29,93 zł
Ale jeśli pójdziesz przeciwko stu i powiesz sobie: „Ja wybrałam! Wiem, że to śmierć, wiem, że to zatracenie, ale robię to dla siebie”. Wtedy w walce jest wolność. Tylko nie patrz na innych. Zobacz samą siebie we własnych oczach. Nigdy nie patrz na innych. Wolność to ty, kotku. Tylko ty!
Aby odnaleźć swoją wolność, Księżczniczka musiała spaść na dno piekła i zostać niewolnicą. Aby odnaleźć honor, musiała zostać dziwką. Aby odnaleźć samą siebie, musiała samą siebie porzucić.
Oto historia Achai, najwaleczniejszej księżniczki świata, której szczęście zostało na drodze do Syrinx.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 734
siążę Archentar, jeden z siedmiu wielkich książąt Królestwa Troy, siedział zasępiony na zalewanym czerwonymi promieniami zachodzącego słońca tarasie zamku. Młodziutki paź, który przyniósł wiadomość, stał za nim, przestępując z nogi na nogę, nie wiedząc, czy ma odejść bez pozwolenia, czy stać, narażając się na gniew pana, jeżeliby ten uznał, że zadanie chłopca skończyło się wraz z przyniesieniem listu. Paź dopiero zaczynał służbę na zamku. Jeszcze dziesięć dni temu mieszkał u rodziców w wiosce, potem zabrano go i wystrojono w dworskie szaty. Owszem, był wcześniej przyuczany do służby, ale co innego nauki, a co innego poczuć na własnej skórze, co to jest obowiązek. Teraz cierpiał z powodu niewiedzy.
Książę Archentar jednak w najmniejszym stopniu nie zwracał na niego uwagi. Trwał zasępiony w przepastnym fotelu ustawionym tak, żeby można było podziwiać rozjaśnione teraz blaskiem słońca morze. Półprzymknięte oczy zdawały się sugerować, że drzemie, ale nie, książę nie spał, jego myśli krążyły intensywnie wokół córki – piętnastoletniej Achai. Achaja była niezwykle wykształconą dziewczyną – nawet jak na warunki Królestwa Troy, gdzie nie odmawiano dziewczętom prawa do nauki. Z natury bystra i inteligentna, pod ręką najlepszych nauczycieli szybko przerosła większość chłopców.
Achaję nauczono pokonywać kobiece słabości, wyszkolono w fechtunku tak, że była w stanie władać nie tylko krótkim mieczem piechoty, włócznią, nożem i sztyletem, ale nawet dwuręcznym, ciężkim mieczem rycerskim z łatwością równą tej, z jaką inne dziewczęta posługiwały się igłą do haftowania. Szermierskie zdolności młodej księżniczki pozwalały ciężką szablą jazdy odpierać ataki nawet dwóch naraz instruktorów fechtunku. Achaja potrafiła strzelać z łuku jak chłopak, biegać i pływać jak chłopak, jeździć na koniu jak chłopak, z rozstawionymi nogami, ale... Ale chłopcem raczej nigdy nie zostanie. I ta właśnie myśl mąciła spokój wielkiego księcia.
Od śmierci pierwszej żony stracił nadzieję na posiadanie męskiego potomka. Według prawa to Achaja miała po nim dziedziczyć tytuł wielkoksiążęcy. Ale jako kobieta nie mogła zasiadać w Radzie Królewskiej, co spędzało Archentarowi sen z oczu i napawało go wstydem, ilekroć musiał uczestniczyć w zebraniach sam, podczas kiedy inni książęta byli tam z synami. Czuł, że paliły go policzki, kiedy Achaja musiała pierwsza pochylać głowę przed ludźmi z rodów daleko niższych niż jego, przed byle chłopcem, który ledwie miał tytuł szlachecki. Archentarowi było żal Achai, ale jednocześnie coś w głębi jego umysłu chciało ukarać niewinną dziewczynę, dziewczynę albo jego samego, i perfidnie brał ją ze sobą wszędzie tam, gdzie mogła być narażona na upokorzenia. Achaja znosiła to dzielnie, z jakimś przedziwnym wewnętrznym spokojem zbudowała sobie własny świat, gdzie kryła się, ilekroć ktoś dokuczał jej za bardzo. Ale to nie wystarczało Archentarowi.
Kiedy tylko król udzielił mu dyspensy, zgodził się na pierwsze małżeństwo zaproponowane przez Radę. Owszem – tak kazał obyczaj, ale przy odrobinie chęci można było znaleźć setki sposobów na obejście norm zwyczajowych. Niemniej Archentar (albo ta część, która w nim dążyła do samokarania się i karania dziewczyny) postanowił zdać się na ślepy los, czy raczej złośliwość Rady złożonej z jego wrogów. Wynik jednak zaskoczył go. Kiedy żenił się z o rok młodszą od córki dziewczyną, nie przypuszczał, że los obdarzy go w szybkim czasie męskim potomkiem.
A poza tym czternastoletnia dziś Asija nie była złą żoną. Miała tylko jeden minus, nienawidziła ładniejszej, zdolniejszej i silniejszej Achai w sposób żywiołowy, a ponieważ etykieta dawała macosze pełną władzę nad pasierbicą, zamieniła jej życie w prawdziwy koszmar. Prawo stwierdzało jasno – pełną władzę nad córką sprawowała żona. Mąż, nawet gdyby chciał, nie mógł ingerować w decyzje. Achaja jednak była pierwszym dzieckiem Archentara z pierwszej żony i od decyzji męża tylko zależało, kto odziedziczy tytuł. Tylko to powstrzymywało Asiję od odprawienia wszystkich nauczycieli i postronnych świadków tego, co robiła z Achają. Nie chciała, żeby współczucie wielkiego księcia dla córki obróciło się przeciwko jej dziecku.
Archentar nagle otworzył oczy.
– Proś żonę! – powiedział do pazia, który drętwiał za jego plecami. Chłopak, czując nagłą ulgę, skoczył tak szybko, że nawet zasępiony książę spojrzał za nim z lekkim zdziwieniem.
Archentar złożył trzymany dotąd w rękach list. Powołanie... Powołanie do wojska. Tak. Każde dziecko ze szlachetnego rodu (a szczególnie wielkoksiążęce – dla przykładu) musiało odsłużyć kilkaset dni w wojsku. Każda rodzina musi oddać chłopca. Jeśli nie ma chłopca, to dziewczynę. Oczywiście dla bogatych było wiele sposobów na uniknięcie tego prawa, można było usynowić jakieś drobnoszlacheckie dziecko, wykazując się przed Radą mniej lub bardziej naciągniętym stopniem pokrewieństwa, kazać mu odsłużyć swoje, a potem odprawić, dając w zamian kilka wiosek i zaskarbiając sobie jego dozgonną wdzięczność, ale...
– Panie! – Asija, stając z boku, złożyła głęboki ukłon.
– Podnieś się, dziecko. – Archentar uświadomił sobie, że nazywał ją tym, czym była w istocie. Nie miał pojęcia, czy jest jakikolwiek sens w radzeniu się dziecka. Był jednak dość stary, a starość skłaniała ku dokładnemu poddawaniu się rytuałom. – Przeczytaj to.
Asija chwyciła list i szybko przebiegła po nim oczami. Tylko z największym trudem powstrzymała się od okazania jakiegokolwiek uczucia. Nie wiedziała, po co książę ją wezwał. Jednak mimo młodego wieku czuła, że nadarza się niezwykła szansa pozbycia się Achai na zawsze. Jeśli nie ona sama, to ojciec. Jej ojciec na pewno coś wymyśli. Ta głupia krowa nie zagrodzi drogi jej dziecku!
– Panie?
– Co o tym sądzisz?
– Myślę, że... – Asija gorączkowo zastanawiała się, co powiedzieć. Jak tę głupią dupę wrobić w wojsko? – To jedyna droga, żeby Achaja mogła dziedziczyć tytuł – powiedziała ostrożnie. – Jeśli odsłuży wszystko, da przykład. A wtedy...
– Hmmm – Archentar zawahał się, czy wprowadzać żonę w rozmyślania nad tym, kto ma zostać jego dziedzicem. Zresztą to i tak bez znaczenia. Było jeszcze dużo czasu. – Prawo każe nam podporządkować się decyzji.
Asija uważnie obserwowała twarz księcia. Widziała, że nie był jeszcze zdecydowany.
– Przecież moja rodzina może osłodzić jej służbę w wojsku – zawiesiła znacząco głos. – Jej poświęcenie zrobi odpowiednie wrażenie. A wielki książę nie będzie zamieszany w ten sposób w ewentualną sprawę pomocy dla córki. Zrobi to kto inny, z innej rodziny. My nie będziemy zamieszani. A motywy tego kogoś mogą być przecież różne...
Odetchnęła z ulgą, widząc odprężenie na twarzy księcia. To, że przyglądała się wszystkim intrygom na dworze ojca, teraz przynosiło efekty. Wiedziała, jakich słów dorośli używają w takich okolicznościach, i z łatwością naśladowała ten język.
Archentar początkowo zdziwił się, słysząc jej słowa. Potem jednak ta część umysłu ukryta gdzieś w głębi podszepnęła mu, że Asija ma rację. Że jest to najprostszy sposób na pozbycie się problemu. Zresztą wyćwiczona Achaja na pewno poradzi sobie w wojsku. Zdawał się ukrywać prawdę sam przed sobą. Czyste sumienie było dostatecznie ważną rzeczą, żeby pozbyć się wątpliwości, które mogłyby pomóc córce. A poza tym kupi się przecież czyjeś zastępstwo do maszerowania i cięższych robót.
– Może i tak – nie podjął jeszcze decyzji.
– Trzeba to głęboko rozważyć. – Asija o mało nie zadławiła się własną śliną. Może się zgodzi!!! Ten głupi staruch może zgodzi się oddać córkę we władzę jej rodziny! To... to będzie koniec rodu Archentara. Jej syn zostanie wielkim księciem.
– Przygotujcie się obie do kolacji. – Książę nie podejrzewał nawet, co dzieje się w umyśle żony. Jak zwykle odłożył decyzję na później. – Będziemy gościć czarownika Mereditha i cesarskiego posła.
Asija pochyliła się w głębokim ukłonie, na tyle głębokim, żeby ukryć wyraz triumfu na twarzy.
Wycofała się z tarasu. Zrobiła kilkanaście kroków spokojnie, a potem, kiedy Archentar nie mógł już słyszeć odgłosu jej sandałów, zaczęła biec, unosząc przód sukni. Cała dygotała z przejęcia. Ten głupi staruch może stworzyć okazję do zabicia własnej córki! Tyle sama rozumiała. Tylko jak to zrobić?
Wpadła do pomieszczeń dla służby.
– Wszyscy won!!! – ryknęła, momentalnie rozsyłając do zadań służących zdziwionych tym, że księżniczka biegnie z zakasaną kiecką jak, nie przymierzając, dziewka na targu goniona przez pijanych żołnierzy.
Tylko jeden z lokajów wiedział, że rozkaz nie jest skierowany do niego. Niby też zaczął uciekać, ale zaraz zawinął się za najbliższym rogiem korytarza i wrócił ukradkiem, by złożyć Asii pełny pałacowy ukłon. To był szpieg jej ojca na dworze Archentara. Dziewczyna, dygocząc z podniecenia, wyszeptała mu do ucha najnowsze informacje.
– Źle zrobiłaś, pani – odszepnął, gnąc się w ukłonie. – Bardzo źle. Ale to się da naprawić.
– Co radzisz? – syknęła.
– To niepowtarzalna okazja. A twój mąż, pani, jest zbyt nadęty, żeby mu cokolwiek wprost powiedzieć. Ty, pani, masz go odwodzić od decyzji wysłania Achai do wojska.
– Jak to odwodzić, idioto???
– Tak, pani. Przekonuj go, że nie powinien wysyłać córki do wojska. Ale co drugie twoje słowo ma brzmieć „honor!”. Jeśli powiesz do męża dwieście słów, to sto z nich ma być słowem „honor!”. On ma fioła na tym punkcie. A inni już go przekonają, że trzeba wysłać... na specjalnych warunkach.
– No zaraz. Jak na specjalnych warunkach, to jej się nic nie stanie.
– Ależ, moja pani. To tylko Archentar ma tak myśleć.
– No ale... – zawahała się. – A wojacy zrobią coś złego tej suce, jak będą wiedzieć, że to księżniczka? Toż nikt z tych synów chłopów i mieszczan nie ośmieli się ręki podnieść.
Lokaj z najwyższym trudem powstrzymał westchnienie. Uśmiechnął się do tego głupiego dziecka ciepło.
– Moja pani... W wojsku to się szepnie, że to podstawiona dziewczyna. Oczywiście wynajęta szlachcianka. Przecież musi mówić z odpowiednim akcentem, musi mieć maniery i odpowiednią klasę. Ale zwykłej szlachciance to oni przyleją porządnie, choćby z zazdrości i zemsty za nędzny los. A później... zdaj się na ojca. On już to załatwi.
Przygryzła wargi.
– To co mam robić?
– Musisz odwodzić Archentara od tej decyzji. Ale nienachalnie. I pamiętaj: honor, honor, honor... Tylko o tym macie mówić. Spraw, żeby to on cię prosił o przechowanie Achai gdzieś na boku i podstawienie wynajętej szlachcianki.
– Myślisz, że to wystarczy?
– Zdaj się na ojca, moja pani – powtórzył.
Popatrzył jej prosto w twarz i uśmiechnął się nagle. Ona też się uśmiechnęła. Triumfalnie.
Księżniczka Achaja stała nieruchomo, owinięta w cieniutkie prześcieradło, kiedy dwie służące rozczesywały jej długie, wilgotne jeszcze po kąpieli włosy. Obie służące lubiły Achaję za to, że była cicha, wyrozumiała, nigdy nie podnosiła głosu, często uśmiechała się do nich i nigdy nikogo nie uderzyła. Bały się jednak okazywać swoje uczucia. Asija, przed którą drżała cała służba, nie tolerowała nawet cienia sympatii okazywanej pasierbicy.
Księżniczka czytała rozłożoną na specjalnym podnóżku księgę. Nie mogła wyjść z podziwu nad umiejętnościami starożytnego autora – teraz już nikt nie byłby w stanie tak pięknie operować słowem. Zamierzchła opowieść rozgrywała się w ogromnym lesie, źli ludzie pojmali rodzinę kupców, udało się ujść jedynie ich małej córeczce. I teraz biedna dziewczynka biegła wśród drzew, w kompletnych ciemnościach, w każdym odgłosie lasu upatrując jakiegoś strasznego niebezpieczeństwa. Pohukiwanie sowy było dla niej krzykiem upiora, trzaśnięcie gałązki – to sygnał zbliżania się drapieżnego zwierza, a szelest traw zwiastował niechybnie obecność jadowitego węża. Achaja drżała lekko. Jak on to opisał! Był przecież jasny dzień, słońce za oknami stało jeszcze wysoko, ale księżniczka, śledząc losy bohaterki opowieści, mimowolnie rozglądała się wokół, czy przypadkiem jakiś leśny demon nie wygląda z kominka albo czy pod stołem nie czyha dziki kot... Przez chwilę myślała, że sama jest zagubionym dzieckiem ze starożytnej opowieści, biegnącym z płaczem przez dziką puszczę. Cóż, jej świat, choć nie było w nim drzew ni baśniowych upiorów, bardzo taką puszczę przypominał.
Achaja była spokojną dziewczyną. Lubiła marzyć, uwielbiała wieczorne spacery po ogrodzie, a kiedy Asija ograniczyła jej tę możliwość, lubiła siedzieć w oknie, patrząc na gwiazdy oświetlające dziwnym światłem całą okolicę. Lubiła książki i nauczycieli, nawet tych od fechtunku i konnej jazdy (nie cierpiała tych lekcji, ale wiedziała, że musi być silna i sprawna, żeby zastąpić ojcu syna). Teraz jednak, kiedy pojawiła się młodsza od niej samej macocha i kiedy urodziła prawdziwego chłopca, te właśnie zajęcia straciły znaczenie. Achaja wiedziała, że tamta prędko zrobi coś, co pozbawi ją możliwości dziedziczenia, ale nie była człowiekiem czynu i nie umiała ani nie chciała się przeciwstawiać. Skoro już nie zostanie wielką księżną, nie będzie miała możliwości jakiegokolwiek wyboru w kwestii zamążpójścia. Miała tylko nadzieję, że męża zdąży jeszcze wybrać jej ojciec, a nie Asija. Miała nadzieję, że wyjdzie za jakiegoś miłego, choć trochę inteligentnego chłopca, który zawiezie ją do jakiegoś wiejskiego dworku, gdzie będą się kochać na sianie, a ona będzie mu rodzić dzieci i zajmować się gospodarstwem. Tak, pamiętała taki ślub kuzynki, jedno z najpiękniejszych zdarzeń w dotychczasowym życiu, kiedy udało jej się zostać druhną i przez całą ceremonię stała tuż obok przytulonej do siebie pary.
Achaja przymknęła powieki. Pamiętała tamtą dziewczynę, jej roześmiane oczy i dziwnie rozleniwione ciało... Czy to możliwe, żeby ją samą też to spotkało? Bo jeśli męża wybierze jej Asija, to będzie nim albo bezzębny staruch, albo któryś z ich wrogów, któremu odda się dziewczynę wyłącznie dla polityki. Wiedziała, jak wyglądają takie śluby – w zastępstwie. Jakaś służąca ubierze ją, Achaję, w ślubną suknię i wyprowadzi do sali pełnej świadków. Tam, publicznie, posadzi się ją na wysokim małżeńskim stołku, a mistrz ceremonii brutalnie sprawdzi jej dziewictwo. Potem założą jej pas i wysłannik męża poprowadzi świeży nabytek do pana. Achaja zagryzła wargi. Całe życie w pasie cnoty... Słysząc śmiechy nałożnic z drugiej sali.
Dziewczyna nie miała zbyt dużych wymagań od życia. Wiedziała, że jeśli jedynym potomkiem w rodzinie wielkoksiążęcej jest dziewczyna, oznacza to ogromne kłopoty. Dawno pogodziła się z tym, że nie wszystko będzie układać się według jej życzenia, i nie miała nawet pretensji do Asii... No, może trochę. Była jednak od niej starsza i dużo bardziej inteligentna. Właściwie traktowała ją jak dziecko. Wszystkie złośliwości i upokorzenia znosiła ze stoickim spokojem, usiłując wyłączyć się z intryg, z dziecinnego, złośliwego świata, w którym królowała zawiść, żądza władzy i własne małe interesy. Wiedziała, że to wredne dziecko może zatruć jej życie, ale nie czyniła nic, żeby temu zapobiec, wierząc, że ojciec zdąży wydać ją za mąż, zanim będzie za późno. Wiadomość o tym, że Asija urodziła syna, właściwie przyjęła z ulgą, jako koniec własnych kłopotów. Niejasno przeczuwała tylko, że macocha nie jest w stanie zrozumieć niechęci Achai do walki, niechęci do wyścigu, w którym wedle Asii każdy, kto tylko ma szansę, musi wziąć udział. To mogło być niebezpieczne, ale...
Achaja drgnęła, słysząc odgłos zbliżających się kroków. Podniosła wyżej prześcieradło, kiedy otworzyły się drzwi i stanęła w nich Asija wraz z paziem, który przyniósł wiadomość od księcia. Wszystkie trzy dziewczęta, Achaja i dwie służące, pochyliły głowy w ukłonie.
Asija na widok owiniętej w cieniutkie prześcieradło pasierbicy z najwyższym trudem ukryła uśmiech triumfu. Pokaże tej głupiej dupie, gdzie jej miejsce!
– Co to ma znaczyć? – Z wyższością uniosła brwi. – Pełny ukłon... Wy nie. – Ruchem ręki powstrzymała zamierzające upaść na ziemię służące. Nie o służące tutaj chodziło.
Achaja zagryzła wargi. Nie mogła uwierzyć, że Asija chce ją aż tak upokorzyć. Pełny ukłon... To przecież oznaczało, że musi unieść ramiona. Prześcieradło kąpielowe opadnie na ziemię i... Nie, to niemożliwe, nie zrobi jej tego.
– No, czekam.
Achaja miała ochotę dopaść to małe, złośliwe dziecko i stłuc je po tyłku. Czy ona wie, co chce zrobić?! Czy ten dzieciak jest aż tak bezczelny?! Achaja nie mogła skupić myśli, bezradna w swej bezsilności. Tamta przecież, jeśli zechce, wymyśli tysiąc kar, jakie jej wymierzy, jeżeli nie zastosuje się do tego bądź co bądź zwyczajowego polecenia. A z drugiej strony, jeżeli jej się podda, to zrobi z siebie służącą pozbawioną resztek szacunku. Nie wolno jej! Nie wolno tej smarkatej dziewczynce upokorzyć jej tak przy służbie!
– Słuchaj, córko mojego męża! – Asija dobrze wiedziała, co czuje stojąca przed nią dziewczyna. Wiele razy widziała podobne sceny na dworze ojca. Dobrze też wiedziała, co ma robić, żeby tamtą zabolało jak najbardziej. – Czy mam kazać temu paziowi wychłostać twój goły tyłek?
Achaja poczuła, że oczy zachodzą jej mgłą. Pod powiekami wyraźnie zbierały się łzy. Nie mogła tego opanować, chociaż za wszelką cenę nie chciała dać po sobie poznać, co czuje.
– Czekam. – Asija upajała się triumfem. Uważnie obserwowała twarz stojącej przed nią dziewczyny. – No to przemówię ci do rozumu. Chłopcze! – Skinęła na pazia. – Weź rózgę i przyłóż temu dziecku!
Paź zaczerpnął powietrza i tak już został, cały purpurowy, tak przerażony, że nie mógł nawet drgnąć.
– Szybko, chłopcze. – Asija uśmiechnęła się szeroko i naprawdę przyjaźnie. – Bo ciebie każę chłostać do skutku, a potem zwrócić rodzinie ciało.
Nagromadzone powietrze uszło z płuc chłopca. Czując, że nie może rozewrzeć własnych zaciśniętych do granic możliwości szczęk, ruszył w stronę kominka, gdzie stała waza z tradycyjnymi przyrządami do wychowywania dziewcząt.
Achaja czuła nieznośny ból w gardle. Łzy pod powiekami zdawały się cisnąć coraz mocniej, żeby tylko wypłynąć na zewnątrz. Dławiła się własną bezsilnością i poczuciem krzywdy. Być może po raz pierwszy poczuła, że ma za złe ojcu, pozwalającemu na to.
– No, kotku? – Asija zbliżyła się do pasierbicy. – Ukłon czy...?
Achaja przełknęła ślinę. Nagle ugięła nogi i opadła na kolana, opierając ręce na podłodze. Cieniutkie prześcieradło zsunęło się z niej, ukazując wszystkie szczegóły nagiego ciała.
– No widzisz. I po co było się upierać? – Asija bawiła się w najlepsze, czuła, że radość ze zwycięstwa upaja ją i podnieca coraz bardziej. – Wstań! Chcę cię pouczyć.
Achaja dopiero teraz zrozumiała, że to jeszcze nie koniec. Za wszelką cenę chciała tego uniknąć, ale już nie mogła. Wielkie łzy pociekły jej po policzkach. Wstała posłusznie, zagryzając wargi. Podniosła oczy, żeby tylko nie napotkać czyjegoś wzroku, i spojrzała w sufit.
– A to co ma znaczyć, moja panno? – Asija stanęła przed nią, delektując się łzami nagiej dziewczyny. – Spuść oczy! – krzyknęła.
Achaja spuściła wzrok, patrząc w twarz Asii. Ta pozwoliła na to przez chwilę. Na tyle długo, by tamta w pełni uświadomiła sobie, że jest całkowicie naga i stoi tuż przed całkowicie ubraną Asiją. Potem krzyknęła:
– Pochyl głowę!
Achaja pochyliła głowę, czując, jak łzy wstydu płyną po policzkach. Asija przeszła obok niej tak, żeby fałdy sukni otarły się o jej gołą skórę. Obeszła dziewczynę wokół i znowu stanęła z przodu. Achaja była piękna i Asija zazdrościła jej tego równie mocno, jak nienawidziła za inne sprawy. Teraz patrzyła na wyprostowaną nagą dziewczynę, oceniając jej duże piersi, piękne okrągłe biodra, kształtne nogi... Większość dziewcząt rozebranych pod przymusem wydaje się śmieszna, ale naga Achaja wyglądała niczym rasowa klacz. Jej długie, farbowane na czerwono włosy opadały na plecy i tworzyły cudowną oprawę dla ślicznej twarzy z dużymi, lekko skośnymi oczami. Stojąc nago, wyglądała jak piękna dzikuska z malowideł wiszących w głównej sali zamku. Asija bez zażenowania patrzyła na jej podbrzusze, na równy trójkąt skłębionych włosów u zbiegu ud.
– Masz nawet ładną pupę – roześmiała się.
Słysząc to, paź odruchowo podniósł wbity dotąd w podłogę wzrok. I od tej chwili nie mógł go już opuścić. Księżniczka była pierwszą nagą dziewczyną, jaką widział w życiu. Była tak piękna... Czuł, że coś zaczyna go dusić.
Achaja też odruchowo podniosła głowę.
– Opuść wzrok!!! Co to ma znaczyć?! – Asija czuła, jak jakieś dziwne ciepło rozlewa jej się w okolicy brzucha. Nogi robiły się miękkie, a oddech krótki. To było jak... jak w łożu z Archentarem, ale wielki książę nigdy nie doprowadził jej aż do takiego stanu. – Ty głupia dziewczyno! Jesteś głupia i krnąbrna! Jesteś głupia jak wiejska dziewka!!! Powtórz!
Achaja znowu odruchowo podniosła głowę.
– Opuść wzrok!!!
Dziewczyna posłusznie pochyliła głowę, nie mogąc powstrzymać coraz bardziej obfitych łez.
– Jak śmiesz na mnie patrzeć, kiedy do ciebie mówię?! – krzyknęła Asija. – Ty głupia dupo!!!
Achaja czuła, że nie wytrzyma dłużej.
– Nie jestem głupia... – syknęła, ale Asija nie dała jej skończyć:
– Coooo!?! Coś ty powiedziała!?! – Przysunęła się jeszcze bliżej, tak żeby suknia dotykała podbrzusza tamtej. Chciała, żeby dziewczyna jeszcze mocniej poczuła swoją nagość i bezbronność. – Powtórz to!
Achaja stała nieruchomo, ze spuszczoną głową. Pod naporem macochy cofnęła się o mały krok, ale Asija nie ustępowała.
– Jesteś głupia jak wieśniaczka! Powtórz!
– Ja...
Asija zamachnęła się nagle i uderzyła Achaję w twarz. Dziewczyna targnęła się, unosząc głowę.
– Opuść wzrok!!!
Achaja posłusznie opuściła głowę. Asija uderzyła ją lewą dłonią w drugi policzek. Czuła, że ciepło w okolicy brzucha zamienia się w żar.
– Dziękuj! – Podsunęła jej ręce do ust.
– Dziękuję – wyszeptała Achaja przez zaciśnięte gardło i pocałowała macochę w prawą dłoń. To już nie były pojedyncze łzy. Achaja płakała jak skrzywdzone dziecko.
– Naucz się robić to porządnie! – Asija uderzyła ją w twarz z taką siłą, że głowa Achai odskoczyła na bok. – No!
– Dziękuję, pani... – Achaja pocałowała ją w rękę.
– A teraz powtórz!
– Jestem głupią dziewczyną – wyszeptała Achaja.
Asija znowu uderzyła ją w twarz. Czuła, że jeszcze moment i sama nie zdoła powstrzymać jęku. Ale w jej przypadku byłby to jęk rozkoszy.
– Dziękuję, pani... Jestem głupia jak... – przełknięcie śliny – jak wiejska dziewka.
– Przeproś mnie!
Coś pękło w Achai. Opadła na kolana. Posłusznie schyliła głowę.
– Bardzo panią przepraszam, że ośmieliłam się panią rozgniewać.
Asija oddychała głęboko. Nie byłoby dobrze, gdyby służba zobaczyła, co się z nią dzieje. Patrzyła z góry na nagie ciało klęczącej przed nią dziewczyny. Triumf, jakiego doznała, urastał w jej oczach do czegoś najpiękniejszego w życiu. Ten dzień miał być ukoronowaniem uporczywych starań i nic już nie mogło jej przeszkodzić.
– Won! – krzyknęła na służbę. Dwie dziewczyny i chłopak znaleźli się za drzwiami w czasie krótszym niż zaczerpnięcie oddechu. – No i co, głupia krowo? Klęczysz przede mną golusieńka i całujesz dłoń, którą cię biłam. – Asija uniosła palcem głowę Achai tak, żeby tamta spojrzała jej w oczy. – Myślałaś, że ze mną wygrasz? – Przycisnęła ją do siebie tak, by duże piersi i szyja księżniczki dotykały delikatnego materiału sukni. – Och, jaka ty jesteś głupia!
Dziewczęta patrzyły sobie prosto w oczy. Asija uśmiechała się lekko. Ciągle nie mogła uspokoić oddechu.
– Och, córeczko... Właściwie nie powinnam ci tego mówić. – Znowu głęboki wdech i wydech. – Masz ładnie się ubrać. Na kolacji będzie cesarski poseł i... – Przytuliła twarz Achai do swojej sukni. – I Meredith. Nie masz już wiele czasu, radzę ci się pospieszyć. – Spoglądała z góry na zgrabny tyłeczek klęczącej dziewczyny. – Możesz nie zdążyć.
Asija nagle odwróciła się i wyszła bez słowa. Już za drzwiami oparła się plecami o chłodny mur i zakryła twarz dłońmi. Musiała się uspokoić, żeby wygrać tę ostatnią już bitwę z Archentarem. Pozbędzie się tego krówska na zawsze! Na zawsze, psiamać!!!
Achaja klęczała ciągle w tej samej pozycji. Potem podniosła się i również przycisnęła obie dłonie do twarzy. Ciepłe łzy moczyły palce. Wydawało się, że całe powietrze uszło z niej razem z energią. Stała tak, aż rozległo się pojedyncze uderzenie dzwonu.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
COPYRIGHT © BY Andrzej Ziemiański COPYRIGHT © BY Fabryka Słów sp. z o.o., LUBLIN 2003
WYDANIE IV
ISBN 978-83-7574-545-0
Wszelkie prawa zastrzeżone All rights reserved
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
PROJEKT I ADIUSTACJA AUTORSKA WYDANIA Eryk Górski Robert Łakuta
GRAFIKA NA OKŁADCE Piotr Cieśliński
OPRACOWANIE OKŁADKI „Grafficon” Konrad Kućmiński
ILUSTRACJE Paweł Zaręba
REDAKCJA Eryk Vort
KOREKTA Magdalena Byrska, Agnieszka Pawlikowska
SKŁAD WERSJI ELEKTRONICZNEJ [email protected]
SPRZEDAŻ INTERNETOWA
Zamówienia hurtowe Dressler Dublin sp. z o.o. ul. Poznańska 91 05-850 Ożarów Mazowiecki tel. (+ 48 22) 733 50 31/32 www.dressler.com.pl e-mail: [email protected]
WYDAWNICTWO Fabryka Słów sp. z o.o. 20-834 Lublin, ul. Irysowa 25a tel.: 81 524 08 88, faks: 81 524 08 91www.fabrykaslow.com.pl e-mail: [email protected]/fabrykainstagram.com/fabrykaslow