Anioł łez. Wiatr w skrzydłach - Layla Wheldon - ebook + audiobook

Anioł łez. Wiatr w skrzydłach ebook

Layla Wheldon

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Kontynuacja pięknej opowieści o miłości, która uskrzydla

Każda podjęta decyzja jest niczym kamyk rzucony w sam środek spokojnego jeziora. Drobne fale poruszają powierzchnię i zaczynają się rozprzestrzeniać. Kręgi na wodzie prędzej czy później dosięgną brzegów. Niektóre decyzje jednak mają siłę lodowca zsuwającego się do oceanu. Zamiast drobnych fal na wodzie powstaje ogromne tsunami, gotowe niszczyć wszystko, co napotkają na swojej drodze.

Decyzje podjęte przez Daniela na zawsze odmieniły losy jego samego i bliskich mu osób. Tragiczne wydarzenia zmusiły go do ucieczki. Teraz próbuje zbudować swoje życie na nowo, po drugiej stronie Oceanu Spokojnego, w tajemnicy przed własną rodziną i z dala od dziewczyny, którą nadal kocha. Każdego dnia zmaga się z wyniszczającym poczuciem winy, niepozwalającym mu wrócić do psychicznej równowagi.

Diana myślała, że w jej życiu w końcu wszystko zaczęło się układać, dopóki dosłownie w jednej chwili nie straciła przyjaciółki i ukochanego. Od tych dramatycznych wydarzeń każdy dzień tej dziewczyny jest przepełniony niepewnością, bólem i tęsknotą. Do tego zaledwie kilka tygodni po wyjeździe Daniela zostaje postawiona przed trudnymi wyborami, które jeszcze bardziej zmienią jej życie.

Co zrobi Diana? Czy podejmie decyzję, której konsekwencje mogą sięgać naprawdę daleko?

Posłuchaj audiobooka:

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 412

Oceny
4,6 (33 oceny)
23
6
4
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Justah33

Dobrze spędzony czas

Zakończyć w takim momencie... Kiedy kolejna część???
00
aleksandramrorers

Nie oderwiesz się od lektury

Jeszcze lepsza od pierwszego tomu. Ale to zakończenie.... Potrzebuję trzeciego i czwartego tomu na już 😭
00
Karolina1638

Nie oderwiesz się od lektury

Poprostu mega
00
Lilithtalto

Nie oderwiesz się od lektury

nie nie nie to się nie może tak kończyć no.... ja chcę treścią część 😭😭😭😭
00
zbrozekbaska1

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00

Popularność




Layla Wheldon

Anioł łez.

Wiatr w skrzydłach

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lubfragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Opieka redakcyjna: Barbara Lepionka

Korekta: M.T. Media

Projekt okładki: Justyna Sieprawska

Fotografia na okładce została wykorzystana za zgodą Shutterstock.

Helion S.A.

ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice

tel. 32 230 98 63

e-mail: [email protected]

WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Drogi Czytelniku!

Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres

https://editio.pl/user/opinie/anile2_ebook

Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

ISBN: 978-83-8322-517-3

Copyright © Sandra Sotomska 2023

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Dla Nadii S.

Dziękuję za niezliczone godziny

rozmów przez telefon

zawsze, gdy tego potrzebowałam.

Nawet w środku nocy.

Rozdział 1

Diana

15 marca 2012 roku

Stałam przed marmurowym nagrobkiem i wpatrywałam się w złote litery układające się w imię i nazwisko mojej przyjaciółki. Rodzice Chloe zlecili namalowanie na marmurze postaci Czarodziejki z Księżyca, którą ich córka tak uwielbiała. Na rysunku Usagi obejmowała rysunkową, różowowłosą wersję Chloe i obie wpatrywały się z uśmiechem w księżyc w pełni. Poniżej malunku znajdował się napis:

Chloe Hillary

14.06.1996 – 1.03.2012

Pamięci ukochanej córki, siostry i przyjaciółki

Żyłaś pełnią życia, a swoją radością i dobrem zarażałaś wszystkich wokół siebie.

Odeszłaś zbyt szybko z tego świata.

Śmierć nie jest końcem, lecz jedynie początkiem nowej przygody. Do zobaczenia po drugiej stronie. Kiedyś wszyscy znowu się spotkamy.

Rodzina i przyjaciele

Napisy na nagrobku i rysunek oświetlone były ciepłym, żółtawym światłem bijącym od ogromnej ilości zniczy, które rozpraszały mrok.

Obraz stał się nagle zamazany, gdy do oczu napłynęła mi nowa fala łez. Drżącą dłonią sięgnęłam do kieszeni kurtki, ale natrafiłam jedynie na pustą już paczkę po chusteczkach.

Lily objęła mnie ramieniem i bez słowa podała mi czystą chusteczkę.

— Dzięki — szepnęłam ledwie słyszalnym, zachrypniętym głosem i wydmuchałam nos.

Usłyszałam głośne bicie dzwonów z pobliskiego kościoła, gdy wybiła dwudziesta pierwsza.

Od tamtej tragicznej nocy minęły dwa tygodnie, a ja nadal czułam się jak w jakimś koszmarze i miałam nadzieję na przebudzenie.

Wciąż nie docierało do mnie to, co się wydarzyło.

Nie mogłam uwierzyć w śmierć Chloe, a każda wizyta na cmentarzu powodowała bolesny ścisk w sercu.

Już trzy razy byłam przesłuchiwana przez policję w sprawie wydarzeń na parkingu centrum handlowego oraz w sprawie zabójstwa Chloe. Policjanci podejrzewali, że Daniel miał coś wspólnego ze śmiercią naszej przyjaciółki i że obie zbrodnie były ze sobą powiązane. Byłam jego dziewczyną i mieszkałam w jego domu, więc uznali, że coś wiem.

Niczego nie powiedziałam. Powtarzałam jak zdarta płyta, że o niczym nie mam pojęcia, podczas wydarzeń na parkingu straciłam przytomność i nie widziałam, co się dokładnie wydarzyło.

Alison i Lily również twierdziły, że niczego nie pamiętają. Raven utrzymywała swoją wersję, że dotarła pod wejście centrum handlowego, gdzie czekał na nią Daniel, poszli razem na podziemny parking i zastali makabryczny widok. Policja nie miała dowodu, że któraś z nas kłamie, więc ostatecznie dali nam spokój.

Chloe nie żyła i bardzo chciałam, aby jej zabójca poniósł karę, ale niczego nie mogłam zdradzić, żeby nie narażać Daniela i Raven na jeszcze większe kłopoty.

Policja wydała list gończy za Danielem, na szczęście Raven na razie była bezpieczna. Nie chciałam, aby i ona musiała uciekać.

Od czasu wyjazdu Daniel nie dawał znaku życia. Raven pocieszała mnie, twierdząc, że to dobrze. Miał się odezwać, gdy sytuacja zrobi się bardziej stabilna, chociaż nie miałam pojęcia, jakim cudem miałoby się tak stać.

W Spokane wrzało. Ludzie byli w szoku, jak to możliwe, że dobry uczeń z porządnego domu mógł dopuścić się takiej zbrodni.

Rodzice Daniela nie wierzyli w to, co się stało. Uważali, że albo ich syn został wrobiony, albo działał w obronie własnej. Twierdzili, że nie byłby zdolny do zabójstwa z zimną krwią, a już na pewno nie skrzywdziłby Chloe.

Chciałam się wyprowadzić i wrócić do Crownsów już następnego dnia po tej strasznej nocy, lecz rodzice Daniela i Lily nie chcieli o tym słyszeć. Nie potrafiłam tego zrozumieć, przecież byłam dla nich nikim po wyjeździe Daniela. Nie mogłam się jednak zdobyć na protesty.

Od czasu pogrzebu czułam się wrakiem człowieka, ale to było nic w porównaniu z tym, co odczuwali Louise i Casper. Rodzina Hillarych nie mogła pogodzić się z tragiczną śmiercią Chloe, w dodatku nie wiedzieli, co się dokładnie stało. Alison była rozdarta między wyznaniem swojemu chłopakowi prawdy a dochowaniem sekretu Daniela i Raven. Wskutek takiej tragedii Casper mógł zrobić coś głupiego i to był główny powód, dla którego milczała.

Każdy na swój sposób przeżywał tamte wydarzenia, Alison odcięła się praktycznie od wszystkich, spotykała się tylko z Casprem.

Ja od pogrzebu widywałam Jasona i Elodie wyłącznie w szkole. Dawniej skory do żartów i psikusów chłopak teraz chodził przygaszony i w niczym nie przypominał dawnego siebie.

Raven przyjeżdżała do domu Williamsów, chociaż znacznie rzadziej — widziałam ją zaledwie cztery razy w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Przejęła dowodzenie nad oddziałem Daniela i zajmowała się gangiem, a niemal każdą wolną chwilę spędzała w garażu swojego ojca, zupełnie jak gdyby nie mogła i nie chciała pozwolić sobie na odrobinę wolnego.

Ja natomiast przestałam chodzić na lekcje śpiewu i ju-jitsu. Po szkole od razu wracałam do domu, nie mogłam znaleźć w sobie siły na nic dodatkowego.

Lily trzymała się chyba najlepiej z nas wszystkich. Choć była dopiero w drugiej klasie, przypominała nam o wysyłaniu podań na studia, ponieważ w niektórych uczelniach kończyła się rekrutacja. Gdyby nie Lily, nie wysłałabym kilku moich zgłoszeń.

Pozostało mi jeszcze wysłanie podania na Uniwersytet Nowojorski, do którego najbardziej chciałam się dostać. Termin rekrutacji kończył się tam za kilka tygodni. To się dobrze składało, bo nie byłam w stanie się skupić nawet na głupiej pracy domowej z angielskiego, a co dopiero na napisaniu obowiązkowego eseju.

Ponownie poczułam gorące łzy cisnące mi się do oczu, gdy spojrzałam na grób Chloe. Ona nigdy nie będzie mogła podjąć decyzji na temat kierunku studiów czy uczelni.

Odeszła na zawsze.

— To nie jest sprawiedliwe — wyszeptałam i pociągnęłam nosem.

— Nie jest — zgodziła się cicho Lily.

To był mój czwarty raz na cmentarzu od czasu pogrzebu Chloe i za każdym razem towarzyszyła mi Lily. Nie byłam w stanie przyjść tutaj sama, nie czułam się na siłach, a chciałam odwiedzać zamordowaną przyjaciółkę.

Próbowałam nawet się modlić, ale w połowie pierwszego Ojcze nasz przestałam. Czułam niechęć do jakiejkolwiek siły wyższej, która dopuściła do tej tragedii. Można było powiedzieć, że miałam na pieńku z tym gościem u góry i nie byłam pewna, czy kiedykolwiek się z nim pogodzę.

Dlatego wolałam w myślach po prostu mówić do Chloe, jak gdyby stała przede mną. Przepraszałam ją i zapewniałam, jak bardzo mi przykro. Może mnie słyszała, może nie, ale czułam się lepiej, gdy mogłam w pewnym sensie jej się wygadać i wypłakać.

Powiał mocniejszy, marcowy wiatr i zadrżałam lekko, a moje wilgotne od łez policzki zaczęły szczypać.

— Powinnyśmy już wracać, Di. Przyjdziemy jutro, jeśli chcesz — obiecała Lily.

Wydmuchałam nos i pokręciłam głową, nie odrywając spojrzenia od napisu Chloe.

— Jutro chyba nie dam rady… Mam to spotkanie z Mattem w sprawie mojej debiutanckiej płyty. Znalazł muzyków i chciał omówić pomysły. Ale w sumie nie wiem, czy na nie pójdę.

— Idź. Ona by tego chciała… Daniel również.

Oderwałam w końcu spojrzenie od nagrobka i zerknęłam na Lily. Patrzyła na mnie ze smutnym, słabym uśmiechem.

— Gdy Daniel wróci, dostanie mi się, jeśli zaprzepaścisz taką szansę. Uzna, że nie motywowałam cię odpowiednio mocno.

— Zastanowię się — odparłam wymijająco.

Nie miałam siły wyjaśniać, że nie jestem w stanie skupić się na niczym, nawet na śpiewaniu.

Od śmierci Chloe nie tknęłam gitary ani pianina. Nie mogłam robić niczego, co mi przypominało o niej lub Danielu, ponieważ od razu wybuchałam płaczem.

Moje serce zostało ponownie złamane z powodu utraty ukochanego oraz przyjaciółki, a dusza rozszarpana. Czułam w swoim wnętrzu żywą ranę i nie wiedziałam, w jaki sposób mogłabym tym razem się uleczyć. Poprzednio pomógł mi Daniel, ale jego straciłam.

Lily zadrżała i owinęła mocniej wokół szyi swoją czarną chustę.

Spojrzałam po raz ostatni na nagrobek przyjaciółki.

— Chciałabym zajrzeć jeszcze na chwilę do babci — powiedziałam cicho.

Moja towarzyszka kiwnęła głową i przeszłam przez niemal cały cmentarz do miejsca, w którym leżała moja babcia.

Kilka zniczy zgasło, sięgnęłam więc do kieszeni i wyciągnęłam zapałki. Dłonie mi tak drżały, że dopiero po chwili udało mi się jedną odpalić.

Zapaliłam wszystkie znicze i patrzyłam, jak ciepłe, pomarańczowe światło bijące od ognia rozświetliło skromną tablicę z imionami moich dziadków.

Bradford Jerome

Ukochany mąż, teść i dziadek

1926 – 1996

Moira Jerome, z domu Cartledge

Pamięci najukochańszej babci.

Spoczywaj w pokoju

1935 – 2007

Dziadka nie pamiętałam. Zmarł, gdy miałam zaledwie dwa lata. Z kolei dziadkowie od strony mojego taty leżeli w Maine, w małym miasteczku Oakland, w hrabstwie Kennebec, i zmarli na długo, zanim mój tata poznał mamę. Nigdy tam nie byłam.

Moi rodzice spoczywali w Nowym Jorku. Nigdy nie odnaleziono ich ciał, więc babcia nie mogła zorganizować im prawdziwego pogrzebu i zmuszona była pochować puste trumny.

Ich imiona wyryte były na pomniku, który stanął niedawno, 11 września 2011.

Westchnęłam ciężko i schowałam pudełko zapałek do kieszeni.

— W porządku. Możemy już wracać. — Wzięłam Lily pod ramię i powoli udałyśmy się w stronę wyjścia z cmentarza.

Czułam się, jakbym opuszczała Chloe i zostawiała ją tutaj samą. To był jeden z powodów, dla których tak odwlekałam odejście.

Wiedziałam, że to głupie, ale nic nie mogłam na to poradzić.

W czasie powrotu do domu włączyłam radio w samochodzie, bo nie mogłam znieść w obecnej chwili ciszy. Oparłam głowę o szybę i z przymkniętymi powiekami słuchałam Eyes On Fire Blue Foundation.

***

Dwie godziny później siedziałam w piżamie w pokoju Daniela i wpatrywałam się w swoją komórkę, jak gdyby nagle magicznie miała pokazać mi wiadomość od mojego chłopaka. Nie próbowałam sama do niego pisać czy dzwonić, bo wiedziałam, że to nie ma sensu. Od razu po ucieczce pozbył się swojego telefonu.

Rozejrzałam się po pokoju. Wszystko leżało na swoim miejscu, tam, gdzie Daniel pozostawił swoje rzeczy. Nie tknęłam nawet leżącej na szafce nocnej książki, którą ostatnio czytał.

Położyłam się po stronie Daniela i wtuliłam twarz w jego poduszkę. Zwinęłam się w kłębek i przez pół nocy wpatrywałam się w cienie na ścianie, zanim nad ranem wreszcie zapadłam w niespokojny sen.

Rano wstałam przed budzikiem z poczuciem, jakbym w ogóle nie zmrużyła oka. Jak na autopilocie poszłam wziąć szybki prysznic, który jednak niewiele mi pomógł w dobudzeniu się.

Założyłam pierwsze lepsze ubrania i zeszłam na dół z postanowieniem zaparzenia sobie dużego kubka kawy. Ze zmęczenia zapomniałam już, dlaczego od dłuższego czasu nie pijałam kawy.

Gdy tylko włączyłam ekspres i dotarł do mnie zapach świeżo mielonych ziaren, poczułam mdłości i żółć napłynęła mi do ust. O nie…

Zaklęłam w myślach i pobiegłam do łazienki.

Kiedy torsje ustały, oparłam policzek o chłodną ścianę i przymknęłam powieki.

Usłyszałam ciche pukanie do uchylonych drzwi. Wiedziałam, kto to, jeszcze zanim dobiegł mnie zmartwiony głos przyjaciółki. Tylko ona wstawała tak wcześnie jak ja, była z natury rannym ptaszkiem.

— Di? Co się dzieje? — zapytała Lily i pchnęła drzwi, wchodząc do środka.

— Nie wiem, to chyba z przemęczenia i ze stresu — westchnęłam i powoli wstałam na drżących nogach.

Spuściłam wodę i sięgnęłam po szczoteczkę do zębów. Lily obserwowała mnie w ciszy. Nic nie powiedziała, dopóki nie wypłukałam dwa razy zębów i nie obmyłam twarzy zimną wodą.

— To już trzeci raz w tym tygodniu, gdy spotykamy się w łazience w takiej sytuacji — zaczęła mówić, a ton jej głosu trochę mnie zaniepokoił.

Odwiesiłam ręcznik i spojrzałam na nią spod półprzymkniętych powiek. Światło w łazience okazało się zbyt rażące dla moich oczu, od niewyspania byłam na nie wrażliwsza.

— Po szkole skoczę do apteki po coś na uspokojenie.

Lily spojrzała przez ramię i rozejrzała się po korytarzu, a gdy nikogo nie zauważyła, weszła do łazienki i zamknęła za sobą cicho drzwi.

Zmarszczyłam brwi, obserwując jej zachowanie.

— Nie chcę być wścibska, ale martwię się o ciebie. Wzięłaś pod uwagę najbardziej oczywistą z opcji?

Prawie parsknęłam śmiechem i oparłam czoło o chłodną ścianę. Zamknęłam powieki i oddychałam powoli, żeby uspokoić buntowniczy żołądek.

Lily nie umknęła moja pełna niedowierzania mina i westchnęła ciężko.

— Naprawdę ostatnie, czego chcę, to znać jakiekolwiek szczegóły na temat życia łóżkowego mojego brata, ale jeśli wy… — odchrząknęła nieco zakłopotana.

Nie wierzyłam, abym mogła zajść w ciążę.

Przecież za każdym razem się zabezpieczaliśmy. No i stres robił swoje, miał realny wpływ na organizm, a czego jak czego, ale tego akurat miałam ostatnimi czasy w nadmiarze. To wyjaśniało, dlaczego spóźniał mi się okres.

Co śmieszne, aż do tej chwili nie myślałam o nieotwartej paczce tamponów, którą kupiłam już dobre kilka tygodni temu.

Może nie chciałam brać tej opcji pod uwagę i dlatego odsuwałam od siebie myśl o wszelkich objawach?

Bo to po prostu nie mogło być możliwe.

— Nie mogę być w ciąży.

— Żadne zabezpieczenie nie daje stuprocentowej pewności, ale jeśli ze sobą nie sypialiście, to faktycznie nie jest to możliwe. — Lily położyła dłoń na moim ramieniu i lekko ścisnęła, jakby próbowała dodać mi otuchy.

Nie odezwałam się.

— Powiem tacie, aby później na ciebie spojrzał. Może masz coś z żołądkiem i wtedy pierwsze lepsze leki mogą ci tylko zaszkodzić.

Zmusiłam się do słabego uśmiechu i pokręciłam głową.

— Nie trzeba, dzięki. Nie chcę zawracać mu głowy — powiedziałam. — Spróbuję najpierw na własną rękę, a jak to nie pomoże, wtedy sama go poproszę.

Lily kiwnęła głową i zostawiła mnie samą.

Ale ja nie mogłam przestać myśleć o tym, że moje objawy pasują do sugerowanej przez przyjaciółkę ciąży.

Wcześniej podświadomie wypierałam tę opcję, ale teraz już nie potrafiłam się jej pozbyć z głowy.

Zacisnęłam dłonie w pięści, wbijając paznokcie w skórę. Lekki ból pomógł mi wziąć się w garść.

Muszę zrobić ten cholerny test, inaczej oszaleję.

Umyłam ponownie zęby i spędziłam w łazience jeszcze chwilę, gapiąc się przed siebie i próbując uspokoić ponure myśli. W ciągu dnia musiałam wziąć się w garść, a przynajmniej się o to postarać.

Kiedy zeszłam na dół do kuchni, aromat kawy na szczęście już się ulotnił. Lily otworzyła okno i sama popijała swój napój z termicznego kubka, który skutecznie minimalizował rozprzestrzenianie się zapachu.

Siedziała przy stole, a obok niej znajdował się talerz z tostami z dżemem i duży kubek herbaty.

Wskazała dłonią na jedzenie.

— Smacznego.

— Dzięki. — Zajęłam obok niej miejsce i powoli upiłam łyk gorącej herbaty.

Jak się okazało, to zdecydowanie nie była herbata.

Skrzywiłam się lekko i przełknęłam ciecz o intensywnym, lekko pikantnym smaku.

— Jezu, chcesz mnie otruć?

— Napar ze świeżego korzenia imbiru — wyjaśniła Lily i posłała mi przepraszający uśmiech. — Do smaku musisz się przyzwyczaić, ale naprawdę pomaga na mdłości i kłopoty z żołądkiem. Powinno zadziałać i może nie zwrócisz śniadania. Kiedyś często to piłam. Przez pierwsze kilka tygodni brania leków miałam okropne mdłości.

Wiedziałam, o jakich lekach mówiła. Lily miała za sobą walkę z zaburzeniami odżywiania i terapię zaczęła od łykania przepisanych jej przez psychiatrę leków psychotropowych.

Miała tamten rozdział w życiu już za sobą.

Dziewczyna skubała powoli swoją grzankę, ale ilość okruszków na talerzu wskazywała, że już wcześniej zjadła co najmniej jedną.

— No dobrze, warto spróbować, dziękuję. — Ponownie uniosłam kubek i zaczęłam popijać napar.

— Myślałaś już nad spotkaniem z Mattem?

Szczerze mówiąc, zupełnie wyleciało mi to z pamięci.

— Tak — skłamałam gładko i wpatrywałam się w słomkowy kolor parującego napoju. Kubek ogrzewał przyjemnie moje zziębnięte dłonie. — Przełożę to na przyszły tydzień. Dzisiaj nie czuję się na siłach.

— W porządku. Tylko proszę, nie odwołuj tego tak zupełnie. — Spojrzała na mnie. — To, co powiedziałam wczoraj… Oni naprawdę nie chcieliby, abyś zmarnowała swoją szansę.

Przygryzłam dolną wargę prawie do krwi, żeby się nie rozpłakać.

Nie teraz.

Teraz musiałam być silna.

Odchrząknęłam i upiłam kolejny łyk. Z każdym kolejnym napar zdawał się mniej palić, a wariacje w moim żołądku uspokajały się.

— Pewnie. Gdybym zrezygnowała, to Chloe powróciłaby jako duch i nękałaby mnie we śnie — spróbowałam zażartować, co niezbyt mi wyszło, bo mój głos zadrżał podczas wymawiania imienia przyjaciółki. Lily udawała, że tego nie dostrzegła, i smutno się uśmiechnęła.

Rozdział 2

— Jeszcze raz powtórz. Chcesz przełożyć nasze spotkanie?

— Tak. Przykro mi, ale dzisiaj nie dam rady.

Matt zamilkł. Przez telefon mogłam słyszeć, jak przeszedł do innego pokoju, dotarł do mnie odgłos zamykanych drzwi.

— Dobra, kumam. Rozumiem, że masz teraz ciężką sytuację, straciłaś przyjaciółkę i nie wiadomo, co z twoim facetem, więc nie będę ci robił problemów. Pamiętaj jednak, że wyświadczam ci przysługę z tą całą pomocą, z zespołem i debiutancką płytą.

— Będziesz miał procent z tego, co zarobię — przypomniałam mu. — Nie robisz tego, bo się przyjaźnimy czy coś.

— Och, dobrze o tym pamiętam. Gdyby nie to, w ogóle nie prowadzilibyśmy tej rozmowy — odparował z nutą rozbawienia w głosie. — Masz rzadki talent, Diano, ale w tych czasach często to nie wystarcza. Nigdy nie ma gwarancji sukcesu, więc również ryzykuję, poświęcając dla ciebie własny czas.

— Dzięki za wiarę we mnie — mruknęłam.

— Ależ ja w ciebie wierzę — stwierdził. — Dlatego w ogóle zgodziłem się ci pomóc. Dobra, przejdźmy do meritum. Co powiesz na przyszłą sobotę? To więcej niż tydzień, więc mam nadzieję, że do tego czasu będzie u ciebie lepiej. Pogadam z ludźmi, których ci załatwiłem.

Wiedziałam, że niczego więcej nie mogę się po nim spodziewać. Nawet tego nie oczekiwałam. Co jak co, ale szczerość i bezpośredniość Matta były lepsze, niż gdyby miał mi sztucznie współczuć.

— Tak, widzimy się w przyszłą sobotę.

— O ósmej rano — doprecyzował i usłyszałam kliknięcie zapalniczki, kiedy zapalał papierosa. — Bądź punktualnie.

— Będę. Wielkie dzięki.

— A kiedy zamierzasz wrócić do lekcji śpiewu?

— Też od przyszłego tygodnia. Wezmę się w garść — obiecałam cicho. — Naprawdę doceniam, że mi pomagasz.

— Trzymaj się, Diano.

Rozłączyłam się i schowałam telefon do plecaka.

— Czyli się udało?

Uniosłam głowę i spojrzałam na Lily siedzącą na jednej z ławek. Zaszyłyśmy się w pustej sali, gdy skończyłyśmy zajęcia, żebym mogła na spokojnie zadzwonić.

Kiwnęłam głową, a ona posłała mi lekki uśmiech.

— Super, to teraz do apteki, a potem do domu, tak?

— Tak. Muszę dziś chociaż przejrzeć tematy esejów do napisania przy aplikowaniu na Uniwersytet Nowojorski — westchnęłam.

Był piątek i starałam się nie myśleć o cotygodniowej tradycji maratonów filmowych, które jeszcze niedawno odbywały się w domu Williamsów.

To był kolejny piątek, w który nic takiego się nie wydarzy, i pusty dom z wyłączonym telewizorem będzie tylko przypominał o ostatnich wydarzeniach.

Wyszłyśmy z Lily ze szkoły i pojechałyśmy do apteki.

Starałam się nie myśleć o naszej porannej rozmowie, ale cały czas dobrze ją pamiętałam, jak gdybyśmy dopiero co ją przeprowadziły.

Żadne zabezpieczenie nie daje stuprocentowej pewności.

Wiedziałam, że się nie uspokoję, dopóki nie skreślę tej opcji.

Lily zaczęła odpinać pasy, ale odezwałam się pospiesznie:

— Możesz zostać w aucie, zaraz wrócę.

Sama właściwie nie wiedziałam, dlaczego to powiedziałam.

Moja przyjaciółka puściła pas i położyła dłonie na swoich kolanach.

— W porządku, to czekam.

Wysiadłam z samochodu i weszłam do apteki. Złapałam pierwsze lepsze z brzegu witaminy, a potem stanęłam przed półką pełną różnorodnych testów ciążowych.

„To tylko dla formalności” — powiedziałam sobie i odetchnęłam głęboko.

Tylko, żeby wykluczyć tę możliwość.

Chwyciłam trzy różne testy, w razie gdyby któryś okazał się trefny, i udałam się do kasy.

— Jak tam? Masz co chciałaś? — zapytała Lily, gdy ruszyła z parkingu.

Zapięłam pasy i starałam się ukryć drżenie dłoni.

— Tak, zobaczymy, czy zadziała.

Przyjaciółka spojrzała na mnie kątem oka, gdy wyjeżdżała z parkingu.

— Chcesz wstąpić na chwilę na cmentarz?

Kiwnęłam powoli głową, a ona włączyła radio. Zabrzmiał refren Grenade Bruno Marsa. Lily cicho nuciła, a ja zamknęłam oczy i starałam się uspokoić.

***

Tym razem na cmentarzu spędziłyśmy jakieś dwadzieścia minut. Nie zamieniłyśmy nad grobem Chloe ani jednego słowa, a ja doceniałam ciszę i to, że mogłam chociaż postarać się zebrać rozszalałe myśli.

— Idziemy już, Diano?

— Tak.

Wzięłam pod ramię przyjaciółkę i skierowałyśmy się do bramy.

Gdy podjechałyśmy pod dom Williamsów, zobaczyłam samochód Raven. Od razu przyszła mi do głowy myśl, że może dostała jakąś informację od Daniela.

Raven opierała się o maskę swojego auta i sprawdzała coś w telefonie. Gdy wysiadłyśmy, uniosła głowę i spojrzała na nas.

— Coś długo wracałyście z budy.

— Miałyśmy krótki postój — odparłam wymijająco.

Uniosła brew, ale nic nie powiedziała. Byłam pewna, że doskonale wie o moich częstych wizytach u Chloe.

— Fajnie, że jesteś. — Lily podeszła do Raven z lekkim uśmiechem. — Mama pytała o ciebie wczoraj.

Raven schowała telefon do kieszeni swoich czarnych dżinsów i wzruszyła ramionami.

— Jest w porządku na tyle, na ile może być.

Weszłyśmy we trzy do domu. Poczułam woń pieczonego kurczaka i czosnek. Nie mogłam znieść tak intensywnych aromatów.

— Idę zająć się tymi tematami esejów — wymamrotałam i uciekłam na górę, a Lily z Raven poszły do kuchni przywitać się z panią Williams. Słyszałam dochodzącą stamtąd muzykę, leciało dość głośno Pumped Up Kicks Foster the People. Pani Williams nie lubiła gotować w ciszy.

Zamknęłam się w łazience. Na szczęście torsje przeszły zaraz, jak tylko odcięłam się od zapachu czosnku. Odetchnęłam głęboko i obmyłam twarz zimną wodą.

Dobra, chwila prawdy, pomyślałam. Nie mogłam już dłużej czekać. Chciałam mieć to za sobą.

Drżącymi rękami wyciągnęłam trzy testy z plecaka. Rozpakowałam pierwszy i przeczytałam dokładnie instrukcję.

W porządku. Nic trudnego.

Usiadłam na toalecie i wykorzystałam wszystkie trzy testy. Odstawiłam je na bok, musiałam teraz poczekać trzy minuty.

Wyciągnęłam z plecaka telefon. W skupieniu wpatrywałam się w godzinę.

Kiedy nadeszła pora, spojrzałam na trzy testy leżące obok siebie w idealnym rządku na szafce.

Moje serce przestało bić i zalało mnie zimne przerażenie. Nie wierzyłam własnym oczom.

Przecież naprawdę uważaliśmy, ani razu nie uprawialiśmy seksu bez zabezpieczenia. A mimo to wszystkie trzy testy były pozytywne!

Zamrugałam gwałtownie, jak gdyby to miało cokolwiek zmienić.

Ścisnęłam dłonie w pięści z całych sił. Czułam, że paznokcie przebiły skórę przynajmniej w kilku miejscach. Znałam ten ból i przywitałam go z nadzieją, że dzięki temu ten chaos i szok znikną z mojej głowy. Jednak nie zadziałało.

Nie wiem, jak długo siedziałam zamknięta w łazience, ale w pewnym momencie usłyszałam, że Lily mnie woła.

Nie odpowiedziałam jej, byłam w zbyt wielkim szoku, aby zareagować w jakikolwiek sposób.

„Nie mogę być w ciąży. Nie mogę mieć dziecka. Nie teraz, nie jestem gotowa, Daniel wyjechał, a Chloe…”. Poczułam nadpływające łzy.

Nadal chodziłam do liceum. Nie miałam nic, a moja przyszłość była jedną wielką niewiadomą. Planowana płyta może okazać się klapą finansową i stracę cały swój wkład, czyli to, co zarobiłam podczas zaśpiewania singla wraz z Mattem do jego najnowszej płyty.

Czułam nadpływającą falę paniki. Mój oddech stał się szybki, urywany, ale miałam wrażenie, jakby powietrze w ogóle nie docierało do moich płuc. Nie mogłam oddychać.

Nie słyszałam pukania do drzwi ani zaniepokojonych głosów moich przyjaciółek.

Nie zauważyłam, kiedy Raven wyważyła drzwi od łazienki, ani nie zarejestrowałam, która z nich objęła dłońmi moją wilgotną od łez twarz i próbowała mnie uspokoić.

— Spokojnie, Diano, oddychaj powoli… — mówiła łagodnie Lily i próbowała mnie zmusić, abym skupiła na niej swoje rozszalałe spojrzenie. Sięgnęła po moje dłonie i delikatnie, ale stanowczo otworzyła mi pięści. Zaklęła cicho i poczułam po chwili chłodny dotyk wilgotnego papieru na wewnętrznej stronie dłoni, gdy ścierała małe, szkarłatne kropelki krwi.

Raven posprzątała testy i wyrzuciła je do kosza na śmieci.

Szkoda, że nie można było równie łatwo pozbyć się wszystkich innych problemów.

Usłyszałam szum wody. Raven po chwili podała kubek z wodą Lily i mówiła coś do niej.

W końcu skupiłam się na Lily i na jej kojącym głosie.

— Masz, wytrzyj nos.

Wzięłam od niej chusteczkę i posłusznie wytarłam oczy oraz nos.

— Ja… J-jestem… Ja nie m-mogę… — wyszlochałam i pociągnęłam nosem. Nie potrafiłam nic z siebie wydusić.

— Wszystko będzie dobrze. — Lily wręczyła mi kubek z wodą. — Trzymaj.

Wypiłam kilka łyków chłodnej wody.

Raven objęła mnie w pasie i pomogła mi wstać. Dziewczyny zaprowadziły mnie do pokoju Daniela i posadziły na łóżku.

Zaczęłam ponownie płakać, gdy tylko moje spojrzenie spoczęło na nieprzeczytanej książce leżącej na jego szafce nocnej.

Tak bardzo za nim tęskniłam.

Poczułam na sobie ramiona Lily, gdy mnie przytuliła.

— Masz coś na uspokojenie? — spytała Raven.

— W gabinecie taty na pewno coś się znajdzie, ale nie wiem, co możemy jej dać, żeby nie zaszkodzić… — Lily przerwała. — Nie mam pojęcia, co będzie bezpieczne.

Raven kucnęła na podłodze i położyła dłonie na moich kolanach.

— Hej, nie rób sobie tego. Nie zamykaj się z własnymi myślami. Oddychaj ze mną. Wdech… I wydech.

Skupiłam uwagę na jej długich, smukłych palcach i paznokciach obciętych na krótko i pomalowanych na czarno. Starałam się skoncentrować na tym, jak zacisnęła dłonie na moich kolanach, i na jej cichym, aczkolwiek stanowczym głosie.

Uniosłam głowę i popatrzyłam na Raven. Wpatrywała się we mnie uważnie, a jej obsydianowe spojrzenie było nieodgadnione.

— Nie jesteś sama — powiedziała z naciskiem. — Pamiętaj także o wszystkich możliwych opcjach.

Lily zacisnęła usta w wąską kreskę, ale pokiwała głową.

— Przede wszystkim najpierw warto iść do lekarza, żeby potwierdzić ciążę. A potem… — Wzięła głęboki wdech, jakby wymówienie kolejnych słów wiele ją kosztowało. — Raven ma rację, w obu kwestiach. Nie masz tylko jednej drogi, tej oczywistej, a my pomożemy ci niezależnie od tego, jaką decyzję podejmiesz.

Mgła paniki nieco opadła i pozwoliłam, aby ich słowa do mnie dotarły.

Wiedziałam, o czym mówią. Mogłam urodzić i wychować to dziecko, o ile naprawdę byłam w ciąży. Jeszcze pewna, minimalna część mnie miała nadzieję, że jestem na coś chora i to zaburzyło wyniki testów. Może ginekolog po badaniu stwierdzi, że to fałszywy alarm.

Ale jeśli diagnoza się potwierdzi, to mogę na przykład donosić ciążę i oddać dziecko do adopcji. Ponadto w stanie Waszyngton aborcja jest legalna, mogę więc całkowicie pozbyć się problemu.

Nie wiedziałam dlaczego, ale myślenie o ostatniej opcji zabolało bardziej niż fakt, że mogę być w ciąży.

Położyłam dłoń na brzuchu i znów zaczęłam płakać.

Świat ponownie zawalił mi się na głowę, ale tym razem naprawdę nie wiedziałam, co powinnam zrobić.

Dziewczyny próbowały mnie uspokoić, jednak tym razem byłam zbyt mocno uwięziona we własnej głowie, w przerażeniu i poczuciu osamotnienia. W pewnym momencie któraś z nich pomogła mi się położyć i zapadłam w niespokojny, pełen koszmarów sen.

Obudziłam się kilka godzin później z silnym bólem głowy. Oczy miałam spuchnięte i przekrwione od płaczu, policzki szczypały od zaschniętych, słonych łez. W pokoju panował półmrok, paliła się jedynie lampka nocna.

Byłam przykryta kocem, a obok mnie spała Lily.

— Czy jesteś już spokojna? — Usłyszałam głos dobiegający z ciemnego kąta.

Raven siedziała na krześle i bawiła się od niechcenia moją kostką Rubika. Nie patrzyła na mnie, tylko na powoli obracające się ścianki kostki. Nie tknęłam jej od śmierci Chloe. Dostałam ją na święta, ale samo patrzenie na zabawkę powodowało u mnie ból. Tak samo było ze stojącą obok szafy gitarą w pokrowcu, którą otrzymałam od Lily też w świątecznym prezencie. Teraz instrument przypominał mi o lekcjach gry w towarzystwie Chloe.

Gdy milczałam, Raven dodała po chwili:

— Gadałam z panem Williamsem i ogarnęłam dla ciebie leki uspokajające.

— Powiedziałyście mu?

Boże, miałam nadzieję, że nie.

Usiadłam powoli na łóżku, żeby nie obudzić Lily.

— Nie. To twoja tajemnica i tylko ty możesz zdecydować, komu i kiedy ją zdradzisz. — Raven uniosła głowę i spojrzała na mnie z nieodgadnioną miną. — Powiedziałam, że koleżanka ze szkoły potrzebuje jednej dla matki.

Odetchnęłam z ulgą.

— Dzięki. Na razie nie skorzystam — powiedziałam cicho.

Czułam nadchodzącą kolejną falę złych myśli i histerii, ale byłam w stanie ją zatamować. Przynajmniej na razie. Mówiłam do siebie raz za razem, że kolejny atak płaczu niczego nie zmieni i w niczym nie pomoże.

— Przepraszam za scenę w łazience. Niewiele pamiętam z tego, co się stało. To było dla mnie za dużo.

Raven odstawiła na biurko kostkę Rubika. Ułożoną. Zmarszczyłam brwi zaskoczona, że to potrafi.

Zaraz jednak przypomniała mi się Chloe i nasze lekcje układania kostki i znów poczułam nadpływające do oczu łzy.

Zacisnęłam dłonie w pięści.

— Domyślam się. To plus szalejące hormony…

— Nie rozumiem, jak to się stało.

Raven uniosła jedną brew i spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

— D-dobrze, wiem, ale my zawsze się zabezpieczaliśmy — wymamrotałam. Byłam zbyt zmęczona płaczem i za bardzo zrozpaczona, aby się wstydzić rozmowy na temat seksu.

— Stosowanie gumek zmniejsza ryzyko zajścia w ciążę do jakichś dwóch procent, a to nie to samo co zero procent. Stało się, nie myśl „jak”, tylko skup się na „co teraz”.

Nie spodziewałam się takiej rozmowy z Raven.

— Dlaczego tu jesteś?

— Mojej matce odpierdala. Gdy wróciłam ze szkoły, była nawalona w trzy dupy i zaczęła robić mi awanturę.

— Przykro mi.

— Cóż, mnie nie. — Wzruszyła ramionami. — W takim tempie chlania jej wątroba niedługo wysiądzie. Nie ma między nami żadnej więzi. Nigdy nie było.

— To wyjaśnia, dlaczego nie ma cię w domu — zauważyłam cicho. — Ale czemu jesteś akurat tutaj? Przy mnie.

Nie dodałam na głos, że teraz jako dowódca oddziału gangu ma na głowie własne problemy i z pewnością ciekawsze miejsca, w których mogłaby się znajdować w piątkową noc.

Przez chwilę ciszę zakłócały jedynie ciche pomrukiwania, które wydawała przez sen Lily. Raven zerknęła w jej stronę, a później powoli wstała z krzesła.

— Chodź, niech śpi. Nie chcę jej obudzić. A ty musisz się ogarnąć, bo wyglądasz, jakbyś dostała silnej alergii na pierze.

Otworzyła delikatnie drzwi na korytarz i patrzyła na mnie w milczeniu. Wstałam powoli z łóżka i wyszłam z pokoju. Raven wskazała na drzwi od łazienki.

— Weź prysznic, a ja poczekam w kuchni.

Nie miałam chęci się z nią kłócić.

Jak na autopilocie rozebrałam się, a potem weszłam do kabiny prysznicowej. Odkręciłam gorącą wodę i uniosłam twarz ku strumieniu. Pozwoliłam, aby zmył z mojej skóry zaschnięte łzy.

Westchnęłam, gdy gorąca woda zaczęła rozluźniać moje napięte do granic możliwości mięśnie.

Drobne ranki na wewnętrznej stronie dłoni piekły, ale nie przeszkadzało mi to. Ten rodzaj bólu był dla mnie kotwicą trzymającą mnie z dala od kolejnego ataku załamania.

Przesunęłam palcem po bliźnie w kształcie róży na ramieniu. Smarowałam ją maścią, by była jak najmniej widoczna, ale jak na razie wyraźnie odcinała się na skórze i przypominała wieczór, podczas którego Alison omal nie straciła życia i który okazał się wyrokiem dla Chloe oraz Daniela.

Zamrugałam gwałtownie, siłą powstrzymując kolejną falę łez.

Sięgnęłam po jabłkowy żel pod prysznic i zaczęłam się myć. Zamarłam, gdy moje dłonie znalazły się na brzuchu, i ponownie przypomniałam sobie, że jestem w ciąży.

Mój brzuch nadal był płaski, chociaż kości biodrowe nie były już tak wystające. Odkąd zamieszkałam u Williamsów, nie chodziłam głodna i przybrałam trochę na wadze.

Wpiłam palce w zaróżowioną od gorącej wody skórę wokół pępka i wpatrywałam się w nią przez dłuższą chwilę. Po chwili zmieniłam palce na paznokcie i poczułam lekki ból, który wyrwał mnie z otępienia. Oparłam czoło o zaparowaną ściankę kabiny i wpiłam paznokcie jeszcze mocniej, aż ból powstrzymał nadciągający szloch.

Wiedziałam, że nie powinnam szukać ucieczki w fizycznym bólu, ale Daniela nie było obok mnie i nie miałam pomysłu, jak inaczej mogę sobie poradzić, by utrzymać się na powierzchni.

Gdyby Daniel tu był…

Przełknęłam łzy i pospiesznie umyłam włosy szamponem.

— Niedługo wróci — wyszeptałam do siebie i zaczęłam spłukiwać pianę.

Pod wpływem impulsu przekręciłam wodę z gorącej na chłodną, a potem zimną. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.

Ostatnio robiłam to coraz częściej. Torturowałam swoje ciało zimną wodą, czasem do momentu, aż moje usta siniały i dostawałam dreszczy. To mnie ratowało przed zupełnym poczuciem beznadziei sytuacji.

W końcu drżącą dłonią zakręciłam wodę i zaczęłam się powoli wycierać, pozwalając, aby powietrze słodko pachnące zielonymi jabłkami jeszcze bardziej schłodziło moje ciało.

Wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem i poszłam cicho do pokoju. Bez zapalania światła, żeby nie zbudzić Lily, znalazłam w szafie miękkie bawełniane spodnie od piżamy i koszulkę. Wróciłam do łazienki i pospiesznie się ubrałam.

Zeszłam po schodach na dół, na palcach przemknęłam do kuchni obok salonu, gdzie państwo Williams oglądali jakiś program dokumentalny. Nie chciałam, aby mnie zobaczyli.

Raven siedziała przy stole w kuchni, a przed nią stały dwa kubki parującej herbaty.

Bez słowa podsunęła w moją stronę jeden z nich.

Ulubiony kubek Daniela: czarny, wysoki, z filmowym logo Władcy Pierścieni. Z jednej strony był nieco wyszczerbiony, jak gdyby kiedyś spadł z niedużej wysokości i cudownie ocalał.

— Dostał go ode mnie na piętnaste urodziny — szepnęła Raven i sama upiła łyk gorącego napoju ze zwykłego, białego kubka. Kiwnęła głową w stronę tego, który ja trzymałam. — Jeszcze tego samego dnia ten idiota mało go nie stłukł.

Odchrząknęłam i uśmiechnęłam się słabo.

— Zauważyłam. — Przesunęłam palcem po odpryśniętym lakierze.

Widziałam go już dziesiątki razy, a teraz za sprawą Raven miałam wrażenie, jakbym oglądała ten głupi kubek po raz pierwszy.

— To, co teraz ci powiem, ma zostać między nami. — Spojrzała na mnie z miną mówiącą, że jeśli komuś cokolwiek wypaplam, to mogę pożegnać się z zębami. — Nie spieprz tego, że próbuję ci zaufać, Beckett. Drugiej szansy ci nie dam. Rzadko daję pierwszą.

Zamrugałam gwałtownie, zaskoczona tym, co powiedziała.

— Przysięgam, że nikomu nic nigdy nie powiem.

Milczała przez dłuższą chwilę, jak gdyby rozmyślała nad trwałością mojej deklaracji i nad tym, czy w ogóle chce mi cokolwiek wyznać.

Nic nie mówiłam, dając jej tyle czasu, ile potrzebowała.

— Wiesz, że znam Daniela od dzieciństwa, chodziliśmy razem do każdej szkoły — odezwała się w końcu. — Był dzieciakiem z bogatej rodziny, a ja… Zawsze było u nas krucho z kasą, ojciec cały czas rozkręcał nowo otwarty warsztat. Właściwie to dopiero od kilku lat jego biznes przynosi dochody i jest stabilnie. W każdym razie gdy byliśmy dziećmi, Daniel, nigdy nie dał mi do zrozumienia, że jest ode mnie lepszy, bo jest białym bogatym chłopcem, a ja biedną latynoską dziewczynką z rodziny imigrantów, w której matka jest alkoholiczką, a ojca nigdy nie ma w domu, bo non stop pracuje.

Podczas opowiadania nie patrzyła na mnie, tylko na ścianę tuż obok mnie.

Powoli uniosłam kubek i wypiłam ostrożny łyk. Poczułam łagodny smak melisy i rumianku. Raven zrobiła dla mnie herbatkę ziołową.

Rozdział 3

Raven

Patrzyłam, jak Diana ostrożnie unosi kubek, jak gdybym podała jej truciznę, i upija łyk. Na jej twarzy zagościło zaskoczenie.

— Hmm… Dzięki — powiedziała i posłała mi słaby uśmiech.

Była blada jak ściana, a z jej włosów kapały kropelki wody, mocząc koszulkę od piżamy.

Stwierdzenie, że zaskoczyła mnie jej ciąża, to byłoby niedopowiedzenie roku.

Nie mogłaby wybrać gorszego momentu. Daniel jest poszukiwany, a ona kończy liceum i jeszcze ta cała sprawa z Mattem i nagrywaniem płyty. Totalny chaos.

Odsunęłam na bok te wszystkie myśli i postanowiłam wrócić do opowiadania.

Sama nie wiedziałam, dlaczego w ogóle chcę się przed nią odkryć i powiedzieć jej to wszystko. Obiecałam Danielowi, że będę miała na nią oko, ale nie musiałam od razu jej się zwierzać. Poczułam jednak impuls i postanowiłam za nim podążyć. Oby to się nie skończyło źle, bo czasami takie działanie wpychało mnie w jeszcze większe bagno.

— Na początku go nie znosiłam. Tak dla zasady, bo był chłopakiem, a my byliśmy w pierwszej klasie. W tym wieku każdy chłopak jest dla dziewczyny wrogiem. Ponadto nie miałam za wielu koleżanek. Moim pierwszym językiem był hiszpański, w nim się porozumiewałam w domu, więc dopiero uczyłam się angielskiego. Owszem, ojciec coś tam starał się przekazać mnie i bratu, mówiąc do nas łamanym angielskim, ale dopiero w szkole poznałam dobrze ten język. Dziewczyny nabijały się ze mnie, że śmiesznie mówię, a Daniel stawał w mojej obronie, chociaż wcale go o to nie prosiłam. Pewnego dnia jedna z dziewczyn wkurzyła się na niego za to, że na nią naskarżył nauczycielce, i w akcie zemsty przylepiła mu do włosów gumę do żucia. Jego mama musiała iść z nim do fryzjera, a miał wtedy włosy długie za ramiona. Następnego dnia przyszedł do szkoły z fryzurą na jeża, a ja uznałam, że nie mogę go nie pomścić… — Nieznacznie się uśmiechnęłam na wspomnienie tamtego dnia. — Poszłam do szkoły z całą paczką gum do żucia. Finalnie udało mi się wcisnąć je w czupryny piątki najbardziej nieznośnych dziewczyn w klasie, w tym tej małej zołzy, która załatwiła Daniela. Nauczycielka mnie złapała i zadzwoniła po moich rodziców. Dostałam szlaban na miesiąc na telewizor oraz na słodycze, ale warto było.

Na twarzy Diany pojawiło się w końcu trochę koloru, gdy popijała powoli napar z ziół i słuchała mojej opowieści. Pod koniec kąciki jej ust uniosły się w górę w rozbawieniu.

— Jesteś lojalna i mściwa — stwierdziła.

— W sumie tak — przyznałam. — W każdym razie od tamtej pory zaczęliśmy się przyjaźnić. Na początku Daniel był dla mnie jak brat, którego uwielbiałam znacznie bardziej niż mojego własnego bliźniaka. Z czasem się w nim zakochałam.

Kubek Diany zatrzymał się w połowie drogi do ust i dziewczyna spojrzała na mnie zszokowana.

— Nigdy mu tego nie powiedziałam, więc jak wróci, nie waż się mu tego powtarzać — zastrzegłam nieco ostrzejszym tonem, niż pierwotnie zamierzałam. — To i tak już nie ma znaczenia. Byliśmy razem, nie wypaliło, a ja z czasem przestałam go kochać w sensie romantycznym.

— Dlaczego mu nigdy nie powiedziałaś? — zapytała i odstawiła kubek na stół.

Właśnie, dlaczego, pomyślałam i spojrzałam na swoje dłonie zaciśnięte mocno wokół kubka.

Bo myślałam, że miłość to słabość, a ja nie chciałam być słaba. Kierowałam się chęcią bycia silną i niezłomną.

Bo się bałam, że on tego nie odwzajemnia i go do siebie zrażę.

Bo bałam się zostać zraniona.

Rozmyślanie o tym nie miało sensu, bo to nie miało już znaczenia.

Jezu, musiałam zapalić. Ta rozmowa była dla mnie znacznie trudniejsza, niż przypuszczałam, a przecież tak właściwie niewiele powiedziałam Dianie.

Nienawidziłam się przed kimś odkrywać, lecz uznałam, że jestem to jej winna za to, przez co musiała przejść z powodu głupoty mojej i Daniela.

— Nie byłam na to gotowa, aż pewnego dnia po prostu było za późno. — Wzruszyłam ramionami. — Nie kocham go w ten sposób, ale jest dla mnie bardzo ważny. Jest moim najlepszym przyjacielem i gdy mówię, że zrobiłabym dla niego wszystko, nie kłamię. Przed wyjazdem do Los Angeles poprosił mnie, żebym miała na ciebie oko.

Diana gapiła się na mnie, jak gdyby widziała mnie po raz pierwszy. Nie lubiłam tego typu spojrzeń i stłumiłam w sobie chęć prychnięcia na nią.

— To dlatego nie pozwoliłaś Ally zrobić ze mnie Barbie, gdy chciała zaciągnąć mnie na dyskotekę. I na tym basenie mnie obserwowałaś. Stąd wiedziałaś, że coś się stało — powiedziała powoli, gdy zaczęło to do niej docierać.

— Tak. Dotrzymywałam obietnicy złożonej Danielowi.

— Czy teraz też siedzisz tutaj z tego powodu?

— Po części — przyznałam, nie miałam zamiaru niczego koloryzować. — Zanim wyjechał, obiecałam mu, że będę pilnowała ciebie i Lily, żebyście się nie wpakowały w jakieś tarapaty. Cóż, podejrzewam, że nie spodziewał się tarapatów w postaci dzieciaka.

Diana drżącą dłonią odsunęła mokre włosy za ucho. Odrost przy różowych pasemkach był już spory i nie wyglądało to zbyt estetycznie. Powinna albo je poprawić, albo zmienić kolor, jednak nie miałam zamiaru poruszać tego tematu. Farbowała włosy z Chloe i już dawno zauważyłam, że każdy temat związany z zamordowaną przyjaciółką powoduje u Diany napady płaczu. Nie chciałam być świadkiem kolejnego ataku histerii.

Wyprostowała się na krześle, jak gdyby szykowała się do powiedzenia czegoś trudnego lub idiotycznego. Biorąc pod uwagę jej stan, strzelałam, że chodzi o to drugie.

Zmrużyłam powieki, gotowa na wszystko, cokolwiek głupiego wymyśli.

— Nie musisz tutaj ze mną siedzieć tylko dlatego, że mu obiecałaś. Sama sobie dam…

— Nie waż się kończyć tego zdania — przerwałam jej. — Powiedziałam wcześniej, że po części, bo kolejnym powodem jest to, że po prostu cię polubiłam. Jesteś cholernie silna. — Otworzyła usta, by zacząć protestować, ale posłałam jej jedno z tych spojrzeń, których nauczyłam się od Daniela. Oczywiście on nigdy tak na nią nie patrzył, tylko na członków gangu, gdy coś zjebali. Diana zacisnęła usta w wąską kreskę i milczała. — Wytrzymałaś całe to gówno u Crownsów i nie skończyłaś na dnie. Po tym, co cię spotkało na tamtym parkingu, nadal walczyłaś, ruszyłaś do przodu. Poza tym przy tobie Daniel jest szczęśliwy, a już samo to wiele dla mnie znaczy.

— Nie wiem, czy się teraz pozbieram — szepnęła cicho.

— Pozbierasz się. Masz Lily, Williamsów, a nawet mnie. A skoro masz mnie, to znaczy, że masz wsparcie Demonów.

Zaśmiała się gorzko.

— Nie wiem, czy wsparcie gangu jest czymś dobrym. No dobra, Daniel dzięki temu pomógł mi z Crownsami i pracą w sklepie pani Hamer, ale i tak powstało z tego więcej złego niż dobrego. Nie rozumiem, dlaczego w ogóle zgodziłaś się przejąć dowodzenie.

Na chwilę zapadła cisza, gdy zastanawiałam się, czy cokolwiek więcej jej zdradzać. Każde zdanie mogło obrócić się przeciwko mnie, gdyby komukolwiek coś powiedziała. Chrzanić tę całą nastoletnią miłość do Daniela, co najwyżej będę miała ochotę zapaść się pod ziemię, jeśli ktoś inny się dowie. Jeśli jednak komukolwiek powie coś na temat gangu, to mogłabym zapłacić za to surową cenę.

— Prawie mogę zobaczyć trybiki w twojej głowie, Raven — odezwała się po długiej ciszy Diana. — Naprawdę nikomu nic nie powiem. To, co teraz mówisz, zostanie między nami. Wiem, że jeśli coś komuś zdradzę, to ktoś może zostać zraniony.

— Im mniej wiesz, tym to dla ciebie bezpieczniejsze.

— Rozumiem, ale chcę wiedzieć. Muszę. Po tym wszystkim… Wcześniej chciałam trzymać się z daleka, chciałam, żeby Daniel odszedł i zostawił za sobą gang, ale było za późno. Dla mnie nie ma już odwrotu, nie mogę tak po prostu żyć dalej i zapomnieć tego, co się stało. Zapomnieć o Chloe, o Danielu. Jestem w tym tak samo jak ty.

— Tutaj masz rację.

Od niedawna byłam na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewna, że Edmund wiedział o jej związku z Danielem i o tym, że znajdowała się wtedy na parkingu. Na litość boską, miał pod sobą dziesięć oddziałów, a w każdym było co najmniej piętnaścioro ludzi. Oddziały rozsiane były po całym cholernym hrabstwie Spokane, a to było trzynaście miast. Miał wszędzie wtyki i nie uwierzę, że nikt nie powiedział mu o tym, że widział Daniela w towarzystwie Diany. Nie ukrywali się przecież. W dodatku policja trzy razy przesłuchiwała Dianę tylko dlatego, że była w związku z Danielem. Już samo to sprawiało, że Edmund musiał wiedzieć, przynajmniej od czasu tych przesłuchań.

Z niezrozumiałego dla mnie powodu mój szef postanowił jednak udawać, że nic nie wie, i nie powiedział Vicowi ani słowa na temat Diany. Oczywiście o ile moje podejrzenia były słuszne i rzeczywiście znał prawdę.

Co do Chloe… Tutaj nie byłam pewna, czy Edmund coś wiedział w sprawie jej śmierci, i planowałam zamienić z nim słówko na ten temat. Nie miałam pojęcia, dlaczego Rossi wybrali ją sobie na cel. Nie miała nic wspólnego z gangiem, a z Danielem łączyła ją tylko przyjaźń.

— Wpadliśmy z Danielem w to bagno po uszy, nie mogłam tak po prostu odejść, nie wtedy, gdy on musiał uciekać. Wyglądałoby to zbyt podejrzanie i mogłam zwrócić na siebie uwagę Vica. Gdyby uznał, że miałam coś wspólnego ze śmiercią jego siostrzenicy, to nawet Edmund nie byłby w stanie powstrzymać go przed strzeleniem mi w łeb. Tak samo jak musiał przyjąć do wiadomości wyrok śmierci na Daniela.

Diana dopiła powoli herbatę ziołową, w zamyśleniu patrząc na ścianę.

— Wsparcie gangu, o jakim ci mówiłam, oznacza automatycznie również ochronę — odezwałam się ponownie, gdy ona dalej milczała. — Ogarnę dla ciebie ochroniarza, który będzie miał na ciebie oko, gdy będziesz jeździła na lekcje śpiewu. I gdy zdecydujesz się wrócić na ju-jitsu. Tak naprawdę nie wiem, czy Rossi są zadowoleni ze swojej cholernej zemsty, ale wolę nie ryzykować, że coś ci się stanie.

Zdawałam sobie sprawę, że jeśli Edmund wiedział o Dianie dzięki swoim wtykom w policji Spokane, to Vico Errani również mógł się o niej dowiedzieć w ten sposób i przez nią mógł próbować dostać się do Daniela.

— Skąd wiesz, że nie chodzę na ju-jitsu?

Tym razem nie powstrzymałam prychnięcia.

— Ty tak serio? Przecież ja ci załatwiłam treningi i gdy przestałaś chodzić, instruktor od razu do mnie zadzwonił.

— Czyli bycie pod ochroną gangu znaczy również, że wiesz wszystko o tym, co robię. I czego nie robię.

Przewróciła oczami, co było kolejnym objawem jakiegokolwiek rozbawienia od dwóch tygodni. Dobry znak.

— Tak. — Posłałam jej uśmieszek. — Cieszę się, że nie próbujesz ze mną o tym dyskutować.

— Mam wrażenie, że to była wspólna decyzja twoja i Daniela, więc uznałam to za zbędne marnowanie czasu — mruknęła niezbyt zadowolona. — Ale z drugiej strony będę czuła się chyba lepiej, wiedząc, że nie muszę mieć cały czas oczu dookoła głowy, bo ktoś pilnuje, żeby nic mi się nie stało. Dziękuję, Raven.

Musiałam przyznać, że jej reakcja trochę mnie zaskoczyła, czego jednak nie dawałam po sobie poznać. Naprawdę spodziewałam się protestów. Cieszyłam się, że Diana zdaje sobie sprawę ze swojego położenia.

— Czyli mimo wszystko mnie lubisz i jesteśmy przyjaciółkami? — zapytała.

W jej bursztynowych oczach zalśniło ciepło i to powstrzymało moją automatyczną sarkastyczną ripostę. Mogłam jeszcze trochę nagiąć swoje zasady.

— Na razie to za duże słowo, ale generalnie tak — wyznałam, zaraz jednak dodałam: — Ale jeśli komukolwiek to powiesz, zaprzeczę.

Kiwnęła głową i tym razem na jej twarzy zagościł szczery, szeroki uśmiech. Pierwszy od dawna i uznałam, że warto było przeprowadzić z nią tę rozmowę, chociaż zapewne powiedziałam za dużo. Miałam nadzieję, że nie obróci się to przeciwko mnie.

Poczułam wibrowanie mojej komórki — ustawiłam alarm na dwudziestą drugą.

— Muszę się zbierać. — Powoli wstałam z krzesła. — Pomyśl, co byś chciała zrobić z tym. — Wskazałam dłonią na jej nadal płaski brzuch.

— Czy myślisz, że możesz skontaktować się z Danielem? — zapytała cicho. — Wiem, mówiłaś mi, że nie masz z nim kontaktu, ale mimo wszystko może coś się uda wymyślić? Czuję, że powinnam mu powiedzieć. Powinniśmy razem zdecydować, co dalej. Nie wiem, czy dam radę podjąć sama jakąkolwiek decyzję.

— Przykro mi, ale nie — odpowiedziałam łagodniej i oparłam się o stół. — Pozbył się swojego telefonu niemal od razu po tym, jak wyjechał z miasta. Ma zadzwonić do mnie, gdy uzna, że jest to bezpieczne i że nie zostanie namierzony. Nie wiem, kiedy to zrobi. Obawiam się, że nie stanie się tak jeszcze przez jakiś czas.

— W porządku — westchnęła ciężko. — Jeśli zadzwoni… powiedz mu. Nigdy niczego przed nim nie ukrywałam i teraz też nie zamierzam. Jeszcze nie wiem, co zrobię, ale niezależnie od decyzji mam nadzieję, że mnie za to nie znienawidzi. — Spuściła głowę i splotła ramiona na piersiach. — Nie wiem, jak dałabym sobie teraz radę z dzieckiem.

— W razie czego mogę pojechać z tobą do kliniki w Seattle. Wyślę ci e-mailem link do ich strony.

Poderwała głowę i spojrzała na mnie.

— Skąd masz namiary na klinikę? Czy ty… — Otworzyła szerzej oczy, a ja westchnęłam.

— Nie, ja nie. Jedna z dziewczyn z gangu potrzebowała pomocy. Była w piątym tygodniu. Najpierw ją zbadali w klinice, a potem podali jej jedną tabletkę na miejscu, a drugą dostała do domu. Byłam tam z nią. Biorąc pod uwagę, że stosują tę metodę do jedenastego tygodnia ciąży, tobie zaproponują pewnie to samo. Miała krwawienie, jakby dostała okresu, chociaż nieco intensywniejsze, do tego przez kilka godzin męczyły ją skurcze. I to tyle.

Słuchając tego opisu, Diana nieco zbladła.

Nie miałam zamiaru oceniać jej wyboru, tak samo jak wcześniej nie oceniałam Marlie, gdy przyszła do mnie z płaczem i prośbą o pożyczenie pieniędzy na zabieg. Marlie miała sporo wad, była niezłą plotkarą, ale należała do gangu, i gdy poprosiła o pomoc, nie mogłam odmówić, nie w takiej sprawie. Szczególnie gdy podczas czterogodzinnej jazdy do Seattle opowiedziała mi, jak to się stało, że w ogóle była w ciąży. Na jednej z imprez jej chłopak kompletnie się nawalił, a jej wrzucił coś do piwa, gdy odmówiła mu seksu, i urwał jej się film. Kilka tygodni później dowiedziała się, że jest w ciąży, i dodała dwa do dwóch. Zawiozłam ją do kliniki, a później wraz z Damonem odwiedziłam jej byłego faceta i razem daliśmy mu lekcję, jak nie należy traktować kobiet.

Pogadałam z Danielem i zamiast pożyczyć Marlie pieniądze, zwyczajnie je jej ofiarowaliśmy. Tak samo chciałam zrobić w przypadku Diany, o ile zdecyduje się na ten krok. Nie zamierzałam jednak tego na razie mówić, żeby nie wpływać na jej decyzję.

Zapewne jedną z najtrudniejszych w jej życiu.

To było również dziecko Daniela i dlatego nie chciałam rozmawiać o tym przy Lily. To był jej brat, a co za tym idzie: dziecko byłoby członkiem jej rodziny. To było dla niej zbyt osobiste. Zresztą sama miałam z tym lekki problem, ze względu na moją przyjaźń z Danielem. Nie mogłam jednak podjąć za Dianę decyzji.

— Dzięki za rozmowę i za herbatę. — Diana wstała z krzesła i objęła się ramionami. — Poczekam na ten link od ciebie i poczytam.

Wyciągnęłam telefon i weszłam na pocztę. Postanowiłam od razu wysłać namiary na klinikę, żeby nie zapomnieć. Miałam mieć zaraz krótkie spotkanie z moimi ludźmi w domu Damona, na którym ogłoszę w końcu wybór swojego zastępcy. Zdecydowałam się na Keitha. Jego, Damona i Jeremy’ego znałam najdłużej, ale Damon był porywczy, a Jeremy uzależniony od xanaksu. Nie chciałam pracować blisko z nikim uzależnionym. Potrzebowałam kogoś, kto w razie potrzeby zasugerowałby, jak przemyśleć coś na chłodno. Keith był idealnym kandydatem.

W zasadzie mogłam ogłosić swoją decyzję tego samego dnia, kiedy Edmund mnie awansował, ale wiedziałam, że to będzie źle wyglądało. Chciałam uniknąć burdy.

Schowałam telefon do kieszeni spodni.

— Wysłałam ci ten link. Wygoń Lily z łóżka, niech wraca do siebie, i postaraj się przespać tę noc.

Diana kiwnęła głową i podniosła oba kubki.

— Do zobaczenia.

Bez zbędnej zwłoki wyszłam cicho z domu Williamsów i od razu zapaliłam papierosa.

— Kurwa — mruknęłam sama do siebie i odetchnęłam głęboko.

Byłam wykończona ostatnimi tygodniami oraz rozmową z Dianą.

Starałam się unosić na powierzchni bagna, w którym wylądowałam, ale z każdym dniem było coraz ciężej. Cóż, nawarzyłam piwa, musiałam je teraz wypić. Tylko, kurwa, dlaczego Chloe musiała stracić życie, bo ja z Danielem podjęliśmy złe decyzje?

Wymamrotałam przekleństwo po hiszpańsku i kopnęłam kamień, gdy szłam po podjeździe w stronę swojego auta. Czułam się winna tej tragedii. Tamtej na parkingu również.

Chcieliśmy być kimś, mieć władzę. No i to wszystko dostaliśmy, gdy podpisaliśmy cyrograf. Szkoda tylko, że żadne z nas nie myślało wtedy o konsekwencjach ani o tym, jak to się może potoczyć. Nie było sensu o tym myśleć, wiedziałam. Nie zmienię przeszłości, ale mogłam popracować, aby nic takiego więcej już się nie wydarzyło. Miałam zamiar planować dokładnie każdy swój ruch jako przywódca gangu, a Keith mi w tym pomoże. Pogadam z Edmundem i załatwię dla Diany ochronę.

Musiałam także w końcu zacząć składać podania na uniwersytety, zdecydowałam się wybrać tylko te w Spokane i w sąsiednich miastach. Nie mogłam opuścić stanu. Wiedziałam, że Rossi mnie obserwują.

Byłam najmłodszym dowódcą wśród innych Demonów oraz zastąpiłam Daniela. Ponadto na pewno ktoś im wypaplał, że byliśmy ze sobą blisko.

Nie zamierzałam jednak zostać w domu rodzinnym, o nie. Szukałam jakiegoś mieszkania do wynajęcia. Już jakiś czas temu postanowiłam, że wyprowadzę się z domu, jak skończę osiemnaście lat, a moje urodziny wypadają dwudziestego pierwszego marca, więc już niedługo.

Czekałam na ten dzień bardziej niż na pierdoloną Gwiazdkę. Nie mogłam tak jak Diana zwiać prawnemu opiekunowi i zamieszkać gdzie indziej. Kilka razy podczas awantury z matką mówiłam jej, że mam zamiar się od niej wynieść. Odpowiadała, że jak tylko się wyprowadzę, zgłosi na policję, że uciekłam z domu. Dopóki byłam niepełnoletnia, mogła narobić mi problemów. A ostatnie, czego potrzebowałam teraz, to gliny na karku i kurator. Uznałam, że wytrzymam. Cholera jasna, skoro Diana dała radę przez tyle lat w domu porąbanych fanatyków religijnych, to ja dam radę z matką alkoholiczką!

Z ojcem niestety ostatnio widywałam się coraz rzadziej, częściej go nie było, niż był. Podejrzewałam, że znalazł sobie kochankę w Seattle.

Isaac starał się być dobrym bratem i w końcu zaczął zauważać, że może jednak faktycznie matka jest wobec mnie nie w porządku. Spóźnił się jednak o kilka dobrych lat i nie miałam na razie siły wziąć się za tworzenie dobrej relacji między nami.

Zgasiłam papierosa i wyrzuciłam peta do śmietnika. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam na imprezę do Jeremy’ego. Potrzebowałam zapomnieć chociaż na chwilę o wszystkich problemach.

***