Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nowe interpretacje klasycznych bajek i przypowieści, towarzyszących ludzkości
od zamierzchłych czasów
Dobrze wszystkim znane z dzieciństwa bajki mogą wiele powiedzieć o ludzkim
zachowaniu: o naszych lękach, fantazjach, złudzeniach i pragnieniach. Pisarz i
psychoterapeuta Jorge Bucay opowiada w tej książce piętnaście bajek (m.in. o brzydkim
kaczątku, śpiącej królewnie i Kopciuszku) – przytacza ich oryginalne brzmienie, omawia
ewolucje ich treści i tradycyjne przesłanie, a na końcu proponuje nową, współczesną
lekturę i interpretację każdej historii.
Ta niezwykła książka pomoże czytelnikowi nie tylko zrozumieć pierwotny sens
opowieści, lecz również lepiej poznać ludzką naturę, a może i samego siebie. Przecież
każda bajka to metaforyczna albo rzeczywista podróż jej bohatera, będąca dla niego drogą
do samopoznania… podobnie zresztą jak dla czytelnika.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 508
Był sobie raz… „pewien raz”.
O którym opowiadano tyle razy…
że w końcu stał się rzeczywistością.
Opowiastki do przemyślenia (1998)1
Słynne zdanie, którym rozpoczynają się bajki — „Był sobie raz…” — przypomina mi inną dobrze znaną formułę: „Abrakadabra”. Sądzę, że oba sformułowania, każde na swój sposób, otwierają przed nami wrota do magicznego uniwersum, świata emocji, najcenniejszych i najprzydatniejszych narzędzi na drodze stawania się lepszym człowiekiem i wzrastania. To niezastąpiona siła pozwalająca nam lepiej zrozumieć własną kulturę, jej źródła, wartości, przekonania i zwyczaje.
Czytanie bajki, delektowanie się nią, zrozumienie i interpretowanie w pewnym sensie oznacza złamanie jej tajnego kodu; to sposób na odebranie przekazu, który próbuje nam zawsze ofiarować coś niezwykłego, niepojętego czy magicznego, często tak bardzo odległego od naszego schematycznego toku rozumowania, że wyzwala w nas wyobrażenia niezgodne z naszym codziennym sposobem bycia i myślenia, a nawet outsiderskie koncepcje, sprzeczne z powszechnie przyjętym systemem wartości.
Nie przypadkiem przychodzi mi tu na myśl hermeneutyka, nauka czy też sztuka interpretowania znaczenia rzeczy, w szczególności zaś słowa pisanego. Swoją nazwę dziedzina ta zawdzięcza Hermesowi, jednemu z olimpijskich bogów greckiej mitologii, który dzięki uskrzydlonym sandałom mógł w kilka minut przebiec całą Ziemię, niosąc ludziom wiadomości od bogów, które przy okazji wyjaśniał, by śmiertelnicy pojęli ich głębokie znaczenie i wypełnili dzięki temu swoje przeznaczenie.
Przyglądając się jako zwykły świadek naszej codzienności, odnoszę wrażenie, że zarówno społeczeństwo, jak i jednostki nie przywiązują zbyt wielkiej wagi do owego baśniowego świata, „pozostajemy głusi na boskie wołanie” (by nie rozstawać się z naszym porównaniem)… A jednak to uniwersum wciąż powraca, by zaznaczyć swoją obecność, być może dlatego, że — jak sądzę — ma nam jeszcze do powiedzenia wiele rzeczy, które powinniśmy usłyszeć. Wszystko to wydaje się, samo w sobie, dosłownie fantastyczne, bo przesłanie, o którym mowa — mądrość płynąca z bajek — nie jest takie samo dla wszystkich, a nawet okazuje się inne od tego, które odebraliśmy wówczas, kiedy usłyszeliśmy daną historię po raz pierwszy.
Nie istnieje na świecie, a przynajmniej mnie o tym nic nie wiadomo, biblioteka publiczna, która nie miałaby działu literatury dziecięcej i młodzieżowej. Biblioteka Narodowa Republiki Argentyny, założona w 1810 roku wraz ze zdobyciem przez kraj niepodległości, bynajmniej nie stanowi tu wyjątku. Na jej półkach stoją setki książek z bajkami pochodzącymi ze wszystkich możliwych kultur i epok. Niektóre z tomów mogą naprawdę zdumiewać ze względu na swoje piękne czcionki oraz cudowne i oryginalne ilustracje, prawdziwe dzieła sztuki stworzone najczęściej po to, by urzec dziecięce oczy i stać się dla młodego odbiorcy pomocnym przewodnikiem w lekturze. Tysiące czytelników w różnym wieku korzystają co roku z bibliotek, pozwalając, by oddziaływały na nich te historie. Taka jest siła słowa pisanego, moim zdaniem mocno zaniedbana, niedoceniana i zapomniana, a przecież warta naszej największej dbałości.
W specjalnym numerze z okazji Dnia Świętego Jerzego w 2005 roku czasopismo „Babar” z Barcelony opublikowało tekst przemówienia, które wygłosił autor książki Música, maestro!, gdy otrzymał za swoją twórczość Premio Nacional de Literatura Infantil y Juvenil2. Mający wówczas zaledwie pięćdziesiąt lat Miquel Creus i Muñoz — lepiej znany pod pseudonimem artystycznym Desclot — powiedział między innymi:
Nasi przodkowie byli analfabetami, co nie znaczy, że ignorantami. Oni po prostu dysponowali innym systemem przechowywania i przekazywania wiedzy. Wystarczała im pamięć, która pełniła funkcję biblioteki, i przekaz ustny, który zastępował lekturę. W tym społeczeństwie analfabetów (lecz nie ignorantów) dzieci od najwcześniejszego dzieciństwa aż po dorosłość były w stałym kontakcie z tradycją ustną, czy to poprzez piosenki, czy opowieści lub zagadki. Nie chodziły do szkoły, ale dziedziczyły prastarą wiedzę. Nie czytały, ale słuchały literatury, którą przekazywali im starsi i przez cały dzień bawiły się, sięgając do piosenek i rymowanek, które otrzymały w spuściźnie po swoim plemieniu. W gruncie rzeczy były bardziej świadome literatury niż znające alfabet współczesne dzieci. Z czasem kultura pisana coraz bardziej się rozpowszechniała i formy współczesnego życia, ze wszystkimi swoimi systemami sztucznej pamięci, zadały śmiertelny cios tradycji ustnej, a dzieci utraciły wcześniej tak dla nich naturalny kontakt z literaturą.
Desclot, opierając się na swojej analizie, domagał się „bardziej atrakcyjnej i obfitszej” literatury dziecięcej, która wypełniłaby pustkę wywołaną zanikiem ustnego przekazu mądrości ludowych z pokolenia na pokolenie. Bez niego bowiem społeczeństwo skazane jest na stan kulturowego ubóstwa, co dotyczy zwłaszcza najmłodszych.
Nie zapominajmy, że do podstawowych zadań literatury, w szczególności dziecięcej, należy estetyczne i porywające wyzwanie rozbudzenia u najmłodszych zamiłowania do urody słowa i ukazania im przyjemności wynikającej z zanurzania się w fikcyjnej rzeczywistości. Słuchać i czytać opowieści, pozwolić, by historia nas zauroczyła, to najważniejsze doświadczenie literackie; a jako takie powinno zaczynać się w domu rodzinnym i być kontynuowane przez resztę życia.
Jak zaznacza Desclot, do lektury dochodzi się poprzez przyjemność i dobrze by było, gdyby owa przyjemność zawsze nam towarzyszyła, choć nie ulega wątpliwości, że przychodzi moment, w którym staje się ona już niewystarczająca i trzeba zacząć traktować lekturę jako źródło poznania (nawet jeśli uznamy, że owo poznanie okaże się w przyszłości kolejnym źródłem przyjemności) i jako drogę naszego rozwoju osobowego.
Zdaniem Any Guillot dowolny utwór literacki, a zwłaszcza bajka, to swoisty dziennik podróży, rzeczywistej czy metaforycznej, która stanowi dla bohatera opowiadanej historii naukę lub odkrycie… podobnie zresztą jak dla czytelnika.
Wiedząc, że ta metaforyczna droga samopoznania jest zawsze swego rodzaju odkryciem, biorąc pod uwagę, że to zupełnie co innego niż wymyślanie siebie i dużo zdrowszego niż próby budowania swojego ja, każdy powinien zaplanować przebieg własnej drogi, wybrać jeśli nie cel to przynajmniej kierunek, trasę i sposób jej przejścia, wspierając się — jakżeby inaczej — na doświadczeniach innych, choćby nawet byli oni fikcyjnymi bohaterami zmyślonych historii.
Jednak w odróżnieniu od postaci fikcyjnych, których „podróż” nigdy nie jest wynikiem własnego niepokoju, a zawsze wypływa z jakiejś zewnętrznej konieczności, zmuszającej bohatera do wyjścia ze strefy komfortu, nasza osobista przygoda to nieodmiennie wybór, którego dokonujemy ze świadomością, że w tej podróży napotkamy przeszkody i problemy, będziemy upadać, cierpieć, posuwać się do przodu, by potem się cofnąć. Zmierzymy się na tej drodze z licznymi trudnościami, lecz powinniśmy potraktować to jako obowiązkowe ćwiczenie i źródło cennej nauki, dzięki któremu dowiemy się, kim w istocie jesteśmy, zamiast rozmyślać o tym, kim powinniśmy być.
Taka właśnie jest literatura, podsumowuje Guillot, bo takie jest życie: to tajemnicza droga, zmienna, fascynująca i niebezpieczna, na której nieodmiennie znajdujemy elementy nieodzowne do tego, by posuwać się dalej ku nieosiągalnemu celowi, jakim jest pełne poznanie samego siebie.
Opowiadania towarzyszyły ludzkości od jej początków, od czasów prehistorycznych, kiedy to rysunki odnalezione na ścianach jaskini w Altamirze przybliżały historie walecznych myśliwych, którzy ryzykowali życiem, by zdobyć pożywienie dla swojego plemienia. W egipskich grobowcach można znaleźć hieroglify relacjonujące w formie opowieści najważniejsze zdarzenia z życia faraonów. Istnieją też liczne historie hinduskie (Pańczatantra, czyli Mądrości Indii Ksiąg Pięcioro) i arabskie, z których wywodzi się perski zbiór Hezar Efsane (dosłownie Tysiąc opowieści), ewidentny pierwowzór Księgi tysiąca i jednej nocy.
Od tamtej pory aż do dziś na opowiadaniach ciąży zadanie przekazania doświadczeń innych, tak by nauka płynąca z tych zdarzeń nie uległa zapomnieniu. Nawet stosunkowo proste relacje kryją w sobie z pewnością, w większym lub mniejszym stopniu, mądrości społeczeństwa, które je wydało, owoc przeżyć określonej grupy ludzkiej, ludu lub narodu, skondensowane i przetworzone w historię, która może być wspominana i przekazywana następnym pokoleniom. Niewątpliwie to dlatego poeci mawiają, że „opowiadanie to forma buntu wobec śmierci”.
Zasadniczo większość bajek, które dziś uważamy za klasyczne, była anonimowymi opowieściami ludowymi. Przekazywano je sobie w średniowiecznych domach, gdy podczas długich i mroźnych zimowych nocy starszyzna zbierała się wspólnie z dziećmi przy ogniu, próbując barwnymi i ciepłymi słowami złagodzić zimno i głód tych, którzy nic nie posiadali. Przekaz z ust do ust miał tę zaletę, że pozwalał narratorowi za każdym razem zmodyfikować historię, dostosowując ją do aktualnej sytuacji i potrzeb słuchaczy, ale miał też oczywiste ograniczenie — mały zasięg. Odbiorcami były wyłącznie osoby obecne tu i teraz.
Jednak to właśnie te rozproszone historie o nieznanych ludowych korzeniach zbierano, kompilowano i wydawano w antologiach, umożliwiając im odbycie podróży w czasie i przestrzeni.
Począwszy od XIII wieku popularne historie są dosłownie rozchwytywane przez poetów i pisarzy, którzy wykorzystują je, tworząc dzieła własnego autorstwa, przekładając na swój język i swoje czasy, dodając do każdej z nich umoralniający komentarz. Tym sposobem pojawiają się:
— Opowiadania przykładne ze zbioru Alfonsa X Mądrego;
— Księga hrabiego Lucanora w Hiszpanii;
— Pentamerone, Rozkoszne noce i Dekameron we Włoszech;
— Opowieści kanterberyjskie w Anglii;
— Charles Perrault z Bajkami Babci Gąski;
— bracia Jacob i Wilhelm Grimmowie z Baśniami braci Grimm;
— Hans Christian Andersen i jego Baśnie.
Zaadaptowanie dla dzieci opowiadań i historii, które początkowo nie były dla nich przeznaczone, oznaczało poddanie ich szeregowi modyfikacji, skrótów i dodatków, tak by uczynić je bardziej atrakcyjnymi i zrozumiałymi dla odbiorców, do których je kierowano. Wyjaśnijmy, że — jak zawsze — każda adaptacja wynika ze wstępnego wyobrażenia autora na temat czytelnika i jego kultury, wiedzy, którą ten posiada i ograniczeń, sposobu postrzegania dobra oraz tego, co uznaje za właściwe, a co nie. Wprowadzano zatem zmiany — i dobre, i złe.
Z tej zarozumiałej wyższości, którą zawsze popisuje się cenzura, kpił sobie Roald Dahl na pierwszych stronach książki Revolting Rhymes, gdzie pisząc o Kopciuszku, zaczął od słów:
Ta bajka jest nam dobrze znana,
Wszak wersja to zafałszowana,
Polukrowana, głupia, przesłodzona,
Tandetna, mdła i uproszczona.
Czemu? — Bo zdaniem wielu starych ramoli
Takie historie dziatwa… woli!
Niniejsza książka nie stawia sobie za cel, by jednoznacznie przesądzić, czy historie dla dzieci powinny być przesłodzone, czy też raczej należy pozwolić, by opowieść, wracając do swej pierwotnej formy, zawierała gwałtowne sceny, krew i śmierć, które dały impuls do jej powstania. Chciałbym jednak powiedzieć otwarcie, że w tej kwestii opinie specjalistów są podzielone. Połowa psychologów i pedagogów utrzymuje, że historie przedstawiające brutalne wydarzenia są potrzebne, gdyż odzwierciedlają prawdziwe życie i ukazują ludzką zdolność do przezwyciężania trudności. Niewielką korzyść możemy odnieść, poznając cudze doświadczenia — mówią — jeśli te ograniczą się do nieistniejącego przesłodzonego i idealnego świata.
Druga połowa, z rodzicami małych dzieci na czele, utrzymuje, że sceny okrutne są szkodliwe, gdyż nie dość, że niepotrzebnie wywołują u dzieci niepokój i smutek, to jeszcze mogą stanowić instruktarz brutalnych lub niewłaściwych zachowań dla najmłodszych. Dużo większy sens i pożytek przynosi chronienie spokojnego snu maluchów i podsycanie ich optymistycznej wiary w to, że dobrze postępując, „będą żyły długo i szczęśliwie”.
Widać od razu, że w obu wypadkach znów mamy tu do czynienia z założonym a priori wyobrażeniem o małoletnim czytelniku, wynikającym z przesądów, stereotypów i mentalnych ograniczeń; zarazem jednak trudno podawać w wątpliwość, że jeśli chcemy zapoznać najmłodszych z naszą kulturą, nie powinniśmy ulegać pokusie lekceważenia ich zdolności do rozumienia i wnioskowania.
W XIX wieku romantyzm przenika wszystkie dziedziny sztuki, szczególnie architekturę, muzykę, rzeźbę i literaturę. W bajkach romantyczna wrażliwość jest pełna odwołań do czarnej magii, potworów, czarów i zaklęć. Elementy te pełnią tutaj rolę najstraszliwszych wrogów, wypierając swoich poprzedników: przemoc, okrucieństwo, głód i nędzę. Każda akcja wywołuje reakcję, a w literaturze dla dzieci zmiana przeciwników rodzi potrzebę nowych narzędzi i sojuszników dla bohaterów. W ten sposób w baśniach napotykamy zmodyfikowane wersje starych opowieści, pojawiają się nieobecne wcześniej wróżki, czary i magiczne przedmioty, wprowadzone, by pomóc książętom i bohaterkom w wypełnianiu ich misji.
Wraz z popularyzacją książek drukowanych (i odejściem w przeszłość manuskryptów) świat baśni i legend znalazł się w zasięgu wielu odbiorców. Historie docierały bez pośredników do wszystkich tych, którzy umieli czytać. Temu wyraźnemu wzrostowi liczby słuchaczy i czytelników przypisuje się nie tylko zwiększony obieg książek, lecz także powrót bajek do tematyki oscylującej wokół „realistycznych” i „przyziemnych” problemów, gdzie postacie są „bardziej ludzkie” — to mężczyźni i kobiety, z którymi odbiorca łatwiej się identyfikował. Zmiany te jednak, mówiąc szczerze, nie zawsze ułatwiały właściwe rozumienie tekstu.
Gdyby zapytać dorosłych z całego świata, czy wiedzą, kim jest Pinokio, zapewne jakieś osiemdziesiąt pięć procent z nich odpowiedziałoby twierdząco i mieliby na myśli pajacyka stworzonego przez Collodiego, którego nos wydłużał się przy każdym wypowiedzianym kłamstwie, oraz jego przemianę w chłopca. A gdyby potem zapytano ich, czy znają książkę, również by przytaknęli, mówiąc, że przeczytali ją „w dzieciństwie”. Co ciekawe, wszyscy sądzą, że mówią prawdę, choć ich odpowiedź jest całkiem fałszywa. (Jak się wkrótce przekonamy, Pinokio to powieść licząca przeszło czterysta stron i pomijając nieliczne wypadki, nikt jej nie przeczytał… a przynajmniej nie „w dzieciństwie”).
Powróćmy do rozważań nad treścią. Większość psychologów dziecięcych zgadza się co do tego, że bajki pomagają dzieciom w procesie dojrzewania, umożliwiając im wytworzenie sobie wewnętrznego obrazu konfliktu zaprezentowanego w historii i rozpracowanie go. Zarazem odbiorcy mogą bez przeszkód i cierpienia wejść w interakcję z przedstawioną sytuacją. Operowanie wyobrażeniem jest bez wątpienia dużo prostsze niż próby zdobycia analogicznego doświadczania przy udziale rzeczywistych osób z otoczenia dziecka… i dużo mniej kosztowne.
Zmierzenie się z niebezpiecznymi, podłymi potworami ze świata wyimaginowanego i pokonanie ich (z pomocą towarzyszy przygody) utwierdza nas w przekonaniu, że dobro zawsze zwycięża i że jesteśmy po stronie tych dobrych (a to już dużo), bo przynależąc do tego klubu — myślimy — wcześniej czy później zasłużymy sobie na uznanie, akceptację i dostęp do wszystkiego, czego pragniemy, włącznie z pokojem, szczęściem, miłością naszych bliskich i być może (dlaczego nie?) zasłużoną nagrodą w postaci wszystkich możliwych zabawek.
Od bohaterów i księżniczek dzieci uczą się właściwego postępowania w dobrych i złych chwilach. Uczą się cierpliwości, odwagi, wytrwałości i wiary, cech koniecznych do pokonania czarnych charakterów, które stają nam na drodze: ogrów, wilków, olbrzymów, smoków, wiedźm i macoch, reprezentujących najbardziej godne pogardy i potępienia lub przerażające cechy naszych ojców, matek, nauczycieli, starszych braci i wrogich „kolegów” z sąsiedztwa.
Słuchając bajki, dziecko może, na przykład, poznać wagę uczciwości i poszanowania dla cudzej własności, nawet zanim przyswoi sobie moralną i etyczną koncepcję szacunku względem własności prywatnej, choć, oczywiście, przekazywane wartości będą przesycone kulturą, z której wyrosły. Jednak w odróżnieniu od innych dzieł sztuki, którym grozi szybkie „zestarzenie się”, bajki nie tracą na aktualności i nadal są wykorzystywane i używane przez nowe technologie aż do wprost niewyobrażalnych granic (choćby poprzez użyczanie bajkowych motywów setkom tysięcy produktów handlowych dla dzieci… i nie tylko dzieci).
Później, już w dorosłym życiu, bajki dalej będą nam towarzyszyć i pomagać w porządkowaniu doświadczeń, myśli i uczuć poprzez zapewnienie łączności z emocjonalnym światem symbolicznego języka. W istocie ten ostatni działa niczym most przerzucony nad intelektem, by dotrzeć bezpośrednio do prawd skrytych głęboko w sercu, zmuszając nas do odrzucenia logiki czystego rozumowania, tyleż cenzurującej, co usianej pułapkami.
Opowieści używają standardowo przenośni, dzięki czemu niektóre z nich stają się najlepszym narzędziem introspekcji, zdolnym uwolnić nas od uwarunkowań świata materialnego. Możemy zatem, prowadzeni za rękę przez bajki, poszukać w sercu ułamków prawdy, jakie uchowały się pośród naszych codziennych kłamstw, by przestać zniekształcać, tak jak nam akurat wygodnie, nasze postrzeganie rzeczywistości.
Często jesteśmy jak ci słynni ślepcy z opowiadania Perraulta, którzy po raz pierwszy w życiu natknęli się na słonia, lecz nie umieli potem scalić cząstkowej percepcji każdego z nich, by pojąć, jak naprawdę wygląda to ogromne zwierzę.
Zbyt często mylimy się, wierząc jedynie informacji dostarczanej nam przez zmysły lub ufając ślepo wyobrażeniom i koncepcjom, w duchu których zostaliśmy wychowani.
Bajka, fikcja i metafora stawiają na „inną drogę” dostępu do mądrości, która nie zostaje poddana intelektualnej obróbce z pomocą dostępnych informacji, lecz zasadza się na utożsamieniu emocjonalnym z opowieścią i synchronizacji własnych wewnętrznych poszukiwań czytelnika z fikcyjną sytuacją narracyjną.
Twierdzę, że jednym z powodów wiecznej aktualności bajek jest to, że te najpopularniejsze i najbardziej znane nigdy nie zostają w pełni zrozumiane i zawsze pozostaje margines dopuszczający nowe interpretacje, stwarzając tym samym wokół nich magiczną, tajemniczą i atrakcyjną atmosferę.
Lata mijają, tylekroć opowiadałem tę historię, że nie wiem już, czy rzeczywiście ją pamiętam, czy tylko powtarzam słowa na nią się składające3.
(Jorge Luis Borges, Noc darów)
Zgodnie z najpopularniejszą definicją kulturą nazywamy pewne ramy pozwalające nam na zrozumienie i wyodrębnienie rzeczywistości określonego miejsca w określonym przedziale czasu w relacjach z ludźmi, którzy ją z nami dzielą.
W tym ujęciu, niezależnie od kontekstu, kultura jest naszym stylem życia, sposobem myślenia i odczuwania, sumą naszych wartości i zasad.
W obecnych czasach badacze procesów społecznych, politycznych i psychologicznych zgadzają się z filozofami, antropologami i teologami, że społeczeństwo wyraźnie się dehumanizuje. Alarmujące symptomy ostrzegają nas o konsumenckiej dekadencji, o skłonności do izolowania się i kryzysie etycznym, który może przekładać się na osłabienie wartości. To społeczeństwo, w którym wartości, takie jak dobroć, prawość, wierność czy uczciwość, zdewaluowały się na rzecz wagi przykładanej do innych konceptów, jak sukces, władza, pieniądze, wpływy czy przyjemność.
Wychodząc z tego punktu, łatwo pojąć, jak istotne jest zachowanie w nienaruszonej postaci roli rodziny, przyjaźni, religii i grup wspólnotowych. Tak więc, ryzykując nawet posądzenie o przesadę, będę się upierał, że bajka z samej swej natury stanowi uprzywilejowane narzędzie pomagające podtrzymywać transcendentne wartości naszej kultury w każdym z tych aspektów.
Na polu terapeutycznym i pedagogicznym (w moim przypadku coraz bliższych i coraz bardziej powiązanych) nowe tendencje psychopedagogiczne podkreślają wagę podmiotu jako twórcy i bohatera własnej egzystencji, to znaczy, postrzegają go jako autora i narratora własnej historii. Niemal wszystkie współczesne strategie terapeutyczne i edukacyjne często sięgają po opowiadania, własne lub cudze, traktując je jako pomoc i czynnik wyzwalający indywidualną samoświadomość.
Bajki pełnią rolę posłańców, którzy pojawiają się w naszym życiu, by pomóc nam spojrzeć na fakty z prostotą i otwartym umysłem, z nowej perspektywy. Rozmach fantazji, uśmiech, zaciekawienie wywołane opowieścią, podziw dla postawy bohatera, fikcyjnego bądź rzeczywistego, rozwijają świat wewnętrzny czytelnika, odwołując się do umiejętności, które mogą być przyswojone tylko z pozycji najbardziej podstawowego i duchowego ja — ja emocjonalnego.
Bardzo często bajka pozwala klarowniej ukazać istotę problemu, co z kolei ułatwia zbliżenie się do niego i bardziej obiektywną analizę, skrupulatne zbadanie, wydzielenie części składowych, wyrażenie i opisanie, przećwiczenie na alternatywnych sytuacjach z bogatej perspektywy własnej wyobraźni.
Być może także w tym przypadku opowieść wyjaśni lepiej, co mam na myśli:
Ta historia opowiada nam o starym mędrcu, którego mieszkańcy wsi zawsze pytali o radę, ilekroć któryś z nich miał jakiś kłopot. Starzec wysłuchiwał tych, którzy do niego przychodzili, po czym szedł do biblioteki i brał z niej wielką księgę, zawsze tę samą, otwierał ją, kartkował, jak gdyby szukając tam najlepszej odpowiedzi. Czasem po kilku minutach, innym razem po wielu godzinach zamykał wreszcie z satysfakcją gruby tom i wracał do pytającego, przynosząc mu zawsze najtrafniejszą i najmądrzejszą odpowiedź na zadane pytanie.
Uczniowie starego mistrza prosili od czasu do czasu, żeby pozwolił im również zajrzeć do księgi, ale mistrz zawsze odmawiał, argumentując, że nie są jeszcze na to gotowi.
Pewnej nocy, gdy mistrz spał, uczniowie zakradli się potajemnie do biblioteki, wzięli księgę i zabrali ją do domu jednego z nich, by ją przeczytać…
Zebrali się wszyscy przy świetle ogarka, otworzyli tom i ze zdumieniem odkryli, że wszystkie jego strony były puste.
Zrozumieli, że mistrz ich uprzedził i żeby dać im nauczkę, podmienił księgę na inną.
Zawstydzeni poszli następnego dnia, by zwrócić wolumen z białymi stronicami i powiedzieli mistrzowi, że zrozumieli lekcję, że może już odłożyć na miejsce prawdziwą księgę.
Mędrzec uśmiechnął się i rzekł:
— TO jest prawdziwa księga…
Uczniowie nie rozumieli.
— Ale przecież tu strony są puste. Po co w takim razie do niej zaglądasz? Co ci mówi ta księga? Nie zapisano w niej ani jednej myśli, ani jednej nauki… nie ma tu nawet liter.
Mistrz spojrzał na nich i rzekł:
— Prawda i mądrość tej księgi nie opierają się na tym, co mówi, lecz na tym, co sugeruje.
A od siebie dodam… jak we wszystkich książkach.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1 Jorge Bucay, Opowiastki do przemyślenia, przeł. M. Olejnik, Zysk i S-ka, Poznań 2021 (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
2 Hiszpańska nagroda literacka przyznawana w dziedzinie literatury dziecięcej i młodzieżowej.
3 Borges J. L., Noc darów, w: Borges J. L., Księga piasku, przeł. Z. Chądzyńska, Prószyński i S-ka, Warszawa 1998.