25 najlepszych polskich startupów - Daniel Kotliński - ebook

25 najlepszych polskich startupów ebook

Daniel Kotliński

3,4

Opis

„25 najlepszych polskich startupów” to pierwsza tego typu publikacja w Polsce, prezentująca rozmowy z szefami 25 najgłośniejszych polskich superprodukcji technologicznych. Od Audioteki, Legimi, Brainly i Migam.org, po Estimote, UXPin, Sher.ly, Base, Craftinity i Zortraxa.

Z ebooka dowiesz się między innymi, jak powstawały nasze najbardziej innowacyjne biznesy, jak wyglądały ich strategie marketingowe, skąd ich założyciele pozyskiwali fundusze, jak wyglądało wchodzenie na rynki zagraniczne i zdobywanie znajomości w USA. Książka skierowana jest zarówno do startupowców, którzy mogą przeczytać, jak firmę prowadzą najlepsi, jak i do osób marzących o stworzeniu własnego startupu, poszukujących wskazówek i porad.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 178

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (78 ocen)
17
15
30
11
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
b00sti

Dobrze spędzony czas

Trochę już nieaktualne, pytania mogły być lepsze, jako inspiracja ok
00
malwina-ziemann95

Dobrze spędzony czas

Dobra książka jednak w dobie AI wiele się zmieniło.
00
Chwastinho99

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa. Można się czegoś dowiedzieć z nowinek technologicznych.
00
Piotrek1915634

Dobrze spędzony czas

Dobra książka dla fanów startupów i nowych technologii
00

Popularność




PARTNERZY PUBLIKACJI:

„25 najlepszych polskich startupów”

Ebook przygotowany, zredagowany i wydany przez Daniela Kotlińskiego

Konwersji do formatu epub/mobi dokonała firma LIBER ELECTRONICUS:www.liberelectronicus.pl

Strona projektu:www.25startupow.pl

Blog projektu:www.medium.com/@startupnadzis

Twitter:www.twitter.com/startupnadzis

Grafika wykorzystana na okładce autorstwa Javiera Pereza, grafika z Ekwadoru.

Portfolio:http://javierperez.ws/

Catania, Warszawa 2014

® All rights reserved

Jeśli znajdziesz błąd, literówkę, będziesz chciał podzielić się swoją opinią albo masz fajną propozycję współpracy i sądzisz, że możemy pogadać, wyślij mi proszę maila na [email protected]. Szybko odpisuję!

NIKT NIE CZYTA WSTĘPÓW

Serwus,

dobór firm, z którymi rozmawiałem, jest zupełnie subiektywny. Nie ustaliłem jednej konkretnej definicji startupu, ponieważ funkcjonują jej różne formy. Faktem, który łączy wszystkich zainteresowanych, to wizja stworzenia odlotowych produktów używanych przez ludzi na całym świecie.

Marcin Beme to założyciel i współtwórca największej w Polsce księgarni audiobooków, ekonomista, matematyk i informatyk. Jego firma funkcjonuje na kilkunastu rynkach europejskich, w 2013 r. wygenerowała 10 milinów zł obrotu i zanotowała 2 miliony zł zysku.

Marcin, dlaczego Audioteka odniosła sukces? I czy w ogóle myślisz o tym, co się teraz dzieje z firmą, właśnie w kategorii sukcesu?

Powiedzenie, że coś odniosło sukces, to trochę uznać temat za zamknięty, a Audioteka ciągle się rozwija. To, co było naszym celem w zeszłym roku, teraz stało się rzeczywistością i automatycznie wykształciło apetyt na osiągnięcie kolejnych, jeszcze ambitniejszych celów. To dla mnie świetna, niekończąca się opowieść. To miło, że Audioteka postrzegana jest jako sukces - ma na koncie sporo nagród, strategiczną współprace z firmami takimi jak Samsung, HTC, Microsoft, Skoda, Volkswagen, odnotowuje regularne wzrosty sprzedaży, ilość użytkowników, otwarcie nowych rynków itd., ale myślę o tym wszystkim w kategoriach nie tyle sukcesu, co przykładzie na to, że idziemy w dobrym kierunku.

Okej, wróćmy do korzeni. Od kilku lat wyraźnie widać boom na zakładanie firm technologicznych. Interesowałeś się wcześniej tematyką? Czytałeś zachodnie portale branżowe albo blogi?

Uwielbiam technologię. Uwielbiam kulturę. Uwielbiam showbiznes. Zawsze chciałem być gwiazdą rocka, ale niestety nie jestem utalentowany w tym kierunku ;) W Audiotece odnalazłem unikalną kombinację wszystkiego, co kocham robić. Nie, nie czytałem wcześniej blogów technologicznych.

Czy to, do czego doszliście z zespołem Audioteki, byłoby możliwe bez wsparcia dużego gracza, jakim jest K2? Nie obawiałeś się „oddawać" 40 procent udziałów swojego „internetowego dziecka" niemal na samym początku drogi?

Myślę, że nie bylibyśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy, bez tego wsparcia. To było dobre partnerstwo na tamte czasy. Dało szybkość działania, duży muskuł technologiczny. Przy bardzo szybkim rozwoju Audioteki to partnerstwo przestało w którymś momencie działać i najlepszym wyjściem było odkupienie akcji K2 - co też zrobiłem w 2013 roku.

Mam wrażenie, że praktycznie co sekundę gdzieś na świecie umiera jeden genialny pomysł na start-up. Dlaczego ludzie z zapałem i wiedzą na temat produktu, który chcą stworzyć, ponoszą porażkę?

Widocznie mają za mało zapału :) Konsekwencja, koncentracja i pasja – jak ktoś nie posiada tego w nadmiarze, to ciężko będzie mu stworzyć coś wyjątkowego, albo nawet coś bardzo zwykłego, ale jednak stworzyć. Jeśli poddasz się za szybko, albo nie wystarczająco wierzysz w swój projekt to też znak, że dany pomysł nie był do końca trafiony. Ja dam się za Audiotekę pokroić!

Czyli gdyby przyszedł do ciebie teraz inwestor, mówiąc, że zapłaci za Audiotekę każdą kwotę, za nic nie zgodziłbyś się jej sprzedać? Nie kusiłoby cię spędzenie reszty życia pod palmą na rajskiej plaży? :)

Nie buduję tej firmy po to, żeby ją sprzedać. Uważam, że prawdziwy sukces startup odnosi wtedy, gdy na horyzoncie pojawi się kupiec oferujący duże pieniądze za sprzedaż firmy, a founder mówi: 'nie, dziękuję'. Chcę wierzyć, że Audioteka to obecnie najlepsza lokata moich własnych oszczędności i czasu, więc dlaczego miałbym to spieniężyć i zainwestować w coś innego?

Pomówmy teraz o waszej misji. „Polska to nie jest kraj dla pisarzy" – myślisz, że mierne zainteresowanie książkami mogłoby zostać podniesione przez audiobooki? Czy też zakupy w Audiotece robią te same osoby, które i tak kupują książki?

Niezwykle ciekawe jest to, że mimo tego, że niestety obserwujemy spadek czytelnictwa, to jednocześnie coraz więcej osób sięga po audiobooki. Dlatego wierzę, że audiobooki są lekarstwem na współczesny tryb życia, gdzie większość treści jest przyswajana przez użytkowników „on the go" i "on mobile". Pozwala to na czynienie ludzi bardziej efektywnymi, mądrzejszymi, przywraca literaturę do życia ludzi, którzy nie mają czasu na tradycyjne czytanie książki.

Czy próbowaliście wejść na rynek jakiegoś kraju z Audioteką, ale po czasie okazywało się, że nie ma popytu na audiobooki albo że jest ktoś lepszy od was, z kim nie dacie rady konkurować?

Od początku Audioteka miała cel zbudowania dominującej pozycji na rynku audiobooków w krajach nieanglojęzycznych. W USA mamy giganta - Audible (już wykupiony przez Amazon), konkurencja z nim teraz nie miałaby najmniejszego sensu.

Klientów może być sporo w reszcie świata.

Tak, właśnie dlatego działamy na rynkach, na których mamy szansę być numerem jeden. W Polsce i Czechach nie mamy konkurencji, w innych krajach często budujemy rynek tak, jak w Polsce 5 lat temu.

Gdzie na świecie obserwujecie teraz najszybsze tempo wzrostu?

W Ameryce Łacińskiej. Wyniki z dnia na dzień naprawdę zaskakują i cieszą.

Założony przez Dawida Piaskowskiego i jego żonę, Joannę, Booklikes to społecznościowa platforma blogowa dla miłośników książek. Twórcy serwisu na podstawie dodanych przez nas książek, książek naszych znajomych oraz znajomych znajomych, chcą przewidywać nasze czytelnicze preferencje niemal ze 100% dokładnością. Obecnie portal działa w wersji niemieckiej, polskiej i angielskiej.

Za powstanie Booklikes odpowiadasz zarówno ty, jak i twoja żona. Zastanawia mnie, czy związanie się z osobą, która pasjonuje się startupami, pomaga w robieniu tego typu biznesu, czy też zawęża horyzonty?

Przede wszystkim Asia jest polonistką, ma doktorat, skończyła też prawo – czyli zupełnie nie była związana z branżą startupową. Jako świeży umysł wniosła bardzo dużo do biznesu i do teraz jest w zasadzie najważniejszą osobą w firmie. Ogarnia takie rzeczy, jakich ja nie ogarniam, jak na przykład... SEO. Zaczynała od zera, a teraz jest w tym totalnym wymiataczem! Nie znam w tym lepszej osoby, a przyznam szczerze, że pracowaliśmy z osobami z zagranicy i to raczej my ich sprawdzaliśmy, niż oni nas uczyli.

A kłótnie? Domyślam się, że wspólne robienie startupu to spore pole do „dywagacji”...

Fakt – oboje mamy mocne charaktery. Na samym początku było ciężko, było głośno, ale teraz umiemy już tak współpracować, że się nie kłócimy praktycznie wcale. Jeżeli teraz komuś na czymś zależy, dochodzi do mocnych dyskusji, które kończą się czymś konstruktywnym. Jestem dumny z tego, że udało nam się to wypracować. Dziś nie wyobrażam sobie nie pracować z Asią!

A jak w takim przypadku wygląda życie prywatne? Chodzi mi o to, że pracując na etacie podział na pracę i życie jest w miarę jasno wytyczony, w przypadku własnego przedsiębiorstwa granica mocno się zaciera – a już w przypadku małżeństwa prowadzącego biznes musi to być skomplikowane. A może nie?

Na samym początku pracowaliśmy od 7 do 21. Teraz naturalnie, zdrowo, pracujemy... tyle, ile trzeba. Czasami trzeba więcej, czasami można sobie pozwolić na mniej. Dorośliśmy do tego, że praca od świtu do nocy jest niekoniecznie najzdrowsza opcja. Nie ustalamy sobie niczego odgórnie, jak trzeba, to przysiądziemy i działamy. Owszem, zdarzało się zarywać nocki.

Dobrze. Więc mamy team managerski Booklikes’a, kto jeszcze z wami współpracuje?

Dwóch programistów i moderatorkę, zajmującą się marketingiem wśród użytkowników.

Booklikes to nie tyle serwis, który wyszedł na rynek zachodni, amerykański, co po prostu zaczął od funkcjonowania tam i później został spolszczony. Co to za taktyka?

Booklikes od początku miał być eksportowany. Polska jest krajem na tyle dużym, by czuć się w nim bezpiecznie i myśleć w stylu: rozwińmy serwis na Polskę, żeby tam pozostać, bo i tak zarobimy. Jest jednocześnie krajem za małym, by globalnie cokolwiek znaczyć.

Poza tym, mamy raczej niewiele przykładów na startupy, które z rynku lokalnego, stały się rozpoznawalne globalnie. Najwięcej jest przykładów firm, które lokalne były na rynku amerykańskim i stamtąd uderzały na resztę świata. Zresztą, nie oszukujmy się, angielski jest językiem internetu.

To ostatecznie, ile macie wersji językowych?

Trzy – angielską, niemiecką i polską.

Zawsze w przypadku startupów, które próbują eksploatować niszę, jaką stanowią czytelnicy, zastanawia mnie, czy to opłacalne. Opłacalne?

Nie jesteśmy na plusie, bo wszystko, co zarobimy, inwestujemy w rozwój. Ale nie ma tu akurat znaczenia fakt, że działamy z czytelnikami – to użytkownicy jak wszyscy. Problem jest jedynie z klientami biznesowymi...

To znaczy?

Z wydawnictwami chociażby czy księgarniami. Polski e-commerce jest w opłakanym stanie. Programy afiliacyjne, co tak świetnie działa w przypadku Amazona, do dziś praktycznie nie istnieje w Polsce.

O proszę.

Tak. A księgarnie internetowe są zacofane jeszcze bardziej, niż cały e-commerce, który, powtarzam, ślęczy na kolanach. To jest trudny klient.

Ale w jakim sensie?

Kojarzysz Merlin.pl? Ta strona internetowa to tragedia. Empik? To samo. Kiepska funkcjonalność, brak afiliacji, niechęć współpracy, niechęć wobec sięgania po nowe narzędzia. Nie jest to rynek amerykański, który ciągle szuka nowych rozwiązań, by dotrzeć do klienta. Tam wydawnictwa piszą do nas, do Booklikes, że super im się współpracuje z blogerami i co mogą więcej zrobić.

Zapraszacie te wydawnictwa, by korzystały z waszej platfromy?

Zupełnie nie. Oni przyszli do nas z poleceń, bo testują nowe rzeczy. Mimo, że nie jesteśmy super wielcy, próbują. W Polsce absolutnie tego nie ma, wręcz przeciwnie; bronią się, by nie używać najnowszych narzędzi i technik sprzedaży.

Na ile Booklikes „ostygł” już po pierwszej startupowej fazie? Na jakim obszarze teraz się koncentrujecie?

Nie ostygł! Praktycznie nieustannie się zmieniamy i wprowadzamy nowe funkcjonalności.

Kiedy?!

W przyszłym tygodniu.

Jak to?

Tak. W przyszłym tygodniu, i w następnym też. I w kolejnym. Dokładnie tak działamy: co czwartek wprowadzamy nową rzecz. Dyskutujemy z użytkownikami, co to jest, wymieniamy dziesiątki maili, zbieramy feedback, co się podoba, a co nie, co mamy zmienić. Co tydzień nowa rzecz. Teraz wprowadziliśmy kluby książkowe; użytkownicy mogą czytać razem, później o niej dyskutować – to bardzo pożądane na rynku amerykańskim zwłaszcza. Uruchomimy również stronę Booklikes dla użytkowników niezalogowanych, by mogli już coś więcej zobaczyć. Mamy swoje plany, ale mamy też plany userów właśnie.

Ile osób korzysta z Booklikes?

U nas możesz mówić o aktywnych blogerach książkowych i ich czytelnikach. Nie śledzimy użytkowników naszych użytkowników, ale ta pierwsza grupa przekroczyła 60 tysięcy osób. To osoby, które niemal codziennie coś robią w portalu; piszą, komentują, udzielają się w dyskusjach.

No i jaki macie pomysł na monetyzację tej grupy?

U nas każdy użytkownik może używać własnych programów afilacyjnych. Zachęcamy użytkowników, by podłączali własne programy partnerskie – i zarabiali. My chcemy z kolei zarabiać na czymś innym, na wyróżnianiu danych książek. Dla nas idealne byłoby jednak, gdyby sto procent użytkowników miało podpięte swoje programy i zarabiało na wpisach.

Fajnie! Ale z czego tak dokładnie wy macie zysk?

Oczywiście, również programy partnerskie. DailyDeale czy promowanie książek zlecone przez wydawnictwo, za które pobieramy opłaty.

Wracając do rozwoju portalu. Dotarłem niedawno do informacji, że startup działający na rynku B2B powinien rozwijać się z prędkością... 20 procent miesięcznie. Mało tego! Działając w obszarze B2C, powinien to robić jeszcze szybciej. Jak wygląda dynamika waszego rozwoju w tym kontekście?

Jeśli mówi to polski inwestor, odpowiedziałbym mu, że jeżeli zacznie inwestować na poziomie amerykańskich funduszy, to takich wzrostów może oczekiwać. W innym wypadku to jest nierealne. Wiesz, bardziej od superdynamicznego rozwoju interesuje mnie fakt bycia zadowolonym z tego, co robię. To może brzmi dziwnie, trochę za prosto, ale w moim pojęciu sukcesu najważniejsze jest to, czy czuję zadowolenie. Nie interesują mnie w tym momencie pieniądze, naprawdę.

Brainly, w Polsce znane jako Zadane.pl, to grupa portali edukacyjnych, która chce w globalny sposób wpłynąć na to, jak dzieciaki z całego świata przyswajają i wykorzystują wiedzę. Z serwisu skorzystało już 40 milionów uczniów z 35 krajów świata. Za Brainly odpowiedzialny jest Michał Borkowski, Tomasz Kraus oraz Łukasz Haluch, z którym rozmawiałem.

No to jak to jest z tym Brainly – 40 milionów użytkowników, a wciąż brak wyraźnych oznak monetyzacji...

To nie jest tak, że w ogóle nie zarabiamy, pewne wpływy z reklam są, aczkolwiek fakt, nie są to na tyle duże kwoty, żebyśmy się samodzielnie mogli utrzymać. Idziemy drogą rozwoju przez zdobywanie kolejnych inwestycji, które pomagają w miarę szybko budować ogromną skalę działania.

Ale jakieś plany zarobkowe musicie mieć.

Główny model pytań i odpowiedzi w ramach naszej społeczności zawsze będzie darmowy. W ogóle nie planujemy w tym momencie żadnych modeli biznesowych, które opierałyby się na podstawowej funkcjonalności, jaką jest pomoc w zadaniach domowych. To, w jaki sposób będziemy docelowo monetyzować serwis będzie zależało od tego, jak portal będzie wyglądał w przyszłości – naszym priorytetem jest głównie budowanie skali, tak, by w 2015 roku osiągnąć 100 milionów unikalnych użytkowników.

I co wtedy?

Gdy osiągniemy tę masę krytyczną, będziemy szukać wzoru monetyzacji, który byłby w miarę uniwersalny na całym świecie. Nie chcemy się rozdrabniać na każdy kraju z osobna, bo byłoby to kosztowo nieefektywne i pewnie przychodowo też, chcemy więc znaleźć jeden model, który będzie wszędzie działał automatycznie. Rozważania tego typu jednak zostawiamy sobie na później, teraz jesteśmy w stu procentach skoncentrowani na budowaniu zasięgu.

Nie od dziś wiadomo, że realna wycena firmy i taka opierająca się na potencjalnych dochodach to dwie różne rzeczy, ale zastanawiam się, kiedy Brainly będzie warte miliard dolarów?

Mam nadzieję, że już niedługo :) Tak serio, nie zastanawiamy się, kiedy firma będzie warta miliard, chcemy budować świetny produkt dla użytkownika i wierzymy, że jeżeli dostarczymy odpowiednią wartość milionom uczniów na świecie, to będziemy tyle warci. Nie odmierzam tego jednak w miesiącach czy latach, skupiamy się na naszym długofalowym celu poprzez realizację celów krótko- i średnioterminowych. A kiedyś tą ewaluację osiągniemy – bądź nie. To nie jest cel sam w sobie, naszą misją jest zmiana edukacji i przeniesienie jej na inny poziom.

Gigantyczna baza użytkowników, jaką posiadacie, plasuje Was prawdopodobnie na pierwszym miejscu wśród polskich startupów działających za granicą. Czujecie się w jakiś sposób związani z tutejszym ekosystemem technologicznej przedsiębiorczości? A może będziecie przejmować lokalne portale działające w waszym segmencie?

Jeśli patrzymy na to z punktu widzenia spółki, w tej chwili nie planujemy przejęć, akwizycji, tym bardziej na rynku polskim. Z kolei przyjmując optykę naszego teamu, bardzo mocno angażujemy się w eventy startupowe, mamy swoje prelekcje, chętnie w nich uczestniczymy i budujemy network. Pomaga nam to tworzyć markę wśród naszych potencjalnych, przyszłych pracowników. Jest też trzecia perspektywa; ja, Michał czy Tomek staramy się wspierać startupy z naszego otoczenia. Inwestujemy, ale nie tylko pieniądze, a także swój know-how. Przykładem może być chociażby Allani.pl, założone przez naszego dobrego znajomego i działające w segmencie modowym, ja osobiście wspieram Positionly, działający w branży SEO i inbound marketingu. Odpowiedź na twoje pytanie jest wielowątkowa: jest pozycja firmy, teamu i samych założycieli, co trzeba znacząco od siebie oddzielić.

Okej. Wracając do produktu. Zakładacie większą „socjalizację” portalu? W którą stronę chcecie pójść, rozwijając Brainly?

Kierunek rozwoju serwisu determinują potrzeby naszych użytkowników. Największą zdiagnozowaną przez nas potrzebą jest chęć zdobywania wiedzy, nauka i my tak naprawdę dopasowujemy każdą swoją funkcjonalność tylko po to, by wspierać tą jedną rzecz. Jeśli kiedyś w przyszłości okaże się, że będzie zapotrzebowanie na czat – który swoją drogą mieliśmy i usunęliśmy, bo nie był używany – i będzie on pomagał w rozwijaniu tego modelu nauki w internecie, to go zrobimy. Nie będziemy tworzyć sztucznych użyteczności, tylko po to, żeby serwis wyglądał na większy i niby fajniejszy. Nie tworzy się kopii innych, portali wielofunkcyjnych, które jak są do wszystkiego, to są do niczego – skupiamy się na jednej wartości i zastanawiamy się, jak to usprawniać.

To jest kręgosłup naszego biznesu i bonusy typu dodawanie zdjęć czy lajkowanie robione tylko dlatego, że to teraz modne, odpada. Oczywiście, nie zamykamy żadnej furtki – serwis ewoluuje wraz z używającymi go osobami, z ich świadomością, to się wszystko zmienia w czasie. Inaczej myśleli uczniowie, gdy startowaliśmy w 2009 r. i zupełnie inaczej konsumują content w internecie teraz. I my się musimy do tego dostosować, to bardzo dynamiczne środowisko.

Opowiedz proszę, jak wyglądał proces wchodzenia na kolejne rynki.

W momencie, gdy zaczynaliśmy z internacjonalizacją, nie podchodziliśmy do tego zagadnienia od strony kraju, tylko od strony języka. Pierwszym naszym serwisem zagranicznym był serwis rosyjskojęzyczny, który trafiał do wszystkich krajów, gdzie ludzie posługują się rosyjskim; na Ukrainę, do Białorusi, do Rosji oczywiście, Kazachstanu i tak dalej.

Ciekawe podejście, za jednym zamachem powiększacie swój target o miliony osób.

Tak jest. Później uruchamialiśmy wersję hiszpańskojęzyczną, co załatwiało nam latynoamerykańską część świata. Później uruchomiliśmy wersję portugalską, którą – po liftingu językowym – odpaliliśmy w Brazylii.

Można więc powiedzieć, że skalowalność Brainly jest o tyle oczywista, że wystarczy stworzyć kolejną wersję językową i tyle.

Uruchomiliśmy niedawno kilka wersji serwisów anglojęzycznych. Tu nie było tak prosto.

Jak to? Właśnie to akurat wydawało mi się najprostsze!

Widzisz, w krajach hispanojęzycznych czy, tym bardziej rosyjskojęzycznych, mentalność ludzi jest do siebie zbliżona. Z kolei kraje anglojęzyczne to różnorodna mieszanka: z jednej strony mamy Singapur czy Australię, a z drugiej Amerykę Południą, Nigerię, Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię. To są totalnie różne światy. Inne są formuły nauki, inne systemy edukacyjne – i tutaj wchodzenie do tych krajów nie było tak oczywiste, jak przetłumaczenie portalu na angielski.

Kupujecie lokalne odpowiedniki waszego produktu?

Nie, nigdy nie wchodzimy na rynek poprzez akwizycję. Ale tak naprawdę, poza USA, gdzie mieliśmy swój odpowiednik działający gdzieś od 2010 roku, to w małej ilości krajów spotkaliśmy coś podobnego czy identycznego do nas. Raczej wszędzie się powielały schematy serwisów w stylu ściąg i bryków, a mało było takich social learningowych serwisów.

W tych krajach, gdzie Brainly funkcjonuje, macie swoje przedstawicielstwa? Jak wygląda koordynacja działania takiego międzynarodowego portalu?

Wszystko mamy w Krakowie – tak z punktu widzenia teamu. Mamy dział international, country managerów, ale jest też kwestia moderatorów. Co prawda, te osoby nie są zatrudnione u nas sensu stricto, wyłuskaliśmy ich spośród użytkowników, zaproponowaliśmy im współpracę i oni w ramach wolnego czasu pomagają nam o dbanie o jakość treści. I to faktycznie jest grupa rozsiana po całym świecie.

Jak liczna jest ta grupa?

To jest kilkaset osób, ponad 500 na chwilę obecną.

To przejdźmy teraz do problemów, z jakimi się borykacie. Jakie są największe przeszkody, które musicie pokonywać w trakcie rozwoju produktu? W sieci sporo osób punktuje kwestie wiarygodności udzielanych na portalu odpowiedzi. Ciekawi mnie, jak zadbać o to, by te odpowiedzi były rzetelne i wiarygodne? Na tym w końcu budujecie zaufanie do Brainly.

My też sobie to pytanie zadajemy codziennie rano! To bardzo trudne. Wychodzimy z takiego założenia, że każdy użytkownik ma prawo dzielić się wiedzą, którą posiada. Nie jesteśmy w stanie sprawdzić każdej odpowiedzi, jaka się pojawia, bo to są dziesiątki tysięcy dziennie. Cały czas jednak pracujemy nad algorytmami, które będą wyłuskiwać te najlepsze i je eksponować. Budujemy też system punktów i doceniania tych odpowiedzi, które są przez społeczność uznawane za najbardziej przydatne. Tak to jest z wiedzą społecznościową. Nieodzownym wsparciem są też moderatorzy, wyłapujący spam, trolling i wulgaryzmy. Premiujemy tych, którzy udzielają naprawdę użytecznych odpowiedzi, zapraszamy ich do teamu moderatorskiego, ale tak naprawdę to wszystko jest ciężką, ciągłą pracą.

Dla mnie osobiście o wielkiej wartości waszego portalu świadczy fakt, że masa użytkowników udziela odpowiedzi, stara się, by były one poprawne, z czystej frajdy.

Tak, to niesamowite. Zakładając portal wiedzieliśmy, że ludzie będą pytać. Ja sam byłem w szkole dobry z matmy, ale kiepski z chemii. Bardzo lubiłem pomagać ludziom właśnie z matematyki, ale nienawidziłem chemii. Gdyby to było wtedy możliwe, z chęcią bym wszedł do sieci i zapytał, jak sobie z nią poradzić, a jednocześnie mógłbym udzielać wsparcia w zakresie przedmiotu, z którego byłem mocny. Budując jednak produkt zastanawialiśmy się, co trzeba zrobić, by prócz pytających, byli też odpowiadający. To, co nas mega zaskoczyło, było to, że w pierwszym tygodniu działania nie musieliśmy sami nic robić. Ja sądziłem, że pierwsze kilka tygodni będę po prostu siedział i odpowiadał, okazało się jednak, że błyskawicznie znalazły się osoby, które w ramach pomocy innemu człowiekowi robiły to za nas. To było super!

Gdy powiedziałem żonie, że będę robił serwis, w którym uczniowie będą sobie wzajemnie rozwiązywać prace domowe, to ona pukała się w głowę :) Takie jest początkowe myślenie, a nagle w trakcie okazuje się, że to zupełnie działa.

Koniec końców, czy Wikipedia nie działa na podobnej zasadzie? Każdy może rozwijać hasła, na których się zna, treści są z kolei moderowane przez innych użytkowników, czasem oznaczane jako niewiarygodne albo wciągane na stronę główną jako te wzorowe.

W pewnym sensie tak, tyle tylko, że Wikipedii brakuje jednego czynnika, który my posiadamy – społeczności. Możliwość kontaktu między użytkownikami. To znaczy – jasne, to encyklopedia tworzona przez internautów, piszących na stronach edycyjnych o błędach i tak dalej, ale ja nie mogę dziś wejść na stronę danego hasła i zapytać jego autora: hej, w trzeciej linijce jest coś, czego nie rozumiem, wyjaśnij mi to proszę. Mamy to w Brainly, jak człowiek chce o coś zapytać, to robi to od razu i szybko dostaje odpowiedź. To jest nasza największa wartość.

Obecnie startup prowadzą Andrzej Brożek oraz Mateusz Opala. Ich pomysłem jest wykorzystanie w szeroko rozumianym biznesie tzw. deep learningu. Uczą hierarchiczne reprezentacje danych, co może być wykorzystywane od systemów rekomendacyjnych po wykrywanie oszustw internetowych.

Data science, machine learning, deep learning, AI... Obracacie się w semantycznie skomplikowanej rzeczywistości ;) Chciałbym dowiedzieć się, czym de facto się zajmujecie?

Zajmujemy się głównie deep learningiem. Jest to podzbiór szerokiej dziedziny sztucznej inteligencji. Wgłębiamy się w to na poważnie od kilku lat.

I założyliście startup.

Postanowiliśmy ruszyć ze startupem, bo nie co dzień trafia nam się okazja do zbudowania czegoś tak interesującego. Mamy ku temu świetne warunki, krakowskie środowisko startupowe gwałtownie się rozwija, mamy przyjazne stosunki z AGH i popyt na deep learning wciąż rosnie. Nie wykorzystanie tej okazji byłoby ogromnym błędem.

Z racji, iż dziedzina, w której postanowiliście działać, jest dosyć wąska, moglibyście na konkretnych przykładach przybliżyć, na czym będziecie zarabiać?

Na uczeniu hierarchicznych reprezentacji danych. Wyjaśnię na przykładzie. Gdy napiszę zdanie na kartce “I'm sorry, Dave. I'm afraid I can't do that” i zabiorę ci tę kartkę sprzed nosa, a następnie każę ci owo zdanie odtworzyć, to zrobisz to bez problemu. Co najwyżej użyjesz jakiegoś synonimu. Jeśli z kolei każę ci odtworzyć zdanie “对不起,戴夫。恐怕我不能这样做。” to aby to zrobić, będziesz musiał zapamiętać każdą kreskę. Jest tak dlatego, że twoja sieć neuronowa nauczyła się efektywnej reprezentacji języka angielskiego.

Przechowujesz koncepty takie jak “I’m sorry” na wysokim poziomie abstrakcji i ich odtworzenie nie wymaga wysiłku. W przypadku chińskiego, jesteś zmuszony tamto zdanie przechowywać na niskim poziomie abstrakcji - w postaci kresek, stąd też trudności z jego odtworzeniem.

W procesie konstruowania modeli uczenia maszynowego możemy zazwyczaj wyróżnić dwie fazy. W pierwszej tworzymy reprezentację danych, a w drugiej dokonujemy klasyfikacji lub regresji. Dotychczas około 90% czasu naukowca zajmowało tworzenie reprezentacji danych. Sieci neuronowe pozwalają na automatyzację tego etapu, czyli na wspomniane już wcześniej uczenie hierarchicznych reprezentacji danych. Jak powiedział Jeff Hawkins - autor książki On Intelligence, kluczem do sztucznej inteligencji jest właśnie reprezentancja danych.

Brzmi nieźle. W jaki sposób można to wykorzystać?

Widzimy ogromny potencjał dla zastosowań deep learningu, począwszy od obecnie istniejących technologii, które można ulepszyć - np. systemy rekomendacyjne, a skończywszy na automatyzacji czynności, które do tej pory uznawane były za domenę ludzi, np. sterowanie samochodem.

Dobra, zdajecie się być ludźmi, którzy mogą odpowiedzieć na to pytanie: na jakim etapie, jako ludzkość, jesteśmy, jeśli chodzi o rozwój sztucznej inteligencji? Ostatnie doniesienia, związane z sukcesem Microsoftu pokazują, że chyba dalej, niż się wszystkim wydaje... Co dawna firma Billa Gatesa tak konkretnie osiągnęła?

Tak naprawdę ciężko powiedzieć, na jakim etapie rozwoju sztucznej inteligencji jesteśmy. Pozostaje zbyt wiele problemów do rozwiązania, aby podać datę powstania realnej, sztucznej inteligencji. To, co Microsoft Research zrobił, to wytrenował sieć neuronową, która przydziela obrazki do odpowiednich kategorii lepiej, niż to robią ludzie.

I jakie to ma znaczenie dla świata?

Jest to kolejny przykład na to, że za jakiś czas maszyny zastąpią nas w wykonywaniu zadań, co do których wydawało nam się, że wymagają intelektu.

Jak się zastanowię, to przychodzi mi do głowy kilka zastosowań marketingowych tej technologii - jak na przykład skrypt uczący się moich zachowań po to, by w określonych sytuacjach pokazywać określone reklamy. Ciekawi mnie jednak, gdzie najszybciej i najefektywniej można stosować AI?

Nasuwa nam się kilka zastosowań: przewidywanie, kiedy klient chce odejść (czyli zapobieganie customer attrition), segmentacja rynku (systemy oparte na AI mogą dokonać segmentacji, która byłaby nieintuicyjna człowieka), systemy rekomendacyjne, detekcja anomalii (wykrywanie nietypowych zachowań klientów, które inaczej trudno byłoby zmonetyzować) lub wykrywanie nietypowych transakcji(np. oszustw).

To ciekawe – w jaki sposób deep learning może pomóc w wykrywaniu oszustw?

Największą zaletą deep learningu jest automatyczne wykrywanie istotnych atrybutów w morzu danych. W przypadku wykrywania oszustw oznacza to, że programiści nie muszą precyzować rodzaju oszustw, jakie mogą wystąpić oraz przewidywać warunków, w jakich dochodzi do „przekrętów”.

Proszę sobie wyobrazić przypisanie każdemu zachowaniu użytkownika punktu w przestrzeni. Teraz wystarczy na taką przestrzeń spojrzeć i zwrócić uwagę na punkty znajdujące się w niej daleko od skupisk innych punktów. Takie punkty to właśnie anomalie, których szukamy. Oczywiście tym anomaliom później przygląda się człowiek i decyduje, czy jest to oszustwo, czy po prostu nietypowe zachowanie jakiegoś klienta.

Słyszałem ostatnio, że z tej metody korzystać chce PayPal.

Paypal dodaje funkcjonalnosci deep learning do obecnie istniejacego systemu detekcji anomalii. Z tego co wiemy, to nie dokonali nowych odkryć w dziedzinie deep learning, tylko stosują standardowe modele.

A kwestia ochrony prywatności, którą deep learning, jak sobie wyobrażam, może łatwo naruszać? Czuję ciarki, gdy myślę o inwestycjach rządów w tę technologię…

Większość ludzi nie jest świadoma ile danych jest o nich zbieranych. Transakcje finansowe są katalogowane, zachowania na portalach społecznościowych są zapisywane, piesi i samochody są nagrywani, niektóre strony internetowe monitorują nawet ruch kursora na ekranie. Techniki deep learning ułatwią tutaj analizę danych już zbieranych, same w sobie ich oczywiście nie zbierają. Możemy pocieszać się tym, że dzięki Snowdenowi ciężej jest agencjom rządowym zatrudnić specjalistów.

Okej, jestem spokojniejszy.Kilka dni temu pojawiła się informacja, że IBM kupił stosując w biznesie AI startup AlchemyAPI, choć jego CEO wcześniej zapierał się, że firma nie jest na sprzedaż. Pojawiły się pogłoski, że do przejęcia doszło tylko po to, by w zarodku zdusić ich usługi, a pracowników uczynić zapleczem naukowym. Sądzicie, że duże podmioty będą dążyć do wczesnej monopolizacji rynku? Blokować Wasze działanie patentami? Innymi słowy – jakie zagrożenia dostrzegacie, współtworząc zupełnie nowy rynek?

Tak zwane acquhire [złożenie acquistion i hire] to norma na rynku, często duże firmy przeoczają duże trendy, deep learning jest kolejnym takim przypadkiem. Większość ludzi ma swoją cenę, łącznie z inżynierami AlchemyAPI. IBM interesuje sią AI już od dawna i zakup ten pozwoli im odrobić straty do liderów w dziedzinie deep learning.

Monopolizacja rynku, a mówiąc bardziej precyzyjnie, tworzenie się oligopoli, jest naturalną konsekwencją prawa patentowego. W przypadku deep learningu, nacisku w branży na współpracę ze środowiskiem naukowym i publikowaniem dokonań, nie widzimy zagrożenia ze strony pozwów o naruszenie patentów.

Chyba nie ma w Polsce firmy, która oferowałaby podobne rozwiązania, to znaczy stosowanie deep learningu w celach zarobkowych.

Fakt, też nie znamy innej firmy w Polsce, która koncentruje się na deep learningu, aczkolwiek istnieją firmy, które zajmują się sztuczną inteligencją w celach zarobkowych.

Jednocześnie Wasza komunikacja marki odbywa się tylko w języku angielskim, z czego nie trudno wnioskować, jakie są Wasze ambicje rozwoju. Opowiedzcie proszę o planach biznesowych - jak zamierzacie rozwijać startup, chcece pozyskać inwestorów, a może już macie propozycje?

Obecnie stosujemy boostrapping, czyli finansujemy się sami bez pomocy inwestorów. Oczywiście, jeśli dostaniemy interesującą ofertę, to się nad nią zastanowimy. Obecnie szybko się rozrastamy, do teamu nowi pracownicy dołączają średnio co półtora tygodnia. To wszystko, co na razie możemy powiedzieć.

Mam to szczęście z Wami rozmawiać, gdy jesteście w początkowej fazie rozwoju firmy...

Tak, jesteśmy w fazie gwałtownego rozwoju i pracujemy nad skalowalnym modelem biznesowym. Traktujemy naszą firmę jako startup wg definicji Erica Riesa, czyli instytucję powstałą w celu dostarczenia produktu lub usługi w warunkach ekstremalnej niepewności.

Mówiąc o tak innowacyjnej technologii, można sobie tę ektremalną niepewność łatwo wyobrazić. Jak wielki może być rynek na Wasze i tego typu usługi? Czy to dziedzina, w kierunku której zdecydowanie warto się kształcić?

Rynek na nasze usługi jest ogromny. Tak, jest to nauka w której warto się kształcić! Jest zdecydowanie zbyt mało ekspertów w tej dziedzinie. Jak to powiedział Peter Lee, który zarządza Microsoft Research: “W tamtym roku koszt światowej klasy eksperta w deep learningu był mniej więcej taki sam, jak koszt jednego z lepszych rozgrywających w NFL [National Football League, amerykański football].”

Ale czy polskie uniwersytety przygotowują absolwentów do tego, by faktycznie mogli rozpocząć działalność w tych obszarach? I jak to wygląda na świecie?

Na świecie istnieje tylko kilka ośrodków z dużym stężeniem specjalistów od deep learningu. Dominują tutaj Uniwersytety w Toronto, w Montrealu, NYU, Lugano, Stanford i Berkeley. Na AGH znamy dwóch pracowników naukowych, którzy mieli styczność z tematem i z którymi mieliśmy przyjemność współpracować.

Czy odpowiedź na odwieczne pytanie pt. "czy sztuczna inteligencja okaże się inteligentniejsza od człowieka i go wykończy" padnie w ciągu najbliższych 50 lat?

Jest dla nas oczywiste, że maszyny będą szybciej przetwarzały dane od człowieka w przyszłości. Problem z odpowiedzią na to pytanie polega na tym, że inteligentne maszyny będą prawdopodobnie znacznie się różnić od człowieka i porównywanie ich intelektu z naszym może nie mieć sensu, podobnie jak pytanie, czy łodzie podwodne potrafią pływać.

Sami jesteśmy ciekawi czy padnie na to pytanie odpowiedź w ciągu 50 lat.

Estimote to firma założona przez Łukasza Kostkę i Jakuba Krzycha (odpowiada na pytania), która odpowiedzialna jest za produkcję iBeacons – pierwszych tego typu urządzeń na rynku, które wykorzystując Bluetooth Low-Energy, technologię zapoczątkowaną przez Apple, potrafią w spersonalizowany sposób komunikować się z urządzeniami mobilnymi.

Inwestor i startupowiec, Steve Blank, stwierdził, że jednym z kryteriów budowy odnoszącego sukcesy, skalowalnego startupu, jest 100-milionowa populacja kraju. Jeśli w danym państwie ludzi mieszka mniej, firma ma tylko jedną drogę: Go global or die local. Od początku mierzyliście w zachodnie rynki, czy próbowaliście przetestować ideę na lokalnym poletku?

Kiedy zakładaliśmy ze wspólnikiem Estimote, od razu przyjęliśmy, że nasz produkt będzie dla odbiorcy globalnego. Wiedzieliśmy, że Polska nie może być rynkiem docelowym, a to z bardzo błahego powodu: w Polsce nie ma i nie było w czasie, gdy zakładaliśmy firmę, dostatecznie dużej penetracji smartfonów. Istotą interakcji między rozmieszczonymi w terenie urządzeniami a ludźmi jest potężny komputer, który każdy ma w kieszeni.

Owszem, zaczęliśmy budować produkt w Polsce, prowadzić testy, zyskaliśmy tu kilku klientów, ale zdaliśmy sobie sprawę, że potrzebujemy bardziej zaawansowanego rynku, jeśli chodzi o technologie mobilne i dla nas naturalnym kierunkiem były Stany Zjednoczone.

W jaki sposób nawiązaliście kontakty umożliwiające zaistnienie w USA?

Nie znaliśmy wczesniej nikogo w USA i nie wiedzieliśmy, w jaki sposób tam się przebić, więc postanowiliśmy przejść przez Y Combinator. Początkowo wydawało mi się, że ja jestem na to... za stary. Między mną a Łukaszem (wspólnikiem) jest 5 czy 6 lat różnicy wiekowej! Sądziłem, że to „zabawa” dla młodych przedsiębiorców, ja przecież w tym czasie miałem już za sobą AdTaily i akwizycję Agory, ale Kostka mnie przekonał, żebyśmy spróbowali. Spróbowaliśmy i przeszliśmy przez akcelerację. No i to był nasz ha(c)k – nagle doklejono nam łatkę eksluzywnego startupu, bo tych, które działały w ramach Y C. jest kilkaset na wiele, wiele tysięcy aplikujących każdego roku. To z kolei nam otworzyło dojścia do inwestorów i prasy, co oczywiście wprost przekuliśmy na produkt. Wiedzieliśmy, jak pozyskane środki zamienić w świetne produkty promowane na rynku amerykańskim.

No dobra. Od czasu, gdy machina o nazwie Estimote ruszyła, mija mniej wiecej rok. Ciekawi mnie, jak z tej perspektywy widzisz rozwój rynku, na którym działacie?

Wiesz, odkąd zrozumieliśmy, że oto wszystkie współczesne urządzenia – smarftony, Google Glass, wearable i tak dalej – będą komunikować się spójnym, ustandaryzowanym językiem –Bluetooth Low Energy – nie było innej drogi, niż robić firmę. Jestem w stanie dać sobie obciąć lewą i prawą rękę, że beacony i technologie sensoryczne oparte o niskonapięciowe rozwiązania będą wkrótce absolutnie wszędzie. I nikt nie ma żadnych wątpliwości, że już wkrótce każdy obiekt, który będziemy kupować: mebel, urządzenie czy ubranie będą posiadać mikroprocesor, który będzie się komunikować z innymi obiektami. Prawo Moore’a mówi wprost, że moc tych małych komputerków będzie się podwajać co 18 miesięcy, a ich cena będzie regularnie spadać. Perspektywa ostatniego roku tylko nas w tym utwierdza.

Dobra, to na czym koncentrujecie się w tym roku?

Na budowie swoistej platformy dla programistów, która pozwoli im na tworzenie aplikacji dostarczających kontekst, łączących fizyczny i cyfrowy świat. A czy będzie się to odbywać w takiej formie czy innej, to już jest kwestią wtórną. Ostatni rok był dla nas fenomenalny – nie sądzę, by w Polsce działała jakakolwiek inna spółka, która ma tak znakomitych klientów i parnetrów, jak my, tak szybko adaptuje nowe technologie i pomaga to robić innym. Rynek, na którym działamy, jest po prostu gigantyczny!

Cały czas próbuję zrozumieć, jak to się w ogóle stało, że tak się wstrzeliliście w trend, który postanowiło kreaować Apple...

Partnerujemy z Apple od jakiegoś czasu i przychodzi nam to łatwo, a to dlatego, że czujemy, jaka jest ich misja – oni starają się dostarczyć finalnemu odbiorcy jak najlepsze doświadczenie.