Sebastian & Dorota - Pitra Kinga - ebook

Sebastian & Dorota ebook

Pitra Kinga

5,0

Opis

SEBASTIAN; przystojny barman zgrywający cwaniaczaka, ale mający drugie oblicze.

DOROTA ; żyjąca beztrosko singielka, ale w głębi serca pragnie miłości.

Jakie będą konsekwencje ich wspólnie spędzonej nocy?

Czy Sebastianowi uda się uporać z demonami przeszłości?

Czy Dorota odnajdzie szczęście w swoim życiu?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 243

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (5 ocen)
5
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Miroska561

Nie oderwiesz się od lektury

🥴
00
Kot-Filemon

Nie oderwiesz się od lektury

Dzień dobry #bookstagram Historia Doroty i Sebastiana jest już ostatnią częścią o studentach z Krakowa. Pamiętajcie, że ważna jest kolejność czytania tych historii, mała ściąga pod spodem 😉 * Szymon & Liliana * Robert & Kamila * Sebastian & Dorota Powiem wam , że trudno mi uwierzyć że to już ostatnia część o paczce przyjaciół z Krakowa którą mogliśmy przeczytać i tak jak poprzednie wywołała sporo emocji. Sebastian to młody chłopak który nie miał łatwego dzieciństwa, śmierć matki , ojciec w więzieniu, jego opieką i wychowaniem zajął się starszy brat Łukasz . Nie było im łatwo i nadal nie jest, ale radzą sobie i wiedzą że w każdej sytuacji mogą liczyć na siebie. Dorota jest przyjaciółka Kamili i chwilowo pracuje w pubie Szymona tam , jej drogi krzyżują się z Sebastianem między tą dwójką jesteś jakieś napięcie,  przyciąganie niby sobie odgryzają,ale wyczuwa się coś między nimi.  Wystarczyła jedna noc , żeby ich życie się zmieniło i wywróciło do góry nogami. Sebastian staje na wysokości...
00

Popularność




Kinga Pitra

Sebastian&Dorota

KorektorBarbara Milewska

RedaktorKinga Kotwasińska

Projektant okładkiDepositphotos @Tverdohlib.com Pitra Kinga

© Kinga Pitra, 2023

© Depositphotos @Tverdohlib.com Pitra Kinga, projekt okładki, 2023

SEBASTIAN; przystojny barman zgrywający cwaniaczaka, ale mający drugie oblicze.

DOROTA; żyjąca beztrosko singielka, ale w głębi serca pragnie miłości.

Jakie będą konsekwencje ich wspólnie spędzonej nocy?

Czy Sebastianowi uda się uporać z demonami przeszłości?

Czy Dorota odnajdzie szczęście w swoim życiu?

ISBN 978-83-8351-509-0

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

.

„To historia, która wprowadzi was do świata, gdzie królują emocje, a przeszłość ma kluczowe znaczenie. W tej książce nic nie jest oczywiste, a przyszłość wydaje się niepewna.”

@ksiazka_sercem_w_dloni

„To emocjonalny rollercoaster i plaster na rany w jednym. Ta nieodkładalna książka porusza najgłębsze struny duszy, jest w stanie rozśmieszyć i uszczęśliwić czytelnika, by po chwili złamać mu serce i zalać słonymi łzami”

@_daisy__books_

„To opowieść o przyjaźni, lojalności, drugich szansach. To cudowna i realistyczna historia o poszukiwaniu prawdziwej miłości pełna rozterek i wyborów”

@zaczytana40latka

Dla Kamili, Kingi i Basi — matek chrzestnych tej historii

— DOROTA

Lato tego roku było wyjątkowo upalne. Nie było jeszcze południa, a żar dosłownie lał się z nieba. Jak każdego dnia spałam do dziewiątej, ale tylko dlatego, że od kiedy zaczęłam pracę w pubie Limon wracałam do domu po północy i musiałam odespać zarywane noce. Wstałam i przygotowałam sobie mocną czarną herbatę. Nie pijałam kawy. Poszłam do łazienki by ogarnąć poranną toaletę. Makijaż był dla mnie nie lada celebracją. Nakładałam podkład, puder i bardzo mocno tuszowałam rzęsy przez co wyglądały niemal jak doklejone. Dorysowywałam mocne czarne kreski, które dodawały mi drapieżności. Mając na sobie pełen makijaż zawsze czułam się bardzo dobrze, w jakiś magiczny sposób dodawał mi pewności siebie. Nie żeby mi jej brakowało. Nigdy nie należałam do tych cichych szarych myszek. Byłam tą szaloną Dorotą, którą wszyscy znali. Miłośniczką imprez i wymyślnych drinków, kokietką lubiącą dobrą zabawę. Taka byłam? Taką chciałam, aby mnie widzieli. Otworzyłam lodówkę w poszukiwaniu czegoś na śniadanie, ale wczoraj nie miałam okazji odwiedzić sklepu i znalazłam w niej jedynie resztkę masła i dżem truskawkowy od pani Starzykowej. Nie wiem, kiedy ostatnio jadłam chleb z dżemem, ale przypomniały mi się czasy dzieciństwa, kiedy przesiadywałam jeszcze u babci Jasi, a ona karmiła mnie swoimi przetworami. Uwielbiałam jej naleśniki z dżemem morelowym. To było naprawdę coś. Usiadłam przy małym okrągłym stoliku obok okna i spojrzałam na Kraków. Kilka dni temu razem z Kamilą przeprowadziłyśmy się z mieszkania na obrzeżach miasta do odnowionej kamienicy bliżej centrum. Z całą pewnością nie byłoby mnie stać na to mieszkanie, gdyby nie ona. Lokalizacja była fenomenalna, bo do samego rynku miałam zaledwie dwadzieścia minut pieszo, a nie pól godziny tramwajem. Samo mieszkanie było równie wspaniałe. Wysokie sufity i wielkie okna wychodzące na jedną z mniejszych brukowanych uliczek wzdłuż której były umiejscowione sklepiki i małe restauracje. Nie panował tu jakiś przesadny ruch. Całe mieszkanie składało się z trzech niemal takich samych pokoi, dwa z nich wychodziły na podwórze, a jeden pokój i kuchnia połączona ze strefą dzienną na brukowaną uliczkę. Lokum było w pełni umeblowane. Patrząc na kamienice można się było spodziewać jakiejś babcinej kanapy w salonie i kredensu w kuchni. Nic bardziej mylnego. Całe mieszkanie było udekorowane w białe meble oraz dodatki w odcieniach beżu i szarości. Było idealne. Spojrzałam na zamknięte drzwi pokoju Kamili choć dobrze wiedziałam, że jej tam nie ma. Ciągle jej nie było. Ostatnio wolała spędzać czas w domu rodzinnym. Nie było dla mnie tajemnicą, że po prostu unikała Roberta. Tęskniłam za nią. Zapałałyśmy do siebie sympatią, która z czasem przerodziła się w wielką przyjaźń już w gimnazjum. Było w tej dziewczynie coś takiego, że pokochałam ją jak siostrę, której nigdy nie miałam. Trzymałyśmy się razem przez lata. Kiedy ona dostała się na studia, ja pojechałam do Niemiec. W moim wypadku o studiach nie było mowy. Wiedziałam, że musze zapracować na siebie i jak najprędzej wyprowadzić się z domu. Wyjazd do Niemiec nie należał do udanych. Finansowo było okej, ale opieka nad starszą osobą mnie przerosła. Kiedy znajoma wkręcała mnie tam do pracy przedstawiła mi to jako lekkie zajęcie, pójście na zakupy, jakieś sprzątanie. Rzeczywistość była zupełnie inna Obłożnie chora kobieta wymagała stuprocentowej uwagi, a zakres moich obowiązków nie sprowadzał się tylko do zakupów. Po trzech miesiącach dosłownie wyłam z niewyspania, przepracowania, a kiedy tylko nadarzyła się okazja zrezygnowałam. Wróciłam do kraju udając, że jest okej, ale zdecydowanie tak nie było. Miałam niewiele oszczędności. Zbyt mało by mieszkać samodzielnie. Nie mogłam znaleźć stałej pracy, a rodzice i znajomi ciągle zagadywali mnie, kiedy rozpocznę studia. Wtedy jak moi wybawcy wkroczyli Starzykowie. Szymek dał mi prace, a Kamila zaproponowała wspólne mieszkanie. Oboje byli dla mnie jak przyszywane rodzeństwo.

Kiedy po piętnastej weszłam do pubu Limon nie zaskoczyło mnie, że już połowa stolików była zajęta. Lokal Szymka był od już od samego otwarcia mocno oblegany. Zwłaszcza przez studentów, którzy mieli zniżkę na piwo. Bardzo mi się podobało to miejsce. Wielki bar z dwoma kranami do piwa, na witrynie alkohole, z których robiliśmy drinki. Zabudowane loże dookoła oraz kilkanaście małych stolików na sali. W kącie była mała scena, na której w weekendy grywali jacyś domorośli artyści. Przeszłam przez salę i weszłam za bar.

— Cześć wszystkim — przywitałam się. Za barem stali Bartek i Sebastian. Jeden i drugi spojrzeli na mnie. Bartek był studentem czwartego roku matematyki stosowanej, wysoki i szczupły bardzo niepozorny, ale ogromnie sympatyczny.

— Hej. Podasz trzy piwa na szóstkę. Ja już znikam — powiedział przechodząc obok mnie.

— Nie ma sprawy — odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego szeroko. Chłopak zniknął na zapleczu, a ja zerknęłam na Sebastiana, który układał pod ladą czyste kufle. Powitał mnie jedynie skinieniem głowy. Nalałam trzy piwa i postawiłam na tacy po czym poszłam je zanieść klientom. Trójka młodych chłopaków zapewne w moim wieku zaciekle komentowała jakieś sportowe rozgrywki i nawet nie spojrzeli na mnie, kiedy postawiłam przed nimi zamówienie. Gdy wróciłam za bar Sebastian stał wsparty o blat i przeczesywał wzrokiem salę. Chłopak był młodszy ode mnie dwa lata i właśnie skończył szkołę. Był wysoki, postawny i przystojny. Ciężko było nie zwrócić na to uwagi. Ciemne włosy na tyle długie, że opadały mu na czoło, niesamowicie głębokie spojrzenie zielonych oczu, długi prosty nos i pełne usta. Idealnie zarysowana szczęka. Na twarzy miał kilka kolczyków. Naprawdę mógł się podobać. Jego lewa ręka była cała pokryta tatuażami, wymyślne wzory wystawały spod jego czarnej koszuli i sięgały aż dłoni.

— Co? — zapytał.

— Nic — odparłam odwracając od niego wzrok, zdając sobie sprawę, że się na niego gapię.

— Gapisz się.

— Zdaje ci się młody — mruknęłam do niego. Do pubu weszła grupka rozchichotanych studentek, omiotły spojrzeniem lokal, zatrzymały wzrok na Sebastianie po czym oczywiście ruszyły w stronę baru i usiadły przy nim.

— Co dla pięknych pań? — zapytał swoim niskim głosem, a one zachichotały jedna przez drugą. Nalał im piwo z sokiem i zerknął na mnie pytająco. Znowu się na niego patrzyłam. Odwróciłam się i wyszłam na zaplecze mijając się w drzwiach z wychodzącym do domu Bartkiem. Obok magazynku z alkoholami mieliśmy mały pokój socjalny w którym stał czajnik i mała lodówka, a pod oknem kanapa i stolik. W wolnej chwili mogliśmy to przyjść odpocząć, coś zjeść. Odłożyłam swoją torebkę do szafki i przygotowałam sobie kolejną tego dnia herbatę.

— Hej — odezwała się Liliana. Weszła do środka trzymając w dłoni zapas ręczników papierowych.

— Cześć — odpowiedziałam. Dziewczyna rozpakowała ręczniki i położyła jeden na blacie. Uśmiechnęła się do mnie niepewnie. Dziewczyna Szymka była jedną z najsympatyczniejszych osób jakie w życiu spotkałam. Poznajesz taką osobę i od razu wiesz, że ją polubisz. Budzi twoje zaufanie i sympatię. Taka była Lilka. Ona i Starzyk tworzyli wspaniałą parę i z dumą mogłam stwierdzić, że miałam delikatny wkład w ich zejście się, gdy przechodzili lekkie zawirowanie w swoim związku.

— Zostawię tutaj resztę, w razie, gdyby były potrzebne na sali — poinformowała odkładając ręczniki.

— Spoko. A ty nie miałaś jechać do Poznania? — zagadnęłam ją.

— Jedziemy w nocy. Szymek nas zawiezie. Rano mamy zostać przyjęte do szpitala — poinformowała. Uśmiechnęła się nieznacznie. Całą historię Liliany poznałam od Kamili. Dziewczynie nie było lekko w życiu. Miała tyle samo lat co ja i była już matką, dziewczynki chorej na raka. Świat był okropny i niesprawiedliwy. Czasem nie mieściło mi się w głowie, że takie rzeczy dzieją się naprawdę. Nie tak dawno zmarł Paweł. Nie znałam go zbyt dobrze, ale wiedziałam, że studiował z Szymkiem. Ledwie obronił magistra. Zaczynał dorosłe życie i już go nie było.

— Będzie dobrze.

— Mam taką nadzieję. Robert mówił, że ta kuracja ma naprawdę dobrą skuteczność — powiedziała spokojnie. Z tego co było mi wiadomo, Robert załatwił im jakąś eksperymentalną metodę leczenia w klinice w Poznaniu. Tak naprawdę to była ich jedyna szansa, bo stan małej Marysi nie był dobry. Liliana uśmiechnęła się do mnie — Po za tym powiedzieliśmy jej prawdę — dodała.

— Jak to przyjęła? — zapytałam. Liliana urodziła mając ledwie szesnaście lat, w ciąże zaszła po napaści seksualnej przez jakiegoś wstrętnego typa, który całe szczęście gnił już w więzieniu. Po narodzinach to dziadkowie zajęli się dzieckiem, aby Liliana mogła się nadal uczyć. To oni byli prawnymi opiekunami Marysi. Dziewczynka traktowała Lilianę jak siostrę.

— Wydaje mi się, że ona wiedziała w jakiś podświadomy sposób. Nie umiem tego wytłumaczyć. Pewnie nie prędko usłyszę, jak mówi do mnie mama, ale wszystko ułożyło się dobrze.

— Niesamowicie — westchnęłam. Miałam ochotę ją przytulić, aby dodać otuchy, ale nie przyjaźniłyśmy się, aż tak mocno. Zalałam swoją herbatę. Liliana poszła na górę do mieszkania, a ja wróciłam na salę. Nie było nowych gości. Sebastian zabawiał rozmową studentki przy barze. Przeszłam po sali proponując kolejne piwa, zebrałam zamówienia i roznosiłam je.

— Spokojny wieczór — zagadnął stając obok mnie. Jego fanki mierzyły nas wzrokiem.

— I dobrze. Jutro może być gorzej. Zaczyna się weekend — westchnęłam.

— Pracujesz?

— Od piętnastej do końca — odpowiedziałam. Zerknęłam na dziewczyny, które szybko osuszały swoje kufle zapewne po to, by Sebastian do nich wrócił — Twoje laseczki nie mogą się ciebie doczekać — wtrąciłam.

— Co poradzę, że tak na nie działam — westchnął i posłał mi krzywy uśmieszek.

— W takim tempie to zaraz wpadną pod stół.

— Byleby dały wcześniej napiwek — zaśmiał się.

— Blondyneczka rozbiera cię wzrokiem. Pewnie chętnie zapłaci w naturze — wtrąciłam uszczypliwie.

— Ma pecha. Przyjmuje tylko gotówkę — powiedział. Dziewczyny pomachały do niego i pokazały puste kufle. Blondynka wyglądała tak jakby miała za moment zwymiotować, ale kiedy tylko Sebastian pojawił się obok zaczęła się wdzięczyć do niego. Sebastian miał racje, to był wyjątkowo spokojny wieczór. Szybko zleciało, a przed północą mogliśmy posprzątać.

— Seba zamkniesz? — zapytał Szymek. Nawet nie wiem, kiedy pojawił się na sali. Nie widziałam go dziś cały wieczór. Trzymał wielką walizkę. Uśmiechnął się do mnie szeroko, ale widziałam jak mocno był zdenerwowany. Szymon Starzyk był zdecydowanie najprzystojniejszym mężczyzną jakiego znałam. Wysoki, szczupły odpowiednio postawny z nastroszonymi jak u chłopca ciemno blond włosami. Kiedy się szeroko uśmiechał w jego policzkach pojawiały się urocze dołeczki.

— Oczywiście.

— Planuje wrócić przed piętnastą, ale nie wiem jak będzie wyglądać droga za dnia. Otworzysz tak jak zawsze. Dacie sobie rade — powiedział.

— Pewnie, że damy rade. Nie spiesz się. Licho nie śpi — powiedziałam. Szymek puścił mi oko. Wiedział, że moja uwaga nawiązywała do jego wypadku sprzed kilku lat, kiedy pędził jak szalony i zatrzymał się dopiero na drzewie. Nadal wzdrygałam się na wspomnienie tamtych dni, gdy leżał nieprzytomny w szpitalu. Liliana zbiegła na dół z mniejszą walizką.

— Pójdę po nią — oznajmił Szymek. Sebastian pomógł Lilianie upchnąć walizki do bagażnika samochodu, a Szymek wrócił z śpiącą dziewczynką na rękach. Ułożył ją na tylnym siedzeniu i zapiął jej pasy.

— Trzymajcie się. Powodzenia — powiedział Sebastian. Nie wiedziałam jak mocno jest wtajemniczony w całą tą historie Marysi, ale wyglądał na bardzo przejętego, kiedy odjeżdżali. Popatrzyłam, jak samochód znika na końcu ulicy i westchnęłam cicho.

— To możemy zamykać — oznajmiłam. Poszłam po swoją torebkę, wyciągnęłam bluzę i założyłam ją na siebie, bo, mimo że w dzień było upalnie w nocy zmarzłabym. Sebastian przeszedł po całym lokalu, posprawdzał czy wszystkie drzwi są zamknięte, pogasił światła po czym wyszliśmy.

— Odprowadzić cię? — zagadnął.

— Skąd ten pomysł?

— Tak tylko pytam.

— Nie ma takiej potrzeby. Jestem dużą dziewczynką — powiedziałam. Spojrzał na mnie z góry, jakby chciał mi pokazać, że się mylę.

— Nie powiedziałbym — zakpił. Ja z moim niskim wzrostem sięgałam mu ledwie do ramienia, więc górował nade mną. Prychnęłam na niego i obróciłam się by odejść w swoją stronę.

— Zostaw sobie takie propozycje dla swoich fanek — burknęłam.

— Myślałem, że jesteś jedną z nich — zawołał za mną. Nic już nie odpowiedziałam tylko wystawiłam ku niemu środkowy palec. Usłyszałam jego śmiech. Sama uśmiechnęłam się pod nosem. Idąc samotnie przez niemal opustoszałe miasto, nigdy nie czułam się zagrożona. Gdzie nie gdzie przechodzili jacyś ludzie, nikt mnie nigdy nie zaczepiał. Do mieszkania nie miałam daleko, po za tym nie mogłam liczyć, że ktoś zawsze będzie mnie odprowadzać. Już dawno nauczyłam się, że mam liczyć przede wszystkim na siebie. Zapiszczał mój telefon i sięgnęłam do torebki po komórkę. Niemiecki numer od razu dał mi do zrozumienia od kogo to wiadomość. Nie chciałam jej nawet czytać. Wiedziałam, że to kolejna próba skontaktowania się ze mną. Kiedy pracowałam w Niemczech u staruszki pojawił się jej syn. Wrócił niespodziewanie i ona sama była tym zaskoczona. Mężczyzna początkowo zdawał się być grzeczny i uprzejmy, jawnie adorował, a mnie to w pewien sposób schlebiało. Nie nazwałabym tego nawet romansem. Któregoś wieczoru wypiliśmy butelkę wina i wylądowaliśmy w łóżku. To było kilka dni przed moim wyjazdem i on dobrze wiedział, że rezygnuje z pracy, ale następnego dnia zachowywał się tak jakbyśmy byli nie tyle parą co dosłownie małżeństwem. Wściekał się, że wyjeżdżam, groził mi, że teraz nie mogę, że mam wobec niego zobowiązania. Wyjechałam uznając, że mam do czynienia z wariatem. Wiadomości od Wiktora zawsze wyglądały tak samo. Pisał, że za mną tęskni, jak wiele dla niego znaczę. Początkowo grzecznie odpisywałam tłumacząc, że mam swoje życie, a to co było między nami było chwilą przyjemności i niczym więcej. Pisał dalej jakby nie rozumiejąc moich słów. Przestałam więc odpisywać czy nawet odczytywać jego SMS-y.

Tak jak się spodziewałam, kiedy zaczął się weekend w pubie wieczorem pojawiły się tłumy. Uwijaliśmy się we trójkę za barem, a kiedy wrócił Szymek bez zbędnego gadania dołączył do nas. Wszystkie stoliki były zajęte, ludzie siedzieli i stali przy samym barze popijając piwo. Na scenie brzdękał jakiś gość na gitarze. W tym ogólnym gwarze trudno było nawet uchwycić własne myśli. Włączyłam tryb automatycznego uśmiechu przy nalewaniu piwa i uwijałam się jak szalona. Tłum zmniejszył się gdzieś około dwudziestej drugiej. Przy barze zrobiło się znacznie luźniej. Bartek zajął się ogarnianiem zaplecza i donoszeniem butelek na sale. Ja przyniosłam szkło z zmywarki i przetarłam kufle nim ułożyłam je na półkach pod ladą. Szymek oznajmił, że musi się położyć, bo za moment padnie na pysk i poszedł na górę. Sebastian pozostał na swoim stanowisku przy kranie i podawał piwo.

— Piwko szefowo — usłyszałam nad sobą. O blat opierał się jakiś delikatnie podpity mężczyzna w średnim wieku, sypnął garścią drobniaków.

— Nietrzeźwym nie sprzedajemy — powiedziałam szybko, oceniając jego znaczny stan upojenia alkoholowego. Sebastian spojrzał na nas jakby wyczekując, że ta wymiana zdań zakończy się awanturą. Mężczyzna pozbierał drobne monety.

— Głupia suka — mruknął w moim kierunku. Miałam naprawdę w nosie tego typu uwagi i w żaden sposób nie zareagowałam na tą zaczepkę. Sebastian jednak w mgnieniu oka znalazł się przy mnie.

— Proszę wyjść — polecił ostro. Facet ewidentnie nie szukał kłopotów, bo posłusznie opuścił lokal mrucząc dalsze obelgi pod nosem.

— Jaki ty jesteś bohaterski — mruknęłam ironicznie.

— Zawsze do usług.

— Wiesz, że nie potrzebowałam twojej pomocy? — westchnęłam nadal przecierając zaparowane kufle. Sebastian oparł się o ladę tuż obok mnie.

— Nie masz humoru? Ciężkie dni w miesiącu? — zagadnął z głupim uśmieszkiem.

— Bardzo zabawne. Tylko takiego podlotka jak ty może to cieszyć — warknęłam na niego chłodno. Przy barze pojawiły się jakieś dwie blondynki i szukały wzrokiem barmana — Idź poczaruj klientki tak jak to potrafisz — poleciłam. Bartek ubiegł go i podszedł do dziewczyn. On obsługiwał zupełnie inaczej, nigdy żadnej nie zagadywał, realizował zamówienie i odchodził bez zbędnych rozmów. Dziewczyny usiadły przy barze, ale nie wyglądały na zadowolone.

— O co ci chodzi? — zapytał pochylając się nade mną. Podniosłam na niego wzrok i zrobiłam wyzywającą minę. Nie wiem o co mi chodziło. Miałam od rana zły humor. Może faktycznie miałam napięcie przedmiesiączkowe, choć to chyba nie był ten moment. W każdym razie wszystko mnie wkurzało od samego rana. Zabrakło mi cukru do herbaty, zacięła się nasza pralka i byłam zmuszona zadzwonić do serwisu. Już się bałam, ile będzie kosztować naprawa. Kamila nie odpowiadała na moje telefony i coraz bardziej mnie to wkurzało. I z jakiegoś powodu irytował mnie ten pewny siebie cwaniacki uśmiech Sebastiana.

— O nic — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

— Jesteś zazdrosna?

— Co kurwa? O co mam być zazdrosna? — oburzyłam się i pchnęłam jego ramię. Przez ułamek sekundy miałam okazję poczuć jak świetnie jest zbudowany i jak twarde są jego mięśnie pod koszulką. Sebastian pochylił się bardziej ku mnie, na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Nienawidziłam tego.

— Że mam większe powodzenie niż ty.

— Co? — oburzyłam się.

— Wkurza cię, że te laski podchodzą do mnie, a nie do ciebie.

— O czym ty w ogóle mówisz człowieku? Co mnie interesują te wszystkie laski, które się do ciebie ślinią? — zapytałam zniżając głos do szeptu, aby klienci mnie nie słyszeli.

— Bo jesteś lesbijką — oświadczył.

— Co do cholery? Skąd ten pomysł?

— Szymek tak powiedział — wtrącił niespodziewanie Bartek przechodząc obok nas. Obejrzałam się za nim, kiedy stanął za mną dokładając na półkę butelki z winem. Wróciłam wzrokiem do Sebastiana.

— Zamorduje go — westchnęłam cicho.

— Powiedział, że Bartek jest gejem, a ty lesbijką i to świetnie, bo unikniemy romansów w pracy — powiedział spokojnie Sebastian.

— Jestem gejem i mam chłopaka jakby co — odezwał się Bartek zza moich pleców. Popatrzyłam na niego jakbym chciała sprawdzić czy sobie nie żartuje. Zdaje się nie żartował. Sebastian zaśmiał się cicho i podszedł nalać kolejne dwa piwa grupce studentów, ruszyłam za nim.

— To bzdura — poinformowałam go.

— W takim razie kompletnie nie rozumiem o co ci chodzi — stwierdził.

— Mówiłam już, że o nic. Nie dopowiadaj sobie historii — prychnęłam. Sebastian podał ostatnie piwo, obrócił się, oparł o blat i spojrzał na mnie.

— To może jesteś zazdrosna o to, że nie flirtuje z tobą?

— Jesteś bezczelny — warknęłam.

— A ty sfrustrowana. Może to napięcie seksualne? — zakpił. Miałam wielką ochotę strzelić go w pysk, ale wiedziałam, że nie powinnam tu robić scen. Obróciłam się na pięcie i wyszłam na zaplecze. Nie zwracałam uwagi na rozbawionego Bartka. Co z niego za bałwan. Wydaje mu się, że jest nie wiadomo kim. Cwaniaczek. Klęłam sobie pod nosem i zaczęłam powoli sprzątać zaplecze, zagarnęłam plastikowe pojemniki do wora na śmieci, złożyłam kartonowe pudełka. Nie wiem co dokładnie wkurzało mnie w Sebastianie. Na pewno nie brak jego uwagi moją osobą, nie potrzebowałam tego. Miałam ogromne powodzenie u facetów, zawsze wdawałam się w flirty, gdy gdzieś wychodziłam ze znajomymi. Zaczynając tu pracę uznałam, że czarowanie klientów nie jest dobrym pomysłem. Sebastian zaś miał inne zdanie i przybrał taktykę, że zagadując klientki będzie dostawał wysokie napiwki. Nikt nie miał mu tego za złe. Na pewno nie zazdrościłam mu powodzenia, a tym bardziej nie byłam zazdrosna o niego samego. Wyszłam na tyły budynku, aby wyrzucić śmieci do kontenera, mocowałam się z klapą pojemnika, kiedy nagle ktoś ją podniósł.

— Nie złość się. Tylko żartowałem — powiedział Sebastian.

— Spadaj — warknęłam na niego. Wrzuciłam śmieci do kosza i wróciłam się po kartony, wyniosłam je na zewnątrz i zaczęłam drzeć na mniejsze elementy by weszły do pojemnika. Podszedł i zaczął mi pomagać.

— Nie chciałem cię urazić.

— Nie uraziłeś — warknęłam — Nie jestem laską, którą można urazić głupim docinkiem. Po prostu za tobą nie przepadam i tyle. Więc daj sobie spokój młody — powiedziałam poważnie. Popatrzył na mnie intensywnie. Potargałam jeden z ostatnich kartonów.

— Nic ci nie zrobiłem. Dlaczego za mną nie przepadasz? — zapytał. Podeszłam do niego i wycelowałam w niego palcem wskazującym.

— Nie znoszę, takich nadmiernie pewnych siebie cwaniaczków jak ty — oświadczyłam. Przez moment patrzyłam na niego intensywnie, a chwilę później poruszyłam się i znalazłam przy nim. W nikłym świetle lampy nad drzwiami wejściowymi dostrzegłam błysk w jego oczach, a potem przywarłam do niego, wspięłam się na palcach i zatopiłam w jego ustach. Sebastian zareagował natychmiast, objął mnie jedną ręką w pasie tak że znalazłam się naprawdę blisko. Nasze usta były tak spragnione tego pocałunku, że zatraciliśmy się w nim w bezgranicznej namiętności. Sebastian odwrócił mnie i popchnął na ścianę, o którą uderzyłam plecami. Zatopiłam dłoń w jego gęstych włosach i pociągnęłam wcale nie delikatnie. Jęknął coś w moje usta, a jego wolna dłoń powędrowała na moją szyję, przycisnął mnie mocniej swoim ciałem nie przerywając pocałunku. Całował mnie tak, że dosłownie brakowało mi tlenu a jednocześnie za nic w świecie nie chciałam tego przerywać. Pojękiwałam z rozkoszy, kiedy zsunął usta w okolice mojego ucha, dając mi tym samym moment przerwy na złapanie tchu. Byłam uwięziona między ścianą a nim. Czułam dokładnie dowód jego podniecenia wciskający mi się w bok. Sama czułam, jak rozlewa się po moim ciele dzika namiętność. Nagle cofnął się o krok. Popatrzył na mnie i przetarł swoje usta jakby chciał zetrzeć z nich mój smak. Spodziewałam się, że powie coś w stylu, że to jednak było napięcie seksualne, ale nie powiedział zupełnie nic. Wszedł na zaplecze, a ja zostałam jeszcze przez moment na zewnątrz, by uspokoić oddech po tym co się przed chwilą zdarzyło.

— SEBASTIAN

Wstałem przed ósmą i zszedłem na dół do kuchni, w której unosił się zapach kawy. Mój brat siedział przy stole nad rysunkiem. Zerknąłem na projekt z motywem wilka i jakiś celtyckich znaczków. Od lat pracował jako tatuator i był w tym naprawdę dobry. Miał talent.

— Fajne — powiedziałem. Łukasz zerknął na mnie i uśmiechnął się.

— Jak w pracy?

— Normalnie. Bez szaleństw — powiedziałem. Nie miałem zamiaru wspominać mu o pocałunku z Dorotą, który był totalnym szaleństwem z mojej strony. Przygotowałem sobie kawę i usiadłem przy stole. Nasza kuchnia była przestronna, lecz słabo urządzona. Kilka lat temu sprzedaliśmy sporą część mebli, aby mieć na wysoki rachunek za gaz. Nie potrzebowaliśmy takiej ilości gratów. Mieliśmy swoje pokoje na górze, a z salonu korzystaliśmy sporadycznie, więc na ten moment stała w nim jedynie stara kanapa. Łukasz odłożył swój szkic na bok.

— Musimy pogadać — oznajmił. Po jego tonie głosu już wiedziałem, że coś jest nie tak. Nawet konkretnie wiedziałem co. Zmarszczył brwi i spoważniał — Chyba będziemy musieli poszukać mieszkania.

— Mieszkania?

— Dom jest za duży na nas…

— I nie chodzi o to, że minęło dziesięć lat i ojciec będzie się starał o wcześniejsze wyjście? — zapytałem wprost. Łukasz skrzywił się. Nie spodziewał się, że wiem o wszystkim.

— Skąd o tym wiesz?

— Słyszałem twoją rozmowę z adwokatem. Nie mam już dziesięciu lat bracie. Powinieneś mi mówić jak się sprawy mają — powiedziałem z wyrzutem. Łukasz uśmiechnął się krzywo. Minęło dziesięć lat od chwili, gdy tu w naszym domu pojawiło się dwóch policjantów. Mój brat ledwie stał się pełnoletni, kiedy otrzymaliśmy wiadomość, że nasi rodzice mieli wypadek. Ojciec leżał połamany w szpitalu, a matka zginęła na miejscu. Zabrali mnie na kilka dni do jakiegoś pogotowia opiekuńczego, gdzie było okropnie i płakałem non stop. Mój płacz nie był tęsknotą za matką czy ojcem, ciągle pytałem o swojego brata. Wiedziałem, że w końcu po mnie przyjdzie. Przyszedł i zabrał mnie do domu, wyjaśnił mi, że teraz będziemy mieszkać sami. Przez długi czas odwiedzała nas pomoc społeczna, pomagali nam jak mogli, ale my tej pomocy nie potrzebowaliśmy. Już dawno byliśmy nauczeni jak mamy o siebie dbać. Ciężko się było nie nauczyć, skoro nasi rodzice byli na wiecznym rauszu. Matka piła od zawsze, upijała się samotnie po czym mamrocząc o tym jak nienawidzi swojego życia kładła się spać. Ojciec pił mniej, ale łykał Bóg wie co i po nich dostawał generalnego szału. Nauczyliśmy się, że w takich chwilach najlepiej zamknąć się w pokoju i włączyć głośno muzykę. Przez nasz dom przewijali się różni podejrzani ludzie. Wtedy tego nie wiedziałem, ale dziś byłem świadom, że mój dom to była melina narkomanów i pijaków. Ojciec pędził bimber i sprzedawał piguły. To był jego interes życia.

— On tutaj wróci. Lepiej jak poszukamy czegoś teraz i na spokojnie się wyprowadzimy. Podobno ma duże szanse na skrócenie wyroku.

— Masz racje. Teraz oboje pracujemy. Będzie nas stać na jakieś przyzwoite mieszkanie — powiedziałem z entuzjazmem. Łukasz poklepał mnie po ramieniu. Uśmiechnąłem się szeroko do brata. Nic mnie tak nie cieszyło jak fakt, że zaraz po maturze poszedłem do pracy. Łukasz od lat młodości pracował w salonie tatuażu. Marzył o tym, by mieć własne studio a nie pracować dla kogoś za średnią krajową. Oczywiście nie miał kasy na rozkręcenie własnej działalności, a sprzęt był kosmicznie drogi. Ja nie wiedziałem kim chce być w życiu. Brat pilnował żebym skończył technikum. Szukałem pracy w swoim zawodzie jako mechanik, ale bez efektu. Wtedy trafiłem na ogłoszenie Szymka i ten przyjął mnie bez zastanowienia. Na ten moment uważałem, że ta praca była dla mnie idealna.

Kiedy stanąłem za barem i rozejrzałem się po niemal pustej sali westchnąłem cicho. Był poniedziałek, co oznaczało, że dziś nie będzie tłumu, bo klienci wystarczająco poszaleli przez weekend.

— Dorota ma wolne? — zagadnąłem Szymka. Siedział przy barze na wysokim stołku i wypełniał jakieś papiery.

— Tak. Bartek jest pod telefonem, ale wątpię by dziś był potrzebny — powiedział spokojnie. Sprawdziłem, czy wszystko mam pod ladą, aby nie przeszkadzać Szymkowi w rachunkach. Kiedy go poznałem wydawał mi się sfrustrowanym dupkiem, ale szybko zrozumiałem, że to była chwilowa sytuacja, bo miał kłopoty z ukochaną. Teraz uważałem, że to bardzo w porządku facet Musiał pochodzić z bogatej rodziny, ponieważ dopiero co skończył studia, jeździł drogim autem i zawsze był ubrany w markowe ciuchy. Może był dziedzicem jakiejś fortuny. Jego znajomi też nie wyglądali na ubogich. Czułem się przy nich jak jakiś plebs. Głupie, bo nigdy nie dawali po sobie poznać, że są lepsi, mało tego byli wszyscy niesamowicie przyjaźni. Patrząc nie raz na nich trochę im zazdrościłem, że nie muszą się martwić o mieszkania, za co zapłacą prąd i czy starczy im do pierwszego. Mieli fajne samochody, ubrania i najnowsze telefony. Nie oszczędzali kupując drogie drinki. Pewnie spędzali wakacje za granicą, a nie na zbiorach szparagów w Niemczech. Ktoś wszedł do pubu i podniosłem na niego wzrok. To był kurier.

— Szymon Starzyk? — spytał mężczyzna.

— Pomożesz mi? — zapytał mój szef i podszedł pokwitować odbiór przesyłki. Wyszedłem z za baru i podeszliśmy do samochodu. Przesyłka okazała się być kilkoma ogromnymi pudłami.

— Co to?

— Kupiłem meble dla Marysi. Chce, żeby miała swój pokój. Biuro przeniosę do magazynu — wyjaśnił. Zaczęliśmy wyciągać ciężkie kartony i ustawiać je przy drzwiach, kiedy kurier odjechał przenieśliśmy wszystko na górę do ich mieszkania, gimnastykując się mocno na schodach.

— Sam je skręcisz? — zapytałem wskazując na kartony.

— Taki mam zamiar. To chyba nie jest szczególnie trudne — westchnął. Wzruszyłem ramionami. Nigdy nie skręcałem mebli. Nidy mnie nie było stać by sobie kupić coś nowego.

— Pewnie nie. Dasz radę — westchnąłem. Usłyszałem drzwi na dole i zszedłem na salę. Pojawiło się kilka osób. Stanąłem za barem i podałem im piwo. Im późniejsza godzina tym więcej pojawiło się klientów. Nie było wielkiego tłumu. Szymek już nie wrócił, więc chyba zajął się skręcaniem mebli dla córki. Na początku nie mogłem zrozumieć kim była mała dziewczynka, która u nich ostatnio zamieszkała. Nie chciałem dopytywać, ale ciekawość wreszcie wygrała. Liliana powiedziała mi, że mała Marysia to jej córka. Był to dla mnie lekki szok, ale nie mnie było oceniać. Kilka tygodni temu zjawiła się tutaj i zamieszkała z nimi. Kiedyś usłyszałem, że jest poważnie chora. Dotarło wtedy do mnie, że pieniądze to nie wszystko. Najważniejsze to jednak być zdrowym. Miałem nadzieję, że ta terapia, na którą pojechały jej pomoże. Kiedy drzwi do pubu kolejny raz się otworzyły i podniosłem wzrok by zobaczyć co to za klienci, zamarłem. Do knajpy wszedł Oliwier. Znałem go ze szkoły, był kilka lat starszy i nigdy nie opuścił pierwszej klasy. Wreszcie usunęli go ze szkoły, gdy stał się pełnoletni. To był wielki facet. Nie mięśniak z siłowni na sterydach, ale był potężnie gruby. Nosił wielkie bluzy z kapturem i szerokie spodnie. Nie od dziś wiedziałem, że zajmuje się handlem prochami. Zobaczył mnie, podszedł do baru i usiadł przy nim.

— Nalej zimne piwko — powiedział. Sięgnąłem po kufel i nalałem mu piwo po czym postawiłem na blacie i zamierzałem odejść. — Mamy do pogadania — zatrzymał mnie.

— O czym? — zapytałem swobodnie. Nie należałem do ludzi, którzy się go bali. Nie zaprzeczam, że kilka razy kupiłem u niego trochę zioła na imprezę, ale nie należałem do kręgu jego znajomych.

— Dowiedziałem się na mieście, że tu pracujesz. Fajne miejsce — powiedział rozglądając się po lokalu badawczo.

— To prawda — przyznałem. Oliwier upił pierwszy spory łyk swojego piwa i westchnął.

— Na pewno potrzebujecie tu jakiegoś towaru — oznajmił pochylając się do mnie nad barem. Nie byłem głupi. Wiedziałem o co mu chodzi. Szukał miejsca do handlowania, a nowa knajpka dla studentów wydawała się być idealna.

— Raczej nie — powiedziałem starając się zabrzmieć nie tyle ostro co poważnie.

— Wy może nie, ale wasi klienci chętnie skorzystają. Przemęczeni studenci zawsze potrzebują jakiś wspomagaczy — stwierdził z uśmieszkiem.

— To naprawdę nie jest dobry pomysł — powiedziałem. Oliwier skrzywił się. Wyglądał trochę jak taki urażony dzieciak, któremu rodzice zabronili wyjść na dwór. Po chwili przemówił zupełnie w inny sposób.

— Zastanów się. Na pewno potrzebujesz forsy, a ja dobrze się odpłacam za przysługi. Zorientuj się dla mnie czy będą tu chętni. Dystrybucją się zajmę. Potrzebuje tylko człowieka, żeby zbadał rynek To nic wielkiego przecież — powiedział. Zatkało mnie. Nie mógł mnie w to mieszać. Za nic w świecie, nie mogłem się w to dać wciągnąć. Wiedziałem jak przez tego typu syf skończyli moi rodzice i jak podle wyglądało moje życie.

— Nie jestem zainteresowany — powiedziałem dobitnie.

— Myślałem, że masz jaja. Twój ojciec miał — powiedział z głupim uśmieszkiem.

— Mam ci przypomnieć, gdzie jest teraz? — zagadnąłem z ironią. Oliwier skrzywił się. Dopił swoje piwo dwoma wielkimi łykami. Odłożył kufel i położył na blacie pieniądze.

— Zastanów się nad moją propozycją — powiedział po czym odszedł. Nie było opcji żebym się nad tym zastanawiał. Nie chciałem mieć nic wspólnego z handlem narkotykami. To świństwo zniszczyło moje całe dzieciństwo. Nie miałem nawet dziesięciu lat, gdy musiałem patrzeć na rodziców na pełnym haju, na ludzi którzy w naszym domu kupowali i łykali różne specyfiki sprzedawane przez ojca. Owszem zajarałem sobie kilka razy, ale nigdy w życiu nie wziąłem i nie wezmę innego świństwa. Obiecałem to sobie i Łukaszowi. Nie przejmowałem się Oliwierem. Zgrywał wielkiego szefa gangu, a tak naprawdę był tępym dzieciakiem z bogatej krakowskiej dzielnicy. Ten cały jego handel był dla szpanu, chciał tym pokazać jaki jest niebezpieczny. Uznałem, że odpuści sobie pub Limon i znajdzie inne miejsce na swoje biznesy. Odniosłem brudne kufle do zmywarki i włączyłem program. Nalałem jeszcze kilka piw studentom po czym przysiadłem na krześle i obserwowałem salę. Kiedy drzwi po raz kolejny tego wieczora otworzyły się podniosłem wzrok. Właśnie wchodziła grupa dziewcząt głośno rozmawiając, a wśród nich Dorota. Obserwowałem, jak wchodzą głośno o czymś rozmawiając. Dwie bardzo szczupłe brunetki wyglądające niczym siostry, tleniona blondynka ubrana na różowo przypominała mi laleczkę Barbie i ona. Usiadły przy barze.

— Nalej nam piwo młody — powiedziała.

— Dobrze szefowo — odpowiedziałem i sięgnąłem po kufle nie spuszczając wzroku z dziewcząt. Patrzyły na mnie wszystkie trzy maślanym wzrokiem.

— To jest Sebastian — przedstawiła mnie Dorota. — Kasia, Basia i Roksana — wskazała na swoje koleżanki.

— Miło mi — powiedziałem stawiając pierwsze piwo przed Roksaną. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie szeroko.

— A więc to tutaj pracujesz — westchnęła Basia lub Kasia. Już nie wiedziałem, która jest która.