ZNAK 823 12/2023. Rytuały. Jak zwolnić i żyć uważniej - Opracowanie zbiorowe - ebook

ZNAK 823 12/2023. Rytuały. Jak zwolnić i żyć uważniej ebook

Opracowanie zbiorowe

0,0
16,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Rytuały. Jak zwolnić i żyć uważniej

Antropolog Dimitris Xygalatas nazywa rytuały „pozornie bezsensownymi czynnościami, które nadają życiu sens”. Rytuałami mogą być msza święta czy wieczerza wigilijna, ale także ceremonialne picie herbaty, codzienna medytacja, wspólne śpiewanie hymnu na stadionie piłkarskim albo zestaw gestów, które wykonuje słynny tenisista Rafael Nadal, gdy przed każdym serwisem w identycznej sekwencji dotyka kilka razy nosa i uszu.

To powtarzalne czynności, które wydają się nie mieć żadnej bezpośredniej funkcji, ale które z jakichś powodów są dla nas ważne: uśmierzają niepokój, budują doświadczenie przynależności bądź wytwarzają poczucie wzniosłości i piękna. O znaczenie rytuałów pytamy przed jednym z najważniejszych obrzędów w naszej kulturze – świętami Bożego Narodzenia

Czy potrafimy po swojemu świętować Boże Narodzenie? Które zwyczaje przynoszą nam poczucie zakorzenienia? Jak budować codzienne rytuały?

Odpowiadają Waldemar Kuligowski, Byung-Chul Han, Michał Cichy, ks. Grzegorz Strzelczyk, Mateusz Kubik Natalia Sosin-Krosnowska i Maria Banaszak

Sprośne sacrum. Zbigniew Mikołejko o wyuzdaniu średniowiecznych rzeźb

Biolożka lub scenarzystka? Alternatywne biografie Wisławy Szymborskiej

Jak się pisze gry komputerowe typu slow? Opowieść Karoliny Sulej

Ponadto:

Korzenie klimatycznego niedasizmu. Co dalej z polską transformacją energetyczną?

Zabicie Głupka przez Zwyrola – Mateusz Górniak w Stacji: Literatura

Nierzeczywiste miasto. Łukasz Najder na dachach Łodzi

Wasz język to kosmos. Kto i po co uczy się polskiego?

Filmowe rekomendacje Diany Dąbrowskiej

Rysunkowy humor Oli Szmidy i Bardzo brzydkich rysunków

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 247

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dominika Kozłowska

Wziąć z dzieciństwa to, co najlepsze

Jak wielu osobom, wychowanym w naszym kręgu kulturowym, święta Bożego Narodzenia przywodzą mi na myśl dzieciństwo. Spontaniczność marzeń, wyobraźni, poczucie magii i umiejętność cieszenia się są wtedy znacznie intensywniejsze niż w życiu dorosłym. Wspomnienia pierwszych świąt przypominają mi ten beztroski okres w życiu, gdy czas rozciąga się wokół trwającej chwili, wokół „tu i teraz”, które nie są zbytnio obciążane troską o przeszłość i przyszłość.

Beztroska dzieciństwa różni się od tego, co jako dorośli ludzie uznajemy za beztroskę, ponieważ kraina dzieciństwa wolna jest od nadmiernego poczucia obowiązku, zapobiegliwości i lęku, które stają się częścią życia, gdy stopniowo odkrywamy jego kruchość, nieprzewidywalność i niepewność, a także nasze zobowiązania wobec innych. Obciążeni tą wiedzą, tracimy stopniowo spontaniczną radość życia i umiejętność zanurzania się w teraźniejszości. I zaczynamy szukać sposobów powrotu do tych doświadczeń, radosnego przeżywania codzienności. Rytuały są w gruncie rzeczy małymi wprawkami w praktykowaniu uważności. A uważność jest niczym innym jak umiejętnością bycia „tu i teraz”, zatrzymania się na szczególe, skupienia się na tym, co się dzieje, bez wychylania się w przyszłość, bez obciążania się wiedzą pochodzącą z przeszłych doświadczeń.

Ogromnie zainspirowała mnie myśl Iris Murdoch, o której piszemy w Ludziach–Książkach–Zdarzeniach, że etyka jest kwestią uważności, nie zaś woli. A zatem ćwiczenie się w uważności poszerza naszą wrażliwość etyczną – i tak w istocie bywa. Oddając się np. obserwacji wróbli radośnie zamieszkujących osiedlowy żywopłot zmieniamy naszą perspektywę, spoglądając choć przez chwilę na świat oczyma mniejszych od nas stworzeń. Ale kogóż nie zaraziła radość i swoboda, z jaką wróble na wiosnę oddają się swoim ptasim aktywnościom. Ogromną rolę w nauce uważnej obserwacji świata odegrały w moim życiu książki, zwłaszcza te pierwsze lektury z dzieciństwa, których bohaterem był właśnie wróbel albo sójka, kot albo meble, które nocą oddawały się tańcom. Te fascynujące wówczas lektury były początkiem długiej drogi, na końcu której pojawiała się świadoma już refleksja na temat wagi nieantropocentrycznej perspektywy lub pytań o sprawczość rzeczy. Te wszystkie pytania niejednokrotnie zresztą wyznaczały ramy naszych tematów.

Temat Miesiąca, który przygotowaliśmy, tym razem zachęca, aby przyjrzeć się własnym rytuałom, a może ich nieobecności. I wtedy zastanowić się nad obszarami, które mogłyby w naszym życiu stać się miejscem doświadczania codzienności z większą uważnością. Wszak nie ma wielkiej metafizyki, otwartej na pytania najwyższej wagi, bez codziennej pracy wyobraźni, która pozwala spojrzeć na nasze życie z innego punktu widzenia. — Z

Ilustracja: Paweł Ponichtera

ul. Tadeusza Kościuszki 37, 30-105 Kraków tel. (12) 61 99 530, fax (12) 61 99 502 e-mail:[email protected]

redakcja: Mateusz Burzyk (sekretarz redakcji), Michał Jędrzejek, Karol Kleczka, Ilona Klimek, Dominika Kozłowska (redaktor naczelna), Barbara Małecka, Janusz Poniewierski, Henryk Woźniakowski

zespół: Michał Bardel, Wojciech Bonowicz, Halina Bortnowska, Bohdan Cywiński, Bartłomiej Dobroczyński, Tomasz Fiałkowski, Tadeusz Gadacz, ks. Michał Heller, Jerzy Illg, Piotr Kłodkowski, Maria Makuch, Janina Ochojska- -Okońska, abp Grzegorz Ryś, Władysław Stróżewski, Karol Tarnowski, Łukasz Tischner

współpraca: Ewa Bolińska- Gostkowska, Karolina Broda, Andrzej Brzeziecki, Marta Duch-Dyngosz, Monika Gałka, Krzysztof Kornas, Dobrosław Kot, Elżbieta Kot, Artur Madaliński, Marek Maraszek, Anna Marchewka, Anna Mateja, Andrzej Muszyński, Małgorzata Nocuń, Urszula Pieczek, ks. Eligiusz Piotrowski, Agnieszka Rzonca, Martyna Słowik, Marcin Wilk, Marcin Żyła

projekt graficzny pisma: Władysław Buchner, Rafał Buchner

dyrektor artystyczny: Władysław Buchner

fotoedycja: Marcin Kapica

korekta: Barbara Gąsiorowska, Magdalena Wołoszyn-Cępa

ilustracje portretowe: Patrycja Podkościelny

promocja i reklama: tel. (12) 61 99 530 e-mail:[email protected]

prenumerata: tel. (12) 61 99 561 e-mail:[email protected]

Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo ich redagowania i skracania. Redakcja nie odpowiada za treść zamieszczanych ogłoszeń. Rozpowszechnianie redakcyjnych materiałów publicystycznych bez zgody wydawcy jest zabronione.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotował Karol Ossowski

Temat Miesiąca

Rytm życia

■6 stycznia 2023 r., Stambuł, wierni grekokatoliccy wyławiają z wód zatoki Złoty Róg drewniany krzyż podczas Święta Epifanii fot. Burak Kara / Getty

Antropolog Dimitris Xygalatas nazywa rytuały „pozornie bezsensownymi czynnościami, które nadają życiu sens”. Rytuałami mogą być msza święta czy wieczerza wigilijna, ale także ceremonialne picie herbaty, codzienna medytacja, wspólne śpiewanie hymnu na stadionie piłkarskim albo zestaw gestów, które wykonuje słynny tenisista Rafael Nadal, gdy przed każdym serwisem w identycznej sekwencji dotyka kilka razy nosa i uszu.

To powtarzalne czynności, które wydają się nie mieć żadnej bezpośredniej funkcji, ale które z jakichś powodów są dla nas ważne: uśmierzają niepokój, budują doświadczenie przynależności bądź wytwarzają poczucie wzniosłości i piękna. O znaczenie rytuałów pytamy przed jednym z najważniejszych obrzędów w naszej kulturze – świętami Bożego Narodzenia.

Czy ma sens, by ateiści ubierali bożonarodzeniową choinkę? Które prywatne rytuały przynoszą spokój i radość? Jak rozwijać w sobie dobre nawyki?

Odpowiadają: Waldemar Kuligowski, Byung-Chul Han, Michał Cichy, ks. Grzegorz Strzelczyk, Mateusz Kubik Natalia Sosin-Krosnowska i Maria Banaszak

WRÓĆ DO SPISU TREŚCI

Takie jest prawo święta

Waldemar Kuligowski

w rozmowie z Martyną Słowik

Jedną z głównych funkcji rytuału jest dawanie poczucia bezpieczeństwa. Za maskami, waleniem w bębny, rozpalaniem ogniska stało poszukiwanie powtarzalności, stałości, swojskości. Tego szukamy też zwykle w świętach Bożego Narodzenia

Z Co takiego było w rytuałach, że przez dziesięciolecia zajmowały antropologów i antropolożki?

Antropologia jako dyscyplina akademicka zajmuje się nimi właściwie od początku swojego istnienia, czyli od ok. 150 lat. To zawsze były praktyki, które przyciągały uwagę, bo zwykle przejawiały się w widowiskach, takich jak tańce, śpiewy, zakładanie masek, malowanie twarzy. Ponadto była w nie wprzęgnięta jakaś tajemnica. Niejednokrotnie obserwatorzy nie rozumieli, po co to wszystko jest robione, jaki jest cel tych praktyk, a mimo to nie ustawali w obserwowaniu, opisywaniu i próbach ich zrozumienia.

Z Mam poczucie, że dzisiaj nadużywa się słowa „rytuał” albo używa go na określenie dwóch zupełnie odmiennych rzeczy. Zacznijmy zatem od tego, jak rytuał definiuje antropologia.

Przyjmujemy, że są pewne warunki brzegowe, które muszą być spełnione, abyśmy mogli mówić o tzw. zachowaniach obrzędowych.

Z Jakie?

Po pierwsze – co jest dość intuicyjne – muszą to być zdarzenia powtarzalne, najlepiej cyklicznie. Coś jednorazowego, incydentalnego nie może być nazwane rytuałem. Po drugie, muszą to być działania zbiorowe, a nie jednostkowe. Gdy ktoś mówi o porannym rytuale ćwiczenia jogi, picia kawy czy mycia zębów, to może oczywiście stosować takie językowe określenie, jednak z punktu widzenia klasycznej antropologii to nie jest rytuał. Po trzecie, muszą to być działania symboliczne. Takie, które nie służą osiągnięciu konkretnych celów, np. zaoraniu pola czy schudnięciu kilku kilogramów. Idzie tutaj o cel bardziej nieuchwytny, niezwiązany z niczym widocznym ani materialnym. Kolejna rzecz: winny to być działania odświętne, zdecydowanie różniące się od codziennej rutyny. Wreszcie: powinny się one odnosić do pewnych wartości, i to one są ich legitymacją i uzasadnieniem. Przy czym te wartości są domyślne, nie występują na pierwszym planie, niekoniecznie trzeba o nich mówić głośno. Istotne jest również to, że obrzędy to zachowania, które przebiegają według założonego scenariusza. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z chaosem i nadmiarem działań, stoi za nimi precyzyjny scenariusz.

Z Według kryteriów, o których Pan mówi, codzienne parzenie kawy, herbaty czy praktyka jogi rzeczywiście nie są rytuałem. Czy wobec tego w dzisiejszych czasach nadużywamy tego pojęcia?

Klasyczna charakterystyka, którą przedstawiłem, odnosiła się przede wszystkim do praktyk obserwowanych w społeczeństwach plemiennych, które antropolodzy badali przez wiele dziesięcioleci. Były to zwykle działania związane również ze sferą religijną. Rytuał jako pewne działanie był uzasadniony przez mit, który nadawał mu sens i znaczenie. Mniej więcej od II poł. XX w. zaczęto coraz więcej mówić o obrzędach i rytuałach świeckich, najpierw związanych z życiem politycznym, a później realizowanych także na poziomie jednostkowym. Myślę, że dzisiaj rytuał podziela losy religii, czyli ulega indywidualizacji i prywatyzacji. W związku z tym nie jestem przeciwny temu, żeby to pojęcie rozszerzać i redefiniować czy raczej aktualizować, bo rzeczywiście wiele się zmienia.

Z To czemu służyły rytuały kiedyś, a czemu służą teraz?

Jedną z głównych funkcji rytuału było, i nadal jest, dawanie poczucia bezpieczeństwa. Za maskami, biciem w bębny czy rozpalaniem ognisk stało poszukiwanie powtarzalności, stałości, swojskości. Chodziło o powrót do znanego porządku, o chęć przywrócenia świata do stanu uznawanego za oswojony i bezpieczny. Poranna praktyka jogi, parzenie kawy i wieczorny spacer mogą służyć temu samemu. Co więcej, często odwołują się – podobnie jak dawne rytuały plemienne – do pewnych zestawów wartości, choć oczywiście nie mamy ich przed oczami co rano czy każdego wieczoru, gdy powtarzamy te czynności. Tym uzasadnieniem dla podejmowania świeckich praktyk obrzędowych może być autonomia osobista, rozwój, dobrostan, zdrowie, slow life i pewnie wiele innych. Sądzę, że bez popełnienia nadużycia możemy stwierdzić, iż np. inicjacje kobiet w społeczeństwach amazońskich mają sporo wspólnego ze współczesnymi porannymi praktykami jogi czy chodzeniem na siłownię. W jednym i drugim przypadku kobieta z kogoś niepewnego siebie i swojego ciała staje się osobą świadomą – zarówno swojej fizyczności, jak i emocji oraz psychiki.

Z Wspomniał Pan o tym, że jedną z cech rytuału, którą wskazywała antropologia, był jego zbiorowy charakter, czyli rytuał miał funkcję podtrzymywania wspólnoty. Jednocześnie mówi Pan, że w dzisiejszych czasach rytuały ulegają indywidualizacji i sprywatyzowaniu, czyli ta wspólnototwórcza funkcja zanika. Czy w związku z tym wciąż możemy mówić o rytuale?

Proszę zwrócić uwagę, że z historii również znamy przypadki, w których obrzędy w pewnym momencie zaczęły nie tyle konsolidować wspólnotę, ile raczej ją rozbijać. Przypomnijmy sobie celebracje z okazji 1 Maja obchodzone w czasach socjalizmu. One się ostatecznie tak skompromitowały, wydrążyły z sensu, że przestały działać. Została tylko fasada, rytuał bez mitu, aż w końcu święto to kompletnie wypadło z kalendarza. Dzisiaj mamy jego pamiątkę w postaci dnia wolnego od pracy. Podobnym przykładem są kampanie wyborcze, będące przecież ciągiem rytualnych zachowań, takich jak konwencje wyborcze, wrzaskliwe wiece, emocjonalne wystąpienia, staranie wyreżyserowane konferencje prasowe itd. Wszystko radykalnie steatralizowane i bardziej dzielące niż łączące. Jeśli aplauz, to tysiąca ludzi i na stojąco. Jeśli mowa o politycznym rywalu, to jest on depozytariuszem poręcznego zestawu negatywnych cech, a my z kolei reprezentujemy wyłącznie cechy pozytywne. Kampanie wyborcze wiążą się też z oflagowywaniem się, transparentami i hasłami. Używa się symbolicznie nacechowanych słów: zdrada, duma, ojczyzna, obowiązek. Język staje się gorący, zaczepny i podniosły. To ewidentny przykład tego, jak obrzędy mogą dzielić. W czasie kampanii wyborczej rytuał pokazuje, gdzie stoimy my, a gdzie stoją oni.

Z Czyli rytuały mogły stracić swoją moc dlatego, że zamiast łączyć, zaczęły dzielić?

Tak. I z tego powodu uciekliśmy i uciekamy w prywatność oraz indywidualizację. Badania prowadzone od prawie 20 lat przez CBOS dobrze pokazują, jak zmienia się stosunek Polaków chociażby do Bożego Narodzenia. Konsekwentnie spada liczba osób mówiących, że to przede wszystkim święto religijne, a jego najważniejszym elementem jest przeżywanie pasterki. Dziś takie myślenie o świętach stanowi mniejszość. Ponad połowa ankietowanych przekonuje, że są to święta rodzinne, kojarzone z czasem wolnym, odpoczynkiem i możliwością relaksu. To jest niezwykle wyraźna zmiana, która dokonała się w krótkim czasie, w obrębie jednego zaledwie pokolenia.

■Chodzenie po rozżarzonych węglach to rytuał znany w wielu kulturach: od Bułgarii po Japonię. Na zdjęciu japońska ceremonia Saito Goma-ku fot. David Mareuil / Anadolu / Getty

Z Czy rzeczywiście jest tak, że pozostała nam już tylko alternatywa w postaci ucieczki w prywatyzację i indywidualizację, by móc kultywować rytuały?

Niekoniecznie. Myślę, że przestrzenią, w której ludzie ciągle mogą realizować potrzebę doświadczania zbiorowych zachowań rytualnych, są np. letnie plenerowe festiwale, zwłaszcza muzyczne. To tam spotykamy się z dużą grupą ludzi, z którymi łączą nas określone wartości, to tam zbiorowo celebrujemy te wspólne wartości, choć przecież niekoniecznie mówimy o nich głośno. Festiwal to specjalne stroje, symboliczne atrybuty, czas wyraźnie odświętny. Gdy pytam uczestników i uczestniczki festiwali, dlaczego wydają pieniądze, czasami bardzo duże, żeby pojechać na festiwal, dlaczego poświęcają na to swój urlop albo wakacje, to zgodnie odpowiadają, że powodem są właśnie wartości. Mówią o podróży w miejsce, gdzie mogą poczuć się dobrze, gdzie spotykają ludzi podobnych sobie, słuchają artystów, których cenią, czy mają kontakt z organizatorem, którego postawa jest dla nich ważna. Festiwale są fascynującym polem, gdzie pięknie kwitnie dawna wrażliwość rytualna, która dokładnie wpisuje się w klasyczną definicję antropologiczną obrzędów.

Z Badania pokazują, że młodzi ludzie się sekularyzują. Festiwale stały się miejscami, w których mogą doświadczyć uczuć i emocji zarezerwowanych kiedyś dla obrzędów religijnych.

Myślę, że właśnie tak w dużej mierze jest. Wciąż potrzebujemy oderwania od powtarzalności codziennych obowiązków, od rutyny i codziennego pośpiechu czy nawet od społecznego rozproszenia. Pragniemy spowolnienia, uniesienia i wspólnoty. To wszystko mamy na festiwalach. Czasem ich organizatorzy albo sami uczestnicy kreują wręcz pewne rytualne sytuacje. To może być kąpiel w błocie, wspólne skandowanie, wnoszenie symbolicznych flag, śpiewanie przy ognisku lub nawet festiwalowe opaski na nadgarstek.

Z Rok temu na łamach „Gazety Wyborczej” mogliśmy przeczytać polemikę Marcina Matczaka i Jacka Dehnela, która dotyczyła tego, czy ateistyczne Święta Bożego Narodzenia mają sens. Matczak tak pisał w swoim felietonie: „Ateistyczne święta to samooszukiwanie się człowieka zagubionego w sekularnym do cna świecie. To nędzna proteza prawdziwego świętowania, które prawdopodobnie nie jest już możliwe”.

Jestem innego zdania. Jak wspomniałem, badania CBOS-u pokazują, że komponent religijny w doświadczaniu świąt Bożego Narodzenia staje się coraz mniej istotny, a na pierwszy plan wybija się bycie z rodziną, czas na odpoczynek i relaks. Jednak to nie znaczy, że świąt nie ma, a rytuały czy obrzędowość zanikły. Po prostu podstawiamy pod świąteczne zachowania rytualne inne wartości. Jakie? Warto odwołać się do tego, co pisał francuski filozof i badacz kultury Roger Caillois. Na przykładzie społeczeństwa francuskiego zastanawiał się, gdzie może się lokować przeżywanie rytuału w świeckich społeczeństwach. Jego zdaniem takim „miejscem” były wakacje. Pisał o tym, że to właśnie one są momentem oderwania, gdy wydajemy dużo pieniędzy, dopuszczamy się zachowań, których na co dzień nie praktykujemy, uruchamiamy inne normy obyczajowe.

Coraz więcej Polaków w Boże Narodzenie wyjeżdża. I wielu z nich gdzieś daleko od domu urządza sobie „tematyczne” wakacje, których wątkiem przewodnim są święta: konkretne potrawy, kolorowa choinka i wymienianie się prezentami zamiast pójścia do kościoła, dzielenia się opłatkiem i refleksji nad postacią Chrystusa. To nie oznacza, że ludzie wybierający taki model to kulturowi frajerzy ani że czegoś im brakuje. Tak po prostu zmienia się społeczeństwo.

Z Matczak pisał też o tym, że w dzisiejszych czasach mamy wszechobecną komunikację, lecz nie mamy wspólnoty, a zanik wspólnotowych symboli postępuje.

Ze zbiorowymi symbolami jest być może tak jak z autorytetami: z jednej strony powtarzamy jak mantrę, że one są potrzebne, bo coś porządkują, pozwalają na sformowanie hierarchii wartości, wyznaczenie norm i celów, którymi możemy się kierować. Z drugiej strony często bardzo skrzętnie i do utraty tchu zajmujemy się rozbrajaniem i obalaniem zarówno symboli, jak i autorytetów. Weźmy za przykład jeden z najważniejszych totemów narodowych, czyli flagę. W czasie II wojny światowej biało­-czerwona opaska noszona na ramieniu była arcyważnym gestem, czasem pociągającym za sobą ryzyko śmierci. W dobie Solidarności używanie biało-czerwonych flag i opasek przez strajkujących to również był bardzo znaczący gest – odwagi, niezgody, demonstrowania przynależności do innej wspólnoty niż ta definiowana przez partię rządzącą. Ale gdy zaczęli się oflagowywać niemal wszyscy, z niemal dowolnego powodu – np. kibole w wielu polskich i zagranicznych miastach oraz politycy w trakcie kampanii wyborczej – symbol ten się zbanalizował. Nie niesie już bezwarunkowej lojalności ani poczucia utożsamienia, myśli: „Tak, ten symbol to jestem ja, to mnie wyraża”. Być może dlatego dzisiaj flagi pojawiają się w towarzystwie, np. razem z flagami europejskimi lub tęczowymi. Wtedy nabierają nowego znaczenia.

Myślę, że możemy już nie wrócić do czasów, kiedy określone symbole były przez wszystkich podzielane i tak samo rozumiane. Być może nigdy tak naprawdę takich czasów nie było. Oznaczałoby to wszak hegemonię jednego porządku i jednej ideologii, a tego byśmy nie chcieli.

Oczywiście symbole są ważne, niosą znaczenie, dają do myślenia i taki jest też ich sens. Na pewno ich potrzebujemy i w każdym zachowaniu rytualnym jakieś symbole zwykle się pojawiają lub powinny się pojawić. Inaczej to zachowanie na pewno nie jest obrzędowe. Okres Bożego Narodzenia wciąż jest pełen symboli – starych i również nowych. Tutaj nie mamy do czynienia ze zbiorem raz na zawsze zamkniętym. Każde pokolenie może ten zbiór na nowo przeżywać i go definiować. Niemieckiemu mieszczaństwu zawdzięczamy choinkę. Za nią poszła norma jej dekorowania. Z Wysp Brytyjskich rozlał się zwyczaj wysyłania kartek świątecznych. Ekonomia PRL z powodzeniem wprowadziła na wigilijny stół karpia. Dzisiaj na tym stole pojawiają się włoskie sałaty, dania kuchni azjatyckiej i ukraińskie pierogi, często kupowane jako gest solidarności z uchodźcami wojennymi.

Z Na własnym przykładzie widzę ewolucję w podejściu do Bożego Narodzenia i jego przeżywania: gdy byłam małą dziewczynką, czekałam z utęsknieniem na śnieg, choinkę, prezenty oraz pójście na pasterkę z dziadkami i rodzicami. Następnie, gdy byłam już późną nastolatką, święta zaczęły mnie lekko irytować. Zaczynałam odczuwać, że odtwarzam rytuały, które nie niosą dla mnie żadnej głębszej treści; że to po prostu zespół zachowań, które trzeba wykonać, bo tak nakazuje tradycja, ale nikt specjalnie się nad nimi nie zastanawia i nie przeżywa ich znaczenia. Po studiach takie przekonanie przybrało na sile: odczuwałam święta jako ciasny gorset, zupełnie nie mój. Z czego – antropologicznie – mogła wynikać ta zmiana i jak Pan to widzi ze swojej perspektywy?

Jest mi blisko do Pani opowieści, podobnie się to u mnie układało.

Ci dawni nastolatkowie, którzy kiedyś dusili się w gorsecie świąt, dzisiaj sami są dorośli albo bardzo dorośli i mają swoje dzieci. To jest zapewne jedna z przyczyn, dlaczego święta stały się wakacjami i długim weekendem.

Od wielu lat na zajęciach proszę studentów, żeby w czasie Bożego Narodzenia dokładnie opisywali to, co robią, a później przedstawili to na zajęciach i abyśmy o tym porozmawiali. I wychodzi, że nadal kulminacyjnym momentem świąt jest wigilijna wieczerza, czasami zwana już po prostu świąteczną kolacją. Ona musi się odbyć. W opowieściach moich studentów dzielenie się opłatkiem i składanie sobie życzeń bywa traumatycznym momentem. Czasami słyszą: „Żebyś wreszcie znalazł żonę, męża, pracę”. To dla wielu osób jest niełatwa chwila. Najciekawsze jest to, co się dzieje po kolacji. Studenci i studentki relacjonują całe spektrum aktywności, które się wtedy pojawia: jest oglądanie telewizji, coraz rzadziej wspólnie, raczej domownicy się rozchodzą – jedni wybierają tradycyjne kanały telewizyjne, inni nowy sezon serialu oglądany jednym ciągiem. Czasami jest jeszcze śpiewanie kolęd razem z telewizorem. Bywają też spacery, objadanie się kolejnymi daniami, często biesiadowanie, najpierw delikatne przy winie, a potem już różnie. To może być też zdalne spotkanie na komunikatorach z innymi – znajomymi, przyjaciółmi – którzy są daleko.

Coś, co kiedyś wydawało się ściśle zdefiniowane – prezenty, gwiazdor bądź św. Mikołaj, pasterka – dzisiaj staje się tylko punktem odniesienia. Coraz mniej jest poczucia przymusu czy powinności. Pojawia się też coraz więcej hybrydowych pomysłów, np., że nie kupujemy sobie prezentów, tylko przelewamy pieniądze na jakąś fundację.

■Festiwale są fascynującym doświadczeniem, na którym kwitnie dawna wrażliwość rytualna. Na zdjęciu uczestnicy Przystanku Woodstock podczas tradycyjnej kąpieli w błocie fot. Daniel Adamski / Agencja Wyborcza.pl

Z Wspomniał Pan, że nie ma już poczucia obowiązku w odtwarzaniu tradycji świątecznych. Nie zgodzę się. Wielu ludzi, z którymi rozmawiam, często powtarza, że wcale nie mają ochoty na tradycyjne świętowanie, lecz uginają się pod presją rodziny – mamy, babci czy ojca, którzy nie wyobrażają sobie, że dziecko mogłoby nie przyjechać do domu ani nie wziąć udziału w obrzędzie świąt. Te osoby są zmęczone na samą myśl, że znowu muszą zrobić zakupy, postawić choinkę, posprzątać mieszkanie, ugotować czy właśnie po prostu pojechać i spędzać czas nie tak, jak chcą i potrzebują.

Przede wszystkim: nie ma święta bez wysiłku. Każde święto wymaga przygotowania. Jeśli nie poświęcamy czasu, sił, energii, pieniędzy, to nie możemy mówić o święcie. Tak samo było w społeczeństwach plemiennych. Jeżeli chcemy zachować jakiekolwiek rudymenty święta, tak musi być i dziś. To są te drożdże, na których święto może wyrosnąć. W przeciwnym razie mamy do czynienia ze zwykłym wolnym dniem.

Kolejna rzecz: proszę zwrócić uwagę na gigantyczną, nie tylko w Polsce, ale u nas zwłaszcza, popularność rekonstrukcji historycznych. Mniej więcej od 20 lat rekonstruujemy: powstania, wojny, wjazdy, zamachy. Wigilia też jest przecież w pewnym sensie rekonstrukcją historyczną.

Podczas rekonstrukcji historycznej przeszłość do pewnego stopnia w naszych rękach. Teraźniejszość nie za bardzo od nas zależy, mamy tysiące globalnych przepływów i procesów, w których możemy się zgubić i w których jesteśmy tylko pyłkiem. Rekonstrukcja daje nam natomiast poczucie bezpieczeństwa – wracamy do czegoś, co znamy, co ma z góry przez nas ustalony scenariusz i co nie będzie zaskakiwało. Wiele osób bardzo tego potrzebuje. Nie chcę już przywoływać tego słynnego dylematu, czy wybieramy bezpieczeństwo, czy wolność – wciąż więcej ludzi wybiera bezpieczeństwo. Nawet wyjeżdżając na wakacje za granicę, zamiast próbować lokalnej kuchni, często sięgamy po pizzę lub lądujemy w McDonaldzie, bo wiemy, że tam nic nas nie zaskoczy.

Spojrzenie na Wigilię jak na rekonstrukcję historyczną być może pozwoli nam lepiej zrozumieć, co się dzieje, a równocześnie zdystansować się od tego – i nie mam na myśli obojętności. Rekonstrukcja jest przecież pewną konwencją. Zakładamy realizację pewnego scenariusza. Możemy się w niego angażować na różne sposoby i w różnym stopniu. Możemy być widzem albo aktorem.

Z Może więc te zewnętrzne rytuały i detale z nimi związane są czasami zasłoną dymną przed prawdziwym spotkaniem i głębokim byciem z drugim człowiekiem?

Rozmawia Pani z antropologiem, więc odpowiem przykładem: zdarzało mi się dyskutować z różnymi przedstawicielami ludów tubylczych w Ameryce o pewnym obrzędzie. Jedni mówili: słuchaj, żeby to w ogóle można było przeprowadzić i żeby było zgodnie z regułami, to muszą być zachowane warunki. I tutaj pojawiała się cała lista, co i jak trzeba zrobić: jak się ubrać w najmniejszych detalach, kiedy i jakie gesty wykonać, gdzie i kiedy to ma się odbyć… Inni z kolei mówili: wiesz, te szczegóły tak naprawdę nie są ważne, najważniejsze jest, żeby zachować sens tego, co robimy. I wiedzieć, po co to robimy. Myślę, że z naszym Bożym Narodzeniem jest tak samo. Ktoś przez miesiąc starannie może projektować wystrój stołu świątecznego i to, co się na nim znajdzie, a ktoś inny w jedno popołudnie wykreuje to samo, a w sensie przeżywania może nawet coś głębszego.

Z To co by Pan radził osobom, które nie odnajdują się w tradycyjnych rytuałach świąt Bożego Narodzenia, a jednocześnie otoczenie wywiera na nich presję uczestnictwa? Mają brać udział w czymś, co dla nich jest sztywnym gorsetem, czy pójść za głosem serca i przeżywać święta po swojemu lub w ogóle nie świętować, choć wtedy być może skazują się na pewien rodzaj samotności czy wykluczenia?

Myślę, że ten dylemat jest pozorny. Współczesna technologia, Internet, rozmaite grupy dają tysiące możliwości, by każdy mógł znaleźć dogodną dla siebie przestrzeń. I temu, kto bardzo tradycyjnie podchodzi do świąt, i temu, kto serdecznie nie znosi tej atmosfery. Można odciąć się od tego, czego nie znosimy, i wybrać to, co lubimy.

Nie wierzę, że masowo stoimy przed takimi dylematami, i nie wierzę tym, którzy wylewają krokodyle łzy, mówiąc, jak to są pognębieni, jak to jest im ciężko znieść święta. Być może nie podjęli wysiłku, żeby znaleźć swoje miejsce, grupę, społeczność, która przeżywa to inaczej niż większość społeczeństwa, a jednocześnie podobnie do nich? Jest tyle formatów przeżywania świąt – i tych offline, i online – że każdy znajdzie coś dla siebie.

Szczęśliwie nie mam dylematów, o których Pani wspomina, choć przyznaję, że to może być trudne, kiedy siedzimy przy stole i pojawia się na nim wódka albo mięso – dla jednych oczekiwane, dla innych nieakceptowalne. Albo kwestia eleganckiego stroju – według jednych koniecznego, dla innych zbędnego. Świąteczna wojna kulturowa jest fatalnym rozwiązaniem i zdecydowanie zwiększa ryzyko, że ten czas się nie uda. Jednym z moich ulubionych oręży w takich sytuacjach jest próba uśmiechania się, zamieniania czegoś w żart. Staram się tak argumentować, żeby drugiej strony nie urazić, ale np. pokazać zabawność i konwencjonalność tego, co się dzieje. „Ojej, masz długie włosy”, „Tak, a ty masz wąsy”, odpowiadam. Chodzi o to, aby przekłuć balon. Rzecz jasna, nie każda sytuacja da się tak obejść, lecz uśmiech jest zawsze lepszy niż inwektywa.

Z Żyjemy w świecie mediów społecznościowych, w kulcie Instagrama i TikToka. Czasami trudno oprzeć się wrażeniu, że najważniejszym punktem dla wielu osób jest pochwalenie się świętami właśnie tam: ludzie pokazują swoje przystrojone choinki, udekorowane stoły, siebie w odświętnych ubraniach w otoczeniu rodziny lub przeciwnie – na wyjeździe. Po kulminacyjnym momencie, jakim jest kolacja, każdy zagłębia się w swój telefon, wrzuca content, sprawdza lajki i komentarze. Czy to znak naszych czasów, czy podobne zachowania można było zaobserwować w różnych społecznościach już dawno temu?

Większość znanych i opisanych społeczeństw praktykowała obrzędy, których zasadniczym celem było demonstrowanie prestiżu i dodatkowo redystrybucja dóbr. Takie funkcje pełni też np. przekazywanie prezentów. Przecież do dzisiaj to forma redystrybucji dóbr, czasem nierównomierna, prowadząca nierzadko do wielu napięć, zwłaszcza gdy w rodzinie czy społeczności mamy duże dysproporcje w statusie i zarobkach.

Pod koniec XIX w. antropolodzy na zachodnim wybrzeżu Ameryki, dzisiaj będącym granicą między USA a Kanadą, natrafili na zachowanie, które do literatury przedmiotu trafiło pod nazwą potlacz. Była to bardzo specyficzna ceremonia składania darów. Polegała generalnie na tym, że dwie strony urządzały rodzaj konkursu. Na przykład ród Kruka ofiarowywał rodowi Wilka pięć łodzi. Na to ród Wilka rewanżował się sześcioma łodziami. Ród Kruka dawał pięć pięknie tkanych koców, na co ród Wilka dawał ich znowu więcej… Taka wymiana mogła eskalować niemal w nieskończoność, w tym także do działań polegających nie tylko na wymianie, ale np. na podpaleniu własnego domu. Takie czyny miały pokazać drugiej grupie: „Zobacz, stać mnie, mogę sobie na to pozwolić”. Są przecież różne stopnie posiadania. Możemy posiadać i tylko używać. Możemy posiadać i móc użyczać. Możemy posiadać i móc zniszczyć. Były i przypadki, że podrzynano gardła swoim niewolnikom albo wręcz członkom rodzin.

Antropolodzy zastanawiali się, o co w tym może chodzić. Powstawały różne koncepcje. Niektóre mówiły o czystych aktach barbarzyństwa, bo przecież te czyny niczemu ważnemu nie służyły. Dopiero później pojawiły się pomysły, że chodzi o demonstrowanie prestiżu w sytuacji, kiedy jedna ze stron uzyskuje wyraźną przewagę materialną. Wtedy takie obdarowywanie stanowi wentyl bezpieczeństwa, aby te różnice zasypać. Organizator potlaczu rozdawał mieszkańcom to, co miał – a cała lokalna społeczność wracała dzięki temu do równowagi.

Autopromocję na Instagramie można uznać za współczesne eksponowanie prestiżu i statusu. Ale to się dzieje przecież nie tylko z okazji Bożego Narodzenia. To się dzieje z okazji obchodzenia kolejnych urodzin, imienin, rocznic związku, zdobycia awansu, tytułu czy stopnia naukowego.

Z Gdy Pan o tym opowiada, przypominają mi się słowa z Głodu Martína Caparrósa, który w kontekście jedzenia pisał, że ważna jest władza posiadania, przy czym jeszcze ważniejsza jest władza wyrzucania, pokazywania, że się czegoś nie potrzebuje.

Jako antropolog powiem, że nie ma świąt bez przesady, bez nadmiaru i bez trwonienia. Wiem, że w dobie antropocenu i kryzysu klimatycznego to brzmi heretycko, ale taka od zawsze była natura świętowania. To nie znaczy, że nie możemy tego zmieniać i aktualizować. Na szczęście tradycja już nie jest zapiętym stalowym gorsetem, tylko czymś, czemu ciągle się przyglądamy i co modyfikujemy.

Roger Callois pisał: „Zalecana jest swoboda obyczajowa, akceptuje się świętokradztwa pokarmowe i seksualne, naruszenia porządku, czyny zakazane i naruszające normę, czyny na opak”. I teraz mój ulubiony fragment: „Święto polega zawsze na pląsach, śpiewach, objadaniu się i upijaniu. Trzeba sobie użyć. Do upadłego, do niestrawności. Takie jest prawo święta”.

Z To mi się bardziej kojarzy z karnawałem, który jest czasem zawieszenia wszelkich reguł.

To słuszne skojarzenie. Jednak karnawał ma swój sens w ramach kalendarza Kościołów chrześcijańskich, gdzie po karnawale nadchodzi post. Karnawał to – jak to nazywał Max Gluckman – rytuał buntu, lecz chwilowego, który dlatego narusza porządek, czasami radykalnie, żeby pokazać, że świat bez reguł byłby przerażający. I może świat bez rytuałów też właśnie taki by był? — Z

fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl

Waldemar Kuligowski

Prof. nauk humanistycznych, antropolog kulturowy, wykładowca Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, eseista

WRÓĆ DO SPISU TREŚCI

Przymus produkcji

Byung-Chul Han

Rytualne powtarzanie odkrywa intensywność w tym, co nie dostarcza bodźców, co niepozorne i mdłe. Kto zaś oczekuje ciągle czegoś nowego, ekscytującego, przeocza to, co już jest

Rytuały to działania symboliczne. Przekazują i reprezentują wartości i zwyczaje podtrzymujące ludzką wspólnotę. Stanowią wspólnotę bez komunikacji, gdy tymczasem dzisiaj dominuje komunikacja bez wspólnoty. Postrzeganie symboliczne jest tym, co konstytuuje rytuały. Symbol (gr. symbolon) oznacza pierwotnie rozpoznawanie się przyjaciół (tessera hospitalis). Jeden z przyjaciół łamał glinianą tabliczkę lub naczynie na pół, zatrzymywał jedną połówkę dla siebie, a drugą wręczał drugiej osobie na znak przyjaźni. W ten sposób symbol służył rozpoznaniu się po jakimś czasie. Jest to szczególna forma powtórzenia: „Rozpoznanie nie jest np. tym samym co ponownie zobaczenie. Rozpoznania nie są serią spotkań; rozpoznanie znaczy natomiast: Poznać coś jako coś, co się już zna. Stanowi ono właściwą treść ludzkiego »zadomowiania się« – wyrażenie Hegla, którego używam w tym przypadku, mówi, że każdy akt rozpoznania został już uwolniony od przypadkowości pierwszego przyjęcia do wiadomości i uzyskał walor idealności. Znamy to wszyscy. W rozpoznaniu zawiera się zawsze i to, że teraz poznaje się właściwiej, niż to było możliwe w skrępowaniu chwilowością pierwszego spotkania. W rozpoznaniu wzrok wydobywa to, co trwałe, spośród tego, co niestałe”1. Postrzeganie symboliczne, będąc właśnie rozpoznawaniem, widzi to, co trwałe. W nim świat zostaje uwolniony od swojej przygodności i otrzymuje coś stałego. Dzisiejszy świat jest bardzo ubogi w symbolikę. Suche dane i informacje nie posiadają żadnej symbolicznej siły. Nie dopuszczają do rozpoznawania. W pustce, która się wytwarza, gubią się wszelkie fundujące wspólnotę i stabilizujące życie obrazy i metafory. Doświadczenie trwania zanika, a radykalnie wzrasta przypadkowość.

Rytuały można zdefiniować jako symboliczne techniki zadomowienia się. Przemieniają bycie-w-świecie na bycie-w-domu. Czynią ze świata miejsce pewne. Są w czasie tym, czym w przestrzeni jest mieszkanie. Sprawiają, że czas nadaje się do zamieszkania. Tak, sprawiają, że można się po nim poruszać jak po domu. Porządkują czas, organizują go. W swojej powieści Twierdza Antoine de Saint-Exupéry opisuje rytuały jako związane z czasem techniki zadomowienia się w świecie: „A obrzędy są w czasie tym, czym w przestrzeni domostwo. Bo dobrze, jeśli nie mamy wrażenia, że płynący czas pożera nas i rozmiata jak garść piasku, ale że nadaje nam pełnię. Dobrze, jeśli czas ma swą wewnętrzną strukturę. Tak i ludzie wtedy przechodzą od święta do święta i od jednej rocznicy do drugiej, jak będąc dzieckiem, przechodziłem z sali obrad do sali przeznaczonej na odpoczynek w głębi pałacu mojego ojca, gdzie każdy krok miał swój wewnętrzny sens”2. Czas nie ma dzisiaj solidnej struktury. Nie jest domem, lecz chaotyczną rzeką. Rozpada się na zwykłe następowanie po sobie punktowych obecności. Pędzi do przodu. Nic go nie zatrzymuje. Pędzący czas nie jest czymś nadającym się do zamieszkania.

Trwałe rzeczy i ulotne emocje

Rytuały stabilizują życie. Parafrazując Antoine’a de Saint-Exupery’ego, można powiedzieć: rytuały są w życiu tym, czym