaktor bądź pisarz) to zasugerował, chyba że dana sugestia wpisuje się w moje intencje i wizję książki”. Była to, mówi Wakefield, „jedna z najcenniejszych lekcji edytorskich, jakich kiedykolwiek mi udzielono”.
Patrząc z obecnej perspektywy na zadania, które Vonnegut dawał studentom na warsztatach pisania, widzę, że ważniejsze od rzemiosła pisarskiego było nauczenie nas samodzielnego myślenia, sprawdzenie, kim jesteśmy, co kochamy, czego się brzydzimy, co nas porusza i co nas kręci.
Moją ambicją jest to, aby zawarte w tej książce słowa Vonneguta w podobny sposób wpłynęły na moich czytelników.
Kurt Vonnegut powiedział:
Kiedy piszę, czuję się jak bezręki, beznogi człowiek z kredką w ustach4.
Czy to jest rada? Dla mnie tak. Mówi: „Uda ci się. Każdy pisarz czuje się nieudolny. Nawet Kurt Vonnegut. Po prostu nie wstawaj z krzesła i pisz dalej”.
Z drugiej strony, słowa te zawierają w sobie typowy dla Vonneguta komizm i należy je odczytywać we właściwej perspektywie. Bo los się do mnie uśmiechnął. Mam obie ręce i obie nogi, a pisać mogę nie tylko kredką. Podobnie jak większość z was.
Zacytowane słowa Vonneguta mogą więc posłużyć za dobrą radę dla nauczycieli, którzy napotykają opór materii, dla czytelników, którzy nie rozumieją trudnego tekstu. Dla każdego, kto mierzy się z niełatwym zadaniem i uważa, że mu nie sprosta. To dotyczy nas wszystkich. Nie poddawajcie się! Rozchmurzcie się! Śmiejcie się! Wszystkim nam się wydaje, że nie sprostamy zadaniu!
Motywację do pisania Vonnegut znajdował w kwestiach humanitarnych, na które chciał zwrócić uwagę innych. Ci z nas, którzy byli jego uczniami, mieli szczęście, ale na najliczniejsze grono uczniowskie składają się jego czytelnicy.
Warsztaty pisarskie Vonnegut prowadził z pasją i oburzeniem. Zanosił się świszczącym śmiechem. Był uprzejmy, ostry, czuły, zabawny i inteligentny — słowem, podobny do narratora swoich książek. Chociaż niewątpliwie przybierał obronne pozy, we wszystkim, co mówił i pisał, był w ogromnym stopniu sobą — tym samym dowcipnym, szczerym, poszukującym prawdy, prostolinijnym człowiekiem z Indiany.
Kurt Vonnegut zawsze nauczał, zawsze się uczył i zawsze przekazywał to, czego się nauczył.
Zadaję opowiadania, powieści i eseje Vonneguta najróżniejszym typom studentów. Jego twórczość przekracza granice wieku, pochodzenia etnicznego i czasu. Dwa z moich najbardziej udanych kursów dotyczyły Kociej kołyski — zajęcia z wprowadzenia do literatury pod koniec lat sześćdziesiątych w Delta Community College i zajęcia z literatury lat sześćdziesiątych, krótko po 11 września 2001 roku w Hunter College — w odstępie trzydziestu lat.
Mam nadzieję, że będziemy tutaj, cytując słowa Vonneguta o przyjemności z czytania opowiadań, „podsłuchiwać fascynującą rozmowę”, którą prowadził ze swoimi czytelnikami.
Jest taki zwrot, który na ogół kierujemy do osób nam nieznanych: „Do wszystkich zainteresowanych”. Brzmi dosyć oficjalnie i sucho, bo tak też się go zwykle używa. Proszę jednak potraktować go dosłownie i zgodnie z moją intencją, jako serdeczne powitanie: DO WSZYSTKICH ZAINTERESOWANYCH.
Kiedy uczę — a uczyłem przez kilka lat w Iowa Writers’ Workshop czy w City College na Harvardzie — nie szukam ludzi, którzy chcą być pisarzami. Szukam pasjonatów, ludzi, którym na czymś strasznie zależy.
Kurt Vonnegut, Like Shaking Hands with God
W 1980 roku firma International Paper Company sponsorowała rubrykę porad w „New York Times”. Każdy dwustronicowy tekst był napisany przez znanego eksperta. Główne punkty wytłuszczano w nagłówku, a pod spodem były ilustracje i rozwinięcia poszczególnych kwestii. Można było przeczytać między innymi „Jak wygłosić przemówienie” George’a Plimptona, „Napisz CV” Jerrolda Simona z Harvard Business School, „Ciesz się poezją” Jamesa Dickeya i tak dalej.
„Omal nie oblałem egzaminów dyplomowych z chemii, budowy maszyn i antropologii, nigdy nie prowadziłem studiów literackich ani nie uczyłem się pisać literackich opracowań — i pomyśleć, że to właśnie mnie wybrano, bym napisał o stylu literackim” — powiedział o swoim artykule do tej rubryki Kurt Vonnegut5.
Zauważyłam How to Write with Style Vonneguta w „Timesie” od razu po publikacji i w każdym kolejnym semestrze rozdawałam ten tekst moim studentom pisarstwa w Hunter College. Tym właśnie Vonnegutowskim formatem posłużę się na początek. Artykuł zawiera ogólne rady skierowane do wszystkich, dotyczące pisania wszelkiego rodzaju tekstów, w tym siedem ponumerowanych „zasad”.
Po pięciu akapitach wstępu Vonnegut formułuje pierwszą i najważniejszą sugestię: „Znajdź temat, który cię obchodzi”.
Zwróćmy uwagę, jak on to ujął. Zakłada, że jeśli ktoś jest człowiekiem, to na czymś mu zależy. Wystarczy tylko rozejrzeć się w naszym wewnętrznym magazynie i zlokalizować ten temat. Pod pogrubionym nagłówkiem znajdziemy jednak bardziej skomplikowane zdania:
Znajdź temat, który Cię obchodzi lub który w Twym mniemaniu powinien obchodzić innych. Właśnie to szczere zainteresowanie, a nie zabawy językowe, będzie stanowiło najbardziej nieodparty i pociągający element Twego stylu.
Nawiasem mówiąc, nie namawiam Cię do napisania powieści — choć nie będę żałował, jeżeli ją napiszesz, o ile coś Cię szczerze obeszło. Wystarczy petycja do burmistrza w sprawie wybojów na drodze przed Twym domem albo list miłosny do dziewczyny z sąsiedztwa6.
Poniższa anegdota pokazuje, że wymieniając te niepozorne formy, Vonnegut jest najzupełniej szczery. Pisząc w Niedzieli palmowej o szóstce swoich dzieci, wymienia zainteresowania i skłonności artystyczne, które w swoim mniemaniu im przekazał: stolarstwo, rysunek, muzyka i szachy. W tamtym czasie jego syn Mark wydał swoją pierwszą książkę, a jego córka Edie zilustrowała inną publikację. Kurt chwali osiągnięcia, a także artystyczną i ogólną produktywność pozostałych dzieci, ale z największym uznaniem wyraża się o liście napisanym przez jego córkę Nanette do zupełnie obcej osoby.
Które spośród wszystkich dzieł sztuki stworzonych dotąd przez moje dzieci lubię najbardziej? Chyba list napisany przez moją najmłodszą córkę Nanette. Jest taki organiczny! Napisała go do „Pana X”, drażliwego gościa restauracji na Cape Cod, w której pracowała jako kelnerka latem 1978 roku. Gość był tak rozwścieczony poziomem obsługi pewnego wieczoru, że poskarżył się na piśmie kierownictwu restauracji. Kierownictwo wywiesiło jego list na kuchennej tablicy informacyjnej.
Odpowiedź Nanette brzmiała następująco:
Drogi Panie X!
Jako świeżo przeszkolona kelnerka czuję, że muszę odpowiedzieć na skargę, którą skierował Pan niedawno do ABC Inn. Pański list przysporzył tego lata niewinnej młodej kobiecie większych cierpień niż niewygody, jakich zaznał Pan, nie otrzymując w porę zupy, tracąc przedwcześnie swój chleb, i tak dalej.
Wierzę, że rzeczywiście został Pan kiepsko obsłużony przez tę nową kelnerkę. Przypominam sobie, że tego wieczoru była ona bardzo wzburzona i zdenerwowana, ale miała nadzieję, że jej błędy i niezręczności zostaną potraktowane wyrozumiale jako wynik braku doświadczenia. Sama też popełniałam błędy, podając do stołu. Na szczęście goście byli litościwi i wykazali poczucie humoru. W ciągu zaledwie jednego tygodnia tak wiele się nauczyłam na własnych błędach, a także dzięki wsparciu i zrozumieniu innych kelnerek i gości, że teraz czuję się pewnie i rzadko popełniam pomyłki.
Nie mam żadnych wątpliwości, że Katharine z czasem stanie się kompetentną kelnerką. Musi Pan zrozumieć, że nauka podawania do stołu i obsługiwania gości bardzo przypomina naukę żonglowania. Trudno jest utrzymać równowagę i synchronizację. Z chwilą pokonania tych przeszkód zdobyte umiejętności pozostają już na zawsze.
Nawet w tak dobrze zorganizowanym lokalu jak ABC Inn musi być miejsce na błędy. Trzeba uwzględnić, że kelnerki to też ludzie. Być może nie zdawał Pan sobie sprawy z tego, że wymieniając imię tej młodej kobiety, zmusił Pan kierownictwo restauracji do zwolnienia jej z pracy. Katharine straciła teraz letnią pracę na Cape Cod, a zbliża się rok szkolny.
Czy może Pan sobie wyobrazić, jak trudno jest teraz znaleźć tutaj pracę? Czy wie Pan, jak trudno jest dzisiaj wielu studentom związać koniec z końcem? Jako człowiek czuję się w obowiązku poprosić Pana, by dobrze się Pan zastanowił, co jest ważne w życiu. Mam nadzieję, że przemyśli Pan bezstronnie to, co napisałam, i że w przyszłości będzie Pan bardziej rozważny i ludzki w swoim postępowaniu.
Z poważaniem
Nanette Vonnegut7.
Również we mnie list Nanette budzi ogromną sympatię. Swoje pierwsze opowiadanie napisałam z punktu widzenia dziewczyny, która pracuje w restauracji na zmywaku i mści się na uciążliwym szefie8. Przez całe studia kelnerowałam. Później odkryłam, że jest to zajęcie nie mniej intratne niż praca na stanowisku adiunkta. Jak żartuje poetka Jane Hershfield, wielu pisarzy pracowało w „branży gastronomicznej”9.
W każdym razie list Nanette spełnia podstawowe kryteria wymienione przez jej ojca. Temat obchodzi ją na tyle, aby napisała ten list, i uważa, że powinien obchodzić również innych, a konkretnie szefa, mężczyznę, który poskarżył się na kelnerkę, i przypuszczalnie innych pracowników restauracji.
List Nanny jest dość poważny, ale o poważnych tematach można pisać w zabawny sposób. Jak powszechnie wiadomo, robił to Kurt Vonnegut.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1 Kurt Vonnegut, Losy gorsze od śmierci, przeł. Jan Rybicki, Warszawa: Amber 2004, s. 13.
2 Wilfred Sheed, The Now Generation Knew Him When, w: Conversations with Kurt Vonnegut, red. William Rodney Allen, Jackson: University Press of Mississippi 1988, s. 13.
3 Znakomity artykuł na ten temat w odniesieniu do pisarzy zob. Margo Rabb, Fallen Idols, „New York Times Book Review”, 25 lipca 2013.
4 Kurt Vonnegut: In His Own Words, „London Times”, 12 kwietnia 2007, https://www.thetimes.co.uk/article/kurt-vonnegut-in-his-own-words-mccg7v0g8cg.
5 Kurt Vonnegut, Niedziela Palmowa, przeł. Marek Fedyszak, Warszawa: Wydawnictwo Da Capo 1995, s. 83.
6 Kurt Vonnegut, How to Write with Style, w: „International Paper Company Publicity Handout”, maj 1980, opublikowane również w „New York Times”; zebrane w Niedzieli Palmowej, op. cit., s. 84–87.
7 Vonnegut, Niedziela Palmowa, op. cit., s. 243–245.
8 Suzanne McConnell, The Disposal, „Fiddlehead” 1970 nr 110 (lato), s. 99–107.
9 Jedno z moich najwcześniejszych spotkań z Kurtem Vonnegutem miało miejsce w restauracji Steak-Out w hotelu Jefferson w Iowa City, gdzie pracowałam jako kelnerka. Przyszedł ze swoją żoną Jane, Vance’em i Tiną Bourjaily, Pilar i José Donoso, a także, jak sądzę, Nelsonem Algrenem i jego żoną. Minęło sporo czasu, zanim udało mi się odebrać od nich zamówienie. Byli bardzo zaangażowani w rozmowę. Zaczynał się pierwszy semestr i wszyscy pisarze i ich żony, z wyjątkiem Bourjailych, byli nowi w Iowa City. Wszyscy dopiero zaczynali się poznawać.