Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
11 osób interesuje się tą książką
Romantyczna, zabawna i klimatyczna nowelka w zimowym klimacie!
Studentka, Mia Walewska, próbuje otrząsnąć się po zdradzie chłopaka i na nowo odnaleźć w roli singielki. Sprawę komplikuje brak partnera na zbliżający się w sylwestra ślub siostry. Kiedy przyjaciółka proponuje jej znalezienie faceta na ten jeden wieczór przez aplikację randkową, Mia postanawia zaryzykować.
Nieoczekiwanie dla niej samej trafia na idealnego kandydata. Wirtualna znajomość z Ksawerym nabiera rumieńców, ale z biegiem czasu relacja przybiera zupełnie inny kierunek, a sam mężczyzna skrywa wiele tajemnic. Czy świąteczny romans przerodzi się w coś większego? A może apka na miłość przyniesie tylko rozczarowanie?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 196
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
© J. BLACK, 2024
Studentka, Mia Walewska, próbuje otrząsnąć się po zdradzie chłopaka i na nowo odnaleźć w roli singielki. Sprawę komplikuje brak partnera na zbliżający się w Sylwestra ślub siostry. Kiedy przyjaciółka proponuje jej znalezienie faceta na ten jeden wieczór przez aplikację randkową, Mia postanawia zaryzykować. Nieoczekiwanie dla niej samej strafia na idealnego kandydata. Wirtualna znajomość z Ksawerym nabiera rumieńców, ale biegiem czasu relacja przybiera zupełnie inny kierunek, a sam mężczyzna skrywa wiele tajemnic. Czy świąteczny romans przerodzi się w coś większego? A może apka na miłość przyniesie tylko rozczarowanie? Romantyczna, gorąca i klimatyczna opowieść w zimowym klimacie!
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
— Po prostu się nie pojawię — oznajmiła Mia, przechadzając się po nowym bielutkim dywanie, który jeszcze niedawno wybierała z byłym już chłopakiem. — Nie i już. — Zacisnęła wargi, aż zbielały i starała się nie patrzeć na stojącą przy ścianie Amelię, która rzucała jej raz po raz mordercze spojrzenia.
— To ślub twojej siostry, Mia. Musisz iść. Nie ma innej opcji.
— Więc pójdę tylko do kościoła. — Wzruszyła ramionami, ale tak naprawdę sama wiedziała, że brzmi to kuriozalnie. Miała wszystko dokładnie przygotowane. Począwszy od sukienki, fryzjera, a skończywszy na tym, w co będzie ubrany Emil. Sęk w tym, że od trzech miesięcy nie było już Emila, a ona została na lodzie. Chłopak co prawda pisał i dzwonił, ale za każdym razem, gdy Mia chciała odebrać telefon, Amelia mówiła:
— Nie odbieraj od tego skurwiela. Spieprzył. Nie ma powrotu i drugiej szansy po czymś takim jak zdrada. Po prostu wyślij go na księżyc bez wręczenia biletu w drogę powrotną i niech tam siedzi!
Cóż… W pewnym sensie przyjaciółka miała rację. Rozsądek podpowiadał Mii, że powinna tak zrobić, ale serce wciąż miało jakiś sentyment do byłego chłopaka. W sumie spędziła z nim całkiem dobry czas i choć nie był idealny, to można było go określić bezpiecznym buforem, do którego się wracało. A teraz to bezpieczeństwo zostało zachwiane, a wspomnienia bombardowały jej głowę ze zdwojoną siłą. Dlaczego wciąż myślała o dobrych chwilach, które razem spędzili? Czy nie lepiej, gdyby w momencie rozstania, przypominały się tylko te złe? O ile łatwiej byłoby wtedy zdusić jakiekolwiek ciepłe uczucia, żywiąc jedynie odrazę.
— Pójdziesz z kimś innym, nie wygłupiaj się. Na szczęście masz z głowy kontakt z tym świrem i mam nadzieję, że go nie odblokujesz. — Amelia przerwała jej rozmyślania. Obie sięgnęły po kolejny łyk niskoprocentowego piwa. Od czterech lat mieszkały w jednym pokoju, dzieląc się nie tylko planem zajęć, ale i ubraniami, i sekretami. Mia powierzyłaby Amelii wszystkie tajemnice, ale w tej jednej sytuacji nie była z nią do końca szczera. Tuż po tym jak Emil wylądował na jednej imprezie z Sarą, całował ją i dotykał, wstawiając ich zdjęcie na Instagrama, zadzwoniła do niego ten jeden jedyny raz. Chciała wysłuchać tłumaczeń, a wtedy może, ale tylko może, dałaby mu kolejną szansę i teraz nie chodziła po pokoju w poszukiwaniu rozwiązania, ale on niczego nie wyjaśnił. Przepraszał, ale nie było sensownych tłumaczeń, stwierdził, że po prostu coś ich wtedy do siebie przyciągnęło.
Mia zacisnęła pięści i przeszła kolejne metry po pokoju, bo czuła, że lada chwila wybuchnie albo płaczem, albo złością.
— Z kim? Przecież odkąd związałam się z Emilem, większość facetów trzymała się ode mnie z daleka. Skutecznie odstraszył wszystkich przedstawicieli płci męskiej.
— Em… może Daniel? — rzuciła Amelia. — Zawsze się koło ciebie kręcił, podobałaś mu się już na pierwszym roku studiów.
— Jest dziwny. — To słowo pasowało do niego najbardziej.
— Ale ma samochód, całkiem dobrze tańczy i myślę, że zachowa się przyzwoicie.
— Mel, on prawie nic nie mówi! Rozmowa z nim to jak monolog, rozumiesz? Zanudziłby na śmierć zmarłego, a ja potrzebuję faceta, który będzie ze mną rozmawiał, a nie przytakiwał na każde zdanie. Nie proponuj mi niczego, nie chcę. Zostanę w domu, bo i tak wszystko się chrzani po całości!
— Przecież wiesz, że to brzmi… źle. Nie możesz nie iść. — Amelia usiadła na łóżku i wyjęła smartfona. Przez moment obracała nim w dłoniach i wpatrywała się w sufit, na którym błyskały gwiazdki z projektora. Próbowała skleić w głowie jakieś sensowne rozwiązanie, ale wciąż nie wiedziała, jak mogłaby pomóc Mii. Daniel odpadał, Marcel był zbyt rozrywkowy i przepełniony obsesją na punkcie motorów, a Mat? Głowę niższy i nie chodził do kościoła, więc również można było go skreślić z listy, bo nie wszedłby dalej niż pod bramę świątyni.
— To jest totalna klapa, Mel. — Mia podciągnęła nogi pod brodę. — Jak mógł to zrobić? Jak mógł z… nią i.. — Amelia czuła, że głos jej przyjaciółki się łamał, więc musiała szybko zareagować, byleby znów nie wpadła w odmęty rozpaczy, bo wyciąganie jej z tego stanu trwało całe godziny.
— Mam! — Klasnęła w dłonie i lekko uniosła się na przedramionach. — Apka. Pójdziesz z kimś z netu, znajdziemy ci zaraz odpowiedniego partnera, posłuchaj, słyszałam, że…
— Nie. — Mia natychmiast zaprotestowała. Co to za durny pomysł?
— Poczekaj, daj mi dokończyć, to podobno jakaś nowość, możesz sobie wybrać kryteria i jeśli ty się komuś spodobasz i on tobie, jeśli oboje klikniecie “tak”, możecie zacząć rozmawiać. Zrobimy tak…
— Mel, nie. Nie wciągaj mnie w to. Ja nie jestem taka jak ty, nie pójdę z kimś, kogo widziałam tylko na zdjęciu, udając, że się świetnie bawimy.
— Przecież możesz dobrze się bawić. Jak trafisz na kogoś fajnego, jak on ci się spodoba, a ty jemu…
— Nie! — krzyknęła z dezaprobatą.
— Jezu. Więc naprawdę nie zamierzasz się tam pokazywać? — ciągnęła Amelia.
— Nie wiem. — Wiedziała, że nie może tego zrobić. Diana byłaby nieszczęśliwa, ale w tej chwili tak bardzo potrzebowała schować się po prostu w swoim pokoju z dala od towarzystwa. Nie myśleć, nie czuć, nie wspominać, odłączyć się od świata, znajomych. — Pójdę do kościoła i na toast — zaczęła powoli — a potem szybko się zmyje. Chyba nie chcę siedzieć tam i opowiadać każdej ciotce, że ten świetny chłopak, który był jeszcze rok temu ze mną na weselu Iwony, stał się mniej świetny. Wiesz, jaka jest moja rodzina, są wścibscy, zaraz będą drążyć, a dlaczego, a po co, a może warto się pogodzić. Jak miałabym im powiedzieć, że mnie zdradził? Bo dla mnie to zdrada. Dla niego nic nie znaczący pocałunek, ale Mel, tak się nie robi. No i te wszystkie zakochane pary, ja chyba tego nie zniosę, po prostu nie dam rady patrzeć na szczęśliwych ludzi i wiem, że spieprzę jej ten ślub swoją nadąsaną miną.
— Czyli się poddajesz. Świetnie. A myślałam, że pokażesz temu całemu Emilowi, że jesteś bez niego szczęśliwsza i może się wypchać razem z Sarusią.
— Ale nie jestem. — Wzruszyła ramionami.
— Ale możesz być! Mia, minęła kupa czasu. A Emil Burski to głupia pizda, więc nawet nie myśl o tym, żeby do niego wracać i pokazywać się na ślubie razem, tylko dlatego, że nie masz nikogo w zanadrzu. Nie. Po prostu nie. Wstawaj.
— Po co?
— Idziemy na miasto. Nie będziemy użalać się nad kimś takim w weekend i nie pozwolę ci się teraz pogrążyć. Nie możesz się tak katować kolejny tydzień, w imię czego? Pieprzyć Emila, Mia, skoro on się bawił wyśmienicie z Sarą, ty możesz zrobić to samo. Masz jeszcze tę czarną sukienkę z wycięciem na boku?
— Mam. Dlaczego pytasz?
— Wkładaj. Niech skurwiel wie, co stracił, a założę się, że ktoś mu doniesie, że tam byłaś.
— Piłyśmy…
— No to co? Zamówię taxi, ale najpierw musisz się ogarnąć. Ja z resztą też, wyglądam okropnie. Ale wystarczy, że poprawię trochę rzęsy i usta i będzie całkiem spoko. Dość gadania o Emilu, dość rozmyślania, przeżywania, łez. Jak jeszcze raz usłyszę o tym dupku, to wytapetuję nasz pokój screenami zdjęć, które wstawił na Instagrama w tamten wieczór.
— Nie możesz. — Mia otworzyła szeroko usta.
— Oczywiście, że mogę i to zrobię. Rusz się. Znajdziemy ci kogoś innego.
— Nie chcę facetów z jakiejś randomowej aplikacji. Tam siedzą sami napaleńcy, szukający okazji do seksu albo faceci po czterdziestce, których znudziły żony i udają bogatych singli, a tak naprawdę ściągają zdjęcia z pinteresta. Nie namówisz mnie na to. — Mimo to podeszła do szafy i wyjęła z niej niebieską, dżinsową sukienkę.
— Czarna! Miałaś założyć czarną.
— Przecież idziemy tylko na drinka.
— Nieważne. Masz wyglądać jak milion, kurwa, dolarów i tak się czuć.
— Wybrał Sarę — Mia wciąż nie mogła pozbyć się uczucia, że w czymś była gorsza. Może nie całowała tak jak ona? Nie miała wielkiego biustu, a jej miseczka od lat była na poziomie “B”. Małe, brzydkie byle co. A może nie zadowala go w łóżku? Ale zawsze mówił, że razem było im dobrze, kupował prezenty, pisał, nawet kiedyś dostała od niego miłosny list. — Uśmiechnęła się na to wspomnienie, jednak zaraz posmutniała, bo zdała sobie sprawę, że to przeszłość.
— Jesteś sto razy lepsza od tej suki i przede wszystkim nie tykasz zajętych facetów, a to w tym świecie już się trochę zatarło. Wyjmuj czarną. — Amelia nie dawała za wygraną. Była zbyt gadatliwa, zbyt głośna i zbyt natrętna jak na obecny nastrój Mii, ale dziś potrzebowała właśnie takiego kopa, jakiego dawała jej przyjaciółka. Gdyby nie ona, na pewno znów siedziałaby pogrążona w rozmyślaniu o tym, co poszło nie tak i dlaczego nie dała rady dotrzeć na tamtą imprezę. Gdyby nie uczyła się do późna na egzamin, może wszystko potoczyłoby się inaczej i dalej byłaby w związku.
Westchnęła i związała włosy wysoko nad szyją, a później założyła na siebie czarną sukienkę. Wycięcie z boku dodawało nuty elegancji. Mia spojrzała w lustro i pomalowała usta błyszczykiem, grube ciemne rzęsy dodatkowo pociągnęła tuszem. Nie lubiła przesadnie się malować i tak naprawdę nie musiała — twarz w typie baby face, ciemne oczy i lekko zadarty nosek sprawiały, że i bez tony podkładu wyglądała atrakcyjnie. Zerknęła na Amelię.
— Sztuczne rzęsy? Znowu?
— Mhm — mruknęła jedynie blondynka, nie tłumacząc się zbyt wylewnie. Po nałożeniu na siebie podkładu, różu, bronzera, cieni i warstw, które obce były nawet Mii, wyjęła telefon i skierowała aparat w ich stronę.
— Nie mam ochoty na zdjęcia.
— Przestań. Wyglądasz pięknie i musimy to wrzucić na Instagram, niech temu frajerowi pęknie żyłka ze złości. — Przyciągnęła ją do siebie i zrobiła kilka selfie. Jedno z nich natychmiast wylądowało na jej profilu, ometkowane prowokującymi hashtagami.
— Gotowe na podryw? Serio? — Mia założyła ręce za siebie i gniewnie spojrzała na Amelię.
— Carpe diem, mała. Jeśli nie będziesz silna i pokażesz światu, że cię to złamało, ludzie zawsze będą po tobie jechać. Nie ten, to następny. Wyluzuj, zobaczysz, że za dwa tygodnie pójdziesz na ten ślub z kimś fajnym. I będziesz się świetnie bawić. A jak nie, pójdziemy we dwie i pokażemy wszystkim frajerom, że kobiety z każdej, nawet najbardziej patowej sytuacji, znajdą wyjście.
Mia lekko uniosła kąciki ust. Nikt nie rozładowywał atmosfery lepiej niż Amelia i choć nie miała zupełnie ochoty na sączenie alkoholu i patrzenie na stoliki z zakochanymi parami, kiwnęła głową na znak aprobaty.
— Jesteś pewna, że ta sukienka to dobry pomysł?
— Jasne, że tak. Wyglądasz jak ten milion, o którym mówiłam. Poza tym podejrzewam, że jest ciepła, bo na dworze będzie chyba minus pięćdziesiąt.
— Milion? Chyba ten po denominacji — parsknęła lekko, ale mimo wszystko musiała przyznać Amelii rację. Czarny to był zdecydowanie jej kolor i podkreślał wszystko to, co było Mia lubiła w sobie najbardziej.
Mroźne, niemal lodowate powietrze buchnęło na nie już na dole. Mia czuła podskórne zdenerwowanie, tak naprawdę od dawna nie wychodziła nigdzie wieczorami poza imprez z Emilem, a teraz były tylko we dwie. Alkohol, etykietka singielki i głupie pomysły Amelii mogły nie być dobrym połączeniem. Znów była wolna i chyba to przerażało ją najbardziej — co, jeśli będzie chciała z tego skorzystać? Co, jeśli rzeczywiście pozna kogoś, kto jej się spodoba?
— Jest taxi. Chodź. — Amelia pociągnęła ją w stronę samochodu. Na szczęście nie musiały czekać zbyt długo, bo nawet piwo, które wcześniej wypiły, nie było w stanie konkurować z siarczystym mrozem. Kierowca był gruby i kręcił śmiesznie wąsem, jego falisty brzuch podskakiwał przy każdym dołku, a Amelia przewracała jedynie oczami, kiedy próbował cokolwiek zagadać. Mia przykleiła z kolei nos do szyby i obserwowała neonowe światła, kolorowe tabliczki i znaki drogowe, byleby nie powracać myślami do sytuacji sprzed kilku miesięcy. Kiedy jednak taksówkarz skręcił i jechali przez osiedle, na którym mieszkał Emil, poczuła na sobie rękę Amelii.
— To skurwiel, pamiętaj.
Oczywiście, że pamiętała, ale serce nie chciało przyjąć do wiadomości niczego oprócz “ale było nam razem tak dobrze, to mogłoby dalej trwać, wystarczy, że przyjmiesz go z powrotem.” Kiwnęła głową, nie przyznając się do swoich myśli. Gdyby tylko dało się odciąć uczucia i kierować tylko rozumem, byłoby łatwiej. Pięć minut później były już w środku. Miasto o tej porze tętniło życiem, ale były przyzwyczajone do takiego tempa. Przemknęły pomiędzy stolikami, przy których siedziały pary i zajęły miejsca tuż obok automatów do gier.
— Bawimy się dobrze — rzuciła po zdjęciu kurtki Amelia. — Nie, bawimy się dziś zajebiście i nie chcę widzieć tej twojej marudnej miny. Jak ktoś cię zaczepi, rozmawiasz z nim. Jak chce z tobą być sam na sam — dajesz mu na to chwilę. Nie ma, kurwa, odmowy. Dopóki nie padnie nam społeczna bateria, siedzimy tu i gapimy się na miasto, sącząc drinki. Jasne?
— Niech ci będzie — mruknęła.
— No, w końcu mówisz, jak moja przyjaciółka, a nie zrzędliwa baba. Zamówię coś. Odeszła na moment, a Mia przyglądała się, jak jeden z barmanów wsypywał właśnie gruboziarnistą sól i kroił nożem soczyste limonki. Drugi, ubrany w idealnie skrojony uniform, przechodził między nimi ze srebrną tacą. Co chwilę ktoś wystawiał do niego rękę i zatrzymywał, a on kłaniał się lekko i nasłuchiwał. Rząd niedbale ustawionych szklanek drżał pod naporem jego ruchów, Mia dostrzegła na brzegach szkła czerwone ślady po szminkach, a kiedy znalazł się bliżej niej — odbicia papilarnych linii. Usadowiła się na krześle i zaczęła żałować, że wzięła tę sukienkę, bo kiedy tylko próbowała zająć wygodną pozycję, rozcięcie rozjeżdżało się na boki i siedziała z nogą do połowy uda odsłoniętą. Większość dziewczyn miało na sobie krótkie, cekinowe i czerwone sukienki, które z powodzeniem można było założyć już na sylwestrowy bal. Jak tylko wrócą do mieszkania, zabije Amelię za to, że kazała jej włożyć te ciuchy i nie poinformowała, że będą tutaj, zamiast siedzieć w jakimś dymnym barze, w którym muzyk-amator brzdęka na gitarze i śpiewa rocka.
— Kocham tequilę, ale jeszcze bardziej margaritę. — Usłyszała po chwili. Amelia przecisnęła się między stolikami i delikatnie kręciła biodrami, kiedy znajdowała się blisko jakiegoś faceta. Postawiła duże płaskie szklanki przy stoliku, a później skierowała wzrok na jednego z mężczyzn stojących przy barze.
— Wygląda na fajnego — rzuciła.
— Po czym to stwierdziłaś?
— Po tym, że pije margaritę, jak my. A skoro lubi to co ja, już ma plusa. — Zaśmiała się. Wyciągnęła rękę po drinka i umoczyła usta. Mia zrobiła to samo. Wciąż jednak czuła się dziwnie, nie dość, że w zbyt poważnej sukience, to jeszcze wciąż myślami była przy Emilu i nawet widok facetów, których ochoczo komentowała jej przyjaciółki, nie podziałał na nią zbyt pocieszająco. Upiła kolejny łyk margarity i starała się robić dobrą minę do złej gry. Ale jak siedzieć zadowoloną, kiedy potencjalny partner na wesele zniknął, na horyzoncie nie widać nikogo innego, a pojutrze miała towarzyszyć siostrze w ostatnich przymiarkach sukni ślubnej. Nie zapowiadało się to zbyt dobrze, zwłaszcza, że to ona miała pierwsza wyjść z mąż, a tymczasem była dwudziestopięcioletnią singielką ze współlokatorką przy boku i brakiem pracy.
— Potańczymy? — Podniosła wzrok znad szklanki i spojrzała na osobę, która patrzyła teraz na nią z uśmiechem na ustach. Nie mogła tego jednak odwzajemnić, bo chłopak wyglądał na sporo młodszego i chyba mocno wstawionego, bo jego zamglony wzrok nie wyrażał nic dobrego.
— E… Nie, raczej nie. — Starała się być miła, ale on nie dawał za wygraną. Najpierw zlustrował ją od stóp do głów zatrzymując wzrok na rozcięciu sukienki, a potem napiął bicepsy, choć i tak wydawało się, że koszula niemal na nim pęka i spróbował raz jeszcze:
— No chodź, przecież widzę, że chcesz ruszyć na parkiet, ale nie ma chętnych. Zamierzasz tu siedzieć całą noc jak jakaś stara baba?
— Powiedziała nie — tym razem zainterweniowała Amelia. — Spadaj szukać dziewczyn w swoim wieku, bo my, stare baby, nie umawiamy się z gówniarzami. Chociaż z takim podejściem nie wróżę, że cokolwiek dziś złowisz, szczeniaku. — Wstała i zmierzyła go wzrokiem. Przez chwilę zaciskał pięści, ale kiedy obok przeszła jedna z dziewczyn w kusej sukience, rzucił zgryźliwe: “jeszcze się okaże” i podreptał za nią.
— Debil — rzuciły razem.
— Mel, mówiłam ci, setki razy ci mówiłam, że to zły pomysł. Okej, możemy się upić i wrócić do domu w dobrych humorach, ale jutro będę znów zastanawiać się jak wybrnąć ze ślubu. A potem… — chciała dokończyć, ale jej wzrok padł na coś, czego kompletnie się nie spodziewała. Wśród świateł, przy jednej ze ścian, ubrany w dżinsy, te, które mu kiedyś kupiła i czarną koszulkę stał on. Emil. Pociągał elektronicznego papierosa, a wielka chmura dymu rozprzestrzeniała się wokół, ale nawet to nie zdołało przesłonić dumnej, wypacykowanej Sary, która wisiała na jego ramieniu. Serce Mii zabiło intensywnym rytmem, czuła, jak cały świat wiruje, ścisnęła szklankę mocniej, a wspomnienia wróciły do niej ze zdwojoną siłą.
— O, kurwa, ale ma tupet. Nie patrz tam, okej. Okej? Ależ skurwiel. Mężczyźni zawsze są tacy sami, a ja myślałam, że naprawdę dupek tego żałuje! — dochodziły do niej słowa Amelii, ale odbijały się jak od ściany. — Albo wiesz co, zmieńmy lokal, tutaj i tak jest pełno gówniarzy, a my powinnyśmy…
— Nie — odpowiedziała dobitnie. — Dam sobie radę.
— Mia, nie musisz.
Spojrzała na nią. Widok Emila z tą dziewczyną sprawił, że poczuła bolesne ukłucie, ale może gdyby nie to, że ich spotkała, wciąż łudziłaby się, że kiedyś, po tłumaczeniach, do siebie wrócą. Ale on znalazł pocieszenie, a ona wciąż płakała za nim w poduszkę, patrząc na wspólne zdjęcia. Amelia miała rację — to skurwysyn i debil. Odłożyła drinka i wolno się podniosła. Poprawiła dekolt i wygładziła sukienkę, przesuwając wycięcie nieco na przód i ruszyła przed siebie.
— Mia? Dokąd idziesz?
— Zostań.
— Chyba lepiej będzie, jeśli po prostu wyjdziemy, okej? Mia… nie rób niczego głupiego.
Ale ona już tego nie słuchała. Szybko pokręciła głową i dumnie uniosła ją do góry. Miała ochotę się rozpłakać, ale wiedziała, że jeśli teraz to zrobi, nigdy nie udowodni sobie samej, że potrafi być choć trochę silna. Krok za krokiem była coraz bliżej Emila. Starała się nie lustrować go wzrokiem, nie zatrzymywać spojrzenia na ubraniu, mięśniach, ustach, które kiedyś całowała, ale fokusować je na dłoni, którą trzymał na pupie Sary. Rozejrzała się. Tuż obok tarasu, przy barierce, stał ten sam chłopak, którego widziała wcześniej. Bingo. Zdusiła w sobie resztki dumy, podeszła bliżej niego i słodkim, niemal dziecięcym głosem rzuciła:
— Zatańczymy? Jednak nie mogłam odmówić takiej propozycji, miałeś rację, tylko stare baby nie tańczą.
Chłopak zatoczył się lekko i ruszył w stronę głębi sali. Chwycił kufel z piwem, a potem podał jej rękę. Była mokra od potu. Mia wzdrygnęła się lekko, ale cel był jeden — pokazać temu dupkowi, że świetnie się bawi, mimo że tak naprawdę była wciąż w totalnej rozsypce. Zbyt mocno się przywiązała, zbyt mocno kochała tego drania i tak naprawdę zbyt dobrze jej z nim było, by tak od razu odciąć się od wszystkiego. Przesunęła się bliżej nich, tańczyła, uśmiechała się sztucznie, aż wreszcie udało jej się złapać jego spojrzenie. Kiedy zmrużył oczy i zacisnął usta, wiedziała, że jest wściekły. Znów zmniejszyła dystans i tańczyła tak, jakby znała tego chłopaka od lat. Sara szczebiotała coś jak najęta, ale Emil skupił całą swoją uwagę właśnie na niej. Bardzo dobrze ty dupku, pomyślała.
— Co ty, do diabła, robisz? — Usłyszała nagle za sobą.
— O, cześć. Nie wiedziałam, że zabierzesz swoją nową dziewczynę tutaj. Cóż… Ja? Świetnie się bawię.
— Zabierz od niej łapy, gówniarzu — rzucił w kierunku chłopaka.
— Grzeczniej, to mój znajomy. Tańczyć już nie można?
— To jest taniec? Widać ci — zaczął się dziwnie zacinać — Za dużo pokazujesz! I to z takim gówniarzem? — warknął. — Przecież to jakiś dzieciak i do tego najebany!
— A co ty masz do tego? Jestem wolna, więc pokazuje tyle, ile chce i tańczę z kim chcę.
— Mia! — Widziała, jak zaciska pięści. Wciąż był zazdrosny i działał na nią, że miała ochotę obić tej złodziejce chłopaków twarz, a potem wyjść gdzieś tylko z nim. Ale doskonale wiedziała, że to nie tylko wina Sary, ale obojga, a skoro są tu razem, widocznie znalazł w niej pocieszenie.
— Twoja pijawka czeka na całowanie, a następnym razem po prostu daj znać, do jakiego klubu się wybierasz, żebym przypadkiem na was nie wpadła. Nie chciałabym się natknąć na twoją ukochaną.
Czuła coraz większy gniew. Przestała tańczyć, choć chłopak wciąż ocierał się o nią i obracał, miała wrażenie, że jest już w swoim świecie i procenty weszły stosunkowo za mocno.
— To nie jest moja ukochana. To Sara.
— Widzę. To dziewczyna, której na imprezie włożyłeś język w usta, a potem robiliście sobie słodkie foteczki. A skoro wciąż z nią przebywasz, to owszem, coś jest na rzeczy. Ale wiesz co, Emil, pieprzę to. Zostawiłeś mnie dla niej, a teraz przychodzisz tu i masz czelność mówić, w co mam się ubierać i jak tańczyć? Pieprzę ciebie, twoja Sarę i wszystko, co jest z tobą związane. — Czuła coraz większy stres, ręce drżały jej, gdy wyciągnęła piwo od chłopaka z boku i wylała prosto na twarz i koszulę byłego faceta.
— I pieprzę twój outfit. To ja kupiłam ci te rzeczy i to dla mnie miałeś je nosić — dodała z sarkazmem w głosie.
Jeszcze przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Sara natychmiast zaczęła osuszać jego twarz i ubrania, ale odepchnął ją lekko i warknął.
— Pożałujesz tego, Mia.
— O tak. Właśnie żałuję, że cię spotkałam — rzuciła wściekle, choć była to tylko połowiczna prawda. Doskonale pamiętała wszystkie chwile spędzone z Emilem. Gdzie się podziały teraz te dobre momenty? Raz jeszcze spojrzała w jego oczy — wyglądały na puste, bez wyrazu, po poprzednim uczuciu nie było już żadnego znaku. Chciałaby czuć obojętność, ale wiedziała, że najpierw musi odpowiednio go znienawidzić, a dopiero potem przyjdzie czas na spokój. Ile potrzeba dni, by wspomnienia się zatarły? Jeszcze miesiąc? Pół roku? Zacisnęła usta i rzuciła mu lodowate spojrzenie. W ten sposób rozstali się kolejny raz, tak naprawdę nie mówiąc sobie niczego. Magiczny most, który łączył ich kiedyś, ta nić komunikacji, gdy potrafili gadać godzinami o niczym — wszystko runęło. Uniosła głowę i ruszyła na dół. Biegła po schodach szybko, bo czuła, że lada chwila zwymiotuje albo wybuchnie płaczem. Kiedy otworzyła ciężkie masywne drzwi, uderzył ją zimny podmuch wiatru. Z nieba leciał mroźny deszcz połączony ze śniegiem, ale jej było zbyt gorąco od emocji, by odczuwać nagłą zmianę temperatury. Oddychała szybko i głęboko, jednak mimo to łzy zagnieździły się gdzieś w kącikach oczu. Otarła je wierzchem dłoni, choć nie spowodowało to zatrzymania kolejnych kropli.
— Jezu, Mia. To było… — Nagle usłyszała cichy głos przyjaciółki. — Jestem z ciebie dumna, wiesz? Zrobiłaś coś niesamowitego i wiem, że będzie cholernie ciężko, ale to dobry krok na przód. Brawo, mała. — Amelia przyciągnęła ją do siebie i pogłaskała po włosach, a dziewczyna natychmiast wybuchnęła płaczem. — On nie jest tego wart. Otrzyj łzy, wracamy po kurtki i zmywamy się stąd.
— Przecież chciałaś imprezować, znowu zepsułam wieczór, tak?
— Dokończymy, jedząc sushi w jakimś podrzędnym barze i upijemy się tak, jak mówiłaś. A jutro, Mia… znajdziemy ci faceta na ten ślub, okej? I będzie świetny. Nawet, jeśli miałabyś być z nim tylko przez kilka godzin, obiecuję ci, że będziesz się bawić najlepiej w życiu. Powiedziałaś Emilowi, żeby się pieprzył?
Przytaknęła.
— A widziałaś minę Sary? Myślałam, że pęknie od tej złości, kiedy wylałaś na niego piwo. Oboje są siebie warci, dupek i frustratka. Jak się czujesz?
— Beznadziejnie — rzuciła szczerze. — Wolałabym go z nią nie zobaczyć, ale przynajmniej wiem, że wcale nie leży zasmarkany w łóżku, jak ja przez ostatnie tygodnie i nie tęskni za wspólnymi chwilami. Muszę to jakoś przetrawić, tak po prostu. Pójdziesz po moje rzeczy? Nie mam ochoty spotkać go gdzieś jeszcze na schodach, a z moim szczęściem wpadniemy na siebie tuż przy drzwiach.
— Jasne. Zaraz będę. — Spojrzała ze współczuciem na przyjaciółkę. Z kieszeni dżinsowej kurtki wyciągnęła chusteczkę i podała jej. — Wytrzyj nos. To mają być twoje ostatnie łzy przez tego dupka, a jak zobaczę go na schodach, skopię mu tyłek przy tej wypindrzonej dziwce. — Uniosła dumnie ramiona, a Mia parsknęła śmiechem, ale wciąż był to śmiech przez łzy. Zdała sobie sprawę, że Emil nie żałował tego, co zrobił, a nawet jeśli przez moment dręczyły go wyrzuty sumienia, to gładko przeszedł od poczucia winy do kolejnego etapu, jakim był związek z Sarą. To zabolało ją najmocniej. Dlaczego facetom wszystko przychodziło tak łatwo? Jej też przydałoby się, by ktoś wcisnął magiczny przycisk na wykasowanie wspomnień i ubranie w pancerz obojętności, ale nikt nie chciał tego zrobić. Widziała tylko przyszłe chwile, które mogli spędzić razem, Widziała jego oczy, w których tak bardzo się kiedyś zakochała i tę cholerną rękę, którą przesuwał po plecach Sary. Odetchnęła głęboko. Ostatnia z łez spłynęła po jej policzku, a potem, jakby pchnięta słowami Amelii, że powinna być ostatnia, zatrzymała się na brodzie, a następnie spłynęła gdzieś w śniegową breję.
Wreszcie ruszyły dalej. Może chociaż druga część wieczoru będzie bardziej udana?