Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Andzia to lekko zwariowana, rozwiedziona trzydziestotrzylatka.
Ma dwóch cudownych synów, a w jej życiu jakiś czas temu pojawił się Adrian.
Co spotka ją podczas urlopu nad jeziorem?
Kłótnie, romanse, złamane serca, niespodziewane wyznania, śmiercionośna patelnia i cytryny.
To wszystko w wakacyjnej odsłonie Andzi.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 114
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja i korektaBarbara Milewska
Projektant okładkiKamila Polańska
© Kinga Pitra, 2024
© Kamila Polańska, projekt okładki, 2024
Andzia to lekko zwariowana, rozwiedziona trzydziestotrzylatka.
Ma dwóch cudownych synów, a w jej życiu jakiś czas temu pojawił się Adrian.
Co spotka ją podczas urlopu nad jeziorem?
Kłótnie, romanse, złamane serca, niespodziewane wyznania, śmiercionośna patelnia i cytryny.
To wszystko w wakacyjnej odsłonie Andzi.
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
Jebany korek. Stoimy od dobrych piętnastu minut w sznurze samochodów i dziękuję w duchu temu, kto wynalazł klimatyzację. Na dworze jest tak upalnie, że asfalt dosłownie się topi.
— Daleko jeszcze? — pyta znudzony Szczepan.
— Jeszcze trochę. Chyba jest jakiś wypadek stąd ten zator — stwierdza rzeczowo Adrian i stuka palcami o kierownicę, po czym zerka na mnie. Uśmiecham się do niego szeroko. Nie daje tym samym po sobie poznać, jak bardzo mam dość tej podróży. Szczepan wzdycha znudzony. Też bym sobie westchnęła albo zapaliła. Obracam się i spoglądam na całą trójkę siedzącą na tylnym siedzeniu. Szczepan siedzi przy oknie i wpatruje się w telefon. Zapewne gra, w jedną z tych swoich durnych gier. Obok niego siedzi Mikołaj, który oczywiście nie marudzi a wsparta na jego ramieniu Sabina śpi. Kiedy Adrian wymyślił, że spędzimy urlop w domku nad jeziorem, nie byłam do końca przekonana czy to dobry pomysł. Szczerze mówiąc wolałabym chyba pojechać nad morze, tak jak to robiłam co roku. Moi synowie jednak szybko przystali na jego propozycję. Zostałam przegłosowana. Tak to jest mieć przy sobie trzech facetów.
Adrian pojawił się w moim zwariowanym życiu, siedem miesięcy temu. Byłam z nim szczęśliwa. Spędzał w moim mieszkaniu weekendy, rezygnując tym samym z mieszkania na ogródkach działkowych, gdy przyjeżdżał do Krakowa pracować. Tak naprawdę byłam o krok od propozycji, by zamieszkał z nami na stałe. Chciałam go mieć przy sobie cały czas z wielu powodów. Chłopcy uwielbiali Adriana i bardzo mnie cieszyło to, jak fantastycznie się dogadywali. Po za tym, ja sama uwielbiałam mieć go blisko. Śmiało mogłam powiedzieć, że moje życie było idealne.
— Wreszcie — westchnął Adrian. Samochody ruszyły tak, jakby ktoś odblokował ruch. Miałam nadzieję, że już bez kłopotów będziemy kontynuować jazdę.
— Super — westchnął Szczepan. Wiedziałam, że mój młodszy syn nie mógł się doczekać, by znaleźć się nad wodą. Uwielbiał pływać, a dziś chłodna woda zdawała się być zbawieniem dla nas wszystkich. Adrian jechał nie zbyt szybko, bo nadal przed nami znajdował się sznur samochodów, ale przynajmniej się poruszaliśmy. Zerknęłam na niego i nie mogłam opanować rozmarzonego westchnięcia. Chyba nigdy nie będę w stanie przejść obok niego obojętnie, bez rozmyślania o tym jak wspaniale wygląda mój ukochany. Pati od siedmiu miesięcy powtarzała mi jaką jestem szczęściarą, że mam takiego przystojnego i młodszego faceta. Zachwycała się Adrianem, sama spotykając się z facetem piętnaście lat starszym od siebie twierdząc, że mężczyźni są jak wino.
— W takim razie młodszy czy starszy? Który lepszy? — zapytałam ją kiedyś.
— Andzia, najważniejsze, że mamy facetów. Nie jesteśmy już młódkami — westchnęła. Coś w tym było. W naszym wieku, znalezienie mężczyzny na więcej niż jedno przypadkowe spotkanie, nie było takie łatwe. W moim przypadku graniczyło z cudem. Każdy, kto mnie choć trochę znał wiedział, że jestem chodzącą katastrofą. Chyba tylko Adrian był odporny na to, co ciągle działo się w moim życiu. W jakiś sposób wprowadził on w to wszystko spokój. W walentynki nakryłam Mikołaja i Sabinę w dwuznacznej sytuacji i natychmiast wpadłam w panikę. Na samą myśl, że mój mały synek uprawia seks dostałam szału. To Adrian załagodził sytuacje i wziął Mikołaja na męską rozmowę. Nie owijał w bawełnę, kiedy ja czerwieniłam się z zawstydzenia, słuchając jak tłumaczy mu, że powinni zaczekać z tak głęboką intymnością a jeśli już, to musi się zabezpieczać. Tak, mój syn otrzymał od mojego chłopaka paczkę prezerwatyw. Nie wiem, czy to było dobre podejście i pewnie sama bym się nie odważyła na taki ruch, ale teraz miałam przynajmniej cichą nadzieję, że jeśli nawet młodzi doszli do takiego etapu, to nie narobią głupot. Ufałam Mikołajowi na tyle, że zgodziłam się zabrać Sabinę z nami na wakacje. Początkowo wydawało mi się, że ich związek to nie jest nic poważnego, ale Sabina stała się niemal częścią naszej rodziny. Razem z Mikołajem przygotowywali się do egzaminów na zakończenie ósmej klasy i zdali je oboje bardzo dobrze. Dostali się do wymarzonych szkół. Mikołaj na biol-chem do jednego z najlepszych liceum w Krakowie, a Sabina na anglistykę. Byłam dumna z mojego syna.
— Już prawie jesteśmy — poinformował Adrian.
— Super — westchnęłam. Marzyłam aby wysiąść z samochodu i zapalić. Po za tym, tyłek mi już zdrętwiał od siedzenia. Adrian uśmiechnął się do mnie szeroko. Uwielbiałam ten jego promienny uśmiech. Właściwie to wszystko w nim uwielbiałam. Czasami nachodziła mnie taka myśl, co ten facet we mnie widzi? Był młody, inteligentny, szalenie przystojny i mógłby mieć przy sobie piękną młodą kobietę, a wybrał właśnie mnie. Lekko szaloną Andzie z dwójką dzieci. Nie do końca to rozumiałam i to mnie czasem gnębiło. Może niepotrzebnie. Dojechaliśmy wreszcie do bramy wjazdowej do całego kompleksu nad jeziorem. Adrian wysiadł z samochodu, by załatwić formalności. Facet w pomarańczowej koszulce z logo ośrodka, pokierował nas w stronę naszego domku. Rozglądałam się bacznie dookoła. Jezioro było nie tak duże jak się spodziewałam. Otoczone budynkami i wielkimi namiotami. Jechaliśmy brukowaną uliczką, mijając drewniane domki i przyczepy kampingowe ustawione w szeregu. Wkoło kręciło się mnóstwo ludzi w strojach kąpielowych.
— Tu jest basen — wskazał Adrian.
— Pójdziemy na basen? — zapytał Szczepan z nadzieją.
— Pójdziemy — zapewniłam.
— Nasz domek ma numer trzydzieści dwa — poinformował mnie Adrian. Dopiero teraz zauważyłam, że każdy domek miał swój numer, a my mijaliśmy właśnie dwadzieścia siedem. Wskazałam więc palcem miejsce docelowe i Adrian wjechał na małe podwórko przed drewnianym budynkiem. Musiałam przyznać, że miejsce było urocze. Domek był malutki. Przed wejściem znajdował się taras i ławka. Sąsiednie domki były oddzielone płotem. Kiedy zaparkowaliśmy, Mikołaj z wielką delikatnością obudził Sabinę. Wyskoczyłam z samochodu i momentalnie zapaliłam. Niemiłosiernie tęskniłam za nikotyną i z pierwszym jej wdechem, westchnęłam cicho z rozkoszy. Adrian zaśmiał się widząc mój błogi wyraz twarzy. Podszedł do drzwi i otworzył je, po czym puścił chłopców do środka. Wypaliłam pospiesznie uznając, że na spokojnego papierosa jeszcze przyjdzie czas, kiedy już się rozgościmy. Weszłam do środka. Pomieszczenie było małe, ale przytulne. Na prawo znajdowała się kuchnia z jedną szafką, mała lodówka i kuchenka z dwoma palnikami. Skromnie, ale wystarczająco. Plastikowy okrągły stół i sześć krzeseł. Na lewo zaś kanapa i stolik kawowy. Szczepan otworzył drzwi do małej łazienki informując nam, że jest tylko prysznic. Na dole znajdowała się jeszcze mała sypialnia z jednym wielkim łóżkiem i wąską szafą. Spojrzałam na schody prowadzące na górę tak strome, że nazwałabym je drabiną. Szczepan wspiął się na nie jako pierwszy. Nie wiele myśląc ruszyłam za nim. Na poddaszu były dwa pokoje, w każdym z nich stały dwa pojedyncze łóżka.
— Chłopcy biorą pokój na poddaszu, a Sabina na dole — oznajmiłam. Mikołaj spojrzał na mnie.
— Ale tam jest duże łóżko — zauważył Szczepan.
— To Sabinie będzie bardzo wygodnie — westchnęłam. Mikołaj zerknął na swoją dziewczynę. Chyba nie spodziewał się, że pozwolę im spać w jednym pokoju albo obok siebie. Ufałam mu, ale po co kusić los.
— Pomogę ci z walizką — oznajmił, po czym oboje poszli do auta po rzeczy. Weszłam do pokoju na prawo, który miał należeć do mnie i do Adriana. Z niechęcią popatrzyłam na dwa pojedyncze łóżka.
— Zsuniemy je razem — powiedział Adrian, pojawiając się obok mnie. Uśmiechnęłam się do niego szeroko. Objął mnie, przyciągnął do siebie i pocałował w skroń.
— Damy radę — zapewniłam.
— Jak zawsze — zapewnił mnie, po czym szybko cmoknął w usta. Mimo, że miałam go przy sobie tak długo, nadal jak oszalała reagowałam na jego pocałunki. Nie wiem, co on miał w sobie, że gdy jego usta znajdowały się na moich, drżałam jak opętana i pragnęłam więcej. Objęłam go za szyję i trzymałam przy sobie, a oczami wyobraźni już widziałam jak padamy na łóżko i rozbieram go.
— Może się najpierw rozpakujecie — westchnął Mikołaj, spoglądając na nas z korytarza. Miał ze sobą swoją i Szczepana torbę podróżną. Odsunęłam się od Adriana lekko zmieszana. No tak, to nie był dobry moment na spełnianie moich sprośnych fantazji. Mikołaj uśmiechnął się i wszedł do sąsiedniego pokoju.
— Skoczę po walizki — zapowiedział Adrian. Rozejrzałam się po pokoju uznając, że nie tylko zsuniemy razem dwa pojedyncze łóżka, ale też ustawimy je pod przeciwległą ścianą, jak najdalej pokoju chłopców. Ja i Adrian bywaliśmy głośni. Czasem nawet bardzo głośni. Zeszłam na dół spotykając się przy schodach z Adrianem. On zaniósł na górę nasze rzeczy, a ja wzięłam z samochodu to, co miało znaleźć się w kuchni. Kupiliśmy trochę jedzenia i napoje, by nie musieć pierwszego dnia szukać sklepu. Wzięłam też kilka naczyń, co okazało się dobrym posunięciem, bo w domku nie było choćby patelni, a Szczepan nie wytrzymałby kilku dni bez jajecznicy. Słyszałam dochodzące z góry przekomarzania chłopców, którzy sprzeczali się zapewne o łóżko. Niby tacy ogarnięci, a potrafili toczyć boje o taką bzdurę. Nie interweniowałam, uznając, że dadzą sobie radę. Wygrał Mikołaj, bo Szczepan zeszedł na dół z nadąsaną miną. Humor mu się poprawił, gdy poinformował go, że zaraz pójdziemy na spacer, by obejrzeć okolicę. Tak się ucieszył, że nawet pomógł mi przynosić rzeczy do kuchni i w chaotyczny sposób układał je w wolnych szafkach. Kiedy reszta pojawiła się w saloniku wszyscy zgodnie uznaliśmy, że czas coś zjeść. Wyszliśmy z naszego domku, by zwiedzić okolicę. Kompleks był ładny, ale nie należał do jakiś szczególnie nowoczesnych. Domki zdawały się mieć już swoje lata, ale miały urokliwy klimat, który bardzo mi się podobał. Kiedy kroczyliśmy brukowaną uliczką miałam okazje dokładnie przyjrzeć się stojącym wzdłuż niej budynkom. Ogromna drewniana altana znajdowała się kilkanaście metrów od naszego domku. Stało w niej kilka stolików z ławkami oraz zamknięty w tej chwili bar. Mała scena i spory parkiet sugerowały, że odbywały się tu zabawy taneczne. Obok umiejscowione były liczne automaty do gier, na widok których Szczepan bardzo się ucieszył. Bliżej brzegu jeziorka stało mnóstwo namiotów, a wokół nich krążyli ludzie. Paliły się grille, słychać było beztroskie śmiechy. Ktoś przemknął obok nas na elektrycznej hulajnodze. Tuż za zakrętem znajdowały się dwie budki z lodami przy której tworzyła się kolejka. Dalej stał dwupiętrowy budynek główny z ogromnym tarasem przy restauracji. Kiedy znaleźliśmy się tam, miałam widok na cały teren. Było naprawdę pięknie. Poczułam, że wyjazd tutaj to był jednak bardzo dobry pomysł. Adrian stanął obok mnie i objął czule.
— Jak ci się podoba? — zapytał.
— Pięknie — powiedziałam.
— To będzie niezapomniany urlop — zapowiedział. Gdybym wiedziała, jak bardzo będzie niezapomniany, to w tamtym momencie pobiegłabym do domku, spakowała się i uciekła do Krakowa. Zamiast tego uśmiechnęłam się szeroko do swojego chłopaka i odetchnęłam cicho.
Typowe, że mając urlop i możliwość spania do południa, ja Andzia budzę się o świcie. Próbuję jeszcze wrócić do spania, ale za nic nie mogę zasnąć. Adrian leżący obok mnie, pochrapuje cicho. Wpada mi do głowy myśl, że mogłabym go jakoś przyjemnie obudzić. Wiem nawet jak. Wtedy daje o sobie znać mój pęcherz i już nie mam wyjścia. Muszę wyjść z łózka i pójść do toalety. Po porządnym siku uznaję, że pójdę zapalić. Wychodzę na taras owinięta kocem z salonu i rozsiadam się na jednym z plastikowych krzeseł. Nie ma to jak nikotyna z samego rana. Wkoło jest cisza i spokój. Zdaje się, że cały kompleks jeszcze śpi. Delikatnie szumią drzewa, ptaszki śpiewają ukryte w ich gałęziach. Cieszę się, że tu przyjechaliśmy, bo to cudowna odmiana dla takiej osoby jak ja mieszkającej w mieście. Przymykam oczy i delektuję się chwilą. Nagle słyszę głośne bekniecie. Na tarasie domku po prawej, stoi nagi facet i przeciąga się leniwie. Odwracam wzrok zmieszana, po czym zerkam raz jeszcze i dostrzegam, że jednak ma na sobie slipy. Nie zauważyłam ich za pierwszym razem, bo facet jest ogromny, a jego zwisający brzuszek zakrywał skąpą bieliznę. Facet zapala papierosa i niespodziewanie spogląda na mnie.
— Dzień dobry sąsiadko. Dymek z rana?
— Dobry — odpowiadam i posyłam mu uśmiech z tych mniej szczerych, ale odpowiednio grzecznych. Facet znowu głośno beka i staje opierając się o balustradę tarasu. Mało atrakcyjny widok. Uznaję, że lepiej wrócić do domku. Dopalam papierosa i wchodzę do środka. Dochodzi ósma więc stwierdzam, że mogę zacząć szykowanie śniadania. Moi synowie nie należą do śpiochów, więc można się spodziewać, że za chwilę się pojawia na dole. Postanawiam przygotować kanapki z produktów które przywieźliśmy. Nastawiam też wodę na kawę. Kiedy zajmuję się smarowaniem chleba masłem, ze swojego pokoju wychodzi Sabina. Dziewczyna jest kompletnie ubrana i uśmiecha się do mnie.
— Dzień dobry — mówi.
— Dzień dobry. Dobrze się spało?
— Tak — odpowiada podchodząc do mnie. — Pomogę pani — oferuje. Bez zbędnych pytań sięga po drugi nóż i kroi w plasterki pomidory. Sabina to dobra dziewczyna, choć początkowo nie żywiłam do niej sympatii, oceniając ją zbyt pochopnie sugerując się tym, co powiedziała mi o niej wychowawczyni. Od Mikołaja dowiedziałam się, że pochodzi z rozbitej rodziny i mieszka z ojcem. Matka wyjechała za granicę z listonoszem i słuch o niej zaginął. Przykre. Nadal nie podobało mi się, że bardzo mocno się malowała i nosiła zbyt krótkie spódniczki, ale nie czepiałam się tego. Liczyło się, że była miłą osobą.
— Cieszę się, że mogłam z wami pojechać. Tata nigdy nie ma czasu na urlop, więc spędziłabym kolejne całe lato w mieście — odzywa się Sabina, układając pomidory na talerzu.
— Mikołaj nie pojechałaby bez ciebie — stwierdzam, na co dziewczyna się uśmiecha.
— Pojechałby.
— Ale miałby zły humor i zadręczał nas wszystkich — mówię. — On bardzo cię lubi.
— Ja jego też — wyznaje i spogląda na mnie. W jej niebieskich oczach dostrzegam szczerość tej wypowiedzi. Nie jestem głupia i zdaje sobie sprawę, że oboje przeżywają wielką młodzieńczą miłość. W jakimś stopniu jest to bardzo urocze. Doskonale znam to uczucie, bo tak samo czułam się będąc nie wiele starsza od nich gdy poznałam Michała.
— Wiem, że się pani martwi o to co jest miedzy nami — mówi i zerka na mnie zmieszana.
— Nie chcę żebyście się z czymkolwiek spieszyli. Idziecie do szkoły średniej i na nauce powinniście się teraz skupić.
— Tak będzie. Zapewniam panią, że nie planujemy… niczego — powiedziała. Posłałam jej szeroki uśmiech. Sabina wzięła się za krojenie ogórka. Jeśli Sabina starała się mnie uspokoić to nie do końca jej się udało. Świetnie zdawałam sobie sprawę, że pewnych rzeczy nie musi się planować. Ja też nie planowałam, że po dwóch miesiącach znajomości z Michałem będę w ciąży. Z pewnymi emocjami ciężko jest wygrać. Chciałam wierzyć, że mój syn jest ode mnie mądrzejszy ale musiałabym być naiwną idiotką sądząc, że gdy w ich wypadku sprawy zajdą zbyt daleko nie poddadzą się hormonom. Byli tylko zakochanymi w sobie nastolatkami.
— Nie możecie spać? — odezwał się Adrian, schodząc na dół po stromych schodkach.
— Szykujemy śniadanie — odpowiedziałam. Adrian podszedł do mnie i cmoknął w policzek na powitanie, po czym posłał szeroki uśmiech Sabinie.
— Ranne z was ptaszki dziewczyny.
— Zawsze wcześnie wstaję — westchnęła Sabina.
— Ja próbowałam jeszcze zasnąć, ale mi się nie udało — wytłumaczyłam, na co Adrian zerknął na mnie z tym swoim czarującym uśmieszkiem. Wiedziałam o czym pomyślał. Powinnam go obudzić tak jak planowałam. Adrian ominął kuchni i wyszedł na taras przeciągając się. Nie mogłam powstrzymać się przed patrzeniem w jego stronę. Byłam z nim od ponad pół roku i nadal nie dawałam wiary w to, że taki młody, przystojny mężczyzna jest szczęśliwy u mojego boku. Kiedy zaczęliśmy się spotykać wychodziłam z założenia, że nie potrwa to zbyt długo i Adrian będzie tylko przelotnym romansem. To było złe założenie. Nie nadawałam się do takich relacji, bo byłam z tych, którzy natychmiast angażują się emocjonalnie. Adrian również. Może nadal nie byłam pewna, czy ten cudowny facet jest moją przyszłością ale żyłam chwilą. Dałam nam szansę i jestem bardzo szczęśliwa. Na ten moment nie myślałam do czego nas to zaprowadzi. Razem z Sabiną poukładałyśmy na talerzu praktycznie wszystko, co było w naszej lodówce i postawiłam go na stole wraz z chlebem posmarowanym masłem. Słyszałam już rumor na górze, co świadczyło o tym, że wstali chłopcy. Przez kuchenne okna dostrzegłam, że Adrian stoi przy ogrodzeniu i rozmawia z sąsiadami z domku po lewej. Dwóch mężczyzn i atrakcyjna blondynka opowiadali coś z ożywieniem. Po schodach zbiegł Szczepan.
— Kiedy idziemy na basen? — zapytał bez powitania.
— A może jakieś dzień dobry z rana? — westchnęłam spoglądając na syna.
— Dzień dobry — odparł.
— Najpierw zjemy śniadanie — zapowiedziałam. Mikołaj pojawił się zaraz za nim znacznie mniej podekscytowany. Widziałam jak spogląda na swoją dziewczynę i byłam pewna, że ma ochotę podejść i ucałować ją ale jednak tego nie zrobił. Nie wiem czy przeżyłabym gdyby zaczęli się przy mnie miziać. Szczepan zasiadł przy stole jako pierwszy.
— Nie ma jajek? — zapytał.
— Kupimy na jutro — zapowiedziałam.
— Spoko — odparł wesoło i zaczął sobie nakładać to, co było na kanapkę. Mikołaj i Sabina usiedli obok siebie a zaraz potem pojawił się Adrian. Podałam mu kubek z kawą i sama usiadłam obok niego.
— Poznałeś naszych sąsiadów — odezwałam się.
— Tak. Absolwenci z Katowic. Przyjechali całą ekipą świętować koniec studiów — powiedział.
— Na lewo jest facet w skąpych slipkach — westchnęłam na co wszyscy spojrzeli na mnie pytająco — Wyszedł rano kiedy paliłam. Mało atrakcyjny widok — westchnęłam na co reszta roześmiała się.
— Nie mogę się doczekać zjeżdżalni — westchnął Szczepan.
— Basen otwierają o dziewiątej — zapowiedział mu Adrian.
— To akurat. Zjemy i zbierzemy się do wyjścia — powiedział, wpychając sobie do ust kanapkę.
— Wolniej Szczepan bo się zadławisz — mruknęłam. Szczepan jednak był zbyt podekscytowany, by przejmować się zadławieniem. Jako pierwszy zjadł i pobiegł na górę przygotować się do wyjścia. Nie chciałam mu mówić, że jego pospiech nic nie zmieni, bo my musimy zjeść i się przygotować, a sam na basen nie pójdzie. W efekcie musiał i tak na nas czekać na tarasie. Adrian pomógł mi posprzątać po śniadaniu, po czym poszłam na górę, by założyć mój strój kąpielowy. Pati pojechała ze mną do sklepu na zakupy przed wyjazdem. Sama zakupiła dla siebie skąpe bikini, bo urlop spędzała z Zygmuntem w Tunezji. Kiedy ją zobaczyłam uznałam, że facetowi grozi zawał serca kiedy to założy. Ja wybrałam dwa stroje oczywiście jednoczęściowe, bo za nic w świecie nie pokazałabym mojego brzucha na światło dzienne. Przyjaciółka oczywiście skrytykowała mój wybór i na siłę wcisnęła mi czarne bikini. Ubrałam wybrany przeze mnie strój i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Nie wyglądałam najgorzej. Ostatnio nawet schudłam całe trzy kilogramy, ale nie dostrzegałam tego w żadnym miejscu. Mimo, że nieuchronnie zbliżałam się do czterdziestki nie narzekałam na swój wygląd. Byłam odpowiednio szczupła, a moje cycki nadal były dość jędrne, by dobrze prezentować się w stroju kąpielowym. Wypatrywałam czy widać moje rozstępy na udach z którymi od lat walczyłam bezskutecznie wcierając w nie różne specyfiki. Adrian zapewniał mnie, że tylko ja je widzę, ale w tej kwestii mu nie wierzyłam. Upięłam swoje blond włosy w luźny koczek i uznałam, że wyglądam jak emerytowana Pamela Anderson ze Słonecznego patrolu.
— Andzia — zawołał mnie z dołu Adrian. Zapewne wszyscy już byli gotowi do wyjścia i czekali na mnie. Uznając, że nie wyglądam zbyt dobrze zarzuciłam na siebie zwiewną sukienkę i zeszłam na dół. Czekali wszyscy. Szczepan dosłownie przebierał w miejscu nogami. Sabina również miała na sobie sukienkę, ale nie sądziłam by ona założyła ją ze wstydu. Do basenu mieliśmy zaledwie kilkanaście metrów. Kiedy tam dotarliśmy nie byliśmy pierwsi. Szczepan chciał od razu wskoczyć do wody ale zabroniłam mu tłumacząc, że najpierw posmaruje mu kark kremem z filtrem, bo słońce mimo wczesnej pory już smażyło. Rozłożyliśmy się na trawie nie daleko zjeżdżalni, bo chciałam mieć oko na syna. Sabina zdjęła z siebie sukienkę i zaprezentowała się w pięknym czerwonym bikini. Tak jak się mogłam tego spodziewać poprosiła Mikołaja by nasmarował jej plecy. Widząc sposób w jaki mój syn to robi miałam ochotę zabrać mu tubkę z kremem i sama się tym zająć. Andzia on ją tylko smaruje kremem. Powtarzałam sobie w myślach. Adrian usiadł obok mnie i trącił w bok.
— Uspokój się — szepnął mi do ucha.
— Łatwo ci mówić. Oczami wyobraźni już widzę jak zostaję babcią przed czterdziestką.
— Byłaby z ciebie seksowna, młoda babcia — zaśmiał się.
— Weź mnie nie denerwuj — pisnęłam i strzeliłam go w ramię. Szczepan był już w wodzie. Stał przy brzegu i ochlapywał się spoglądając z utęsknieniem na zjeżdżalnie. Mikołaj i Sabina również weszli do wody. Obserwowałam jak mój syn podaję jej rękę gdy zeskakiwała z brzegu.
— Urocza z nich para — powiedział Adrian. Chcąc czy nie chcąc musiałam mu przyznać rację. Cudownie razem wyglądali. Patrząc na Mikołaja widziałam w nim grzecznego młodego mężczyznę. Podobało mi się w jaki sposób dorósł i jak się obecnie zachowywał. Byłam z niego dumna. Na basenie zaczęło się robić tłoczno. Nie dziwiłam się ludziom szukającym ukojenia w wodzie. Po pół godziny miejsca obok nas były zajęte, a do zjeżdżalni utworzyła się spora kolejka w której wypatrywałam Szczepana.
— Idziemy do wody? — zaproponował Adrian i spojrzał na mnie.
— Może za chwilę — powiedziałam i rozejrzałam się dokoła, widząc same zgrabne ciała w bikini. Lubiłam pływać ale teraz naszły mnie wątpliwości, co do tego jak będę wyglądała na tle tych wszystkich atrakcyjnych kobiet.
— Andzia? — odezwał się Adrian mierząc mnie wzrokiem.
— Co?
— Rozbieraj się, bo sam cię zaraz rozbiorę — powiedział i posłał mi przebiegły uśmieszek. Spojrzałam na niego. Miał na sobie granatowe spodenki, a na jego nagim brzuchu nie było ani grama tłuszczu, tylko ładnie wyrzeźbione mięśnie. Miał idealne ciało i nie mogłam przestać się nim zachwycać. Uwielbiałam go dotykać rozkoszując się tym, jak napina dla mnie swoje bicepsy i nie miałam nic przeciwko, gdy on mnie dotykał, ale w sypialni. Rozebranie się tu i teraz publicznie zdało mi się nagle bardzo trudne.
— Hej — usłyszałam nad nami melodyjny głos i zobaczyłam blondynę z domku obok. Stała podparta pod boki i miała na sobie czarne bikini takie samo jak te które wcisnęła mi Pati w sklepie. Wyglądała niesamowicie. Jej młode jędrne ciało idealnie się prezentowało. Była gorącą laską. Teraz wpatrywała się w mojego Adriana i kurka wodna nie podobało mi się to spojrzenie.
— Widzieliście jak zjechałem — zawołał Szczepan podpływając do nas.
— Tak — odpowiedziałam z uśmiechem. Szczepan wyskoczył na brzeg nie zwracając uwagi na blondi.
— Super jest. Musze się napić — poinformował. Adrian podał mu wodę mineralną, po czym spojrzał na blondynkę nadal stojącą nad nami.
— Hej — odpowiedział jej.
— Jestem Kasia. Mieszkamy obok — przedstawiła się grzecznie, spoglądając na mnie.
— Andżelika i mój syn Szczepan — powiedziałam, zachowując równie grzeczny ton. Szczepan wypił kilka łyków wody i sapnął głośno.
— Zjedziesz ze mną? — zapytał Adriana.
— Zaraz wejdę do wody — zapowiedział.
— Super. To czekam — powiedział, po czym pobiegł w kierunku najbliższej drabinki, by natychmiast znaleźć się w wodzie. Blondynka spojrzała za moim synem, który przepłynął zwinnie długość basenu i ustawił się w kolejce do kolejnego zjazdu.
— Twój siostrzeniec świetnie pływa — pochwaliła. Siostrzeniec? Spojrzałam na Adriana pytająco.
— To nie jest mój siostrzeniec — powiedział natychmiast. Blondynka spojrzała na mnie, a potem na Adriana. — Andzia nie jest moją siostrą tylko dziewczyną — oznajmił, na co blond Kasia roześmiała się nerwowo.
— Sorki, założyłam, że jesteście rodzeństwem. Nie wiem dlaczego — zachichotała i zmierzyła mnie wzrokiem. Oj, ja wiedziałam dlaczego tak założyła. Widziałam doskonale w jaki sposób patrzyła na mojego Adriana i domyślałam się co jej chodziło po głowie. Adrian chyba chcąc ją upewnić w tym co mówi, złapał moją dłoń na kocu. Wzruszyła ramionami. — W takim razie, do zobaczenia Adi — powiedziała, po czym odeszła. Odprowadziłam ją wzrokiem kiedy poszła usiąść z resztą swoich znajomych.
— Idziemy do wody — zapowiedział Adrian. Wiedziałam, że nie mam szans w sprzeczce z nim i cholera nie po to tu przyjechałam, by nie wejść do basenu tylko użalać się nad niedoskonałościami mojej figury. Zdjęłam z siebie sukienkę i zaprezentowałam swój strój w słoneczniki. Adrian wstał i wyciągnął do mnie rękę, by pomóc mi się podnieść. No dobra. Nie było tak źle. Może spodziewałam się, że wszyscy wokoło będą na mnie patrzeć i zastanawiać się jak się nie wstydzę paradować w stroju. Minęła nas para emerytów i starsza pani miała na sobie bikini. Ona się nie przejmowała, to ja chyba też nie powinnam. Po za tym, gdy już weszłam do wody, było lepiej. Nikt mnie nie widział. Adrian objął mnie w pasie i obrócił przodem do siebie. Unosząc się na wodzie wsparłam się na jego ramionach.
— Braciszku — powiedziałam rozbawiona.
— Weź przestań — zaśmiał się.
— Dobrze, że nie nazwała mnie twoją mamusią — westchnęłam.
— Teraz przesadzasz Andzia — zaśmiał się, po czym pocałował mnie krótko. — Zapuszczę długą brodę, to mi doda powagi — powiedział. Pogłaskałam jego policzek na którym już pojawił się ślad zarostu.
— Nie wiem czy będziesz mi się podobał z brodą — westchnęłam.
— Jesteś ze mną tylko ze względu na mój wygląd?
— Przede wszystkim tak — zaśmiałam się, na co Adrian mocniej przycisnął mnie do siebie.
— A ja myślałem, że ze względu na moje łóżkowe super moce.
— To jest na drugim miejscu — odpowiedziałam, czując jego dłonie na moich pośladkach.
— Czuję się potraktowany przedmiotowo — zaśmiał się, przyciskając nasze ciała do siebie. Miałam ochotę na bardzo niestosowne posunięcie, ale dotarło do mnie, że jesteśmy w basenie pełnym ludzi. Odsunęłam się od niego.
— Tak czy inaczej nie podoba mi się pomysł z brodą — zaśmiałam się.
— Bo nie wiesz jak dobrze bym z nią wyglądał i co byś czuła gdybym się znalazł między twoimi udami — szepnął mi prosto do ucha. Przeszedł mnie dreszcz na samą myśl o nim między moimi udami. Wtuliłam się w niego mocno.
— Weź mnie nie rozpalaj.
— Ja już jestem rozpalony — odpowiedział i poczułam, że naprawdę zrobił się twardy. Spłonęłam rumieńcem, bo przecież obok nas przepływali ludzie i na pewno mogli dostrzec, co dzieje się pod powierzchnią wody.
— Ochłoń — poleciłam mu.
— Przy tobie mi trudno — westchnął. Roześmiałam się i pocałowałam go, po czym odpłynęłam od niego. Obejrzałam się za nim z szerokim uśmiechem a potem zerknęłam na brzeg. Blond Kasia wpatrywała się w mojego Adriana niczym w smakowity kąsek kurczaka z rożna. Nie podobało mi się to spojrzenie ani trochę. Adrian był mój i tylko ja mogłam w ten sposób na niego patrzeć. Naszła mnie myśl, że ta dziewczyna wróżyła kłopoty.
Spędziliśmy na basenie kilka dobrych godzin podczas których, całkiem dobrze się bawiłam. Najbardziej zachwycony był oczywiście Szczepan nie odpuszczający ani na moment zjazdów do wody z zjeżdżalni. Ja się nie odważyłam zjechać, bo w głowie miałam przerażającą wizję, że utknę na niej. Mimo, że Adrian zapewniał mnie iż to nie możliwe, ja nie chciałam ryzykować. Mikołaj i Sabina trzymali się blisko siebie w wodzie i w pewnym momencie zaczęli rozmawiać z grupką chłopców w ich wieku. Kiedy wreszcie uznaliśmy, że czas wracać do domku zebraliśmy nasze rzeczy z trawnika i opuściliśmy basen. Zamierzaliśmy pójść na obiad do budynku głównego, a po południu podjechać do sklepu, by zrobić zakupy. Szłam obok Adriana brukowaną ścieżką i trzymałam go za rękę. Ten gest wydawał mi się zawsze uroczy i lubiłam kiedy splatał razem nasze palce. Mikołaj i Sabina szli kilka kroków przed nami i z ożywieniem rozmawiali o czymś, a Szczepan jak zawsze pełen energii biegł z samego przodu. Kiedy tak na nas patrzyłam z boku, widziałam szczęśliwą rodzinę na wakacjach. To było dobre. Gdy dotarliśmy pod nasz domek Szczepan oznajmił, że zgubił okulary do pływania. Jak to tylko on potrafił narobił szumu i uparcie twierdził, że zostały przy basenie. By uspokoić syna oznajmiłam, że wrócę po okulary, choć szczerze wątpiłam, by nadal tam były. Szczepan poszedł ze mną ale nie dotarliśmy nad basen, bo okazało się, że okulary leżały na ścieżce. Szczepan ucieszył się zbierając swoją zgubę. Pobiegł do domku a ja wolnym krokiem ruszyłam za nim. Szłam rozmyślając o tym, jak miły to będzie urlop. Wyrwanie się z miasta do takiego miejsca jak to, było dobrym pomysłem. Obejrzałam się na jezioro i grupkę dzieciaków brodzących przy brzegu i chlapiących się zawzięcie wodą. I wtedy z za zakrętu wyjechał jakiś rajdowiec camperem. Mknął jak oszalały, prosto na mnie. Widzę maskę samochodu zdecydowanie zbyt blisko siebie, a mój instynkt samozachowawczy najwyraźniej odmówił współpracy, bo zamiast zejść z drogi, to zamurowało mnie i całe życie staje mi przed oczami. Kurka wodna zginę na miejscu. Osierocę dzieci. Kierowca daje po hamulcach aż zapiszczało i zatrzymuje się tuż przed moim nosem. Serce łomocze mi jak szalone. Jednak żyję.
— Andzia?! — dobiega mnie niepokojąco znajomy niski głos i powoli podnoszę wzrok. Za kierownicą siedzi tak znajoma mi postać. Człowiek, którego za nic w świecie nie chciałabym widzieć.
— Michał? — westchnęłam, na co mój były mąż uśmiechnął się do mnie szeroko.